Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Cóż, ten cały teatrzyk nadal nie powiedział jak ten cyborg ma na imię...

Tym razem DeWett musiał już zacząć biec, aby nadążyć. Nadal pamiętał jak ostatnim razem skończyło się to podrzucanie pistoletu. Miał nadzieję że tym razem nie wystrzeli.

- Powiem więcej! W Noxusie nie znał cię nikt! Nikt kogo pytałem o ciebie! Nawet czempioni z ligi! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A jak wielu ich znasz? - zapytał. - Niektórzy jeszcze się nie przejmują, mając w głowach problemy swoich krain, swoich współtowarzyszy, swoje prywatne pobudki związane z szaleństwem, zemstą, czymkolwiek innym co mało mnie obchodzi. Noxiańscy członkowie Ligi to ignoranci. W większości. A może i wszyscy? Wojna, wojna, wojna i wojna. Monotematyczność. Nuda - zatrzymał się nagle i znów pochylił nad Rennardem. Z dwojga otworów w masce patrzyło na niego tylko jedno oko. - Khada Jhin.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak prawie wpadł na cyborga kiedy to ten się zatrzymał. Spojrzał na niego i lekko cofnął głowę.

- Khada Jhin... - Powtórzył. To imię raczej zapamięta do końca życia. - No nareszcie. Aż tak ciężko było się przedstawić? - Zapytał, nie oczekując odpowiedzi.

- Masz rację. W Noxusie to tylko dworskie intrygi, wojna, plany podbojów i ta wojna. Dlatego właśnie narodziłem się ja! Czarna owca! Jak mówią Iońskie nauki, musi panować harmonia. Dlatego pośród tej całej powagi, sztywności, okrutności, przeogromnego ego i nonszalancji jestem ja! Wesoły i towarzyski chłopak! No... i jest jeszcze Draven. Różnimy się tylko tym że... no, że nie nazywam się Draven. No i nie rzucam maczetami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie, nie, nie! ŹLE! Klapa, błąd, zgrzyt! Ioniańskie nauki są przeterminowane o dobrych kilka wieków. Dlatego ten kraj się nie rozwija. Medytacja, medytacja... Szukanie siebie, ale czy ktoś wspomina o pięknie? Harmonia to kłamstwo. Trzeba być jednym z wielu. Trzeba mieć pasję, DeWett. O to w tym wszystkim chodzi - objaśnił. I ruszył dalej.

Zeszli ze wzgórza i podążyli w stronę przeciwną do miasta - między wzgórza. Z oczywistych względów nie szli traktem, więc pozostawały grzbiety wzniesień - z początku łągodnych, z czasem coraz bardziej stromych i porośniętych lasem. Ten konkretny las póki co składał się z dziwnych, tykowatych roślin rosnących na wiele metrów wzwyż.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podróżowanie w takim otoczeniu było naprawdę sporą zmianą. Rennardowi się to podobało, w końcu coś innego od ciemnych uliczek, dachów, sali balowych i kanałów. Z nieukrywanym podziwem obserwował te wielkie rośliny. Widział je pierwszy raz w życiu. Mimo iż był uczony jak poruszać się w najróżniejszym terenie, stąpał wyjątkowo ostrożnie i rozważnie. Chwila nieuwagi i mógł w jakiś sposób pogorszyć stan swojego ramienia.

- Urzędujesz na tej wyspie długo, Jhin. Opowiedz mi coś o niej. Może o tutejszy ligowych czempionach? Warto byłoby coś o nich wiedzieć, gdybyśmy przez przypadek na jakiegoś się natknęli. - Zaproponował temat. Nie lubił podróżować w ciszy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie lubisz niespodzianek, DeWett? Słusznie. Lepiej uwzględnić wszystko w planie. Ale prawda jest taka, że żaden z członków Ligi z Ionii nie jest zaskakujący. Żaden nie docenia sztuki. Medytacja, zemsta, harmonia, pomoc, szkodzenie lub przeszkodzenie innym. Typowy podział na dualizm i typowe zależności. Ionia do Demacia w innym wydaniu i na odwrót. To tylko pyłki. Jedne bardziej, inne mniej silne, ale wciąż pyłki - skwitował. Las tymczasem przerzedził się, ustępując miejsca z rzadka rosnącym, grubym drzewom o rozłożystych koronach. Rosły na zboczu wzgórza, jednego z ostatnich w drodze na górskie szczyty. Korzenie drzew zakrywały tu niemal całą ziemię, tworząc swego rodzaju schody.

