Skocz do zawartości

Efei

Brony
  • Zawartość

    79
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Efei

  1. Podskakując w miejscu i usiłując jak najmniej poparzyć kopyta jak najszybciej zmieniła ziemię pod sobą w kilka dębowych desek. Teraz miała w miarę dogodne warunki do oglądania spektaklu samozniszczenia, jaki Deto zafundował wszystkim widzom. Fajerwerki były chyba przewidziane na większą przestrzeń - w każdym razie zamiast pięknie rozbłysnąć na niebie odbiły się od ścian bariery spadając z powrotem na ziemię. Za to poprzedni manewr wyszedł pięknie. Oponent w widowiskowym stylu przebił się przez warstwę ziemi. - A oto i przykład "płonącego prawie-krzewu" - mruczał głos w głowie klaczy. Z tonacji można było wywnioskować, że świetnie się bawi. Za to Tide było coraz mniej do śmiechu. W prawdzie teoretycznie wszystkie kule wycelowane w nią przez przeciwnika powinna zatrzymać magiczna bariera, ale te tutaj wyglądały raczej złowieszczo. Na wszelki wypadek jednorożka przesunęła się razem z drewnianym podłożem kilka kroków w bok (podskakując w czasie, kiedy telekinetycznie przesuwa deski. Wprawdzie poparzone kopytka mogą przy tym trochę boleć, ale jakoś się to przeżyje...) Próbowała też z heroicznym wysiłkiem utrzymać przegrodę, ale zrezygnowała, kiedy ze zdumieniem odkryła, że ledwo trzyma się na nogach i prawdopodobnie będzie z nią znacznie gorzej jeśli nie przestanie. Poddała się więc przepuszczając pociski tak, by bariera zasklepiła się za nimi. Energii pozostało jej niewiele, jedynie na tyle, by jakoś utrzymać tarczę odgradzającą ją od przeciwnika i uchronić się przed skutkami wybuchu. Łagodnie to ujmując możnaby powiedzieć, że nie była w najlepszej formie. Jedynie uśmiechnęła się blado w odpowiedzi na pozdrowienie. Wtem poczuła, jakby nagle przybyło jej sił.- Następnym razem pomyśl o magii leczniczej - usłyszała. - Na razie po prostu tłumacz to sobie jako iluzję. A kiedy już wreszcie przyjdziesz do siebie zważ, że autor jest jak Bóg dla swojego dzieła. Obowiązują go inne zasady. Chwilę później z nieba spadła osobliwa kuleczka rozplaskując się blisko środka areny.
  2. Próba użycia czarów oponenta do własnych celów nie powiodła się. Kule momentalnie wyrwały się w bok naginając czas do swoich celów. Tide pozwoliła im wrócić i zbliżyć się na stosunkowo małą odległość, po czym momentalnie zamieniła je w zwyczajne powietrze nie zachowując nic z ich poprzedniej struktury. Teraz jeśli przeciwnik chciałby użyć ich ponownie musiałby stworzyć je od początku. Pies zniknął w wykopanej przez siebie jamie. Miała chwilę spokoju by zebrać myśli i broń. Maleńki moment pozwoliła sobie odetchnął, rozluźnić się i zebrać przydatne wiadomości. Ten Deto jest wytrzymały i naprawdę niezły, ale zbyt roztrzepany i zapominalski. Już kilka razy atakował, jakby nie wiedział o tarczy, choć wcześniej zdołał ją obejść. W jej głowe zaczął powoli kiełkować nienajgorszy pomysł. Ale lepiej nie wyrażać go dokładniej, nawet w myślach, a nuż przeciwnik niepostrzeżenie wszedł do jej umysłu. Choć to mało prawdopodobne, w końcu zawsze ma mur pogmatwanych myśli naokoło tych bardziej uformowanych (z wyjątkiem chwil kiedy mentalnie sonduje otoczenie), poza tym cały czas pozostaje czujna i przygotowana na taki scenariusz, lecz ostrożności nigdy dosyć. Podobny błąd popełnił kiedyś Starswirl, i nawet on, potężny mag nie najlepiej na tym wyszedł... Czym prędzej przystąpiła do realizacji planu. Najpierw sprawdziła juki. Wyjęła 2 kulki paraliżujące i tak jak poprzednio - na chwilę zamieniając w mgłę - położyła je po podłożu pozwalając im toczyć się leniwie w jej kierunku, aż przekroczyły linię tarczy i zatrzymały się na jej wyciągniętym