Skocz do zawartości

[ZAPISY][GRA] BUNT [Wojna FOL POZ Sequel/Alternatywne zakończenie][Human and Pony][Trochę RPG XD]


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Golding Shield

Więc tak to wygląda? Pomyślałem słysząc wszystko, co powiedziała mi Lust. Wiele razy spotykałem gwardzistów, którzy woleli myśleć po swojemu i nie zawsze chcieli się słuchać rozkazów, które im się wyznaczało. Anastazja z opowieści, którą opowiedziała mi Lust niemal idealnie pasuje mi do tego schematu. Niebywale pewna siebie, ponieważ przybiera postać, która jest najmniej podejrzana. Nawet gdyby gwardziści wiedzieli, że podmieniec udaje kota to jak znaleźć tego właściwego skoro tysiące takich biega w każdym mieście Equestrii? Moja ciekawość ustąpiła po wysłuchaniu słów Lust. Domyślam się jak się musiała czuć widząc Anastazje przy nas i nie mogąc do nas dołączyć. To było wredne zagranie z jej strony. Objąłem delikatnie Lust oboma kopytami w okolicach grzbietu.

- Dziękuje, że mi o tym wszystkim powiedziałaś. Jestem ci naprawdę wdzięczny za twą szczerość i zaufanie, którym mnie obdarzasz i z pewnością go nie nadużyje - nagle się lekko uśmiechnąłem. - Skoro tak już o tym mówisz to obiecuje nie rzucać niczym w żadne koty, które będą mi się podejrzanie przyglądać. Choć może to być trochę krępujące wiedząc, że ktoś mi się od tak cały czas przygląda - dodałem z nutką żartu w głosie - Jednak będę starał się nie zwracać na to uwagi jak bym o tym nic nie wiedział - powiedziałem spokojnie już. Zastanawiałem się jednak czy można popaść w paranoje z informacją o kocie, który obserwuje każdy twój krok. Mam nadzieje, że ja w taką jednak nie popadnę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sneaky]

Niecierpliwiła się lekko, jej spojrzenie skupiało się na Mask lub gwardzistach, nawet jej umysł podpowiedział jej aby spróbować załatwić jednego z tych piesków Celestii lub nawet pokusić się o zabicie Changelinga który pewnie chce wyssać z niej energię. Choć do tego przekonana nie była.

- Wyssij tą energię ze mnie szybciej… - mruknęła zniecierpliwiona. – Już wolę być w tych lochach niż dalej tu być… - dodała z niechęcią w głosie. Nawet jej umysł wykombinował jak załatwić tą Mask, rzeczy z energii powinny być do zrobienia poza barierą. – Ma pięć sekund… - mruknęła sobie w myślach, była przekonana, że jej myśli nikt nie może podsłuchać a mówić to na głos nie chciała zbytnio.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Baza]

- Czy już każdy wie jakie ma zadanie? - spytał ogier stojący nieopodal Fire - Dla pewności powtórzę jeszcze raz, nasz plan polega na tym by te małe gryzonie nie polubiły naszych nowych warunków który im tutaj zrobimy. Setka pegazów ma obniżyć temperaturę jednak bez opadów śniegu żeby nas nie zasypało, samo bardzo zimne powietrze wystarczy. Dziesiątka kucyków ziemnych ma założyć ładunki wybuchowe w odpowiednich miejscach, tylko ostrożnie. Nie przesadźcie z ilością, nie chcemy się zabić sami - powiedział i podał kartkę ze szkicem grupie saperów, potem wtrąciła się Fire - Ja potrzebuję jeszcze trzech pilotów i 12 kucyków. Niech pójdą za mną - zrobiła krótką przerwę - To raczej wszystko, można się brać za robotę - Kątem oka spojrzała na ogiera koło siebie który tylko skinął głową. 

Po piętnastu minutach z bazy wyleciała setka pegazów ubrana w lekkie zbroje które nie chroniły przed bełtami czy zwykłymi pociskami a tylko przed wychłodzeniem organizmu. Założenie było takie że będą ściągać zimne powietrze z górnych warstw atmosfery za pomocą wiru na powierzchnie ziemi co ma ją ochłodzić. Tymczasem dwa samoloty miały zająć się czymś innym, planem stworzonym na wszelki wypadek gdyby wtrąciła się gwardia. Leciały dosyć nisko ziemi i zataczały co jakiś czas koła przelatując nad terenem, przy okazji wypatrywali gwardii zarówno gołym okiem jak i radarem. Powinni być jeszcze bardzo daleko ale lepiej zachować ostrożność . Trzy A-10 które były już zdolne do lotu uzbrojone w rakiety burzące miały niszczyć wszystkie napotkane jaskinie które mogłyby posłużyć za schronienie gwardii lub za gniazda paraspritom. Tymczasem B-1 Lancer miał za zadanie transportować dodatkowy sprzęt na drugie lotnisko założone po to by samoloty mogły bezpiecznie uzupełniać paliwo jeśli aktualne miejsce lądowania byłoby niedostępne. 

[Grupa 2 kucyków, Ponyville]

- Dzień dobry - powiedział w kierunku jednorożca z gwardii - Ja chciałbym wejść - Mówił do niego całkiem dobrze wyglądający ogier który z wyglądu na pewno nie przypominał buntownika.

