Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Nic się nie stało, oprócz tego, że całe zboże zniknęło i czuć było o wiele bardziej chłód i wilgoć. 

- Cudownie. Jeśli nie zginiemy oboje, sprawa zostanie załatwiona w ciągu... Hm, dwóch, trzech godzin. Smok na pewno da ci chwilę zwłoki. Chodź, chodź. Nie ma czasu do stracenia. I nie oddalaj się, DeWett. Nie tylko dla mnie twoja buzia jest kusząca. - Elise ruszyła w stronę powykręcanych drzew, trzymając go za ramię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak to działa? - Zapytał. - Czyli moje ciało jest teraz tu tak? - Zdawało mu się że zarówno Kindred jak i psi mędrzec zdecydowanie zbyt przesadzali o tym zbożu.

- Spokojnie, moja buzia jest tylko dla wybranych... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dokładnie. Dotykając zboża przywołałeś swoje ciało do swojego ducha. Oczywiście, ma to pewne konsekwencje prowadzące nigdzie indziej jak do stanu gorszego od śmierci, ale nie powinieneś się martwić, Rennardzie. Jad w odpowiedniej dawce uzdrowi również ciebie. Jeśli zdążymy go zaaplikować - zachichotała. - Co to za ponura mina? Tylko się z tobą droczę. 

Ścieżka między drzewami prowadziła do kamiennych ruin. Ruiny były o wiele większe, niż cokolwiek co byłby w stanie stworzyć człowiek. Przecinały je wstęgi świecącej niepokojącym, fioletowym światłem wody, bezlistne drzewa zdołały wyrosnąć w najróżniejszych zagłębieniach między krawędziami budowli. Elise prowadziła dalej, do jednego z korytarzy i komnaty, stosunkowo niewielkiej. Zapewne było to jej miejsce zamieszkania w trakcie pobytów na Wyspach Cienia. Zadbała o nastrój - gdzieniegdzie stały zapalone, wielkie świece i lustra. Mnóstwo luster i pajęczyn. 

Kobieta podeszła do drewnianego tronu i podniosła leżące na nim ostrze, długości przedramienia Rennarda. Podała mu je niemal z troską.

- Tym zabijesz naszego frajera. Niech cię nie kusi, żeby dotknąć ostrza - wówczas zginiesz. W mękach, dodam dla zachęty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak szedł w milczeniu. Takie żarty jakoś niespecjalnie go śmieszyły. Jego umysł cały czas dręczyło jedno pytanie. Dlaczego akurat zboże? 

Wchodząc do komnaty, jego uwagę od razu przykuły lustra. Sam lubił się przeglądać i podziwiać, ale tak dużo luster było zdecydowaną przesadą. 

Chwilę mu zajęło nim skupił się na pajęczej pannie i jej broni. Złapał ją za rękojeść i dokładnie przyjrzał się ostrzu.

- Czuć od niej śmierć. - Rzekł, nabierając powietrza nosem. - Niemal słyszę jak pragnie bym coś zabił. Gdzie nasz frajer? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tam, gdzie zawsze. W swoim leżu. Stary Vilemaw strasznie się zestarzał. Prawie nigdzie już nie wychodzi, a karmi się tym, co przyniosę do jego gniazda. Oślepł. Zamierzam uwolnić go od męki tkwienia w swoim zaskorupiałym ciele. Nie wspominając już o tym, jak bardzo męczące jest bycie służącą. Wielki Pająk musi umrzeć, Rennardzie. Żaden z niego bóg i dziś to udowodnimy. Zgadnij, kto będzie ostatnią w jego życiu ofiarą. - Elise znacząco spojrzała na noxianina i uśmiechnęła się na tyle niewinnie, na ile tylko mogła. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard otworzył usta w przypływie emocji. Złowieszczo zarechotał. 

- Czyli będę tym który zabije legendarnego pajęczego boga? - Zapytał, próbując przyswoić się z tą myślą. - Więc w końcu nadszedł czas aby kapłanka zdradziła swojego boga. Nieźle. 

Jednakże uśmiech na twarzy DeWetta szybko zniknął. Złapał kobietę za podbródek a ostrze które mu podarowała, przybliżył do jej szyi.

- Elise, skarbie. Dobrze wiesz że nie lubię jak ktoś chce zrobić ze mnie debila. - Odezwał się. Tym razem jego głos brzmiał bardzo szorstko i nieprzyjaźnie.

- Myślisz że nie wiem, jak działa twoja pajęcza klątwa? Bez Vilemawa, bez jego mocy, znów zaczniesz się starzeć. Znów będziesz brzydka, paskudna i żałosna. Dokładnie tak jak wtedy, gdy pierwszy raz trafiłaś na Wyspy Cienia. - Ścisnął jej podbródek jeszcze bardziej.

