Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Ares Prime

  1. O jak fajnie, kolejny rozdział... i to dłuższy jakiś taki. 

    Czyli nie porzuciłeś Porzuconych. Ufff, no to zabieram się do czytania.

     

    Przeczytane... no i wychądzą męty na wierzch. Uwielbiam momenty kiedy słodka otoczka skrywa gnidy które zżerają od środka dobry system (a jest taki?) i wykorzystyją dobroć i zaufanie Królewskich Sióstr. 

    Robi się goroąco, Grey musi ostro kombinować, ale wierzę że sobie poradzi. Celestia i Luna też nie mają lekko, jednak to co lubię w twoim stylu pisania, to to, że umiesz poprowadzić postacie, że chce się im kibicować po cichu i dodać otuchy. Rozdział jest bardzo w porządku, zachęcam do przeczytania i daję mocne 8/10.

    • +1 1
  2. No nie... no poprostu, urwał, no nie...

    Boże, czy ty to widzisz?

     

    Aby przebić się przez ten tekst, potrzeba tu czołgu M1 Abrams, wzglednie Killdozera, albo radzieckiego buldożera z czasów socjalistycznych. 

    Uzbroiwszy się w cierpliwość i skupiony do granic możliwości zacząłem czytać.

    Po 10 minutach, jebłem ze śmiechu. 

    Kolejne piętnaście zajęło mi wstanie z podłogi. 

    Dalesze 5 szukałem szczęki z tejże podłogi. 

    Potem rozwalcowałem resztę fika... i bezsprzescznie stwierdzam że TY jesteś bezsprzeczny, niekwestionowanym, niepokonanym, inspirującym, niesamowitym i jedynym Mistrzem Randomu w tym naszym Polskim fandomie, a reszta może ci co najwyżej buty czyścić. Bez urazy pisarze randomowi...

     

    Daję 10/10... choć to tylko suche liczby, jak mówił pewien inżynier z Alternatyw 4. Randomizmu i orginalności tego fika nie da się niczym zmierzyć.

    Oczywiście oddaję głos na EPIC!

  3. Cholera... nigdy nie jest za łatwo. 

    Jeden padł, zostało dwóch. Jednak tanio skóry nie sprzedadzą. 

    Mnie zostaje dowódca - sir Violence Star. Cholera, wygląda na ciężkiego przeciwnika i na pewno takim jest. Gdyby nie udało się zranić go wcześniej, walka byłaby znacznie trudniejsza. Widziałem jak wywija tym toporzyskiem, musi posiadać dużą siłę. Jego atut - broń i zbroja. Mój atut - jego rana. 

    Przez sekundę zawahałem się czy dać Cooperowi broń - jeśli mu dam noże, może mnie zaatakować. Co innego zabić byle żołnierza, a co innego zamachnąć się na dowódcę. Nie ufałem mu całkowicie. Ale sam nie pokonam takiego przeciwnika nie mając odpowiedniej broni. Ech... obym tego nie pożałował. Albo mój duch będzie straszył ich po nocach.

    Dałem Cooperowi ostrza. Zaryzykowałem.

     

    Potrm poszło szybko i nawiązała się walka. 

    Miałem ten miecz zabrany strażnikowi, lecz topór Violence'a był bronią groźniejszą, ale wolną. Pamiętając lekcje szermierki udzielone przez kapitana królewskiej strażny zacząłem zacawać mu szybkie cięcia ostrzem, aby skupił swoją uwagę na mojej osobie, osłabił swoją koncentrację. Kiedy tylko będę miał ku temu okazję, spróbuję zadać pchnięcie w jego ranę na ramieniu. Dodatkowo ostrze topora było owinięte materiałem, ale nie znaczyło to że broń nie może teraz zranić nikogo. Staram sie go naprowadzić tak, aby Cooper miał dobre pole do rzutu w niego.

  4. Zamierzam oczywiście książkę kupić, jako iż jest to jeden z moich ulubionych fików. A co do słowa, to chyba ankieta mówi jasno - ma być alikorn, oczywiście. Pegazorożec to herezja którą trzeba spalić, zakołkować osikowym kołkiem, i posypać solą. Ja doceniam pracę każdego tłumacza, ale naprawdę... dobra. Będzie Alicorn. 

