-
Zawartość
1057 -
Rejestracja
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Pawlex
-
Jaranie się anime to pedalstwo :/
-
Dzisiaj zeżarłem tyle pizzy że czuje się jak parszywy grubas. Zjadłbym jeszcze.
-
Chłopak powoli wstał z ziemi, wpatrzony w upiornego potwora. Odczuwał lęk, mimo świadomości że to coś było od teraz jego sługusem. Wskazał palcem na stworzenie, próbując pozbyć się uczucia dyskomfortu. - Widzisz?! - Zapytał doniosłym głosem, chcąc pokazać kto tu teraz jest panem. - Tak kończą frajerzy którzy mi się naprzykrzają! Skąd ta odraza w twoich oczach? Sam żeś sobie winien! Trzeba było próbować zrobić mi wodę z mózgu na Shadow Isles? Trzeba było? Zamachnął się, chcąc zdzielić potwora po twarzy.
-
Rennard zdążył chwycić niewielką, srebrną szkatułkę. Zaraz potem ta znienawidzona przez niego roślina oplotła jego nogi. Jego źrenice rozszerzyły się pod wpływem strachu. Nie był gotowy na kolejne chore halucynacje... Zaraz potem zderzył się ze ścianą. Osunął się na ziemię i zastygł w pozycji siedzącej, cały czas oparty o ową ścianę. Przyglądał się całemu zdarzeniu. Kiedy było już po wszystkim a głosy ucichły, chłopak na początek próbował znów przypomnieć sobie chwile z dzieciństwa. Nie mógł, po prostu nie mógł. Był pewien że jeszcze kilkadziesiąt sekund temu pamiętał. To było cudowne! Zaraz potem powoli analizował to co zobaczył. Czyli ta istota, która wcześniej mieszała mu w głowie, która stworzyła te wszystkie koszmarne wizje... była teraz jego kundlem? Pomacał po kieszeni. Faktycznie, kamień tam był. Wyjął kamień. Dokładnie mu się przyjrzał. Zaraz potem zaczął go ściskać. Trząść nim. Nawet lekko uderzać o ziemię. Chciał to coś przyzwać.
-
- 5 lat wspomnień... z dzieciństwa? - Zapytał, powtarzając to co usłyszał. Zastanowił się. Raczej zaczął wspominać te kilka lat z jego młodzieńczych lat. Chwilę potem zarechotał. Wybuchł śmiechem. - Pozwolicie mi zapomnieć o tym beznadziejnym okresie, tak po prostu? W sekundę zapomnę o tych wszystkich chwilach, w jakich to mój tatuś mówił że wyrosnę na zakałę i rodzinny wstyd? Umowa stoi. Oddam moje wspomnienia z nieukrywaną chęcią i radością!
-
- No dobra! Bardzo to wszystko ciekawe ale wiecie, czas nagli. Czyli jak rozumiem, jeżeli chcę tego czego pragnę, mam wam oddać cząstkę siebie tak? - Zapytał. Jeżeli to był jedyny sposób, to już niech będzie jego strata. Byleby dostał to czego chce. - W takim razie proszę! Bierzcie śmiało! Tylko weźcie coś, czego braku nie będę żałował, dobrze?
-
Chłopak przytakiwał, drapiąc się po brodzie. Proponowana cena była wyjątkowo... egzotyczna. Aż grzechem byłoby się nie targować. - Odpada. Wszystko co we mnie, zostaje we mnie. Koniec kropka. - Powiedział stanowczo. - Dasz to co potrzebuję ja i mój zleceniodawca, tylko i wyłącznie za zabranie ciebie. To znaczy najpierw muszę wiedzieć czym jesteś i co jesteś w stanie zrobić, jak już stąd wyjdziesz. Bo wiesz, nie potrzeba mi jakiegoś demona który namiesza mi w głowie a potem zniszczy świat. Na początek przedstaw mi się!
