Skocz do zawartości

Dżuma

Brony
  • Zawartość

    541
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Dżuma

  1. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    Z zamyślenia wybudził mnie Greg. - ...ah ja? W sumie nie pamiętam, nawet nie wiem czy z takowej krypty pochodzę. Może wraz z rodzicami byłam aż do opadnięcia promieniowania, bo odkąd wspominam swoje dzieciństwo byłam tutaj na tej cholernej ziemi. - przeczesałam swoją grzywę kopytem - Po prostu tutaj już byłam - powiedziałam ironicznie - Paradoks... no nic. Moi rodzice nie żyją, a ja się szlajam jak pies, trudno takie życie. - powiedziałam oschle - Po prostu się cieszę że jestem najmłodsza. - odparłam sarkastycznie.
  2. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    Cała konwersacja kucyków trwała dobre 12 minut, a ja sama nie wiedziałam co powiedzieć. To jakaś fabryka to jakaś pegazica. W sumie leżałam na ziemi, podparta na jednym z kopyt, słuchając tej jakże ciekawej rozmowy. Myślałam przez chwilę że warto by było teraz uciec. - Wiecie co widzę że wszyscy jesteście jacyś dziwni, to jakieś moce, to czerwone oczy, to alicorn to fabryka tęczy kurcze. Skora tak bardzo chcecie ten pojazd to idźmy po niego, ale do odbijania Ponyville nawet nie ruszę kopytem. Wy może potraficie odżyć, mieć pancerz z diamentów, potrafić być niewidzialnym czy Celestia wie co jeszcze. Ja mam tylko 16 lat i jakoś chcę żyć na tym popieprzonym świecie zarabiając na swoich kontaktach i umiejętnościach.
  3. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    - ohh jak miło kolejny arystokrata nieprawdaż? - splunęłam na ziemię, chowając resztę rzeczy do juk - Akurat takie umiejętności jak magia i latanie, mam głęboko w zadzie. Wszyscy cwaniakują, dopóki się im nie połamie skrzydeł lub rogu. A zresztą ca ja się spodziewałam po takim alicornie, zbyt dumne i zadufane w sobie dupki - poszłam dalej przeszukiwać jednorożce, zabierając ich rogi ze sobą.
  4. - Co do ... - przestraszyłam się z lekka - Oh to ty Mordimer. - uśmiechnęłam się - I jak tam zebranie szamanów? Coś ciekawszego oprócz spraw politycznych? Może nowe gatunki ziół lub nowe sposoby leczenia? - z lekka pobudzona stanęłam obok Morimera, w końcu coś się dzieje bardziej ogarniętego - Ale tak btw. mi przypada łosoś.
  5. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    - No wiesz zdarza się i trzeba żyć dalej - odparłam beznamiętnie, bawiąc się grzywą - W sumie raczej od dawna się takimi rzeczami nie przejmuje. - przewróciłam się na grzbiet opierając się o ochraniacze - hmmm... - grzebałam w jukach, co chwila odkładając jakąś rzecz. Wyciągnęłam dwa dość duże worki oraz puszkę z mięsem. - ...mam ich 20 i więcej niż 400 kapsli... - spoglądałam to do jednego to do drugiego woreczka, biorąc po małym kęsie co jakiś czas - ehh... przydało by się jeszcze tych dziadostw z 20 ... no cóż pancerz i broń poczeka - schowałam woreczki do juk.
  6. - W sumie Wave... nie wiem o czym porozmawiać. Może jakie jest twoje ulubione mięso? - zaśmiałam się - Przykro mi za późno aby to zmienić - krzyknęłam wystawiając łapę do nowej.
  7. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    Spojrzałam ostatni raz przez okno w celu upewnienia się czy wszystko w porządku. Szczerze będąc tak długo, a raczej od początku mojego życia, w tym surowym świecie, cała ich solidarność była irytująca. - No to chyba już koniec. - powiedziałam zaszywając się w kącie. Zsunęłam z siebie juki. Przeważnie to robiłam gdy było choć trochę spokoju. Ochraniacze ustawiłam obok siebie. -... więc kto idzie po tamtego jednorożca? - powiedziałam biorąc łyk wody z manierki, uśmiechnęłam się przy wypowiedzeniu... Grega...chyba - W sumie fajnie że jakiś z moich. Dobrze licząc nie widziałam naszych dość długi czas. - założyłam przednie kopyta na siebie - Gdybym miała choć trochę cydru polałabym ci, ale niestety mam do zaoferowania trochę narkotyków.
