Skocz do zawartości

PrinceKeith

Brony
  • Zawartość

    1481
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wszystko napisane przez PrinceKeith

  1. [Jennefer] Wracała nieco zdenerwowana z zakupów. Czemu zdenerwowana? Ta... Płyn do soczewek zdrożał. Tylko tego jej brakowało. Tabletki które kupiła na katar były całkiem tanie, nie kupiła jakiś super wymyślnych. Po prostu chciała się wyleczyć. -Jak ceny płynu do soczewek będą tak rosły to niedługo przestanę je nosić.-Wymamrotała pod nosem. Włorzyła ręce do kieszeni. Poczuła w nich kształt dwóch całkiem znajomych przedmiotów. Wiedziała co miała w schowku. A raczej ta druga część niej wiedziała. Niewielki walec ze sznórkiem... Ale nie teraz. Teraz nie mogła pozwolić opanować się przez szaleństwo drugiej strony. Nie na ulicy... Wyjęła z kieszeni drugi przedmiot o nieco innym kształcie. Zapalniczkę... Rzuciła nią o ziemię a ta rozbiła się na kawałki uwalniając gaz. Jennefer zaczęła biec. Teraz jej drugi charakter nie mógł nic zrobić. Bo jak? Jednak słyszała w swojej głowie szepty drugiej siebie. Z jednej strony dziewczyna była zadowolona, że zniszczyła zapalniczkę ale część jej mówiła, że zrobiła źle. Próbowała nie zwracać na to uwagi ale nie mogła. To ją przerastało. Dobrze, że była blisko swojego domu. Wbiegła do niego i zamknęła drzwi. Dyszała... Była zmęczona biegiem. Zaśmiała się. -To wszystko jest takie głupie...-Wymamrotała i jeszcze raz się zaśmiała.
  2. [Jennefer] Słońce zaczęło lizać bladą cerę czrnowłosej dziewczyny. Mimo tego ona spała, choć nie spokojnie to jednak jakoś. Po kilku minutach jednak lekko otworzyła swoje ślepia. Ziewnęła przeciągając się. Wygrzebała się z pod miękkiej kołdry. Kichnęła, katar dokuczał jej od jakiegoś czasu. "Przydałoby się iść do apteki kupić coś na to kiechanie..." pomyślała. Przetarła lewe oko. Podeszła do lustra by przeczesać swoje kruczoczrne włosy. Gdy tylko ujrzała swoje odbicie uderzyła pięścią w ścianę obok lustra. Zabolało. Ale nic nie powiedziała. Ale co ją tak zdenerwowało? Oczy, kolor jej oczu. Tak bardzo pirzypominał jej kolor oczu matki. Tej nic niepotrafiącej, słabej kobiecie. Jennefer znienawidziła ją zaraz potym jak zginął ojciec. Sięgnęła po pudełko z soczewkami lerzące na półce obok. Sięgając je upadła jej buteleczka z płynem do soczewek. Podniosła je i odłorzyła na miejce ale nic tam już nie było. "Super, czyli płyn do soczewek też trzeba kupić" pomyślała. Załorzyła soczewki i przeczesała włosy złamaną szczotką. Odeszła od lustra i ubrała się. Zabrała swoją torebkę w odcieniu jasnego pomarańczu i wyszła na zwenątrz. Padało więc założyła kaptór. Zaczęła iść w stronę optyka. [Cirilla] Wstała i zjadła śniadanie. Postanowiła wyjść na miasto by zarobić parę groszy. W końcu z czego miała zarabiać jak nie z głosu? Tu raczej nie było potworów. Bo zabijanie ich stanowiło jej głwny dobytek w Equetrii. Ale nie tu. Tu żyło się inaczej. Miałeś ręcę, nogi. I inne tego typu rzeczy. Choć życie różniło się powłoką to niekiedy dawało jej w kość. Po prostu denerwowało. Zabrała swój kapelusik i wyszła na miasto by dotrzeć do miejsca w którym stała. Gdy tam dotarła połorzyła kapelusz na ziemi, rozgrzała się i zaczęła śpiewać delikatną melodię piosenki "Soleil".
