Skocz do zawartości

Dzień, w którym Trixie powiedziała prawdę [Z] [Slice of Life] [Sad]


Hoffman

Recommended Posts

Zanim przejdę do rzeczy, pragnę podziękować grupie wspaniałych ludzi, którzy przed premierą poświęcili swój czas na przeczytanie tekstu, poprawki oraz rady wszelakie, które doprowadziły opowiadanie do obecnego kształtu, z którego to jestem bardzo zadowolony. Chodzi oczywiście o Arekeena, GoForGolda, Grento oraz Johnny’ego, którym z tego miejsca serdecznie dziękuję za pre-reading, wszystkie sugestie oraz korektę tekstu. Dzięki ich wsparciu oraz chwilowej łaskawości ze strony czasu, prezentuję Wam dzisiaj nowego fanfika…

 

No właśnie… Niby nowa historia, ale patrząc na tagi, nadal bez rewolucyjnych zmian ;P

 

 

XsKFHmW.png

 

 

Dzień, w którym Trixie powiedziała prawdę

[Z] [Slice of Life] [Sad]

 

Prolog

Rozdział I

Rozdział II

Rozdział III

Rozdział IV

Rozdział V

Rozdział VI

Rozdział VII

Rozdział VIII

Rozdział IX

Epilog

 

Życie niegdyś “Wielkiej i Potężnej” Trixie wisi na włosku, gdy po pasmie upokorzeń, zostaje zmuszona do wegetacji. Kiedy wydaje się, że nie ma już dla niej ratunku, pojawia się iskierka nadziei. Zrządzeniem losu, owa iskierka nosi imię Twilight Sparkle.

 

Nie potrafiąc dłużej tłamsić w sercu przykrych wspomnień, Trixie decyduje się poprosić najmłodszą księżniczkę Equestrii o pomoc. Jednakże, decyzja ta wiąże się z tajemnicą, która ujawniona w nieodpowiednim momencie może zniszczyć długo budowaną przyjaźń między Powierniczkami Elementów Harmonii. Czy Twilight Sparkle, teraz jako księżniczka, sprosta nowemu wyzwaniu? Czy Trixie ostatecznie pokona swoje słabości, a przyjaźń wyleczy jej rany? Czy zwyciężą obie, czy też jedna z nich na zawsze rozstanie się z całym dotychczasowym życiem?

 

 

Tradycyjnie, na otwarcie zamieszczam prolog i pierwszy rozdział. Ukazały się nieco później, niż pierwotnie sobie wyobrażałem, ale są ;) Zapraszam zatem do lektury.

 

Pozdrawiam!

 

Głosy na [EPIC]:

Epic 1/10

Legendary 1/50

Edytowano przez Cahan
Dodałam głos Niki ~ Cahan
  • +1 7
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dotąd nie miałem zbytniego doświadczenia z fikami Hoffmana, a że akurat trafiła się cudowna okazja, by nadrobić braki, bez wahania ją wykorzystałem. Slice of Life – uwielbiam! Sad – ryzykowny tag, ale zawsze z potencjałem. Trixie... Meh... że to musi akurat być ona, ale trudno, widać nie można mieć wszystkiego. Nie jestem fanem czarodziejki z przerośniętym ego, dla mnie to lekko drażniąca postać epizodyczna, jakich wiele, jednak nawet z czegoś takiego można wycisnąć coś nadzwyczajnego. A przy takich tagach...

 

Przeczytałem to co dałeś, nawet dobrze się bawiąc, zwłaszcza w środku pierwszego rozdziału. Jest jednak o czym mówić, zarówno o dobrych rzeczach, jak i tych mniej udanych. Dlatego postaram się teraz wypisać co przychodzi mi do głowy.

 

Hej, hej, grej muzyczko grej!

 

Poprawność była w porządku od strony typowo technicznej. Nie rzucała mi się w oczy interpunkcja, tekst wygląda niezwykle estetycznie, nawet są odstępy, poprawnie formatowane dialogi, słowem – znakomicie. Jednak strona samych użytych w opisie słów wypada gorzej. To przede wszystkim kwestia uważnej lektury w niektórych momentach, aż sam się dziwię, że przy takiej ilości prereaderów nikt nie wyłapał pewnych rzeczy, zwłaszcza "przysłowiowego światła w tunelu" lub "nich" zamiast "ich". Zaznaczyłem parę takich rzeczy, na przykład problem niekonsekwencji w "ametystooka", zapisanej raz jako "ametystowooka". Sądzę, że dokładne przeczytanie od nowa fika powinno wyeliminować większość takich baboli, na czym tekst znacznie zyska.

 

Styl to inna para kaloszy, bo z jednej strony jest bardzo dobry, z innej już nie. Jak dla mnie był wystarczająco jasny, momentami nadzwyczaj klimatyczny i nieźle wpisujący się w smutnego SoLa. Narracja wystarczająca, całkiem skutecznie pokazująca, co się dzieje, nie spowalniała mnie ani nie powodowała bólu zębów, więc to akurat wypadło bardzo nieźle. Problem leży gdzie indziej. Według mnie skrzętnie budowany klimat burzony jest zbyt udziwnionymi określeniami. Rozumiem, że poetyka życia, rozumiem, że ładny opis, ale pociąg po prostu przyśpieszał, a nie "zdawał się przyśpieszać". Od czasu do czasu właśnie przesadnie liryczne opisy nie wychodzą tak jak powinny i przez dziwną, nieraz niosącą jakieś nie do końca zamierzone znaczenia konstrukcję, rujnuje cały skrzętnie budowany klimat. Może to i subiektywny zarzut, bo sam wolę prostotę opisów, ale coś bym z tym zrobił. Ogólnie spisują się one całkiem nieźle, aż do takich, niestety zbyt licznych zgrzytów.

 

Fabuła... ciężko o takiej mówić, bo przy powolnym prowadzeniu akcji jeszcze niewiele się stało. Jak dla mnie jednak atmosfera utrzymuje się całkiem niezła, nawet przy zgrzytającym stylu, co już samo w sobie jest sukcesem. Fik idzie do przodu, jakieś rzeczy kryją się w przeszłości, co zawsze uatrakcyjnia historię, w dodatku mam wrażenie, że jest świadomie prowadzony – świetnie! I choć opowieść na razie wydaje się dość schematyczną historyjką o następnej szansie, braku zaufania, z dwoma róźnymi perspektywami i jakimiś kruczkami w przeszłości, całość spisuje się naprawdę nieźle. Zaryzykuję, że obecnie obok ładnej strony wizualnej to najlepsza część fika.

 

Bardzo blisko jednak znajduje się paskudna część – bohaterowie. Nie wiem, co tu się dzieje, ale nie podoba mi się to. Trixie tak nisko już upadła, że mało przypomina swój pierwowzór, jako jedyna jednak jest w stanie dotąd wycisnąć ze mnie chociaż odrobinę ciepłych uczuć. Męczy się z presją, z dawnymi czasami, z własną słabością, jest wrakiem kucyka... ok, to całkiem niezła kreacja, miejmy nadzieję, że przetrwa rozwinięcie. Jednak cała reszta, czyli Twilight, Celestia, Spike i służba, wypadli moim zdaniem bardzo nieprzekonująco. Albo panuje tu jakaś jedna, potworna zmowa milczenia, albo wszyscy zapomnieli, że grają w jednej drużynie, są do ciężkiej cholery przyjaciółmi, mentorami, opiekunami, podopiecznymi, uczennicami... a żrą się, tylko się żrą! Mam nadzieję, że wytłumaczyć przekonująco, dlaczego tak a nie inaczej to wygląda, bo "Ohohoho, ja ją potraktowałam jak ona mnie kiedyś" to trochę dla mnie za mało. Twilight jest zimna i wredna, czy to dla służby, czy dla Spike'a, czy dla Celestii, o spotkaniu z Trixie nie wspominając, a to ona ma uczyć przyjaźni! Celestia, jakby cokolwiek w tę stronę robiła przez grzeczność, a rady dawała tylko dlatego, że tak trzeba, a tak naprawdę jej uczennica to wkurzający parch, którego trzeba spławić. A Spike? Nigas, po prostu nigas.

 

Tu nawet nie chodzi o to, że ci bohaterowie nie mają kreacji, bo mają. Tylko dlaczego wszyscy są tacy zimni i niemili? Nikt ze służby nie miał na tyle dobrej woli, by przynajmniej wstrzymać się z demonstracyjnym okazywaniem pogardy przybyłej? To świat kucyków, tu się wynosi przyjaźń na piedestał, a jak przychodzi co do czego, to widać, gdzie to wszyscy mają. Szkoda, bardzo szkoda.

 

Ucieszyłbym się, gdyby tekst zdołał naprawić bolączki pierwszego rozdziału, przekonująco je wytłumaczyć, odsłonić coś z przeszłości. Naprawdę, to patologiczna sytuacja, gdy Trixie jest najsympatyczniejszą postacią w fanfiku. Ufam jednak, że dalej będzie tylko lepiej. Ostatecznie sam fanfik zdaje egzamin.