- Potrzebny nam przewodnik. Do niego się właśnie udajemy - poinformował.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cała okolica wydawała się dla młodego chłopaka taka... magiczna. Był to o wiele przyjemniejszy widok niż zimne i szare budynki. Nie śmierdziało krwią i szczynami. Tak, to największa zaleta.

- A któż to jest tym przewodnikiem? - Zapytał. - Również miłośnik sztuki? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Monetarnej, i owszem. Na szczęście wśród ludności Ionii znajdują się też tacy, którzy nie pogardzą dwustronnym, świecącym krążkiem. Albo kilkoma - odpowiedział, pnąc się dalej w górę. Po pewnym czasie wspinaczka zaczęła być nieco męcząca, nawet jak dla kogoś o tak niezłomnej kondycji jaką posiadał Rennard. Był to niechybnie znak, że góry zaczęły być konkretnych wysokości. Nawet temperatura zdążyła spaść, choć nie aż tak znacząco.

Pośród korzeni tworzących swego rodzaju ścieżkę znajdowały się małe, kamienne latarenki znakujące drogę niebieskim światłem. Porozwieszane były także na drzewach i powciskane w ich sędziwe pnie.

Jhin zatrzymał się na krótką chwilę, żeby zerknąć na swoją mapę. Po tym ruszył do przodu i kiedy oboje stanęli na wzniesieniu, zobaczyli przed sobą mały, bielony dom stojący na pochyłej polanie. Tu ścieżka z latarniami się kończyła.

Na zewnątrz, przy krzewie stała młoda dziewczyna i zbierała strzępki wełny z cierni rośliny. Była pasterką, o czym świadczyło niewielkie stadko owiec kilka metrów dalej. I ich pozostałości na polanie.

Wyprostowała się, kiedy ujrzała mężczyzn. Skórę miała ogorzałą od górskiego słońca. Ubrana była w prostą koszulę i luźne spodnie. Stopy miała nagie, a czarne włosy splecione w warkocz opadający na plecy.

- Czego chcecie? - zapytała wyniośle. - Z tobą nie będę rozmawiać - ostrzegła, wskazując na Jhina.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dostrzegając dom, Rennard w środku cieszył się jak małe dziecko. Ta wędrówka okazała się naprawdę męcząca. Gdy się zatrzymali, oparł ręce o kolana, zziajany. Widząc jednak że owym przewodnikiem jest dziewczyna, od razu poczuł się żywszy. Jej niezbyt miły stosunek do Jhina jakoś nie bardzo go dziwił.

- Cóż, pozwól że moja retoryka i fantastyczne podejście do kobiet załatwią sprawę. - Wyszeptał do artysty, po czym wyszedł o dwa kroki naprzód.

- Spokojnie urocza panienko, nie jesteśmy tu by sprawiać problemy. - Zaczął, przybierając swój przesympatyczny ton. - Widzisz, jesteśmy w posiadaniu pewnych map, tylko że na nic nam się zdadzą bez przewodnika... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- I czyj to jest problem? - zapytała, krzyżując ręce na piersi i wpatrując się w Rennarda z podniesioną brwią. Jhin zatrzymał się parę kroków z tyłu, w milczeniu przypatrując się scenie. - Kto powiedział, że mieszka tu przewodnik? Ja widzę owce.

Jhin odchrząknął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DeWett spojrzał na owce, zaraz potem znów na kobietę. 

