Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Rennard zaczął rzucać przekleństwami w stronę matki oraz młodszej siostry. To co zrobiły z Edwardem było nie do pomyślenia.

Złapał go za rękę, po czym zarzucił go sobie na barki. Nie miał zamiaru go tu zostawiać.

- Mam cię, bracie! Uratuję cię, rozumiesz? - Odezwał się, powoli wychodząc z celi, ostrożnie niosąc brata. 

Szczerze powiedziawszy, nie miał zielonego pojęcia co z nim zrobić. Dokąd miał go niby zabrać? Tak naprawdę był to zbędny balast, mimo to Rennard nawet nie chciał o tym tak myśleć. Jeżeli ma dzisiaj zginąć... to tylko z Edwardem u boku. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na zewnątrz krajobraz nie zmienił się zbytnio. Christine dalej leżała na ziemi, trująca ciecz po zombie wsiąkała w grunt, a ostrze Lucii spoczywało tam, gdzie zderzyło się z nogą Rennarda. Płonęły pochodnie.

Starsza siostra oddychała ciężko i zauważywszy Rennarda z Edwardem próbowała wstać z ziemi. Szło jej raczej kiepsko, a sytuacja rysowała się jeszcze gorzej, gdy spojrzał w stronę gmachu. Od strony gmachu szli na niego ludzie. Całkiem sporo ludzi, z matką na czele. Wyglądało to tak, jakby po prostu tłum zmierzał ku jakiejś niezwykłej i pociągającej tragedii. A Rennarda jako jedynego całego z całej trójki aż nazbyt łatwo można było pomylić ze sprawcą całej sytuacji.

Na progu wejścia do podziemi tkał pajęczynę długonogi pająk, nie przejmując się nazbyt sprawami ludzi i nieludzi.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sprawa wyglądała źle. Nawet bardzo źle. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę, że za moment jego matka okrzyknie go jako mordercę własnego rodzeństwa. Potwora, który się nad nimi znęcał.

Zdołał podejść blisko swej starszej siostry. I to by było na tyle. Mocno trzymał brata, jakby bał się że może mu się wyślizgnąć. 

- Więc to tak... - Mówił w myślach. - Obrócisz miasto przeciwko mnie, matko. Sprytnie. Naprawdę sprytnie. Punkt dla ciebie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Celia wyglądała na szczerze poruszoną. Zatrzymała się na kilka kroków przed rodzeństwem i zakryła ręką usta. Posunęła się nawet do upadku na kolana.

- Pani DeWett? - odezwał się jeden z kamerdynerów.

- Coście zrobili mojemu Edwardowi?! - wrzasnęła matka. Christine w tym czasie udało się poddźwignąć na nogi i chociaż stała niepewnie, to stała i przypatrywała się matce z nieukrywaną nienawiścią.

- Ty... Rennard. Ty chciałeś go tu podrzucić. Chciałeś podrzucić rannego i umierającego Edwarda, żeby zginął w męczarniach! Co potem? Chciałeś, żeby obarczono mnie za twoje zbrodnie? Dlaczego mi to robisz, Rennardzie? - Celia jęknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Za wszystko to, co ci dałam... Uciekasz z domu i mordujesz własnego brata? Jak śmiałeś? - zapytała. Trzęsły się jej ręce, a łzy ciekły z oczu strumieniami. Służba stała zdezorientowana pośrodku całego tego widowiska i po ich twarzach nietrudno było wywnioskować, że nie mają pojęcia co o sytuacji myśleć.

- Czy mam ją zabić?

A pająk wciąż budował niewzruszony pajęczynę. Wystarczył jeden szept, aby pomoc przybyła. Prędzej czy później.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard wsłuchiwał się w cały ten "teatrzyk" matki z iście kamienną twarzą. Kiedy w końcu skończyła kłapać dziobem, ten ostrożnie położył Edwarda na ziemi. Zrobił krok na przód, w stronę tłumu.