kopytku. Teraz trudniejsza część. Otoczyła magiczną barierą w kształcie kuli (także podziemnej) przypuszczalne miejsce położenie przeciwnika i cały teren na około w promieniu 12 m. Powinna nie wpuszczać ani nie wypuszczać niczego, nawet najdrobniejszego atomu przez linię dzielącą "w środku" od "na zewnątrz"(dotyczy także teleportacji i sztuczek z czasem). Odczuła początek szturmu mentalnego i momentalnie przygotowała się do ochrony, kiedy usłyszała, jak głos słyszany już wcześniej mruczy: "ja się tym zajmę". Uspokoiła się więc i spokojne zajęła się dalszą częścią manewru ignorując echa bitwy z podświadomości. Chwilę jeszcze wahała się co do intencji niespodziewanego sojusznika, ale stwierdziła, że tym razem zaryzykuje. Koniec pojedynku się zbliża, trzeba zacząć grać bardziej intensywnie. Dla pewności zamknęła oczy i skoncentrowała się na wszystkich istotach żywych w obrębie kuli. Pies był tam z całą pewnością. I chyba znalazł coś ciekawego. Cokolwiek by to było wyglądało na potężne, jego aura była świetnie widoczna. Teraz atak. Zamieniła powietrze w środku bariery w wielką ilość kamieni spadających momentalnie na ziemię, pod którą powinien być tunel. Sprawdziła, czy aby nie zabiła oponenta na miejscu, ale nie - żył na pewno, zaraz okaże się, w jakim jest stanie.Na razie miała odrobinkę czasu, w którym nie spodziewała się zostać zaatakowana. Odgłosy potyczki w jej umyśle ucichły już chwilę temu. Nieśmiało pomyślała więc głośno:- Poradziłaś sobie?Głos momentalnie odpowiedział, jakby tylko na to czekał.- Wystarczyło powiedzieć mu kilka komplementów i zalać lawą. Nic takiego - ton zdradzał odrobinę lekceważenia i osobliwej wesołości, być może także nutkę chełpliwości- A teraz popraw grzywę, zaraz zaczną się te nudne gratulacje. Pytanie tylko czy będziesz ich słuchać, czy składać...
  3. Stalowe kule wracają jak bumerangi. Nic nie szkodzi. Odsunęła się kilka kroków w bok pozwalając najbardziej wysuniętej w lewo musnąć tarczę. Z delikatnym uśmiechem na pyszczku obserwowała, jak pocisk zwalnia, po czym ześlizguje się po osłonie jak po pochyłej ścianie. Zanim spadła wzięła go, a także pozostałe dwa w chmurę swej magii, i znacznie zwiększyła ich ciężar. Dzięki temu mają o wiele większą bezwładność i niełatwo wytrącić je z poprzedniego toru lotu. Tłumiąc chęć niegdysiejszych klonów powrócenia do poprzedniej postaci ułożyła je w szereg i rozpędziła cały czas kontrolując ruch tak, by ich nie spowolnić, a móc interweniować w razie potrzeby. Cel: przeciwnik. Wszystko stało się błyskawicznie, tak, by zdążyć zanim pies zdąży schować się w wydrążonym przez siebie tunelu. Ten atak prawie na pewno się uda. W końcu pies po ciosie w kark ma o wiele mniej zwinności i koncentracji. Ledwo lata, pewnie z mniejszej odległości widać, jak chwieje się w powietrzu. Nie pokazuje tego po sobie, ale po takim ciosie pewnie ledwo utrzymuje równowagę. Z pewnością tępy ból uniemożliwia mu koncentrację. Tide spróbowała więc jeszcze raz dyskretnie podglągnąć umysł rywala uprzednio po raz kolejny umacniając tarczę. Nie chciała zbyt szybko być za pewna siebie, ale jak na razie szala zwycięstwa przechylona była w jej stronę. Wciąż miała juki. I miecz aktualnie leżący bezczynnie na środku placu i odzyskujący zwykłą temperaturę i kolor po podpaleniu areny. To porządna, dobrze zahartowana (i wzmocniona magicznie) broń. Co to dla niej kilka płomieni? Dziwny głos na razie zamilkł. Widocznie zajął się czym innym. Klacz nie była pewna, czy to uczucie, które czai się gdzieś w środku to nie zawód.