-
Rennard cofnął się o krok, kiedy wrota zaczęły się otwierać. Był niezwykle ciekawy co znajduje się z nimi. Nie dowiedział się. Ciemność w środku wszystko ukryła. Był wieczór, nawet noc, mimo to ta ciemność była zdecydowanie zbyt... ciemna. - Ja... - Odparł, zastanawiając się co ma powiedzieć. W końcu instrukcje które dostał były bardzo niejasne. - Miałem tu przyjść... i zobaczyć co mnie tutaj czeka. - Kontynuował, powoli zdając sobie sprawę jak bardzo głupie było podjęcie się tego zadania. Serio? Idź i sprawdź co się stanie?
-
A czego się niby używa do herbaty? ;-;
-
Ja ostatnio, zbudzony o 6 i szykujący się do szkoły, wsypałem sól do herbaty zamiast cukru. Od razu się obudziłem...
-
Wszyscy dobrze wiedzą że herbata to napój biedaków i przegrywów :> wcale nie bait
-
Cała ta wędrówka nie była zbyt interesująca, toteż jego uśmiech zszedł już po 5 minutach. Zbliżając się do świątyni, odetchnął z ulgą. Cieszył się że w końcu na coś trafił. Cokolwiek, byle nie ta wąska i nudna ścieżka. - Nic dziwnego że ogród jest w tak fatalnym stanie! - Krzyknął, przypatrując się otoczeniu przed budynkiem. Wyglądał tak, jakby porzucono go dawno temu. - W końcu jaki ogrodnik chciałby codziennie tyle tutaj dymać... - Dodał, kiedy z zaskoczeniem dostrzegł kolejne kłosy zboża. Wytknął je palcem. - Znowu wy! Najmocniejszy narkotyk świata, kryjący się pod postacią nieszkodliwego zboża! Precz ode mnie! - Mówił, idąc drogą do drzwi świątyni, z daleka omijając roślinę. Chłopak dobiegł do drzwi, po czym zapukał trzy razy. Następnie splótł dłonie za plecami. Podskakiwał w miejscu, niczym mały dzieciak który dobija się do domu po cukierki w Harrowing...
-
Te świecące znaki wydawały się jakby zaproszeniem do środka! Rennard czuł się z tego powodu niezwykle szczęśliwy. Im szybciej zrobi to co nakazuje mu kontrakt, tym szybciej wróci do domu i zakończy tą długą i zwariowaną przygodę. Chłopak wkroczył na ścieżkę. Mimo iż szedł z rękoma przyciśniętymi do korpusu, przez to że było tutaj dość wąsko, posuwał na przód całkiem szybko. Jak to dobrze że podłoże nie było wyłożone żadnymi przeszkodami. Na jego ustach widniał wielki uśmiech.
-
- Cóż... dziękuje. - Odpowiedział, również machając. Niewątpliwie uleczenie go za nic niezwykle go zaintrygowało. Po chwili, kiedy jego mózg skończył analizować resztę słów wypowiedzianych przez stwora, uśmiech Rennarda zniknął, ustępując grymasowi zszokowania. - Zaraz zaraz! Jak to kilka dni temu?! Ile byłem pod tą wodą?! - Krzyczał, mimo iż jego wybawicielka już odeszła. Odpłynęła raczej. Rennard machnął rękoma, odwrócił się i zaczął iść na polanę, na której niedawno konał. Jak się okazało, konał tam kilka dni temu... Jako iż nie stracił orientacji, zamierzał stamtąd kontynuować swoją podróż. Teraz już w pełni zdrowy i sprawny. - Odwdzięcz się komuś tym samym... - Mówił do siebie podczas drogi. Wybuchnął śmiechem i pokręcił głową. - Wybacz wodna koleżanko, moje zdolności są przeciwieństwem twoich. Ty leczysz... ja zabijam.
-
Słuchał uważnie żeńskiej istoty, z ciekawością w nią wpatrzony. Szybko, acz delikatnie zepchnął jej dłoń ze swojej ręki, wciąż do końca niepewny jej nastawienia. Poza tym była taka mokra i zdecydowanie za zielona. Na wspomnienie o komarach, chłopak przypomniał sobie o tych małych, latających, gryzących terrorystach. Zerwał się i zaczął machać rękoma, chcąc odpędzić te robactwo. Oczywiście nie szczędził w słowach. Nieładnych słowach. - Oczywiście jestem zadowolony z tego że mnie uratowałaś. - Powiedział po krótkiej chwili. - Jednak powstrzymam się na razie z podziękowaniami. Życie nauczyło mnie że raczej nie ratuje się innych z czystej dobroci serca. Skoro mnie ocaliłaś, pewnie czegoś ode mnie chcesz...
