Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Ares Prime

  1. Hardshell

     

    - Olivia... co ty... ach... - zamruczałem pod jej niezwykle lekkim i podniecającym dotykiem. Nie wiem jak, ale robiła to cudownie. Nieśmiało zacząłem oddawać jej pocałunki w policzki, a potem... wysunąłem swój długi, nieco rozwidlony język i zacząłem lekko smakować jej szyję i policzki. Smakowała... jak lawendowe kwiaty. 

    - Pięknie pachniesz...

  2. Hardshell

     

    - Witaj Olivio... - powiedziałem łagodnie, wchodząc do pokoju. Wyglądała tak łagodnie i spokojnie, oraz... no piękniej zarazem. Nie tak ładnie jak siostra Twilight, ale prawie. Ostrożnie podszedłem do niej i usiadłem tuż obok niej. Spojrzałem na nią, na jej tajemnicze, niewidzące oczy. 

    - Dziś ciężki dzień... jak ty się czuć? Bo Hardshell... zmęczony, i smutny. Odkryć innych, kuce które być po części Podmieńcami a być skrzywdzone przez Plugawą Królową. One też odejść z Roju, jak Hardshell i Niebieski... ale one bać się Hardshella, nie akceptować, traktować wrogo i niechętnie - nie wiem czemu zacząłem wylewać swoje żale i smutki Olivii. - Ja nie rozumieć... nie być ich wrogiem, nie skrzywdzić ich nigdy... a oni mnie zawsze nienawidzieć. 

    Westchnąłem ciężko po czym ułożyłem się obok niej, jak wielki pies przy swojej pani. Było mi... smutno.

     

    - Dobrze się czuję Hardshellu - odparła Ci klacz

    - A co z Niebieskim i Spring?

    - Są na razie sami i mają się też dobrze

    - A długo tu jeszcze będziemy? Nie czuć się dobrze w takim miejscu. Lepiej było w starej jaskini...

    - To zależy od czasu, ale myślę, że jeszcze dwa dni - rzekła do Ciebie

    - Zanudzę się tu na śmierć... - mruknąłem gardłowo. - Ty... widzieć gwiazdy? Przecież ty... no...

    - Nic się nie stało, przyzwyczaiłam się do tego - powiedziała uśmiechnięta do Ciebie

    Ten uśmiech sprawił, że jakoś tak... zrobiło mi się trochę lepiej.

    - Więc co teraz my robić? Gdzie iść dalej? Z kim walczyć?

     

    - Zobaczymy co los przyniesie, ale musimy dostać się do portalu znajdującego się nie daleko stąd

    - Ale co potem? Dokąd my zmierzamy? Niech Olivia powie prawdę.

    - Musimy się dostać do lodowatej krainy, tam już los zdecyduje

    - Olivia też myśleć, że Hardshell głupi? - prychnąłem wstając powoli z miejsca i kierując się do drzi. - Że ja nie rozumieć, bo mówić inaczej? Może myśleć ciężej niż reszta, ale ja nie głupi. Ja wiedzieć, kiedy być oszukiwany - po czym zamierzałem wyjść, przeczuwając, że klacz nie mówi wszystkiego. A przecież... była przyjaciółką.

    - Nie poczekaj - podbiegła do Ciebie - nie jesteś głupi, sama naprawdę nie wiem co się dalej stanie jak tam dotrzemy - spojrzała na Ciebie, mimo ślepych oczu czułeś, że mówiła prawdę - ale do jednego masz rację - dodała po chwili i pocałowała w policzek

    Pomasowałem policzek który pocałowała.  To było dziwne, ale... miłe niesamowicie.
    - Czemu... ty to zrobić?

    - Bo... ja... Cię... kocham - rzekła po cichu rumieniąc się

    - Co... ale... mnie? Jak... dlaczego... Olivia żartuje?

    Pokręciła głową na twoje drugie pytanie, po czym zbliżyła się coraz bliżej

    - Ale... jak ty możesz kochać... taki potwór jak ja?

    - Nie jesteś potworem, twoje prawdziwe ty jest w sercu, a nie to co na zewnątrz - odparła Ci delikatnie

    Przybliżyłem swój pysk do pyska Olivii, nie bardzo wiedząc co udzynić. Poprostu delikatnie dotknąłem swoim nosem jej nos. Czułem że serce bije mi jakoś mocniej.
    - Hardshell... zawsze będzie chronić Olivię. Przed wszystkim i każdym. Hardshell... zawsze zrobi dla niej wszystko.

