Skocz do zawartości

W oczekiwaniu na Solarną Księżniczkę [Z][Dark][+Seria]


Nika

Recommended Posts

Na pewno przyjdzie.

 

W oczekiwaniu
na Solarną Księżniczkę.

spacer.png

Która nie nadejdzie.

 

 

 

Korekta i dobra rada:

@Coldwind @Hoffman

 

 

Życzę miłej lektury.


~ Wszystko ma swoją drugą stronę, prawda? ~

 

Dla dociekliwych (tych dociekliwych tagów również) zamieszczam tutaj powiązaną pracę w ramach bonusu. Serię trzech drabbli, pisaną w Klubie Konesera Polskiego Fanfika.

W spoilerze szczegóły tematów na konkurs.

 

 

Jeden dzień, jedno lustro

[Z][Dark][Seria]

 

Wczoraj

[Oneshot][Dark]

Dziś

[Oneshot][Dark]

Jutro

[Oneshot][Dark]

 

Spoiler

Numery przy tytułach są to numery odpowiadające numerom tematów, które były możliwe do wybrania w konkursie (w tym przypadku, nie mają znaczenia).

"Wczoraj"

tematy: 1 i 2 (Zbyt wiele; Czas przeszły)

"Dziś"

tematy: 6 i 7 (Niezwyciężone Słońce; Niezwyciężające Słońce)

"Jutro"

tematy: 8 i 9 (Nieskończoność; Ostatni raz)

 

Tutaj korekty brak.
Niemniej, również życzę miłej lektury :)

 

Edytowano przez Nika
  • Lubię to! 2
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Czy zawsze najlepsze jest takie zakończenie?

 

   Nie napisałbym lepszego. Tego jestem pewien.

 

Nie mniej. Nie żałuje zajrzenia w ten temat, w te opowiadania ani w słowa w nich zawarte, choć skrywają w sobie więcej niż na razie jestem w stanie zrozumieć. Będę musiał kiedyś w spokojniejszych czasach przysiąść i dokładnie się w to jeszcze raz wczytać. 

 

Na prawdę, brakuje mi słów. A to u mnie rzadkie zjawisko. Nie wiem, czy czytałem coś, co na równi zostawiło mnie z uczuciem, że nie wiem. Oczywiście, od ręki mogę wskazać parę opowiadań, wierszy, dzieł które wywołały coś podobnego. Ale mało które przerosło mnie na tyle, że tak się wyrażę, że kazało mi rosnąć. Zazwyczaj był to proces stopniowy i powolny, ale tu jest szansa, że będzie nagły.

 

Ale dość już o mnie, kogo poza mną to obchodzi.

 

I „W oczekiwaniu na Solarną Księżniczkę" (z kontynuacją „Która nie nadejdzie"), a także seria drabbli to coś, co od razu zabrało mnie całkowicie w refleksje i przemyślenia, a także urzekły stylem i niepowstrzymanym klimatem. O ile zawsze w kwestii drabbli będę po tej stronie, że to trochę jak ze sklepem Steama (perełki w ogromnym oceanie dużej ilości niczego), o tyle te to zdecydowanie perełki warte zapamiętania. 

 

Rzadko ostatnio wypowiadam się odnośnie nowych opowiadań, ale tu było coś, co kazało mi przynajmniej zajrzeć. Jakieś dziwne przeczucie. I warto było go posłuchać. 

 

Wracając jednak do samych fików: jestem nimi absolutnie zachwycony. I radzę przeczytać to każdemu, kto lubi tego typu styl i sztukę, która wymaga dokładnego czytania i ciągłego uważania, a także myślenia. Jak mogę to wszystko ocenić? 

 

Cokolwiek bym napisał i tak zabranie mi słów. Sucha ocena to za mało. Zdecydowanie za mało. Chciałbym mieć kiedyś okazje dokładnego porozmawiania o tym z autorką. No ale mniejsza z tym, mogę się jeszcze rozpływać i rozpływać, a i tak pewnie nadal by było za mało, by dokładnie opisać to, jak bardzo do mnie to wszystko trafiło. 

 

Serdecznie, jeszcze raz, zachęcam do przeczytania i do samodzielnego skomentowania. Zdecydowanie jest zasłużone! 

 

Pozdrawiam, do kiedyś. Obyście nie czekali w swych małych wiecznościach na coś, co nadejdzie w formie najmniej oczekiwanej i najmniej przyjaznej. 

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak długo już czekam, aby ona… 

 

SPOJLERY

 

No, początek trochę urwany, ale… No, wiecie o co chodzi. Wreszcie będę mógł spuścić z tonu i cieszyć się dobrym fikiem. Po przeczytaniu i omówieniu najgorszego ścierwa, czyli Rarity’s New Dress oraz Miss Niewolnika Celestii, czuję… taką pustkę zmieszaną z chichotem dziejów. To tak, jakbym z zamarzającej wody wskoczył prosto do wulkanu. Serio. W porównaniu do omawianego dzieła tamte (nowo)twory… no nie mam porównania. Różnice jakościowe są gigantyczne. Aż mi się zaczęło kręcić w głowie. Zdecydowanie potrzebuje teraz terapii przy pomocy dobrych fików, bo ja już dostawałem rozstrojenia nerwowego, a ostatnie ficzki zrównały z ziemią moją wiarę w ludzkość. Czas ją odzyskać!

 

Drabble, drabble, drabble… Okazja do popisania się swoimi umiejętnościami. Wygodna forma, krótka i niezbyt czasochłonna. A tutaj mamy coś wyjątkowego. Nietypowy fik. Nie tylko ze względu na zawiły przekaż, ale również z powodu “szaty graficznej”. Ten układ kojarzy się z postmodernistycznymi wierszami. Niestety, choć nie jestem tutaj do końca pewien, ale linijki drabbla najpewniej się psują na różnych rozdzielczościach. Nie widać tej “symetrii”, tego porządku na moim monitorze, więc… no szkoda. No ale na samym dole mamy zacną, złotą ramkę, która wygląda lepiej niż te złote przyciski jutuberzyn z… YouTube'a. Całość podzielona jest na trzy części, więc klasycznie, jak Arystoteles przykazał. No i to tyle, co mogę powiedzieć. Nie znam się na wierszach, nie czytam ich, nie mam ulubionego. Nie lubię tego typu przekazu i wolę zagadki innego typu. To nie jest forma trafiająca do mnie, jednak spróbowałem się przełamać i coś tutaj skomentować. No to zabierzmy się za powrót Solarnej KsiężNIczKI. 

