Nie istnieje coś takiego jak podzielność uwagi, dlatego odpieranie ataków z dwóch stron jest tak trudne. Zwłaszcza gdy wcześniej wspomniane ataki mają zupełnie różne właściwości, a co za tym idzie, trzeba się przed nimi bronić w zupełnie inny sposób.
Nie tracąc zbędnie czasu, przystąpiłam do czarów. Kucnęłam i położyłam rękę na jednym z runów, który zamigał bladym, żółtym światłem, co znaczyło, że zaczął działać. Dzięki jego mocy nie dalej niż krok, może pół kroku, ode mnie wypiętrzyła się ziemia, tworząc mur. Gdy bicz przeciwnika zderzył się z nim, pod wpływem siły uderzenia ściana ziemi rozpadła się, lecz powstrzymała tą część ataku przeciwnika. Nie zatrzymałam jednak się, żeby podziwiać efekty czaru (które, przynajmniej w moim mniemaniu, były widowiskowe), gdyż drugi bicz był już bardzo blisko.
Wyzwoliłam więcej energii i skierowałam ją grunt pod moimi stopami. Z gleby wijąc i oplatając się nawzajem jak jadowite węże, wyrosły pnącza winogron. I tu pewnie zastanawiacie się, jak zwykłe rośliny miałyby powstrzymać bicz stworzony z eteru, który na dodatek przenika przez twory materialne? Odpowiedzią jest jedno słowo: iluzja. Owe rośliny nie były tworami Matki Natury, lecz Dziećmi Magii - sprytną sztuczką mającą oszukać ułomne ludzkie oczy. Iluzja to bardzo prosta magia, wykorzystywana nawet przez ulicznych kuglarzy, ale tak jak mechanizm dźwigni - niezwykle prosty w zarówno budowie i działaniu - może być wykorzystywany do tworzenia spektakularnych budowli, równych dziełom sztuki; tak prosta iluzja może, oczywiście przy odrobinie kreatywności, stać się użytecznym narzędziem w rękach maga. Bicz miał przenikać przez materie, ale nie przez magię, więc wykorzystałam to.
Wyprostowałam się i otrzepałam z grudek ziemi, które obsypały mnie po rozpadzie muru (w prawdzie mogłam użyć do tego czarów, ale po co marnować energie magiczną na tak prostą czynność). Przyznam się nieskromnie, że byłam dumna z efektów moich zaklęć. Nawet bardzo dumna. Wielce interesowało mnie co teraz zrobi (lub powie) mój przeciwnik.