 

W wielkim skrócie – poprawny fanfik, z ładnym, choć zgrzytającym stylem, nadzieją na naprawdę niezłą i pomysłową (choć mało oryginalną) historię, w którym zawodzą przede wszystkim bohaterowie, przynajmniej jak dotąd. Jestem jednak dobrej myśli.

 

Pozdrawiam serdecznie!

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widziałem i czytałem już sporą ilość prawie identycznych ficków. Czas zobaczyć czy ten wyróżni się ponad inne.<recenzja>

Znając Złotego Hoofmane'a, na pewno się wyróżni xd

***

Ach, ta Twilight... I ta wredna Trixie. Nie dość, że życie ją kopie, to jeszcze napisała list i skopała tym samym życie Tłalota. No jak tak można! Domagam się większej ekskomuniki dla lazurowej klaczy!!!111111

I oczywiście nasz Hoffman uciął wątek przed najciekawszym, tworząc Wielkiego i Potężnego cliffhangera. Jakże to odmienna wersja Trixie, w porównaniu do tej z mojego fica. Zaszczuta, ze zniszczoną reputacją, z Twilight, która prezentuje się niczym dawna Trixie, I w sumie tu mam dylemat... Z jednej strony chciałbym wiedzieć, co będzie dalej, ale z drugiej... jakoś dla mnie ten wątek jest przyciężki i zniechęca do dalszej eksploracji. Na pewno Twi ma powody do takiego zachowania się, ale cóż... Źle mi się takie rzeczy obecnie czyta :P A podejrzewam, że będzie tego więcej, skoro obwieszczasz swojego fica tagiem [Sad]. Czyż nie, Hoffmanie?

Tekst zaś był skonstruowany ładnie i w porządku. Ot, wystąpiły drobne błędy tu i ówdzie, jeden poważniejszy ortograf (PAC!), kilka słusznych porad w komentarzach, kilka nie (ta ze Spikiem w narzędniku i z Cadance, tu ci źle zasugerował gość). Tak czy siak, nie wiem czy będę śledzić dalej... Jeśli opowiadanie utrzyma obecny kurs to raczej... nie. No ale cóż, okaże się wkrótce.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak świetnie zobaczyć Wasze nicki i awatary :)

 

@Obremon

Widziałem i czytałem już sporą ilość prawie identycznych ficków. Czas zobaczyć czy ten wyróżni się ponad inne.

Jak tak sobie zerkam na komentarz Albericha, to coś mi się wydaje, że już zdążyłem się czymś wyróżnić ;P Mam na myśli te „inne” postacie, do czego odniosę się za moment.

 

@pani Mączka

Jestem ciekawa co będzie dalej:fluttershy5:

Plan i mapę wydarzeń, jako taką, mam już rozrysowaną. Jak mi w środku historii nie przyjdzie do łba nowy pomysł, to kolejne rozdziały powinny powstawać w miarę regularnie. Zobaczy się. Tak czy inaczej, dzięki ;)

 

@Alberich

Jednak strona samych użytych w opisie słów wypada gorzej. To przede wszystkim kwestia uważnej lektury w niektórych momentach, aż sam się dziwię, że przy takiej ilości prereaderów nikt nie wyłapał pewnych rzeczy, zwłaszcza "przysłowiowego światła w tunelu" lub "nich" zamiast "ich". Zaznaczyłem parę takich rzeczy, na przykład problem niekonsekwencji w "ametystooka", zapisanej raz jako "ametystowooka". Sądzę, że dokładne przeczytanie od nowa fika powinno wyeliminować większość takich baboli, na czym tekst znacznie zyska.

Powiem tak: wiem jak wyglądał tekst przed poprawkami (w końcu sam go pisałem, więc nie mogło być inaczej) i zapewniam Cię, prereaderzy wykonali kawał dobrej roboty, mocując się z kilkoma moimi oryginalnymi pomysłami na zdania. Pochowałem część sugestii, ale naprawdę, zdarzało mi się napisać trochę dziwnych, mało sensownych zdań i "zapchajdziurek" ;) Wiadomo, nikt nie jest doskonały, więc od czasu do czasu coś tam śmignie, chociażby ta „ametystooka”. Chciałem poprawić wszystkie „ametystowookie” na tę właśnie formę, ale zdaje się, że sam kilka przeoczyłem. Zaraz się tym zajmę i przejrzę tekst jeszcze raz. Dziękuję za wychwycenie wszelkich błędów, Tobie oraz Niklasowi.

 

Fabuła... ciężko o takiej mówić, bo przy powolnym prowadzeniu akcji jeszcze niewiele się stało. Jak dla mnie jednak atmosfera utrzymuje się całkiem niezła, nawet przy zgrzytającym stylu, co już samo w sobie jest sukcesem. Fik idzie do przodu, jakieś rzeczy kryją się w przeszłości, co zawsze uatrakcyjnia historię, w dodatku mam wrażenie, że jest świadomie prowadzony – świetnie! (...) Zaryzykuję, że obecnie obok ładnej strony wizualnej to najlepsza część fika.

Co mnie niezmiernie cieszy, gdyż nie ukrywam, na fabule bardzo mi zależy. I może dlatego gdzieniegdzie pojawiają się te, jak to ująłeś, przesadnie liryczne opisy. W sensie, staram się to ubrać we właściwe słowa aż za bardzo ;)

 

Bardzo blisko jednak znajduje się paskudna część – bohaterowie. Nie wiem, co tu się dzieje, ale nie podoba mi się to. (...)

Przechodząc do kwestii bohaterów i uwag odnośnie tego, że „się żrą” i „są niemili” – jeżeli kiedykolwiek miałeś styczność z pisanymi przeze mnie recenzjami fanfików, na pewno wiesz, że zdarzało mi się chwalić różne tytuły za odtworzenie serialowej atmosfery. W sensie, że w moim odczuciu, opisana historia naprawdę mogłaby się wydarzyć w jakimś odcinku. Jest to coś, czego sam nie potrafię (albo nie potrafię w wystarczającym stopniu, zależy jak na to spojrzeć), lecz jednocześnie coś, do czego niespecjalnie dążę. Wychodzę z założenia, że kanon to kanon, a fanfikcja, to jednak ta „inna strona”, gdzie niekoniecznie wszystko zawsze musi się zgadzać. Owszem, pochwalam to, podoba mi się to, lecz sam nie czuję się w tym tak do końca swobodnie, kiedy piszę. Jeszcze inaczej wyglądają sprawy, kiedy bohaterowie i bohaterki to postacie autorskie, ale to już wątek nadający się bardziej do „Stowarzyszenia”.

A zatem, nie chciałem kurczowo trzymać się kanonicznych wizerunków, ale właśnie co nieco pozmieniać, może trochę zszokować, przedstawić w inny sposób, przynajmniej na obecnym etapie. Uznałem, że może się to okazać o tyle interesujące, że w życiu Twilight dokonało się wiele istotnych zmian, a wydarzenia, które mam zamiar opisać, sprzyjają między innymi jej dziwnemu zachowaniu. Zresztą, już Johnny zwracał mi uwagę, że bohaterki nie zachowują się tak jak powinny, że są niewiarygodne.

Z góry Cię przepraszam, ale znowuż muszę odpisać w sposób lakoniczny – taki miałem zamiar i tak dokładnie miało być, między innymi ze względu na to, o czym napisałeś, czyli wszystko to, co będzie później, co ma się wydarzyć w późniejszych rozdziałach. "It's not a bug, it's a feature", jak to kiedyś określili twórcy Heroes V, czy tam VI, nie pamiętam już.

 

@Niklas

Znając Złotego Hoofmane'a, na pewno się wyróżni xd

(...)

I oczywiście nasz Hoffman uciął wątek przed najciekawszym, tworząc Wielkiego i Potężnego cliffhangera.

Naprawdę? :wat: Zaskoczyłeś mnie tą opinią.

A tak poza tym, dzięki za zaufanie ;)

 

Na pewno Twi ma powody do takiego zachowania się, ale cóż... Źle mi się takie rzeczy obecnie czyta :P A podejrzewam, że będzie tego więcej, skoro obwieszczasz swojego fica tagiem [Sad]. Czyż nie, Hoffmanie?

Motywy Twilight i jej osobiste rozterki mają być jednym z ważniejszych wątków, ale nie najważniejszym. I może zapowiadając ciąg dalszy, wspomnę, że rozdział drugi już jest w rękach prereaderów. I nie występuje w nim Twilight. Chcę, aby w historii wzięło udział więcej postaci.

