Skocz do zawartości

PrinceKeith

Brony
  • Zawartość

    1481
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wszystko napisane przez PrinceKeith

  1. Shiro patrzyła na to wszystko bardzo zachwycona. To w jaki sposób smok kreował nocne niebo było zachwycające. Po chwili skierowała swój wzrok na Ezreala. - To co, myślisz, że będziemy mieli teraz spokój? Ale musimy jeszcze odnieść kompas do świątyni, proszę - powiedziała spokojnie.
  2. Shiro mimo tego, że jego serce już nie biło dalej się nie ruszała. Trzymała jego dłoń szlochając cicho. Strata przyjaciela była bardzo ciężka. Zginął dla dobra innych. To powinno być cenione, ba nawet bardzo. Było to coś cennego, przynajmniej z jej perspektywy. Mocniej zacisnęła dłoń na kompasie.
  3. Shiro nie mogła uwierzyć w to co się działo. Śmierć kogoś na własnych oczach. Kogoś kogo darzyłeś sympatią. To nic co chciałbyś przeżyć. Uśmiechnęła się. - Będę zawsze dążyć do celów. A gdy ponownie się spotkamy, przyjacielu opowiem ci o wszystkim. Bardzo dziękuję, za wszystko. Odniosę do swojej świątyni, zadbam o to, by nie wpadło w niepowołane ręce. To do zobaczenia - powiedziała drżącym głosem. Złapała w dłonie kompas.
  4. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. - To ja dziękuję. Oddałałeś życie za swój cel. Dzięki tobie tyle ludzi będzie mogło żyć. Jesteś bochaterem. Postaram się by ktokolwiek zapamiętał twoje imię. Byś nie został zapomniany, zgoda? - powiedziała, po jej policzku popłynęło kilka łez. - Cieszę się, że mogłam cię poznać. Zostańmy przyjaciółmi, zgoda? - powiedziała łapiąc go za dłoń. Uśmiechała się mimo łez.
  5. Śmierć. Tak straszna. W środku bolało ją to co widziała. Miała tylko nadzieję, że ktoś zapisze ich imiona w historii. Oraz to, że ktokolwiek zapewni im dobry pochówek. A jeżeli nie miało być takiej osoby, sama mogła to zrobić. Bolał ją widok smutnej Jinx. Zapewne chłopak był kimś ważnym, może nawet jej miłością. A ona po prostu go straciła... Shiro wiedziała jakie to jest uczucie. Postanowiła pocieszyć ją, ale to potem. Teraz chciała podejść do Varusa, by powiedzieć mu cokolwiek na pożegnanie. Nawet, jeżeli mógł jej nie słyszeć. Do oczu napłynęły jej łzy. Spojrzała na Ezreala. - Muszę. Mogę? - zapytała. Cóż bez jego pomocy nie było opcji by gdzieś doszła. Chyba, że pomógłby jej siąść na deskę z kryształu.
  6. Dziewczyna szybko chciała przedostać się do Kayle. Pistolet trzymała mocno w dłoni by jej nie wypadł. Jeżeli była dostatecznie blisko naciągnęła pistolet i strzeliła w Kayle. - Pora zakończyć tą farsę - powiedziała szeptem. Miała kamienny wyraz twarzy, zdażało się to nie żadko ale mogło.
  7. Dziewczyna była niezwykle zaszokowana tym wszystkim co się działo. Myśli jej się plątały a ona sama stała nieruchomo. Drżała bardzo mocno, usta miała lekko otwarte ale przez pierwsze minuty nie była w stanie nic powiedzieć. Dosłownie nic. Dopiero kiedy obok niej stanął Ezreal, rozluźniła się nieco. Wiedziała co chce zrobić. Szybko wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni swetra pistolet który dostała od wójka Ezreala. - Osłonisz mnie? Muszę coś zrobić - powiedziała do niego szeptem. Wiedziała czego chce ale ktoś musiał ją obronić by mogła dopiąć swego.
  8. Shiro momentalnie zignorowała Ezreala. Szybko stanęła przed Varusem i stworzyła wokół nich tarczę. - Przepraszam, ale tu potrzebne są wyjaśnienia. Zanim dostaliśmy się na summoners rift Kayle była w więzieniu. Nawet jeżeli by się wydostała, nie wierzę by nieła miała żadnych obrażeń. Nie po tym jak z Ezrealem znaleźliśmy Miss fortune w podziemiach - powiedziała.