  3. Imię i nazwisko: Jennefer Hunt Wiek: Nieokreślony, w żółtych papierach 21. Płeć: Kobieta. Rodzaj: Prawdziwy Człowiek. Wygląd: Wysoka dziewczyna o figurze typowej "klepsydry". Blada skóra, chłodne spojrzenie. Twarz owalna, oczy niebieskie choć na co dzień nosi fioletowe soczewki. Włosy długie, proste koloru kruczoczarnego, sięgające jej za łopatki. Właśnie z ich powodu czasem nazywają ją krukiem. Usta w odcieniu jasnego różu pomieszanego z brązem. Zwykle nosi białą koszulę z krótki rękawami. Czarna bluza i spodnie w tym samym kolorze. Naszyjnik z ukrytą porcją trucizny. Zawód: Płatny zabójca. Cechy charakteru: Osła, pesymistka, nie uśmiecha się i z lekka psychopatka. Choć czy zawsze jest taka? W końcu niedawno dopadło ją rozdwojenie jaźni nad którym nie panuje... Historia: Urodziła się w Peru. To tutaj dorastała i uczyła się tego, co najważniejsze. ,,Wojna, dziecko, wojna to szansa na życie!" ~ ojciec zawsze wpajał jej do głowy, że człowiek rodzi się po to, by walczyć. Że życie nie jest za darmo, trzeba za nie płacić. Choćby samą śmiercią. A Jennefer uparcie w to wszystko wierzyła. Ufała ojcu bardziej niż samej sobie i zawsze brała z niego przykład. Matki nie miała. Zginęła przy porodzie, ale Jennefer nie ubolewała nad jej śmiercią. Nigdy nie interesowało jej to, jaka była, jak wyglądała. Była ślepo zapatrzona w ojca, a tematu matki, z jakichś tylko jej znanych powodów, nigdy nie poruszała. Uśmiech na jej twarzy zjawiał się rzadko, ale najczęściej tylko wtedy, gdy miała szansę coś unicestwić. Jakiekolwiek żywe stworzenie. To przepełniało ją okrutną satysfakcją. Często łapała jakieś polne myszy, jaszczurki, czy węże, by móc rozcinać je, tarmosić, robić wszystko, co przyniosłoby im jak najwięcej cierpienia. Często, gdy ojciec wracał z wojny, Jennefer siadała na jego kolanach, cała umorusana krwią. Zawsze była chwalona za mordy, których dokonała. Ojciec uważał, że to całkiem dobry trening, że w przyszłości będzie wielką wojowniczką. Pewnego dnia ojciec Jennnefer nie wracał. Spóźniał się już dobre parę godzin i dziewczyna zaczęła się niepokoić. Miała przecież pokazać mu niespodziankę... Wprawdzie schwytanie ptaka to nie lada wyzwanie. Co dopiero jego zamordowanie, własnymi rękami! Jednak ojciec się nie zjawiał. Na drugi dzień dowiedziała się, że to już koniec. Ojciec zmarł na wojnie. Była sama. Jennefer po raz pierwszy w życiu płakała. Przychodziła na grób ojca codziennie, i codziennie przynosiła mu swoje nowe zdobycze (martwe jaszczurki, myszy, nawet z ptakami szło jej coraz lepiej). Jednak nigdy już nie było tak samo, jak kiedyś. Już nie mogła siadać na ojcowskich kolanach, pytając co nowego na wojnie i chwaląc się swoimi osiągnięciami. Tym razem była naprawdę sama. Wyjechała, by móc o tym wszystkim zapomnieć... Wkrótce nastały dziwne czasy. Kucyki zapanowały światem. Jennefer zbytnio nad tym nierozpaczania, raczej podobało jej się to. Jednak uważa, że bycie człowiekiem jest leprze. Po ponownej przemianie w człowieka szybko odnalazła swoją rolę w społeczeństwie. Zdolności: Używanie ostrych przedmiotów, ukrywanie się, skradanie. Słabe strony: Czasami nie może opanować... Preferowana grupa: Żadna, woli się trzymać sama. Postać: Pierwszoplanowa *** Imię i nazwisko: Snow Ginger (kucyk), Cirilla Notheworty (człowiek). Wiek: Nieznany, w dowodzie osobistym 22 lata. Płeć: Kobieta. Rodzaj: Kucyk zmieniony w człowieka. Wygląd: Ginger stała się całkiem wysoką dziewczyną o jasnej cerze. Jej sylwetki nie można nazwać "wieszakiem" bądź "kościotrupem". To typowa "klepsydra" wąskie ramiona, szerokie zaokrąglone biodra. Jej ślepia mają odcień ciemnej pistacji, ma lekko zadarty nosek i usta w kolorze jasnego różu. Bląd włosy sięgają jej za łopatki i są splecione w dwa warkocze. Zwykle ubiera białą koszulę o szerokich rękawach, spiętą brązowym pasem. Rękawiczki ze skóry w odcieniu takim co pas. Ciemnobrązowe spodnie bez kieszeni. Czarne bojówki. A na szyi naszyjnik z wilkiem. O to nasza Ginger. Zawód: Uliczna Śpiewaczka Cechy charakteru: Tajemnicza, odważna, hojna. Krótka Historia: Urodziła się w lesie Everfree, i mieszkała tam gdyż jej rodzinę nie było stać na ziemię w Ponyville czy Fillydelphi. Od zawsze musiała walczyć o to by przetrwać. Gdy dorosła stało się to jej pracą. Podróżowała po Equestri i zabijała potwory. Pewnego dnia obudziła się w dziwnym miejscu. Wyglądała dziwnie. Była człowiekiem? Wrótce zaczęła normalnie funkcjonować. No, prawie normalnie. Zwykle włóczyła się gdzieś. Postanowiła pokazać swój głos. Jako iż nie miała jako takiej pracy w Equestrii, postanowiła że tu zarobi na śpiewaniu. Zwykle można ją spotkać śpiewającą na ulicy. Zdolności: Śpiew, szermierka. Słabe strony: Nie kontroluje się gdy koś wytyka jej to, że jest kucem. Zaczyna płakać lub atakuje. Preferowana grupa: Equestria Postać: Pierwszoplanowa.