    Patrzyliście w sobie oczy przez krótką chwilę, po czym pocałowała mnie centralnie w usta. To było... wspaniałe.

  3. Podmieniec...  przeklęty Podmieniec. I wszystko stało się jasne. Ona - czyli z całą pewnością Królowa Chrysalis zleciła nasze porwanie i śmierć. 

    Przeklęta rasa, która próbowała zniszczyć naszych sąsiadów, próbowała potem znaleźć schronienie na naszych ziemiach. Ale mój ojciec im go nie udzielił, gdyż wiedział, że byli to wrogowie i nie miał zamiaru tolerować ich obecności w królestwie. Rozpoczęło się polowanie na te stwory, ścigaliśmy je bezlitości i przeganialiśmy ich z naszej krainy. Mieli więc motywy i to jak cholera.

     

    Wróg był pokonany, a przynajmniej ten strażnik. 

    Ocaliłem Lunę... a ona mnie. Taka piękna i odważna zarazem... niesamowita osoba. Szkoda, że  nie poznałem jej w spokojniejszych czasach. Bolały mnie trochę uderzone miejsa, ale nie raz obrywałem w twarz. I na treningach, i w podróży. Nic mi nie bedzie, ani Księżniczkom na razie. 

    - Dziękuję, waleczna Pani Księżyca - podziękowałem Lunie, po czym zwróciłem się do Coopera. Chwyciłem miecz który opuścił Cooper. Strasznie był ciężki, prawie jak szpadel. Nie do zwinnej szermierki, równie dobrze mogłby bić się szpadlem. Przyłożyłem ostrze do gardła Coopera, aby do nastraszyć, ale nie zabić. 

    - Spytam krótko, panie Cooper. Gdzie płyniemy i ilu was jest na tym statku. Masz 5 sekund. - potem wymownie przesunąłem kopytem po swojej szyi. 

  4. Hardshell

     

    - Hmph. HArdshell skorzystałby z każdej okazji, aby odgryźć głowę Plugawej Królowej. Ale nie zrobi tego - spojrzałem na podmieńczego źrebaka. - Już nie. Ale nawet tacy jak wy, nie akceptować w pełni Hardshell. Ja to czuć. Bo ja być stworzony jako jej broń, do niszczenia i zabijania. Dlatego Hardshell niebyć zaakceptowany nigdzie, a jak nawet, to jako zło konieczne - odparłem i odwróciłem się od Zamaskowanej i matki małego brata. Wszyscy są tacy sami - boją się, nienawidzą, nawet nie okazując tego otwarcie. Wszyscy... poza Spring, Twilight i Olivią. Niebieski... nie taki zły. Następnie wzbiłem się w powietrze, i wróciłem do tymczasowej siedziby. Byłem już zmęczony, chciałem gdzieś się położyć i odpocząć. Nie, nie wśród tych Skrzywdzonych. Tak ich nazywałem. Kierując się węchem, staram sie odnaleźć Olivię.

  5. Szlag! Jak mogłem postąpić tak głupio i gadać do przeciwnika! Jak amator...

    NIE! 

    Nie dam się zbyć, a tym bardziej pozwolić, aby klacze ucierpiały przez moją tak żenującą lekko myślność. A widok wyciagniętej broni skierowanej ku klaczy, jest widokiem, który wprawia mnie w istną furię. Dlatego też natychmiast skoczyłem ku strażnikowi, nie bacząc na swoje bezpieczeństwo, byłem gotów osłonić Lunę własnym ciałem. Wróg jest opancerzony, ale jego głowy nie chroni hełm. To może być moja jedyna szansa.

    Najpierw więc starałem się go wybić z rytmmu, poprzez szybkie uderzenie w kończynę trzymajacą broń. Następnie -  konieczność uderzenia go w boki głowy, tak aby zadzwoniło mu w uszach i ogłuszyło. Ma zbroję, więc jak upadnie to narobi hałasu, koniecznie jest zatem powalenie go w miarę po cichu. Jeśli uda mi się go ogłuszyć, wtedy uderzam go z całych sił prostym prawym ciosem prosto w gardło, aby zmiażdżyć mu tchawicę. Zacznie się dusić, wtedy ja będę musiał spowolnić jego upadek tak, aby nie narobił hałasu. To wielce ryzykowne, ale prędzej sam dam sobie odrąbać nogę, niż pozwolić na zranienie tak pięknej istoty jak Księżniczka Nocy. 