  5. Tia...

    Ostatni raz zaufałem lekarzom w sprawie swojego zdrowia psychicznego. Niesety, utwierdziło mnie to w moim przekonaniu, że lekarz jest zawodem z powołaniem do niesienia innym pomocy. Białej mafii zależy teraz tylko na kasie, ale zbaczam z tematu. 

     

    Ale poważnie... 

    Pomysłów mi zaczyna brakować jak dalej mam postępować, wszystkiego się poprstu odechciewa. Taki dół już ciągnie się od prawie dwóch lat, i nie prędko się zapowiada abym z niego się wygramolił.

  6. Faktycznie, porada jest bardzo pomocna...

    Problem w tym że wcześniej istotnie chodziłem do psychologa przez ponad miesiąc. A te wizyty sprowadzały się jedynie do jego kiwania głową i mówienia "mhm, mhm, mhm, no to problem nie jest duży, ale musi pan sobie z nim poradzić sam". Podziękowałem mu za takie rady, po czym próbowałem poszukać psychiatry - ale bez skierowania od psychologa, mogłem co najwyżej klamkę pocałować.

    To ja w takim razie dziękuję za takich lekarzy. 

     

    Zresztą czego ja mogłem tutaj oczekiwać. 

    Ma ktoś jeszcze wielce mądre porady? 

  7. Dobra... co mi szkodzi. Najwyżej oleją mnie.

     

    Powiem krótko. Mam deprechę. Ciężką deprechę. Wzglednie jestem na najlepszej drodze do depresji. 

    Do tego stopnia, że nie mogę spać po nocach, a rano budzę się automatycznie ze świadomością, że spotka mnie coś złego, albo dzień pójdzie kompletnie nie po mojej myśli, stwarzając same problemy. Budzę się bez sił, zmęczony wszystkim, nawet nie mam sił na głupi uśmiech, mając coraz większe wrażenie, że moje życie coraz bardziej przypomina życie Adasia Miauczyńskiego z "Dnia Świra". Kto oglądał ten wie...

     

    Czuję się atakowany zewsząd i opuszczony - w pracy, w codziennym otoczeniu, przez rodzinę i bliskich. Jestem sam. Jedyną osobą na którą mogę polegać, jestem ja sam. Nikt mi nie pomoże, zdechnę też zapewne w samotności. Nie mam w bliższym otoczeniu osób, z którymi mógłbym wyjść na piwo, pogadać, jak człowiek. A w alkohol ani papierosy uciekać nie zamierzam. Brak mi już sił aby sprostać temu wszystkiemu, ciągłe podnoszenie się z kolan to katorga, ciąglę czuję się coraz bardziej wbijany w ziemię. 

    Niby miałem jakieś tam cele, ale kiedy marzenie zrobienia licencji się posypało, jakoś przestałem wierzyć w ułudy i mrzonki zwane marzeniami. Przestało mnie cokolwiek cieszyć - pisanie fików, gry, spacery, czytanie, sesje... wszystko jakiś czas straciło sens i barwy jakie kiedyś miało, nie czuję żadnej radości z życia. Mam dość... poprostu teraz mój żywot przypomina ezystencję - wstań, przeżyć dzień, położyć się spać. I jest to coraz bardziej widoczne. 

     

    Ktoś ma jakieś pomysły? Względnie pożyczyć jakiegoś gnata do planięcia sobie w łeb. 

    • +1 1
  8. Poszło całkiem gładko, żaden nie pisnął, ani nie zorientował się o co biega. Byli już martwi. 

    O dziwo, Cooper spisał się doskonale, ale żeby zasłużyć sobie na moje całkowite zaufanie, musimy całkowicie uciec z tego statku. Mamy już broń, to pierwszy krok ku wolności. 

    - Dobra robota Cooper. - pochwaliłem go, ale słysząc że ktoś nadchodzi już zacząłem obmyślać plan. Nadchodzili nowi wrogowie, i sądząc po odgłosach są opancerzeni. Kiepsko. 

