Skocz do zawartości

PrinceKeith

Brony
  • Zawartość

    1481
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Posty napisane przez PrinceKeith

  1. [Cirilla]

    Dziewczyna usiadła wygodnie na fotelu wpatrując się przed siebie. W milczeniu wysłuchała tego co chciał jej powiedzieć. Raczej normalna historia. Gadaliwa? Ona, nie… Nigdy taka nie była.

    - Wybacz, jeżeli nie chciałeś tego mówić to nie musiałeś. Na co dzień nie lubię rozmawiać. Mówię tyle ile trzeba. Ale cóż… Próbuję być miła choć nie jestem pewna czy mi to wychodzi - powiedziała. Zastanowiła się chwilę. - To ta ciągła samotność tak mnie ukształtowała. W sumie mogłabym teraz nazwać samotność moją przyjaciółką. Jest fajna - powiedziała a potem uśmiechnęła się by po chwili się zaśmiać. Szczerze, nie sztucznie jak to zwykła robić gdy trzeba było.


    [Jennefer]

    Kolejne dni mijały na śpiewie albo wyłapywaniu ofiar. Zabójca… Bardzo ciekawy zawód, w sumie przyzwyczaiła się do niego. W sumie, do śmierci była przystosowana zawsze, dzięki ojcu. Nie robiło to na niej jakiegoś większego wrażenia. Do czasu… Kiedy ojciec zginął śmierć musiała stać się jej sprzymierzeńcem. Nawet jeżeli sama śmierć nie chciała być przyjaciółką dziewczyny, to została nią. Bo w końcu z czegoś trzeba było wyżyć. Samo śpiewanie nie wystarczy. Szła spokojnie ulicą, obserwując wszystko dookoła przenikliwym wzrokiem. Nie dawała drugiej sobie żadnych szans na skontrolowanie ciała. Mogło mieć to bardzo negatywne skutki. Postanowiła wejść do jednego z barów. Weszła i zamówiła co chciała a potem znalazła sobie wolny stolik i usiadła. Rozejrzała się. Jej uwagę przykuł mężczyzna siedzący sam. Wpatrywał się w jeden punkt. Ciekawość była u niej dominującą cechą. Podeszła do niego i odchrząknęła.

    - Przepraszam, że przeszkadzam. Na co tak patrzysz? Wiem, że jestem ciekawska jednak… Skoro przyglądasz się czemuś tak dokładnie, to musi być to interesujące… - rzekła. W duchu modliła się, że rzecz na którą patrzył nie była telefonem. Bo jeśli była, to wyszła na idiotkę.

  2. Nadal klikała klawisze klawiatury, skupiając się na ekranach. Po chwili chwyciła butelkę wody stojącą na biórku i napiła się trochę. Wysłuchała tego co powiedziałeś. Ba, nawet prychnęła cicho pod nosem. Spojrzała na ciebie nie odwracając głowy.

    - Nie mam imienia - powiedziała tylko klikając kolejne klawisze.

  3. Zmarszczyła brwi bardziej a potem nastroszyła uszy.

    - Myślisz, że jak jesteś wojskowym i masz broń to odpowiem na twoje pytania? Chyba nie... - mruknęła cicho pod nosem a następnie zabrała się za dalsze stukanie na klawiaturze. Topaz podszedł do ciebie.

    - Muszę na chwilę wyjść wykonać telefon. Nie pozbijajcie się - powiedział po czym wyszedł. Dziewczyna tylko warknęła pod nosem.

  4. Niewielkie pomieszczenie było biórem. Stało tam biórko, przy nim siedziała osoba która robiła coś przy dosyć sporej ilości komputerów. Przez ramię na ekrany patrzył jej Topaz. Owa postać spojrzała na ciebie po czym lekko zmarszczyła brwi. W pierwszym momencie postać zdawała się być rodzaju męskiego. Do czasu... Włosy obcięte typowo po chłopięcemu, ułożone w artystycznym nieładzie. Para czerwonych oczu, mnósto kolczyków w uszach. Do tego raczej męska niż żeńska budowa ciała. Jedynym nienaturalnym elementem były kocie uszy i ogon. Ciekawe.

    - No nie! Kolejny. Dajcie mi pracować w spokoju - wrzasnęła. Dopiero wtedy iluzja tego, że to przed czym stoisz jest chłopcem rozpłynęła się. Był to kobiecy bardzo niski głos. Teraz też kiedy oderwała ręce od klawiatury by odsunąć od siebie Topaza zauważyć można było ostro zakończone paznokcie pomalowane czerwonym lakierem.

  5. Shiro spojrzała na ciebie przeglądając notatki.

    - Jestem w trakcie tworzenia czegoś takiego. No Topaz... Co tak stoisz? Idź jej pilnować - powiedziała po czym się skrzywiła.