  8. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    Strzelałam do pojawiających się sporadycznie kucyków. - Dają już sobie chyba spokój - odparłam - albo szykują coś dużego. - zauważyłam że w tej grupie znajdował się jeden ziemny kuc. Nawet się ucieszyłam że jest jeden z naszych, ale po jego zachowaniu, raczej się z nim nie dogadam - W sumie nie dołączyłam. Wasz przywódca, czy jak mu tam, chyba Wave miał bardzo przekonujące argumenty. Chociaż nie wiem czy kulka w łeb byłaby lepsza... - burknęłam. Chciałam coś odpowiedzieć na temat nazwania mnie cizią, ale jedynie zacisnęłam zęby.
  9. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    Przeszłam na drugą strone stajni, gdzie były jednorożce. Nienawidziłam tych magicznych dupków. Celowałam w odsłoniętą szyje. Czasam było to zbyt proste. Kule obijaly sie o framugę okna. Niestety od mojej strony kuce miały sie gdzie schowac. Powaliłam niestety tylko 2. Sytuacja nabrała tępa, gdy przeciwnicy zaczeli podchodzić pod ściany budynku. - Uwaga! Podchodzą powoli do ścian!
  10. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    - Później sobie to wyjaśnimy, teraz jak widać mamy bandytów. - wspięłam się do najbliższego okna - Skąd miałam pewność że wiecie o co chodzi. Ile razy spotykałam grupki ze stajni. Musiałam dawać im wskazówki czym się rozpala ogień, na tym terenie. Kilka dni później widziałam ich rzeczy i truchła u bandytów, więc nie dziw mi się . A skoro cię tak bardzo uraziło moje brak kultury i zasad dobrego wychowania , jestem Delta.
  11. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    Burknęłam jedynie: - Dobra! - krzyknęłam - Tylko choć jeden lub jedna zbliży się do moich rzeczy, nie ręczę za siebie. - odpowiedziałam. Gdy usłyszałam kolejne pytanie. - Po co wywołujecie kolejną panikę. Mówię ostatnio mieli jedną z większych bójek. Sami dobrze wiemy... lub nie wiemy - dodałam spoglądając na grupę - jak u nich wygląda bójka. Dużo tracą mało zyskują. Pewnie teraz liżą rany Nawet jeśli spróbują, jesteśmy w zbyt dobrej pozycji. - wytłumaczyłam - Trochę strategii i logiki, ja was proszę. Spojrzałam na Eagle'a: - Może coś ci się w mojej osobie nie podoba ? - powiedziałam spokojnie do jednorożca.
  12. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    - Okey, może i jest jakieś zagrożeni, ale bye kucyki. - powoli odchodziłam od grupki nowych. - Powodzenia. Życzę wam szybkiej śmierci. - powoli odgarnęłam włosy, a chustę włożyłam do skórzanych juk. Sumienie mnie jakoś nie gryzło z ich powodów. Zbyt dużo już zniosłam aby się nim przejmować, ale jeśli bandyci ich dopadną, można by było zrobić mały handel.
  13. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    - Spoko, jednorożku. Tylko jeden niedobitek był. Pewnie była bojka i on został. - skinęłam na zakrwawionego pegaza - I czy mógłbyś łaskawie przestać we mnie celować. - szybko osunęłam głowę i podhaczyłam pegaza - Dziękuje. Przepraszam za małe zamieszanie, ale jakoś nie wyszło mi złamanie jego skrzydeł w porę, a w locie jest jeszcze trudniej.