Pierwsze co wydobyło się z jego ust, to śmiech. Ten rodzaj śmiechu, kiedy słyszysz najlepszy żart w swoim życiu. 

- Nawet nie masz prawa by próbować wrobić mnie w rzekomą próbę morderstwa mojego rodzeństwa, pieprzony ożywieńcu! - Powiedział iście złowrogo, kiedy już przestał się śmiać. Skierował wzrok na tłum.

- Zastanówcie się nad jedną poważną kwestią! Edward zniknął, kiedy to coś wróciło do życia! A ja? A JA BYŁEM W CHOLERNEJ IONII, WYKONUJĄC CHOLERNE ZADANIE! - Wykrzyczał. - Rozumiecie tą małą nieścisłość? 

Chłopak odwrócił się i podszedł do siostry. To co jednak miał zamiar powiedzieć, nie tyczyło się jej.

- Słuchaj mnie uważnie, Nocturne. - Wyszeptał. - Jeżeli ta cała publika przyzna mi rację, zabijesz tylko matkę. Jeżeli nie... wyrżniesz wszystkich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Celia wykrzywiła twarz w obrzydliwym, śliskim uśmiechu.

Jedno spojrzenie na służbę wystarczyło by wiedzieć, komu wierzą. I wystarczyło, by wiedzieć że są zbyt zastraszeni żeby głośno przyznać Rennardowi rację.

- Jaki masz dowód, mój synu? - zapytała Celia. Zza jej pleców wyszła tymczasem Lucia, trzymając w drobnych dłoniach sześcian, który Rennard zdobył w Ionii. Ten, przez który prawie został zabity przez Khadę Jhina. - I jaki masz dowód ty, moja córko?

Celia chwyciła za dłoń wysoką, młodą pokojówkę mającą nieszczęście znaleźć się niedaleko niej. Kobieta spojrzała na nią z powierzchownym spokojem.

- Anno, powiedz mi, złotko - zaczęła Celia, a każde jej słowo było tak jadowite, że jeszcze trochę i jej odbiorczyni padłaby trupem. - Komu wierzysz? Czy wierzysz, że mój syn Rennard nie chciał zamordować Edwarda?

- Ja...

Dłoń Celli zacisnęła się niemal niepostrzeżenie na dłoni pokojówki. Rennard pamiętał z dzieciństwa jej wypielęgnowane paznokcie, zawsze gotowe do zadawania uporczywego, niegroźnego bólu. Ostrzeżenie. Lekkie drgnięcie na twarzy pokojówki.

- Czy wierzysz jemu i Christine, której niedawno służyłaś, że chciał pomóc swojemu bratu i przez ostatnie tygodnie rzeczywiście przebywał w Ionii, a nie knuł przeciwko mnie?

Pokojówka jęknęła i zasłoniła usta drugą ręką. Cała reszta służby, mężczyźni i kobiety przyglądali się w ciszy temu dziwacznemu pokazowi siły.

- No, Anno? Wierzysz mu? - Zacisnęła dłoń jeszcze bardziej. W tym momencie jej paznokcie niemal na pewno wbijały się w skórę dłoni pokojówki. A to było tylko ostrzeżenie.

Kobieta rzuciła Christine i Rennardowi błagające spojrzenie.

- Nie, pani DeWett.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard kontynuował oglądanie tego całego spektaklu z uniesioną brwią. Nawet nie czuł żalu do Anny. Doskonale wiedział że te paznokcie wywoływały obrzydliwy ból. Zwłaszcza za dziecka. 

- Wybacz, zastraszanie się nie liczy. - Odezwał się. - Wystarczy że wyzioniesz ducha, razem z tą małą cholerą a cała nasza służba zacznie mnie nosić na rękach. Jeżeli nie... cóż, mało to było buntów służby na świecie? Ciebie spotkałoby to prędzej czy później.