- Chcesz mnie złożyć w ofierze... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elise uśmiechnęła się jadowicie. 

Ręce schowała za plecami i przestąpiła z nogi na nogę. Rozległ się chrobot małych, chitynowych nóżek uderzających o kamienie. Wielu par takich nóżek. Kobieta wciąż miała dobry humor. A setki pająków wokół się niecierpliwiły. 

- Po co ten pretensjonalny ton? Czy dałabym ci nóż nasączony trucizną, gdybym chciała, abyś zginął? Powiedz mi, mój słodki Rennardzie na ostatnie, najważniejsze pytanie. Jeśli mnie zabijesz, jak opuścisz Wyspy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabójca nerwowo rozejrzał się na boki. Zdał sobie sprawę z podstawowej zasady, jaką każdy zabójca powinien znać. Nie walczyć na terenie wroga.

- Dobra... - Odparł powoli, zabierając nóż z jej szyi. Puścił też jej podbródek, by zacząć gładzić ją po policzku.

- W takim razie wytłumacz mi, jak chcesz zachować to piękne i doprowadzające mnie do dzikich myśli ciało, skoro Vilemaw będzie martwy? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak lepiej. Przyjaciele nie powinni okazywać tak ogromnego braku zaufania przyjaciołom. A my przecież się przyjaźnimy, prawda?  Bo widzisz, Rennardzie, padła zła odpowiedź. To nie ja będę składać cię w ofierze... - Elise nie wytrzymywała zbyt długo w pozycji statycznej. Zaczęła krążyć wokół młodego DeWetta, odebrawszy mu sztylet. Ważyła go w dłoni. Przysunęła się i zbliżyła usta do jego ucha. - To ty złożysz mnie! - szepnęła.

- Wiele lat temu ten sztylet uratował mi życie i połączył mnie z Villemawem. Od tej pory składam mu ofiary, a im więcej Wielki Pająk je, tym słabszy się staje. Nie od zawsze, oczywiście. Znudziła mnie rola służącej w tej śmierdzącej dziurze. A Villemaw słabnie i słabnie, podczas gdy ja mam więcej jego sił. Czas odprawić ostatni obrządek. Pająk zauważył, że nasza więź nie służy jego zdrowiu, a więc najpierw zabije mnie, a potem spróbuje zabić ciebie, oczywiście. Wówczas ty dźgniesz go tym ostrzem. I voila! Proste, szybkie i przyjemne. Choć może nie tak przyjemne, jak to co może dziać się później.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak spojrzał w dół. Jakoś nie specjalnie podobał mu się ten plan.

- Wiesz, niespecjalnie uśmiecha mi się składanie ciebie w ofierze jakiemuś wielkiemu, paskudnemu pająkowi. - Przyznał, nieco zawiedziony takim obrotem sytuacji.

- Przyjaźnimy się, prawda. Więc czy przypadkiem nie powinniśmy robić sobie taki okrutnych rzeczy?  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Drugą opcją jest złożenie w ofierze ciebie, bo jesteś jedynym w pełni żywym i w pełni człowiekiem w obrębie wielu, wielu mil. Ale ta opcja nie pomoże ani mnie, ani tobie, a lękam się, że mogłaby nas nieco poróżnić. No, DeWett? Jesteś dużym chłopcem z dużego rodu. To tylko dwa pchnięcia nożem i wieczna sława! Nie mów mi, że nie brzmi zachęcająco. Vilemaw jest po prostu trochę większy niż człowiek. A ty będziesz miał do dyspozycji odpowiednio większy nóż.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wygląda na to że za wielkiego wyboru nie mam... - Odparł. - W takim razie miejmy już to z głowy. Im szybciej uratuję świat tym chyba lepiej dla wszystkich. - Dodał, zabierając kobiecie nóż. Nawet nie miał wyboru przy wyborze broni. Ta była zdecydowanie za długa. Chociaż raczej nie ma jakiejś wielkiej trudności w wykonaniu pchnięcia, nie ważne jak dużym czy małym ostrzem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobrze. No to chodźmy, nie ma czasu do stracenia.

I wyszli z ruin do rzadkiego lasu. Gdzieniegdzie widać było dziwne, nienaturalne światła, a na dłuższą metę wszechobecne głosy mogły doprowadzić do szaleństwa. Trudno powiedzieć, skąd brał się wszechobecny cień - drzewa go nie rzucały, a na terenie bagien nie rosło już zupełnie nic (poza eksplodującymi od czasu do czasu bąblami z gazem). I wszędzie, w mniejszym bądź większym stopniu czuć było smród rozkładu.

