Skocz do zawartości

Gonitwa za szczęściem - Ren Canady (Applejuice)


Draco Brae

Recommended Posts

- Jesteśmy koło jakiegoś miasta? - spytałem, zmieniając temat. Nie lubiłem tak gadać o sobie. I to było też trochę męczące. Gdy myślałem o swojej przeszłości, wspominałem także dawne Blast, kiedy jeszcze wszystko się układało... A teraz byliśmy w rozsypce. Ale miałem urlop. Chciałem od tego wszystkiego odpocząć. Może wiejski klimacik da mi trochę do myślenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1.1k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Im bardziej się zbliżaliście, tym wyraźniej widziałeś trzy małe budynki.

- Miasto? - powtórzyła Lyriel. - Pozwól, że zerknę.

Gołębia klacz nie czekała, na Twoje pozwolenie, tylko od razu przysunęła się do Ciebie jak najbardziej. Wyciągnęła szyję by wyjrzeć za okno. Cokolwiek widziała, to nie miało dla Ciebie znaczenia. Stykała się ciałem z Tobą, znowu. Zapach jej włosów smagał Twe zmysły, a jej ciepło było podobne do tego, gdy Cię tuliła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mówisz o zabudowaniu, teraz wyskakujesz z trzema budynkami x3 Myślałam że to początek jakiegoś miasta ;p _______________________ Wybierała najmniej odpowiednie momenty. Czując jej ciepło i słodki zapach włosów miałem ochotę znów się w nią wtulić. Nieco odsunąłem się, żeby zrobić jej więcej miejsca i czekałem, aż się napatrzy, co było trochę ciężkie. Cholera, to była taka zwykła błahostka, a ja już dostawałem jakiegoś obłędu. Musiałem się opanować...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabudowania - kilka budynków, małe osiedle. Może być również rozumiane jako kompleks jakichś budynków z konkretnym przeznaczeniem. Poza tym, co miasto miałoby robić na drodze do gniazdka miłości działki Lyriel :P?

___________________________________________________________

Cała sytuacja nie trwała długo. Lyriel już po chwili wróciła na swoje miejsce i wyglądała na zdziwioną.

- Dawno tu nie byłam, ale nie przypominam sobie, by ktoś się tu jeszcze budował.

- Będziemy mieli sąsiadów? - spytała z obawami Tisa.

- Być może...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem.

________________________

Ech, sąsiedzi. Chciałem być sam z Lyriel. Potem wtrąciła się Tisa, a teraz sąsiedzi. Kim oni w ogóle mogli być? Może to jacyś fani. I może znowu nie będę miał spokoju.

Znów spojrzałem w okno i na zachodzące słońce. Chciałbym trochę polatać zanim całkowicie zajdzie. To musiał być piękny widok. Wszędzie tutaj było... pięknie, nawet jeśli to była tylko trawa i kilka krzaków. Nigdy nie byłem w takich miejscach.

Ciekawe co by było, gdyby nie ten mój "buntowniczy charakter", jak to powiedziała Lyriel, i dalej siedziałbym w Manehattenie...?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kucykowóz znacznie zwolnił, gdy zbliżaliście się do budynków. Po Twojej stronie widniał już tylko jeden budynek. Niewielki dom z jedną jabłonią i małym ogródkiem przy którym pracowała klacz. Trwało to ułamek sekundy, ale udało Ci się dojrzeć jej piękno i zgrabną sylwetkę. Jej sierść miała barwę zachodzącego słońca. Idealnie ciepło pomarańczowy kolor. Na jej boku mieniła się platynowa harfa. Jej grzywa była średniej długości i była prosta. Z lekka zasłaniała jej pyszczek. Barwa jej włosów odpowiadała niebu, które towarzyszy słońcu, gdy te niknie w odmętach oceanu. Była pegazem, którego ogon, bardzo długi stykał się z ziemią. I jej nie umknął fakt, że ktoś tu przyjechał. Wymieniliście spojrzenia. Mogłeś ujrzeć jej oczy... Klejnoty, które były głębią morskiej laguny. Cały ten widok szybko zniknął Ci z oczu, bowiem Kucykowóz się zatrzymał. Widziałeś gruszę w oknie.