Chłopak przeniósł wzrok na Lucię.

- Ty! - Wskazał na nią palcem. - To moje pudełko! Po to właśnie byłem w Ionii. Kochana mamusia nie nauczyła że nie rusza się nie swoich rzeczy? Zwłaszcza rzeczy starszego rodzeństwa? - Zapytał, iście karcącym tonem. 

- Cokolwiek to jest, należy do Wielkiego Taktyka, Jericho Swaina! Chyba nie chcecie znaleźć się na jego celowniku, hmm? - Pytanie posłał do całej zgromadzonej służby. 

- Oddaj to, smarkaczu. Inaczej ten stary grzyb wyrżnie cały nasz ród. Ciebie, mnie, zombie-matkę, wszystkich! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie.

- A mnie się wydaje Rennard, że ty nie masz czym mi zagrozić. - Matka położyła dłoń na głowie Lucii i pogłaskała ją czule po włosach. - Lucia nie ma zbyt bogatej wyobraźni. Nie ma jej wcale. Słyszałam co tu się przed chwilą wydarzyło i jestem niemal pewna, że gdyby nie Christine, nic by się nie stało. Ale Christine, nie chcesz chyba spróbować tego manewru drugi raz, prawda? Nie chciałabym, tak bardzo bym nie chciała, żeby mojej córce coś się stało... Coś wyjątkowo przykrego. Zostaw tego pająka!

Christine zamarła z pająkiem w złożonych dłoniach. Spojrzała na matkę jakby została przyłapana na czymś wyjątkowo niezręcznym, a następnie wypuściła insekta.

- Zabijcie to, nienawidzę pająków! - krzyknęła Celia i dwóch kamerdynerów ruszyło w stronę wejścia do podziemi, gdzie zniknął pająk.

- Mam ją zabić? Odwrócić uwagę? Mogę sprawić, że znikniesz im z oczu. - Nocturne wyraźnie się nudził całą tą sceną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabójca powoli wyciągnął sztylet. Faktycznie, nie było sensu dalej ciągnąć tej szopki. 

- Zabijemy ją razem, mój potworny przyjacielu. - Powiedział, zaczynając iść w stronę rodzicielki. - Potniemy ją na tyle kawałków, że żaden cholerny nekromanta nie zdoła jej ożywić. Dokończmy to co zaczął Edward!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Żaden nekromanta mnie nie ożywił, Rennardzie - odparła Celia, uśmiechając się lekko. Puściła dłoń pokojówki i założyła ręce za plecami. - Zrobiłam to sama i żeby mnie zabić, nie wystarczy poszatkować mojego ciała. - Rzuciła krótkie, wymowne spojrzenie Nocturne'owi, który zdążył już radośnie zasyczeć, gotów na wyżycie się na pani DeWett. - Ale możesz oczywiście spróbować, zapraszam.

Nie odsunęła się z drogi. Nie zrobiła nic, tylko stała i czekała. W przeciwieństwie do służby, która wbiła wzrok w Nocturne'a.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zmiana planów! - Rzucił naglę, nieco zbaczając ze swojej trasy. Teraz kroczył w kierunku Lucii.

- Jestem nawet skory do tego, by ci uwierzyć mamusiu. W takim razie dokończę swój mały biznes z twoim ulubionym dzieckiem! - Krzyknął radośnie. Pokazał duchowi, że Celia wciąż ma być jego celem. Nawet jeżeli to prawda i jest zdolna przeżyć rozczłonkowanie... to cholera, ten widok jest warty by powtórzyć go parę razy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lucia zabrała pudełko i ruszyła w stronę rezydencji. Jak na smarka który całe życie spędził w pałacu, była całkiem szybka. Nocturne natomiast rzucił się na matkę Rennarda i Christine jak wyjątkowo wkurzony kocur na mysz. Ale efekt przyjdzie mu podziwiać później.

