Skocz do zawartości

Punish and Enslave! - Barridace (Ares Prime)


black_scroll

Recommended Posts

Do ratusza miałeś naprawę blisko, lotem najwyżej minutę. Dziwne to miasteczko, ratusz stoi w centrum, a wieża ratuszowa na wzgórzu, praktycznie poza miastem. Wszedłeś do wielkiej okrągłej budowli. Jak się okazało, w środku było tylko jedno pomieszczenie, a w nim dwa biurka. Przy jednym z nich siedział Cherry Fizzy. Przeglądając dokumenty, podniósł znudzony wzrok, ale kiedy zauważył, kto wkroczył do ratusza, zaraz odłożył papiery, uśmiechnął się w twoją stronę i wyszedł zza biurka.

- Nasz nowy pan komendant! W czym mogę służyć? Potrzebuje pan jakichś dokumencików, jakieś pozwolenie wydać? - spytał życzliwym tonem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 277
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Za miło. Aż cukrzycy dostaję, ta jego uprzejmość jest za bardzo jowialna. To nie jest cecha urzędasów, trzeba uwarzać. - Cześć Cheery Fizzy. - tymrazem nie przekręciłem jego imienia, ciekawe czy zauważy. - Widzę że w urzędzie prać wre. Co, nie bardzo się chciało wstawać do roboty po imprezie? - dodałem nieco żartobliwie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A no nie bardzo. I jeszcze ta afera z rozwalonymi oknami w komendzie - pokręcił głową. - Lubi pan przyciągać kłopoty, co?

Uśmiech nie schodził mu z twarzy, ale tym razem wyglądał odrobinę złowrogo. Czyżby zastępca pani Burmistrz coś wiedział? A może to tylko gra światła?

- Więc o co chodzi, że w tak rannej porze gościmy tu przedstawiciela prawa? Pączki można dostać w Cukrowym Kąciku - rzucił żartobliwie. - Jedyne co mogę zaoferować, a nie jest dokumentem to kawa. Carmel - zwrócił się do kucyka siedzącego przy drugim biurku. Był koloru toffi z ciemną grzywą i trzema błękitnymi podkowami na zadzie - przynieś no mi i komendantowi kubek kawy.

Drugi ogier musiał być albo dobrym kumplem, albo niższym rangą urzędnikiem, bo bez słowa wstał i zniknął na zapleczu celem robienia kawy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiepski z ciebie aktor Cheery... bardzo kiepski. 

Przeczucie mówiło mi że ty coś więcej wiesz o tym co cię stało. Albo sam miałeś w tym udział, albo ktoś to zrobił za twoim podjudzeniem. W końcu wiesz jak cię potraktowałem wtedy  na dworcu. I miałem przeogromną ochotę rąbnąć cię w pysk za ten tekst o kłopotach i pączkach. Nienawidziłem stareotypu który mówił że gliniarze w dużych miastach zażerają się pączkami i piją hektolitry kawy. Myśmy nie mieli na to czasu, cały czas byliśmy w robocie dla bezpieczeństwa Manehattanu.

Ten Caramel.. nie wiedzę żeby jakoś tak specjalnie z uprzejmości wykonał polecenie Cheery'ego. Chyba dobrze będzie z nim później pogadać.

W oczekiwaniu na tą kawę, zacząłem się niby od niechcenia przyglądać ratuszowi, ale bardziej i dyskretniej przypatrywałem się urzędasowi. nie wyglądał na ogiera z przeciętną budową ciała, był nieco chudy i niezbyt umięśniony. Czyli krąg podejrzanych nam się powiększył. Pióro i włos mógł po prostu podrzucić. Obserwuję też jego zachowania, tiki nierwowe podczas rozmowy, gesty, i sposób wysławiania się - tak jak nas uczono w Akademii. To pomagało określić wstępnie czy podejrzany czegoś nie ukrywa.

Ciekawe skąd wiedział o wybitym w komendzie oknie? Oczywiście mógł widzieć poprostu już fakt dokonany. 