  4. Turning Tide z pewnością poczuła co najmniej lekkie poczucie zawodu, kiedy patrzyła, jak przeciwnik neutralizuje po kolei wszystkie części jej pięknego ataku. A jeśli nawet któraś z nich udała się tak, jak miała, to po psie wszystkie obrażenia spływały jak po kaczce. Czemu? Lepiej byłoby od razu znaleźć na to odpowiedź, ale oponent nie dał jej czasu. Jego kopie niebezpiecznie szybko zaczęły się do niej zbliżać. - Bo co trzy głowy, to nie jedna -usłyszała dziwnie znajomy głos w swojej głowie. Zignorowała go. Wyczuła coś w rodzaju niezadowolonego fuknięcia, lecz nie miała ani chwili, by zacząć je analizować. Zamiast tego przeteleportowała się na bezpieczną odległość zostawiając za sobą swą iluzję i tarczę tworząc wokół siebie kolejną. Niemalże uległa odruchowi stuknięcia się kopytem w czoło na widok swego wielkiego zaniedbania. Na chwilę zapomniała o osobliwej blokadzie ułudy. Postanowiła więc trochę z nią poeksperymentować. Zwiększyła realność i prawdopodobieństwo swojej laleczki. Ta zaczęła migotać, jakby walczyła o pojawienie się. Żeby zatuszować ów efekt Ametystowa pomnożyła mgłę otaczającą arenę. Mruganie nie powinno być tak widoczne. Odrobinę zwiększyła też transparentność swojego ciała, by lepiej wtapiać się w otoczenie. Teraz mogła podziwiać natarcie klonów. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, że mogłaby znajdować się na miejscu swojego sobowtóra. Ale nie zamierzała marnować cennego czasu. Była już w połowie zaklęcia przemiany stosowanego na klonach Deto, kiedy poczuła, że arena nagle zaczyna się rozgrzewać. Dość szybko. A nawet bardzo szybko. Odruchowo zaczęła podskakiwać przerywając czar. Trochę poparzyła kopyta zanim zdążyła przeteleportować się kilkanaście metrów nad ziemię i zamienić płomienie w pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy: kwiaty. Dokładniej leśne fiołki. Nic dziwnego biorąc pod uwagę fakt, że przy każdej możliwej okazji zamieniała rzeczy nawijające się jej pod kopyto w swoje ulubione kwiaty. Było ich całkiem sporo, w końcu jej oponent chciał skąpać całą dostępną powierzchnię w płomieniach. Lecz wciąż niewystarczająco, by wylądować całkiem bezkolizyjnie. Naprędce utkała więc zaklęcie pozwalające na zagęstnienie powietrza pod nią czyniąc lądowanie odrobinę miększym. Wciąż trochę niewystarczająco. Nawet dodając do tego ochronę tarczy (magini porusza się z dużą prędkością, ale że tarcza ją otacza działa jakby to ziemia zbliżała się do czarodziejki) klacz nieźle się potłukła. Na szczęście nic ponadto. Już tyle wystarczy, żeby poruszać się dużo wolniej. Już po krótkiej chwili jednorożka doszła do siebie i z determinacją wypatrywała przeciwnika. Zobaczyła niejasny zarys jego ciała, a także sylwetek klonów przez mgłę. Tyle powinno starczyć. Wzięła się za przemienianie sobowtórów w nieduże stalowe kulki, po czym nadała im prędkość podobną do tej, którą osiąga wściekły huragan (a huragany bywają bardzo drażliwe) celując w przeciwnika. - Teraz widzisz jak w zwierciadle, niejasno, lecz wtedy zaś zobaczysz twarzą w twarz… - mówił głos rozbawiony. Wciąż ostentacyjnie nie zwracała na niego uwagi. Usłyszała tylko wesoły, może nieco złośliwy chichot.
  5. Niebezpiecznie jest nie zwracać uwagi na nóż na swoim gardle. Lub miecz na swoim karku. Jeden pies. Choć dyskretny szturm mentalny klaczy zakończył się fiaskiem, i choć zaraz potem szóstym, 'magicznym' zmysłem wyczuła niepokojące zawirowania czasu znaczące zapewne jakieś kombinacje przeciwnika wciąż miała na tyle jasny umysł i dobry refleks, by zdążyć z całej siły uderzyć Deto płazem klingi w kark. Akurat na czas. Bowiem przed chwilą ten zdążył wyczarować swoje podobizny otaczające Ametystową. Jak najprędzej przeteleportortowała się więc za ich plecy, w odległości kilkunastu metrów. Zasłaniając się mieczem sprawdziła umysłem zawartość ukrytego