- Rennard, zabiorę stąd Edwarda, dobra? - zapytała Christine, ledwo co stojąc na nogach obok nieprzytomnego brata.

Lucia wpadła do domu, rzuciła Rennardowi złośliwy uśmiech i zatrzasnęła za sobą dwuskrzydłowe drzwi wejściowe. Usłyszał, jak w zamku przekręca się klucz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak, tak! - Odpowiedział Chris i rzucił się w pogoń za Lucią. 

Biegł za siostrą, wypełniony rządzą zabijania. Lucia zdecydowanie zasłużyła, by skończyć swój parszywy żywot. Kiedy zamknęły się przed nim drzwi, nieco zwolnił tępo. Dzięki temu usłyszał zamykanie zamka. Nie było opcji że zdoła je wyważyć. Stuknął w nie i odsunął się. 

Nie było to na szczęście problemem. W końcu był Rennardem! Czarną owcą rodziny DeWettów! Nie był nawet w stanie policzyć, ile razy to jego ojciec kazał służbie zamykać drzwi, byleby tylko młody chłopak spędził noc na zimnym dworze. To pozwoliło mu opracować alternatywną drogę. 

Także zaczął wspinać się po ścianie, prosto do okna swojego pokoju. Znał już kawałek tej ściany na pamięć, toteż wiedział dokładnie gdzie się złapać, by nie spaść bądź się ześlizgnąć. 

Dostanie się do pokoju również nie sprawiało problemów. Kilkanaście lat temu zrobił dziurę, dostosowaną do rozmiarów swojej broni w ościeżnicy okna. Dzięki temu mógł otwierać okno z zewnątrz, sztyletem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łatwa robota. Pytanie tylko gdzie schowała się Lucia, ale o to Rennard właściwie nie musiał się martwić.

Lucia nie starała się ukryć, bo już zza drzwi słyszał, jak się darła i rechotała na przemian, najprawdopodobniej najgłośniej jak tylko umiała. W pokoju nic nie zmieniło się od jego ostatniej wizyty... Oczywiście poza tym, że nie było skrzynki Swaina.

Gmach budynku był rozbudowany i skomplikowany. Wszystko to ze względu na manię prześladowczą jednego z przodków Rennarda. Były ukryte przejścia, dziury w ścianach i ślepe zaułki. Znalezienie Lucii mogło być sporym problemem.

Chyba, że miało się więcej niż parę oczu. W kącie pokoju wisiał sobie spokojnie pająk.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak otworzył okno, po czym przeturlał się przez parapet, lądując na plecach w swoim pokoju. W końcu, przez dłuższy czas, poczuł się naprawdę bezpiecznie! Nic tak bardziej na niego nie działało, niż widok tego pomieszczenia. 

Wstał i zamknął okno. Słyszał krzyki swojej chorej siostry. Tym razem jednak nie mógł się kierować słuchem. Wszystkie tajne pomieszczenia i tunele w domu potrafiły być zgubne. W zasadzie, czuł się teraz jak jego ojciec, kiedy to on ganiał młodego Rennarda by go zgnoić. Śmieszna sprawa.

Skoro już był w swoim pokoju, postanowił się przebrać. W końcu wciąż miał te ciuchy, w których był na balu. Nie marzył o niczym innym jak zarzucić na siebie swoją wygodną kamizelkę. Zwłaszcza założyć nowe buty. 

W drodze do szafy jego uwagę przykuł pająk. Nie byle jaki pająk. To był pająk sprzymierzeniec!

- Ty! - Wskazał na niego. - Zwołaj swoich braci i siostry! Wytropcie tą małą smarkulę! Sam chyba nie dam rady. I odwróć się! Muszę się przebrać - Otworzył szafę i wyciągnął komplet ubrań. Kiedy zamknął drzwiczki znów spojrzał na pająka.