 

Warto zwrócić uwagę na tytuły poszczególnych drabbli. Mamy “Wczoraj, “Dzisiaj” i “Jutro”. Każda część napisana jest w innym czasie, a najbardziej to rzuca w zdaniu “Byłam po prostu zła”. No i później mamy odmiany tego samego przez zmianę formy czasu. Pierwsza część, jak i ostatnia, dzieli się na trzy “kolumny”. Pierwsza to dialog pomiędzy… no właśnie. Pomiędzy kim? To powinna być któraś z królewskich sióstr. Ta Nightmare Moon sugeruje, że to rozmowa Luny z jej siostrą. To lustro na samym końcu może oznaczać, że Celestia widzi w swoim odbiciu taki sam mrok, jaki ogarnął Lunę te tysiąc lat temu. Środkowa kolumna to wyrzucanie sobie, że coś się schrzaniło w przeszłości i wciąż się to rozpamiętuje. Stawiałbym na Celestię, która musiała wygnać młodszą siostrę. Prawa kolumna to rozważania o śmierci. Być może chodzi o to, że Celestia tęskniła przez te wszystkie lata i po stracie siostry czuła się tak, jakby straciła coś ważnego, przez wypełniającą ją pustkę. No, odwołuję się tu do tego, co było w serialu. Na samym dole mamy ramkę z trzema, krótkimi zdaniami. Mam wrażenie, że ta ramka jest tam nie bez powodu… Czy to jest to lustro? Czy tam jest napisane to, co ujrzała?

 

“Byłam złą siostrą.

Wczoraj świat był niebem.

Lecz ja powinnam być w piekle.”

 

Myślę, że to wciąż odnosi się do Celestii. To “Wczoraj” to przeszłość sprzed kłótni królewskich sióstr. Za skazanie Luny na księżycowe więzienie, Pani Dnia uważa, że sama zasługuje na podróż do piekła. Ewentualnie odnosi się to do Luny, a to, że świat był niebem, może być nawiązanie do tego, że przebywała na Księżycu, który jest na niebie, a to był wtedy jej świat. No i serialu Luna nawet po powrocie wciąż nie wybaczyła sobie zamiany w Nightmare Moon, dlatego uważa, że powinna być w piekle.

 

Okej, dalej. Druga część jest nieco inna. Nie uświadczymy tu wcześniejszego podziału. Widzimy wyśrodkowany ciąg zdań następujący po sobie. Choć wydaje mi się, że równie dobrze mogłyby być one podzielone na kolumny. Poszczególne zdania są zapisane od półpauzy, kursywą lub normalnie i taki sposób odczytywania tego również przyniesie jakiś sens. Ta część odwołuje się do teraźniejszości, takiej jaką ją znamy z serialu. Celestią targają sprzeczne uczucia. Z jednej strony chce trzymać się ustalonego porządku z podziałem na obowiązki pomiędzy królewskimi siostrami, a z drugiej… żądza władzy podpowiada jej, że to ona powinna przejąć wszystko, tak jak to robiła przez tysiąc lat. Myślę, że może to mieć związek z lustrem, w którym się przeglądała w pierwszej części i tam chyba zobaczyła w sobie ten mrok, który mógłby przemienić ją w Daybreaker (tak swoją drogą, świetna nazwa dla kogoś kto chce, aby dzień trwał wiecznie). A w ramce mamy;

 

“Płonę. Przypominam sobie, dlaczego jestem Słońcem. 

Przypominam sobie, dlaczego Słońce jest mną. Płaczę.

Jestem Solarną Księżniczką. Dziś świat jest w równowadze.”

 

Czyżby poczucie wyższości znowu zaczęło wygrywać? No nic. Przejdźmy dalej.

 

Ostatnia, trzecia część, to “Jutro”, czyli przyszłość. Powracamy do wcześniejszego podziału na kolumny. Po lewej widnieje dialog wewnętrzny mówiący o tym, że noc będzie trwać wiecznie, jeśli Celestia umrze, ponieważ w trumnie (lub też po śmierci) i tak jedynym, co ujrzy, będzie ciemność. Więc w ten sposób mrok będzie trwać wiecznie. Środkowa kolumna informuje o przyszłym podniesieniu gwiazdy. Celestia wyrzuca sobie, że będzie zła. Natomiast po prawej stronie mamy coś zgoła odmiennego. Dialog informuje nas, że Celestia nie umrze nocą, gdyż jutro nie nadejdzie, a to dlatego, że Słońce nie zajdzie. Tradycyjnie wszystko kończy się ramką;

 

“Będę złym kucykiem.

Jutro świat będzie piekłem.

Lecz ja będę czuć się jak w niebie.”

 

Ale również, jeśli przeczytamy frazy od prawej do lewej po skosie, to wyjdzie;

 

“W lustrze. Odbija się prawda. I jest odwrócona”.

 

Odbija się prawda. Czyli jeżeli przyjmiemy, że mam rację, to trzy linijki w ramce powinny zmienić swoje znaczenie na odwrotne. Próbowałem już wcześniej kombinować z układaniem wyrazów w różnej kolejności, ale nie pasowało to do siebie. Nawet próbowałem pomiędzy poszczególnymi częściami jakoś to do siebie przypasować, ale wychodził bełkot. Jak się czyta zygzakiem, to można powiedzieć, że czasem do siebie to pasuje. No nic… Albo ja coś źle robię, albo po prostu tam nie ma znaczenia. Stawiam na to pierwsze, bo ja zawsze coś źle robię. Więc jaka jest konkluzja? Celestia powinna pójść do specjalisty… Nie no, ale tak poważnie, to ja powinien, zwłaszcza po tych wszystkich fanfikcjach, a w sprawie drabbla trudno mi wyrokować. Nie mam doświadczenia w odczuwaniu wierszy. Wprawdzie miałem taki przedmiot rok temu, ale to było łatwiejsze, takie mam wrażenie. Kontekst serialu trochę ratuje sytuację. Znaczenia bądź jego braku może być pewien tylko autor. Pamiętam sytuację, jak jacyś tam poloniści próbowali nadać większy sens firankom w wierszu Głos w sprawie pornografii Wisławy Szymborskiej (chyba to był ten wiersz), a na to poetka odpowiedziała, że to są tylko firanki. Ja się nie będę wypowiadała na ten temat, bo to nie moje podwórko.

 

Nie mogę też skrytykować strony technicznej oraz fabuły, bo nie o to tutaj chodzi. Mogę się jedynie na sam koniec “pochwalić” moimi odczuciami. No więc wydaje mi się, że ten wiersz, nazwijmy go, podejmuje się problemu wewnętrznego dysonansu. Odzwierciedla to chaos nie tylko w strukturze tekstu, ale również w krótkich zdaniach następujących po sobie. Wszystko jest rozstrzelane, wręcz takie strzaskane, pewnie jak psychika Ceśki. Solarna Księżniczka to oczywiście starsza, królewska siostra. Drabbl pokazuje nam, jak powoli się nią staje. Nie da się również pominąć tematyki śmierci. Co chwilę jest mowa o umieraniu, ale najpewniej nie w sensie dosłownym. Po prostu Celestia zatraci samą siebie po tym, jak pozwoli trwać dniu na zawsze. Tylko dlaczego ona chciałaby to zrobić? Jaki jest jej problem? Dobre pytania, tak myślę. Z serialu wiemy, że Luna zbuntowała się przeciwko siostrze z powodu zazdrości oraz tego, że nikt nie doceniał jej pracy. Wiemy również, że Celestia także ma potencjał do stania się solarną odpowiedniczką Nightmare Moon. Jak wspomniałem, mogła zamienić się w Daybreaker. Słońce świeci najjaśniej. Megalomania Ceśki mogłaby wziąć górę i przyćmić wszystko inne. Wszystko tylko dla niej. To się oczywiście nigdy nie stało w serialu, ale kto wie… Najpewniej mogłoby, gdyby wydarzenia potoczyły się inaczej. Czy byłoby to złe? Raczej tak i być może dlatego co chwilę ktoś mówi o byciu złym. To bycie leniwym, przez co nie można opuścić Słońca w ostatniej części, to trochę pogardliwie podejście. Ale to i tak nie ma żadnego znaczenia, bo… chodzi tu zupełnie o coś innego (prawdopodobnie).

