Skocz do zawartości

H-hey, It’s Me [PL][Oneshot][Sad][Slice of life][Human]


Crystalla

Recommended Posts

Moja pierwsza próba tłumaczenia czegoś...Szczerze nie wiem dlaczego zdecydowałam się na tłumaczenie akurat tego, bo nie jestem fanem tego shippingu. No cóż, zapraszam do czytania:                                                                                                                                              Tłumaczenie:                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        https://docs.google.com/document/d/10Ktl5GGDB-lxeTij7kT8Fj8avc8nBaUHF4xprZgFnfE/edit

                                                                                                                                     Oryginał:

http://www.fimfiction.net/story/153383/hhey-its-me&usg=ALkJrhjpQCaybPz-4yCt2IoNftTvp1YTMw

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie mogę ale...

 

"Och witam, Rainbow Dash," powiedziała, swoim  miękkim głosem, znacznie bardziej miękkim niż kiedykolwiek. "Gdzie są inni?"

"Applejack i Rzadkość będą tu za godzinę, a Twilight  musi..."

"Iść po Pinkie, prawda?"

Dałam się zmylić jej wyglądowi. "Jak-"

Wyciągnęła ręce, a rękawy sukni szpitalnej podciągnęły sie, ukazując sieć blizn. Ona trzymała swój telefon. "Dali mi to jakiś czas temu."

"Applejack i Rzadkość będą tu za godzinę, a Twilight  musi..."

 "Applejack i Rzadkość

 

To chyba nie tak miało wyglądać? Nie znalazłam chyba innych błędów, ale też ich specjalnie nie szukałam. Właściwie, to czytałam tak jednym okiem. Opowiadanie samo w sobie średniawe, nie czyta się bardzo źle, ale też to nie należy do przyjemności. 

Edytowano przez Celly
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brak tagu obowiązkowego. Czas na poprawę - 2 dni.

Poza tym uprzejmość dyktuje, żeby w pierwszym poście był również link do oryginalnego tekstu.

Tag dodany i link do oryginału także.

No nie mogę ale...

 

Ukryta zawartość

To chyba nie tak miało wyglądać? Nie znalazłam chyba innych błędów, ale też ich specjalnie nie szukałam. Właściwie, to czytałam tak jednym okiem. Opowiadanie samo w sobie średniawe, nie czyta się bardzo źle, ale też to nie należy do przyjemności. 

Przetłumaczone z rozpędu. Tak, masz rację teks jakiś wyszukany nie jest chciałam spróbować coś przetłumaczyć. Za opinię dziękuję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 years later...

Z całą pewnością nie przypominam sobie tego opowiadania, a muszę przyznać, że oryginalny tytuł... wpada w ucho, wwierca się w pamięć. Nie wiem czemu. Czasem są takie tytuły, które po prostu brzmią na tyle dobrze, że z miejsca sprawiają wrażenie, że człowiek ma do czynienia z czymś innym, większym, może kultowym, w każdym razie, z dziełem, które wzbudza emocje na samo jego wspomnienie. Mówię zupełnie serio, a to, że ów tytuł jest prosty, wręcz banalny... akurat tutaj tylko dopełnia efektu. Zważywszy na datę publikacji oryginału, zostaje pobudzona nostalgia. Te koncepcje były wówczas stosunkowo młode, co prawda chyba już nie można mówić o eksperymentowaniu z fanfikcją w sensie samego pisania (to w końcu nie lata 2011-2012), ale w sensie nowych, różnych podejść do postaci i wesołego spekulowania? Owszem ;)

 