 

Bardzo Wam dziękuję za poświęcony czas, zarówno na przeczytanie tekstu, jak i na napisanie czegoś od siebie, a także garść słów krytyki odnośnie poszczególnych elementów opowiadania. Daje mi to pewien obraz, czego unikać w przyszłości. A trochę jeszcze tego będzie ;)

Pozdrawiam!

Edytowano przez Hoffman
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Heh, ja również nie miałem wielkiego doświadczenia z dziełami Hoffmana, a do pomocy przy DWTPP zgłosiłem się z nieco może naiwnej potrzeby pomagania. Fakt faktem, że wciągnąłem się w ten projekt, trochę wsparłem i nadal wspieram autora, no i wypada chyba abym dodał od siebie kilka słów.

„Dzień, w którym Trixie powiedziała prawdę” to opowiadanie, które od pierwszych słów ma wywołać u czytelnika przygnębienie. Oto już na wstępie objawia nam się wrak kucyka, w którego przerodziła się znana i lubiana w fandomie Trixie, o której opowiedziano już całe mrowie historii. Wiele z nich, co prawda, przedstawia ją w takim właśnie opłakanym stanie, choć wydaje mi się że większość z tego typu opowiadań kończy się dość przewidywalnym happy endem połączonym nierzadko z jakimś słabym shippingiem (khe, khe, Twixie, khe, khe, khe). W historii Hoffmana natomiast, przynajmniej na chwilę obecną, zupełnie tego nie widać. Ciężki, smutny klimat wylewa się wręcz z kartek opowiadania i naprawdę łatwo jest uwierzyć, że nic nie skończy się tutaj dobrze.

Co ciekawe, Trixie nie jest jedyną bohaterką, która zasługuje na współczucie. Pod tym względem wybija się również Twilight, Celestia, a nawet w pewnym stopniu te z Mane6, które dotychczas przedstawiono. Naturalnie, te ostatnie nie są tak załamane jak główna bohaterka, ba, ich zachowanie może nawet nieco irytować, ale w tym smutnym świecie obserwowanym oczami Trixie, jest to równie przygnębiające jak wiele innych rzeczy które spotkały biedną iluzjonistkę.

Wspominałem również o Twilight. O, ona to dopiero jest tutaj przedstawiona ciekawie. Kto przyzwyczaił się do odrobinę zbzikowanej prymuski może nawet przeżyć niemały szok, gdyż najmłodsza księżniczka jest tutaj kimś niemal zupełnie innym. Jest opryskliwa, czasami niemiła, żeby nie powiedzieć wredna, a wiele rzeczy wskazuje że dręczy ją coś szalenie poważnego, zaś problemy Trixie, nawet sama jej obecność, tylko pogłębiają fatalny nastrój Twilight. Możliwe, że Hoffman nieco przesadził ze zmianą charakteru lawendowej alikorn, ale ten temat wyjaśnił już powyżej w sposób dla mnie zadowalający. Jestem szalenie ciekaw jak to się dalej potoczy.

Styl opowiadania pasuje do historii. Fabuła kroczy powolutku, pełno tutaj smutnych myśli, rozterek nad beznadziejnością życia, rozpaczliwych wspomnień o dawnej cudownej przeszłości (za bajkowy opis występu Sabriny składam niniejszym owacje na stojąco). Czuć, że Trixie wpadła w głęboką depresję i zwyczajnie nie radzi sobie z otaczającym ją okrucieństwem. Z każdej strony natrafia na kpiny i pogardę. Stoczyła się na samo dno i, jak już wspominałem, taki zabieg potrafi chwycić za serce i skutecznie pogrzebać nadzieje na lepszy ciąg dalszy. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu musi się to podobać, ale z drugiej strony, nikt o odmiennym zdaniu nie zajrzał by do tematu opowiadania z Tagiem [Sad], czyż nie?

Ogółem, tekst jest skonstruowany ładnie i w sposób budzący emocje. Nie jest to żadne naiwne, łzawe romansidło, a prawdziwy kawałek życia w jego najsmutniejszym okresie. Polecam każdemu kto ma ochotę na chwilę rozterek i wyrażam nadzieję, że taki klimat zostanie podtrzymany a Trixie mimo wszystko jakoś podniesie się z prochów… bo się podniesie, prawda? L

Zatem, zachęcam, polecam, i co tam jeszcze. Warto czytać.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Johnny

Ponownie dziękuję za podzielenie się swym zdaniem na temat tego, co wypuściłem dotychczas, tym razem na łamach poświęconego opowiadaniu tematu (ale pamiętasz, że rozdział z Sabriną jeszcze nie jest "jawny"? ;) ) oraz niesione wsparcie. Ogólnie, fajnie, że wątek został nieco odświeżony :)

 

Więcej znajdziesz na PW, również odnośnie jednego z Twoich pomysłów. Nie każ mi dłużej czekać w napięciu, od tego zależy kształt czwartego rozdziału ;P

 

 

@Niklas

Ogólnie, premiera rozdziału drugiego, tego o którym też wspomniał Johnny, opóźnia się, wbrew moim przewidywaniom... Czekam jeszcze na jedną informację, zanim przejdę do ostatecznych przebudówek w tekście. Żeby było śmieszniej, przedwczoraj przekazałem prereaderom rozdział trzeci ;P A zatem, wszystko idzie do przodu.

 

 

Pozdrawiam!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Po niemalże dwóch miesiącach od ostatniej publikacji, chciałbym Wam, wreszcie, pokazać rozdział drugi tejże historyjki. Słowem wstępu, aby zbytnio nie przedłużać, rzeczywiście, stało się trochę tak, że żeśmy poginęli w akcji, co naturalnie przedłożyło się na większy odstęp między kolejnymi rozdziałami. Nie obiecuję, że to się już nie powtórzy, bo to zależy od bardzo wielu czynników, a moje plany na ogół niezbyt pokrywają się z rzeczywistością (Hoffman zaczyna się psuć). Tak czy inaczej, pierwszy post został już zaktualizowany. Nowy rozdział można znaleźć również tutaj => Rozdział II

 

Nie ma wybuchów, nie ma pościgów samochodowych, nie ma spluw... Ale do akcji wkracza Fluttershy oraz echa przeszłości!

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Minęło sporo czasu, dwa miesiące, a ja mając wiele na głowie trochę zapomniałem szczegółów tego fanfika. Czytając nowy rozdział miałem wrażenie, że wiem w jaką stronę on zmierza, nadążam za nim, ale ulatują mi pewne niuanse. Bywa i tak, niestety, a nie miałem ani czasu, ani sił, by czytać wszystko od początku.

 

Komentarz nie będzie tak długi jak poprzedni, zwyczajnie musiałbym powtarzać sam siebie. Dodam jednak parę nowości, może uda mi się naprowadzić Cię na coś konkretnego. A i jeszcze jedno – pokornie ostrzegam, będę bezczelnie krytykował.

 

Jak się nad tym zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że rozdział I podobał mi się bardziej niż ten. Tam miałem wrażenie, że może i nie jest idealnie, ale wszystko zmierza w dobrą stronę, że mamy do czynienia z porządną historią, przemyślaną fabułą, nieco zgrzytającym momentami, ale jednak niezłym stylem. Teraz.... teraz to już sam nie wiem co myśleć. Dlatego po prostu rzucę parę luźnych uwag:

 

– Jak poprzednim razem narzekałem na "udziwniane" opisy, tak tym razem będę miotał klątwy na coś zupełnie przeciwnego. Z jednej strony to mnie posądzano czasem o łopatologię, więc niby nie mam co wytykać jej innym, ale... No kurcze, nie robię tego po to, by Cię poniżać, tylko chcę zwrócić uwagę na pewne sprawy.

Zaznaczyłem jedno zdanie, które jest sztandarowym tego przykładem: "Lazurowa klacz aż się wzruszyła." Poważnie? Cholera, naprawdę? Po ciężkiej scenie, gdzie po raz pierwszy od początku opowiadania ktoś ze szczerego serca pomógł Trixie w czymkolwiek, jednocześnie jej nie poniżając lub obgadując, na pewno jest to wspaniałe podsumowanie. Nawet nie chodzi mi o to, że masz nie podsumowywać takich scen, nie, moim zdaniem spokojnie można to robić, a czasem nawet należy, ale nie takim banałem!

Dalej było też podobne: "Jej obietnica nie była tylko pustymi słowami. Naprawdę chciała porozmawiać z Trixie i z całego serca życzyła jej szybkiego powrotu do zdrowia." To nie bolało aż tak jak wcześniej, ale tez wypadło blado. Naprawdę czytelnik może się tego domyślić, a jeśli chcesz to podsumować, zrób to z elegancją.

 

Wiem, że potrafisz, bo sporadycznie trafiały się celne przemyślenia i kozackie fragmenty. Niestety, te słabsze bardziej zapadają w pamięć.