 

To był ciężki tekst. Niby mało słów, ale… no było o czym pisać. Czy jakoś złapał mnie za serce? Osobiście, to nie. Nie trafia to do mnie. Nie jestem tego typu odbiorcą. Wolę historie przetworzone w inny sposób. Szukam czegoś innego. Ale nie można odmówić temu tekstowi klimatu, pewniej tajemniczość, co w sumie charakteryzuje większość poezji. Mogę jedynie polecić tę miniserię tym, którzy lubią tego typu twórczość. Dobrze też, że powstają takie dzieła, bo ubogaca to nasz fanfikowy jadłospis. Mało ludzi w fandomie pisze podobne rzeczy.

 

Tyle ode mnie.

 

Pozdrawiam!

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 months later...

Tak oto dotarliśmy do najnowszego fanfika autorki i zarazem tego fanfika, który może się okazać największą tajemnicą, jaką do tej pory napisała. Z perspektywy czasu oraz po zapoznaniu się z kilkoma jej dziełami, które w jakiś sposób mnie ominęły, jednocześnie jest to dla mnie uświadomienie sobie czegoś, czego nie zauważyłem wcześniej. Mianowicie, oprócz tego, że Nika wie jak pisać zagadki oraz rzeczy tajemnicze, nieznane (niekiedy także dosyć niepokojące, tak, patrzę w twoją stronę, "Pedantko"), dobrze odnajduje się w oniryzmie - potrzeba było lektury "Sekretów nieśmiertelności" oraz spostrzeżeń Madeleine, bym sam to zauważył, ale chyba lepiej późno, niż wcale :interesting:

 

Myślę, że "Solarna" pokonuje pod tym względem wspomniane "Sekrety". W starszym dziele rzeczy składające się na ten główny wątek są nieoczywiste, acz dość stonowane, w związku z czym trudno ocenić co wydarzyło się naprawdę, a co nie i o co może chodzić. To, co może być rzeczywiste miesza się z tym, co może być snem, wizją, przynosząc nam pytania, ale nie wskazując odpowiedzi na nie w zbyt oczywisty sposób. Musimy sami zdecydować w co chcemy wierzyć.

 

W "Solarnej" ta szczypta oniryzmu działa nieco inaczej i wzmacnia tajemnicza otoczkę, zmuszając czytelnika do przemyśleń, aż ten odkrywa, że... nie wie nic. Nieoczywiste, ba, wręcz nieznane jest nam to, co doprowadziło do tego, o czym opowiada nam podmiot liryczny, z położenia, w jakim się znalazł, będącego następstwem właśnie tej owianej tajemnicą przeszłości. W tym sensie, czytelnika trzyma się wrażenie, że to, co zadecydowało o jego losie, wydarzyło się w rzeczywistości, zaś właściwa fabuła, to w gruncie rzeczy seria jego snów, a może i koszmarów, zważywszy na to, że jego oczekiwanie zdaje się nie mieć końca.

 

Cytat

Przyszłaś, władczyni, odwiedzić mój sen?

 

Cytat

Sen mój nie jest koszmarem, ani nie ma zamiaru nim być.

 

Cytat

Tyle lat rozpraszałaś mroki koszmaru. (...)

 

…Pani, to chyba nie gniew.

Pani.

Ja chyba się boję.

 

Nie mieć końca, no bo brakuje jemu sensu. Dlaczego? No bo najwyraźniej...

 

Spoiler

Solarna Księżniczka nigdy nie przyjdzie.

 

W związku z powyższym, wiemy doskonale, co jest rzeczywistością, a co senną wizją. Same postacie nam o tym mówią, więc nie ma tutaj wątpliwości. Jednakże o tym, co się wydarzyło w przeszłości, w prawdziwym świecie, nie wiemy zupełnie nic, a pomimo tego, iż gwardzista śni swój sen, tak naprawdę... również wiemy o nim bardzo mało, choć wiele wskazuje na to, iż jest to...

 

Spoiler

...sen wieczny, w jaki bohater zapadł po tym, jak przelał krew. W ocenie Luny - za słuszną sprawę. Ale za co dokładnie? Jak wspominałem, nie wiemy o tym nic, a tropów mamy niewiele, no i są one dość enigmatyczne.

 

Hm, chyba się troszkę pogubiłem. W takim razie, dobrze będzie przybliżyć zarys fabularny. Istotnie, bohaterem tej nie aż tak długiej opowieści jest pewien gwardzista, nieznany nam z imienia, lecz bezgranicznie oddany Pani Dnia, której przysiągł służbę do końca i na której powrót oczekuje, przekonując się w jak wielkim tkwił błędzie sądząc, że w trakcie swego oczekiwania pojął sens nieskończoności. Swoją drogą, bardzo inspirujący fragment - o tym, że dopiero oczekując na księżniczkę Lunę, na jej słowa, zrozumiał, że się mylił i że nie miał pojęcia czym jest nieskończoność.

 

Ale zaraz, księżniczka Luna? Tak jest, moi drodzy - ponieważ Pani Dnia zdaje się... niedyspozycyjna, bohatera odwiedza we śnie jej młodsza siostra. Tak oto rozpoczyna się całkiem przejmująca konwersacja, a także wewnętrzna walka protagonisty, w wyniku których ten dokonuje wyboru. Mając świadomość tego, iż nie żyje, a także determinację, by chętnie umrzeć jeszcze wiele, wiele razy, zamiast dać się zwieść Lunie, której nie ufa, wbrew temu, czego chciałaby Celestia, postanawia zostać i oczekiwać, gdyż wierzy, że w pełnionej służbie nie ma niczego piękniejszego. Jednocześnie ufa, że po nocy przyjdzie w końcu dzień, a wraz z nim jego prawdziwa władczyni.

 

Ale czy na pewno?

 

Wiecie co? Dla ułatwienia, w tym miejscu pragnę ostrzec przed ogólnymi spoilerami, jakie nadchodzą w ramach niniejszego komentarza - ponieważ warto samemu odkryć wszelkie niuanse fabuły oraz związane z nią tajemnice, jeśli jeszcze nie czytałeś bądź nie czytałaś "Solarnej", proszę wykonać w tył zwrot, kliknąć w linki, przeczytać opowiadania, a potem powrócić. I skomentować. W porządku? OK, no to lecimy dalej :D 

 

Powracając do tajemnicy, a także porządkując wątki oniryczne, od których rozpocząłem - podoba mnie się oszczędność w materii ujawniania faktów oraz podsuwania poszlak czytelnikowi. Co do rzeczywistości - swoją drogą, odległej jak tysiące, może i miliardy lat, tak to odczuwam po powtórnej lekturze - wiemy jedynie, że protagonista przez większość życia służył Celestii, że najwyraźniej nigdy nie ufał Lunie i darzył ją niższym poważaniem, dowiadujemy się także tego, iż jest grzesznikiem.

