Rennard odsunął się od dziewczyny i z uwagą słuchał jej wypowiedzi. Kiedy ta skończyła, chłopak chwilę pomyślał, po czym na jego twarzy zagościł bardzo irytujący uśmieszek. Wpatrzony był w Katarinę. Splamienie honoru jej rodu poprzez całowanie się z jej siostrą? Nagle wszystkie "przeciw" do tego pomysłu momentalnie zniknęły...
- No dobra! Uspokójmy się wszyscy! - Rozkazał wszystkim, robiąc parę kroków w stronę ukrytej w cieniu Cassiopei. - Masz problem z zaakceptowaniem swojej... nowej siebie, kochanie. Rozumiem, nie każdy ma okazję nieco się zmienić. Dodać do swojego wyglądu ogon, odwłok, ostre kły czy coś innego. Ale chowanie się w cieniu niczego nie załatwi! Tym bardziej nie zmieni! - Mówił, przyjaźnie uśmiechnięty. Próbował brzmieć przekonująco, nawet czarująco.
- Cass, skarbie. Wyjdź z cienia. Żeby świat cię zaakceptował, musisz zacząć od samoakceptacji! Pokaż się nam! - Wystawił otwarte dłonie przed siebie. - No, zbliż się do mnie. Tak dawno cię nie widziałem, nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem!