Skocz do zawartości

Gonitwa za szczęściem - Ren Canady (Applejuice)


Draco Brae

Recommended Posts

Suzanne nic już nie odpowiedziała. Szliście razem w milczeniu, a spacer był znacznie wolniejszy niż lot. Wyraźnie odczułeś różnicę, zwłaszcza, gdy czułeś jak zaprzęg odciska na Tobie swoje piętno. Teraz nawet jakbyś chciał się zmienić z Suzanne to duma Ci na to by nie pozwoliła. W tej ciszy bez słów, której towarzyszył stukot waszych kopyt i z wolna toczące się koła wozu, dało się również usłyszeć inne dźwięki nocy. Specyficzny szum wiatru, świerszcze, czasem sowy. Do tej melodii nocy dołączyło również światło księżyca, które idealnie oświetlało wam drogę. Dystans razem z czasem mijał, jednak czułeś również jak i na Tobie powstają rany. Suzanne wciąż nie patrzyła w Twoją stronę, choć chwilami zerkała, sprawdzając jak się trzymasz. Na pewno dostrzegła Twój ból, ale sama już nie śmiała zaproponować pomocy. Zaciskałeś zęby by nie wydać czasem z siebie jęku. Z niemałym trudem w końcu zbliżałeś się do domków. Czułeś jak wilgotna od potu sierść, jest drastycznie chłodzona nagłymi powiewami wiatru. Byłeś pewny, że minęło sporo czasu. Wreszcie zatrzymałeś się pomiędzy dwoma domkami i Pyde bez słowa zaczął za pomocą magii odciążać wóz.

- Po-pomóc Ci to zdjąć? - wyszeptała niepewnie. Jakby z obawą co teraz powiesz. Bez problemu mogłeś wyczuć w jej głosie, że nie chcę osiągnąć podobnego efektu co poprzednio.

Nim zdążyłeś odpowiedzieć, usłyszałeś odgłosy pełne podziwu. To była Lyriel.

- Znaleźliście wóz na drewno - zauważyła. - To dlatego nie było was tak długo. Zapraszam na siedziska. Pyde przygotuje ognisko i je zaraz zapali.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1.1k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

O, Pyde jest jednorożcem? xP ____________________________ Zignorowałem Lyriel i natychmiast zwróciłem się do Suzanne: - Tak. Marzyłem tylko o tym, żeby pozbyć się tego cholerstwa. Przez cały czas powstrzymywałem się od wydania z siebie nawet najcichszego jęku. Czułem się trochę źle, że Suzanne odebrała moje wcześniejsze słowa w taki sposób. Postanowiłem z nią to później wyjaśnić. Grzbiet bolał mnie niemiłosiernie. Nie zdziwiłbym się, gdybym miał na sobie jakieś poważniejsze rany. Co za gówno z tego wozu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydawało mi się, że wspominałem o tym lol

____________________________________

Lyriel wróciła na chwilę do domku podczas, gdy Suzanne ostrożnie wyswobadzała Cię z zaprzęgu. Czułeś jak chłodne powietrze smaga Twoje rany, zaraz jak tylko zostałeś uwolniony od starego ustrojstwa. Chłód był kojący. Wkrótce byłeś wolny, jednak zanim ruszyłeś, poczułeś jak ktoś delikatnie przeciera Twój grzbiet. To była Suzanne, otarła swoim lewym skrzydłem Twoje rany, a zaraz potem je natychmiast złożyła. Wtedy również oba domki, jak i wszyscy wkoło byli oświetleni pokaźnym ogniskiem. Pyde się postarał, a Lyriel z Tisą niosły przekąski i napoje...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suzanne spojrzała na Ciebie niepewnie. Jej nagły ruch łbem sprawił, że włosy na chwilę osunęły się do tyłu ukazując przez chwilę całą mimikę twarzy. Niepewność? Możliwe, ale zdecydowanie widziałeś poczucie winy. Być może nie chodziło tylko o Twoją urażoną dumę.

- Nie uraziłeś mnie, po prostu... - zaczęła się tłumaczyć, jednak jej wypowiedź przerwało nawoływanie Lyriel, która już czekała przy ognisku z resztą. - Pogadamy w wolnej chwili... - oznajmiła i ruszyła.