  14. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    Imię: Delta Rasa: kuc ziemny Umiejętności: 1. Celność: dość dobra (przy adrenalinie, bądź alkoholu, ewentualnie narkotyku, ta umiejętność się zwiększa) 2. Szybkość: słaba 3. (dam swoje ) Wytrzymałość: średnia Charakter: -zawzięta -uparta -szczera do bólu -wnerwiająca -arogancka -ma lekkie rozdwojenie jaźni -posiada czarny humor, ale czasami jest różowy CM: :3 Wygląd: Dobrze zbudowana klacz. Ma dość długie, nawet zadbane, krwistoczerwone włosy. Jej maść podchodzi pod lekki beż, ale trudno ocenić przez czynniki klimatyczne. Często nosi chustę aby przytrzymywała włosy, które opadają na pysk. Ma ochraniacze, zdobyte na pustkowiach. Często zabandażowaną jakąkolwiek kończynę. Tak chcę utrudnić wam życie. :3 Sama zrobię sobie wprowadzenie do historii. Z daleka można było usłyszeć odgłosy przekleństw i strzałów. Nagle na sam środek stajni spadła klacz. Chwiejnie wstała, oceniając sytuację. Nie przejmowała się zbytnio gdzie jest. Otrzepała się ze wszystkiego co na nią spadło. Z przykrością stwierdziła że pocisk z broni musnął jej ucho, które teraz krwawiło. Wysłała wiązankę słów przeciwko pegazowi. Wyciągnęła za swojego pasa pistolet i wybiegła na zewnątrz. Można było usłyszeć odgłosy przekleństw, jęków i trzasków łamanych kości. Klacz aby mieć choć trochę szans musiała złamać skrzydła. Później tylko oszczędziła, większego cierpienia i tak wykończonemu pegazowi, i oddała strzał między oczy. Odbierając co jej i dodając skarby z torby pegaza, dopiero zorientowała się gdzie jest. - yyy...przepraszam za zniszczenie dachu, jeśli nie jesteście golemami. - niestety jej humor zbladł widząc tyle dość wystarczająco uzbrojonych kucyków. Chwyciła jedynie swój ulubiony rewolwer w zęby. - Kuźwa...
  15. Dżuma

    Fallout: Equestria.

    Eh popsuje wam zabawę ale spoczko. Proponowałabym większe ogarnięcie się w sprawie postów. Ludzie spam nie samowity. Powinno być ograniczenie do minimum 4 zdań lub więcej. Bo robi się z tego wielki burdel jednozdaniowy. Co do nie dociągnięć: ( sama nie czytałam tego Fallouta całego tylko tyle ile jest przetłumaczone) - jabłka ze stajni są BLADO CZERWONE nie KRWISTE ! - Little Macintosh był tylko JEDEN! - świat jest dla was zbyt miły ;D - z tego co wiem to nie mógł nikt być z przed wojny, bo byście popadali jak muchy od świeżego promieniowania Dodaje coś od siebie. Pamiętajcie że robienie z sb super duper bohaterów jest mało kreatywne
  16. - Nie dziwię się że kapitana tak poraziło. Samo przecinanie wiązki u golemowi dawało dziwne uczucie, a co dopiero przecinanie tak jakby zasilania tego wszystkiego. - odeszłam znów do kufra bo gazę. Niestety moje dotychczasowe rany nie chciały się goić. Na ramieniu od kuli, nawet dobrze sie trzymała, ale ta od ugryzienia Algarda utrzymywała się nadal, przypominając ciągle o nim. Owinęłam delikatnie rękę. zajęłam się kolanem. Trzymało sie nieźle, jeśli chodzi o to że powoli odbudowywało. Obandażowałam je, czasami przymykając oczy z bólu. Zastanawiałam się nad zachowaniem kapitana. - No cóż trzeba żyć dalej. Proszę się tylko nie zadręczać tym wszystkim. - zamyśliłam się - Ahh mało bym nie zapomniała. Widziałam że masz popa żoną lekko rękę i rany na plecach. Trzeba je opatrzyć. - powiedziałam wymachując bandażem i środkiem odkażającym.
  17. Ostatnie zdanie ihnes mnie rozwaliło :'D - Nie wiem dlatego się ciebie pytam... - przez chwilę zamarła głucha cisza - ehhh... widzę że chcesz o czymś porozmawiać. Widać to po tobie. wyrzuć to z siebie - uśmiechnęłam się serdecznie Wave'a
  18. - To będziesz musiał poczekać. Kości raczej szybko się nie zrosną. W dodatku i tak będą już uszkodzone na cale życie, więc z takim zabraniem mnie nie ma szans. Sama nie wiem ile ważę ale łatwo mnie chyba zdmuchnąć jedną łapą - zaśmiałam się - Na pewno dużo nie ważę. Krótka sierść brak ogona + mała postura, ale mniejsza z tym. - odetchnęłam - Prawdopodobnie spanikowałabym tam górze . Popatrzyłam na Wave'a, teraz ty daj temat do rozmowy. - uśmiechnęłam się.