„H-hey, It's Me”, ten tytuł, który tak ugrzązł mi w głowie – co zapewne jest zrozumiałe tylko dla mnie – przypadł niedługiej historyjce, która, w gruncie rzeczy, podejmuje znajomy wątek statkowania, tym razem Fluttershy z Rainbow Dash. Haczyk polega na tym, że występują one w postaciach ludzkich (ale raczej nie takich, jak w „Equestria Girls”, które na ówczesnym etapie chyba już istniało), zaś świat przedstawiony jak najbardziej przypomina nasz, ludzki. Przyznam szczerze, że byłem skłonny obstawić, iż opowiadanie naprawdę ukazało się pod koniec 2011, czy jakoś w 2012, nie później. Wówczas rzeczywiście, przedstawiona fabuła mogłaby zostać uznana za eksperyment z fanfikcją, a może nawet jednego z pionierów shippingu tudzież humanizacji. Czy też raczej, tego i tego. Ale ponieważ w momencie premiery już nadchodził rok 2014, zatem eksperymenty prędzej będą dotyczyć innego, kreatywnego podejścia do już ugruntowanych w fandomie pomysłów, ewentualnie, zamiast tego, mogłaby to być próba napisania czegoś nowego, jako, że fandom wciąż był relatywnie młody, zresztą, przecież zawsze można wprowadzić coś nowego, to nie wstyd przecież :rdblink:

 

No tak, tylko, że w przypadku niniejszej historii, to nie do końca ta bajka, natomiast obecnie, niestety, „H-hey, It's Me” zamiast prezentować się jako pionier shippingu i humanizacji, prędzej może być rozpatrywane, jako sułtan shippingu i humanizacji.

 

A piszę o tym z pewną przykrością, gdyż koncepcyjnie, mógłby to być lekki, niewinny, klasyczny romansik, na myśl o którym budzą się wspomnienia z początków fandomu. Nic wielkiego, kiedyś zapewne wzbudzałoby to emocje, zważywszy na tag [Sad], pewnie i klasyczny smutek a'la twój standardowy, nostalgiczny wyciskacz łez, lecz dziś prędzej będzie to uśmieszek politowania, może poprzedzający sentymentalne westchnięcie. Niestety, ale historia ta, w mojej opinii, nie zestarzała się najlepiej, nie przetrwała próby czasu, w czym jakość tłumaczenia bynajmniej nie pomaga. Widać bowiem, że fanfik był tłumaczony z rozpędu, pod wpływem chwili, co prawda, jak widzę, część błędów (Takich jak chociażby przetłumaczenie imienia jednej z bohaterek na „Rzadkość”) uległa poprawie, niemniej przydałyby się dalsze poprawki w materii formy, a także formatowania.

 

Cytat

„Ha, najlepszego z okazji urodzin, Fluttershy.Wiesz, że chcieliśmy zrobić Ci imprezę?.”

 

Brak przerwy między zdaniami, po kropeczce od razu mamy dalszą część komunikatu, która kończy się fuzją znaku zapytania oraz kropki. No i jestem pewien, że wielka litera w ramach zwrotu do adresatki nie była potrzebna, bo to nie jest list, ani żaden inny rodzaj korespondencji (nawet elektronicznej), ale transkrypcja, jak mniemam, wiadomość głosowej.

 

Ale w sumie... Zdania, same w sobie, brzmią nawet ok. Stylistycznie chyba w miarę w porządku, chociaż pewnie gdyby zależało to ode mnie, to i owo napisałbym po polsku inaczej, oczywiście uważając na przekaz oryginału, niemniej, widoczne usterki w formatowaniu, tudzież interpunkcji, odwracają troszkę uwagę od tekstu i nadają mu wrażenia niedopracowanego.

 

Fabularnie, sprawa ma się prosto. Przez większość (tak na wyczucie) opowiadania mamy kolejne nagrania Fluttershy, która przeprasza, że nie może odebrać i prosi o zostawienie wiadomości na poczcie głosowej. Co jej niedoszła rozmówczyni, Rainbow Dash, oczywiście czyni. Pozostała część fanfika, to spotkanie obu bohaterek, w całkiem emocjonalnej, chociaż zrealizowanej „po staremu” otoczce.

