Kiedy Laily skończył klnąć z powodu obrażeń jakie dostał od szklanego deszczu i prowizorycznie opatrzył swoje rany liśćmi, postanowił pójść w stronę wulkanu. Szybko z tego pomysłu zrezygnował, bo nagle zobaczył mgłę, która nienaturalnie szybko go otoczyła. - To nie jest normalne - pomyślał chłopak. Wtedy zdał sobie sprawę, że ten dym przeszkadza mu w oddychaniu. Momentalnie zarwał się do ucieczki, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu. Dym był zbyt gęsty i było jego zbyt wiele. Musiał znaleźć inny sposób! - Cholera... Cholera... Spokojnie wszystko będzie dobrze. Do głowy Bella przyszła myśl, by stworzyć z liści rurkę do oddychania i schować się pod wodą. Nie był to dobry pomysł, bowiem trzeba było znaleźć inne źródło oddychania, a nie kryjówkę. Wtedy Bell spojrzał w górę i zdał sobie sprawę, że mgła to unosi się powoli do góry, ale o wiele szybciej rozprzestrzenia się na lądzie. Może drzewa były dobrym rozwiązaniem? Laily nie miał czasu się zastanawiać, tylko szybko chwycił się najbliższej gałęzi i zaczął wspinać się na drzewo. Robił to coraz wolniej, bo wym coraz bardziej podrażniał jego płuca. Kiedy dotarł na gałąź, znajdującą się nad dymem, poczuł ulgę, ale wiedział, że nie może się tu zatrzymać; dym ciągle unosił się do góry. Chłopak stał na gałęzi i zastanawiał się ,czy nie przeskoczyć na pobliskie drzewo. Moze tak będzie się poruszał, aż dotrze do naprawę wysokiego drzewa. - Okej, jest dobrze, wyjdziesz z tego - powtarzał sobie w głowie. Przechodził z gałęzi na gałąź z drzewa na drzewo, wybierając te, które wyglądały na w miarę trwałe. Przed sobą zobaczył bardzo wysokie drzewo i chciał tam jak najszybciej się dostać. Niestety, nie miało ono zbyt dobrych gałęzi do chodzenia, więc Laily musiał zostać na tym drzewie co stał i mieć nadzieję na to, że mgła wkrótce opadnie. Głodny Bell otworzył jedną z zup i zjadł ją ze smakiem, mając nadzieję, że nie będzie to ostatni posiłek w jego życiu. Na szczęście nie miał lęku wysokości, bo inaczej długo by na tym drzewie nie wytrzymał.