    - Musimy ich wziąść z zaskoczenia, mamy tylko jedno podejście. Jeżeli zwiążą nas walką, możemy nie wyjść z tego cało. Mam pewien plan... - rzekłem do wszystkich i usadowiłem trupa strażnika tak, że siedział przy stole, zamknąłem mu oczy i ustawiłem że wyglądał na zalanego w trupa. To samo zrobiłem z jego towarzyszem. 

    - Jeśli tutaj wejdą, pomyślą, że straże się upiły i to może uśpi ich czujność - wyjaśniłem mój plan. Potem podniosłem z podłogi kuszę i ściągnąłem swój płaszcz. Znów poczułem wielki dyskomfort będąc bez żadnego ubrania, ale trudno. Muszę schować dumę w kieszeń, teraz najważniejsza jest nasza ucieczka. Moim celem było ustrzelenie jednego ze strażników za pomocą kuszy, a płaszcza chciałem użyć jako zasłony aby rzućić jakiemuś wrogowi na głowę. Potem będę walczył swoim mieczem, w razie konieczności. 

    - Atakujcie głowy i twarze - poleciłem kompanom, każąc ukryć się po kątach. - Musi nam się udać za pierwszym razem.

     

    Następnie sam się ukryłem czekając na nadejście wroga. 

  9. Więc teraz mamy morderczego cyborga-zabójcę? W klimatach MW? No dobrze, rozkmińmy się co nieco nad tym...

     

    Jak sam wiesz, lubię universum Mrocznych Wieków, nawet bardzo. Czytając fragmenty rozdziałów, przede wszystkim byłem pod wrażeniem opisów gore, miejsc, zachowań postaci, ogólnej historii oraz realiów tejże Equestrii. To jest zdecydowanie najmocniejsza strona twojego najnowszego dzieła, mój przyjacielu. 

    Klimat wylewa się hektolitrami z tekstu, i to ci się chwiali. 

    Co do głównego protagonisty... no mam nadzieję, że przedstawisz go ciekawie, bo ma potencjał. Mocny jest, ale chyba nie zrobisz z niego OP. Czego oczekuję? Przedewszystkim reszty postaci, jako że chyba mi mówiłeś o tym że poprzednie się pojawią, a zwłaszcza Rene, moja ulubienica. 

    Rozdział II przeczytany... i wielkie dzięki. Zrobiłeś to znakomicie. Gratuluję.

    • +1 1
  10. - Za wiele wymagasz Cooper... - odparłem bacznie przyglądając się ogierowi, jednak oddałem mu jeden, długi sztylet. - Dobra, niech ci będzie. Ale to całe żelazo jakie dostaniesz, i tak ryzykujemy akceptacją takiego planu. Idziesz jako pierwszy, ja za tobą. Jak tylko ich zdejmiemy po cichu, idziemy dalej. Ale pamiętaj co ci wcześniej powiedziałem. JEden fałszywy ruch, a skończysz z żelazem w gardle. 

    Następnie zwróciłem się do towarzyszek. 

     

    - Cóż, drogie panie... widać na chwilę musimy się rozstać - puściłem im oczko, dla rozluźnienia. - Proszę was, uważajcie na siebie, póki nie wrócimy. Już Myśl, że mogłaby wam stać się większa krzywda, sprawia mi wielką przykrość, piękne Córy Equestrii. Najwyżej zarobię kilka nowych blizn do kolekcji. Tylko... - zająknąłem się lekko, kiedy patrzyłem na Lunę. - Uważajcie na siebie, proszę. 

     

    Byłem już gotów aby iść z Cooperem. Nie ufałem mu... ale musiałem, przynajmniej w pewnym stopniu. Obserwuję go bacznie, sprawdzam czy miecz dobrze wychodzi z pochwy. Musimy zrobić to szbko i gładko, możliwie jak najciszej. Oby tylko Księżniczkom nic się nie stało.

  11. Hardshell

     

    - Olivia... - mruknąłem wtulając w siebie klacz. Była taka ciepła, miła w dotyku, wręcz niemal jak puch łabędzia. Nie wierzyłem nigdy, że znajdzie się ktoś na tym świecie kto pokocha takiego potwora jak ja... ale najpierw znalazłem własną siostrę, a potem ją. Wtedy to stało się dla mnie jasne. Ona... mnie kochała. Mnie. Miałem przy osbie kolejną osobę, dla której warto żyć. I daletego, nieważe co nas spotka, zawsze będę ją chronić. Nieważne przed kim, nieważne przed czym. Nikt nie skrzywdzi mojej Olivii.