    - Dobra... - mruknął. - Ej, David idziesz ze mną? - zapytał. Shiro zaczęła szukać odpowiedniego metalu, który potrzebowała.

  6. Shiro wzruszyła ramionami.

    - Jakaś hakerka terrorystka. Złapali ją i powiedzieli, że albo do nich dołączy albo zostanie zastrzelona. Nie trudno domyślić się co wybrała. A komu kazano ją pilnować? Oczywiście kurwa, że nam! - powiedziała po czym tupnęła nogą. Nie była zadowolona z tego faktu. W końcu, co jeśli okaże się lepsza od niej samej?

  7. Burza, czy mogła im coś zrobić w pomieszczeniu? Chciała coś powiedzieć, jednak w tej chwili Monika urwała swoją wypowiedź. Pstrykniecie, potem szum w uszach. Nie była pewna co się dzieje, zachowywała jednak spokój. Błysk. No nie, coś tu było nie tak. I potem znaleźli się w jadalni połączonej z ogromną biblioteką. Robiła wrażenie. Kolejne schody, ile ta wieża mogła mieć pięter? Była tego niezwykle ciekawa. Ale, jak się tu znaleźli? Klacz wytłumaczyła to sobie magią. Bo czym innym. Dziewczyna musiała przecież używać magii, skoro potrafiła takie rzeczy. Poduszki, nie pamiętała kiedy ostatni raz na jakiejś siedziała. Szybko ugniotła ją w odpowiedni dla siebie sposób i siadając na niej. Kapusta z grochem, wyglądała lepiej niż zwyczajne posiłki. Niestety Ayeneweddien nie mogła sobie pozwolić na taki posiłek codziennie, było to spowodowane ciągłą wędrówką i dużą ilością pracy. Zwykle wystarczał jej chleb, zwykle suchy, jakiś kawałek sera i woda, do której przy ognisku wkładała trochę ziół by nabrała jakiegokolwiek smaku. Wykwintne posiłki jadała jedynie w dniu kiedy otrzymywała wypłatę za zdobycz. No cóż, życie... Jednak to, że nie jadła takich rzeczy na codzień nie oznaczało, że nie umiała się zachować przy stole. Klacz bardzo dobrze posługiwała się sztućcami i znała wszelkie zasady zachowania przy stole. Hah, w duchu dziękowała ojcu. Podniosła imbryk i nalała do szklanki trochę herbaty, potem upiła jej trochę. Uśmiechnęła się.

    - Ja nie - rzuciła tylko. - Prawdopodobnie jesteś bardzo wykształconą czarodziejką, znaczy tak myślę, skoro umiesz robić te wszystkie rzeczy. Ano i dziękuję za gościnę - powiedziała. Ba! Wymusiła na sobie nawet uśmiech. Dlaczego wymusił? Ta tu mało kiedy się uśmiechała, bo nie miała ku temu okazji. Cóż... Zaczęła spożywać posiłek.

  8. Shiro zaśmiała się.

    - Ta... Dzięki - mruknęła cicho. Topaz spojrzał na was obydwu.

    - Dobra, spadam zobaczyć jak radzi sobie naszaz nowa rekrutka. Shiro wi... 

    - 50, prawa strona - ucięła mu zanim skończył. - Uważam, że wie co robi i nie musisz tak sprawdzać co robi...

    - Ale szef kazał jej pilnować.

    - Przecież, zapomniałam, że ty jesteś Topaz który słucha rozkazów. Przyłączyli do wojska terrorystkę to niech sami jej pilnują... - powiedziała marszcząc lekko brwi.

  9. Topaz szybko dał Shiro kuksańa w ramię.

    - No dalej... Mów - powiedział. Westchnęła.

    - Będę jeździć do was co dwa tygodnie na kontrole. Nie wiem co będę robić... Chcę tylko ułożyć do kupy moje życie prywatne... To jest teraz najważniejsze. Wiesz... Myślenie o rodzinie i inne takie - powiedziała.

  10. Nie wiedziała jaka magia się tu działa. Znała jej imię. Kim więc była? Na pewno osobą wiedzącą o wiele więcej od niej. A co jeśli wiedziała o smoku i chciała go uwolnić? Na pewno nie. Skoro nie było teraz pory na wyjaśnienia, to wypadało czekać. Cierpliwość to dobra cecha. Zmierzyła jeszcze wzrokiem smoka. Gdy jednorożec wstał, Aenyeweddien odsunęła się na niewielką odległość. Tak, by jej nie dosięgnął. Bardzo agresywny. Mierzyła go lodowym spojrzeniem. Nie rozumiała jego logiki, przecież nikt nic nie chciał mu zrobić. Zastanowiło ją to co piła smoczyca, czy to był alkohol? Westchnęła. A potem ujrzała gryfa. Spotkała się kilka razy z tymi stworzeniami, jednak nie wchodziła z nimi w większą interakcję. Bo ona miała zwykle robotę, a robotę trzeba było wykonać. Zdawało się, że tknie wszyscy, mogła się więc przedstawić.