 

Cytat

Pani ma łaskawą jest dla grzeszników większych ode mnie.

 

Choć wygląda na to, że są jeszcze więksi od niego. Pytanie brzmi - jaki może istnieć cięższy grzech od morderstwa, chociaż krew została przelana za słuszną sprawę? Zważywszy na wierność bohatera, zapewne sprzeciw wobec tej, którą uznał za najwyższą władczynię. Kto taki już raz ośmielił się wystąpić przeciwko niej? No właśnie.

 

Nic zatem dziwnego, że nie ufa Lunie, choć ta zapewnia, że nie jest już Nightmare Moon, a starsza siostra jej wybaczyła i pozwoliła powrócić, choć ta jej złorzeczyła. Ba, wręcz sama chciała jej śmierci. Ale to już przeszłość. Panując nad snami, może zapraszać do czegoś lepszego, niż sen oczekiwania, który najwyraźniej trwa nawet dłużej, niż jej wygnanie. Ale co się stanie z tym, kto nie przyjmie jej zaproszenia?

 

Cytat

Czekajcie i śnijcie, nie mogąc umrzeć, nigdy naprawdę nie żyjąc. Jeśli tak bardzo tego pragniecie, zabierzemy stąd noc, by… by…

 

No właśnie - co to może oznaczać?

 

Podoba mnie się to, że im dłużej teoretyzuję, wczytując się w to opowiadanie, tym więcej mam pytań, tym bardziej chcę wiedzieć... już nawet nie mając pojęcia w co powinienem wierzyć i o co się opierać. Myślę, że dla niektórych może to być wada opowiadania, lecz dla mnie to zaleta, gdyż w pełni skrzydła rozwija nie tylko tajemniczość, ale i ów motyw oniryczny, a klimat sprawia, że trudno się oderwać i przestać myśleć o tymże dziełku.

 

Choć bohater miał "nigdy tak naprawdę nie żyć", daleki jestem od tego, by uwierzyć, iż przed swym snem oczekiwania doświadczył jeszcze czegoś innego, podobnie oderwanego od świata realnego, z którym... COŚ się stało. Chyba. Nie wiem, niczego nie jestem pewien i uwielbiam to :D

 

Domyślam się, że z czasem jego oddanie wobec Celestii przeszło w fanatyzm i w tym sensie zupełnie się zatracił, a może chodzi o ofiarowanie całego swojego życia Najjaśniejszej, po czym nawet nie chce umrzeć, tylko tkwić dalej w miejscu, doświadczając we śnie nocy, która... no właśnie - czy ona jednak kiedyś się skończy? A może Luna, zgodnie z obietnicą, ową noc zabiera, pozostawiając... pustkę? Czy w takim razie, zatracony w swojej wierze gwardzista nie tylko nigdy nie żył, ale teraz, nie mogąc umrzeć, skazany jest na wieczne oczekiwanie na coś, co nigdy nie nadejdzie i to w samym sercu... niczego? Wygląda na los gorszy od śmierci, co zdecydowanie czyni go w jakimś sensie postacią tragiczną. Fakt, że owe oczekiwanie uznaje za coś najpiękniejszego, świadczyć może o tym jak bardzo się zatracił.

 

Ciekawe jest również to, że tak uparcie trzyma Lunę na dystans, opiera się jej, nie chce wierzyć w jej intencje czy słowa, w pewnym momencie sądząc nawet, iż po to oczekuje tak długo, by się z nią (Luną? Nocą? Luną oraz nocą?) zmierzyć. Oczywiście zwycięstwo będzie równoznaczne z dowodem jego wierności wobec księżniczki Celestii. Musze przyznać, że to całkiem ciekawa relacja, umiejętnie rozpisana przez autorkę, powiem nawet, że teraz, mając pełen obraz jej twórczości (No... na pewno pełniejszy. Nigdy nie wiadomo.), widziałbym tutaj pewne podobieństwa między rozmową gwardzisty z Luną, a konwersacją, jaką ta odbywa ze straszą siostrą w "Sekretach nieśmiertelności". Mam na myśli dochodzenie/ odkrywanie prawdy, trudne pytania oraz jeszcze trudniejsze odpowiedzi, wątpliwości. W sumie, całkiem ciekawe, że oba opowiadania próbują dotykać w jakiś sposób tematyki wieczności, nieskończoności.

 

No i ciekawi ta myśl, której Luna ostatecznie nie dokańcza. Czyżby po zabraniu nocy osamotnionego gwardzistę oczekiwało coś tak niewypowiedzianie złego, że nawet jej nie przechodzi to przez gardło?

 

No i to jest właśnie pora na to, byśmy rzucili okiem na drugą, o ironio, jasną stronę opowiadania. Znacznie krótszą, ale za to... cóż, powiem w ten sposób: ona jedne rzeczy jakby wyjaśnia (he, he :] ), ale z drugiej strony budzi nowe wątpliwości i przyznam, że jakiś czas temu, dosyć dawno, gdy po raz pierwszy dane mi było przeczytać to opowiadanie... Cóż, dość powiedzieć, że byłem nieźle skołowany.

Co się stało? O co chodzi? Jak? Dlaczego? Ślęcząc nad akronimami, którymi opatrzone zostały kolejne daty, zarówno w jednej, jak i w drugiej części opowiadania, rozwodząc się nad tym, czy to jednak nie dzieje się naprawdę, tylko ery się zmieniają, a może krążymy po różnych wymiarach, gdzie czas płynie inaczej i niezależnie od siebie, wysnułem tylko ogólne, mętne wnioski, które chyba w owym czasie nie usatysfakcjonowały autorki...

 

Wniosek? Cóż, może jestem na to zbyt prosty i dlatego też się mylę, ale wydaje mnie się, że jest to opowiadanie dosyć trudne. Nie w odbiorze - o formie wypowiem się później - ale w zrozumieniu oraz rozwiązaniu zagadki, jaką nam prezentuje, co także nie wszystkim może pasować, w końcu zawsze lepiej wiedzieć, o czym się czyta, a jeżeli już, to mieć jasne wskazówki, pełen komplet elementów puzzli, które wystarczy ułożyć. Niniejsze opowiadanie nie dość, że nie daje nam aż tak oczywistych wskazówek, to jeszcze zdaje się oferować jedynie niektóre fragmenty układanki, resztę musimy dołożyć sami, poprzez przemyślenie treści i interpretację tego, co pozostawiła nam autorka. W tym przypadku, moim zdaniem, nie jest to łatwa sztuka.