 

Pierwsza rzecz – pomysł, o ile znany, na dzień dzisiejszy dosyć oklepany, wydaje mi się prowadzony... nieźle? Brnąłem przez kolejne wiadomości Rainbow Dash, przeplatane z w kółko tym samym „H-hej, to ja, Fluttershy. Nie mogę podejść do telefonu właśnie teraz, więc proszę (...)”, a czas mijał i mijał, zaczęły się przewijać coraz to gorsze rewelacje (dotyczące pozostałych dziewczyn i co się im przytrafia), a mnie z każdym kolejnym, tym samym „H-hej...” robiło się nieswojo, gdyż uświadamiałem sobie, coraz bardziej i bardziej, że tam, po drugiej stronie nikogo nie ma i nikt nie odpowie. W paru miejscach tekst nakazuje czytelnikowi domyślać się, że być może Fluttershy spotkało coś bardzo złego i że nie odbierze już nigdy, zaś jej nagranie na poczcie głosowej, być może jest jej ostatnimi słowami, ostatnim, co mogą słyszeć od niej przyjaciółki. Jedyna okazja, by znów usłyszeć jej głos :rainbowcry: I to, samo w sobie, było lekko niepokojące, ale w sumie interesujące.

 

Nie wspominając już o tym, że między wierszami mamy mały development postaci Rainbow Dash oraz pierwsze podpowiedzi, że dwie przyjaciółki w rzeczywistości łączy coś więcej... Ale z kolei wzmianki o pozostałych bohaterkach, o ile dotyczą rzeczy przykrych, wręcz tragicznych, o tle jednocześnie są oklepane, nie wspominając już o tym, że brakuje... no, nawet trudno mi to uzasadnić, ale owszem, brak opisów, tła, sprawia wrażenie, jakoby to cięcie się i to picie na umór, zostało wrzucone na siłę, jako tani shock factor, bo któż by się spodziewał :shock: Co innego, gdyby to nie tyko Rainbow wydzwaniała do Fluttershy, ale chociażby zrozpaczona, wytrącona z równowagi Pinkie, która mogłaby wyrazić na nagraniu swoją tęsknotę, a także opisywać jak krew ścieka jej z nadgarstków. Mogłyby do niej dzwonić Applejack i Rarity, początkowo wszystko niby jest w porządku, ale po zmroku na poczcie głosowej zostawiają one (razem, bądź na zmianę) istną lawinę wiadomości, z każdą kolejną bełkocząc coraz bardziej, pod wpływem opowiadając o rzeczach, o których na trzeźwo nigdy w życiu by nie powiedziały, może i przez łzy, bo w takim stanie, w tej sytuacji, powinno zebrać im się na płacz. Wówczas owszem, opisów nie ma, bo to troszkę nie ten typ konwencji, ale jest tło, są inne punkty widzenia, jest smutek, tragedia, coś niepokojącego. Ech, co za zmarnowany potencjał :/

 

Co zatem mamy? Zniknięcie Fluttershy i odnajdywanie kolejnych śladów, sugerujących coś złego. Pominę rzecz o chloroformie, w sumie, nie jestem kompetentny w tej materii, sam wrzuciłem w pewnym swoim fanfiku podobny motyw, był to bodajże rok 2014, a więc rzecz była młodsza, niż oryginał „H-hey, It's Me”, toteż tym bardziej nie wypada mi prawić morałów. Niemniej, pod koniec okazuje się, że...

 

Spoiler

...znalezione ciało nie należało do Fluttershy, która to, po trwającym rok zniknięciu, jednak się odnajduje.

 

Toteż i wątek traci troszkę na niepokojącej otoczce. Jasne, wiem, że wśród tagów próżno szukać czegokolwiek wskazującego na ten rodzaj nastroju, ale ten niepokój był tym, co trzymało mnie przy historyjce, to mi się nawet spodobało.

 

W każdym razie, dlaczego uznałem, że współcześnie prędzej jest to sułtan shippingów i humanizacji? Po pierwsze, shipping ów jest banalny (Takie „Yours Truly”, którego przekładu miałem przyjemność być korektorem, realizuje TwiJack, a to, bądź co bądź, coś, na co trudniej trafić) i nie satysfakcjonuje mnie ostatnia scenka, wydała mnie się typowa, brakowało w niej lepiej nakreślonych emocji, opisów, a był to etap, gdzie takowe mogłyby się pojawić, bo tekst porzucił konwencję transkrypcji wiadomości głosowych, na rzecz zwykłego sposobu prowadzenia fabuły. O, właśnie, angielski zapis dialogowy. W polskim przekładzie :bemused:

 