- Żadna afera, tylko zwykły gówniarski akt wandalizmu. - odparłem krótko na temat incydentu. - A przyszedłem, gdyż zauważyłem że w aktach komendy są duże braki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czuł się pewnie, niczym samiec alfa na swoim terytorium. Zbyt pewnie? Nie. Ale dużo pewniej niż wczoraj na dworcu.

- Wiesz - stanął tylko na tylnych nogach i oparł się grzbietem o swoje biurko. - akt wandalizmu to u nas straszna rzadkość, więc automatycznie robi się afera. Zalazłeś komuś za skórę w Manehattanie tak bardzo, że aż przyjechał wybijać ci okna w komendzie? Czy może już zrobiłeś sobie wrogów w naszej małej mieścinie? Co do dokumentów... Nie wiem o czym mowa. Z tego co kojarzę kartoteka jest uzupełniona. Wiem, że mieliśmy mało przestępstw, ale cóż... Jesteśmy porządnym miastem. Dzięki Caramel.

Odebrał kubek z kawą od asystenta. Ty też otrzymałeś jeden z czarną cieczą, najpewniej lurą. Ogier wrócił do swojego biurka i zaczął przepisywać dokument.

- To jakich dokumentów szukałeś na komendzie, co ich ci brakuje? - spytał Cherry Fizzy, upijając duży łyk ze swojego kubka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Skąd takie podejrzenia? Większość kucy w Manehattanie z pewnością ucieszyła się że wyjechałem z miasta, zwlaszcza ta gorsza część społeczeństwa. - uciąłem bo nie miałem zamiaru wdawać się z nim w takie dyskusje. Za to za bardzo rzucał podejrzeniami. A to było dziwne. Był zbyt pewny siebie, a pewność siebie gubi. 

Kawę przyjąłem od Caramela ale nie zamierzałem pić tego świństwa. Wcale bym się nie zdziwił jakby dodano do tego środków przeczyszczających. Powąchałem kawę, i udałem że miałem już upić łyka gdy niby od tego odwiodło mnie pytanie Cheery'ego. 

- Chodzi mi raporty osobowe poprzedniego komisarza, Peace Markera. Wedle prawa Kodeksu Praw Equestrii, każdy komendant miejski nieważne jak małej mieściny jest zobowiązany pisać raporty z okresowego przebiegu służby. Coś jakby w stylu biurokratycznego pamiętnika. Ważność takich dokumentów wynosi 3 lata, a tym czasem w komendzie nie znalazłem takich raportów po moim poprzedniku. TY, mówisz odpowiadałeś za dokumentację... może powiesz mi gdzie mogą być. - spytałem poważnie.

 

Co prawda pisanie takich O.R było w Manehattanie mało praktykowane, ale wiedziałem że w małych posterunkach i miastach już bardziej tego pilnowali. Taki raport spisywał komendant i zawierał w nim przemyślenia i własne metody działania. A to pomagało przygotować podkładkę do awansu lub pomagało wyśledzić istotny szczegół.  Zaniedbywanie w pisaniu takich raprotów było naganne, a biada takiemu urzędnikowi który spróbowałby przywłaszczyć sobie takie akta. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamrugał oczami ze zdziwienia.

- Ja? Nic takiego nie mówiłem. Jeśli już, to odpowiadam za dokumenty urzędowe, a nie policyjne - założył kopytko na kopytko. Oznaka, że przeszedł do defensywy. - Co do tych raportów personalnych... Nie wiem, możesz spytać Peace Makera gdzie je schował, jeśli jeszcze nie wyjechał z miasta. Kto wie? Może wziął je z sobą. Wiesz, ostatnia pamiątka po Ponyville przed śmiercią - zachichotał. - Chociaż nie wiem, po co mu pamiątka po naszej małej mieścinie. Jeśli chcesz - odłożył kawę na biurko i ponownie stanął na czterech nogach - mamy dokumenty, ważne rok, wszelakie zmiany prawne, przebiegi celebracji świąt, parady rolnej... Mamy też akta personalne każdego mieszkańca. Aktualizujemy je co 10 lat, ostatnia była - postukał się chwile po brodzie, próbując sobie przypomnieć. - 7 lat temu. Niektórych młodzieniaszków jeszcze nie ma w niej, inni pomarli, a większość wygląda po prostu młodziej na zdjęciach, a dane nie bardzo się zmieniły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W takim razie, podaj mi kopie zmian prawnych prawa lokalnego, spis świąt miejskich, i celebracji z ostatniego roku. Zapoznam się z nimi jak wrócę z patrolu. 