 

W każdym razie, wyłapałem informację o upływie czternastu miliardów lat. Na co potrzeba tyle czasu, zapytacie - ano okazuje się, iż jest to długość cyklu życia słońca, co wydaje się zgrabnym nawiązaniem do "Ewolucji gwiazd typu słonecznego" (fanfik, który uwielbiam i który gorąco polecam), ale także kolejną wskazówką. Czyżby Celestia, symbolizująca słońce, a może po prostu wraz z nim, po upłynięciu czternastu miliardów lat, umarła? Może świat przepadł znacznie wcześniej (na przykład po czerwonym olbrzymie, po którym została mgławica planetarna), co rozpoczęło sny oczekiwania, z czego jednym z nich był sen gwardzisty, protagonisty opowiadania? Po tym, jak słońce zakończyło swój cykl życia, nastał nowy "dzień", ale bez nadziei na zmierzch? Czy to może być reprezentacja piekła, w którym króluje Daybreaker? Czy to czeka tych, którzy nie dali się przekonać Lunie i wejść za nią do innych, lepszych snów? Kim w takim razie tak naprawdę jest Luna, skoro przeprowadza śniące kucyki ku czemuś lepszemu i czym są sny oczekiwania?

 

To znaczy, przy założeniu, że nasz protagonista nie jest wyjątkiem.

 

Pytania mnożą się szybciej niż slashery w latach osiemdziesiątych, a tymczasem wypadałoby napisać coś nie coś o formie. Cóż, jeżeli oceniać sam styl, konstrukcję akapitów, dialogów, brzmienie poszczególnych zdań oraz ogólny polot, muszę przyznać, że tekst jest elegancki. Tak, to idealne słowo - elegancki. Owszem, na etapie prereadingu przypominam sobie dwa lub trzy trudniej (w sensie, nieco przekombinowane) brzmiące zdania, lecz w obecnej formie, "W oczekiwaniu na Solarną Księżniczkę" jawi się jako przemyślany, dopracowany i satysfakcjonujący tekst, przy którym po prostu dobrze spędza się czas, brzmi on bardzo dobrze i tak też się go czyta, klimatu mu nie brakuje, wciąga, a gdy jest po wszystkim, skłania do przemyśleń. Są w nim inspirujące zdania i momenty, dużo tajemnicy, czegoś niepojętego, niezwykłego, podlanego szczyptą oniryzmu, przez co, mimo wszystko, czuć troszkę, jakby śledziło się coś wielkiego... No, może nie aż tak, ale jednak - konsekwencje czegoś, co zmieniło oblicze znanego nam świata, chociaż bardziej w skali mikro. Dostrzegam tutaj świadome bądź nie nawiązania do poprzednich dzieł, zbliżanie się do tematyki wiary, wierności, służby, chęci pojęcia nieskończoności, a także próbę pokazania tego, co jest nie tylko po śmierci, ale również... poza granicami poznania. Poza niczym. Poza snem.

 

Nie sposób nie wspomnieć o formatowaniu, co także dotyczy formy opowiadania, lecz jest zupełnie inną para kaloszy, niż słowa, zdania, brzmienie, nastrój. Na tym etapie czytelnicy powinni doskonale wiedzieć, iż autorka nie boi się eksperymentów, jednakże tym razem idą one znacznie dalej, bowiem są dużo lepiej widoczne, niż choćby przy "Ewolucji". Efekty wizualne obejmują niestandardowe kolory strony, a co za tym idzie, także i czcionki, co może przypominać jedną z prac konkursowych autorstwa Sakitty. Stare czasy, ale pamiętam, że wówczas odebrałem to jako coś nowego i ciekawego. Nie inaczej jest przy "Solarnej" i pokuszę się o stwierdzenie, że samo to raczej nie powinno przeszkadzać tym, którzy ponad eksperymenty i bajery graficzne cenią sobie tradycyjne formatowanie. Pod koniec "Ewolucji gwiazd typu słonecznego" mieliśmy coś, co w moim odczuciu miało nadać opowiadaniu pewnej filmowości, tzn. scrollując dalej kolejne strony, gdzie widniały jedynie kawałki tej finałowej myśli, która ostatecznie ukazała się naszym oczom na samym końcu, wydawało się, jakby była to animacja, gdzie kamera powoli przybliża się do twarzy bohaterki, która pogodnieje i nieco nieśmiało zbiera się na wygłoszenie morału, który ma zwieńczyć dzieło i zasiać u odbiorcy określone emocje. Pod koniec "Oczekiwania" (pierwszej, nocnej części) mamy coś podobnego, chociaż tym razem są to puste strony, a potem lawina myśli, wątpliwości, co zapewne miało reprezentować upływ czasu, pustkę, zwątpienie, zatracenie we własnej wierze, we własnym oczekiwaniu. Tutaj założenia nie są już takie oczywiste i domyślam się, że nie każdemu podpasują takie oto zabiegi. Osobiście nie mam nic przeciwko, myślę, że był to odważny krok, gdyż w gruncie rzeczy, poza pogłębieniem stanu bohatera, kolejne wątpliwości w sumie wnoszą... niewiele nowego i raczej spełniają się jako wzmocnienie zakończenia, coś dołującego, pokazującego bezkres tytułowego oczekiwania, przez co można główkować nad sensem decyzji bohatera. Zaznaczam jednak, że to tylko moje zdanie i jeżeli komuś ów zabieg stylistyczny wyda się zbędny - zrozumiem. Ponieważ efekt może się różnić w zależności od czytelnika, ciężko z góry bronić tychże zabiegów - po prostu trzeba to samemu przeczytać, zobaczyć, przemyśleć, a następnie wydać opinię, do czego oczywiście zachęcam.

 

 

Jednakże to jeszcze nie koniec. Pisanie na setkę w Klubie Konesera Polskiego Fanfika przyniosło nam trzy drabble uzupełniające ową historię i przyznam się Państwu, że to były wskazówki, których potrzebowałem, by wreszcie wyjść z jakąś sensowną teorią na temat tego, co mogło się wydarzyć. Ale najpierw wspomniane drabble.

 

Chyba dość niespodziewanie otrzymaliśmy nie jeden, nie dwa, aż trzy przykłady tego, jaki potencjał drzemie w formie, która wymusza oszczędne gospodarowanie słowami, ważenie każdego z nich i komplementuje zwięzłość, prostotę w przekazie. Siła tkwi w prostocie, powiadają, lecz w przypadku trylogii "Jeden dzień, jedno lustro" widać, że eksperymentowanie z formatowaniem również ma niemały potencjał. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że przeciwnicy tych rzeczy nadal będą kręcić głowami, lecz namawiam, by dać temu szansę i spojrzeć na to, co autorka robi na przestrzeni trzech drabble'i bonusowych.

 

Realizując tytuł serii, poszczególne opowiadania wizualnie przypominają lustrzane odbicia, aczkolwiek to zadaniem czytelnika jest interpretacja tego, co jest powierzchnią odbijającą, co oryginałem, a co odbiciem. To znaczy, na przestrzeni wszystkich drabble'i jasnym jest, że "Dziś", niczym lustro, stoi między "Wczoraj" a "Jutro"... No tak, przecież tak działa czas, ale nie o to mi chodzi. Wydaje mnie się interesującym to, że efekt odbicia lustrzanego jest realizowany nie tylko na tym obszarze, ale również w ramach dwóch wspomnianych opowiadań.