  19. Zobaczyłam Wave'a i podeszłam do niego. - Hej, mogę się dosiąść? - napotkałam jedynie przytaknięcie - Heh, widzę że ci się nudzi. W sumie mi też ... - obróciłam się na grzbiet i wpatrywałam się w korony drzew - Powiesz mi jak to jest latać tak wysoko? Jakie to uczucie?
  20. Kilka dobrych godzin, spędziłam doglądając połamanych majtków na plaży i Spina. Dobrze licząc schodziłam i wchodziłam na statek 20 razy lub więcej. Kolano co jakiś odzywało falą bólu, ale ogłupiałam je środkiem przeciwbólowym. Prawdopodobnie na starość wątroby nie będę miała, jesli oczywiście licząc to że mogłam w każdej chwili kopnąć w kalendarz przez Algarda. Jednak nie myślałam o tym zbyt często, bo jednak miałam obowiązki. Musialam co jakiś czas wyganiać majtków oraz smoczycę od lub z kapitana. Powtarzałam że musi po prostu odpocząć, bo tkanki mięśni były, jak to najprościej określić, w szoku. Po 2 godzinach kapitan rozmawiał i ruszał ręką, a po kolejnych mógł normalnie funkcjonować. Gdy znalazłam wolną chwilkę, udało mi się normalnie umyć i przebrać w moje zastępcze ciuchy. Kremowa koszula, brązowa kamizelka, spodnie i buty. Po umyciu moich włosów, odkryłam że mam je strasznie długie. Musiałam je związać. Gdy w końcu choć trochę się ogarnęłam i po raz kolejny wygoniłam smoczycę od kapitana, musiałam się zając znów opatrzeniem ran. Żaden z majtków nie skarżył się na większe dolegliwości, ale Red za to majaczył coś o tym swoim demonie, że wzmocnił jego mięśnie itp.. Nalegałam aby dał się przebadać, ale nalegał abym dała sobie spokój. I tak go muszę dorwać, połamane żebra nie są niczym przyjemnym. Wróciłam do kajuty lekarskiej. Po Spinie było widać że cierpi. Dużo mężczyzn ukrywa swój ból, ale ja potrafiłam to rozpoznać. Bez słowa otworzyłam skrzynię. Przeleciałam wzrokiem medykamenty. Po tym ja statek wyrzuciło na morzę połowa była w nieładzie, ale mi to nie przeszkadzało. wyciągnęłam kilka rolek bandaży, strzykawkę, tabletki i wiele innych ampułek oraz proszków. Podałam Spinowi na malej tacce kubek z wodą oraz tabletki. Miało to złagodzić ból. Później napełniłam strzykawkę. Niestety igła była gruba, ale jeśli wie gdzie się podaje środek, nie powinno wywołać cierpienia. - Może trochę zaboleć. - powiedziałam i wstrzyknęłam w ramię środek - Już po kłopocie, możesz się poczuć sennie ale to normalne. - odeszłam znów do kufra - Szlag, na jakimś bardziej cywilizowanym postoju trzeba będzie dokupić parę rzeczy, zapasy znikają bardzo szybko. No nic trzeba będzie improwizować. - zamyśliłam się - Ah chciałam jeszcze dokładniej dowiedzieć co się stało, powiedzieć że Algard znów jest aktywny i oddać to. - podałam leżący w kącie, przeklęty miecz.
  21. Warknęłam ze wściekłości. Odwróciłam sie i poszłam na polane. Tam odprawiłam posłańca Mordimera. Powiedziałam mu że wybieramy sie za góry. Potem rozmyślałam nad tym wszystkim. Jak można pròbować zabić swoją rodzinę. Taki zachowanie bylo strasznie niehonorowe.