 

– Jeszcze bardziej boli mnie ta znieczulica kucyków. We wcześniejszym rozdziale sądziłem, że tylko Trixie ma jakieś pozytywne intencje, teraz niby doszły Fluttershy i nieszkodliwa Pinkie, ale dostaliśmy jeszcze więcej niechęci. Twilight nie ma, Applejack zachowuje się boleśnie podejrzliwie (z jednej strony to zgodne z jej naturą, z drugiej jednak jest elementem szczerości, może zauważyłaby, że Trixie nie udaja. A może udaje?), służba jeszcze gorzej niż wcześniej. Ja rozumiem, co mogłeś chcieć tym pokazać i jaki efekt chciałeś wywrzeć na czytelnikach, tylko że obraz przestaje się domykać. Chciałem powiedzieć, że aż tak złych ludzi (lub kuców) nie ma, ale niestety, chyba są... Tak czy inaczej wolałbym, byś poszedł inną drogą. Chłodną obojętnością, najgorszym rodzajem współczucia, odrazą, a nie ciągłą manifestacją pogardy i nienawiści.

 

– Mało z tego rozdziału wynikało. Fluttershy pomogła Trixie, były sceny z przeszłości, Trixie wylądowała w szpitalu, Trixie została zwyzywana przez służbę i poniżona przez inne kucyki, a wszystko na dwudziestu paru stronach. Nawet nie chodzi mi o to, że akcja wolno biegnie, bo idzie szybko, ale jak mało nowości się dowiadujemy.

 

 

Pewnie będę czytał następne rozdziały, ale z rosnącym niepokojem o całokształt. Co bym nie mówił, jednak moją ciekawość zdobyłeś.

 

Pozdrawiam ciepławo!

 

 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam :)

 

 

4 godziny temu Alberich napisał:

No kurcze, nie robię tego po to, by Cię poniżać, tylko chcę zwrócić uwagę na pewne sprawy.

Zaznaczyłem jedno zdanie, które jest sztandarowym tego przykładem (...) Nawet nie chodzi mi o to, że masz nie podsumowywać takich scen, nie, moim zdaniem spokojnie można to robić, a czasem nawet należy, ale nie takim banałem! (...) jeśli chcesz to podsumować, zrób to z elegancją.

 

Przyznam szczerze, że w moim odczuciu, tym fragmentom niczego nie brakuje (a w odczuciu jednego z prereaderów pewnie ciągle jest tego za wiele ;P Pozdrawiam serdecznie, wymachując kończyną jak wariat) i nie chciałem tego fragmentu (a także tego późniejszego) za bardzo przedłużać i po prostu uznałem, że obszerniejsze, nacechowane nieco bardziej emocjonalnie opisy będą właściwsze przy innych okazjach. Kwestia wyczucia. Oczywiście, Twoje tłumaczenie przybliżyło mi najlepsze powody, dla których powinienem przysiąść przy danych fragmentach i jeszcze raz pomyśleć, czy dobrze by było wykrzesać z siebie jeszcze kilka zdań, bo rozumiem, że o to Ci chodzi. Słowo „elegancja” bardziej kojarzy mi się ze słowami, stylem, jakimiś błyskotliwymi metaforami, czy oryginalnymi, zapadającymi w pamięć sentencjami, te sprawy. Jeżeli to o to Ci chodziło, no to mam wątpliwości, czy jestem do tego zdolny ;) Byłbym rad, gdybyś przytoczył jeden przykład, kiedy udało mi się wpleść w tekst te celne przemyślenia, o których wspomniałeś, bo szczerze mówiąc, zaskoczyłeś mnie tym stwierdzeniem.

 

Pewnie wyszło mi przez przypadek...

 

 

4 godziny temu Alberich napisał:

Jeszcze bardziej boli mnie ta znieczulica kucyków. We wcześniejszym rozdziale sądziłem, że tylko Trixie ma jakieś pozytywne intencje, teraz niby doszły Fluttershy i nieszkodliwa Pinkie, ale dostaliśmy jeszcze więcej niechęci. (...) Ja rozumiem, co mogłeś chcieć tym pokazać i jaki efekt chciałeś wywrzeć na czytelnikach, tylko że obraz przestaje się domykać. Chciałem powiedzieć, że aż tak złych ludzi (lub kuców) nie ma, ale niestety, chyba są... Tak czy inaczej wolałbym, byś poszedł inną drogą. Chłodną obojętnością, najgorszym rodzajem współczucia, odrazą, a nie ciągłą manifestacją pogardy i nienawiści.

 

Prawdę mówiąc, po przeczytaniu tej uwagi nabrałem chęci na powtórne przeglądnięcie nadchodzącego rozdziału trzeciego, a nawet czwartego, celem znalezienia tych „bolących” fragmentów i zastanowienia się, czy być może warto będzie zejść z tonu i załagodzić pewne zdarzenia. Ale bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że to nie będzie w smak mnie, jako autorowi i będzie się kłócić z planem wydarzeń oraz założeniami historii. Zatem postąpiłbym wbrew sobie. Myślę, że postawię na konsekwencję, aby osiągnąć założony efekt. Zresztą, wszystkich nie uda mi się zadowolić, a chciałbym uniknąć sytuacji, w której po napisaniu fanfika spojrzę na niego i stwierdzę: „eno, lipa, to nie jest to, co chciałem zrobić, zmarnowałem tyle czasu.” Mam nadzieję, że zrozumiesz.

 

Dodatkowo, będę bronił tej znieczulicy. Po pierwsze, niechęć, złość, czy nieco stonowana pogarda nie są w realiach serialu znowu takie obce. Są kucyki z negatywnymi cechami (nie mam na myśli „zawodowych” antagonistów, ale chociażby pana managera z „The Mane Attraction”), Trixie w pewnym momencie sama taka była, na przestrzeni kolejnych odcinków przewinęły się również takie, które izolowały się od innych, nie ukrywały swojej pogardy, złości wobec poszczególnych postaci, jak na przykład Moondancer z „Amending Fences”. Jasne, miała ona istotne powody, zanim problem został rozwiązany, ale uważam, że jeżeli już mówimy o Trixie, to kucyki z Ponyville również mogą mieć istotne i uzasadnione powody, za sprawą których traktują ją tak, a nie inaczej. Zresztą, w jednej z retrospekcji w „Magic Duel” widzimy, że była wyśmiewana, co raczej nie świadczy, że losowe kucyki są w stu procentach bez wad, ale z drugiej strony trochę jej się należało – ona je okłamywała i budowała na tym swoją sławę, zgarniała pieniążki. A potem miała miejsce cała ta afera z amuletem alicorna. Na moje wyczucie, zachowanie mieszkańców Ponyville jest uzasadnione. Jasne, pamiętam, że na końcu „Magic Duel” Trixie przeprosiła Twilight, ale tylko Twilight. Poza tym, jej nastawienie, co już powinno w miarę klarownie wynikać z treści prologu, czy pierwszego rozdziału (jeżeli tak nie jest, to znaczy, że marny ze mnie fanfikopisarz ;P), wynika z innej kwestii. No a poza tym, nie do końca kupuję te przeprosiny.

 

Po drugie, znów po części nawiązując, czy trochę inspirując się „Amending Fences”, ale jednocześnie nie spoilerując fabuły opowiadania, chciałbym pokazać między innymi stopniową zmianę nastawienia wybranych postaci do głównej bohaterki, zmianę jej sposobu myślenia, nakreślenie powodów, dlaczego wcześniej zachowywała się źle i tak dalej, i tak dalej. Zanim przejdę do punku B, muszę wyraźnie określić punkt A. Taki mam pomysł.

Natomiast, jeżeli jednak zdołałbym się przełamać i rzeczywiście nieco zmniejszyć natężenie niechęci i odrazy u niektórych postaci, to chyba poszedłbym w kierunku chłodnej obojętności, czy bierności, aniżeli nachalnej manifestacji. Albo wymieszał poszczególne elementy. Zatem, sugestia wzięta pod uwagę, dziękuję ;)

 

Jest jeszcze trzecia sprawa, czyli kwestia wyczucia. Nie chciałbym Cię martwić, ale tak, istnieją aż tak źli ludzie, a nawet gorsi. I wierz mi, to, co zaprezentowałem to nie jest szczyt ich możliwości. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest to inny, fikcyjny, "lepszy" świat, gdzie na sztandary są wynoszone inne wartości, ale, jak już wcześniej wspomniałem, kucyki nie są pozbawione wad, a wyolbrzymienie kilku z nich, a nawet przerysowanie niektórych postaw, (poniekąd inspirowanych zachowaniami zaobserwowanymi w realnym życiu) wydało mi się dobrym, choć niejedynym sposobem na stworzenie gęstszej, posępniejszej atmosfery, czy uwypuklenie tego w jak kiepskiej sytuacji znajduje się główna bohaterka. Pisząc fanfikcję nie czuję się totalnie zobligowany do przestrzegania kanonu, zawsze i wszędzie, toteż nie mam oporów z pisaniem poszczególnych scen. Plus, służy to temu, co chcę zrealizować, jako całokształt. Znów, pozwól, że nie będę spoilerować.