  6. W takim miejscu zakończenie rozdziału powinno uznawane być za przestępstwo. Kiedy kolejny rozdział?

    Już się tworzy, ale na przyszłość... rozwijaj bardziej komentarze, kolego. Pisz co ci się podoba, co zmienić, co jest nie tak... cieszę się z każdego czytelnika, no ale kurde, bądźcie konstuktywni w komentarzach, cholewa...

  7. Oto przed wami rozdział 13.

     

    https://docs.google.com/document/d/10JtNKFqaVKJ-xOPGxdCujoalCmIMw6LY4qxBuIbLAYw/edit

     

    Nie zrażajcie się długością, bowiem wreszcie umiejscowiłem w nim to co planowałem, i możemy przejść do finału aktu drugiego. 

    I naprawdę, prosiłbym o jakiekolwiek komentarze, wszak dzięki zarówno bezlitosnej krytyce i zasłużonym pochwałom, pisarz ma dodatkowe paliwo do tworzenia swoich prac.

     

    Zapraszam do lektury, oraz komentowania. 

  8. Nie mieliśmy czasu do stracenia. Jeżeli teraz nie uciekniemy, nie będziemy mieli ku temu okazji. Trzeba zacząć działać i zwiewać... i chyba mam już pomysł jak to zrobić.

    Cooper może nie jest bezpośrednio powiązany z naszym porwaniem, jest narzędziem. Ale osobiście złych zamiarów nie ma, poręczyła za niego Celestia. Dlatego będzie żyć. 

    Wiedziałem, że jeśli nie będę działał wystarczająco szybko i zdecydowanie, będzie to dla nas koniec. 

     

    Korzystając z tego, że Cooper był zwrócony do Celestii a na ztałem za nim, zadziałałem. Poderwałem się i starałem się chwycić go w mocny uścisk, blokując mu kopytem usta, aby nie krzyknął, zaś drugą przednią nogą wykręcam mu prawą przednią nogę, zauważając iż jest prawonożny. Kiedyś trenowałem zapasy z janczarami, osobistą gwardią mojego ojca i nauczyłem się kilku sztuczek. Jeśli ten manerw się powiedzie, Cooper nie zdaży krzyknąć ani chwycić za broń.

    - Przeżyjesz dlatego, że Celestia się za tobą wstawiła - szepnąłem mu do ucha. - Nie utrudniaj. Obudzisz się za kilka godzin, z lekkim bólem głowy. Dobranoc - po czym ścisnałem mu nos i usta tak, że odciąłem mu dopływ powietrza. Ten trik sprawi, że straci przytomność nie robiąc hałasu. Jeżeli się uda, będzie można go przeszukać, gdyż wielce prawdopodobne jest to, że może mieć klucze do kajdan. A jeśli wyswobodzimy, ucieczka będzie w zasięgu kopyta.  

  9. - Ależ drogie panie... - pomimo dość krępujących braków ubrań, przemówiłem spokojnie i z godnością w głosie. - Ostatnie, o co powinnyście się martwić to komfort mojej skromnej osoby. Tarapaty w jakich się znaleźliśmy, są dużo poważniejsze niż ten... chwilowy brak wygód. Dlatego też, proszę was o nie zwracanie się do mnie per "ambasadorze", to dla mnie... krępujące, jako że nasza sytuacja wykracza poza zachowanie przystępne dworowi. Proszę, nie mówcie mi ambasadorze, ani nawet "książę", tylko poprostu Saladinie. Dla mnie teraz ważniejsze jest zapewnienie bezpieczeństwa waszej szlachetnej trójce, niż zaprzątanie sobie głowy tytułami szlacheckimi i grzecznością. Nie musicie za nic przepraszać, gdyż nie czuję się urażony. Nikt nie mógł przewidzieć takiego...

     

    Wtedy do środka wszedł ten ogier, który przyniósł nam jedzenie. Wielce mnie korciło aby wygarnąć mu w pysk i natychmiast rządać oswobodzenia Księżczniczek, oraz mnie. 