W każdym razie, nie dość, że zabrakło mi tła pozostałych postaci, które po swojemu cierpią zniknięcie Fluttershy, że końcowa scenka wydała mnie się banalna i niesatysfakcjonująca, to dodatkowo opowiadanie w zasadzie bardzo skromnie wykorzystuje możliwości, jakie daje tag [Human] i gdyby przerobić parę zdań, na spokojnie mogłaby to być historia kucykowa. Przyznam nawet, że początkowo wyleciało mi z głowy, że bohaterki powinny występować w ludzkich formach i gdy przewinęły się ramiona, plecy itd. byłem skłonny uznać to za błąd, popełniony z rozpędu. Sama końcówka na swój sposób ładna, nawet urocza, ale tylko koncepcyjnie, forma raczej tego nie sprzedaje za dobrze.

 

Mamy zatem stare, niedługie opowiadanko, które nie wykorzystuje w pełni ani potencjału emocjonalnego, ani humanizacyjnego, były wprawdzie okazje na naprawdę mocne, smutne wstawki, urozmaicające tekst, które, w mojej opinii, w formie wiadomości głosowych mogłyby sprawdzić się świetnie (taka lekko podrasowana forma epistolarna), niestety, zdecydowano się wyłącznie na jeden wątek, tj. zniknięcie Fluttershy, które ostatecznie kończy się pomyślnie. Dobrze, że wyobraźni czytelnika pozostaje kwestia tego, dlaczego i jak zniknęła Fluttershy, co się z nią działo itp. jednakże treść okazała się za mało absorbująca, abym chciał zaprzątać sobie tym głowę zbyt długo. Nie wspominając o tym, że była to okazja także na zawarcie przesłania, o tolerancji oraz akceptacji siebie oraz swoich słabości. Po raz kolejny, z przykrością muszę przyznać, że to n-ty przykład niewykorzystanego potencjału, a wystarczyły takie małe, drobne rzeczy, by wszystko wyszło lepiej... :ajsleepy:

 

Czy można zajrzeć? Pewnie, jak ktoś chce, czemu nie? W mojej opinii, nawet strawna ciekawostka, dająca się normalnie przeczytać polska wersja, ale niestety nic poza tym, nic, co miałoby szansę zapaść w pamięci na dłużej, chociaż ten tytuł bardzo, ale to bardzo się stara. Cóż, sam tytuł to za mało i bez właściwie zrealizowanej historii, po prostu będzie skazany na zmarnowanie. Może innym razem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej, to ja. No cześć. Co tam u ciebie?

 

SPOJLERY

 

No… ciężki fik. Cholera, cały czas jakieś mroczne fiki. Powiem szczerze, że forma opowiadania jest dosyć… oryginalna i dobrze komponuje się z resztą opowieści. Otóż mamy tu do czynienia z “dialogiem” pomiędzy wiadomościami nagrywanymi na sekretarkę przez Rainbow a między pocztową głosową Fluttershy. Fik rozpoczyna się od tego, że Fluta nie stawia się na miejscu spotkania w jakimś lokalu. Tęczka dzwoni do pegaz z pretensjami, że czekają już godzinę. Okej, rozumiem, były umówione, a ona nie stawiła się na miejscu. Choć szczerze mówiąc, to mało prawdopodobne, aby Fluta zapomniała o spotkaniu. Zawsze dbała o dobre maniery. A jeszcze mniej prawdopodobne jest to, że postanowiła po prostu nie przyjść z lenistwa czy z jakieś innej przyczyny. To do niej niepodobne.

 

H-hej, to ja, Fluttershy. Nie mogę podejść do telefonu właśnie teraz, więc proszę zostaw wiadomość, jeśli chcesz. Możesz po prostu zadzwonić ponownie. Zrobię co w mojej mocy, żeby tym razem odebrać. BEEP.

 

Co jest do cholery, Fluttershy? Czekałam cały dzień na Ciebie! Podnieś już ten pieprzony telefon. KLIK.