- Żartowałem... oglądaj! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pająk zamarł, a potem zaczął powoli opuszczać sieć. Kiedy już wylądował na ziemi, poszedł w stronę drzwi i zniknął pod progiem. 

A Lucia dalej starała się zrobić wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę Rennarda. W swojej bezczelności podbiegła nawet pod drzwi, fundując kilkuminutową, bezwzględną ciszę, jakby zwiała z domu, po czym z całej siły kopnęła, albo uderzyła w drzwi, chwilę je boksowała, wydarła się jak potępiona dusza i uciekła gdzieś z powrotem. 

Długonogi pająk wrócił do pokoju Rennarda i wpełzł na łóżko. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ubrawszy się w nowe, pachnące ubrania, Rennard poczuł się jak nowy. Jeszcze lepszy, silniejszy, przystojniejszy i co najważniejsze, o wiele lepszy w łóżku! Krzyki i dobijanie siostry postanowił kompletnie ignorować. Nic tak nie irytuje małych, rozpuszczonych bachorów jak nie zwracanie uwagi. 

Odwrócił się na pięcie, w bardzo bajecznym stylu. Mimo iż jego publiką był tylko ten jeden pająk. Spojrzał na niego i zrobił zdziwiony grymas.

- O nie nie mały koleżko. Na sprawy łóżkowe musisz poczekać, dopóki ten cały chaos się nie ogarnie. Mimo iż mam taką samą chęć na ciebie jak ty na mnie! - Chłopak wziął insekta i schował go do kieszeni kamizelki.

- A teraz... za gnojkiem! - Krzyknął na oznakę, że jest gotów na wojnę. Ruszył do drzwi. 

Edytowano przez Grotesque Pawlex
A BO SPINA ŻE NAZWAŁEM PAJUNKA ROBAKIEM TO NIECH BĘDZIE INSEKT EHHH
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za drzwiami było bardzo wesoło.

Pająk z kamizelki Rennarda przy okazji wezwał swoich kolegów i zaczął wybitną pajęczą imprezę. Wyglądało to tak, jakby każdy pająk zaprosił swoich znajomych, a ci znajomi innych swoich znajomych, krewnych, przyjaciół i tak dalej. 

Ściany korytarza pokryte były pajęczynami splecionymi w misterne wzory, a pająki najróżniejszych kształtów i rozmiarów przechadzały się jakby były u siebie. Lekkie drgnięcia pajęczyny i pająk-kumpel wyszedł z kieszeni, żeby podreptać po dywanie i wskazać Rennardowi drogę. 

A Lucia darła się, próbując wymyślać improwizowane, niecenzuralne piosenki o Rennardzie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przechodząc przez drzwi, młody DeWett poczuł się jakby znalazł się w zupełnie innym miejscu. Nie spodziewał się że ten pająk miał w pobliżu aż tylu znajomych. Zwłaszcza że to całe zwoływanie ich trwało góra dwie minuty...

- Cóż... mam nadzieję że Państwu nie przeszkadzam. - Powiedział do całej zbieraniny, uważając by nie zdeptać małych okazów, oraz schodzą z drogi tym większym. 

Ruszył za swoim towarzyszem, który wskazywał mu drogę. 

Słysząc te denne przyśpiewki Luci, Rennard nie zamierzał puścić tego mimo uszu. Przyjął wyzwanie. Sam zaczął śpiewać, próbując jak najbardziej oczernić siostrę. Biorąc pod uwagę to że był o wiele starszy, prowadził bardzo dziarskie życie, znał więcej brzydkich słów oraz miał więcej doświadczenia, jego piosenki brzmiały naprawdę dobrze. Trenował swój śpiewczy talent zwłaszcza po szalonych, upojnych nocach na mieście. Ułożył tyle wersów na Swaina, matkę, ojca, barmanów którzy nie chcieli już mu dawać alkoholu na krechę oraz innych osób, że śmiało mógł zostać bardem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lucia słuchała, bo za każdym razem gdy Rennard zaczynał swój repertuar, ona milkła, by potem uderzyć ze zdwojoną siłą. Kompozycje Lucii nie były szczególnie ładne ani chwytliwe, ale Rennard mógł być zaskoczony co do jej biegłości w używaniu bluzgów i ilości określeń jakich używała. Pająk prowadził w dół, a sieci co chwila drgaly lekko. Tak się porozumiewali. 