    Jednak kiedy usłyszałem jego historię, zacząłem się zastanawiać. Porwał nas, acz zawdzięcza coś Celestii. Znaczy, że nie on stoi bezpośrednio za porwaniem, ale jest narzędziem w czyiś rękach. Mimo wszystko traktują nas tutaj dobrze, jednak nie ufam mu całkowicie. Dlatego też nic nie jadłem, ani nie wypiłem ze swojej porcji. Nawet jeżeli nie jest zatrute, może zawierać inne... specyfiki. Życie w podróżach nauczyło mnie być ostrożnym. Siedziałem i myślałem, starając się opracować jakiś plan ucieczki. Wypowiedź Księżniczki Sparkle, utwierdziła mnie w przekonaniu iż jest wyjądkowo mądrą klaczą.

     

    - Słowa panny Sparkle, są bystre i słuszne. Przede wszystkim musimy dowiedzieć się więcej o naszych porywaczach, ale uważałbym z tym... Young Cooperem. Może wydaje się nam przyjazny, ale wyraźnie lęka się tego, który za tym wszystkim stoi. Dochodzi do tego również kwestia naszych kajdan. Czysty metal, zero zamków, żadnych dziurek na klucz. Widziałem takie w krainie na Zachodzie, za moim kraiem, w Imperium Ibexu. Takie kajdany można otworzyć jedynie magią tego, który je stworzył, a same czerpią siłę z więźnia który je nosi. A gdy więzień próbował buntu... kończyło się to bardzo boleśnie. Te są bardzo podobne, ale czy działają tak samo? Nie mam dokładnej pewności. 

    Płyniemy zatem na północ - możliwe, że do Krainy Gryfów, lub jeszcze dalej - na Mroźną Północ. Z tej celi niewiele zdziałamy, musimy dowiedzieć się więcej od Young Coopera. Póki co, on jest na razie jedyną drogą do zdobycia konkretnych informacji o naszej pozycji. Ale wiedzcie, drogie Córy Equestrii, że cokolwiek się będzie dziać, zawsze stanę w waszej obornie, niczym uniżony sługa - przyłożyłem kopyto do serca, na znak uroczystej przysięgi. 

     

    Pozostawało czekać. Zachowywałem spokój, chociaż obecność tak drogich i ważnych dam w sytuacji, gdzie nawet nie miałem swojego pasa... była mało komfortowa. 

    Ukradkiem spoglądałem na Księżniczkę Lunę, zwłaszcza na jej piękną twarz i oczy. Posługiwała się Głosem Canterlotu, co jednak niezbyt pasowało do jej osoby, zwłaszcza, że jej naturalny głos brzmiał godnie i melodyjnie, nie trzeba było go tak głośno używać... ups, chyba za bardzo się na nią patrzę. 

  10. Zaglądnałem do tego fika, z powodu tytułu - spotkałem się bowiem kiedyś z identycznym tytułem, który pozostawił po sobie... no dość nieprzychylne i pogięte wspomnienia. Poza tym nie przepadam za one-shotami.

    Obecnie rzadko mam teraz czas na czytanie z powodu pracy, oraz pisania własnego fika, ale myślę sobie, ok, co mi szkodzi poświęcić te 5 minut. No to przeczytałem...

     

    I nie zawiodłem się. 

    Naprawdę, ciekawie i wiernie przedstawiłaś dawny, jakże ważny słowiański obyczaj naszych przodków. Lubię takie klimaty, więc masz plusa. 

    Styl masz prosty, ale powinnaś doszlifować go z czasem. Pisz dalej, zachęcam. Jedyne co mi przeszkadzało w czytaniu to pierdyliard komentarzy... 

    W każdym razie warto przeczytać, pozostaną miłe wspomnienia.

  11. Hardshell

     

    - Zamaskowana... - mruknąłem przyglądając się jej twarzy. Kolejny Podmieniec? - Ty z Roju... ale skrzywdzona przez Rój, jak Hardshell. Plugawa Królowa to zrobić? Wrrraah... zabić. Zabić Plugawą Królową! Zabić za cierpienia jakich się dopuszcza. Niebieski, Hardshell, Zamaskowana, Mały brat i jego matka... ilu nas jeszcze jest? Podmieńców, co nie służą Plugawej Królowej? Czemu my się ukrywać? My walczyć możemy! Pokonać wiedźmę raz na zawsze!

  12. Canterlot... moje oczy zawsze radowały się na widok tego miasta i stolicy kucyków. Wiele lat nie odwiedzałem tego miejsca, przebywając w Zebrice  aby nie dopuścić do wybuchu wojny, którą spowodowałby grupa renegatów z naszego kraju.