  4. Czas ruszył. Klacz wykonała wszystkie czynności które chciała zanim przeciwniczka zatrzymała czas. Płynnym ruchem odskoczyła w tył. Przymknęła swe kocie ślepia. Nie musiała patrzyć na nic. Sam umysł mógł wystarczyć jej całkowicie. Wystarczyły jej zaklęcia działające na wszystkich dookoła. Nie musiała widzieć, słuch wystarczyłby. Na ślepo nakreśliła krąg kopytem na ziemi. Wiedziała jakiego zaklęcie ma użyć. Skupiła się. Wiedziała, że z duchem latającym gdzie chce, daleko nie zajdzie. Musiał stać w miejscu. Być w niej. Nightmare czuła go wyraźnie. Uśmiechnęła się pod nosem. Po chwili zaśmiała się cicho. -Ciekawe co zrobisz gdy ci wzrok zabiorę, ciemność będziesz widzieć moja droga!-krzyknęła po czym skupiła magię z duchem. Krąg zaczął świecić. Z początku słabiej, potem mocniej. Zaklęcie miało działać na wszystko co było dookoła niej, coś mogło być ale nie być, zaklęcie i tak go dosięgało. Przeciwniczka miała widzieć ciemność. Nie widzieć dosłownie nic, granat. Nocne niebo i Nightmare Moon w postaci jasnego cienia. Klacz odsunęła się czekając na wynik jej pracy. -Witaj w koszmarze moja droga.-rzekła sarkastycznie po czym zaśmiała się złowieszczo.
  5. -Oh, nie wiesz? Pozwól, że rozjaśnię Ci umysł.-powiedziała klacz uśmiechając się pod nosem. Nagle jej sierść poczęła odpadać drobnymi szczątkami od jej ciała. Podczas lotu zmieniała swą barwę i spalała się z jasnym dymem otaczającym klacz niczym zawiła, aksamitna wstążka. Coraz więcej świetlistych wstęg otaczały klacz. Jej sierść doszczętnie się spaliła. Po chwili na jej skórze poczęły pojawiać się pęknięcia. Gdy pokryły ją całą, grzywa nietoperzejalicorn zaczęła płonąć niszcząc się doszczętnie z ciałem. Po tym wydarzeniu po strachliwym nietoperzu nie było śladu. Przed Anastazją stała teraz wysoka alicorn o zwęglonej sierści. Miała turkusowe kocie oczy, jej grzywa nie była podobna do innych. Nie była włosiem a niebieską materią stworzoną z magii. Gdzieniegdzie posiadały białe przebłyski, wyglądało to jak nocne niebo pełny drobnych migoczących gwiazd. -Nadal nie poznajesz? Czy nigdy nie słyszałaś mienia Nightmare Moon? Oh, głupiutka kotko powinnaś uważać na zaklęcia jakie rzucasz, nie zawsze pójdą po twojej myśli.-powiedziała po czym zaśmiała się złowieszczo. Jej śmiech niósł się echem po całej arenie. Jednym machnięciem rogu klacz stworzyła kosę z czystej magii. Gdyż księżycowa klacz była nieśmiertelna. Lecz nie w ten sposób jaki sobie wyobrażasz. Nightmare jest nie do pokonania do puki magia jej nie opuści. Dlaczego klacz chciała użyć takiej broni? Nie miała całkowitej pewności czy kotka też nie jest nieśmiertelna. Zaczęła nacierać na kotkę ze wszystkich stron manewrując to w tą to w tamtą. Chciała ją w jakiś sposób zranić. Ataki stawały się coraz silniejsze aż klacz zadała ostateczny, najmocniejszy cios w bok.