- Jesteśmy - oznajmił szofer.

Wszyscy zgodnie wyszliście. I znów... powietrze inne niż te, które znasz na co dzień. Rozejrzałeś się i ujrzałeś niewielki dom z drewna. Lekko wyciągnięty dach i kilka okiennic. Z drugiej strony prezentował się ogród Lyriel. Klacze które przyjechały z Tobą, zgodnie się przeciągnęły, a szofer zostawił wam dwie małe walizki i Twoją gitarę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wreszcie mogłem rozprostować skrzydła i odetchnąć. Wziąłem głęboki oddech, a potem, kompletnie nie myśląc co robię, uniosłem się w górę. Rozkoszowałem się tym świeżym powietrzem, które orzeźwiająco waliło mnie w twarz, gdy latałem nad Lyriel i Tisą. Porobiłem parę śrub i pętli, wreszcie mogąc poczuć się prawdziwym sobą. Brakowało mi tego jak nie wiem. Prawie nigdy nie latałem, a przecież byłem pegazem. To tak jakby zwykły kucyk nie mógł chodzić. I do tego te otwarte przestrzenie, zieleń, czyste powietrze... Mega. Wzleciałem ponad chmury i rzuciłem się na ich mięciutki puszek, obserwując zachodzące słońce. To miejsce było wspaniałe. Wszystko na pewno pójdzie gładko. Lyriel... może jeszcze coś nam się uda. A potem wrócę do Ponyville, do Reiry i do tego całego bagna, które zostawiłem za sobą. Ale nie mogłem o tym myśleć. Miałem tydzień wolnego czasu i musiałem go spędzić najlepiej, jak umiałem. Zorientowałem się, że Lyriel i Tisa pewnie na mnie czekają. Znów przebiłem się przez chmury i powoli wylądowałem na ziemi obok nich. - Kocham to miejsce - powiedziałem, uśmiechając się szeroko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się tak nastukałem w klawiaturę o nowej klaczy, a tu żadnej wzmianki? Wyczuwam, że Lyriel się fochnie :rd5:

_____________________________________________________

Lyriel znów się uśmiechnęła widząc Twoją wolność. Potem tylko pokiwała łbem i chwyciła swoją walizkę, po czym od razu ruszyła do środka domku. Tisa patrzyła na Ciebie z niemałym podziwem, jednak szybko poszła w ślady swojej przyjaciółki. Szofer wsiadł z powrotem do Kucykowozu i ruszył od razu w drogę powrotną. Ostatni raz odwróciłeś się w stronę słonecznej klaczy. Po raz zatonąłeś w jej oczach. Wymiana spojrzeń nie trwała długo, jej uroda... Cię onieśmielała? Chwyciłeś za futerał i ruszyłeś za właścicielką działki. Gdy wszedłeś do środka domku, od razu trafił Cię przyjemny zapach starego drewna. Przedpokój był niewielki i ze schodami na końcu. Obok wejścia na górę, były również drzwi. Po prawo miałeś kuchnię, po lewo kolejny korytarz. Było lekko ciemno.

- Tiso, wiesz gdzie masz pokój, ja oprowadzę Rena - oznajmiła Lyriel i postawiła walizkę gdzieś w koncie. Tisa posłusznie zniknęła w korytarzu po lewo. - Obok schodów jest łazienka. Woda jest tylko zimna. W kuchni jest spiżarnia i zabezpieczona kuchenka na drewno. Stara dobra robota. Na górze jest są trzy pomieszczenia - tłumaczyła dalej patrząc na Ciebie. Światło zachodzącego słońca w kuchni oświetlało jej pysk. - Jedno to składzik, pozostałe dwa to dodatkowe pokoje. Spokojnie są jeszcze dwa pokoje na dole. Choć za mną.