 

A może zamiast tego użyjesz swoich pieprzonych skrzydeł, co Dash? Mogłabyś być w mgnieniu oka u mniej na chacie, by sprawdzić, co się dzieje. Z resztą, Rainbow w serialu z pewnością by tak zrobiła. Przykładem może być ten odcinek z odczarowaniem Discorda i jego resocjalizacją. Fluta i AJ spóźniały się, bo miały problem z bobrami, więc Tęczka poleciała w pierony, aby je pospieszyć. Tutaj to się nie dzieje. No ale w tym momencie my już wiemy, że z pewnością dzieje się coś niedobrego. Szkoda tylko, że Dash jest taka tępa, bo:

“H-hej, to ja, Fluttershy. Nie mogę podejść do telefonu właśnie teraz, więc proszę zostaw wiadomość, jeśli chcesz. Możesz po prostu zadzwonić ponownie. Zrobię co w mojej mocy, żeby tym razem odebrać. BEEP.

 

Poważnie? Minęły cztery szalone dni! To wszystko. Żegnam. KLIK.”

 

Cztery dni! CZTERY DNI MINĘŁY, A ONA WCIĄŻ NIC Z TYM NIE ZROBIŁA. I w dodatku jest obrażona. No proszę, jak ja nienawidzę tej postaci. Dopiero po pewnym czasie mamy normalną reakcję;

 

“Gdzie jesteś? Och Celestio, dzwonię na policję. Odbierz telefon! KLIK.”

 

No trochę to trwało. Fajnie wiedzieć, że jest odpowiedzialna za zaginięcie swojej przyjaciółki, bo nawet nie chciało jej się tego zgłosić na policję.A jak potem będzie rozpaczać, to nie będzie mi jej żal.

 

“Oni ... znaleźli twój  plecak w pobliżu szlaku. Wiesz, ten, w parku, o którym mówiłaś że chcesz tam iść? Mówią mi ... że jesteś ... że to ... mówią, że to porwanie. Powinnam pójść z tobą, jak prosiłaś.”

 

Cała ta sytuacja… Ten plecak przy rzece, park, czyli jakieś skupisko roślinności… Tak, to kojarzy mi się ze sprawą dwóch Holenderek, które zaginęły w puszczy panamskiej. Udały się na szlak, dosyć łatwy, i już z niego nie wróciły. Dopiero po dłuższym czasie odnaleziono plecak wyrzucony przez rzekę. W nim znajdowały się starannie poukładane rzeczy osobiste obu dziewczyn, a w tym; najważniejszy przedmiot, czyli telefon. Na podstawie tego śledczy wykazali, że dziewczyny próbowały łączyć się i prosić o pomoc przez następne… dwa tygodnie czy trzy. Rozumiecie? Dwie, nieprzygotowane na to młode osoby, bez ekwipunku, w parnej dżungli do której nie były przystosowane, zdołały przetrwać aż tak długo. Później znaleziono but ze stopą w środku i jeszcze parę kości. Sprawa nie została wyjaśniona do dzisiaj. Nie wiadomo tak naprawdę, czy to za sprawą osób trzecich, przyrody czy innych czynników dziewczyny spotkał straszny los. Żadna z tych opcji nie tłumaczy wszystkiego i pozostawia wątpliwości. Jednak dalsza część fika coraz bardziej przypomina mi tę sprawę. Tutaj macie link do Arpiwum X, które tworzy fajny koleś. Jego filmy są naprawdę wyczerpujące przeróżne zagadki. Ach, no i jeszcze tęczka postanowiła olać swoją przyjaciółkę. No FAJNIE. 

 

 

Później się okazuje, że znaleziono fragment sukienki Fluty i szmatę nasączoną chloroformem. Z tego co wiem, to nie tak łatwo jest kogoś uśpić przy użyciu tego specyfiku. Łatwo przekroczyć dawkę i kogoś zabić, dlatego też lekarze zrezygnowali z tego sposób na usypianie ludzi. 

 

Mija trochę czasu. Bodajże rok. Wszyscy już tracą nadzieję. Mane 5 doznają poważnych uszczerbków na zdrowiu psychicznym, jednak Dash wciąż wydzwania i słyszy pocztę głosową. Nie jestem pewien, ale chyba po takim czasie likwiduje sie numer danej osoby, czyż nie? No bo nikt go nie opłaca. Chyba że RD to robi, ale… to trochę dziwne. No może wiadomość głosowa to jedyna pamiątka po niej, co też jest trochę dziwne. Ale ja z drugiej strony rozumiem to wszystko. Fanfik pokazuje, z czym zmagają się rodziny i bliscy zaginionego. Nierzadko cierpią jeszcze bardziej, bo chyba nie ma gorszej sytuacji. Gdyby Fluta nie żyła i to zostało udowodnione, mogliby jakoś ochłonąć po dłuższym czasie i się z tym pogodzić. A teraz? Teraz sami nie wiedzą, co o tym wszystkim myśleć. Ten płomyk nadziei wypala ich od środka. To straszne.