  6. Najpewniej ja również wezmę udział.
  7. Pnącza zblirzały się do Rin niezwykle szybko. Ukojona dzwiękami liry rozbrzmiewającymi jedynie w bańce klacz nie zauważyła ich. Nie wiedziała też, że mogą one przeniknąć przez bańkę. Pnącza szynko oplotły Rin która teraz zaczęła się szarpać. Niestety... Nie była w stanie się wydostać. Nagle coś błysnęło. Kiedy światło znikło klacz leżała na ziemi. Tyle, że nie wyglądała tak samo. Na ziemi leżała teraz biała klacz... Nietoperzy alicorn... Miała długą, błękitną grzywę spiętą różowym kamienien szlachetnym w kształcie sześcioramiennej gwiazdy. Czy to był element magii? Prwadopodobnie. Końcówka rogu i nietoperzych skrzydeł klaczy była zabarwiona na jasny pomarańcz. Zaś jej znaczek przedstawiał trzy niebieskie kryształy w kształcie nietoperzy. Tylko jak to się stało? Sama nie jestem do końca pewna. Zaklęcie Anastazji chyba dało inny skutek. Nadało Rin nowe wcielenie... Nową historię... Przez chwilę mogło się wydawać, że klacz nie żyje. Anastazja mogła się cieszyć, ale czy na pewno? Po chwili jednak alicorn otworzyła swe ślepia. Miała ona wrzecionowate źrenice i pomarańczową tęczówkę. -Gdzie ja jestem?-Zapytała klacz rozglądając się dookoła. Kiedy zauważyła Anastazję skuliła się. -Kim ty jesteś?-Spytała. Alicorn widocznie się bała. Nie wiedziała dlaczego się tu znalazła oraz kim jest. Była zagubiona. Nie wiedziała co zrobić. -Nie rób mi krzywdy.Powiedziała drżącym głosem. Stała skulona. Oczy miała zakryte kopytami. Nagle stało się coś dziwnego. Krzyształ we włosach klaczy zaczął świecić i drgać. Nagle z nikąt pojawiły się tęczowe kryształy w takim samym kształcie co te za znaczka. Poleciałyone w stronę Anastazji chcąc wyrządzić jej szkody zdrowotne. Alicorn nie chciała na to patrzeć dlatego nadal trzymała kopyta przed oczami. -Naprawdę przepraszam...-Tylko to udało jej się z siebie wydusić.
  8. Rin wpatrywała się we wszystko do okoła. Nie, nnie, nie. Przecież chciała zniszczyć wizję. Czemu nie mogła? Spoglądała na obrazy. Coś jej tu nie pasowało tylko, co? Nagle poczuła okropny ból serca. Uczucie, że jest okropna. Że kogoś zabiła. Ale to nie była prawda. Przecież nikogo nie zabiła. Znowu spojrzała na obrazy. To Anastazja je zmieniała. Nie tak nie mogło być. Wzleciała w górę. Szybko ustaliła plan w swej głowie. Nadal czuła ból ale musiała wytrzymać. -Aaa...-Wokalizowało przez chwile po czym w jej kopycie pojawiła się srebrna saksa. Stworzona z jej emocji. Jej smutku, radości i jej gniewu. Niczym strzała poleciała w stroną przeciwniczki. Poczęła manewrować nią jak w tedy gdy poznała Aversa. Sztylet latał w tą i z powrotem lewitowany magią. W reście Rin zadała ostatni cios prosto w ramię. Nie obserwowała tego co się działo dalej. W jednej chwili otoczyły ją pasma magii które utworzyły srebrną bańkę chroniącą alicorna przed fałszywymi emocjami. W bańce było spokojnie. Rin mogła normalnie funkcjonować. Posiadać prawdziwe wspomnienia. Nagle coś się stało. Ze wsząt pojawiły się błyskawice. Błyskawice stworzone przez złe emocje Rin. Dosięgały wszystkiego. Wiły się i wydłużały. Ale Rin była bezpieczna. W swojej radości i dumie przeistoczonej w tę magiczną bańkę.
  9. Wszystko dookoła wydawało się rozmazane. A może to przez łzy. Srebrne nic nie znaczące kropelki płynu płynącego z naszych oczy. Przetarłam oczy. Teraz widziałam o wiele lepiej. Pierwszy obraz jaki się ukazał był obrazem śmierci mojego brata, Lena. Byłam tam ja i on. Walczyliśmy z patykowilkami. Miałam zaledwie dziesięć lat. Odpychaliśmy ataki z wszystkich stron. W końcu Len krzyknął, że mam uciekać. Powtórzył to jeszcze raz. Pobiegłam. Biegłam w płaczu. Po chwili Len został rozszarpany przez zwierzęta. Poświęcił się. Poświęcił się dla mnie. Czemu? Już nigdy się nie dowiem. Druga wizja była śmiercią Aversa. Mojego mentora, drugiego