 

Zarówno w przypadku "Wczoraj" jak i "Jutro", narracja pierwszoosobowa (prowadzona przez Celestię) stanowi granicę między tym, co prawdziwe, a tym, co ukazuje się jako odbicie tejże rzeczywistości. I znów, mamy przesłanki ku temu, by zastanawiać się co jest realne, a co nie:

 

Cytat

– Wtedy… Nightmare Moon… Czy to… Czy to był sen?...

 

I po raz kolejny rzeczywistość wydaje się wątpliwa, trudno ocenić co było snem, co jest wizją, a co dzieje się naprawdę. W pierwszym opowiadaniu wygląda na to, że Celestia prowadzi dialog z Luną, zaś każda kwestia znajduje swoje odbicie w formie myśli tej pierwszej, co najwyraźniej powoli prowadzi ją do wniosku, że była zła. Formatowanie komplementuje zabieg, poprzez umieszczenie narracji po środku, dialogu po lewej, zaś jego odbicia po prawej, przy czym te ostatnie fragmenty zostały zapisane kursywą. Gdy jest po wszystkim otrzymujemy zdanie-klucz, a następnie podsumowanie, dumnie opatrzone złota ramką. Akurat ten motyw przewija się przez wszystkie drabble. Z kolei przy trzecim, ostatnim opowiadaniu, rzeczy ulegają zamianie miejsca, gdzie tylko narracja pozostaje na środku - chociaż nie ma już dialogu, fragmenty pisane kursywą przemieszczają się do lewej, zaś te pisane zwyczajnie do prawej, po tym, jak w środkowym opowiadaniu wszystkie zostały... cóż, wyśrodkowane, co może symbolizować przejście, a może zlanie się dwóch różnych stron w jedno, co tym bardziej wodzi czytelnika za nos.

 

Cytat

W lustrze.

 

Odbija się prawda.

 

Nie tylko mamy coraz większe wątpliwości odnośnie tego, co było snem, a co nie, lecz również co jest prawdą i co to oznacza. Wiem, że nie przestaję o tym pisać, ale skoro Celestia zadaje pytanie, czy to, co wydarzyło się tak dawno temu, czy to był sen, w takim razie jaką możemy mieć pewność, czym jest prawda i czym jest rzeczywistość? Oczywiście, to wcale nie musi mieć takiej głębi, równie dobrze może to być nawiązanie do... chyba "The Royal Problem", gdzie zobaczyliśmy i Nightmare Moon i Daybreaker we śnie, ale zwracam uwagę na sugerowany upływ czasu, no i na kolejne pytanie:

 

Cytat

Widziałaś go również?

 

Swoją drogą, ciekawe kogo. Czyżby Syriusza? :NjdaT:

 

 

No dobrze, ale jak to się ma do "W oczekiwaniu na Solarną Księżniczkę"? Rzućmy okiem na to, czego się dowiadujemy. We "wczorajszym" opowiadaniu widzimy rozterki Celestii, a także jej wnioski - że była głupia, że była zła, że była złą siostrą. Najwyraźniej ma sobie za złe to, że wygnała siostrę na tysiąc lat, ale skoro to było jedyne rozwiązanie, dlaczego? Może dlatego, że... Nigtmare Moon jednak nigdy nie była prawdziwa? Celestia umarła zbyt wiele razy, bo słońce umiera wraz z każdym dniem, z każdym kolejnym zachodem. Wieczna noc, którą mogła sprowadzić Nightmare Moon, mogła zatem oznaczać ostateczną, prawdziwą śmierć. Nocą zwykle się śpi, a skoro tak, no to ma się sny. Czy to byłyby te "lepsze sny", to niebo, którym wczoraj był świat?

 

W "Dziś" mamy coś zupełnie innego, jako iż Celestia w pewnym sensie wchodzi w buty Luny, która swego czasu była zazdrosna o starszą siostrę. Celestia nie chce już umierać, uważa, że to Luna powinna być martwa. Skoro słońce umiera każdego dnia, o zachodzie, wtenczas księżyc musi umierać w podobnym sensie wraz z każdym kolejnym wschodem. Zatem wieczny dzień spowodowałby nieśmiertelność słońca i finalną śmierć księżyca. Ale jednocześnie Celestia zdaje sobie sprawę, że jest leniwa, słaba i że się boi. Boi się śmierci. Lecz póki trwa, słońce wchodzi i zachodzi, zmieniając się z księżycem, świat jest w równowadze.

 

Jednocześnie, Celestia przypomina sobie, dlaczego jest Słońcem, na co reaguje płaczem. Wie, że za jakiś czas (czternaście miliardów lat) umrze, a wraz z nią skończy się świat. A co potem?

 

Potem zawsze jest "Jutro". Jutro Celestia podniesie swoją gwiazdę, jutro będzie trwać wiecznie, a ona wreszcie będzie spokojna i szczęśliwa. Jeśli nastanie wieczna noc, Celestia umrze za dnia, znowu. Ale jeśli dzień się nie skończy, nie umrze nigdy. Może, jako istota nieśmiertelna, umierać w nieskończoność, a może nieskończenie żyć.

 

Wnioski? Każda z dwóch sióstr czuje, że codziennie umiera. Są nieśmiertelne, więc mogą to przeżywać nieskończenie długo. Ale one obie chcą żyć, żyć w nieskończoność. Życie jest niebem, a śmierć piekłem. Ceną wiecznego życia okazuje się zło. Widać że Celestia i Luna są swoimi lustrzanymi odbiciami: wieczna noc dla Luny jest niebem, za dnia, kiedy nie żyje, musi się czuć jak w piekle, natomiast wieczny dzień dla Celestii jest niebem, nocą jest jej jak w piekle. Dramat poddanych polega na tym, że oba przypadki będą dla nich piekłem, podczas gdy dla jednej z sióstr świat stanie się niebem. Luna już raz spróbowała stać się zła, by wywalczyć swoje niebo. Teraz kolej na Celestię. Będzie złym kucykiem.

 

Aha - zwracam uwagę na to, że każdy tekst pisany jest w innym czasie. We "Wczoraj" Celestia była, "Dziś" jest, zaś "Jutro" będzie. To też ciekawy i istotny smaczek ;)

 

 

Powróćmy do "W oczekiwaniu na Solarną Księżniczkę" i zastanówmy się, czy prezentując nam postać bezimiennego gwardzisty - który z tej racji może być każdym - autorka nie próbuje dać nam małej lekcji. W pierwszej części, podczas snu oczekiwania, najwyraźniej mamy wieczną noc, a jak wspominałem powyżej, ten scenariusz (podobnie jak wieczny dzień) powinien być dla protagonisty piekłem, jednakże jest coś, co trzyma go przy... przy życiu to raczej nie, ale przy świadomości. Tym czymś okazuje się wiara, wiara w księżniczkę Celestię oraz w to, że służba jej, niezależnie od okoliczności, jest czymś chwalebnym, wartym wieczności. Mimo piekła, tkwienia w swego rodzaju limbo, przez moment wydaje się pogodzony ze swoim losem, a nawet szczęśliwy:

 

Cytat

Czy może być coś piękniejszego od wyczekiwania Solarnej Księżniczki?