Co do akt personalnych, jak mi będą potrzebne to sam po nie przyjdę. Na razie trzeba zapoznać się z nowym rewirem. - odparłem. 

 

Czekajac na kopie dokumentów jednak upiłem lekki łyczek kawy - fakt, to była prawdziwa lura jakiej nawet nie dałbym najgorszej męcie z Manehattanu. I do tego jeszcze to była kawa rozpuszczalna. Błeh, paskudztwo. Prawdziwa kawa powinna być mielona, fusiasta, mocna, gorzka i czarna. Cóż poradzę że lubię kawę typu ''siekierezada''. Toteż po tył łyku odstawiłem kawę na biurko, i czekałem na wydanie dokumentów.

Edytowano przez Ares Prime
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cherry Fizzy westchnął.

- To zajmie chwilę - powiedział, wracając na swoje miejsce za biurkiem. - Caramel - zwrócił się do asystenta. - Bądź tak miły i skocz po dokumenty, dla pana komendanta.

Ogier koloru toffi wstał, mamrocząc coś pod nosem i udał się w stronę szafek z dokumentacją. Gdy wrócił, dźwigał w kopytkach gruby stos papierzysk.

- Proszę - powiedział krótko, stawiając dokumenty na biurku przełożonego tak, żebyś mógł sobie je wziąć, po czym wrócił do przerwanej mu po raz kolejny pracy.

- Polecamy się na przyszłość - dodał na koniec Cherry Fizzy, po czym wrócił do przeglądania dokumentów, popijając swoją kawą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha, Caramel raczej nie lubi jak się nim pomiata. A zwłaszcza jak to robi ktoś taki jak Cheery Fizzy. To dobrze. Da się to wykorzystać. 

Zabrałem dokumenty i wsadziłem pod skrzydło aby łatwiej było mi je nieść. 

- Dzięki za pomoc panowie urzędnicy. Na razie. - pożegnałem się i wyszedłem z ratusza prosto do komendy. Muszę zostawić te dokumenty, później je przejrzę w wolnej chwili.

Póki co, jak już je zostawię udam się do sklepu metalowego. Po kłódkę dla Cheerilee, i jeszcze jedno zamówienie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy dreptałeś z plikiem papierów w stronę metalowego, każdy napotkany kucyk kłaniał ci się, witając cię przyjaźnie. Kilka osób zaoferowało poniesienie dokumentów, ale każdemu grzecznie odmawiałeś. 

Papiery wylądowały na biurku w komendzie, którą zamknąłeś dokładnie po czym udałeś się do sklepu metalowego. Było tam, jak w każdym sklepie metalowym, czyli wszędzie pełno walającego się najróżniejszego żelastwa. Któraś beczka wypełniona była najróżniejszymi kłódkami.

- Dzień dobry! - przywitał cię starszy szary kuc, z łysą głową, małymi ślepiami za wielkimi okularami i dużą muchą pod brodą. - W czym mogę służyć?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy oni poprostu byli mili czy też udawali aby przyjrzeć się tym dokumentom. Nie ważne. To nie ich sprawa. 

W żelaznym faktycznie było mnóstwi potrzebnego towary, ah! i są kłódki. Idealnie. Wziąłem taką którą łatwo się zamykało i otwierało i podszedłem do sprzedawcy. 

 

- Dzień dobry. - odparłem neutralnie. - Chciałem kupić tą kłódkę. I mam pytanie - czy wykonujecie na zamówienie jakieś konkretnie konstrukcje z metalu? 