Korytarz był krótki i kończył się kolejnymi drzwiami. Gdy Lyriel je otworzyła ujrzałeś małe pomieszczenie w którym była trójka innych drzwi (tak wiem powtórzenie, ale... ehhh).

- Mój pokój jest pośrodku, Twój po lewo, Tisy po prawo. Tylko jej nie nachodź w nocy, ściany są cienkie - zażartowała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ledwo ją zobaczył i już miał się zakochać? x3 Ren jest zapatrzony w Lyriel, raczej nieprędko to zmienisz ;P Poza tym czemu ona ma się fochnąć? ;d Aha, wiem. Pewnie specjalnie tak zrobisz, żeby Ren nie zwracał już na nią uwagi. :lyra3: ___________________________________ Spojrzałem na nią i pytająco uniosłem jedną brew, ale nie skomentowałem jej kolejnego żartu, którego i tak nie do końca zrozumiałem. - Aha, ok - mruknąłem tylko i otworzyłem drzwi do swojego pokoju. - Chyba jeszcze pójdę polatać - dodałem, wchodząc do środka i odstawiając swoją gitarę gdzieś na bok. Przy okazji chciałem jeszcze rozejrzeć się po okolicy. Może gdzieś niedaleko był jakiś las. Nigdy nie byłem w lesie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale nawet słowem nie wspomnieć D:? Cóż... przeżyje to jakoś D:

______________________________________________________

Pokój był niewielki i nie odbiegał od wystroju domu. Miał może pięć lub sześć metrów kwadratowych. W tym wszystkim mieściło się łóżko, szafa na ubrania i regał na książki. Na ścianach były dwa obrazy. Jeden przedstawiał samotne drzewo na bezkresnej łące, drugi kuca w lesie. Pokój był oświetlany przez średnich rozmiarów okno. Gitarę postawiłeś obok drzwi.

- Nie ma problemu, wróć najpóźniej za godzinę. Kolacja będzie czekać - odparła z uśmiechem Lyriel.

Miałeś drogę wolną, mogłeś wpierw zahaczyć o ogródek Lyriel, lub po prostu polecieć w przestworza i zlokalizować las. Trafiłeś do naprawdę magicznego i cudnie pachnącego miejsca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Również się do niej uśmiecnąłem. Robiłem to bez zastanowienia. Po prostu... gdy zobaczyło się jej uśmiech, to bez względu na twoje samopoczucie i nastrój, musiałeś to odwzajemnić.

Kierowany tym impulsem pomyślałem sobie, że...

- Moglibyśmy potem...

Urwałem jednak natychmiast. Dotarło do mnie, że prawdopodobnie znów nic to nie da, i że znowu zrobiłem z siebie błazna. Po raz kolejny przypomniały mi się słowa Lyriel, które odbijały mi się echem w głowie, niczym jakaś straszna klątwa: Stanowcze "nie". Stanowcze "nie" dla mnie.

Lekko skrępowany westchnąłem cicho i odwróciłem od niej wzrok. Trochę żałowałem, że to powiedziałem. Pewnie znowu coś sobie o mnie pomyśli...

- Nieważne - bąknąłem i, chcąc zmienić temat, dodałem: - Będę za godzinę.