Edytowano przez Shatter
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwardia Ponyville

Gwardia wpuszczała kolejne kucyki. Ostatnio zwiększono środki bezpieczeństwa z powodu nieprzyjemności, jakie zaszły. Gwardzista spojrzał na kucyka, który właśnie się przywitał i lekko zmarszczył brwi patrząc na niego.

- Dzień dobry. Skąd przybywacie i jaki jest cel waszej wizyty? - Spytał poważnie patrząc na kuce.

 

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Grupa dwóch kucyków]

Zwykle nie było takich pytań ale trzeba na nie odpowiedzieć by nie wzbudzać podejrzeń. 

- Chcemy odwiedzić i zostać na jakiś czas u naszego wspólnego kolegi co tutaj mieszka - odpowiedział bez zająknięcia, akurat nie kłamał ponieważ faktycznie po to tu przyszli, jakiś dach nad głową muszą mieć - Nie mamy stałego miejsca zamieszkania, wędrujemy od miasta do miasta. 

Edytowano przez Shatter
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwardia Ponyville

Gwardzista nagle sięgnął po coś, co okazało się kartką i piórem. Zaczął powoli coś pisać na niej słuchając dokładnie dwójki kuców i kilkukrotnie kiwnął głową na ich słowa.

- Rozumiem - powiedział krótko i znów spojrzał na kuce. - Czy wnoszą panowie coś, co należy zgłosić? Poproszę również o imię i aktualny adres państwa kolegi - odrzekł dość twardym głosem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[895] [Lust Tale [Forest Song]]
- Mam nadzieję... Jakby ktoś to zauważył co robisz.... Że masz tiki prześladowcze na każdym kroku, zabraliby cię na długie i żmudne badania, by ustalić co tak naprawdę prześladuje cię wszędzie, a już na pewno przy kotach... Co wtedy bym zrobiła? - zapytałam zadziornie kładąc oba kopyta na jego klatce... Odchylając się do tyłu, by spojrzeć w jego oczy. - Po za tym... - Myślałam na głos. - Nie martw się o swoją prywatność. Jest jedna jedyna na cały Canterlot. Nie może być wszędzie. Możesz być spokojny... Jesteś najmniej ważny dla obserwacji... Zresztą sama tu jestem. Kto inny mi potrzebny do pomocy? - Zbliżyłam się niebezpiecznie blisko do jego pyska...

[Mystical Mask] [Shady Clue]

Mask przewróciła oczami by je na końcu zamknąć... Sama już nie myślała za wiele... Z wnętrza bańki wyrosła błyskawicznie para kopyt co miała owinąć się w standardowym chwycie do przekręcania karku wokół szyi Sneaky... Całość zajęłam jej może z pięć setnych sekundy. Chciała tylko usłyszeć satysfakcjonujący trzask... I to byłoby na tyle... w kwestii bezpiecznego transportu... Sam rdzeń powinien zrosnąć się jej w parę godzin w raz z kością...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield

Uśmiechnąłem się lekko na jej słowa. Faktycznie w gwardii mogliby uznać, że coś mi odbiło. Najpierw moja obsesja na punkcie, sponyfikowanych i buntowników a teraz przełożyłbym się na koty? Już widzę, jaki wzrok by za mną chodził. Z drugiej strony ja też nie uznałbym takiej osoby za do końca normalnej.

Nagle jej pozycja się zmieniła patrzyła mi w oczy. Ja również nie przerywałem kontaktu wzrokowego chłonąc każde słowo, które do mnie powiedziała. Ponownie lekko się uśmiechnąłem słysząc, że jestem najmniej ważny do obserwacji. Chyba będę musiał nad sobą popracować by stać się bardzie ważny pomyślałem bardziej żartując niż myśląc serio. Nic nie mówiłem, bo nie chciałem jej przerywać.

Gdy zadała ostatnie pytanie nagle zobaczyłem jak jej pyszczek zbliżył się do mojego. Znów znalazłem się w sytuacji, której się zupełnie nie spodziewałem. Wpatrywałem się w milczeniu w jej oczy jak bym starał się zebrać myśli. Nagle zdjąłem jedno kopyto z jej grzbietu i lekko nim pogłaskałem jej grzywę. Powoli zacząłem zbliżać swój pysk do jej i nim się spostrzegłem moje usta połączyły się z jej w pocałunku. Nie wiedziałem, dlaczego tak się stało. Coś po prostu kazało mi to zrobić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Mystical Mask] [Shady Clue]

Mask usłyszała trzask łamanych kości... A głowa Sneaky swobodnie zawisała na korpusie, gdy jej oczy wydawały się w istocie pozbawione życia. Ona sama widziała wszystko to co dzieję się dookoła... Jej klatka piersiowa przestała się unosić... Stała się workiem kartofli, który zarzuciła sobie na grzbiet... Nic więcej jej nie zostało.

- Który odważy się to skomentować to co zrobiłam? - spytała się spoglądając z góry na wszystkich gwardzistów. - Jeśli nie... To już po wszystkim. Jest w miarę bezpieczna. Przynajmniej na ten moment... Możemy wracać - mruknęła już ciszej zmieniając się w wyrośniętą klacz pegaza w pozłacanej zbroi. Clue zrobiła to samo... Jednak jej karabiny nadal pozostawały przy boku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwardia Manehattan

Dowódca spoglądał z resztą gwardzistów na to wszystko nie okazując emocji. Jednak zastanawiali się jak zrobiła te dziwną sztuczkę. Cieszyło ich, że to był już koniec. Nareszcie udało się złapać całą trójkę. Jednak, za jaką cenę? Umowa będzie musiała zostać dotrzymana. Jutro wszystkie pochwycone podmieńce wrócą do swojej królowej i ojczystej krainy. Dowódca tylko zmrużył oczy na słowa Mask. Nie miał ochoty z nią dalej rozmawiać. Skoro zadanie skończone wszyscy mogą się rozejść.