  9. Mężczyzna posłał mu uśmiech gdy Syd stanął. Trochę niepewny tego, że umiałby zrobić komuś krzywdy. Ale to można było poprawić podczas treningu. Opiekunka wypuściła kolejny list a wpadł on po chwili szybowania prosto w dłonie Nadii. Wzrok strażniczki po prawej stronie momentalnie powędrował na dziewczynę. Kobieta była wysoka, miała ładny kształt ciała. Włosy splecione miała w warkocz opadający nana prawe ramię. Sama ubrana była w lekki strój zwiadowczy wraz z płaszczem. Trzymała w dłoniach dwa wachlarze ostrzy.
  10. Zielonowłosy uśmiechnął się do Aidena. Pociągnął go tak by stanął w odpowiednim miejscu, przed opiekunką. - Spokojnie, ona nie gryzie - poinformował po czym uśmiechnął się zawadiacko. Alfonse rzucił mu tylko poważne spojrzenie. Po chwili niebieskowłosy stanął na baczność, a był to moment gdy opiekunka wypuściła kolejny kwiat. Ten upadł prosto w dłonie Syda.
  11. - Myślę, że wszyscy są gotowi Yrd - rzekła strażniczka stojąca po prawej stronie. Pochodziła ona z klanu Blomb. Długie włosy spadały jej kaskadami loków na ramiona. Miała bystre i dumne spojrzenie, przez jej ramię przewieszony był zdobiony łuk a przy pasie wisiał kołczan ze strzałami. - Ej Ruby, nie poganiaj jej. Zacznie wtedy kiedy Drzewo Matka będzie gotowe - rzekł stojący obok niej mężczyzna. Pochodził z Arboro, miał raczej pogodną twarz. Ubrany był w pancerną zbroję i opierał się na trzonie Młota. Zielone włosy sięgały mu ledwo za obojczyk. - Spokój wszyscy! - powiedział nieco głośniej mężczyzna stojący najbliżej opiekunki. Pochodził z Drillem. Jego błękitne włosy scięte były krótko. Spojrzenie miał bardzo poważne widywane u władców. Odziany w lekką zbroję dzierżył lśniący w słońcu miecz. - Tak jest Alfonse! - szybko odpowiedziała dwójka strażników stając na baczność. Opiekunka zmrużyła oczy by po chwili otworzyć je szeroko. Ponownie spojrzała po tłumie. Wypuściła na wiatr zielony kwiat. Po chwili szybowania upadł on prosto w dłonie Aidena. Strażnik z młotem momentalnie spojrzał na niego uśmiechając się. Opiekunka także na niego spojrzała. - Podejdź do nas.
  12. Dziewczyna złapała jego dłoń. Nie była pewna tego co się teraz stanie. Najpewniej teleportacja. Wiedziała, że gdy tylko się pojawią będzie musiała niezwykle szybko zbiec z podestu. Liczyła na brak problemów, no i przeciwników. Bo gdyby owi się pojawili mogliby zablokować jej wyjście. Nie chciała zginąć, co to to nie.