Powoli wyszedłem z pokoju i zacząłem iść w kierunku wyjścia z domku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lyriel nie zatrzymywała Cię. Wyszedłeś spokojnie z domku i znów mogłeś poczuć to wspaniałe powietrze. Słońce było już w połowie zatopione w ziemi, a niebo okrywał mrok. Chmury płynęły powoli, pchane lekkim wietrzykiem. Noc zapowiadała się na ciepłą. Ogród Lyriel był teraz po Twojej prawej, a grusza po lewej. Las widniał gdzieś daleko za ogrodem. Ogród w domku na przeciwko był teraz pusty...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej chciałem latać wtedy, kiedy słońce zajdzie już całkowicie. Skoro latając w dzień czułem się tak nieziemsko, w nocy będzie jeszcze bardziej bombowo. Tym razem już się tak nie śpieszyłem. Powoli uniosłem się w górę i spokojnie szybowałem nad okolicą, obserwując teren. Po częściowym zachodzie słońca powietrze również się zmieniło. Po jakimś czasie zawróciłem w kierunku lasu i teraz leciałem do niego. W powietrzu zapominało się o wszystkim, co cię otacza. To uczucie wolności jest niesamowite... Porównałbym je nawet do stania na scenie. Dwa słowa: brak słow (lol). Gdy znalazłem się już blisko drzew, wylądowałem i ruszyłem przed siebie, ciekawy tego, co mnie otacza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Celestia ustąpiła miejsca na niebie Lunie, która zaczęła wznosić coraz wyżej księżyc. Mimo zachodzącego słońca widoczność była w miarę przyzwoita. Runo leśne pękało i szeleszczało pod Twoimi kopytami. Zapach świerków, sosen i jodeł był czymś czego tak naprawdę nigdy dobrze nie poznałeś. Uczyłeś się o tym w szkole z przymusu, ale praktyka zawsze jest lepsza od teorii. Szum drzew, ich kołysanie było dla Ciebie czymś, za czym jeszcze zatęsknisz. Twoje przeczucia wkrótce zostały oszukane, wieczór zrobił się chłodny. Mimo to badałeś las, miejsce tak Ci nieznane. Stąpałeś po miękkim mchu, łamałeś kruche gałęzie i cieszyłeś oczy...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Na chwilę zatrzymałem się i zamknąłem oczy. Wsłuchałem się w muzykę lasu. Była ona przepiękna i niesamowita. Tak wspaniale cicha, spokojna i fantastyczna, dosłownie koiła zmysły i naprawdę poruszała duszę... A przecież był to tylko zwykły szum liści, szmer leśnych zwierząt, które powychodziły ze swoich kryjówek, pohukiwanie sowy, a także mój własny oddech i bicie serca. Razem jednak te na pozór zwyczajne dźwięki tworzyły coś nieziemskiego. Po chwili ruszyłem dalej. Co jakiś czas dotykałem szorstkiej kory drzewa, trawy albo jakiegoś krzaczka. Postanowiłem znaleźć sobie jakiś punkt obserwacyjny. Uniosłem się w powietrze, szukając jakiegoś odpowiedniego drzewa, na którym mógłbym stanąć i podziwiać widoki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szybko znalazłeś drzewo wystające ponad inne. Wzleciałeś i usadowiłeś się na jego czubku. O dziwo idealnie nadawało się by posiedzieć. Teraz księżyc już dawno wraz z mrokiem wyparł słońce. Byłeś teraz ponad wieloma drzewami i mogłeś obserwować olbrzymie hektary lasu, rozgwieżdżone niebo i przestrzeń na której była działka Lyriel. Wiatr przybierał na sile, podobnie jak chłód, jednak czy to miało znaczenie w obliczu takiego zjawiska jakiego byłeś świadkiem? Przecież nie prędko znów będziesz mógł odpocząć...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skuliłem się i oparłem głowę o korę drzewa, spoglądając w dal. Nie obchodził mnie chłód. Właściwie było to bardzo orzeźwiające. Brakowało jeszcze tylko deszczu. Samotność była fajna. Może to właśnie tego najbardzej było mi potrzeba? Może po protu się nie nadaję na miłość. Może nie potrafię kochać. Ale chciałem kogoś kochać. Mieć kogoś takiego, kogo mógłbym przytulić, pocałować, darzyć zaufaniem. Tylko czy ktoś chciałby to robić dla mnie? Chyba... Reira chciała, ale po tym wszystkim na pewno mnie nienawidzi, nawet jeśli mówiła, że tak nie jest. Co teraz będzie się działo z naszym zespołem? To była jedna z tych chwil, kiedy znów zabrakło mi czyjegoś ciepła. Miałem ochotę wrócić do domku Lyriel, ale... No właśnie. Lyriel. Uświadomiłem sobie, że naprawdę ją kocham. Nikt nie zrobił dla mnie tyle, co ona. Tyle tylko, że ona nie zamierza tego odwzajemnić. Westchnąłem i położyłem się na grzbiecie. Przecież wiedziałem o tym od samego początku. Nie miałem pojęcia za kogo ona mnie ma, ale na pewno nie darzy mnie miłością. Może tylko przyjaźnią. O dziwo łatwo się z tym pogodziłem. To było oczywiste, że nic z tego nie będzie. "Walczyć o marzenia". Dobre. Może udałoby mi się naprawić relacje z Reirą...? Znałem ją od wielu lat. Właściwie gdyby wziąć to pod uwagę, ona pomagała mi praktycznie przez całe życie. Zakryłem twarz kopytami. Jak mogłem być tak głupi? Co we mnie wstąpiło? Na chwilę doznałem uczucia, że chcę wrócić do Ponyville. Ale musiałem tu być jeszcze tydzień. Teraz już sam nie byłem pewny, czego chcę. Może Lyriel... Nie. Na razie musiałem dać sobie z tym spokój. Rozprostowałem skrzydła. Musiałem zachowywać się zwyczajnie i zapomnieć o sytuacji, która była pomiędzy nami w pociągu. Wszysto musi być normalne. Zamierzałem wykorzystać resztę swojego wolnego czasu i polatać po rozgwieżdżonym niebie, a potem wrócić. Nagle zachciało mi się spać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Senność skłoniła Cię do szybszego powrotu. Lekko z wiatrem płynąłeś po nocnym niebie. Dzięki światłu księżyca mogłeś spokojnie zlokalizować trzy budynki. Nocne widoki były czymś niesamowitym, może nawet inspirującym. Wypoczynek tutaj doskonale ożywi Twoją naturę pegaza. Wkrótce doleciałeś przed domek Lyriel i wylądowałeś przed nim. Z jednego pomieszczenia świeciło nierówne, małe światło. Dochodziło najpewniej z kuchni. Wszedłeś do środka i od progu, od razu Lyriel zaczęła Cię wołać.