-
Chłopak zatrzymał się, widząc że to coś nagle zaczęło płynąć w kierunku brzegu. Cofnął się o krok i zacisnął pięści, będąc przekonanym że to coś postanowi go zaatakować. Jakież było jego zdziwienie, kiedy z wody wyłoniła się tylko twarz. Musiał przyznać że całkiem sympatyczna twarz. Jak się okazało, to ona uratowała go od śmierci. Zaczął powoli iść w stronę wody. Cały czas miał uniesione brwi oraz nerwowy uśmiech. Sytuacja byłą dla niego dziwna. W końcu nie często jest się ratowanym przez... no właśnie, przez co? Nimfa? Syrena? Driada? - Pozwól że zapytam. - Odezwał się, przysiadając na linii brzegu. - Ocaliłaś mnie przed śmiercią... aby zostawić mnie w wodzie bym o mało co się nie utopił? - Zapytał z nieukrywanym zdziwieniem. Bo w końcu po co ratować kogoś, by zaraz znowu pozostawić go na cienkiej granicy życia i śmierci?
-
[Gra][Arcybiskup z Canterbury, Pawlex]Dwóch bogów, jeden świat
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
Lufi wyszedł z namiotu zaraz po Adrze. - Więc! - Odezwał się, podchodząc do ogniska. Cały czas zwrócony był do nieznanego mu chłopaka oraz jego zwierzaka. Niewątpliwie najbardziej intrygowała go ta niebieska kropka. - Vivi skarbie, może przedstawisz nam swojego kolegę? - Zapytał. -
Ten las w cale nie był cichszy i spokojniejszy od centrum miasta! Wydawać by się mogło że był nawet gorszy. DeWett był przyzwyczajony do miastowego zgiełku, krzyków czy śmiechu. Toteż plusk wody był rozpraszający, bzyczenie komarów denerwujące a darcie dziobów nocnych ptaków napawało go niepewnością. Nie mogąc polegać na słuchu, odwrócił się do rzeki. Może w niej zdołałby dostrzec coś nietypowego. Okazało się że miał rację. Ten kształt był zdecydowanie za długi, jak na rybę która byłaby w stanie żyć w takiej małej rzece. Czymkolwiek to nie było, Rennard cieszył się że wyszedł z wody. W końcu nikt go nie uczył walczyć z przerośniętymi rybami. Bardzo go jednak ciekawiło czym to coś mogło być. Szedł za tym czymś, po lądzie, w bezpiecznej odległości. Był pewny że coś tej wielkości mogłoby bez problemu wyskoczyć i zrobić mu krzywdę. Chłopak na pewno nie miał zamiaru skończyć jako czyiś posiłek. Ani ptaków, ani ryb.
-
Z racji że woda okazała się niezbyt głęboka, Rennard prawie cały z niej wyskoczył. Krztusił się, wypluwając wodę której trochę naleciało mu do ust. Oddychał głęboko i ciężko. Mimo iż nie trafił daleko od miejsca w którym miał pożegnać się z życiem, to i tak nie miał zielonego pojęcia jak trafił do tej rzeki. Sam nie był w stanie do niej wejść, ani też nie pamiętał aby ktokolwiek go do niej wrzucił. Bardziej go jednak zastanawiało, jakim cudem wszystkie jego obrażenia zniknęły. Czy to ta rzeka go wyleczyła? Nie wyglądała na jakąś magiczną. Wyglądała jak... jak rzeka... Z zamysłu wytrąciły go ugryzienia komarów. Szybko rozbił jednego na swoim ramieniu. Zaraz potem chlusnął wodą w górę i dookoła siebie, złorzecząc na małe owady. Szybko wyszedł z wody. Bycie przemokniętym w nocy raczej było niefortunne. Chłopak zaczął się uważnie rozglądać i nasłuchiwać. W końcu musiała tu być jakaś osoba trzecia. Przecież woda raczej nie ożyła i go nie wciągnęła...