- Sądzę, że niema powodu by cokolwiek tu komentować - powiedział twardo dowódca. - Jak chcecie już lećcie na posterunek. My skorzystamy z naszego środka transportu. Jednak byłbym wdzięczny gdybyś uwolniła mojego podwładnego od knebla zanim odlecisz. Chyba już wystarczy mu tej kary - dodał dowódca

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Mystical Mask] [Shady Clue]

Mask się już nie ruszyła... Co innego Clue, co dostała polecenie służbowe. Miała się pozbyć knebla... Wylądowała przed gwardzistą prawie stykając się z nim nosem a na jej pysku widać było radosny ale jednocześnie mogący mocno zaniepokoić uśmiech... Coś błysnęło, a gwardzista mógł poczuć że został pobłogosławiony możliwością swobodnego mówienia... Nie mógł jednak widzieć że jego ciało zostało pokryte zielonymi całusami w pasy dosłownie jak zebra... ale tego pod zbroją nie mogło być widać... Był to właśnie... Nie można było powiedzieć humor, a może malutka zemsta za próby podskakiwania do Mask i jej obrażanie... Powinien się męczyć z tym długie minuty szorując ciało by się tego pozbyć jednak w tym momencie energia oplotła pigmentem jego sierść... A to zniknąć mogło samo po odpowiednim czasie...

- Zrobione - rzuciła changeling wystrzeliwując jak nieokiełzana dzierlatka do Mask... Była w aż za dobrym humorze... Co gołym okiem można było zauważyć...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwardia Manehattan

Gwardzista tylko zmarszczył brwi, gdy ten podmieniec się do niego zbliżył. Co ona chce tym osiągnąć? Sądzi, że doda tym sobie uroku osobistego? Jeśli tak myśli to tylko się oszukuje żaden kucyk by się nie zbliżył nawet z 2 metrowym kijem do nich wiedząc, kim są naprawdę. A wiele czynników na to wpływało. Nagle gwardzista poczuł, że jest wolny od knebla. Na co swobodnie zaczął oddychać ustami jakby starając się nimi pochłonąć jak najwięcej powietrza zanim całe zniknie. Rzucił jeszcze nienawistne spojrzenie Mask. Jednak nic już nie powiedział, gdy dowódca skierował na chwilę swój wzrok na niego a potem znów na Mask.

- Dziękuje - odrzekł krótko dowódca. - Możecie już lecieć my sobie poradzimy - chciał by ta sytuacja skończyła się jak najszybciej by każdy mógł wrócić do swoich zajęć byle jak najdalej od nich. Nie było to jego wymarzone towarzystwo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Posterunek Gwardii ~ Manehattan]

Przed posterunkiem gwardii pojawiły się dwie zupełnie randomowe klacze pegaza mające torby pochodzące ze spożywczego, ogrodniczego i chemicznego, a były nimi obładowane dość znacznie że nogi się im uginały... Całość rzuciły gwardzistą stojącym przed posterunkiem pod same nogi nic sobie nie robiąc ze stróżów porządku, jak gdyby ich uniformy były zupełnie nieistotne...

- To przesyłka o którą prosiła Mask, upomni się o nią. Spieszy się nam - popatrzyły na siebie porozumiewawczo - więc sobie już odlecimy - stwierdziły obie jednocześnie po prostu startując w przestworza i znikając...

[Mystical Mask] [Shady Clue]

Oba changelingi leciały swobodnie w stronę miasta i będąc już odpowiednio daleko od gwardzistów Mask odezwała się spokojnie.

- Coś ty wykombinowała?

- Usunęłam knebel - stwierdziła nie mając żadnych wątpliwości i nadal to było prawdą... Uwolniła go z tego co miała.

- Mam nadzieję... - westchnęłam mając złe przeczucia ale poprawiła sobie humor że co by to nie było... Gwardzista był cały... Czyli nie mogli nic jej zrobić. Na tym zleciało jej większość czasu... Potem już dolatywała na miejsce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwardia Mannehattan posterunek

Gwardziści spojrzeli ze zdziwieniem na klacze i ich brak szacunku a potem na torby, które rzuciły im pod kopyta. Nie zdążyli nawet zareagować, gdy klacze w jednym momencie zniknęły. Jeden z gwardzistów podszedł do toreb a jego róg zaczął nad nimi świecić. Kiwnął innym głową.

- Niema tu nic niebezpiecznego - powiedział spokojnie.

- Czy ktoś rozumie, o co tu chodzi?

- Nie bardzo, ale patrząc na to wszystko to zapewne, podmieńce które chwilowo dla nas pracują. Zabiorę to do kapitana - powiedział podnosząc torby lewitacją.

- Dobra tylko się pośpiesz - powiedział do niego patrząc jak ten znika z torbami gdzieś w posterunku. Co te podmieńce znów wymyśliły? Wciąż dręczyło go to pytanie.