- Kłódkę? może sobie pan wybrać - wskazał pomarszczonym kopytkiem na beczkę wypełnioną kłódkami - a specjalne zamówienie, mogę przyjąć, ale wyślę je dopiero wieczornym pociągiem do kowala w Canterlocie.

- To nie macie tutaj kowala? - trochę się zdziwiłem. - No nieważne... potrzebne mi są kratownice na okna. Wymiary to 1,50 na 1,75. W liczbie 4 sztuk, najlpiej żeby były gęsto plecione z twardej stali. - podałem szczegóły zamówienia, i podszedłem do lady kładąc kłódkę. - Ile płacę za tą kłódkę?

-potrzebne panu kraty na te okna co wybijają? a za kłódkę to dwa pieniążki.

- To słyszał już pan? No racja, małe miasto to wieści szybciej się rozchodzą. - westchnąłem i zapłaciłem ile się należało. - A nie wie pan czy Peace Maker jest jeszcze w mieście

- wie pan co... pojęcia nie mam.może poszedł do Cukrowego Kącika po ostatniego pączka?

- Rany... czy wszyscy twierdzą że gliniarze nic innego nie mają do roboty tylko myśleć o pączkach. - westchnąłem. - No nic, dzięki za kłódkę. Kiedy mogę się spodziewać realizacji zamówienia?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stary sklepikarz zachichotał.

- Wszyscy twierdzą, bo Peace Maker jadł więcej donutów, niż mógłby sobie pan wyobrazić. Dlatego miał taki bambuch. Lecz w sumie co miał robić, skoro dzień po dniu, każdy obchód nie przynosił żadnych przestępstw, a tylko ciasta od wdzięcznych za pilnowanie porządku mieszkańców. A co do zamówienia, cóż... - sprzedawca zamyślił się na chwilę. - Wydaje mi się, że za tydzień powinno być w Ponyville na pewno. Może trochę wcześniej, jak mu się tam uda. Jak tylko będę je miał, dostarczę panu prosto na posterunek. Życzę udanego dnia! - pomachał ci, kiedy opuszczałeś sklep.

Mogłeś spokojnie ruszać na dalszy obchód.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ta, dzięki wzajemnie. - odparłem na do widzenia. 

 

Okej, pora wracać na obchód. Miałem już kłódkę i kluczyk do niej, a godzina młoda więc polecę teraz do szkoły i oddam to Cheerilee. 

Rozwinąłem skrzydła, i wzbiłem się w powietrze lecąc w kierunku szkoły podstawowej. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozwinąłeś skrzydła i wzbiłeś się w powietrze.

Ponyville nie miało wysokich budynków, ani tak dużo spieszących się pegazów, co Manehatten, więc mogłeś swobodnie przemieszczać się drogą powietrzną. Tutaj w powietrzu, czułeś się wolny. Świeżość unosząca się nad domami była niezwykle kojąca. Obok ciebie śmignęła niebieska smuga, prawdopodobnie Rainbow skończyła już prace pogodowe i teraz pędziła gdzieś na złamanie karku.

W dwa stuknięcia kopytem byłeś pod podstawówką. Lekcje chyba już się zaczęły, bo dookoła brakowało małych źrebiątek, a drzwi do szkoły były zamknięte, tłumiąc głos Cheerilee.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdyby wystawiano mandaty za pzekraczenie prędkości w powietrzu to bym na bank zarobił lekkim kopytem ze 100 bitów. 

Heh, ma dziewczyna parę w skrzydłach nie ma co. Może kiedyś pościgam się z tą Rainbow Dash. Może.

Teraz mam co innego na głowie, a mianowicie robotę. 

Wylądowałem tuż przed szkołą, i po chwili wachania zdecydowałem się na moment przerwać lekcję wychowawczą nauczycielce i wejść do środka, uprzednio pukając do drzwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy zapukałeś, w budynku zrobiło się cicho, a następnie po usłyszanym "Proszę", wszedłeś do środka.