  22. - Nie Koszmarko. Lepiej nie! Nie wiemy co mu dolega. - powstrzymałam smoczycę, a dwaj majtkowie delikatnie podnieśli kapitana na nosze ze statku - Jeśli źle coś zrobimy, możemy pogorszyć jego stan. Gdy powoli majtkowie szli w stronę plaży, myślałam nad tym wszystkim czemu Algard mnie tu zaprowadził. Może chciał abym coś zobaczyła, ale jedno czy drugie nie zmieniało tego, że miało to przejść na jego korzyść. Zauważyłam miecz kapitana, wiedziałam że jest przeklęty, ale dla kogoś nie wiedzącego o tym, był jeszcze groźniejszy. Gdy wzięłam go do ręki, poczułam jego moc. Wiedziałam jak działał. Pragną krwi albo strasznego bólu. Zdawał się być na chwilę bardziej stłumiony, ale nie zamierzałam go tak trzymać. Przypięłam do pasa, a później go oddać Spinowi. Gdy wszyscy już poszli chcąc wiedząc, co się stało z kapitanem. Ostatni raz obejrzałam resztki obelisku. Kątem oka zobaczyłam postać na skraju polany. Wiedziałam kto to był. Czerwone oczy i białe zęby rozpoznam z daleka. Zignorowałam to i poszłam na plażę. Ściemniało się, a ja musiałam jeszcze podleczyć Spina + kilku majtków. Jak na złość Noctrune nie było.
  23. - Mniejsza w to! Zrobi coś głupiego to jest pewne! - warczałam. Nagle usłyszałam krzyk Jacoba - A z resztą, nie możemy mieć większych kłopotów! Pobiegłam jak najszybciej. Wiedziałam że po działaniu koki nie będzie tak przyjemnie, ale teraz biegłam. Skręciłam nagle, aby nie wybiegnąć prosto na Jacoba, tylko jak zawsze go okrążyć. Na szczęście Jacob jeszcze nie biegła. Wybiegłam z zagajnika kilkanaście metrów przed Jacobem. Widziałam jak nasłuchiwał Lejli i Matyasa. - Jacob - podbiegłam dysząc - Wiem że chcesz kogoś zabić. Nie wiem po co czy dlaczego. Ale jeśli twoim powodem jest ochrona nas, to proszę cię jeszcze pokojowo, abyś tego nie robił. Rozlew krwi nigdy nie był dobrym pomysłem. W dodatku nasze stado jest w złej sytuacji. W każdej chwili wschodni lub ludzie mogą zamordować nas wszystkich. Więc jeszcze raz proszę zostań i nie morduj tego kogoś. A jeśli nawet pamiętaj że znów choćbyś miał mnie zabić to spróbuję cię powstrzymać. - spojrzałam na niego - Pewnie jak ja to miałabym zrobić, Tak obolała i słaba. No wiesz nie ma rzeczy nie możliwych.
  24. Gdy rozmawiałam z Ihnesem, poczułam jak coś chwyta mnie za nogę. Zauważyłam obandażowaną smoczycę. Na szczęście się wybudziła, a zmysły miała na miejscu. Później przechodziłam od jednego do drugiego rannego. Odetchnęłam z ulgą, że było bardzo mało złamań, a więcej potłuczeń. Miałam się zając Red,em ale idąc przez dżunglę, tam gdzie wcześniej się znajdował go nie było. W pewnym momencie upuściłam bandaż. Od razu go wzięłam. Podnosząc wzrok, ledwo mogłam złapać oddech. Przede mną stał Algard. Jak zwykle się uśmiechał. Jedynie co zrobił to się rozpłynął i pojawił się kilka metrów dalej. Zostawiając i tak resztkę medykamentów, poszłam w głąb dżungli. Trafiłam na dawną polanę. Gdy zrobiłam kilka kroków, wiedziałam czemu akurat Algard mnie tu przyprowadził. Podbiegłam do kapitana. Leżał był przytomny, ale nie mógł się ruszyć. Można to było zauważyć po napiętych mięśniach. Obok niego leżał jego miecz, ten cholerny miecz. Kopnęłam go jedynie dalej. Wiedziałam że bez niczyjej pomocy nie mogłam nic zrobić. Jedynie spojrzałam w oczy kapitan i pobiegłam na plażę. Pierwszych lepszych majtków zawołałam rozpaczliwym głosem, aby mi pomogli. Biegliśmy ile sił aby jak najszybciej pomóc Spinowi.
×
×
  • Utwórz nowe...