W jednym ze słabiej oświetlonych korytarzy Rennard dostrzegł postać na tle okna. Postać całkowicie zacienioną i stojącą od niego w odległości kilkunastu metrów. Postać stała nieruchomo, zwrócona twarzą w jego kierunku. Czekała na jego ruch

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cholera. - Powiedział po nosem. - Ten tekst był popularny 3 lata temu. Skąd ona się o nim dowiedziała...

Kiedy zobaczył postać przy oknie, zatrzymał się. Miał jakieś dziwne uczucie, że to nie było Lucia. Mimo to wyjął sztylet. Jeżeli to ona, zaszlachtuje ją tu i teraz!

- Gra skończona siostrzyczko! - Odezwał się, stawiają ostrożne kroki naprzód. - Oddasz mi to cholerne pudełko a potem zarżnę cię jak świnie! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Postać stała się nieco wyższa i zbliżyła się do okręgu światła rzucanego przez kandelabr. Istotnie nie była to Lucia. 

- Gra jeszcze nie jest skończona, Rennardzie - odezwała się Elise, podchodząc bliżej. Ręce miała założone z tyłu, a jej oczy świeciły dość niepokojąco. 

- Zarżnięcie małej Lucii jak świni brzmi zachęcająco, ale jeszcze nie teraz. Teraz trzeba ją złapać i wysłuchać cierpliwie co ma do powiedzenia...- przerwały jej kolejne dzikie wrzaski dochodzące z dołu. Tym razem Lucia skarżyła się na pająki. - ... Poza tym. Pozwoliłam sobie odciąć jej drogi ucieczki. Nie zabij jej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy okazało się że ową postacią jest Elise, Rennard pośpiesznie schował broń. Wyprostował się bardziej.

- Och, Elise! Nie spodziewałem się ciebie tutaj. - Powiedział szybko, następnie wysłuchał kobiety. Krzyki które usłyszał, brzmiały jak muzyka. Zaśmiał się.

- Świetnie! Postaram opanować moje mordercze odruchy nim zdążymy ją przesłuchać. Więc chodźmy! - Chłopak wskazał ręką, by pajęcza kapłanka szła pierwsza. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oczywiście, że nie. Bo nie miało mnie tu być. Ale jeden z nich przyszedł do mnie i mimochodem wspomniał o łowach w rezydencji DeWettów, więc doszłam do wniosku, że przyda się tu ktoś, kto posługuje się też mową i to nie tylko mową ciała - mruknęła i rzuciła Rennardowi porozumiewawcze spojrzenie. - Nie uwierzyłbyś, jak bardzo są gadatliwe. O, poczekaj... Pierwsze piętro, salon - oznajmiła, stając obok Rennarda. Elise miała na sobie długą, czarną spódnicę, uwydatniającą zachęcające kształty, czerwony gorset i czarną koszulę, co ujawniło się kiedy weszła zupełnie w krąg światła.

- No, Rennardzie. Prowadź.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jesteś naprawdę bardzo szykownie odziana jak na kogoś, kogo miało tu nie być... - Odparł, pożerając kobietę wzrokiem. Zbliżył się i złapał ją pod ramię.

- Więc... - Odezwał się, prowadząc Elise do salonu. - Tak sobie myślałem moja droga, kiedy to wszystko się skończy, moglibyśmy gdzieś zniknąć... tak na miesiąc. Tylko ty i ja. Przeciesz chyba nie zamierzasz być wdową przez resztę życia, prawda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...