Szkoła w Ponyville składała się z jednej klasy, dwadzieścia kilka, a może i ponad trzydzieści młodych źrebiątek siedziało w ławkach, gapiąc się na ciebie swoimi małymi, słodkimi oczkami. Jako doświadczony policjant, zauważyłeś, że znaczna część klasy, składała się z ziemskich źrebiątek, a nieliczne wyjątki, jak biała klaczka z rogiem, do złudzenia przypominająca młodziutką Rarity, czy pomarańczowa pegazica, wyróżniały się z tłumu. Do owych dwóch klaczek cicho zwróciła się Apple Bloom, szepcząc do nich ledwo zrozumiale:

- Mówię wam, to jest chłopak Cheerilee, już drugi raz się z nią dziś widzi - po czym wszystkie trzy zachichotały radośnie. Ogólnie twoje przybycie spowodowało lekką wrzawę, którą nauczycielka stłumiła uniesieniem kopytka, po czym zwróciła się ku tobie.

- Witam komendanta Barricade'a - przywitała cię z uśmiechem na ustach. - W czym mogę pomóc? - podeszła do ciebie spokojnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak? O ty mała cwaniaro... hehehe, to dobre. Nah, Cheerilee nie jest w moim typie poprostu. Cholercia, uspokoiła klasę jednym gestem? A pamiętam jak w szkole to nauczyciel ganiał nas z linijką, i za nic nie mógł uspokoić mnie i moich kolegów z klasy jak żeśmy zaczęli rozrabiać. Piękne czasy to były.

Apple Bloom widzę ma swoje koleżanki. I niech mi pióra ze skrzydeł wypadną jeśli ta mała jednorożka obok niej nie jest młodszą siostrą Rarity. A ta pomarańczowa klaczka pegaza? Raczej nie podobna jest do Rainbow Dash. Nie, na bank nie jest z nią spokrewniona. Rozejrzałem się chwilę po całej klasie, no istna słodycz. Zupełnie nie przypomnała rozwydrzonej, hałaśliwej bandy bachorów które kiedyś odwiedziłem na stażu. Aż boli to wspominać...

 

- Dzień dobry, ja wpadłem tylko na chwilę. - powiedziałem i wyciągnąłem z kieszeni nową kłódkę i klucz do niej. - Proszę, to nowa kłódka o którą mnie pani prosiła. 

Położyłem kłódkę i kluczyk na biurku nauczycielki. Raz jeszcze spojrzałem na całą klasę. 

- Więc... jak wam idą przygotowania do przedstawienia dzieciaki? - spytałem ot tak. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Och, ale ja... dziękuję - nauczycielka spojrzała ze zdziwieniem na nową kłódkę. Jednak zmieszanie na długo nie zagościło na jej pyszczku, gdyż zaraz pojawił się znów ten sam ciepły uśmiech.

Na twoje pytanie w klasie zapanował szum, ale po dwóch klaśnięciach Cheerilee, znów zapadła cisza.

- Dzieci, pan policjant zadał pytanie. Ktoś chciałby powiedzieć kawałek swojej roli? - spytała klasę.

Wiele kopytek powędrowało w górę, lecz pomarańczowa klaczka wyrwała się z pytaniem.

- Czy będzie pan rozwiązywał kryminalne zagadki?

- Mogłybyśmy panu pomóc, Znaczkowa Liga zostałaby detektywami! - odezwała się podekscytowana, najprawdopodobniej siostra Rarity.

- To jak, w końcu chodzi pan z Cheerilee czy nie? - spytała Apple Bloom.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurde... nawet najlepsi negocjatorzy policyjni nie sprawiają że tłum tak szybko się zamyka i słucha, jak ta nauczycielka. To się nazywa wzbudzać posłuch u innych. Nawet jeśli to tylko dzieci.

- Obiecałem, więc słowa dotrzymałem. Taka moja zasada. - odparłem do Cheerilee. 

A potem wyrósł las kopytek i zaczęły się pytania... w wykonaniu Apple Bloom i jej koleżanek. Znaczkowa Liga? Ach... nie widzę u nich Uroczych Znakczków. 