 

Jednak sporządzenie szczegółowego planu wydarzeń, wytycznych oraz określenie absolutnie koniecznych, kluczowych scen ma swoje wady. Mianowicie, widzę, że udaje mi się wywrzeć jakieś wrażenie, bardzo chciałbym żywiej podyskutować, ale muszę trzymać język za zębami. I wierzyć, że czytelnicy wytrwają w tym moim potworkiem do końca ;)

 

 

4 godziny temu Alberich napisał:

Mało z tego rozdziału wynikało. (...) Nawet nie chodzi mi o to, że akcja wolno biegnie, bo idzie szybko, ale jak mało nowości się dowiadujemy.

 

Och, nowości jeszcze będzie w bród, możesz być spokojny. Przynajmniej na razie, chciałbym postawić bardziej na natężenie i wagę poszczególnych wątków, a niekoniecznie na ich ilość.

 

 

4 godziny temu Alberich napisał:

Pewnie będę czytał następne rozdziały, ale z rosnącym niepokojem o całokształt. Co bym nie mówił, jednak moją ciekawość zdobyłeś.

 

Czuję się bardzo podbudowany faktem, że udało mi się Ciebie zaciekawić i mam nadzieję, że zdołasz wytrwać do końca tejże historii ;)

 

 

Dziękuję za poświęcony na rozdział czas, podzielenie się uwagami, krytykę oraz, być może, dyskusję na temat pewnych aspektów kucykowego świata.

 

Również pozdrawiam i (mam nadzieję) do napisania!

Edytowano przez Hoffman
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Witam serdecznie i jednocześnie dziękuję za każdy pozostawiony w temacie (oraz pod odpowiednim postem na FGE) komentarz. Ponieważ od ostatniej aktualizacji minęło jeszcze więcej czasu, a po drodze przewinęło się kilka okazji do wrzucenia czegoś nowego, dzisiaj udostępniam nie jeden, ale dwa nowe rozdziały – trzeci i czwarty ;)

 

Ogólnie, choć być może nie widać tego po samej treści, część fragmentów została nieco zmieniona. Oryginalnie, Twilight była w nich nieco bardziej bezwzględna, ale biorąc pod uwagę sugestie Albericha, Johnny’ego, a także mając w pamięci cenne spostrzeżenia Arekeena, nieco utemperowałem jej temperament. Choć kreacja tejże postaci wciąż może się wydawać kontrowersyjna, myślę, że udało mi się osiągnąć kompromis pomiędzy własną wizją, a tym, na co zwróciliście mi uwagę. Dzięki!

 

Dodanych zostało kilka dodatkowych wątków, zasugerowanych przez Johnny’ego, za co również serdecznie dziękuję :) Myślę, że dzięki temu rozdziały są znacznie bardziej urozmaicone, w stosunku do swych pierwotnych wersji.

 

Jeśli chodzi o imiona pielęgniarek, przyznam się, że trudno mi było jednoznacznie zorientować się, czy „Nurse” są częścią ich imion, czy nie. Różne artykuły były napisane tak, że raz była to część imienia, a raz nie, jakby różne odmiany można było stosować zamiennie. Sprawdziłem fora, wikię, 4chana, nawet wydrukowałem vectory tych postaci w wysokiej rozdzielczości na papierze kredowym do dalszych badań. Sprawdziłem również kody zero-jedynkowe plików obrazów w różnych formatach. Ta wnikliwa analiza zaprowadziła mnie do konkluzji, by znów uciec się do kompromisu. A więc, raz „nursy” są, a raz nie.

 

Co jeszcze… Postanowiłem powrócić do wskazanych przez Albericha fragmentów rozdziału drugiego i trochę je rozbudować, by już nie było tak banalnie. Nie wiem jak mi to wyszło, to pozostawiam do oceny Wam.

 

Ogólnie, nowe rozdziały czekały bardzo długo, zanim zostały udostępnione szerszej publice, ale myślę, że nie na darmo. Jeszcze raz dziękuję za wszelką pomoc, sugestie oraz komentarze :D

 

Tak więc, pozdrawiam i do napisania!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Chwilka... Kiedy był ostatni rozdział? Luty? Oj tam, oj tam, zdaje Wam się :P

 

W każdym razie, najwyższy czas na aktualizację i nowy, piąty rozdział. Nie było z nim łatwo. Przeszedł on wiele poprawek, poszczególne rzeczy uległy rozwinięciu, a w międzyczasie zmienił się nieco skład prereaderski, niemniej jednak rozdział udało się doprowadzić do obecnej formy. Bez zbędnych ceregieli, zapraszam do pierwszego posta, gdzie znajdziecie link do nowego rozdziału.

 

Kiedy nastepny rozdział? Cóż, trudno mi powiedzieć i obawiam się, że czekają go opóźnienia. Może nie tak wielkie jak przy rozdziale piątym, ale wciąż. Wiąże się to z tym, że Trixie ostatnio powróciła naprawdę, oficjalnie, w pamiętnym odcinku "No Second Prances", a więc będę musiał wykombinować jakiś sposób, aby dopasować historię do serialu. Ogólnie, badania potwierdziły, że jest to możliwe, więc myślę pozytywnie :)

 

Pragnę gorąco podziękować wszystkim świetnym osobom, które pomagały przy rozdziale, służyły swoim czasem, spostrzegawczością oraz dobrą radą ;) Dziękuję również czytelnikom za godną podziwu cierpliwość!

 

Pozdrawiam serdecznie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Akurat kiedy miałem ochotę na opowiadanie z Trixie w roli głównej (męcząc się z własnym one-shotem), ten fik trafił się na pierwszej stronie forum. Wziąłem się więc z ochotą do czytania i... no, po części się nie zawiodłem, ale niestety tylko po części.

Opowiadanie czytało mi się całkiem przyjemnie. Styl jest gładki i lekki - czasem tylko wali po mordzie anglicyzmami, aż zęby dzwonią.

Fluttershy: "Chciałam tylko lepiej zaadresować problem." *Chwyta problem, mazia korektorem, po czym z większą uwagą nanosi na niego swój adres.*

Całkiem podobała mi się także ta interpretacja Trixie. Łatwo było się utożsamiać z jej rozpaczą i strachem, a jej backstory było na tyle interesujące, że czytałem dalej, chcąc je poznać.

Niestety, sama treść opowiadania nieco rozczarowuje, a im dłużej czytałem i myślałem o tym co przeczytałem, tym bardziej bolały mnie te jego mankamenty. Zacznijmy więc długą wyliczankę.

O ile zachowania i odczucia samej Trixie, w obliczu sytuacji w jakich się znajduje, są w miarę w porządku, to zachowanie wszystkich innych postaci jest przejaskrawione do granic absurdu - byle by tylko wydusić więcej łez z biednej Trixie celem większego melodramatu. Bardzo to tani sposób, by nam było żal głównej bohaterki.

Już sam wątek jej bezdomności jest już dziwnie skrajny - picie wody z kałuż, naprawdę?

Zamiast zimnej obojętności, z którą bezdomni spotykają się zazwyczaj, każdy napotkany kuc ma motywację, środki i czas żeby dopieprzyć czymś naszej biednej Trixie. To już chyba jakiś poziom Anty Mary Sue, bo w opowiadaniu życia postaci trzecioplanowych skupiają się wyłącznie na niej i na tym jak jej nienawidzą.

I o ile jeszcze niechęć do byłej tyranki jest zrozumiała, przynajmniej w Ponyville, to nie mamy tu do czynienia po prostu z niechęcią. Najwyraźniej Trixie ma moc, dzięki któremu każdy (poza Fluttershy, bo ona jest taka nieśmiała) może zamienić się w psychopatę, kiedy tylko o niej pomyśli. Idealnie widać to na przykładzie rozmowy Bon Bon z Fluttershy. Normalnie rozmawiają o przyjęciu dla maluchów z Ponyville, aż tu nagle w dialogu pojawia się kwestia Trixie, a Bon Bon natychmiast zaczyna fantazjować o tym, jak by się nad nią znęcać na imprezie z dziećmi... normalni ludzie kuce tak nie myślą!

I żeby jeszcze tu był jakiś komentarz o samych kucach czy o ich społeczeństwie, jakieś osadzenie w świecie tego, że one tak się zachowują względem Trixie, ale tu nie ma nic. To zupełnie nierealistyczne zachowanie po prostu jest, żeby podbijać zawartość melodramy i uzasadniać tag [Sad]. Bardzo szkoda, że subtelniej się nie dało.