    Delikatnie potarłem głową o jej głowę i również niebawem usnąłem.

  12. Trudno, cuchnęło czy nie, musi to wystarczyć. 

    - Dobra Cooper. Znasz ten statek jak własną brodę, więc prowadź do szalup. Ale pamiętaj - obseruję cię - dodałem poważnym głosem. Nie ufałem mu do końca, ale na tyle żeby powierzyć mu zaprowadzenie nas do szalup. To, że dałem mu słowo, nie oznacza że powierzę mu swoje życie, a tym bardziej życie Księżniczek. 

    Trzymałem jedno ostrze w pogotowiu, na wypadek gdybym musiał go użyć. Za Cooperem ruszyliśmy ku szalupom. 

    - Cisza jest teraz naszym największy sprzymierzeńcem. - rzuciłem krótko do towarzyszek. 

  13. Zacząłem przebierać między ostrzami, dobierając dla siebie te, które były odpowiednie dla mojej budowy. Z ciała martwego strażnika zabrałem pas i pochwę na jego miecz, oraz płaszcz. Był nieco za mały, ale przynajmniej nie będę chodził goły. 

    Czyli czeka nas mała, cicha akcja złodziejska, która umożliwi nam ucieczkę. Pieresze co, to musimy dostać się do brzegu. Księżniczki potrafią latać, ja cóż... nie. 

    Kiedy dobrałem broń i płaszcz zwróciłem się do Coopera. 

    - Dobra, panie Cooper. Chcesz jeszcze trochę pożyć na tym świecie? To możesz iść z nami. Nie wytrzeszczaj na mnie oczu, mówię poważnie. Jeśli uda nam się uciec, daję ci królewskie słowo, że nie wyciągnę żadnych konsekwencji twoich czynów, a dodatkowo będziesz mógł żyć dalej na terenie Arabii Siodłowej, jako wolny obywatel. Ty i twoja familia, jeśli jakąś posiadasz. Ale ostrzegam cię - jeden fałszywy ruch, jedna oznaka zdrady lub próby naprowadzenia na nas pościgu, a osobiście zakończę twoje życie. 

     

    Czekam na jego odpowiedź. 

  14. Hardshell

     

    - Hrrr.... - zamruczałem po czym nakierowałem ją na swój drąg, i postanowiłem zaserowować jej również coś miłego. Chwyciłem ją za tyłeczek, po czym nakierowałem na sprzęt, i wsadziłem swój sprzet do jej szparki. Cóż, działem instynktownie, ale od razu poczułem to uczucie które sprawia istny raj między nogami. Ciepło, miło, ciasno, miękko... achh... coś wspaniałego. 

  15. Hardshell

     

    Postanowiłem i ja przejąć nieco więcej inicjatywy. Kierowany instynktem, złapałem ją za tyłek i skierowałem ją tak, aby miała między nogami mój osprzęt.

    Następnie zacząłem wykonywać ruchy pobudzające klacz, ale jeszcze nie przystąpiłem do działania, chcąc ją jeszcze bardziej nakręcić. Dopiero po kilkunastu sekundach postanowiłem zaskoczyć klacz i przewróciłem się z nią na bok, tak, że ona była teraz pode mną.

  16. Hardshell

     

    Zacząłem drżeć, poddając się całkowicie dotykowi Olivii.

    - Ale... Hardshell nigdy tego nie robić...  ja nie spodziewać się nigdy, że która kolwiek klacz na świecie... aaarrrrhh... - wzdrygnąłem się i wyprężyłem, po czym zdecydowanie chwyciłem klacz za biodra, jej tyłek był taki jędrny i sprężysty, miły w dotyku. Sam podniosłem się nieco i z własnej inicjatywy pocałowałem ją w usta, uważając żeby nie zranić jej kłami. 

    - Ja... kochać Olivię... - zamruczałem błogo.

×
×
  • Utwórz nowe...