Gwardia Manehattan oddział specjalny

Gdy podmieńce tylko odleciały róg dowódcy zaczął intensywnie świecić światłem i w jednej chwili cały oddział zniknął. Wszyscy pojawili się w okolicach posterunku. Jak zawsze po przejściu procedury związanej z potwierdzeniem tożsamości. Skierowali się do środka by zejść do szatni i w końcu odpocząć od tego wszystkiego, co się dzisiaj stało. Mieli dosyć podmieńców, pająków i czego by tam nie było. Gdy powoli ściągali z siebie pancerze i odkładali broń nagle wbiegł do nich pegaz z ich oddziału, który przyniósł kamień, który miał być zbiegłym podmieńcem na posterunek.

- I jak wam poszło? - spytał zaciekawiony

- Wszystkie złapane zostały. Mieliśmy małe utarczki, ale jest dobrze. Nie licząc tego niepotrzebnego zgonu - powiedział dowódca przymykając oczy.

- Wiem, o czym mówisz. Śmierć w walce to jedno. Ale zostać zabitym przez wielkiego robala - powiedział spuszczając głowę

- Jego ofiara nie poszła na marne. Robal nie żyje a uciekinierzy zostali złapani. Cała trójka. A księga wróciła na miejsce. Doniosłeś kamień?

- Jak kazałeś jest u kapitana. Nieźle się zdziwił jak mu opowiedziałem całą te historie

- Mnie już chyba dzisiaj nic nie zdziwi - powiedział dowódca przypominając sobie, co ta cała Mask wyczyniała. - W każdym...

- Co to ma być do cholery?! - Takie krzyki unosiły się z szatni przerywając przy okazji monolog dowódcy. Wszyscy gwardziści przybiegli do źródła hałasu, którym okazał się ich towarzysz, który właśnie zdjął pancerz z ciała. Jednak wyglądał inaczej niż zwykle. Jego brązowa sierść była pokryta zielonymi całusami. Przypominał trochę zebrę. Miał wściekle zmarszczone brwi i wyglądał jakby dostał szczękościsku tarł kopytami ciało mając nadzieje, że to zejdzie. - Co one mi do cholery zrobiły?! To nie chce zejść! - wrzeszczał wściekle. Chociaż gwardziści nie przepadali za podmieńcami to kilku jego kolegów z grupy zaczęło się lekko śmiać. Tylko dowódca zrobi facepalm i spojrzał na ogiera.

- Idź pod prysznic i się doszoruj. Masz nauczkę na przyszłość by niektórych rzeczy nie mówić na głos - gwardzista kiwnął głową i pobiegł tam niczym błyskawica by się pozbyć tego utrapienia z ciała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Mystical Mask] [Shady Clue]

Mask z Clue wylądowały przed posterunkiem... Powoli nie śpiesząc się rzuciła Sneaky na grzbiet gwardziście lewitacją zupełnie się przejmując się że nie jest wcale jednorożce tylko pegazem... Nie interesowało jej to... Jej droga była zupełnie prosta... Czuła w kościach że zostało jej o wiele mniej czasu niż przed tym wszystkim... Zrobiła za dużo w tak krótkim czasie... O wiele za dużo... Za nią szła jedna jej podopieczna...

- Ja do kapitana... Nie, nie przyjmuje do wiadomości że jest zajęty... Czy po prostu nie można... Mnie przyjmie jeśli chce wyciągnąć ostatnią z jej stanu - rzuciła władczo sama otwierając sobie drzwi i krocząc tam gdzie trzeba. W jej oczach widać było że zrobi więcej niż konieczne bo coś chce... Clue za to szła zupełnie obojętnie uśmiechnięta na wszystko...

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwardia Manehattan

Gwardzista obserwował spokojnie teren. Jak do tej pory nie działo się nic szczególnego. Nie licząc tych klaczy z torbami na zakupy. Nagle spostrzegł jak w jego kierunku lecą kolejne klacze. Na grzbiecie jednej z nich zobaczył podmieńca w dość kiepskim stanie. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć ten znalazł się na jego grzbiecie. To była już przesada. Miał robić za tragarza? Najwyraźniej te dwie to też podmieńce. Chyba te, które dla nich obecnie pracowały, więc ten, którego ma na grzbiecie to jeden z tych, których szukali. Spojrzał na nią kątem oka. Co oni jej zrobili? Czy ona nie żyje?

Nie miał czasu nad tym rozmyślać, bo nagle te dwie od tak weszły do posterunku. Zaczął za nimi biec nie puszczając, podmieńca z grzbietu. Próbował je zatrzymać słowami.

- Nie możecie sobie tutaj od tak wchodzić. Nie wiem jak was wychowano, ale tutaj panują pewne zasady, do których musicie się dostosować - Próbował tak do czasu aż dotarli do gabinetu kapitana. Czarny ogier siedział w zbroi bez hełmu podpisując kolejne dokumenty. A obok niego w dziwnej magicznej kuli spoczywała dusza Sandy. Kapitan podniósł głowę na widok klaczy. Ogiera z gwardii i podmieńca, który wyglądał na martwego.

- Kapitanie ja próbowałem je zatrzymać, ale... - jednak zamilkł, gdy kapitan uniósł kopyto i powoli wstał od biurka. Nagle za pomocą lewitacji podniósł kilka kopert gdzie były adresy każdego miasta Equestrii za wyjątkiem mniejszych miast czy Canterlotu.