 

Bo nawet jeśli jest w piekle, ale może wypełniać swoją przysięgę, jest spełniony. Jaki z tego płynie przekaz? Że warto mieć cel, warto wierzyć.

 

Cytat

– Wolałbym umrzeć ponownie. Tysiąckrotnie. Nieskończoność razy.

– Nie wiecie nawet, co mówicie.

 

Oczywiście, że nie wie - wszakże Luna ma wielotysięczne doświadczenie w nieskończonym umieraniu. Ale ona zdaje się pojmować już znaczenie wieczności. On jeszcze nie.

 

Cytat

– Nie wierzę w sen wieczny – mówię.

Nie żałuję swojego życia, bo żyłem i umarłem wyłącznie dla Solarnej Księżniczki.

 

On wie, w co wierzy, nie żałuje życia, choć nigdy tak naprawdę nie żył (według Luny, wszakże jako kucyk ziemski, śmiertelnik, raczej nie wznosił ani słońca, ani księżyca, nie był jednym z ciałem niebieskim), nie żałuje swojego życia, wie, za co i dla kogo umarł. To jest dedykacja.

Rozumie też, czemu Celestia nie chce mu pokazać swojego nieba, zamiast tego zostawia go we śnie, w nocy. Musi się z nią zmierzyć. Zmierzyć się z piekłem.

 

W ogóle, w fanfiku jest parę momentów, gdzie wybrzmiewa on dosyć... religijnie. Czyżby poza onirycznym, miało ono także sakralne oblicze?

 

Cytat

Dopomóż mi, Najjaśniejsza, bym wytrwał i nie dał ponieść się furii, którą tak gardzisz.

 

Skoro wszystko ma swoje odbicie, czy w takim razie ci, którzy zawierzyli swój los Lunie, oczekują na nią w blasku wiecznego dnia? W niebie Celestii, ale swoim piekle? Ciekawe.

A co się dzieje z kucykami, które dają się przekonać i idą z władczynią, w którą nie wierzą? Co by było, gdyby gwardzista poszedł z Luną tam, gdzie będzie dzień, ale nie będzie Celestii? To znaczy, Luna ma nadzieję, że jej nie będzie. Czyżby to miało być prawdziwe piekło? A może tak jak Celestia i Luna są swoim lustrzanym odbiciem, ale w gruncie rzeczy tym samym, może nie ma różnicy między piekłem, a niebem i jedyne, co zostaje, to wiara?

 

 

Przyznam, że początkowo po zapoznaniu się z drabble'ami Niki miałem zupełnie inną teorię, w ogóle nie podejmującą powyższych zagadnień, za to bardziej umocowaną w rzeczywistości. Podchodząc do zagadki z zupełnie innej perspektywy, acz uznając, że to, o czym czytam, odbywa się w zaświatach, a Celestia, jako Daybreaker ostatecznie skończyła w piekle za swoje zło, zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób postacie w ogóle trafiły do tychże zaświatów. Pomyślałem wówczas, że Celestia w końcu sama zaczęła być zazdrosna o Lunę, co stanowiłoby paralelę do młodszej siostry, której zresztą wybaczyła (A co mogło ją ośmielić do własnej przemiany, no bo kto jej stanie na stronie?). By upewnić się, że nikt jej nie powstrzyma (możliwe, że minęło dostatecznie dużo czasu, że znane nam bohaterki od dawna nie żyją, stąd bez Luny nie byłoby komu kiwnąć kopytem, no, może poza Discordem, chociaż nie wiadomo, co się nim stało), postanowiła wyjawić swojemu fanatycznemu gwardziście, jak zapatruje się na swoją siostrę, pośrednio inicjując zamach, aczkolwiek ta teoria szybko się rozlatuje, gdyż sama Luna stwierdza, że krew wroga (Luny) i mordercy (jego samego), którą ów gwardzista ma na sobie, została przelana za słuszną sprawę. Jakoś mi się nie wydaje, by swoje zabójstwo za sprawę wiecznego dnia uznała za coś podobnego, nawet jeśli byłaby wobec siostry BARDZO wyrozumiała.

 

Ale może wydarzyło się coś innego. Być może Luna zorientowała się, że jej siostra nie chce już opuszczać słońca, gdyż ma dosyć "umierania" w nieskończoność wraz ze swoim ciałem niebieskim, nie wspominając o tym, że sama powinna wiedzieć aż za dobrze jak to jest i jak niebezpieczna to pokusa. Domyślam się, że Luna była jeszcze w stanie nawiązać walkę z Celestią, a nawet ją pokonać, lecz gdyby ta zmieniła się w Daybreaker, szanse Pani Nocy spadłyby znacząco, być może do poziomu, w którym nawet jako Nightmare Moon miałaby problem. Stąd, postanawia zaatakować pierwsza (i to w momencie, w którym starsza siostra była najsłabsza, choć jeszcze skłonna opuszczać słońce), co okazuje się sukcesem, lecz osłabiona od ran Luna nie stanowi wyzwania dla wiernego po wsze czasy Celestii gwardzisty, który w odwecie pokonuje młodszą siostrę, wypełniając tym samym swoją służbę i przysięgę. A jak zginął on? Trudno powiedzieć. Może sam padł od ran, a może odszedł ze starości, ale nawet po śmierci nie może się doczekać na powrót Celestii, w której odejście nie wierzy.

 

Sprawa była słuszna, gdyż jako żołnierz pełnił służbę, nie sprzeniewierzył się swoim ideałom i wierzył, że ratuje Equestrię przed powrotem tyranki, która to i tak była większym grzesznikiem od niego, gdyż już raz wystąpiła przeciwko Celestii, próbując przynieść wieczną noc, a teraz dopuściła się siostrobójstwa, aczkolwiek mogło jej przyjść do głowy, że i to Celestia mogłaby jej wybaczyć, gdyż wiedziała doskonale, że staje się złym kucykiem, ale nic nie mogła poradzić. Tak jak Luna, której jednak przebaczono.

 

W skrócie – za bardzo skupiłem się na tym, za co została przelana krew, kto był wrogiem, kto mordercą, czym była ta "słuszna sprawa", no i... w jaki sposób Celestia i Luna pożegnały się ze światem, no i dokąd trafiły. Znacznie później zdałem sobie sprawę, że chyba nie ku temu autorka chciała zwrócić uwagę czytelnika. Cóż, zawsze dobrze jest sobie poteoretyzować :D

 

Aha, jeszcze słowo odnośnie formy "Jednego dnia, jednego lustra". Tu zdecydowanie głównym specjałem jest formatowanie oraz to, jak zostały zgrane i skonstruowane te trzy strony (łącznie) tekstu. Samo słownictwo tudzież brzmienie zdań, niczym szczególnym nie zaskakują, w porównaniu z "W oczekiwaniu..." to dosyć... prosto i zwięźle napisana rzecz, co zapewne wynika z limitu słów, ale z drugiej strony nie czuć, że czegokolwiek brakuje. Ciekawie użyta forma, interesująco sformatowany tekst, stosunkowo wiele ukrytych smaczków. Świetna sprawa.