pośród widzów kuferka. Wciąż zawierał sporo kul ognia, kilka zaklęć paraliżujących, unieruchamiających, parę iluzji. Magini postanowiła wykorzystać technikę mieszaną. Zaatakowała każdy z klonów ogniem, a jednego uprzednio iluzją wycieńczenia i osłabienia, zaś na oryginalnego psa nasłała unieruchamiacz: czar działający na zasadzie elektronu: kulka energii elektrycznej grożąca potężnym, co najmniej nieprzyjemnym wyładowaniem, poruszająca się po orbicie niedającej się przewidzieć z powodu wielkiej szybkości owego obiektu. To powinno wystarczyć. Na wszelki wypadek odnowiła tarczę anty-szybko-poruszającym-się-obiektom. Strzeżonego Celestia strzeże. Teraz tylko czekać na posunięcie oponenta. - Masz pozdrowienia od niejakiej Kate - rozbrzmiał głos w głowie klaczy.- Miałam ci przekazać.
  6. Kiedy skończyła tworzyć tarczę odczekała jeszcze chwilę, po czym upewniwszy się, że kule już powinny osiągnąć swój cel, o ile nikt im nie przeszkodził zdjęła iluzję ściany ognia, dzięki czemu mogła podziwiać okrzyk przeciwnika i zneutralizowanie efektu kulki poprzez osobliwą przemianę ciała. Cóż, przynajmniej zyskała jakąś wiedzę na temat oponenta. W tym czasie ten, wyraźnie niezadowolony (nic dziwnego, każdy byłby po nieprzyjemnym zapachu palonego na własnym grzbiecie futra) zrobił dziwny ruch łapą, po czym (o zgrozo!) zniknęły wszystkie iluzje Ametystowej. Klacz spróbowała więc zastąpić je nowymi, jednak ze zdumieniem stwierdziła, że zaklęcia nie działają. Inne typy magii - tak, iluzja - nie. Szkoda, aczkolwiek nie samą iluzją magini żyje. Ale będzie niewygodnie. Pies nareszcie się przedstawił. Jednak Tide słuchała jego mowy tylko jednym uchem, bowiem zajęła się maskowaniem leżących na środku równiny juków. Niepostrzeżenie przeniosła je gdzieś na widownię zamieniając je w zwykły kuferek (było to możliwe pomimo mgły z powodu prostego zabiegu: chwilowej zamiany w taką samą mgłę z zachowaniem struktur zaklęć. To tak, jakby włożyć obrazek do worda, przesłać mailem nie zapychając komuś skrzynki i znów zamienić w obrazek). Umysłem sprawdziła, czy struktura czarów zamkniętych w kulach pozostała nietknięta. Na szczęście wciąż działały jak należy. Wyciągnęła stamtąd miecz i przeniosła go na wysokość karku Deto. Zanim ten skończył tyradę ostrożnie weszła do jego umysłu. O ile obywatel ZitaToli nie jest tam ochroniony cały manewr powinien się udać, a szala zwycięstwa przechyli się na stronę jednorożki.
  7. Nawet się nie przywitał! Wprawdzie mieli walczyć przeciwko sobie, jednak dobre maniery obowiązują zawsze. Cóż, nie wszyscy to wiedzą. Zamiast się przedstawić zaczął medytować. Ametystowa bynajmniej nie uważała tego za dobre posunięcie. Przecież w ten sposób jest niemalże całkiem odsłonięty na ataki fizyczne, a przeciwnik zwykle tylko czeka na taką okazję. Ona również nie zamierzała jej stracić. Szybko chwyciła telekinezą kilka ognistych kulek i rzuciła je z różnych stron na oponenta. Jedną od przodu, doskonale widoczną, dwie z boków, jedną od góry, jedną od tyłu. Zamaskowała dwie wymienione jako ostatnie mniej więcej poprawną magią iluzji odbijając w nich otoczenie tak, by stały się niewidzialne. Wprawdzie przy takiej prędkości ukrycie ich dokładnie stało na granicy możliwości klaczy, lecz najprawdopodobniej nie było to konieczne. Dodała do tego jeszcze iluzję wzrokową ściany płomieni otaczającej oponenta, z dużym dodatkiem dymu. Nie czekając, aż pociski osiągną cel przeszła do kolejnego etapu swojego "ruchu": obrony. W końcu całe to siedzenie po turecku z zamkniętymi oczami powinno czemuś służyć. I lepiej zawczasu się przed tym ochronić. Stworzyła więc tarczę broniącą dostępu do niej wszystkiemu, co porusza się szybciej od spadającej piłki plażowej dbając o to, by nie błyszczała w mdłym świetle księżyca. Iluzją podobnej otoczyła swą "laleczkę". - Twój ruch - Bezgłośnie szepnęła.