- Widzę, więc że wykonałyście zadanie - powoli podszedł do Sneaky i złapał kopytem jej głowę. - Co prawda miałem nadzieje, że zdołacie sprowadzić je w całości a nie, jako kamień i drugą ze skręconym karkiem. Chciałem osądzić całą trójkę za zbrodnie, jakich dokonali. A tak mamy w lochu tylko jednego z ich grupy. Mimo wszystko wykonałyście zadanie. Tak jak obiecałem wszyscy, którzy pracowali w klubach zostaną uwolnieni. W tych kopertach są stosowne rozkazy. W Canterlocie jednak nikogo nie złapano. Najpewniej, więc wasze koleżanki już dawno uciekły z niego do swojej krainy. Myślę, że w innym wypadku gwardia by już dawno je złapała. Jutro rano przybędzie po was statek i zabierze was do domu. Dziś możecie odpocząć przed podróżą. Jednak nie próbujcie w żaden sposób uwodzić jakiś kucy. No i myślę, że wyrażę teraz myśli nas wszystkich. Mam nadzieje, że się więcej nie spotkamy - powiedział kapitan patrząc na Mask.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Fire]

Po opróżnieniu zbiorników wraz z drugim samolotem skierowała się do bazy, musieli je znowu napełnić i kontynuować lot. Zimę można było powstrzymać, oczywiście buntownicy postarają się żeby to nie poszło łatwo ale potrzebowali czegoś jeszcze by utrudnić życie gwardzistom. Zawsze lepiej mieć jakiś dodatkowy plan niż zostać zaskoczonym.

[3 A-10]

Również wracały do bazy po wyczerpaniu zapasu uzbrojenia do burzenia jaskiń, to zadanie szło im całkiem nieźle. Jeden pocisk całkowicie wystarczał by zniszczyć jeden cel a niska prędkość i wysokość lotu zapewniały wysokie prawdopodobieństwo trafienia. 

[Pegazy]

Lodowane powietrze powoli zaczęło jeszcze bardziej ochładzać już zimną powierzchnie ziemi, zima miała zostać na dłużej i zniszczyć wszystkie rośliny by paraspirty nie miały co jeść i co za tym idzie jak się dzielić. 

[Grupa dwóch kucyków]

- Raczej nie, chyba że posiadanie paru bitów stało się nielegalne - stwierdził trochę sarkastycznie - Ulica... - powiedział zastanawiając się - Ciepłego Podmuchu, jego imię to Red Thunder - Tak naprawdę nie wiedziałem czy na pewno tam mieszka, kiedyś na pewno ale czy się nie wyprowadził? Tego nie byłem w stanie stwierdzić, kontakt się trochę urwał kiedy przeniosłem się poza granice Equestrii do bazy buntowników.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwardia Ponyville

Gwardzista pokiwał głową i zaczął przeglądać papiery. Wszystko się zgadzało w dokumentacjach miasta. Faktycznie mieszkał tu kucyk o podanych danych. Wszystko, więc wskazywało, że te kuce nie kłamią.

- Dobrze mogą panowie przejść. Tylko proszę przestrzegać przepisów i nie wszczynać awantur. No i miłego dnia - powiedział gwardzista przepuszczając kuce i wracając do swoich zajęć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Mystical Mask] [Shady Clue]

- Clue... Wróć tamtej życie w ten najprostszy sposób. Niech się męczy i zwija podczas tego - zwróciła się do podwładnej, co widziała potrzebne worki i dusze na biurku kapitana, które po prostu sobie wzięła... Wiedziała co w nich było... a znajdowało się tam między innymi: 21  litrów wody, 12 kg węgla, 2,4 litry amoniaku, 0,9 kg wapna, 480g fosforu, 150g sóli, 60g saletry, 48g siarki, 4,5g flouru, 3g żelaza, 1,8g krzemu i 17 innych pomniejszych pierwiastków...

- Tamtą martwą wrzuć do celi na łóżko, bo obudzi się za niespełna 3 godziny poobijana ale mogąca mówić - rzuciła do gwardzisty - a ją zaprowadź do jakiejś większej sali... Najlepiej taką którą można zamknąć szczelnie... Nie chcecie tego oglądać ani słyszeć... - powiedziała to po czym sobie usiadła na krześle przed biurkiem.

- Kapitanie... - Spojrzała na czarnego kuca swoimi złotymi oczyma. - Jak ja coś obiecam to się to sprawdza... A zakładanie czegoś jest błędem logicznym, bo wprowadza tylko w błąd. A mnie już ten statek nie zabierze, więc się na pewno więcej nie spotkamy... - Na te słowa Clue spochmurniała, a na jej pysku pojawiło się pytanie dlaczego... Dalej jednak robiła to co do niej należy...

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwardia Manehattan

Gwardzista spojrzał pytająco na kapitana. A ten kiwnął w jego kierunku głową. Nie bał się zostać z 1 podmieńcem sam na sam. Jest w stanie sobie poradzić. Gwardzista powoli opuścił gabinet kapitana z podmieńcem na grzbiecie i prowadząc Shady do odpowiedniego pokoju. Przez całą drogę nic nie mówił w końcu doprowadził ją do gabinetu i otworzył jej drzwi.