ojca. Siedziałam wraz z nim na ganku naszego niewielkiego domku w lesie. Siedzieliśmy uśmiechnięci. Pełni szczęścia. Miałam już coś około dwudziestki piątki. Nagle on zaczął się dusić. Kasłał. Nic nie mogłam poradzić. Zmarł. Po moich policzkach znów popłynęły łzy. Stratę mojego mentora bardzo boleśnie odczuwałam. Był osobą która mnie wychowała. Kimś kto był dla mnie ważny. To on wszytkiego mnie nauczył. Zaraz miał się pokazać trzeci obraz. Śmierć Ronana. Na to nie chciałam patrzeć. Odwróciłam się dobrze wiedziałam co się stanie. Walczyliśmy z wielką niedźwiedzicą. On i ja. Dwie szable w locie. Mnóstwo krwi. Mimo tego nie mogliśmy jej pokonać. Ogier krzyknął, że ją odciągnie a ja mam ją zapieczętować. Mówił takim tonem jakby nie chciał słyszeć zaprzeczeń. Uniosłam księgę, skupiłam się. Nie zwracałam na niego uwagi. W tej chwili niedźwiedzica machnęła łapą w stronę jednorożca. Ten upadł. Czytając słowa zaklęcia nie zauważyłam tego. Nagle rozbłysło światło. Wielkiej niedźwiedzicy nie było. Ale on leżał zakrwawiony na ziemi. Podeszłam do niego. Ostatnie co powiedział to, że jego matka się mną zaopiekuje a ja mam nie płakać. Potem umarł. Nie płakać? Ale jak? Łzy do oczu cisnęły mi się litrami. Poświęcił się dla mnie, dla innych. Wizja była w połowie. Ja nadal stałam odwrócona. Nagle zawiało. Podniosłam głowę. Przed sobą ujrzałam mojego ukochanego. To na pewno halucynacja, pomyślałam. Potem usłyszałam jego głos. Przeżyj dla mnie, bądź tą samą dumną Rin co wcześniej, mówił. Otarłam łzy. Nie byłam pewna czy to był Ronan oraz czy Anastazja też to słyszała. Te słowa pomogły. Poczułam w sobie moc. Wyprostowałam się. Moją głowę przeszyła myśl. Nie pozwolę by patrzyła dalej. Wypowiedziałam zaklęcie mające zniszczyć wizję. Ale nie celowałam tam gdzie mówił mi umysł. Celowałam tam gdzie umysł mówił, że jej nie ma. Odleciałam na koniec areny. Mój ruch był płynny niczym cień. Nagle zauważyłam, że z jednego z juków coś wystaję. Wyjęłam to. To był żółty szal który otrzymałam od Ronana na Wigilię Serdeczności. Założyłam go. Zawsze go lubiłam. Był taki ciepły, miękki i przypominał o nim. Na końcu wisiała karteczka. Ale kto ją tam przyczepił. Pisało tam "Nie zapomnij o nim ~ Rose". Rose, Rose Lynch. Matka Ronana, osoba która opiekowała się mną przez długi czas. Po tych wszystkich tragicznych wydarzeniach popadłam w depresję. Ona obiecała mu, że jeśli coś mu się stanie to się mną zaopiekuje. I tak zrobiła. Traktowała mnie jak córkę. Prawie nią byłam. Miałam poślubić jednorożca za dwa miesiące. Nadal miałam obrączkę na rogu. Dzięki niej przeżyłam. Kiedy pięć miesięcy po prostu leżałam na łóżku w pokoju ogiera w płaszczu maskującym i wtulona w szal otrzymany od ukochanego, ona do mnie przychodziła. Karmiła mnie, mówiła do mnie choć nie uzyskiwała odpowiedzi. Dopiero po dłuższym czasie zaczęłam się do niej uśmiechać. Powoli wracałam do normy. Coraz więcej mówiłam choć opornie. W końcu nawet wstałam. Nadal z nią mieszkałam. Potem moje zmysły wracały do normy. Choć nadal często płakałam to znów zaczęłam ścigać wrogów księżniczki a nawet polowałam. Rose nadal się mną opiekowała. Wiedziała, że jest mi ciężko. Ostatni raz widziałam ją przed wejściem na arenę. Walka miała mnie odprężyć. Często walczyłam. Głównie w imię księżniczki Luny i Celestii. Zanim weszłam na arenę ona uśmiechała się tak miło. Przytuliła mnie i powiedziałam bym się nie dała, bym wróciła do domu, bym czerpała radość z moich umiejętności. Na koniec nazwała mnie swoją córką. Pomachała mi, a ja weszłam na arenę. Uśmiechnęłam się. Choć Ronan fizycznie tu nie było to duchowo zawsze za mną podążał.
  10. Rin zaprasza do gry w klimacie Code Geass!:pinkie2:

  11. Pomyślisz coś wymyślisz. Nie to, że szłam na łatwiznę. Po prostu pisanie postacią z amnezją daje Ci sporo możliwości.