    Teraz kolejna sprawa była dużo bardziej prestiżowa - mieliśmy objąć w posiadanie Góry Księzyca, a tamtejsi mieszkańcy i ziemie należałby już na zawsze do Arabii Siodłowej. Ziemie jednak od dawna należały do Equestrii, a mój ojciec, choć mocno zaprzyjaźniony z Władczyniami tej krainy, wcale nie zamiarzał oddawać im choćby pędzi ziemi. Mój najstarszy brat, Buuri, któy był dowódcą armii, chciał zająć ziemie siłą. Ale na szczęście zdołałem mu ten pomysł wybić z głowy. Dawniej byliśmy wojowinczym narodem, a choć dysponowaliśmy dużą i silną armią, od bardzo dawna nie byliśmy na żadnej wojnie. I chciałbym, żeby tak pozostało. 

     

    Na szczęście doszlismy do porozumienia. Przekazaliśmy armii Equestrii setkę Jeźdźców Zefira - elitarne oddziały naszej armii, które teraz miały być podległe Celestii i pomagać w obronie ich północnych granic. 

     

    Jakże cieszyło się moje serce, gdy ujrzałem nie tylko miasto kucyków, ale również tą, która niemal była mi drugą matką i dobrą przyjaciółką. Mądra, łagodna, piękna i dostojna - oto była Celestia, Pani Słońca. Gdyby nie ona, pewnie wyrósłbym na rozkapryszonego, nadętego i lalusiowatego księcia, który całymi dniami doznaje próżności i nowych, zblazowanych rozrywek. Zawsze w duchu dziękowałem, że dała mi tą, jakże ważną motywację i uwagę abym zaczął nad sobą pracować.

    Jednak teraz miałem poznać dwie inne władczynie - Księżniczkę Lunę, oraz Księżniczkę Twilight Sparkle. 

    Księżniczka Twilight była osobą prostą, ale niezwykle przyjazną i kulturalną, a przede wszystkim bardzo oczytaną i zapoznaną z kulturą mojej krainy. Zadawała mnóstwo pytań na każdy temat, a ja z przyjemnością na nie odpowiadałem. 

     

    Za to Księżniczka Luna... na wielkie pustynie, jakże mi smutno było, widzieć brak uśmiechu na tak pięknej twarzy. Córy naszej krainy słyną z wielkiej urody, ale doprawdy nawet one nie są w połowie tak piękne i majestatyczne jak Pani Nocy. Zauważyłem jednak, że bacznie mi się przygląda, bada mnie w końcu widziała mnie pierwszy raz. Och, wiele bym dał aby spokojnie porozmawiać z nią sam na sam. Wydawała się taka spokojna, wręcz oziębła, ale potrafiłem poznać kucyki na tyle, żeby domyśleć się, że pod chłodną powierzchnią, może się kryć piękne i dobre serce. 

     

    Następne były negocjacje - właściwie czysta formalność. Gdyby się udało, zyskałbym nie tylko prestiż w oczach ojca i kraju, ale mógłbym też zostać dłużej w Equestrii. Ale najpierw sprawy państwowe. Gdy Celestia miała już podpisać, wtedy zaczęło dziać się coś dziwnego. Wszyscy zaczeli tracić przytomność, łącznie ze mną. 

    Kiedy się ockanąłem, nie miałem na sobie swoich szat (chodzenie bez nich, uważamy za nieco pretensjonalne, wręcz niewłaściwe etycznie na terenie naszej krainy), a w dodatku byłem skuty łańcuchami! Ja, ambasador Arabii Siodłowej, królewski syn byłem skrępowany jak pospolity bandyta! Ale nie to było najgorsze. Wraz ze mną bły tutaj one... Księżniczki! Skute i pozbawone swoich królewskich regaliów, skrępowane dziwnymi łańcuchami. Poczułem, że pomieszczenie się kołysze, a to znaczy jedno - wiozą nas gdzieś, albo jesteśmy na statku! Porwano nas...

    Nie wiedziałem co gorsze - porwanie, czy też przebywanie na golasa wśród trzech pięknych dam...

    - Och... moja głowa... - ocknąłem się masując obolały czerep. Zaraz jednak momentalnie się ocknąłem w pełni, starając się opanować kręcenie w głowie. 

