Skocz do zawartości

[Clocky] Niefortunne wypadki [Zakończone]


Recommended Posts

- Nie wiesz? Umarłem, Shiro. A wy postanowiliście mnie ożywić za wszelką cenę. I to właśnie jest ceną. Zamknij się! - krzyknął, ale ostatnie słowa nie były skierowane do Shiro, a do kogoś za Ezrealem. 

- Nie możecie nic z tym zrobić, bo jestem żywy.  I będę żywy jeszcze długo. Trzy trupy? Niech będzie. Będziecie mieć lepsze zbiory! - strzelił zielonym płomieniem w Shiro, ale pocisk zgodnie z przewidywaniem rozprysł się tylko na tarczy. 

Ezreal wypuścił więc drugi i następny, a każdy z nich osłabiał tarczę. A kiedy już osłona opadła, na jego twarzy pojawił się przebłysk normalności. Nie zniknęły pęknięcia na twarzy, ale oczy wróciły do normalnego stanu. Chłopak zamrugał i opuścił ręce, ciężko oddychając. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Chwycił się spanikowany za głowę. 

- Przygotuję te notatki. I zaplanuje wyprawę, a potem wrócę. Będziecie mogli mnie zabrać z powrotem - powiedział do niewidocznych gości. - Ale odejdźcie stąd chociaż na chwilę, proszę! 

- Do kogo on mówi? - zapytała Vi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś mistrzynią pocieszania? - zapytał. Vi wstała z podłogi.

- Mogło być gorzej, Ez. Przynajmniej wiemy, że nie świrujesz. Znaczy świrujesz, ale nie przez chorobę psychiczną. To już coś. Weź sobie może jakiś plaster naklej, co? - zapytała, wskazując na jego policzki. Szramy zmniejszyły się, ale nie zniknęły, wciąż tworząc pajączki na skórze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie żartowałem - fuknął. 
Plastry na niewiele się zdały, bo trzeba byłoby mu zakleić pół twarzy żeby był jakikolwiek efekt.

- Dobra, ja myślę że trzeba pójść do Caitlyn i i przedstawić jej sprawę. Ma trochę więcej przebicia w Lidze niż ja. Może trzeba byłoby jakiejś Soraki... Nie, nikt nie wie gdzie się szlaja. W każdym razie kogoś, kto leczy. Może się oboje ogarnijcie jakoś i po prostu tam idźcie, co? Super, ja też to zrobię.

Vi wyszła. Ezreal podszedł do łazienkowego lustra, spojrzał w nie... i krzyknął, z nieukrywanym przerażeniem wpatrując się w owe lustro.

- Ty widzisz to samo co ja, czy mi się wydaje? Czemu popękała mi twarz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro wzryszyła ramionami.

- Nie wiem. - powiedziała cicho. Stała za nim nieco zmartwiona. Nie była pewna co zrobić ale Vi miała racje. Może ktoś z osób leczących mógł na to jakkolwiek zaradzić. - Znaczy jak włorzymy ci szalik i kapelusz to nie będzie widać. - powiedziała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ale to nadal tam będzie. Nie no, przecież ja się rozpadam. Rozpadam, jak trup. Ciekawe, czy jak skóra zacznie odpadać, to mięśnie też się pokruszą. Ostatecznie najczyściej byłoby wtedy prowadzić nie-życie jako szkielet, ostatecznie czemu by nie - gadał i gadał, popadając stopniowo w coraz większą panikę. W końcu oparł się o ścianę, osunął na podłogę i ukrył twarz w dłoniach.

- To jest jakiś koszmar, no! Niby za co to wszystko? I jeszcze chciałem zabić Vi! Shiro, daj ten szalik. Proszę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ezreal zamrugał oczami. Nie wiedzieć czemu, nie był w dobrym humorze.

- Jasne, zamiast tego się rozpadam. Ale super - mruknął. Zabrał szalik i się nim owinął, a na oczy włożył gogle. 