- Powodzenia - powiedział krótko i zaczął schodzić z podmieńcem w stronę lochów. Jak zawsze na krześle siedział jednorożec, który trzymał klucze do wszystkich cel. Na widok gwardzisty z nieprzytomnym podmieńcem natychmiast wstał i otworzył jedną z cel. Co ciekawe wszystkie cele wokół były puste nikogo tu nie było poza gwardzistami, którzy pilnowali lochów. Gwardzista wszedł do środka i położył podmieńca na łóżku, po czym wyszedł zamykając cele. Lochy te były na najniższy poziomie. Ziemia była równa, więc nie było możliwości by doszukiwać się jakiś szczelin na dodatek mury jak i ziemia były na tyle twarde, że nie można było nawet myśleć o żadnym podkopie. Kraty były bardzo twarde używanie na nich siły fizycznej było głupim pomysłem. Nawet próby przepiłowania ich były niemal niewykonalne. Potrzeba by było na to miesiąca spokojnej pracy. Poza tym widać było, że na kraty pływa magia, bo co jakiś czas przechodził po nich dziwny prąd. We wnętrzu celi było tylko łóżko i wiadro z wodą. Nie było nawet okna z kratami, które by tu wpuszczało światło.

Kapitan gwardii spojrzał na Mask nieco zdziwiony nie do końca rozumiał, co ta ma na myśli. Więc po prostu ją spytał by się upewnić.

- Zechcesz mi to wyjaśnić? Dlaczego statek miałby cię nie zabrać? Zrobiłaś swoje i spłaciłaś swój dług względem nas. Ja dotrzymuje słowa. Zapewniam cię, że to nie jest żaden podstęp i ten statek zawiezie cię do waszej ojczyzny. Jeśli potrzebujesz dowodu jestem ci go gotów dostarczyć - powiedział patrząc jej w oczy jakby starając się znaleźć powód, dla którego ta powiedziała te słowa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Mystical Mask]

- Ja nie dożyje po prostu tego... Od co cała tajemnica, której tak usilnie poszukujesz... Za dużo kosztowała mnie ta umowa... Ale czy warto było? - Pokręciła przecząco głową. - Nie dowiem się... - Powoli zaczęła schodzić z niej powłoka pokazując całe czarne ciało... Nie widać było po nim że jest stare... Chityna jak zawsze była czarna i błyszcząca... Za to na jej oczy bladły coraz bardziej. Tak jak ich obwódki stawały się szarobiałe ~ martwe... Ranę którą zasklepiła podczas walki znowu otwarła się na policzku, a z niej wypłynęła stróżka zielonej krwi. Jej pysk wyglądał zupełnie inaczej, gdy widział go wcześniej w celi. Widać że było po nim że czuła się już zmęczona i walczy z ciałem o parę jeszcze minut. Bezskutecznie.

Z tej trójki odejdę z tego świata tylko ja za minutę może dwie tak na prawdę, zupełnie...  Co za ironia... Że musi być to własnie ten moment... - westchnęła ciężko. - I ciebie dopadnie ten czas... A gdy mnie zabraknie... - Tu urwała...

[Shady Clue]

Changeling tylko kiwnęła głową na słowa gwardzisty zamykając drzwi... Jeśli coś ją miało dobić jeszcze bardziej psychicznie niż utrata Mask co właściwie była jej obojętna to właśnie to co właśnie miał zrobić... Nie mogła nie przyznać że się do niej nie przyzwyczaiła... Przywiązała... Mask to, Mask tamto... To brzmiało w jej ustach dość często jako uzasadnienie własnych wyborów. Co miała zrobić gdy jej zabraknie? Nie wiedziała i się nie zastanawiała, gdy wrzucała kolejne rzeczy do dużej miski, którą wcześniej sobie wyimaginowała... Później tylko wrzuciła dusze do środka, a całość skropliła paroma kroplami esencji... i wtedy się wszystko zaczęło. Ciężki dym położył się po pomieszczeniu... Coś zaczęło bulgotać... Clue jednak nie chciała nawet na to patrzeć... Gdyby mogła w ten sam sposób pomóc Mask... Nie mogła... Wyszła z pomieszczenia i zwróciła się posępnie do najbliższego kuca.

- Jakby nie wrzeszczała, wyciągnijcie ją jak ucichnie... Nie wcześniej... Jeśli wam sny miłe... - wymruczała ostatnie zdanie, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Za sobą już zaczynała słyszeć że zaraz zacznie się spektakl podobny do tego gdy kogoś obdziera się ze skóry...

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwardia Manehattan

Kapitan przyglądał się temu wszystkiemu nie okazując emocji. Słuchał każdego słowa Mask z uwagą jednak nie reagując w najmniejszym stopniu. W pewnym momencie chwycił kopytem swój kark. Była tam dość spora blizna. Zdobył ją wiele lat temu zanim mianowano go jeszcze kapitanem. Był wtedy zwykłym gwardzistą. To jeden z podmieńców mu ją zrobił. Była jego pamiątką po bitwie na całe życie. Wiele razy odbierał życie podmieńcom w walce. Jednak nigdy nie widział takiej śmierci. Zbyt wiele ofiar przyniósł ten pościg. Powoli wstał od biurka podchodząc do martwego ciała Mask. Miała racje czas pochłonie każdego z nich. Zarówno ją jak i jego pewnego dnia. Wyciągnął kopyto ku jej oczom zamykając je powoli. Następnie podniósł jej ciało i położył na kanapie w rogu.