- Już myślałam, że się zgubiłeś Ren. Zapraszam do kuchni, zjesz z nami.

W powietrzu rozchodził się zapach warzyw i sosu. Nie byłeś pewien co to mogło być dokładnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Lecę - odparłem. Miałem ochotę podlecieć naprawdę, ale się powstrzymałem. Właściwie chciałem już latać przez cały czas. Postanowiłem, że codziennie będę robił rundkę nad okolicą rano i wieczorem - przy wschodzie i zachodzie słońca. Wtedy powietrze jest najwspanialsze, widoki także. Wszedłem do kuchni i uśmiechnąłem się. - Ładnie pachnie. Co to? - spytałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tisa siedziała przy stole i już jadła, posiłek Lyriel również stał już na stole. Miejsce dla Ciebie było przygotowane tak, byś siedział na przeciwko gołębiej klaczy. W kuchnio-jadalni zapach był bardzo intensywny.

- Chleb z farszem warzywnym - odparła Lyriel stojąca przy piecyku. Otworzyła go i wysunęła już częściowo nadkrojony wypiek. - Bardzo głodny? - spytała, uśmiechając się w Twoją stronę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tisa spokojnie pogryzała swoją porcje, a Lyriel po chwili przyniosła Ci spory kawałek chleba z farszem warzywnym i sosem.

- Cieszę się, że Ci się tu podoba - odparła i postawiła przed Tobą talerz. - Smacznego...

Już po chwili kolacja zmieniła się w przyjemną pogawędkę. Zupełnie jakby sytuacja w pociągu nie miała miejsca. Chwilę poświęciliście przyrodzie, by uczcić jej piękno, potem trochę męczyliście Tisę, by opowiedziała coś o sobie. Swoją drogą kto mógłby przypuszczać, że pochodzi ona z rodziny królewskiej... Z tymże jest daleką krewną księżniczek. Gdy rozmowa miała się zmienić w męczenie Ciebie o to byś opowiedział coś o sobie, rozległo się pukanie. Byłeś uratowany z racji, iż ostatnio nie miałeś ochoty na taką rozmowę...