W pewnym momencie las zrobił się gęstszy, a wokół pojawiły się skały. I to właśnie w wejściu do ogromnej pieczary osiedlił się Wielki Pająk - wejście mościły białe nici pajęczyn i ludzkie czaszki. Tu smród trupów był silniejszy, niż gdziekolwiek indziej. Było też parno i nienaturalnie ciepło. Idealne miejsce, żeby się udusić.

- Będziesz udawał ofiarę, aż nie dojdziemy do ołtarza. Od pewnego czasu jest tak leniwy, że czeka aż ofiara będzie martwa. Wyobrażasz sobie? To ma być bóg? Zeszłam z tematu... Dalej obezwładniasz mnie i zabijasz, a potem zabijasz jego. Dasz sobie radę?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zwykle mówi się że bogowie to bardzo leniwie i zadufane w sobie osoby. Czy dam radę? Pewnie że tak. Zastanów lepiej czy ligowi sekciarze zdołają cię wskrzesić... - Tym razem Rennard wydawał się już bardziej wesoły. Widocznie nie na wszystkich teren i klimat Wysp Cienia działa depresyjnie. 

- Akurat w udawaniu ofiary mam trochę wprawy. Przydatny sposób. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cudownie - mruknęła. Elise chwyciła Rennarda za ramię i poprowadziła wgłąb dusznej pieczary.

Miało się wrażenie, że każdy jej centymetr się porusza. Jak nie drgające nici, to pająki. Niektóre zwykłych rozmiarów, inne wielkości szczura, rekordzista który pojawił się na tyle blisko, aby Rennard go widział, był tak duży jak naprawdę spory pies.

Ołtarz okazał się być po prostu płaskim kamieniem wielkości człowieka. Brązowy od krwi, wokół niego odór był niemal stały. Każdy oddech w tym miejscu wydawał się być walką.

Coś co poruszyło się we wgłębieniu groty miało stanowczo zbyt wiele nóg. Ale nie były to zwykłe, pajęcze nogi. Porastały je wieloletnie narośle, tkanki wyciekające spod popękanego, chitynowego pancerza. Stwór przez lata wyhodował sobie nawet zęby wokół żuwaczek, a teraz we względnej ciszy abominacja przypatrywała się nadchodzącej uczcie.

Elise kiwnęła do Rennarda głową.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten cały pajęczy bóg był naprawdę paskudny. Zabicie go powinno być dla niego ulgą...

Kiedy doszli do ołtarzu, Rennard westchnął na myśl, co ma zrobić. Jednak odwrotu już nie było. 

Uderzył łokciem w twarz Elise, by ją ogłuszyć, po czym złapał ją za ramię i przerzucił, prosto na płaski kamień. Bez zastanowienia (chociaż radości mu to nie sprawiło) wbił zatruty nóż w serce pajęczej kobiety. Spojrzał na Vilemawa.

- Zmiana planów, pajęczy frajerze! - Krzyknął i przekręcił ostrze. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elise wrzasnęła, wygięła się w agonii i spadła z ołtarza, prosto w warstwę gnijących szczątków zalegających od okresu kilkudziesięciu lat do kilku miesięcy. Wielki pająk syknął i powoli wyłonił się z cienia. Przeszedł po ścianie aż do swojej niedawnej kapłanki i dotknął ją jednym ze swoich długich odnóży. Zignorował obecność Rennarda - póki co. Chodziło tylko o posilenie się ofiarą, a owa ofiara została złożona.

Za jego odwłokiem ciągnęły się nici pajęczyn i niezidentyfikowanej, zielonej substancji. Rennard widział teraz bardzo dokładnie żółte ślepia pająka i jego olbrzymią jamę gębową.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz młody zabójca zaczął uważnie analizować cielsko potwora. Czymkolwiek była ta zielona ciecz, raczej wolał jej nie dotykać.

Wybrał sobie najbardziej oczywisty cel. Oczy.

Kiedy potwór zajął się konsumowaniem martwej kapłanki, Rennard nie zamierzał czekać na inną okazję. Zamierzał szybko wdrapać się po jednej odnóży na cielsko potwora, by dojść do jego głowy. Potem wystarczyło tylko wbić zatrute ostrze najgłębiej jak tylko się dało...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielki pająk faktycznie był bardzo powolny. Zanim zdołał zauważyć, że człowiek wchodzi po jego grubej nodze, miał już w oku sztylet. Odskoczył jak oparzony, a sztylet utkwił głęboko, aż po rękojeść w oczodole. Teraz pozostało tylko... przeżyć.