- Odpocznij poległy żołnierzu, bo zasłużyłaś sobie na odpoczynek. Tutaj szczęścia nie znalazłaś znajdź je, więc na tamtym świecie - odrzekł kapitan, który jeszcze zasalutował Mask na pożegnanie. Nigdy nie przepadał ani za podmieńcami ani za buntownikami. Jednak potrafił docenić czyjś honor i oddanie. Być może jednak nie tak dużo dzieli kucyki i podmieńce. Poświęciła resztki swego życia tylko po to by uwolnić swoje siostry. To było największe poświęcenie jakie widział w ostatnim czasie. Mimo wszystko jej zazdrościł. Ona zginęła dla większego dobra by pomóc uwięzionym pobratymcom. On natomiast siedzi za biurkiem i nie może się ruszyć, gdy jego podwładni giną gdzieś tam w tej niekończącej się walce. Chciał być jak inni gwardziści i polec na polu chwały za krainę, którą kochał a nie tkwić w tym miejscu. Ponownie spojrzał na Mask.

- Czy ciebie wezmą czy nie zasłużyłaś sobie na wiele. Jeśli nie będą chcieli ci oddać należytych honorów w twojej krainie. Dopilnuje byś otrzymała je u nas. Masz moje słowo - odrzekł kapitan siadając za biurkiem i wkładając kopyta po brodę musiał bardzo wiele przemyśleć. Zastanawiało go, dlaczego nie pozwoliła zostać towarzyszce a wolała skonać przy kucyku bez żadnej z jej sióstr. Smutne było to wszystko.

Gwardzista kiwnął głową na słowa podmieńca. Nie bardzo wiedzieli, co się zaraz zacznie dziać, ale lepiej jej słuchać. W końcu one lepiej się na sobie znają. Oczekiwali na odpowiedni moment by wyprowadzić podmieńca z pokoju. Czy to znaczyło, że wskrzeszą ją z tego kamienia? Ale jak to jest możliwe? Zastanawiali się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Mystical Mask]

Po tym jak odłożył ją na kanapę, ona jeszcze dobijała powoli i słyszała większość z tego co mówił... Nie zamierzała się z nim sprzeczać, że to nie tak. Że Clue zabiłaby go w pierwszym odruchu, że to tylko jego wina. Wina kuców... Nie miała na to zupełnie czasu, tracąc kolejne zmysły. Nie mogła już podporządkować sobie ciała, tak jak zawsze... Stawało się zupełnie zimne... Takie nieprzyjemne, niekontaktowe... Aż się rozpadło swobodnie na pył, z którego wystawał kryształ w kształcie sześcioramiennej gwiazdy... Z tego wszystkiego ulatniała się jeszcze ciemnozielona gęsta mgła, co zaczęła zbierać się w jednym miejscu kształtując kucyka jeszcze na moment...

- ...nie goń ich szukając... Będą nieobliczalne ale smętne... Nikomu krzywdy nierozsierdzone nie zrobią... Same znajdą drogę powrotną... Daj im tylko czas... - dokończyła ostatnie rozpoczęte przez siebie zdanie niby zjawa zanim i ona zniknęła rozpraszając się w powietrzu wyświadczając ostatnią przysługę swoim siostrą. Nie było po tym żadnego zapach... śladu... Jednorożec jednak mógł poczuć że to dość potężna magia się ulatnia ale naprawdę dziwna...

[Shady Clue]

Changeling najlepiej poczuła to wszystko z wszystkich sióstr co znajdowała się na Manehattanie... Z ich głów zniknął ktoś kogo bardzo dobrze znały... Ktoś kto znajdował się tam od zawsze. Milczący, nieobserwujący jak nie zostanie poproszony, ale zawsze czuły jego obecność na sobie... Wystarczyło tylko słowo o pomoc, by się pojawił o każdej porze dnia i nocy z dobrym słowem, lub tym gorszym... Ten ciężar znikł ale nie cieszyła się z tego. Czuła się jak bez ręki... Walnięta młotem w głowę, którą trzymała przy podłodze zanim nie usiadła pod ścianą w przejściu prawie je tarasując... Z jej oczu nie płynęły żadne łzy. Nawet dźwięków nie wydawała z siebie, a jej oddech niewiarygodnie zwolnił... Wpatrywała się za to w ścianę przed nią jak głupia... Nie wiedziała co ze sobą zrobić... Dla kogo...

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwardia Manehattan

Kapitan przyglądał się w milczeniu jak ciało tej, którą zwą Mask zmienia się popiół. Zmrużył oczy na widok dziwnego a zarazem pięknego kamienia. Więc jednak to z tymi duszami to prawda. Dziwne tyle razy już ginęły podmieńce w walce z gwardią a nigdy się w coś takiego nie zmieniały. Nagle spostrzegł coś, co przypominało ducha, na co szeroko otworzył oczy. Co to miało znaczyć? Nic z tego nie rozumiał. Jednak zrozumiał ostatnie słowa. "Nie goń ich szukając... Będą nieobliczalne, ale smętne... Nikomu krzywdy nierozsierdzone nie zrobią... Same znajdą drogę powrotną... Daj im tylko czas...". Co mogła mieć na myśli? Nic z tego nie rozumiał.

Jego rozmyślanie zostało nagle przerwane, gdy do jego gabinetu zaczął się ktoś dobijać i nagle wpadł tam gwardzista. Spojrzał zdziwiony na resztki tego, co kiedyś było podmieńcem.

- Co tu się...