Oczywiście, Mane 6 nie ustrzegła się takiego samego potraktowania. Zachowanie Applejack i Rainbow Dash jest bezlitosne zupełnie z czapy, tak jak pozostałych kuców, nie ma się więc co nad nim rozpisywać. Rarity to jedyna, która zachowuje się w miarę normalnie - nieufna wobec intencji Trixie, ale też nienalegająca, że należy jej pozwolić zdechnąć w rowie. Pinkie i Twilight to osobne kwestie, o których jeszcze wspomnę.

No i Święta Fluttershy. O ile zgadzam się, że ona jest tą, która pewnie najbardziej rwała się do pomocy Trixie, to żeby była jedną osobą zdolną do empatii (poza jednym z gwardzistów Twilight - zresztą zupełnie randomowo, bo nic nie wyróżniało go od pozostałych postaci tła, z których wszystkie nienawidziły Trixie)? I musiałaby to robić bez pomocy przyjaciółek, które wszystkie uznały ją najwyraźniej za nieczystą, skoro tknęła się Trixie?

Nie wiem, czy mamy tu do czynienia z ekstremalnym fanboyizmem Fluttershy (to w końcu nie jest opowiadanie Albericha ), czy... właściwie, to nie mam pojęcia, z czym tu mamy do czynienia.

Dalej... cały wątek Twilight był dla mnie niezwykle irytujący. Twilight nienawidzi Trixie chyba najbardziej ze wszystkich kuców, ale - w przeciwieństwie do nich, o dziwo - ma powód! Podobno. Bo go nie poznamy.

Rozumiem chęć uczynienia z motywacji Twilight i tego, co powiedziała jej Trixie, głównej tajemnicy opowiadania. Problem w tym, że tutaj to zupełnie nie działa. Ponieważ najwyraźniej ta kluczowa wiadomość, której szybko nie poznamy, zmienia całkowicie zachowanie Twilight względem kanonicznego. Twilight staje się okrutna, porywcza, nienawistna, wpada w alkoholizm niemal. Brakuje tylko, by zaczęła palić i prowadzić narrację w stylu noir.

A opowiadanie każe nam wierzyć na słowo, że ta skrajna, negatywna przemiana, owe "zawalenie się świata", nastąpiło przez jedną wiadomość. Wierzyć, że kiedy doczytamy już do wielkiego ujawnienia, cały ten wątek nagle będzie miał sens. No i po tym wszystkim co przeczytałem w tym opowiadaniu... ciężko mi uwierzyć.

A biorąc pod uwagę, jaka paskudna Twilight się stała, to wzbudza raczej irytację, niż ciekawość.

To główne problemy, które doskwierają pierwszym czterem rozdziałom. Poza nimi, jak powiedziałem, wrażenie było raczej pozytywne... ale nadszedł rozdział piąty. Dłuższy niż zazwyczaj i psujący fabułę ustawioną przez poprzednie.

Piąty rozdział można by podsumować właściwie "autor daje raczej kiepskie spostrzeżenia odnośnie depresji, rodem z motywacyjnych plakatów z amerykańskich szkółek biznesowych + fetysz na łaskotki". I właściwie na tym mógłbym zakończyć, ale problem jest tu głębszy.

Otóż mamy jeden z najgłówniejszych wątków całego opowiadanie - los Trixie i to, czy znajdzie nadzieję do dalszego życia i czy wszyscy przestaną jej nienawidzić bez powodu. Otóż lwia część tego wątku została w tym rozdziale rozwiązana za pomocą łaskotkowego orgazmu deus ex machina! Po długiej, bolesnej do przeczytania scenie chyba że kogoś raduje czytanie szczegółowych opisów łaskotek, która na dodatek jest o jakieś cztery lata spóźniona - wtedy jeszcze kogoś obchodziło "Cupcakes".

Ot, parę banalnych słów Pinkie i trochę magii i mamy problem za sobą. Świetnie.

Jeszcze bardziej śmiechu wartym okazuje się rozwiązanie wątku jednoskrzydłego pegaza. Choć na szczęście jest to wątek poboczny.

Czy nasz ponury bohater, któremu zawaliło się życie (naprawdę, w przeciwieństwie do Twilight), znajdzie światełko w tunelu? Znajdzie, a jakże, z pomocą kolejnego deus ex machina - bo to nie tak, że jakiekolwiek działania bohaterek odniosły jakikolwiek skutek, poza wkurzeniem go. Morał z tego wątku taki, że nie należy się nigdy poddawać - o ile rodzina ma hajs żeby natychmiast usunąć kalectwo będące źródłem całego problemu.

Jakby jego rodzina była biedna, a w pudełku były skarpety z listem przepraszającym, że nie mogą dać nic więcej, to nie tylko Pinkie wyszłaby na idiotkę, a jeszcze nasz pegaz faktycznie musiałby się zabić. Wszak pogodzenie się z życiem w kalectwie jest niemożliwe.

I tutaj chciałbym zakończyć, tym mało optymistycznym akcentem, bo cokolwiek bym dodał, nie równałoby się elementarnym zarzutom, jakie mam do ostatniego rozdziału.

Naprawdę chciałbym powiedzieć, że opowiadanie mi się, mimo jego wad, podobało i że będę czekał na kolejne rozdziały. I tak bym powiedział po rozdziałach 1-4. Ale po ostatnim nie wiem, czy sobie niestety nie podaruję. Zakończenie tego opowiadania, jeśli dalej będzie podążało tym torem, raczej nie będzie niestety satysfakcjonującym rozwiązaniem historii, która miała swój potencjał.

Dwie drobne rzeczy, które jeszcze mnie irytowały: za dużo "lazurowych jednorożców" oraz nawracające wrażenie, że autor nie wie gdzie konie mają kolana.

  • +1 6
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

godzinę temu StyxD napisał:

Najwyraźniej Trixie ma moc, dzięki któremu każdy (poza Fluttershy, bo ona jest taka nieśmiała) może zamienić się w psychopatę, kiedy tylko o niej pomyśli.

 

Swoją drogą, przypomniałeś mi pewien komiks z Myszką Miki, który czytałem dawno temu. Gdzie jeden z wrogów sprawił, że każdy, kto był blisko Mikiego, reagował na niego agresją i nic nie mogło powstrzymać tej złości. Dopiero gdy uszasty się oddalał, wszystkich nachodziła refleksja i brak zrozumienia do tego, co się stało. Lecz kiedy próbowali myszę przeprosić, furia narastała na nowo.

Tak mi się skojarzyło z tą twoją opinią :wow: 

 

A i chyba to "znęcanie" mnie ostatecznie zniechęciło do czytania pozostałych rozdziałów xd

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za nieco dłuższą niż zwykle i jakże krytyczną wypowiedź odnośnie mojego najnowszego tworu ;) Była ona dla mnie spojrzeniem na poszczególne wątki z innej perspektywy, no i zwróceniem uwagi na rzeczy, które na różnych etapach pisania mi umknęły, albo które powstały z zupełnie innymi intencjami. Ale po kolei.

 

 

15 godzin temu StyxD napisał:

Fluttershy: "Chciałam tylko lepiej zaadresować problem." *Chwyta problem, mazia korektorem, po czym z większą uwagą nanosi na niego swój adres.*

 

Historia tego zdania jest taka, że pewnego wieczoru zgubiłem się na YouTube i usłyszałem w pewnym momencie zdanie „I wanted to address the issue”, czy jakoś tak. Nie wiem czemu, ale jakoś mnie to rozbawiło (tzn. to, jak to zostało wypowiedziane/ przeczytane), a potem wyobraziłem sobie zestresowaną Fluttershy wypowiadającą takie dosłowne tłumaczenie swym głosikiem i doszedłem do wniosku, że muszę to dodać :P Padło na fragment z „ustną naganą”. Więc ogółem nic głębszego, po prostu taka fanaberia, żeby było dziwniej ;)

 

 

15 godzin temu StyxD napisał:

(...) zachowanie wszystkich innych postaci jest przejaskrawione do granic absurdu - byle by tylko wydusić więcej łez z biednej Trixie celem większego melodramatu. Bardzo to tani sposób, by nam było żal głównej bohaterki.


(...)


Zamiast zimnej obojętności, z którą bezdomni spotykają się zazwyczaj, każdy napotkany kuc ma motywację, środki i czas żeby dopieprzyć czymś naszej biednej Trixie. To już chyba jakiś poziom Anty Mary Sue, bo w opowiadaniu życia postaci trzecioplanowych skupiają się wyłącznie na niej i na tym jak jej nienawidzą.

I o ile jeszcze niechęć do byłej tyranki jest zrozumiała, przynajmniej w Ponyville, to nie mamy tu do czynienia po prostu z niechęcią.

 

Przyznam szczerze, że ja, na swoje wyczucie, nie odczułem ani przesady, ani tego, że mógłbym spokojnie jeszcze mocniej jej „dowalić”, bo generalnie zawsze byłem zdania, że mieszkańcy Ponyville jak najbardziej mają prawo Trixie bardzo nie lubić i powody by tak się zachowywać. Ogólnie, oszukiwanie innych, takie bezczelne pysznienie się, a potem zamykanie kogoś w klatkach, blokowanie tych, którzy mogliby okazać się w czymś lepsi, pomiatanie innymi to zdecydowanie nie są zbyt przyjemne rzeczy.