- Sąsiedzi. Dobra okazja by się poznać - stwierdziła Lyriel i wstała od stołu. - Przepraszam was na chwilę.

Razem z Tisą czekałeś w konsternacji. Dało się usłyszeć dwa inne kuce oprócz Lyriel. Jeden z nich miał trochę buntowniczy rozdźwięk i należał do jeszcze młodego ogiera. Drugi zaś na pewno należał do klaczy. Był bardzo ciepły, melodyjny, można nawet powiedzieć kojący. Po krótkiej chwili Lyriel wróciła przyprowadzając za sobą gości. W dodatku, gołębia klacz przyniosła ze sobą blachę jakiegoś aromatycznego ciasta, najpewniej szarlotki. Zapach był zniewalający. Pierwszym z gości, a raczej pierwszą była słoneczna klacz. Gdy weszła do kuchni, jej pyszczek promieniował uśmiechem. Zaraz za nią przyszedł ogier. Miał bardzo dziwaczną, ale szaloną fryzurę w kolorze jasno niebieskim. Jego oczy mieniły się seledynem, a maść głębią oceanu. Na pysku miał trochę kolczyków i ćwieków, między innymi w wargach i uszach, zaś na lewym kopycie prezentowała się pieszczocha.

- Witam - przemówiła słoneczna klacz. To do niej należał ten niesamowicie ciepły, kojący głos. - Jestem waszą sąsiadką, Suzanne. A ten urwis obok to mój brat, Pyde.

- Hej - rzucił niedbale młody buntownik zaraz po tym jak usłyszał o sobie, że jest urwisem.

- Przyniosłam jeszcze ciepłą szarlotkę, by lepiej można było się poznać.

- H-hej, jestem Tisa - powiedziała cicho.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiechnąłem się do Suzanne i Pyde'a. - Cześć. Jestem Ren - powiedziałem. Ostatnio przestałem już dodawać "Canady" do swojego imienia. Uznałem, że brzmi to zbyt oficjalnie i... lamersko. Zatrzymałem wzrok na twarzy Pyde'a i lekko pokiwałem głową. - Zawsze chciałem mieć takie kolczyki - oznajmiłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem taki nie ogar pisząc tego posta, że nie wiem co z niego wyszło...

____________________________________________________________

Pyde odpowiedział Ci łobuzerskim spojrzeniem.

- Planuję kolejne, wbrew pozorom to nie boli - odparł.

Kątem oka zauważyłeś jego cutie mark. Jakby wściekle drżące cztery struny. Lyriel poprosiła Cię o dostawienie krzeseł stojących w rogu kuchni. Bezzwłocznie spełniłeś jej prośbę. Pyde od razu usadowił się obok Tisy i Lyriel, Suzanne zajęła miejsce obok Ciebie i młodej perkusistki. Siedziałeś tuż obok słońca zamkniętego w ciele kucyka. Wszystko to było okraszone drobnymi uprzejmościami od każdego. Lyriel niebawem skroiła szarlotkę i zaserwowała każdemu jeszcze ciepłe ciasto. Zapach jabłek, cynamonu, kruszonki pachniał niczym ambrozja.

- Jeszcze nie tak dawno mój domek tutaj był jedyną posesją - spytała wreszcie gospodyni. - Mogę wiedzieć co was tutaj sprowadziło?

- Jasne. Pani Alexandros wspominała mi o Tobie Lyriel. Co do mnie również ma plany, dlatego tutaj czekam. A że z bratem jesteśmy nierozłączni, mieszka ze mną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wściekle drżące cztery struny? Hmmm... ;) ____________________________________ Spojrzałem na Suzanne. - Alexandros ma wobec ciebie plany? - powtórzyłem, nieco zaskoczony. Przypomniałem sobie ten kucykowóz, którym jechaliśmy. Ta klacz mogła sobie kupić księżyc. - Nieźle - stwierdziłem, kątem oka zerkając na Lyriel i posyłając jej niewielki uśmiech. - Musiałaś jej czymś zaimponować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...