  12. Imię: Cirilla lub poprostu Ciri. Wiek: 14 chłodnych zim Rasa: KucykNietoperz Wygląd: http://t1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQZBWjyOFgDAsIkvlb6O1_-Fd3O7JglzgisSuUiERtZzvVaK1jvMg Klasa: Dragon Ekwipunek: Płaszcz maskujący 2x Mikstura regeneracji~przywraca 100 HP Śpiwór Ciastka na drogę PanceRZ: Lekki panceRZ z metalu zasłaniający ją od klatki piersiowej do ud. Jest dość mocny choć wykonanie nie jest rewelacyjne. Broń: ~Łuk~3x tuzin strzał ~2x nóż do rzucania Historia: Ta tutaj zapadła na ciężką amnezję. Jednak pamięta miniony tydzień. ~Obudziłam się nagle. Leżałam w łóżku. Coś było nie tak. Ale spanie w łóżku było normalne. Po chwili do pokoju wszedł jakiś podmieniec. Nie pamiętałam czemu tu jestem dlaczego on tu jest, a najważniejsze kim jestem i jak się nazywam. Po chwili przybysz przedstawił mi się jako Black. Opowiedział mi jak mnie znalazł i co się stało po tem. Nie dowiary, że znalazł mnie nieprzytomną na rynku. Zabrał mnie do swojego domu i położył do lóżka a następnie czekał aż się obudzę. Próbowałam wstać ale bezkutecznie. Natychmiast upadłam na podłogę. Black powiedział, że powinnam odpoczywać. Po czym zapytał o moje imię. Imię. Ja go nie pamiętałam. Tak jak reszty rzeczy. Powiedziałam mu o tym. Wydawał się być trochę zmartwiony. Powiedział, że powinnam wymyślić sobię jakieś imię. Zaproponował mi imię Ciri. Od razu się zgodziłam. Potem przyniósł mi zupę warzywną była na prawdę dobra. Obięcia morfeusza znów mnie obięły. Wstałam dwie godziny po zaśnięciu. Black znów do mnie przyszedł. Rozmaaialiśmy do wieczora. Mówił, że królowa szuka osób chętnych na wyprawę z nią. Mówił, że idealnie pasuję. Zgodziłam się na to. To była świetna okazja by dosiedzieć się czegoś więcej. Po rozmowie wszyscy udali się na spoczynek. Gdy rano wstałam od razu wzięłam się za wypełnianie formularza. Oczywiście Black pomógł mi. Dowiedziałam się czegoś nowego Ciri to skrót od imienia Cirilla. Przynajmniej mogę komuś się przedstawić. Reszta tygodnia upłynęła na zbieraniu ekwipunku i broni. Black dał mi na drogę ciastka które upiekł. Byłam gotowa do drogi.~ Pięknie zedytowałam błędy, które ci pokazałam, ale chyba nie było widać ~Nightmare
  13. Szczerze, nie potrzebuję tutoriali. Rysowanie kucy zaczęłam ponad trzy lata temu. Oprócz kucy rysuję również mangę. A ten temat jest po to by ludki mogły popatrzeć. Nie liczę na jakiś doping. Rysuję bo lubię i chcę. Nie dla tego bo ktoś mi karze.
  14. Zastanawiałam się nad założeniem konta na DeviantArt i chyba to zrobię.
  15. Ohayō! Siema ludzie. Postanowiłam wystawić moje rysunki na światło dzienne. Zwykle nikt ich nie ogląda. No powinnam się pokazać bo teraz będę szła do Ogólnokształcącej Szkoły sztuk pięknych. Będą się tu pojawiać prace wykonywane wszystkim. Pastelami, farbami, kredkami, węglem i ołówkiem. Więc zaczynajmy. Co ja tutaj mam? Taka OC: http://oi58.tinypic.com/wmat6a.jpg Takie o: http://oi57.tinypic.com/5akdw7.jpg
  16. PrinceKeith

    Co mówi sygna?

    Lot balonami! Łii...
  17. PrinceKeith

    Potrzebny Korektor!

    Chodziło o dysortografię. Sorka. Ją też mam. No ten to jak na razie wybieram 1st. Jeśli jednak on zrezygnuje z tej posady to będzie szansa dla innych.
  18. Gdy tylko zauważyłam hak zwinnym ruchem odskoczyłam na kilka metrów dalej. Spojrzałam na to w czym stała teraz Anastazja. Czy coś jej to dawało? Może ukojenie? Choć nie. Raczej nie. Poczęłam rozglądać się dokoła. W głowie miałam gotowy plan. Wiedziałam co zrobię. Lekko uniosłam się do góry po czym przeciwniczkę kilka razy. Sunęłam po arenie niczym cień. Bez lęku, bez radości. Płynnym szybkim ruchem. Uniosłam róg ku górze. Wyjęłam z torby dwa kryształy. Poczęłam je lewitować. Jeden był czarny, symbolizował noc. Porę którą władała Luna. Drugi był żółty, symbolizował dzień. Porę Celesti. Gdy wszystko było gotowe poczęłam wypowiadać słowa zaklęcia: -Słońce wschodzi i zachodzi Księżyc również wschodzi i zachodzi Obydwoje są czymś zupełnie innym A czasem się łączą by stworzyć coś lepszego.-Kryształy poczęły błyszczeć aż w końcu nie było po nich śladu. Były tylko dwie iskry. Czarna i żółta. Miały otoczyć Anastazję po czym wniknąć w nią i sprawić jej ból. Nie na długo ale jednak. Ponownie poczęłam krążyć po arenie. Po chwili jednak opadłam na ziemię. Wydobył się cichy stuk niosący się echem po arenie. W tym momencie usłyszałam głos. Kogoś mi przypominał. Znałam ten głos. Zdanie jakie wypowiedział brzmiało "Najpierw uwodzą, ranią, odchodzą skąpane we łzach serca". Teraz wiedziałam, że głos należy do Ronana. A te słowa wypowiedziałam ja kilkanaście lat temu. Gdy on umarł. Umarł by mnie chronić. Przed moimi oczyma ujrzałam obraz. Byłam tam ja stojąca przy jakimś nagrobku. Na nim srebrną czcionką wypisane było "R. I. P. Ronan Lynch". Podeszłam do grobu po czym położyłam na nim niebieską lilię. Ulubiony kwiat Ronana. Po chwili obróciłam się i wypowiedziałam zdanie które wcześniej usłyszałam. Złapałam się za głowę. Co ja zrobiłam? Głupstwo. Przecież ja go kochałam. Po moim policzku popłynęło kilka łez. Kilka nieistotnych kropelek przezroczystego płynu. Patrzyłam jak wchłaniają się w ziemię. Upadłam. Nie wiedziałam co się stało. Ledwo co się podniosłam. Moja dusza nadal płakała. Za nim. Za tym jedynym Ronanem Lynchem którego kochałam. Nie mogłam wytrzymać. Czemu wszyscy na których mi zależało nie żyli? Czemu? To niesprawiedliwe! -Jeśli chcesz...-Odezwałam się do Anastazji.-Możesz mnie zabić. Wolę dołączyć do mojego starszego brata Lena, mojego mentora Aversa. I co najważniejsze. Do mojego Ronana Lyncha.-Spuściłam pysk. Po moich policzkach znów poczęły płynąć łzy.