- A to przepraszam bardzo... - Odparł. Zrobił kilka kroków w stronę stada, następnie wyjął pokaźny mieszek z pieniędzmi. Zaczął nim lekko podrzucać.

- Więc! Która owieczka zgodzi mi się pomóc w zamian za ten soczysty woreczek pełen pięknych, błyszczących monet?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Musisz  być głupi, wędrowcze, jeśli nie wiesz, że owce nie żywią się złotem. Ani metalem. Jedzą rośliny - odparła, kierując się żelazną, prostą logiką. Na mieszek z pieniędzmi nawet nie spojrzała, gniewnie świdrując twarz Rennarda.

Jhin ponownie odchrząknął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przestał podrzucać mieszkiem. Teraz go ścisnął, bardzo mocno.

- Hmmm. Dobrze, widzę że nie dajesz się zbić z tropu. Twoja zimna postawa jest nie do przebicia. Szanuję to. Naprawdę. - Mówił, nieumiejętnie chcąc ukryć irytację. 

- Dobra, bez pieprzenia. Jestem ranny, zmęczony i wkurwiony. Mój wysoki kolega przytaszczył mnie tu, wierząc że nam pomożesz. Byłbym wdzięczny gdybyśmy dostali to po coś my się tu kurwa tyle wspinali. Bo jeżeli nie to nie ręczę za swoje słabe nerwy!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak skrzywił się, słysząc słowa dziewczyny. Uniósł brew. 

- Brzmisz jak jakaś chora fetyszystka... - Odparł niepewnie. - Nawet jestem w stanie to zrozumieć. Życie na takim wysokim odludziu z samymi owcami potrafi... odbić się na psychice. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak zastanowił się przez chwilę. Właśnie zdał sobie sprawę z jednej, niezbyt dobrej dla niego rzeczy. Odwrócił sie do Jhina.

- Niech zgadnę... - Jego głos brzmiał tak, jakby chciał zniknąć. - Chrząkasz po to... by zwrócić na siebie moją uwagę... by powiedzieć mi... że to nie jest ta osoba do której mnie prowadzisz? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Koniec aktu pierwszego, ale nie załamuj się, noxiański psie. Nie miałeś pojęcia, to naturalne. Wystarczyło spytać. Gdybyś trafił na nerwowego osobnika,rozszarpałaby cię ku uciesze wełnianej widowni. Tak wystarczyły dwa kroki w stronę domu i też by cię rozszarpała. Albo rozszarpało, kto je tam wie. Zawsze uważałem, że są interesujące. Chociaż... Czy zaskakujące? Nie, na pewno nie. Odpowiedzią jest lotos, tego się boją i to je odstrasza. Zawsze warto mieć jeden ze sobą. Ale zacznijmy pokojowo. Powolne crescendo. 'Strażniku domostwa, wezwij swego pana, Ierda Jiao". Głośno i wyraźnie, uważaj na składnię, pochyl się, o tak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ach rozumiem! To jest jakiś duch, tak? Widmo czy coś. No to w takim razie mogłeś powiedzieć od razu zamiast chrząkać jak upośledzony...

Teraz kiedy chłopak w końcu pojął z czym ma do czynienia, jego nastawienie od razu się zmieniło. Ściągnął kaptur po czym dłońmi przejechał po całej głowie, jakby chciał zrzucić z siebie wcześniejsze negatywne emocje. Odwrócił się do jego/jej i zgodnie z instrukcją pochylił się.

- Strażniku domostwa, wezwij swego pana, Ierda Jiao - Dokładnie powtórzył formułkę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strażniczka zadrżała. Zamrugała kilka razy oczami, przekrzywiła głowę, a potem uśmiechnęła się łagodnie do Rennarda. Złożyła dłonie i ukłoniła się nisko.

- Usłyszeć znaczy wykonać, panie. - Odwróciła się i zniknęła w drzwiach domostwa, wlokąc za sobą długi, niebieski ogon pokryty łuskami.