Wnioskuję że założyły coś w rodzaju klubu wsparcia aby odnaleźć swoje CM. W Manehattanie już słyszałem tą nazwę, gdzieś na ulicy. 

Ale na ostatnie pytanie to aż mi wyskoczyła żyłka na czole z nerwów. Mimo to starałem się zachować spokój.

 

- Nie. Nie chodzę z panną Cheerilee. - powiedziałem spokojnie, stanowczo i definitywnie. - Po prostu jej pomogłem. To tyle.

Ale dzięki dziewczynki że zgłosiłyście się na ochotniczki aby powiedzieć kawałek swojej roli. Śmiało, nie wstydźcie się, zamieniam się w słuch.

Swoją drogą, to coś słyszałem w Manehattanie o Znaczkowej Lidze. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cheerilee na twoja odpowiedź oblała się rumieńcem, oraz zasłoniła ogonem pyszczek. Źrebiątka zachichotały, a trójka klaczek ze spuszczonymi uszkami wyszła z ławek po czym zaczęła odgrywać swoje role, na wieść o Znaczkowej Lidze w Manehattenie jednak porzuciły pomysł inscenizacji i w mgnieniu oka doskoczyły do ciebie, chwytając się twoich kopytek.

- Serio, słyszał pan? Rety, Babs nieźle sobie radzi z poszerzaniem naszej działalności - mówiła pegaziczka to do ciebie, to do koleżanek.

- Ay! Wiedziałam, że moja kuzynka sobie poradzi! - krzyknęła wesoło Apple Bloom.

- Może nam pan coś opowiedzieć o manehattteńskiej części naszej ligi? Prosimy! - biała klaczka przytuliła się do twojego kopytka, robiąc wielkie oczy w twoją stronę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Bardzo ładnie, macie wyczucie. - odparłem. Grały całkiem nieźle jak na dzieciaki, przynajmniej się nie jąkały. A potem jak się do mnie nie rzuciły, to mnie zamurowało po całości. Kompletnie nie wiedziałem co im odpowiedzieć, z dziećmi prawie wcale nie miałem żadnego kontaktu jeśli nie liczyć zgarnianych rzadko łobziaków jakich sporo było w Manehattanie i odpowadznie ich do domów. Te dzieciaki... były poprostu miłe i grzeczne.

Ale to ich zachowanie, no nie wiedziałem co robić. 

- Ale ten.. ja tylko słyszałem gdzieś tam..heh... nie znam szczegółów naprawdę... - próbowałem lekko zdjąć białą klaczkę ale ta trzymała się mojej nogi jak pijawka. Wreszcie spojrzałem na Cheerilee błagalnym wzrokiem w stylu ''Ratuj...''

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twoja mina musiała wyglądać niezwykle komicznie, gdyż nauczycielka prawie roześmiała się na głos.

- No dobrze, dziewczynki, zostawcie pana policjanta - Cheerilee spokojnie podeszła do ciebie, odczepiła małą klaczkę od twojej nogi, a resztę delikatnie odsunęła. - Bardzo miła to wizyta. Może wpadłbyś kiedyś opowiedzieć dzieciom o swojej pracy w Manehattenie, bo jak przypuszczam, teraz jesteś zajęty - powiedziała z uśmiechem na twarzy. Zwróciła się do klasy. - Zakładam, że chcielibyście kiedyś posłuchać o na pewno NIEBEZPIECZNEJ, ale fascynującej pracy stróża prawa w wielkim mieście - na tę wieść cała klasa wpadła w euforię. - No - ponownie zerknęła na ciebie. - To wpadnij kiedyś - klepnęła cię po ramieniu. Wychodząc, widziałeś, że źrebięta patrzą na ciebie z podziwem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaraz zaraz... Wpadłbyś? Przyszedłbyś kiedyś? Ona przeszła do mnie na per TY? Klepnęła mnie po ramieniu? Spoufala się? 