Pająk porzucił chęć zjedzenia trupa Elise na korzyść zabicia śmiałka, który odważył się go zaatakować. Wycofał się wgłąb swojego cuchnącego leża, przebierając odnóżami. Szykował się do skoku.

A Rennarda uderzyła fala gorąca. Ściany groty zaczęły opalizować na wesołe, pastelowe kolory. Kościane elementy podłoża z wolna podnosiły się, kompletując w szkielety. Z tego co młody DeWett usłyszał, dwa z nich które złożyły się najprędzej zaczęły prowadzić uprzejmą pogawędkę o pogodzie.

- To przez zboże - wyjaśnił psi Mędrzec, siedzący na ołtarzu. Nieporuszony, czytał jakiś stary zwój.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prosta część planu się udała. Czas na tą trudniejszą. Nikt tylko nie wspominał o szkieletach!

Rennard cofnął się, przygotowując się na atak pająka. Przy okazji zerknął na psiego mędrca.

- Mistrzu! - Krzyknął. - O co dokładnie chodzi z tym zbożem? Czy w końcu ktoś mi to wytłumaczy? Od kiedy tu w ogóle rośnie jakieś zboże? - Atakował pytaniami, żądny odpowiedzi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zboże, zboże... Senne zboże. Jeszcze się doigrasz, młody człowieku. Senne zboże niszczy umysł. Musisz skorzystać z jadu nowego Pająka - odpowiedział i wrócił do czytania zwoju.

A Wielki Pająk skoczył. Ślepy i głuchy, mógł kierować się tylko węchem. A ów węch nie pozwalał mu sprecyzować, gdzie stoi Rennard.

Grota zatrzęsła się w posadach, podskoczyły kości i inne szczątki organiczne. Vilemaw zaczął szukać, ale zamarł w bezruchu. Trucizna rozchodziła się po jego ogromnym ciele, ale miał jeszcze czas, żeby wezwać swoje pajęcze sługi. I tak oto małe nóżki zaczęły podążać w stronę Rennarda by gryźć i kąsać.

Ale pająki wkrótce również się zatrzymały i zaczęły szwendać się, zdezorientowanie po grocie. Coś im przeszkodziło. Coś, co wściekło Vilemawa.

Pan Pająków, obrzydliwy, długowieczny mutant wydał z siebie ryk. Ruszył w stronę Rennarda, potykając się śliniąc. Krople śliny upadały na podłoże z sykiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czyli Elise mówiła prawdę?! - Krzyknął zdenerwowany, biegnąć w bok i odskakując, żeby to wielki zły pająk go nie stratował. 

- Szlag! Myślałem że to były tylko durne żarty! Jak mam użyć tego jadu?! Zjeść? Wetrzeć? - Pytał a raczej darł się. W końcu Vilemaw i tak był głuchy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Skąd mam wiedzieć? Jestem tylko psem - Psi Mędrzec zmaterializował się przy wyjściu z groty. - Ale ufam, że nowy Pająk będzie bardziej otwarty.

Samo wyjście prowadziło zaś nie na zewnątrz, do Shadow Isles... Ale na salę balową w Noxus. Rennard usłyszał, jak Vilemaw wydaje z siebie ryk, z hukiem i obrzydliwym plaskiem ląduje na ziemi i nieruchomieje.

Teraz jeszcze tylko sala balowa.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak zmrużył oczy, nie mając już pojęcia co się tu dzieje. Sala balowa? To zboże kopnęło go mocniej niż to co podał mu starzec, podczas podróży...

Skierował tam swoje kroki. Skupiał się na tym aby zachować świadomość. To nie jest sala balowa. Nic tam nie będzie realne. Miał nadzieję że zdoła tą świadomość utrzymać. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Rennard DeWett! - usłyszał dobrze znany mu głos. Bas, przedzierający się przez ludzki tłum.

I tłum ludzi ubranych jak na arystokratów przystało rozstąpił się. Wszyscy mieli na sobie maski - złote, czarne, kolorowe, przedstawiające zwierzęta i twarze ludzkie. Na końcu stał postawny mężczyzna w odświętnym surducie i w złotej masce. Szedł w kierunku Rennarda.

Chłopak nie pomyliłby tego kroku nawet w narkotycznym transie. Krok, stukot laski, krok. Mimo wszystko szybki i pewny. Acazien DeWett, jego ojciec. Krew z krwi. Wyjątkowo nieprzyjemny typ, trzymający w garści cały ród. Acazien wyglądał na poirytowanego.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...