  13. Hardshell

     

    Nie chcąc się ujawniać, ostrożnie użyłem magii jaką dysponował tylko i wyłącznie mój gatunek, aby mentalnie połączyć się z tym dzieckiem. Zazwyczaj używaliśmy go do przekazywania sobie wiadomości i prostych komend, ale można było dzięki niemu nawiązać rozmowę.

     

    - Mały bracie... ja cię wyczuwam. Ty mieć w sobie krew Podmieńców... ale ty być inny. Ja to czuć. Pokaż to co cię wyróżnia. Nie bój się HArdshella, nie zrobię ci krzywdy. Chcę tylko poczuć... 

     

    - Kimś... takim jak ty.

    - Czyli kim? - rzekł maluch

    -Jestem Hardshell... jestem Podmieńcem.

    - Ja nie wiem, jak się nazywam, niedawno się urodziłem

    - Ale jesteś Podmieńcem. Tak jak Hardshell. To czynić nas... niemal krewnymi.

    - Podmieńcem?

    - Taki mały... taki nieświadomy... taki szczęśliwy. - westchnąłem w myślach. - Nie masz pojęcia, jak wielkie szczeście cię spotkało, mały bracie.1

    - Jakie szczęście? - zapytał się mały, nagle spojrzał na swoją mamę

    - Właśnie takie szczęście...

    Dziecko nie odpowiedziało, ale poczułeś czemu jest inne, bo wiem miało we sobie też krew kuca

    Wiedziony dziwnym instynktem i ciekawością zrobiłem krok na przód, ujawniając się matce dziecka ze swojej kryjówki.

    Klacz trzymając dziecko odskoczyła w tył

    - Nie... nie bać się mnie. Nie zrobić wam krzywda. - rzekłem spokojnie patrząc na dziecko. - Wyczułem was... małego brata.

    - Nie.. podchodź bliżej - rzekła przestraszona - nie wiem o czym mówisz podmieńcu

    - Mały brat... ma krew Podmieńca w sobie.

    - Ja nie wierzę Ci - rzekła nadal przerażona

    - Jesteś jego matką? Prawdziwą matką?

    Milczała, gdy usłyszała twoje pytanie, ale trzymała go bardziej przy sobie, co świadczyło, że była jego prawdziwą matką

    - Zetem dbaj o niego... - drparłem odwracając się powoli, aby odejść. Czego się w sumie mogłem spodziewać? Wszak dla innych, zawsze będę tylko potworem.

    Gdy usłyszała twoje słowa, zmieniła swoją postawę, podeszła do Ciebie i podziękowała

    - Ty się nie bać? Dziwne, a przed momentem drżałaś na widok Hadrshella - mruknąłem z ironią.

    - Bo twój wygląd jest trochę przerażający - rzekła do ciebie, po czym część jej ciała odkryła podmieńcze zabarwienie sierści

    - Ha... czułem od ciebie znajomy zapach... kim jesteś? Tak naprawdę?

    - Byłam kucykiem, lecz mnie częściowo przemieniono, jak wszyscy tutaj - rzekła do ciebie

    - Wszyscy? Tutaj? Jest więcej takich jak ty?

    Pokiwała głową

    - G..gdzie?

    - Tutaj - odparła krótko

    - Czemu się tu ukrywacie?

  14. Hardshell

     

    Ja znałem ten zapach... zapach kwiatów z Changei. Te kwiaty były w lasach, na nielicznych łąkach mojej... tamtej krainy. Kiedys to był mój dom, teraz to dom wroga. Ale skąd tu się wzięły? Cholera...

    Klacz z dzieckiem... jeden z najsilniejszych, najbardziej potężnych rodzajów miłości. Dla Podmieńców to najlepsze danie na świecie, pożywiać się takim rodzajem miłości.

    Nie chciałem im się pokazywać, ani pożywiać się ich miłością. Ja nie jestem taki jak reszta Podmieńców. Nie. 

    Ale... ale widok matki z dzieckiem, coś we mnie poruszył. Chociaż nienawidziłem Chyrsalis, to jednak ona... była moją matką. Może i chciała mojej śmierci, aby stworzyć armię takich jak ja, ale całkowicie jej posłusznych. Ale... coś we mnie drgnęło na ten widok. Chciałem poczuć sie jak to dziecko... poczuć dotyk matki i tą szczególną miłość. Nie ja pożreć... a poczuć. 

  15. Hardshell

     

    Puszcza, niedostępna i tajemnicza... ile w takich lasach spędziłem swojego życia, ukrywając się przed światem? Ech, nie wiedziałem.