  8. Nastał kolejny wieczór w pewnym skromnym warsztacie, niskiej przybudówce przytulonej do ściany jednej z kamienic zachodniego krańca Canterlotu. Młoda dama, drobna jednorożka o ametystowej sierści wciąż ślęczała nad papierami poniewierającymi się po całym stole, i tak już porządnie zaśmieconym zapiskami konstrukcyjnymi, rysunkami i uwagami, z reguły dotyczącymi wszelkiej maści maszynerii, która trafiała tu do reperacji, bądź dopiero była tworzona. Jednak teksty, które dziś pochłonęły uwagę klaczy nie dotyczyły mechaniki. Jeśliby przyjrzeć się im bliżej można zobaczyć, że to między innymi krótki, elegancki list opatrzony drobną pieczęcią, a także kilka tomów na temat przeróżnych magicznych pojedynków. Iluzjonistka, bowiem to jest główną specjalizacją owej panny właśnie przegląda je z zainteresowaniem. Już niedługo wiele zależeć będzie od tego, ile zdoła zapamiętać. Choć przecież nie walczą na śmierć i życie, niemniej jednak miło byłoby uniknąć nieprzyjemnych obrażeń, a jeszcze przyjemniej wygrać... Dzień pojedynku. Oboje przeniesieni zostają na arenę. Dla Tide (gdyż właśnie Turning Tide mieni się owa pani) to całkowita nowość. Nigdy jeszcze nie walczyła, lecz ze starych ksiąg niejednego można się nauczyć. A kiedyś musi być ten pierwszy raz. Przygląda się więc ciekawie otoczeniu, bada strukturę magiczną tajemniczej mgły, dyskretnie posyła na nią sondę-niewielką kulkę energii. Rozbija się ona z niewielkim plaśnięciem nie zostawiając na ścianie najmniejszego śladu. Wzgórze jest dość obszerne, łatwo byłoby objąć je wzrokiem, gdyby nie panujący tu półmrok. Czarodziejka uśmiecha się pod nosem. Niewielka ilość światła działa na jej korzyść. Nie tracąc niepotrzebnie czasu zabiera się do przygotowań. Musi się pospieszyć, wygląda na to, że przeciwnik dotarł tu chwilę przed nią. Jej róg błyszczy leciutko, jednak wątpliwe, by oponent zauważył to z takiej odległości. Nie widać, by cokolwiek się stało, jednak sztukmistrzyni zdążyła już niezauważona i niewidzialna przejść za plecy osobliwego psa, z którym ma walczyć. W miejscu, gdzie stała poprzednio pozostała tylko jej iluzja. Po cichu wyjmuje z juków kilka szklanych kul wypełnionych już utkanym zaklęciem ognistego pocisku i ilością energii potrzebną do jego zrealizowania. Neutralizuje strukturę czaru i wypełnia kulę nowym: zabutelkowaną ułudą. Ilość energii powinna wystarczyć, by podtrzymać ją do końca pojedynku. Chwyta je w chmurę swej magii i turla po równym podłożu owego nadzwyczajnego miejsca. Nie trzeba długo czekać na efekty. Gładka ziemia zaczyna się wybrzuszać w niezliczone niskie pagórki. Najniższe mierzą niewiele, ot wystarczająco, by zakryć drobnego pieska. Najwyższe górują znacznie nad przeciętnej wysokości kucem. Iluzja powinna automatycznie reagować na dotykające jej przedmioty tak, jakby była prawdziwą skałą. Pora na przywitanie. Dziwnym trafem żadne wzgórze nie zasłania przestrzeni pomiędzy osobliwym psem a kopią magini. 'Marionetka' Turning Tide przemawia: Witaj, nieznajomy. Miło będzie mi zmierzyć się z tobą w walce.-Usta poruszają się wydając głos niemalże identyczny z jej prawdziwym. Nigdy nie potrafiła dokładnie go skopiować. -Nazywają mnie Turning Tide Mist.- Tu dodaje delikatny ukłon poruszając 'kukiełką' tak, jak sama zachowałaby się na jej miejscu. Cały czas uważnie obserwuje oponenta i po raz kolejny zastawia się, o czym jeszcze zapomniała. Oczywiście. Juki. Teleportuje je więc pospiesznie za któryś z głazów w pobliżu swojej kopii. Teraz wszystko przygotowane.
  9. Efei