 

Ogólnie, chciałem aby jednym z filarów historii była przemiana bohaterki i walka z przeciwnościami, przy założeniu, że druga strona jest bardzo mocna, a potencjalnych sojuszników jest mało. No i niekoniecznie jest tak, że „prawda zawsze Cię wyzwoli”.

 

Inną podporą miało być założenie, że Trixie będzie... Nazwijmy to „uczyć się” żyć obok kucyków, które jej nie lubią oraz tego jak z nimi rozmawiać, jak się zachowywać by zmieniły one zdanie i przekonały się do niej. A to, że wspiera ją nie Twilight (czyli właśnie Księżniczka Przyjaźni), tylko głównie Fluttershy wydało mi się ciekawe. Po prostu wymyśliłem sobie, że coś takiego zrealizuję – postawię pewne rzeczy na głowie a potem będę bawił się w ich odkręcanie.

 

 

15 godzin temu StyxD napisał:

(...) picie wody z kałuż, naprawdę?

 

Yup.

 

To może od razu odniosę się do innej kwestii.

 

 

15 godzin temu StyxD napisał:

(...) nawracające wrażenie, że autor nie wie gdzie konie mają kolana

 

Nigdy nie byłem jakimś szczególnym zwolennikiem anatomicznej dokładności wobec kreskówkowych, kolorowych koników, które kopytami chwytają różne przedmioty, ale po latach ciężkiej pracy i drogą wielu rozmów, moi prereaderzy wreszcie zdołali wbić mi do głowy gdzie są łopatki :D I kilka innych rzeczy, na przykład związanych z ogrodnictwem ;) Tak więc na kolana pewnie też przyjdzie pora. Everyday is a school day.

 

 

15 godzin temu StyxD napisał:

Idealnie widać to na przykładzie rozmowy Bon Bon z Fluttershy. Normalnie rozmawiają o przyjęciu dla maluchów z Ponyville, aż tu nagle w dialogu pojawia się kwestia Trixie, a Bon Bon natychmiast zaczyna fantazjować o tym, jak by się nad nią znęcać na imprezie z dziećmi...

 

Ja to sobie wyobrażałem tak, że w jej głosie więcej było żartobliwości i charakterystycznej niepowagi, gdybania, aniżeli faktycznej nienawiści i chęci ponakłuwania kogoś pinezkami, tylko Fluttershy wzięła to na serio. Gdyby to była animacja, gdybym miał możliwość dodania do tego voice actingu, to pewnie byłoby to lepiej odczuwalne. Posłużyłem się tylko tekstem pisanym, no i tak wyszło. Jak wspominałem innym razem, marny ze mnie pisarz, dlatego właśnie piszę opowiadania w ramach hobby, a nie pracy zawodowej ;)

 

 

15 godzin temu StyxD napisał:

I żeby jeszcze tu był jakiś komentarz o samych kucach czy o ich społeczeństwie, jakieś osadzenie w świecie tego, że one tak się zachowują względem Trixie (...)

 

Tu nie ma podłoża stricte społecznego, po prostu afera z Niedźwiedzicą, potem afera z Amuletem Alicorna, czy charakter tej dawnej Trixie, wszystko to zaowocowało przesadnym dystansem i przerysowaną niechęcią, byle ją przepędzić, byle tylko nie wydarzyło się coś podobnego.

 

 

15 godzin temu StyxD napisał:

Oczywiście, Mane 6 nie ustrzegła się takiego samego potraktowania. Zachowanie Applejack i Rainbow Dash jest bezlitosne zupełnie z czapy, tak jak pozostałych kuców, nie ma się więc co nad nim rozpisywać. Rarity to jedyna, która zachowuje się w miarę normalnie (...)

No i Święta Fluttershy. (...)

Nie wiem, czy mamy tu do czynienia z ekstremalnym fanboyizmem Fluttershy (to w końcu nie jest opowiadanie Albericha ), czy... właściwie, to nie mam pojęcia, z czym tu mamy do czynienia.

Dalej... cały wątek Twilight był dla mnie niezwykle irytujący. Twilight nienawidzi Trixie chyba najbardziej ze wszystkich kuców (...)

 

To właśnie w ramach postawienia pewnych elementów na głowie, czy też przerysowania określonych postaw, inspirowanych poniekąd światem rzeczywistym i zachowaniem ludzi, ale poszczególne bohaterki też mają się zmieniać. Rozdział szósty jeszcze jest badany, ale mogę powiedzieć, że następuje tam

 

Spoiler

zmiana zachowania Applejack i Rainbow Dash, stopniowe przekonywanie się do Trixie. No i pokazanie, że żarty czy docinki nie zawsze muszą mieć wymiar negatywny, wynikać z nienawiści i być czymś, za co trzeba w odwecie kogoś znienawidzić.

 

 

Po części zrealizowałem to też w rozdziale piątym, gdzie Pinkie Pie nie reaguje na wyzwiska, ale konsekwentnie dąży do celu, czy też powiedziane jest, że umie się śmiać z siebie samej. Scena ze Storm Piercerem miała mieć wymiar bardziej symboliczny.

 

Fluttershy jest interesującą postacią, z potencjałem, a której nie poświęcałem dotąd więcej uwagi. Kiedy powstał problem pod tytułem „Jeśli nie Twilight, to kto?”, od razu pomyślałem, że ona będzie idealna do tej roli. Jako smaczek dodam, że rozważałem umieszczenie na jej miejscu Pinkie Pie, ale wydała mi się zbyt żywiołowa, krzykliwa, a Fluttershy była spokojniejsza i cichsza.

 

Spoiler

 

To, jak kucyki będą postrzegać Trixie, jak będą ją traktować na końcu, ma potężnie kontrastować z tym od czego się to wszystko zaczęło. Dlatego też postanowłem wiele postaw przerysować, wyolbrzymić, inspirując się zaobserwowaną rzeczywistością. Nie wszystko będzie idealne, czy w stu procentach pozytywne. Jednym może się to spodobać, innym nie, czego jestem świadom, ale bardzo chciałem to zrealizować w ten sposób.

 

 

A dodam jeszcze, że po obejrzeniu „No second prances”, gdzie nieufna Twilight starała się separować Starlight od Trixie jak tylko się dało, tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że księżniczka jest na właściwym miejscu :P Ona miała właśnie panikować, nadinterpretować wszystko, dorabiać sobie teorie spiskowe i tak dalej, i tak dalej, również w ramach przerysowania.

 

 

15 godzin temu StyxD napisał:

(...) "Cupcakes"

 

Nie tylko to, również Globox u lekarza.

 

 

15 godzin temu StyxD napisał:

Czy nasz ponury bohater, któremu zawaliło się życie (naprawdę, w przeciwieństwie do Twilight), znajdzie światełko w tunelu? Znajdzie, a jakże (...) Morał z tego wątku taki, że nie należy się nigdy poddawać - o ile rodzina ma hajs żeby natychmiast usunąć kalectwo będące źródłem całego problemu.

(...) Wszak pogodzenie się z życiem w kalectwie jest niemożliwe.

 

Wątek się urywa i nie wiadomo ostatecznie jak Storm sobie z tym poradzi. Oczywiście, chodziło mi o przekaz, że nie wolno się poddawać, ale z tym hajsem to trochę przesadziłeś. Mogliby mu kupić jeszcze dziesięć zapasowych skrzydeł, wynająć najlepszych terapeutów, opłacić najdroższą rehabilitację i co nie tylko, ale jeżeli on sam nie będzie chciał walczyć, nie będzie miał woli by cokolwiek zmienić, to żadne pieniądze mu nie pomogą i dalej będzie leżeć na boku, rozpaczać i warczeć na wszystkich. Bo jednak kasa to nie wszystko i jest jeszcze sfera psychiczna. Akurat w szóstym rozdziale trochę o tym jest. Przypomnę, że jeszcze jest on badany. ;)

 

Natomiast, nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że pogodzenie się z życiem w kalectwie jest niemożliwe. Powiem wręcz, być może przewrotnie, że najwięcej spotkałem osób pełnosprawnych, nawet relatywnie nieźle sytuowanych, którzy załamywali się z wydawać by się mogło, błahych powodów i nie robili nic, by to zmienić, oczekiwali wiecznie pomocy od innych, coraz więcej i więcej, pokazując tylko, że być może na nią nie zasługiwali. Niekiedy miałem wręcz wrażenie, że same z siebie robiły ofiary, by skupić na sobie uwagę i czas innych. Oczywiście nie mnie osądzać, ja nie wiem co mają w głowach i jak postrzegają różne rzeczy, ale wciąż wydało mnie się to nieporównywalne na przykład z brakiem nóg, czy innego rodzaju niepełnosprawnością.