  19. Witajcie. Od jakiegoś czasu zaczęłam tworzyć fanficki. I na dość sporą skalę. Postanowiłam spisać wszystkie opowiadania z mojej głowy. Tak będzie łatwiej. Ale nie za bardzo znam się na oprawie wizualnej i dysku google. Tak więc postanowiłam zatrudnić korektora.Najlepiej kogoś kto się na tym zna. Jego działką głównie będzie sprawdzenie błędów ortograficznych, (mam dysgrafię)zrobienie oprawy wizualnej i pokazanie mi jak działa wymieniony wyżej dysk. To na tyle. Dziękuję za uwagę!
  20. Zapraszam do czytania!

  21. Jeśli nadal kogoś potrzebujesz to się zgłaszam.
  22. Chętnie zagram. xD Pomysł rewelacyjny.xD
  23. PrinceKeith

    Zapisy do Oksymoron

    Wiedźmin! Kocham średniowiecze. Imię: Imię to tylko ciąg liter, który nic nie znaczy, a nazwisko to coś co go przedłuża... ~Dick Gansey. Ale ten tu zwykle przedstawia się jako Gansey. I raczej chciałby byś tak do niego mówił.~ Wiek: Lata mijają, a my się starzejemy. Starzejesz się nawet teraz... ~17 lat.~ Profesja: Każdy znajdzie tu coś dla siebie... ~Łucznik, Skrytobójca.~ Wygląd: Czyli coś co nienawidzę opisywać... ~Jest to dość dobrze zbudowany chłopak. Jest dość ma tylko 165 cm wzrostu. Jego figurę raczej można nazwać ''wieszakiem''. Tak, na serio. Jego strój zwykle składa się z skórzanej koszuli w beżowym odcieniu. Do tego z szarych spodni i brudnozielonego płaszczu maskującego. Zazwyczaj ma na sobie kaptur płaszcza przez co większość osób nie jest w stanie dostrzec jego rys twarzy. Jest z tego niezwykle zadowolony. Jego wyraz twarzy jest zwykle chłodny. Niezwykle chłodny. Na szyi zwykle nosi srebrny wisior ze srebrnym liściem dębu. Przy jego pasie kołyszą się zwykle dwa noże. Jeden to saksa, a drugi po prostu do rzucania. Przez plecy zwykle przewieszony ma kołczan z trzema tuzinami strzał.~ Charakter: To coś niepowtarzalnego. Nie znajdziesz dwóch takich samych... ~Gansey to taki... Specyficzny typ. Lubi siedzieć sam i rozmyślać o swojej profesji. Jedna z nich to łucznik. Łatwo zginąć. Chyb, że się potrafi celnie strzelać. Zresztą, nie o to chodzi. Chodzi o jego drugą, brudniejszą, że tak powiem robotę. Jego ojciec o niej nie wie. W sumie to Gansey nie ma już ojca. Odkąd zrzekł się tronu. To było jednoznaczne ze zrzeknięciem się rodziny. Nic jednak na to nie poradzi. Nie miał zamiaru siedzieć w papierkach. To człowiek czynu. Lubi działać zdecydowanie. W każdym razie trochę się zagalopowałam, bo to i tak się powtórzy w historii... Pod osłoną nocy ten człowiek zamienia się w cichego skrytobójcę, który nie zna litości. Ma jednak swoje zasady. Na przykład nigdy nie posunie się do zabójstwa dziecka. Nie jest barbarzyńcą tylko zabójcą. Nie jest wredny, tylko skryty. Stroni od rozmów i wódki. Nie widzi w tym wszystkim nic ciekawego. Dla niego ciekawe są tylko jego własne myśli. W jego głowie nigdy nie jest nic poukładane. Jest zamknięty, może dla niektórych trochę dziwny. Jedyna osoba, przy której się otwiera to jego wierzchowiec Blaze. Ah! Zapomniałabym, jest jeszcze jedna osoba, z którą ten typek rozmawia normalnie. Jest nią osoba z rodziny... Jego siostra. Młodsza siostra. Nawet po zrzeknięciu się tronu nie przestał się nią opiekować... Człowiek tutaj opisywany nie lubi gwaru rozmów, oberży i ciekawskich osób. Potrafi poruszać się bezszelestnie, jak przystało na skrytobójcę z prawdziwego zdarzenia. Perfekcyjnie