    Najlepsze cytaty z książek.

    „- Ale ja nie chcę iść do nikogo szalonego – oświadczyła Alicja. - Ale nic na to nie poradzisz - powiedział Kot – my tu wszyscy jesteśmy szaleni. Ja też jestem. I ty.- Skąd wiesz, że jestem szalona? – zapytała Alicja. - Musisz być – odparł Kot – bo inaczej by cię tu nie było.”Alicja w Krainie czarów Tove JannsonNigdy nie jest się zupełnie wolnym, jeśli się kogoś za bardzo podziwia. Nie masz pojęcia... tu się tak niewiele dzieje... A my tak dużo marzymy...
  10. Jak dla mnie Belle Epoque,(przełom XIX i XXw) na przykład Londyn czy Paryż. Najchętniej jako bierny obserwator lub ktoś mało znaczący. Tak, aby nie zmienić za bardzo historii. No i tylko jeśli mogę wrócić kiedy tylko chcę. A co do poznania przyszłości: ktoś czytał "Poniedziałek zaczyna się w sobotę" Strugackich? I do podróż w przeszłość: film "O północy w Paryżu" Woodego Allena? Ja chciałabym odbyć wycieczkę w czasoprzestrzeni na podobnych zasadach, i miałabym taki sam cel.
  11. Minął ponad rok od ostatniego rozdziału, dobre kilka miesięcy od ostatniego posta! Z tego właśnie powodu nie jestem w stanie zamieścić oceny. Prawie jedyne co pamiętam, to to, że to świetny fic i należy cierpliwie na niego czekać. Więc czekałam. Wchodziłam tu chyba co tydzień. Sprawdzałam wielokrotnie odstęp czasu między pierwszymi dwoma rozdziałami. I dysproporcja pomiędzy poprzednią przerwą a teraźniejszą rosła coraz bardziej. Wreszcie nadszedł ten dzień, że postanowiłam delikatnie zachęcić cię do ruszenia tego do przodu. Carry on!
  12. Cytując Grat Picture (cytującego Gościa): Widzę tylko trzy możliwości: a) jesteś głupi, że o czymś takim marzysz, b) jesteś kiepskim trollem, c) odpowiedzi a i b naraz. Ewentualnie nikt w twojej rodzinie nie zmarł na ciężką chorobę, albo na nią nie chorował. Jest jeszcze trzecia ewentualna możliwość: to skryte, ukrywane i przyznaję - głupie marzenie. Takie typy pragnień często (a może nawet zawsze) samym autorom wydają się dziwne i niemądre. Ale nie zmienia to faktu, że istnieją. A co do moich pragnień: Między innymi działające skrzydła i magia (aż dziwne, że przez całe trzy strony nikt tego nie wymienił). Nie chodzi mi o władzę, którą daje, a o samo piękno owej sztuki. A także - nie ukrywajmy, jej użyteczność w codziennym życiu. I pośmiertna Arkadia. Mam skrytą nadzieję, że może na nią zasłużę... No i może być kotem w kolejnym wcieleniu (jeśli mimo wszystko okazałoby się, że nie ma Raju.)
  13. Efei