 

“Myślę, że zaczynam nienawidzić tych wiadomości. Wszystko to przypomina mi, że cię nie ma. Tęsknię za Tobą. Czekaj, już to powiedziałam, co? Uhm, kocham cię, pa. KLIK.”

 

No, no, spieprzaj Rainbow. Ale co się okazuje? Fluta jednak żyje… Wraca do Ponyville i jedzie od razu do szpitala. Nie zostaje wyjaśnione, co konkretnie się działo z Fluttershy, ale można się domyślać. Ktoś ją porwał i przetrzymywał w zamknięciu. Blizny na kopytach o czymś świadczą, podobnie jak jest ogólny, kiepski stan. Ta szmatka również jest dowodem. Ciekawe, jak uciekła. Nie wydaje mi się, żeby ją puścili. Po co mieliby to robić? Przez ponad rok trzymali ją w ukryciu, a teraz ona mogłaby zdradzić ważne informacje na temat porywaczy. No ale w tej historii nie jest to ważne.

 

Rainbow jedzie do szpitala. Wkracza do sali i widzi swoją najlepszą przyjaciółkę.

 

“Była chuda i tak blada, że to było prawie tak jakbym patrzyła na ducha. Jej oczy były zapadnięte do głowy, jakby oderwanie od świata, nie chciałam na nie patrzyć. Ale ona żyje i to się liczyło. Ona żyje.”

 

No właśnie, żyje, bo jednocześnie wydaje się być pusta w środku. Wcale się nie dziwię. Najpewniej była bita, gwałcona i upokarzana przez okrągły rok. I takie rzeczy się dzieją u nas na świecie. Ja pierdolę… Najpewniej teraz, gdzieś tam, w ukryciu, mają miejsce takie sceny. To przerażające.

 

Dochodzi więc do spotkania. Dash oczywiście początkowo nie wierzy w to, że Fluttershy naprawdę leży przed nią na łóżku. Tęczka podchodzi do niej, wymieniają parę zdań o pozostałych przyjaciółkach, po czym lotniczka obejmuje żółtą pegaz. Zaczyna płakać.

 

“Patrząc w jej oczy, czułam więcej łez na mojej twarzy. "Fl-Fluttershy", powiedziałam, "Fluttershy, przykro mi, że jestem słaba. Wiem, że obiecałem, że nie będę płakać i że będę- "

I nigdy się nie skończyłam, bo właśnie wtedy, przybliżyła przyciskając swoje wargi do moich. Były one miękkie i delikatne, jak ona, ale posiadały silny żar. Pocałunek był daleki od doskonałości, ale nigdy nie śniło mi się, że tak będzie.”

 

Nie powinno się robić problemu z tego, że ktoś płacze. Jak chcesz płakac, to płacz. Co to innych obchodzi? Tym bardziej, że masz powód. DOBRY POWÓD. Ktoś zaginął, może nie żyć albo być torturowany, a po tym wszystkim wraca jednak żywy… No huśtawka emocji. Trzeba być skurwielem z kamiennym sercem, aby choć trochę się nie przejąć. No kaman… Ach, no i oczywiście dziewczyna, która przeżyła piekło, jako pierwsze, o czym myśli, to żeby ucałować swoją psiapsiółkę. No… okej. Rozumiem, że mogą być zakochane, ale w tym stanie… No nie wiem. Może jednak nie mam racji. Możliwe też, że ten pocałunek miał być takim pokrzepiącym darem dla Tęczki. Jeśli tak, to… no Fluta jest silniejsza od tych wszystkich kucyków razem wziętych. Nie dość, że przeszła to wszystko, to jeszcze ma siłę, aby nie jojczeć, co byłoby usprawiedliwione, i dawać wsparcie przyjaciołom. No naprawdę, to trzeba docenić.