Już chwilę później szuranie po podłodze obwieściło przybycie gospodarza - barczystego, choć starszego mężczyzny z łysiejącą głową i siwą brodą. Spojrzał nieufnie na przybyłych.

- Nie wiem, kim ty jesteś - powiedział, pokazując paluchem Rennarda. - Ale ciebie znam aż zbyt dobrze.

- Zaręczam, że jest wprost przeciwnie.

- Jeśli przybyłeś tu dokonać mordu, daremny twój trud. Demon nie pozwoli ci się zbliżyć do domu! - ostrzegł. Stojąca w drzwiach zainteresowana z dumą pokiwała głową.

- Ty! - Dziad wrócił spojrzeniem do DeWetta. - Też jesteś mordercą?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennarda mocno zaskoczył widok ogona. Nie miał pojęcia jakim cudem wcześniej jego nie zauważył. 

Staruszek nie wyglądał na sympatycznego gościa. No i miał demona do towarzystwa. Nikt nie jest sympatyczny gdy brata się z demonami.

- Mordercą? Ja? - Zapytał niewinnie, wskazując palcem na siebie. - Cóż... tak. Trochę innym niż jegomość za mną. Takim na zlecenie. - DeWett odwrócił się do Jhina.

- Dobra, teraz ty mówisz po co tu jesteśmy. Ja jestem speszony. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjął zza pazuchy mieszek i zważył go w dłoni. Manifestacyjnie podrzucił dwa razy w powietrze. W przeciwieństwie do jednego oka Jhina, przewodnik uważnie śledził położenie sakiewki, a jej zawartość była dla niego o wiele cenniejsza niż dla strażnika domu. 

- Każdy z nas dokądś zmierza, panie Jiao. My zmierzamy do świątyni Jin Heimai. Scena wzywa, Jiao. Za tę skromną sumę będziesz mógł osiąść w mieście i odpocząć. Ducha masz tęgiego, ale paski siwizny we włosach mówią mi, że się starzejesz. A demon nie zrobi za ciebie wszystkiego. Wiem od paru moich wspaniałych kompanów, że jesteś jedynym, który zna drogę do Jin Heimai i jej niebezpieczeństwa. Zabłyśnij, panie Jiao. To także twoje przeznaczenie. Zapłacę ci i wspólnie z tym dżentelmenem uwolnię od świątyni. Bo to jest ciężar, prawda?

Mężczyzna wahał się.

- Widzisz te chmury?

- To żaden problem, zaręczam! Musimy być wszyscy rześcy i gotowi na wielki występ. Nocleg nie przeszkodzi, prawda? Dorzucę parę groszy - rzekł i bez wahania ruszył w stronę chaty. Mijając Jiao, rzucił mu sakiewkę. Strażnik posłusznie się odsunął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznać trzeba było że cyborg umiał sobie poradzić samym słowami. Przecież nawet wprosił się do domu który stróżuje demon. DeWett uważnie słuchał jego przemowy. Zaraz potem, co prawda wahając się, ruszył również w stronę domu, jednak zatrzymał się przy mężczyźnie.

- Czy ja... czy ja też mam zapłacić? - Zapytał. Jakieś maniery niby miał. Nie wprosi się za darmo. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Eeee... - Przez chwilę gospodarz wyglądał jakby zastanawiał się, czy nie zaryzykować większego zarobku.

- NIE! - Biała maska wyłoniła się zza rogu. - Nie. Panie Jiao, uważam pana za człowieka wysoce uczciwego, a ja się nie mylę. Tyle wystarczy. DeWett, rozgość się. Śmiało, co tak niepewnie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Och, no dobrze. Idę, idę. - Rennard odparł, kierując się za Jhinem. Cyborg wyglądał jakby był tutaj nie pierwszy raz. Chociaż ciężko było cokolwiek z niego wyczytać. Równie dobrze może widzieć tego starca pierwszy raz w życiu. 

DeWett przekroczył próg drzwi i dokładnie rozejrzał się po pomieszczeniu... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...