 

A naprawdę, zdecydowania większość osób niepełnosprawnych, które spotkałem, była wręcz zadziwiająco pozytywnie nastawiona do życia, energiczna, otwarta, wszyscy znajomi doskonale wiedzieli o tym, że są oni niepełnosprawni, ale w ogóle nie podnosili tej kwestii bo wiedzieli również jak świetnie sobie te osoby radziły w codziennym, normalnym życiu. Raz jedna znajoma, zapytana o to wprost (do dziś mam wrażenie, że pan doktor na pierwszym wykładzie chciał być „fajny”) po prostu machnęła ręką mówiąc, że to przeszłość i nie ma co się tym przejmować. Dosłownie jakby na przykład kiedyś złamała paznokieć i dzisiaj nie było po tym śladu. Można się od tych osób naprawdę sporo nauczyć.

 

Każdy jest inny, ale serio, pieniądze to nie wszystko. To trochę jak ze zbyt szeroko pojmowanym socjalizmem - można utopić w tym góry złota, a i tak nie uda się kupić na przykład pokoju na świecie, czy powszechnej szczęśliwości.

 

 

I znowu, zamiast zwięzłej, merytorycznej odpowiedzi wyszedł mi referat :P Ale nieważne. Cieszę się, że poświęciłeś trochę czasu na przeczytanie tekstu oraz podzielenie się spostrzeżeniami. Ogółem, byłoby mi miło, jakbyś jednak dotrwał do końca historii i zobaczył w całości co postanowiłem popełnić, ale jeśli z różnych przyczyn nie miałbyś na to chęci, zrozumiem. Ale i tak fajnie, że polało się trochę krytyki. Dziękuję raz jeszcze, również za wszelkie sugestie i uwagi naniesone na tekst. Zajmę się nimi w wolnej chwili. Mam nadzieję, że tekst stanie się dzięki temu chociaż troszeczkę lepszy, czy poprawniejszy :D

 

Pozdrawiam!

 

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu Hoffman napisał:

Padło na fragment z „ustną naganą”. Więc ogółem nic głębszego, po prostu taka fanaberia, żeby było dziwniej

Prawdę mówiąc, nie wiem co powiedzieć. Ani to po polsku poprawne, ani zabawne, przynajmniej dla mnie. :ppshrug:

 

5 godzin temu Hoffman napisał:

Yup.

A-ale... mówimy tu, w kontekście opowiadania o rozumnych, cywilizowanych istotach, nie o zwierzętach.

To kwestia publicznej dostępności takich rzeczy jak krany czy studnie, nie tego, czy koń może się napić z kałuży.

 

5 godzin temu Hoffman napisał:

Natomiast, nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że pogodzenie się z życiem w kalectwie jest niemożliwe.

Dziękuję za budującą dygresję, niemniej śpieszę z wyjaśnieniem: moje stwierdzenie było sarkazmem odnośnie tego, co wydarzyło się (w moich oczach) w fiku.

 

Ponieważ się nie zrozumieliśmy, postaram się wytłumaczyć o co mi chodzi.

 

Mamy wątek jednoskrzydłego pegaza. Sportowiec, który po wypadku nie może już uprawiać swojej dyscypliny, w związku z czym jest przygnębiony. Dość standardowe, ale jak najbardziej w porządku.

 

Spodziewałem się, że wątek podąży tak, że nasz pegaz będzie musiał pogodzić się z tym, że nigdy nie będzie latał, znaleźć jakieś światełko w tunelu i nowy sens życia - z pomocą naszych bohaterek, czy też bez. Albo się nie pogodzi. Możliwych rozwiązań jest kilka.

 

Zaś to, co się stało w opowiadaniu, jest chyba najgorszym z możliwych (poza zabiciem postaci przez spuszczenie jej na łeb kowadła). Owszem, masz rację - wątek jeszcze się nie zakończył. Tyle że niezależnie od tego co stanie się dalej, już usunąłeś z niego 99% procent dramatyzmu. Pegaz będzie latał. Po paru rozdziałach, gdzie osią tego wątku był dramat, że nie będzie mógł latać, nagle za pomocą magicznej różdżki problem został usunięty. Żadna z postacie się nie rozwinęła, ani nie dokonała czegoś pchającego wątek do przodu. Problem po prostu się rozwiązał, dzięki nagle otrzymanej paczce. Ergo: Deus Ex Machina.

 

To po prostu bardzo rozczarowujące rozwiązanie, ot co. Jako czytelnik czuję się oszukany nieco.

 

Ta proteza to nie jest mała rzecz. To nie jest wózek inwalidzki dla kogoś, kto nie może chodzić. To pełnoprawna cybernetyczna kończyna jak (nomen omen) z Deus Exa. Coś, co nie jest możliwe jeszcze przy naszej technologii - a zbliżone technologie, które istnieją... patrz uwaga o hajsie. Z twoich niepełnosprawnych znajomych, ilu znasz takich, którym los sprawił - bez żadnego wysiłku ze strony kogokolwiek (w kontekście opowiadania - postaci z niego) - taki podarek który przywrócił im jakieś 90% sprawności?

 

Owszem nasz pegaz może wciąż mieć problemy z adaptacją - ale generalnie wszystko ma już teraz na poziomie easy.

 

Poza tym, narracja czyni tu wszystko jeszcze gorszym. Po tym, jak pegaz obiera protezę i list, mamy:

Cytuj

Im dłużej o tym myślał, tym bardziej docierało do niego jak bardzo się mylił. Wszystko wskazywało na to, że te najczarniejsze scenariusze były jedynie jego projekcją. Wmawiał sobie, że wszystko się już skończyło i że właśnie stracił sens życia, lecz prawda była inna. To te „niczego nie rozumiejące” pielęgniarki miały rację.

To wszystko dotarło do niego tylko dlatego, że dostał super-protezę. Nie stracił sensu życia, bo dostał super-protezę. Niczego nie rozumiejące pielęgniarki miały rację, bo dostał super-protezę.

 

A jakby nie dostał? Jak potoczyłaby się ta scena? Pinkie połaskotałaby go i magicznie doszedłby do takich samych wniosków?

 

No po zbóju takie odnajdywanie sensu życia. Też bym chciał znaleźć na progu pakunek, który rozwiązuje 90% moich problemów.

 

Na dodatek, zarówno ta scena, jak i "łaskotania" Trixie są nieznośnie dydaktyczne. "Patrzcie, ludzie żalący się nad swoim losem, tak macie postępować! A uporczywe rozśmieszanie kogoś, kto wyraźnie nie ma na to ochoty, to szczyt empatii!" Niesamowicie toto stereotypowe i - właściwie - nieempatyczne. A jeśli wziąć pod uwagę, że podstawowymi rekwizytami w tych scenach są magia oraz drogie prezenty, to już w ogóle zakrawa na pastisz.

 

Pozostałe twoje wytłumaczenia też nie napawają mnie jakimś optymizmem. Chcesz stworzyć kontrast pomiędzy tym, jak kucyki traktują Trixie a twoim spoilerem, ale sęk w tym że przy takim przejaskrawieniu problem staje się sztuczny. Nie mówiąc już o tym, że ma się nijak do serialu.

 

Ja też mogę napisać opowiadanie o Rainbow Dash, która jest psychopatyczną morderczynią - nie wyjaśniając, w jaki sposób taka się stała i mówiąc, że tylko "stawiam na głowę" postać - i zakończyć opowiadanie w momencie, kiedy nie jest morderczynią - ergo jest taka jak w serialu.

 

Ale w jaki sposób to się liczy jako rozwój postaci? Chyba w odwrotną stronę.

 

24.06.2016 at 21:16 Hoffman napisał:

Trixie ostatnio powróciła naprawdę, oficjalnie, w pamiętnym odcinku "No Second Prances", a więc będę musiał wykombinować jakiś sposób, aby dopasować historię do serialu

To opowiadanie jest przerysowane i zupełnie nie pasuje do kanonu (bo Magic Duel skończyło się z Trixie pogodzoną z Mane 6 i - mniej lub bardziej - z Ponyville). I zaczynając poza kanonem chcesz nagle dopasować zakończenie do serialu? Czemu miałoby to służyć?

 

6 godzin temu Hoffman napisał:

Jak wspominałem innym razem, marny ze mnie pisarz

Naprawdę? Mimo że pisałeś zawsze takie długie i wyczerpujące komentarze do fików. Czuję się rozczarowany! :D

 

Reasumując, pozostaje mi życzyć ci powodzenia i aby fik wyszedł jak najlepszy. Nie bierz do siebie ostrego tonu moich wypowiedzi.

 

Wygląda na razie na to, że nasze postrzeganie świata - albo twórczości literackiej - jest zbyt różne, żebym mógł cieszyć się tym opowiadaniem.

 

Pozdrawiam.

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...