posługuję się łukiem. Jako siepacz korzysta głównie z trucizn i sztyletów... Tak... Trucizny... Ludzie są w stanie podwoić, ba! Potroić sumę za podanie komuś trucizny, żeby umierał w męczarniach. Gansey wzdryga się na samą myśl o tym przeklętych sposobie zarobku. Osobiście żywił do tego sposobu zabijania wielki wstręt. Ogółem był chłopakiem niskim, nieumięśnionym o delikatnych, młodzieńczych rysach. Miał ciemne oczy, dla wielu dziwnie przenikliwe. Jego strój składał się najczęściej ze skórzanej koszuli w beżowym odcieniu. Zielonkawych spodni i szaro zielonego płaszczu maskującego. Zazwyczaj miał na sobie kaptur przez co mniej osób mogło dostrzec jego twarz. Był z tego powodu wielce szczęśliwy. Posiadał też konia. Pięknego, dużego i ciemnego gniadosza o imieniu Blaze. Pewnie gdyby ktoś się przypatrzył zauważyłby, że Gansey z Blaze'mczasem rozmawia. No cóż, podobno pozwala na porozumiewanie się ze zwierzętami. Lecz wątpię, by to była prawda. W każdym razie ten młody chłopak po prostu czyta tym zwierzętom z mowy ciała i tyle.~ Historia: Jak każda inna, ale wam opowiem... ~Ten, w sumie jeszcze chłopak nie miał łatwo w życiu. Może zdarzają się i gorsze przypadki, ale ten i tak nie jest najlepszy. Od dziecka mieszkał w Rivii. Jego ojciec był królem. Powinienem powiedzieć raczej, jest królem. Oprócz niego urodził się jeszcze przed nim jego starszy brat, Federico. Po nim natomiast, jego młodsza siostra. Już od jej narodzin to Gansey się nią najbardziej opiekował. Federico wolał chodzić do barów i na przyjęcia. Jednak ten tu był inny. Samotny, zamknięty. Nigdy, by nie dopuścił, żeby jej się coś stało. W każdym razie żył tak jakoś nie zwracając uwagi na pozycje swojego ojca, gdyż tron i tak miał przejąć jego brat. Jednak losy potoczyły się trochę inaczej niż, by sobie to wyobrażał młody jeszcze chłopak. Federico zginął w wypadku wracając, któregoś dnia do domu. Gansey nie załamał się z tego powodu, gdyż z bratem i tak nie miał dobrych kontaktów. Jednak szybko zdał sobie sprawę, że taka jest kolej rzeczy, że on zasiądzie na tronie. Postanowił bronić się od tego rękami i nogami. Już po kilku dniach oznajmił, że nie ma zamiaru odziedziczyć pozycji po swoim ojcu. Pozycje zdobywa się doświadczeniem, a nie pochodzeniem. Wiedział, że będzie musiał się także zrzec całej jego rodziny, gdyż taki był zwyczaj. Szybko znalazł pracę jako łucznik, i to jeden z najlepszych. Do tego postanowił zostać skrytobójcą, ponieważ w dzieciństwie już uczył się obsługiwać noże. Dodanie do nich trucizny to już nie problem. Natomiast wlanie komuś do napoju truciznę to też pestka. Do tego umiał się skradać i wspinać, więc czemu nie. Tak oto został najlepszym siepaczem w Rivii, jak nie w całej krainie . Jednak mimo tego, że został parszywym oszustem nadal odwiedza swoja siostrę, po kryjomu przed rodzicami. Nadal dba o jej bezpieczeństwo i jest gotowy otruć każdego śmiałka, który postanowi ją skrzywdzić.~ Ekwipunek: Nie każdy coś posiada... ~Łuk, Kołczan z trzema tuzinami strzał, Saksa, Nóż do rzucania, Najróżniejsze trucizny.~ Cel: Każdy musi jakiś mieć... 1. Przeżyć 2. Nigdy nie zasiąść na tronie 3. Wieść spokojne życie z dala od Rivii 4. Umrzeć ze starości, z żadnego innego powodu
  24. PrinceKeith

    Nowy quiz o Rarity

    Fancy Pants w odcinku Gwiazda salonów
×
×
  • Utwórz nowe...