- Im szybciej tam dotrzemy, tym lepiej. - Wstał i ruszył ku drzwiom. Chwilę później zawrócił, żeby poszukać klucza. Kolejne dziesięć minut później i kilka przekleństw, w końcu był gotów do zamknięcia mieszkania i wyjścia do miasta. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro po prostu chodziła za nim. Był trochę nierozgarnięty, ale miał przeciež prawo. Rozpadał się, czy coś. Nie do końca wiedziała co można teraz zrobić. Może właśnie ktoś z ligi wiedziałby co zrobić. A z resztą. Na razie i tak mogli liczyć tylko na siebie. W pośpiechu zdąrzyła jeszcze zabrać z wieszaka liliowy płaszcz ze złotymi zdobieniami na krawędziach. Kiedy wyszli z domu zarzuciła go na siebie i zapięła guzikiem który wyglądał jak kryształ jednak w rzeczywistości był to tylko plastik. Szybko załorzyła na głowę kaptór. Nie chciała ukazywać na zewnątrz swoich uczuć. Była zagubiona i nie do końca była pewna co może zrobić z tym problemem. Panika coraz bardziej dotykała ją od wewnątrz. Ezreal się, rozpadał. A może to była tylko iluzja? Może zaraz się obudzi a to wszystko okaże się tylko snem, wszystko, łącznie z tym, że wskrzesili Ezreala. Może tak na prawdę dalej leży na plaży w Bilgewater albo dalej śpi w hotelu a wszystko co działo się po drodze było senem, niczym prawdziwym. Drżenie. Ciche westchnięcie a następnie łza i wzrok skierowany na Ezreala. Złapała go za dłoń, chciała go wspierać, chciała by był blisko bez względu na wszystko. W tej chwili dziewczyna zwątpiła w to, czy wskrzeszenie chłopaka było poprawnym pomysłem. Odkąd powrócił do życia czuł same nieprzyjemności, tak myślała. I przecież nie spędzali już takich miłych chwil jak wcześniej. Westchnęła.

- Teraz już nie wiem czy wskrzeszenie ciebie było dobrym pomysłem. - powiedziała cicho. - Odkąd żyjesz ponownie doświadczasz samych nieprzyjemności, nie mamy ze sobą żadnych nowych szczęśliwych wspomnień. Nie chcę byś cierpiał z mojego powodu i powodu jakiś wycieków. - wytłumaczyła a po jej policzku zaczęły spływać łzy.

Edytowano przez Clocky
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ej, no weź - odpowiedział. Szalik tłumił jego głos. - To musimy je zamknąć, nie? Shiro, ja tylko przypomnę, że to ty masz pocieszać mnie. A nie ja ciebie!

Dotknął policzka dziewczyny i wytarł spływającą łzę.

Podróżowanie komunikacją miejską, nawet tak sprawną jak ta w Piltover w sytuacji kryzysowej nie było łatwe. Ludzie (i przedstawiciele innych ras, głównie yordle) byli ciekawscy i zasłonięta twarz niezwykle wprost ich fascynowała. Tym bardziej, że rozpoznawali talizman na jego dłoni. 

W końcu jednak udało się trafić do siedziby policji. Ponieważ twarz Ezreala była zakryta, sekretarka nie chciała go wpuścić. Kiedy jednak postanowił uchylić szalik i podnieść gogle, bez mrugnięcia okiem wpuściła ich obu do biura Caitlyn. 

- Nie zamierzam owijać w bawełnę, dobrze to nie wygląda - stwierdziła szeryf. Ezreal siedział w biurze, przy podłużnym stole. Kobieta chwyciła go za podbródek i podniosła, żeby przyjrzeć się pęknięciom. - Ale mój drogi, i ty i ja mamy znajomości. Wśród tylu magów, uzdrowicieli, innych szamanów i dziwaków na pewno znajdziemy kogoś, kto wie o co z tym chodzi. Kiedy to się pojawiło? - zapytała, patrząc na Shiro.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Po bójce z Vi? - Caitlyn zmrużyła oczy i zacisnęła szczęki. W tym momencie otworzyły się drzwi i wszedł przez nie Jayce, jak zwykle z uśmiechem na twarzy.

- Widzę, że towarzystwo się już zebrało. Pokaż no te swoje szramy na mordzie, Ez. Jak leci, Destino? Cześć, Caitlyn.

- Po. Bójce. Z. Vi - powtórzyła Caitlyn, wpatrując się surowo w Jayce'a. Ten z kolei wzruszył ramionami z niewinną miną.

- Oficer Vi kogoś zlała? Dzień jak co dzień, nic nowego. Masz długi staż, szeryfie. Powinnaś się przyzwyczaić.

Gdyby wzrok mógł zabijać, Jayce byłby trupem od co najmniej minuty. Mrugnął do Shiro.