 

 

O swoich odczuciach oraz przemyśleniach związanych z fabułą oraz tym, czego od razu nie widać, mógłbym pisać jeszcze długo, niemniej uważam ów tekst za godny polecenia i analizy w całości, mając w pamięci starsze dzieła autorki, widać pewne związki pod kątem tematyki, podejmowanych problemów i sposobu ich przedstawienia, a także kreacji klimatu. Przeważnie to coś tajemniczego, nieoczywistego, sentymentalnego bądź mrocznego, nostalgicznego lub wodzącego za nos, ale zawsze tak, by czytelnik się zastanawiał, by nie mógł oderwać się od lektury, a przynajmniej nie w sposób obojętny.

Uważam, że "W oczekiwaniu na Solarną Księżniczkę" to naprawdę ciekawy i niezwykły tekst, kolejna godna próbka możliwości Niki, jednakże mimo tego jak sam byłem zaskoczony tym, ile szczegółów mi się zazębia, ile jestem w stanie z tego wynieść, moim ulubionym fanfikiem jej autorstwa pozostaje "Ewolucja gwiazd typu słonecznego". Poprzeczka została zawieszona wysoko i "Solarna" już prawie ją pokonała - zabrakło bardzo niewiele.

 

Wątki mistyczne, szczypta sakralności, wespół z pomysłem na to, by zestawić ze sobą dwa byty, oddzielone od siebie powierzchnią lustrzaną, skonfrontowanie prawdy z kłamstwem, snu z rzeczywistością, śmierci z życiem, śmiertelnika z nieskończonością - to wszystko udało się znakomicie, w bardzo dobrej formie, lecz fanfik ten pozostaje, według mnie, trudny i może się okazać, że nie jest to propozycja dla każdego. Z drugiej strony, nie istnieje takie dzieło, które zadowoliłoby wszystkich, więc to w gruncie rzeczy nic takiego. Nie miałem złudzeń, iż autorka napisała to tak, jak chciała i jak czuła, a to przecież najważniejsze - tworzyć tak, by samemu być zadowolonym z podjętej próby.

 

Nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować koncepcji oraz wykonania, a fanfik oczywiście polecić, jednocześnie namawiając, by dać temu charakterystycznemu formatowaniu szansę i spróbować się wczytać, w poszukiwaniu ukrytego sensu, prawdy oraz przekazu. Opowiadanie jest nieco inne, nietuzinkowe, nie mówi wiele, pozostawiając szczegóły wyobraźni, ale w mojej opinii, wszystko jest do odgadnięcia/ dopowiedzenia sobie, co powoduje, że odkrycie głębi staje się swego rodzaju nagrodą dla czytelnika. Jak dla mnie, to zawsze coś wyjątkowego, kiedy fanfik nagradza swojego czytelnika, gdy ten poświęci mu dostatecznie dużo czasu oraz rozważań :) Łatwa sztuka to to nie jest, ale czy niemożliwa?

 

 

Pozdrawiam!

 

 

PS: A do tego piękna, minimalistyczna okładka. Barwy cieszą oko, w ogóle, wylewa się z tego coś... łagodnego. Jakby znak, że wszystko będzie dobrze. Mały szczegół, ale cieszy i dobrze nastraja na moment przed lekturą albo jak na pierwsze wrażenie ;)

Edytowano przez Hoffman
  • Lubię to! 2
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Nadrobione! Chciałam to przeczytać już wtedy, kiedy wyszło, ale jakoś za każdym razem coś mi wypadało. A ponieważ powinnam teraz pisać własne ficzki albo rysować... To zabrałam się za czytanie :crazytwi:. Zapoznałam się z całą serią, więc potraktujcie to jako komentarz zbiorczy.

 

Jeśli chodzi o jakość i rodzaj tekstu, to nie będę się rozpisywać - typowa Nika. Dobrze, tajemniczo, a tak w ogóle, to o co chodzi... Uwielbiam ten styl. Także i to opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu.

 

Jest ładne. Klimatyczne. Czyta się to przyjemnie i skłania do refleksji i zastanowienia się. I chyba o to chodziło? Ze wszystkich opowiadań autorki, tu mam wrażenie, że najwięcej rozumiem z całej historii, ale... pewnie się zupełnie mylę czy coś. Podobnie jak Hoffman znalazłam pewne podobieństwa do "Ewolucji gwiazd typu słonecznego", jednakże nie sądzę by były ze sobą powiązane. Nie w tym cyklu.

 

Nie będę przydłużać i przejdę do konkretów, jak interpretuję tę serię:

Nasz gwardzista rzecz jasna nie żyje. Nie sądzę jednak by stało się to przed powrotem Luny. Czemu? Cóż, wie, że Celestia by chciała by Luny słuchał. Celestia na pewno nie chciałaby by ktokolwiek słuchał Luny, kiedy ta była niedysponowana i miała głupie pomysły. Powodów by jej nie ufać miał wiele, a główny to fanatyzm religijny oraz to, że za życia młodsza z sióstr raczej nie zrobiła na nim dobrego wrażenia. Ale Księżniczka Nocy (czy raczej Śmierci) proponuje mu swoją łaskę - ostateczną śmierć i przyjemne, spokojne zaświaty. Na jego prośbę zabiera gwiazdy z poczekalni, bo jego interesuje tylko ta jedna - Słońce, będące życiem.

I tu przychodzą drabble. Zgorzkniała Celestia stała się Daybreaker, nie chcąc symbolicznie umierać. Czemu symbolicznie? Bo alikorny są jednocześnie żywe i umierające. Ale Celestia jest słońcem, jest życiem. Nie wiem jaką zbrodnię i przeciwko komu popełnił główny bohater, ale wątpię by była to walka z Luną. Jego nastawienie do niej byłoby wówczas zdecydowanie bardziej wrogie. I czemu Celestia miałaby się zlęknąć gdyby go ujrzała? A może Luna kłamie, nie chcąc przyznać, że jej siostra jest niedysponowana i w pewnym sensie martwa.

Bo solarna księżniczka nie nadejdzie. Nie ma już Celestii, jest ktoś inny, Daybreaker, wieczne życie, które niesie tylko piekło. Daybreaker uwolniła się poprzez samobójstwo, w jej wypadku próbę odwagi, coś co zrzuci z niej okowy lęku przed śmiercią, która nie ma nad nią władzy.

 

Mam problem z określeniem, kiedy dzieją się Wczoraj, Dziś i Jutro. Ale sądzę, że ich tytuły nie odnoszą się do 2 głównych części, że wszystkie to przeszłość.

 

Ale co się stało na końcu? Gdzie jest Luna, dokąd polazła Daybreaker z gwardzistą? Czyż życie i śmierć nie są tym samym? Dwoma stronami, splecionymi w wiecznym tańcu, czy kiedy się je rozdzieli, to czy oba nie będą trwać wiecznie, z tym, że wieczna noc jest bardziej naturalna od wiecznego dnia? Życie Celestii było życiem kucyków, ale Śmiercią Luny. Życie Luny było Śmiercią kucyków, ale dzień jej siostry był jej Śmiercią.

  • +1 1
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...
×
×
  • Utwórz nowe...