  13. Akt 1 *** Wybrańcy *** Wkrótce nadszedł dzień wybrania nowych obrońców Drzewa Matki. Pogoda była cudowna, idealna na dzisiejszy dzień. Słonecznie, dostecznie ciepło bez obawy o opady. Rzec można, idealny letni dzień, idealny na ceremonię. Wszyscy zebrali się na placu obok drzewa. Było ono ogromne, podobno sięgało chmur, ale kto wie? Wszystkie klany ustawiły się tak, by się nie wymieszać. Przed wami stał podest z rzeźbionego kamienia, w ziemię dookoła wbite były sztandary pięciu klanów. Nagle błysnęło światło a na środku podestu pojawiła się kobieta około lat trzydziestu. Białowłosa, o czerwonych oczach w fikuśnej złotej ozdobie na głowie która symbolizowała koronę drzewa, ubrana w złoto czarno czerwoną szatę. Była to opiekunka drzewa. Każdy z was pamiętał jak dziesięć lat temu została wybrana, drzewo ją wybrało. Wcześniej pochodziła z klanu Sappy ale po ceremonii nie można było stwierdzić do jakiego klanu należała. To dlatego, że nie należała do żadnego. Pamiętać mogliście jak liść drzewa matki wpadł wprost w jej dłonie, a ona sama została podprowadzona pod roślinę. Kiedy dotknęła jej i złożyła przysięgę jej włosy momentalnie stawały się białe a moc skały została jej odebrana, otrzymała od drzewa inną moc. Trzymała w dłoniach pięć kwiatów, każdy w innym kolorze. Każdy wiedział co powinno się teraz stać, kobieta wypuści na wiatr kwiaty a one wybiorą nowych strażników. Spojrzała po tłumie. Jej wyraz twarzy dalej pozostawał bardzo spokojny, opiekuńczy. - Witajcie moi drodzy - powiedziała. - Zebraliśmy się tutaj by Drzewo Matka mogło wybrać sobie nowych strażników. Jeżeli wszyscy jesteśmy gotowi, to możemy zaczynać - rzekła spoglądając na odchodzących strażników którzy stali po jej obu stronach.
  14. Nie była pewna tego co mają teraz zrobić. Dostać się się do bazy niepostrzeżenie i zniszczyć kryształ? Stała na skalnej półce nieco wachając się. Spojrzała na Varusa. - I było coś nie tak? Pomogłam drzewu odrosnąć, tak myślę. No i pozamykałam wszystkie dzióry. Jeżeli liga przetrwa to nie powinniśmy mieć problemu z wyciekami - powiedziała. - Ale ten rytuał był straszny. Chyba i mi, i Ezrealowi zapadnie niestety w pamięci.
  15. Spojrzała na rozpadającą się wierzę. Rozpadała się w taki zachwycający sposób. A może zachwycające było po prostu to, że wygrywali. Ocknęła się dopiero gdy na nią spojrzał a potem zadał pytanie. - Jestem. Skąd o tym wiesz? - zapytała. Nie była pewna co będzie musiała teraz robić jako strażniczka. Nie chciała przesiedzieć tam całego swojego życia. Chciała móc spędzić je ze swoją rodziną, z Ezrealem.
  16. Shiro podeszła dodo wierzy z innej strony niż Varus i zaczęła do niej strzelać. Jej twarz nie miała większego wyrazu, zwykły spokój zmieszany lekko z powagą. Myślała. Nie była pewna tego co zdarzy się gdy wygrają. Czy na pewno się odrodzą? A jeżeli tak to w jakim miejscu? Czy jeżeli liga przetrwa to znowu będzie spokojnie? Nie wiedziała. Jeżeli wygrają, zobowiązała się do pomocy Varusowi, tak też na pewnoniego zrobi. Ale czy ona i Ezreal zaznają trochę spokoju? Życia normalnych cywili, nikt nie mógł tego wiedzieć. Jedynie siły wyższe.
  17. Akceptuję W czasie dwóch dni zacznę sesję
  18. Shiro spojrzała na Varusa. Po chwili uśmiechnęła się. - To już jakiś plan. To jak Varus, tobie pasuje? Bo mi pasuje ale chcę wiedzieć jakie ty masz o tym zdanie - powiedziała. Wiedziała, że prędzej czy później będą musieli znaleźć Ezreala.
  19. Akceptuję to zostało nam jedno miejsce
  20. Shiro spojrzała na Jayce'a. - Nie wolno wam do niego strzelać. Jest po naszej stronie - powiedziała marszcząc lekko brwi. - Wiem, że mi nie uwierzysz Jayce ale tak jest. Pokonaliśmy Hecarima ale Vi zbyt mocno oberwała - powiedziała tylko.
  21. Dziewczyna skinęła głową. Chciała szybko przedostać się na linię. Nie wiedziała kogo tu ujrzy, ale spodziewała się Caitlyn i Jayce'a. - Witajcie - powiedziała cicho.
  22. Daję dwa dni na poprawę kp
  23. - Pozwolę sobie o tym nie myśleć. To irytujące - powiedziała cicho. Wkrótce dotarliście do kawiarni. Shiro szybko znalazła wolny stolik. Wyjęła portwel z torby. - To co zamawiasz? - zapyta.
×
×
  • Utwórz nowe...