 

Ale fik się skończył. Ogólnie uważam, że jest bardzo ciekawy, choć trochę gorzej napisany. Pomysł z sekretarką był świetny. Niestety zapisy dialogowe… no czemu one są od cudzysłowu? To już nie jest angielski oryginał, a polskie tłumaczenie. No psuje to trochę efekt. Tekst nie ma wcięć, dialogi źle się rozpoczynają, brakuje justowania i innych dupereli. Z interpunkcją również są problemy. Ale tłumaczenie mogę zaliczyć do tych dobrych, więc spełniło swoje zadanie. Problem poruszony w historii jest ważny i cieszę się, że ktoś pomyślał o tym, aby go poruszyć i pokazać dramat osób powiązanych z zaginioną. Wszystko naprawdę wyszło spoko.

 

Tyle ode mnie.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Widząc tytuł, aż w głowie chce się dopowiedzieć Mario. Ale to przecież nie jest fik o Mario. 

 

To jest fik o bardzo ciekawym pomyśle. Ponieważ przez większość czasu nie mamy dialogów, ani opisów, tylko nagrania na automatycznej sekretarce. Każde poprzedzone informacją, że jest to nagranie. I cała sprawa zaginięcia Fluttershy i tego co się działo potem z jej przyjaciółkami jest właśnie przedstawiona jako nagrania na automatycznej sekretarce. To bardzo dobry i bardzo klimatyczny pomysł. Niezmiernie mi się podoba. 

Realizacja pomysłu też jest nawet całkiem dobra, choć miejscami brakuje jej logiki. Czemu nikt nie sprawdził na początku czemu Fluttershy nie odbiera? Przecież nie mieszka w innym mieście, czy coś. Czemu czekały ponad cztery dni z wezwaniem policji? I jeszcze się obraziły. No serio, czy tak postępują przyjaciółki?
Na całe szczęście dalej jest lepiej. Nawet nie będę narzekał na szmatę z chloroformem. Filmy z lat 90tych utrwaliły w nas obraz tego, że chlust chloroformu na szmatę uśpi każdego w kilka sekund. Owszem, to nie jest prawda, ale jakoś mogę z tym uproszczeniem żyć. 


Widzimy jak cierpią przyjaciółki Fluttershy, Rarity zaczyna pić na wyścigi z Applejack, Pinkie się tnie (jeśli dobrze zrozumiałem), a Rainbow ma nadzieję. Nadzieję, która, jak się okazuje wynika z miłości. Znów muszę pochwalić, bo relacja (niby jednostronna), którą widzimy ze strony Rainbow jest naprawdę fajnie opisana. Widać chwilę wahania, gdy Rainbow stwierdza, że nienawidzi tych wiadomości, widać pociechę jaką Rainbow ma w głosie z sekretarki, widać nawet to przywiązanie wynikające z opowiadania elektronicznemu głosowi, co się dzieje. 
Po roku (według fabuły) nadchodzi przełom, Flutters (mam wrażenie, że to zdrobnienie się nie przyjęło u nas) się znajduje i trafia do szpitala. Wychudzona, poraniona i zniszczona psychicznie. Możemy się tylko domyślać, co się działo. Rainbow przytuliła przyjaciółkę i wreszcie pozwala sobie na płacz, wyrzucając sobie, że nie powinna płakać bo przecież musi być silna. Może i Grento miał rację, że takie podejście jest złe i wyniszczające, ale moim zdaniem, to pasuje do Rainbow Dash. 

 

Szkoda, że strona techniczna tłumaczenia wypada tak średnio. Brak justowania i angielski zapis dialogowy w części gdy Rainbow rozmawia z Shy. Miejscami też miałem wrażenie, że tłumaczenie jest zbyt dosłowne i zbyt bezpośrednie, przez co zdania nie wyglądają naturalnie. Ale pewnie musiałbym porównać z oryginałem by mieć pewność co do tego.

 

Podsumowując, nawet polecam ten fik. Bo ma ciekawy pomysł. Wykonanie mogłoby być lepsze, ale biorąc pod uwagę długość i pomysł, to warto  dać mu czas. 
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...