    - Ja jestem Aenyeweddien, łowczyni potworów... Miło mi was poznać - mruknęła rozglądając się po wszystkich osobach. Z nich wszystkich, najbardziej intrygująca była dziewczyna i kotka.

  11. Dziewczyna nieco skuliła się zawstydzona.

    - Od ni-nikogo - mruknęła lekko się rumieniąc. Do hangaru wszedł Topaz, uśmiechając się szeroko. Przez dwa lata w ogóle nie zmienił. Zachichotał.

    - Myślisz, że się przyzna? Pewnie, że od Leloucha... - powiedział podchodząc do niej. - Wiesz... Nocne wyprawy i te sprawy - powiedział po czym się wyszczerzył.

  12. Dziewczyna uśmiechnęła się. Po chwili podeszła do krzesła biórka i podniosła z niego Malachite'a. Podeszła do Ruby i go jej podała.

    - Dzięki za przypilnowanie.

    - Nie ma problemu. Pilnuj go. Lisy to dar boży, niezwykle waleczne. Widać, że jest do ciebie przywiązany i broni cię przed złymi duchami... - powiedziała z uśmiechem. - Jeżeli chcecie zobaczyć Mechy to zapraszam do hangaru - rzekła.

  13. Ci, którzy nie wiedzą. Ci, którzy walczą dla władzy. Ci, którzy zostaną pokonani. Oni również powrócą.

    Natomiast Ci, którzy zwyciężą, zmiażdżą ich po raz kolejny.

     

    Nie zadawajcie pytań, bo nie wiem kim Oni są.

     

    Jedyne o czym powinniście myśleć to wasze przetrwanie. Oni nadchodzą.

    Dlaczego walczycie?

    “Kim jesteś…?” Jestem tym, którego pomijacie, którego nie zauważacie. Lecz Ja zawsze jestem.

    Ja zawsze pomagam, bez względu na to, kim Jesteście.

     

    Ale. Ja jestem nikim. Do czasu.

     

    Przyjdzie czas, w którym Będę nieocenionym pomocnikiem, niezwyciężonym. Już nieraz pokazałem swoją potęgę, lecz w porównaniu do Was, Przywoływaczy, jestem nikim.

     

    Wciąż nikim.

     

    Już niedługo Oni nadejdą. Wtedy, to My będziemy silniejsi, a Wy będziecie nas błagać o pomoc. Ich będzie zbyt dużo.

     

    Lecz my Ich powstrzymamy. Nie pozwolimy by zniszczyli Runterrę. Nie tym razem. To my zwyciężymy.

     

    Ja jestem jednostką. My, jesteśmy hordą.

    Stworzono Nas by Was wspierać, lecz teraz, mamy wolę, pragniemy, czujemy, jesteśmy.

    Magia nie jest nam nieznana, a bronią posługujemy się lepiej niż Wy.

    Myślicie więc “Dlaczego się nie zbuntujecie…?”

    Otóż, Runterra to nasz dom. Jedyne miejsce, w którym My możemy rządzić, w którym możemy żyć.

    Jeżeli ich nie powstrzymamy, Runterra zostanie zniszczona. Sami nie damy rady.

     

    Pragniemy zatem wspólnej walki. Ostatniej. Nasz największy wróg, zostanie pokonany, a my odejdziemy w spokoju.

     

    Więc… Jak brzmi odpowiedź?

    ***

    Kiedy woda trysnęła na jej twarz, ta lekko zmarszczyła brwi, jednak nie otwierała oczu. Dopiero kiedy usłyszała głos którego nie znała, postanowiła to zrobić. Jej powieki powoli otworzyły się. Zamrugała patrząc na sufit jadowicie zielonymi oczami spod burzy rzęs. Westchnęła. Wstała, po czym rozejrzała się. Gdzie mogła się znajdować. Jakaś dziwna wieża, tak jej się zdawało. W środku pełno schodów i ta klepsydra. Dopiero potem w milczeniu zaczęła się przyglądać osobą które tu były. Jakiś jednorożec, gryf, smok, kot i… Człowiek? Była nieco zaskoczona. Nigdy nie miała przed oczami takiej istoty. Nie wiedziała czy coś mówić. Milczała więc utrzymując z kobietą kontakt wzrokowy. Postanowiła jednak coś powiedzieć :

    - Możesz mi wytłumaczyć dlaczego i w jaki sposób się tu znalazłam? - zapytała. Miała lekko oschły, spokojny ton głosu, bardzo poważny. Jednak każda osoba przebywająca z nią powinna być do tego przyzwyczajona. Pełna harmonia… Może chaos? Nie… Ona stała po środku, niezdecydowana.

×
×
  • Utwórz nowe...