    Zapisy!

    imię: Turning Tide (Mist) wiek: 25 rasa: jednorożec, kuc kryształowy półkrwi płeć: klacz wygląd: Krótki róg.Średniej długości, lekko falowana grzywa koloru jasno chabrowego .Długi ogon związany wstążką u nasady.Sierść skrząca się i delikatnie transparentna, koloru fioletowego. A może raczej purpura. Taki, jak czasem, bardzo rzadko fioletowe bywa niebo. Niewysoka, drobna, szczupła. Kolor oczu złoty. cm: spirala symbolizująca magię iluzji historia: Urodziła się w Kryształowym Imperium. Przez dość długi czas była najmłodszą w rodzinie, trochę rozpieszczaną małą siostrzyczką i córeczką. Kiedy podrosła brat uczył ją magii iluzji. Często przesiadywała u ojca w warsztacie ucząc się rzemiosła. Wszystko ją interesowało i chętnie zdobywała wiedzę. Później (jak miała 12 lat) brat się wyprowadził by występować w obwoźnym przedstawieniu jako Wielki Mag Tressoro, iluzjonista. W międzyczasie urodziła się jej młodsza siostrzyczka, kucyk ziemny o sierści najbardziej skrzącej się od tej starszego rodzeństwa. Była małym skarbem, ukochanym szkrabem. Tide często się nią zajmowała. Czas szybko płynie jeśli nie zwaca się na niego uwagi. Ani się obejrzała a jeszcze niedawno niemowlak, maleńka siostrzyczka stała się młodą panienką. A starsza panienka Mist znalazła się w wieku, w którym wypada wiedzieć mniej więcej co chciałoby się w życiu robić. Zawsze uwielbiała sztuczki magicznej iluzji, lecz nie był i nie jest dobrze płatnym zajęciem pokazywanie ich orzbawionej gawiedzi. Zaczęła więc od drugiej pasji: maszynach. Któryś z dalekich krewnych matki prowadził mały serwis mechaniczny w stolicy, więc samodzielna szesnastoletnia Turning Tide pojechała do niego na praktykę. Po kilku latach odłożyła znaczną sumkę i mogła przeznaczyć część czasu na ukochane sztuczki. Była wolną słuchaczką na Kolegium Magii i prowadziła naukowe badania tej gałęzi czarów. W wieku 21 lat zakłada własny sklepik. Można tam znaleźć preróżne mechanizmy, a także czasem biżuterię, a nawet zegarki. Jeśli chodzi o życie towarzyskie sporadycznie chodzi na bale Canterlockiej elity, ale niezbyt podoba jej się panująca tam atmosfera i sztywne maniery. W tym roku postanowiła znaleźć inne zastosowania magii ułudzeń i zapisać się do "Konkursu Trubadurów". Z regulaminu wynika, że można rozegrać go poprzez wspólne tworzenie niepowtarzalnego widowiska. Poprosiła brata o kilka wskazówek i oto staje do zapisów gotowa na przedstawienie. umiejętności: Magia iluzji. Poziom: co najmniej bardzo dobry. Nie jest to skomplikowany rodzaj magii, lecz wymaga dużo skupienia, dobrej pamięci, spostrzegawczości, a przede wszystkim bujnej fantazji (czego jak czego, ale wyobraźni klacz ma pod dostatkiem). Początkowo z tym pierwszym było jej ciężko, ale po latach ćwiczeń nie ma z tym większych problemów. I nie lekceważcie iluzji! Dobrze sporządzona łudzi nie tylko oko i ucho, ale także dotyk, zapach, a mistrzowie potrafią 'podrobić' nawet smak. A także późniejsze skutki wyimaginowanej rzeczy. Wywołana w ten sposób butelka wody może wydawać się ciężka, chlupać przy potrzącaniu, a nawet udawać, że gasi pragnienie, ale nie powstrzyma od śmierci głodowej, nie licząc oczywiście efektu placebo.Opanowała też teleportację. Stopień podstawowy, zajmuje jej to minutę, dwie, nie potrafi określić miejsca lądowania dokladniej niż kolo o przybliżonej średnicy 7 m, a także ma trudności z prawidłowym przerzutrm na odległość większą niż z Canterlotu do granicy Everfree.Lewitacja: stopień podstawowy plus. Limit wagi: 13 kg. Granica błędu precyzji: 0,5mm. W końcu ojciec uczył ją konstrukcji maszyn, a do tego kopytka zwykle są zbyt niedokładne. rys charakteru: zamknięta w sobie. jeśli tylko może stara się mieć więcej informacji o rozmówcy niż on ma o niej. cicha. chętniej słucha niż mówi. wysoko rozwinęła sztukę komunikacji niewerbalnej. używa szerokiej gamy uśmiechów. raczej introwertyk. cierpliwa i wytrwała. uparta. niezbyt przejmuje się regułami dobrego wychowania jeśli rozmówca nie zasłuży na jej szacunek. unika obłudy i fałszu, więc nie będzie kreować się inną niż jest, chyba, że rozmówca nie wzbudzi jej szacunku i będzie chciała się nieco zabawić. lubi droczyć się z kucami, ale bez przesady.
  14. Efei