-
Więc tak to się skończy? Zdechnie na odludzi a jego zwłoki zeżre ptactwo? Dziwna sytuacja. Zwykle to on sprawiał że inni kończyli w brzuchach ptaków. Zwłaszcza tych sześciookich. Ból był nie do zniesienia. Tak bardzo chciał by to już się skończyło. Na jego nieszczęście trwał na granicy życia irytująco długo. Nawet nie był w stanie sięgnąć do kieszeni, aby swoim sztyletem skrócić sobie cierpienie. Z każdą utratą przytomności był pewny, że to już koniec. Kiedy jednak mimowolnie świadomość do niego wracała, z jego oczu ciekły łzy. Może to była kara? Klątwa nałożona przez jego rodzinę za bycie czarną owcą, przynoszącą wstyd i hańbę? Niezłe zagranie tatku. Chłopak dobrze wiedział jak bardzo ojciec go nie cierpi. Z kolejnym powrotem świadomości Rennard czuł wodę. Tak jakby sam dźwięk strumienia nie był wystarczająco denerwujący... Chwila, woda? Przy kolejnym ocknięciu się... topił? Zamiast konać na suchej ziemi nagle znalazł się pod wodą? Rennard z szokiem machnął głową w lewo i prawo a potem spojrzał w dół. Nikt nie wspominał o tym że po śmierci trafią się do jakiejś wody... Ale on nie był martwy! W końcu się topił! Och... no tak... Mocno odbił się od dna, rozpaczliwie próbując jak najszybciej się wynurzyć. Z nikim nie umawiał się na śmierć poprzez utopienie. Skoro nagle, jakimś cudem jego wewnętrzne obrażenia zniknęły to nie zamierzał ginąć. Wyglądało to jak druga szansa.
-
Atencjonowanie się avkiem z pucykiem? Co?
-
[Gra][Arcybiskup z Canterbury, Pawlex]Dwóch bogów, jeden świat
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
Chłopak odwrócił głowę, kiedy zaciekawił go ten intrygujący dźwięk. Cokolwiek to było, ładnie nie wyglądało. Nieświadomy żadnego zagrożenia, po prostu chwycił stworzenie i podniósł do góry, blisko swojej twarzy. - Potrafisz coś więcej, niż tylko wyręczanie się jakimiś obrzydlistwami? - Zapytał, próbując chwycić i wyrwać jedną z odnóży. Skoro to coś miało je tak dużo, pewnie nawet nie poczuje różnicy... -
[Gra][Arcybiskup z Canterbury, Pawlex]Dwóch bogów, jeden świat
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
Chłopak cicho jęknął, kiedy dziewczyna szturchała go w bok. Niechętnie otworzył swoje zaspane oczy. Jak dla niego była to zdecydowanie za mała porcja snu. - Coś mi się śniło... - Powiedział wpół przytomny, trąc oczy. - Ale zapomniałem. - Dodał. Zaraz potem usłyszał rozmowę na zewnątrz. Głos zamaskowanej dziewuchy oczywiście rozpoznał, lecz tego drugiego już nie. Jednak słysząc głos nieznanego mu chłopaka, wróciły do niego małe przebłyski o tym śnie. Niewiele sobie przypomniał, lecz zawsze coś. Lufi odwrócił się na brzuch. Jego ręka nieświadomie spoczęła na piersi Adry. Ostrożnie wystawił głowę z namiotu, chcąc zobaczyć co się tam dzieje. - Dziwne. Mówiła że była niewolnicą. Niewolnicy mają sztamę z bogami? - Zapytał, macając towarzyszkę w jej intymnym miejscu. -
Rennard wypuścił całe powietrze, kiedy dostał w brzuch. Przy drugim poczuł jak jego żebra się połamały... i przy okazji uszkodziły jego organy wewnętrzne. Nic dziwnego że tak się stało, w końcu jego nogi również były mechanicznymi protezami. Leżał skulony. Takiego obrotu sytuacji w ogóle nie brał pod uwagę. - Wrócisz? - Zapytał z trudem, kiedy ten zaczął odchodzić. - Nie masz do... czego. Już mnie zabiłeś. Jakby nie patrzeć, w każdej potyczce w jakiej brał udział w Ionii, kończył z solidnym wpierdolem. Cieszył się tylko z tego, że nikt tego nie widział...