- Chciałeś czegoś? - spytał twardym tonem kapitan spoglądając na niego

- A tak proszę o wybaczenie. Jeden z tych podmieńców leży na korytarzu pod ścianą niemal blokując ruch. Co mamy z nią zrobić? - kapitan lekko zmrużył oczy. Nie był do końca pewny, co można zrobić. Ale musiała już wiedzieć, co się stało

- Będą nieobliczalne - mruknął pod nosem. - Zostawcie ją w spokoju. Po prostu ją ignorujcie jak będzie chciała to sama sobie pójdzie - powiedział twardo dając w ten sposób mu do zrozumienia, że to nie są żarty i ma słuchać tego rozkazu. Gwardzista popatrzył zdezorientowany, ale rozkazu musiał wysłuchać.

- Tak jest! - powiedział salutując i opuścił gabinet, gdy kapitan ciężko westchnął patrząc w sufit. Zdecydowanie był za stary na to wszystko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandy]

Cóż… Myślałam, że to koniec mojego istnienia. Żałosny koniec co więcej, ale myliłam się. Czułam jak moja świadomość… Wchodzi lub wraca do czegoś czego określić nie mogę. Cieszyłam się już w powrotu do żywych, ale szybko tego pożałowałam. Jak na komendę coś poczułam ogromny ból, coś jakby ktoś wbił we mnie wiele sierpów i próbował zdjąć pancerz lub włożył do pieca. Ale to chyba było gorsze.

Dopiero po sekundzie lub dwóch zaczęłam wrzeszczeć z bólu gdy całe moje ciało się formowało, zaczynając od gardła, mózgu i kości która go otaczała. Nawet nie mogłam myśleć będąc skupiona tylko i wyłącznie na tym cierpieniu, w czasie gdy darłam się niezwykle głośno co było przerywane prawdopodobnie potrzebą zaczerpnięcia powietrza moje ciało cały czas odbudowywało. Po kilkuminutowym cierpieniu związanym z odbudowaniem organów wewnętrznych i nielicznych kości, ponownie zaatakowała mnie fala cierpienia związana z mięśniami. Było jeszcze gorzej, już wolałam umrzeć…

Czułam się teraz jakby ktoś powoli miażdżył mnie jakimiś metalowymi kolcami, ale tak aby uniknąć organów, tak aby mnie torturować. Gorsze jedynie mogły być ludzkie tortury. Chyba. Gdy miałam tak właściwie już czym ruszać, zgięłam się od razu prosząc o szybką śmierć w myślach. Choć przestało na chwilę po zregenerowaniu mięśni.

Odetchnęłam głęboko ale teraz widocznie przyszła kolej na najgorsze… Odbudowę pancerza.

- Aaaaaaaaach! – wrzasnęłam z bólu o wiele głośniej niż wcześniej, teraz to piekielnie bolało. Mój umysł nie potrafił się skupić na niczym innym niż na fakcie, że cierpię… Nie wiem okrutnym trzeba być było aby coś mi robić. Pancerz odbudowywał się jak puzzle, element po elemencie. Zaczynając od głowy i schodząc coraz niżej czym drażniło cały układ nerwowy i ledwo co odbudowane mięśnie. Doszło do tego nawet, że się wiłam na podłodze z tego powodu. Próbowałam rozpaczliwie jakby oddalić się od tego cierpienia mimo, że to możliwe ani trochę nie było. Próby czołgania się napawały mnie kolejną falą bólu.

- D-dość! – przerwałam na chwilę swoje żałosne krzyki które gdyby mogły zabijać wybiłyby całe miasto tylko po to aby wydusić te słowa, jednak głos miałam inny. Potem pomyślę dlaczego bo po raz kolejny coś się stało. Pancerz zaczął odbudowywać się na kopytach i tułowiu. – Aaaaaaaa! – mój kolejny żałosny lament wydostał się z moich ust, tym razem wręcz miałam ochotę skakać po podłodze jak ryba po lądzie gdy zostanie wyłowiona z wody. Choć moje turlanie się po podłodze podobne nie były z wyglądu, jedynie z charakteru. Podobna rozpaczliwość była w tym wypadku. Znowu na chwilę przeszło gdy skończyło kopyta i tułów, teraz przyszła kolej na powieki, róg, skrzydła i inne elementy. Tym razem mój krzyk był o wiele cichszy, już nie miałam siły krzyczeć. Ból gardła uniemożliwiał mi to, to było jednak o wiele krótsze. Raptem kilka sekund.

Nie otwierałam oczu… Bo się po prostu bałam. Kilka łez popłynęło mi po policzkach z bólu, jednak najbardziej intensywny był w gardle. Reszta nie była już tak potężna jak na początku. Teraz oddychałam szybko i nierówno, co więcej doszły drgawki, tylko czasami cicho jeszcze pojękiwałam jeśli był moment na to. Choć. Strach przed otwarciem oczu był bardzo duży, bałam się gdzie byłam i kto to mi zrobił. To było gorsze niż wszystko co przeszłam dotychczas w swoim życiu. Przewróciłam się na grzbiet cały czas mając atak drgawek które powoli ustępowały, oraz niestabilny oddech. Do tego zdałam sobie sprawę, że miałam zdarte struny głosowe i ledwo co było mnie słychać. To właśnie wybiło mi z głowy całą pewność siebie którą dotychczas miałam w wielu przypadkach. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...