Niczym dziecię piasku, krok za krokiem pozostawiam ślady dnia szóstego.
Ja, potomek myśli połowicznych i marzeń niespełnionych.
Ja, zrodzony z czasu pożądania
Na poły krotochwili, na poły obowiązku.
Serce me niczym szkoło, wypalanie w ogniu
Bo, czyż nie tym jest historia człowieka?
Jest on jak piasek, a życie jego jakoby ogień
Czyż ogień też i stali nie hartuje?
Lecz, serce moje to szło
Nie jak żelazo, co gdy hartu nabierze, większość przetrzyma bólu i trwogi
Choć i stal ulegnie w czas.
Me serce, ze szkła, w nim gdzieniegdzie tylko kawałki szlachetnego kruszcu.
Lecz, jeśli serce me szkłem, gdyby kamieniem w niego cisnąć, pęknie
Co mi tedy po kruszcu szlachetniejszym?
Ja, dziecię piasku, dnia szóstego ślad.
Wiesz przyjacielu, czemu serce pęka?
Nie dlatego, iż ze szkła jest
Nie dlatego, iż kamień twardy, a szkło kruche
Pęka, gdyż serce twe zamknięte.
Niech za pióra myśl twa służy, wosk zaś marzeniami twymi
Stwórz, więc skrzydła swego wyboru
I wzleć hen, wysoko do gwiazd, gdzie pieśń serce unosi
Lecz, uważać musisz, by spoiwo nie osłabło
Niech lot Ikara do twojego podobnym nie będzie
Jeśli duma twa, zacznie ciążyć?
Dumy, więc wyzbyć się musisz, by o skał krawędzie nie roztrzaskać serca
Pragniesz, by jak stal było, lecz ono ze szkła
W szkle zaś, gdzieniegdzie szlachetnego kruszcu ociupina
Wzleć do gwiazd i spójrz na gwiazdy
Światło ich niech twą drogą nie będzie, kłamstwo niesie.
Poleruj swe serce, by ujrzeć widmo tego, co na jedno się składa, a tysiącem barw się mieni.
Niech serce twoje, chłonie i czuje.
Niech serce twoje, czyste, by knowania gwiazd przejrzeć.
A może, pozostań tutaj?
Krocząc twardo, ślady trwałe zostawiasz
Lecz i ty wtedy, dziecię piasku, na łaskę wiatru zdane
Bo, czyż nie jest prawdą, iż krocząc po piasku, jego dzieckiem się stajesz?
A może, krocz po skale?
Ślad w ślad, krok w krok
Za kimś, kto doskonałe, dla dzieci piasku, uczynił cieniem dla dzieci skał?