- Przyszła i załatwiła co trzeba, nie? Daj spokój, nie patrz tak na mnie. Tylko zasugerowałem, że trzeba pomóc przyjaciołom.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tylko jak psychopata. Albo zwierzę. Świetnie się bawię, naprawdę - mruknął zrezygnowany Ezreal.

- Nie mazgaj się - mruknął Jayce, przewracając oczami. - Zamówiliśmy ci już pomoc. Czeka w Ionii. Gdybyś więc łaskawie ruszył dupsko, organizował całą tę wyprawę i ogarnął swoje papierki, byłoby nieźle. Shiro, jedziesz, nie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drzwi walnęły o ścianę.

 - Słyszałam to, dzieciaku! I zapamiętam - powiedziała Vi, włażąc bezceremonialnie do biura. Bez pukania.

- O, Vi. Świetnie że jesteś. Kwestia raportu. Miał być dzisiaj rano u mnie na poczcie, a gdzie jest? - zapytała spokojnie Caitlyn, podnosząc brew. - No więc powiem ci, gdzie: na pewno nie tutaj. 

- Dobra, dobra. Właściwie przyszłam tu po to, żebyś poszła ze mną, bo mam ci coś do pokazania, a przychodzę I SŁYSZĘ JAKIEŚ SPISKI PRZECIWKO MOJEMU IMIENIU! Więc rusz siebie i kapelusz, pani szeryf.

Caitlyn wstała od stołu i bez słowa poszła za Vi.

- Dobra. Przejmuję dowodzenie - oznajmił Jayce ze zwycięskim uśmiechem i zanucił jakąś melodię. - Nie, nie Vi. Doktor Heimerdinger.

Ezreal wybałuszył oczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Można powiedzieć - wtrącił dość wysoki głos. Doktorek w garniturze wkroczył do gabinetu z pomieszczenia obok. - Potrzebowałem bardzo pilnie urlopu! - Zza wąsów i okularów niewiele było widać ekspresji twarzy, ale  brzmiał dość pogodnie. I energicznie, jak zwykle.

Jayce wzruszył ramionami z cwaniackim uśmiechem.

- No, nasz naukowiec potrzebował urlopu. Każdy czasem potrzebuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I ponownie, gdyby wzrok mógł zabijać, tym razem Shiro by nie żyła.

- Uważasz to - wskazał palcem na podziurawiony policzek. - Za nieodpowiedni humor?

- Pozwolę sobie wtrącić, że zaplanowałem już podróż - odezwał się Doktor. - Zapomniałbym. Na wyprawę wybieram się incognito, moi drodzy. Co oznacza ni mniej ni więcej, że wciąż nie żyję. Czy to jest jasne?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wspaniale! Wyśmienicie! A więc ruszamy z rana!

- I tym razem nie łodzią podwodną.

- Spokojnie, Jayce. To był zwyczajny wypadek. Prawdopodobieństwo takich losowych zdarzeń w przyszłości... - Doktor zaczął rozwijać swoje myśli, a Jayce otworzył drzwi, od czasu do czasu przytakując.

- Jutro na lotnisku. A teraz wypad - szepnął i zamknął za nimi drzwi.

 

Było już ciemno, a Ezreal spał głęboko obok. Na jego twarzy pojawiła się nowa szrama, w dodatku wszystkie lekko świeciły w ciemności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro leżała tylko pod kołdră przyglądając mu się. Biedny Ezreal. Nie wiedziała co ma począć, mogła spróbować zasnąć ale nie była pewna czy się uda. Kolejna podróż. Ionia... Kraj który zawsze niezwykle ją interesował... Nareszcie mogła zobaczyć jak jest tam na prawde. Ale to niejest było najważniejsze, naważniejszy był Ezreal i uzdrowienie go.

Edytowano przez Clocky
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydawało się, że zaraz po zamknięciu oczu zasnęła i zaczęła śnić.

Była na pustkowiu. Wszędzie tylko głazy i cienka warstwa wody... I gwiazdy. Były wszędzie na górze i wszędzie na dole, w wodnym odbiciu. Miliony gwiazd na ciemnogranatowym niebie. I coś jeszcze.

Na jednym z głazów siedziało coś, co przypominało z daleka ogromnego ptaka. Albo nietoperza. Chociaż Shiro nie widziała szczegółów, wiedziała, że jej się przypatruje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...