    Niebieski jest zdrowy, Spring szczęśliwa, Olivia... chyba też. Tylko dlaczego czuję się taki... dziwnie samotny i opuszczony? Nie wiem czy powinienem opuszczać Twilight... czułem, że mi jej brakowało. Nawet bardzo.

    Wtem zacząłem czuć coś znajeomego... dziwny zapach, ale nie widziałem skąd dokładnie.

    Rozpostarłem skrzydła i zacząłem lecieć w jego kierunku.

  16. - Cholera... dawałem mu w rdzeniu centralnym agregat czterokomorowy, co pozwala mu wykrywać źródła mocy... ale z taką dokładnością? - zdziwiłem się nie licho. - Chyba będę musiał ponownie sprawdzić diagnostykę całego układu... ale potym jak dorwę tego gnojka! Stryju, ja wychodzę i nie wiem kiedy wrócę. - odparłem pochdochąc do okna, aby wspiąć się na FERO. - No, malutki! Pędź i złapmy tego fagasa co mi ojca pociął!

  17. - Tato... - westchnąłem ciężko widząc swojego strauszka na łóżku. Cholera... a raptem tydzień temu kłóciłem się z nim na temat mojej przyszłości i zerwania z Octavią. Pokółciliśmy się ostro trochę, ale teraz miałem wielką ochotę odszczekać te wszystkie słowa. Mimo wszystko, nie był złym ojcem.  Czasem krzyknał, czasem w dupę przylał, ale mimo to zawsze go szanowałem, w różnym stopniu. Wziąłem jego kopyto i spojrzałem na niego smutno.

    - Nie martw się, ojciec. Znajdę gnoja który cię tak urządził... huh? FERO... A ty skąd... zresztą nieważne. Ktoś mi uszkodził mojego tatkę... i znajdę tego gnoja, chocym miał przetrząsnąć cały Canterlot. 

  18. Nie wiem czy kolor czerwony pasuje do Solar Flare, ale mnie mniej ta praca jest godna pochwały. Twarz to najwiekszy minus tego artu - ona jest zdecydowanie za smutna i przygębiona. Może wyraźna mimika oka by dużo zmieniła... ale i tak praca jest spoko. 

    A może... następnym razem spróbuj narysować nie kucyka, czy gryfa, a może... jakąś bestyjkę?

  19. Panowie, panowie... za mało piórwa, Piórwa! Powtarzamy, piórwa!

     

    Ta... zdecydowanie ten rozdział najlepiej obfituje w akcję i wydarzenia, póki co. Ale cholera... używanie i wykorzystywanie źrebaków... nie, to jakoś poprostu do mnie nie przemiawia i jest złe. Zwłaszcza rozbicie cegłą głowy... tsk, niby mocne, ale tak dzieciaka? Nieładnie. 

    Bitter wpadła w kłopoty i zasadzkę, ale znając tą twardą kobyłkę, to wykaraska się z tarapatów. 

  20. Nie powiem, że się nie martwiłem. Choć mój ojczulek czasami doprowadzał mnie do szewskiej pasji, to jednak to był ojciec, nie? Rodzina najważniejsza. 

    Razem ze stryjem poszliśmy najpierw do recepcji, aby dowiedzieć się gdzie on leży, a potem natychmiast we dwóch poszliśmy na salę. Oby nic poważnego mu się nie stało....

  21. Bardzo miło pamiętam Średniowieczną Equestrię, ale jak dla mnie robiło się tam za tłoczno. Mimo to, uważam że bardzo dobrze spisałeś się jako MG, więc spróbuję raz jeszcze dostać się do sesji.

     

    A)REALIA- MLP, oczywiście. Serialowe realia, ale takie bardziej przygodowe.

    B)CHARAKTER SESJI- Chciałbym trochę Slice of Life, ale Adventure też będzie mile widziana. 

    C) RODZAJ SESJI-  Mogę dołączyć do istniejącej już sesji, ale nie obraziłbym się za solową. Cztery osoby w Multi-sesji to już max.

    D) DOŚWIADCZENIE- Sporo tego, będzie z 5 lat działalności w RPG jako MG i gracz. Mam do tego łeb. 

    E)NA CZYM MA SIĘ SKUPIĆ MG - Rozmowy z graczami i NPC, dużo przygody, trochę śmiechu, ciekawych zadań i postaci.

×
×
  • Utwórz nowe...