Nie trzeba być chędożonym geniuszem żeby to stwierdzić jednoznacznie - ona się we mnie zabujała. Albo mocno zauroczyła. Cóż, ma się tą swoją przystojno-wredną mordę, ale jestem tu dopiero 1 dzień a już co najmniej 3 klacze na mnie lecą... 

- Jak znajdę chwilę czasu... to wpadnę, czemu nie. - odparłem na odchodne. - Do widzenia. 

I ten wzrok źrebiąt... one były zainteresowane? Ehe, dobre sobie. 

 

Dziwne jest to miasto... bardzo dziwne. Patrzą na ciebie z poszanowaniem i się uśmiechają, a za twoimi plecami wybijają ci okna i rzucają w ciebie doniczkami. Trzeba będzie uważać na przyszłość. 

Z tą myślą wzbiłem się w górę, i resztę swojego obchodu postanowiłem wykonać z powietrza dodatkowo analizując topografię terenu i nakreślając w myślach położenie obiektów. Tu z góry zawsze wszytsko wygląda inaczej. Hm... widzę że w mieście są dwa drzewa mieszkalne, jedno stoi w centrum, drugie zaś przy lesie Everfree. Hm... polecę do tego położonego bliżej  tej tajemniczej puszczy. Ciekawe kto tam mieszka?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak wysoko jeszcze nigdy nie byłeś nad Ponyville. Miasteczko doprawdy było śmiesznie małe, normalne obszary posterunkowe były większe w Manehattenie. Ale tam też było was więcej, a tu byłeś sam jak palec. Nie ma żadnego wsparcia. Tylko ty i mieszkańcy.

 

Pofrunąłeś jak dziki, pikując i lądując spokojnie przed drzewem na małym wzniesieniu, z którego niedaleko było do mrocznej kniei Everfree. Sam domek był niski, ale nie mały. Dookoła biegało dużo zwierzątek, więcej niż normalnie można uświadczyć w dzikim miejscu. Jednak na twój widok, uciekały one we wszelakie zarośla czy nory, nie będąc pewne zamiarów nowo przybyłego kucyka.

Dedukcja była bardzo prosta - mieszka tutaj ktoś, gdyż skrzynka na listy jest opróżniona, a sam dom zadbany. Jednak ten ogier, lub ta klacz, nie znosi towarzystwa, gdyż mieszka poza miastem, jest empatyczny, zamknięty w sobie, lecz troskliwy i uwielbia zwierzęta, inaczej nie byłoby ich tyle w okolicy. Jednak ten kucyk nie poprzestaje na karmieniu, gdyż widać, że zwierzątka są zadbane lepiej, niż niektórzy obywatele. Domek wprost obwieszony wszelakimi budkami dla ptaszków, lecz każdy wygląda inaczej, czyli nie masz do czynienia z majsterkowiczem, widać pewną dziwną staranność, więc można założyć, że mieszka tu klacz lub zniewieściały ogier. Domki są położone w niedogodnym położeniu, dla kogoś bez skrzydeł, więc albo ktoś, kto lubi sobie robić dużo kłopotu (mało prawdopodobne) lub ten ktoś ma skrzydła. 

- Och... Ym, witaj. W czym mogę... ym... pomóc? - usłyszałeś za sobą cichutki głos. Odwróciłeś się. Stała za tobą żółta pegazica, z długą wyczesaną grzywą rozpuszczoną swobodnie i niesamowicie długim ogonem. Miała pociągłe, błękitne oczy, delikatnie wydłużone rzęsy, wyczuwałeś też jakiś słaby kwiatowy zapach. Ogólnie mało dodatków, skromny makijaż. Na jej grzbiecie siedział biały króliczek, który, jeśli można to tak nazwać patrzył na ciebie podejrzliwie.

Krótko mówiąc: trafiłeś na hipiskę. Ale od tej biła jakaś pozytywna aura, sprawiająca, że nie miałeś ochoty jej pałować, lecz raczej uśmiechnąć się szczerze i traktować taką prostą klacz, jak najzacniejszą damę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...