    [Zabawa] Nazwij drzewo 2.0

    Może Florofaunus Rex? (wszyscy rozumieją? W wolnym tłumaczeniu: Roślizwierz Król)
  15. A ja gdzieś czytałam fic z Inkie w roli głównej. Chyba opowiadał jak zdobyła swój cutie mark... Ktoś kojarzy coś takiego? Pamięta tytuł, autora?
  16. Myślę, że to coś w rodzaju wakacyjnego kursu latanie bądź doskonalenia umiejętności lotniczych. Zwyczajowo niemal wszyscy pegazi rodzice posyłają na niego swoje pociechy. Mógłby być na przykład organizowany przez miasto Cloudsdale... Może Gilda przyjechała do Equestrii na kilka tygodni, a Drżypłoszkę przekonali rodzice tłumacząc, że pozna rówieśników, no i fruwanie nie będzie dla niej takim problemem.
  17. Przyjmujemy zakłady! Kto jest za jeszcze dwoma? A może ktoś postawi na trzy? Kto da więcej, klacze i dżentelkuce!
  18. Efei

    Tomik komedii i komedyjek

    Zaraz po twoim poście wzięłam się za szukanie. I stwierdziłam, że dawno tego fica nie czytałam, i o dziwo nie wydaje się taki dobry, jak kiedyś. Więc jeśli chcesz to sprawdź tu (jest króciutki, na mniej niż minutę lektury), ale ja wycofuję się z jego rekomendacji.
  19. Ja kończę ostatni akapit... Może jeszcze zdążę... Klacze i dżentelkuce przedstawiam wam mój fanfikowy debiut: Tchnienie Nocy Nie miałam pomysłu na lepszy tytuł...
  20. Tylko jedno pytanie: Jaki jest twój ulubiony gatunek muzyki? No... może dwa: Czy piszesz teksty piosenek, lub po prostu wiersze? A może w wolnym czasie tworzysz melodie?
  21. Napisałam, że ilość rodzeństwa może wpływać na nieśmiałość. Czyli nie musi. Czytaj troszkę uważniej. Poza tym podałeś tylko jeden przykład, a że od każdej reguły są wyjątki akurat ten mógłby być jednym z nich. A co do części dalszej twej wypowiedzi... Po zastanowieniu nie widzę żadnej wyższości tej tezy nad moją, ani też odwrotnie. Czyli zostalibyśmy przy wniosku, że z pewnością wychowanie znacząco wpływa na stopień śmiałości i umiejętności nawiązywania kontaktów ( pomijam twój poprzedni wniosek, gdyż sam go poprzednio obaliłeś).
  22. Na początek powiem troszkę o mnie w kontekście tego tematu. Ogólnie wolę słuchać, niż mówić. Ale jeśli jestem w środowisku znanych mi bądź młodszych ode mnie osób, a także ciekawych dorosłych jestem towarzyska, często podtrzymuję rozmowę, sprawiam wrażenie kontaktowej i ciekawej innych ludzi. W gronie nieznanych rówieśników bywa różnie, zależy od sytuacji i rozmówców. A pośród starszych ode mnie (szczególnie wielkich, dzikich i nieogarniętych gimbusów) pozostaje milcząca i wstydzę się każdego słowa. Podobnie jest z rozmowami przez telefon. Nie wiem czemu boję się ich i odwlekam możliwie jak najdalej. Część druga: Jednym z czynników wpływających na nieśmiałość jest mieszkanie w dużym mieście. Bo coraz więcej ludzi przeprowadza się do metropolii i metropolijek. Tam, gdzie jest dużo nieznajomych ludzi każdy czuje się mniej pewnie. Zamiast małych sklepików supermarkety, zamiast szkół na kilkaset uczniów takie na kilka tysięcy, dodatkowo w Polsce nikt nie uśmiecha się na ulicy, a co dopiero pomóc, zagadać. To na pewno nie pomaga przełamać stresu towarzyszącego udzielaniu się społecznie. Druga rzecz: tzw. dojrzewanie. Jako kilkulatki nie przejmowaliśmy się raczej co pomyślą o nas inni. Teraz nagle wszyscy zaczynają się na nas gapić i na pewno zobaczą pryszcza na kolanie i zbyt garbaty nos. Nagle zastanawiamy się nad odczuciami innych po naszej wypowiedzi. Moim zdaniem to to opisała Uszatka. Oprócz tego jest jeszcze internet. Tak, jak to już kilka osób opisało jeśli ktoś ma znajomych w internecie może nie odczuwać potrzeby zawiązywania nowych kontaktów w realu. Ale też może się na to ośmielić dzięki pogawędkom ucinanym w sieci. Kolejnym czynnikiem może być większa ilość jedynaków. Ludzie bez rodzeństwa mogą mieć trudności z nawiązaniem kontaktu z rówieśnikami, ale często także łatwiej przychodzi im gadanie z dorosłymi (prawdopodobnie wychowali się wśród rodziców i ich znajomych). I jeszcze jedna rzecz jeśli chodzi o rodzinę: dorośli dużo więcej uwagi poświęcają dzieciom niż kilkadziesiąt lat temu. To z kolei może pomagać w umiejętności nawiązywania kontaktów. Więc podsumowując: liczba nieśmiałych może wzrastać. Ale nie musi, a ja osobiście nie odnotowałam żadnej dużej zmiany.
  23. Efei

    [ZABAWA] Sen vs Koszmar

    NMM: Jednak choć oni w ogóle nie zdawali się tego zauważać czas nagle zaczął... rozciągać się dla Wondreboltsów. Latali tak wolno, że nawet muchy by ich przeganiały gdyby nie to, że one też latały z prędkością kilkanaście razy mniejszą niż zazwyczaj. Całe powietrze zgęstniało utrudniając oddychanie i poruszanie się w nim. Zrozpaczona Luna próbowała biec po pomoc, znaleźć jakiegokolwiek kuca, gdyż została sama w wielkiej sali. Nadaremnie. Zdyszana i bezsilna zaczęła szlochać osuwając się na ziemię. Lecz wkrótce zauważyła, że jej oddech zamiast stopniowo się wydłużyć wciąż jest płytki i nerwowy. Płacz także nie pomógł, i księżniczka z rozpaczą usiłowała zabrać głęboko powietrze w płuca. Przez to okropne, gęste jak budyń powietrze było to niemożliwe. Słyszała tylko swój szloch odbijający się echem po całej komnacie, powracający do niej donośniejszy i drwiący z jej słabości. Trwała walka o każdą porcję tlenu. Userzy! Zapominacie, że to sen i prowadzicie akcję, jakby działa się w realu. Proszę was nie zapominajcie, że marzenia senne rządzą się własnymi prawami. Efei
  24. Efei

    [Zabawa] Słownik CMC

    Jeśli można się dołączyć: baptysterium-Apple Bloom - 5 pkt
×
×
  • Utwórz nowe...