Nie pozostało Ci nic nnego by dołączyć do wszystkich. Twoje rany wciąż zdawały się piec, a chwilami nawet może czułeś jak coś spływa Ci po grzbiecie. Lyriel przygotowała trochę ziemniaków, dyni czy cukinii do upieczenia w ognisku. Przyniosła również w wolnej chwili Twoją gitarę i swoje skrzypce. Postanowiła pierwsza zacząć umuzycznianie tej nocy. Wyprostowała się jak najbardziej mogła i przyłożyła skrzypce do siebie trzymając je lewym kopytem. Zacisnęła je lekko na niektórych strunach, zamknęła oczy i smyczek zaczął delikatnie pocierać, może drażnić struny. Ta dziwna harmonia i ład bijący od tej klaczy zaczęła tworzyć muzykę, równie dostojną co ona sama.

http-~~-//www.youtube.com/watch?v=mefmYoMiLhs

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wziąłem swoją gitarę i położyłem ją obok siebie na ziemi. Ostrożnie usiadłem, jednocześnie krzywiąc się nieco. To, co mi spływało po grzbiecie, musiało być krwią. Krew. Nie chciałem się odwracać za siebie, żeby to zobaczyć, więc po prostu starałem się to ignorować. Nie mogło być aż tak strasznie. Nie miałem pojęcia, o co chodziło Suzanne. Nie zdążyłem się jednak nad tym zastanowić, bo Lyriel zaczęła grać. Delikatnie oparłem głowę o kopyta i zacząłem na nią patrzeć. Oczywiście nie tak łakomie, czy coś. Zwyczajnie ją obserwowałem. Grała przepięknie, zresztą to nic dziwnego. Także pięknie wyglądała. Cały czas wyglądała pięknie. Gdy skończyła grać, po prostu się do niej uśmiechnąłem. Chyba nie potrzebowała ode mnie żadnych słów uznania... zresztą sam nie wiedziałbym co powiedzieć. Na pewno musiała zrobić duże wrażenie na reszcie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy Lyriel skończyła grać, dało się usłyszeć dźwięk otwieranej puszki. Wszystkie oczy zwróciły się ku Pyde'owi. Jednorożec miał przy sobie kilka puszek, może kilkanaście, a jedną z nich otwartą za pomocą magii lewitował w powietrzu.

- No co? - bąknął zdziwiony.

- Nie za młody jesteś? - spytała podejrzliwie Lyriel.

- Niestety ma już skończone osiemnaście - stwierdziła zaniepokojona Suzanne.

- Zejdźcie ze mnie - burknął znów buntownik.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parsknąłem śmiechem. Po prostu nie mogłem się powstrzymać. Co za pusty szpaner... Pewnie i tak padnie już po tej jednej puszce, no, chyba że jest już zahartowany. W sumie jest ode mnie młodszy tylko o dwa lata, to nie aż taka wielka różnica. - Dobra - westchnąłem, jednocześnie sięgając po swoją gitarę, nadal uważając, żeby nie robić zbyt gwałtownych ruchów. - Teraz ja. Pochyliłem się nad swoim instrumentem i chwilę się zastanowiłem. Cicho przejechałem kopytem po strunach i w następnym momencie melodia sama pojawiła się w mojej głowie. Zamknąłem oczy, chcąc się jeszcze bardziej skupić, i zacząłem grać.

Moim zdaniem wersja nie robiona w studiu jest lepsza, bo tutaj czasami nie wychodzą mu te walnięcia w struny i w pewnym momencie słychać, że źle docisnął (2:18 ;p). Ale tutaj jest lepsza jakość, więęęęc...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podczas gdy grałeś, ból zdawał się czasem uniemożliwiać Ci poprawną grę. Jak tylko skończyłeś, popatrzyłeś się na wszystkich, a ich oczy były skierowane na Ciebie. Pyde wydawał się być zainteresowany, jednak nie potrafiłeś stwierdzić czy chodzi mu o drobne błędy, czy podziw. Suzanne uśmiechała się w typowy dla siebie sposób, Tisa również była uśmiechnięta. Tylko Lyriel patrzyła na Ciebie w typowy dla siebie sposób.

- Coś nie tak? - spytała gołębia klacz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widok jaki ujrzałeś nie był zadowalający. Ciężki wóz z kiepskim zaprzęgiem odcisnął krwawe ślady na Twoim grzbiecie. Miałeś liczne dziury i przetarcia, z których powoli sączyła się krew.* Zacisnąłeś mocno zęby, by nie dać po sobie niczego poznać. Nie chciałeś swoją osobą niszczyć tej przyjemnej atmosfery. Grzaliście się długi czas przy ognisku. Podczas tego przyjemnego zakończenia dnia dowiedziałeś się kilku rzeczy o nowo poznanym rodzeństwie. Również żyli w Fillydelphi, jednak nie pochodzili z bogatej rodziny, byli przeciętnymi kucykami i pewno tak by zostało, gdyby nie interwencja Garnet. Starałeś się cały czas nie dać po sobie znaku, że promieniujący ból na plecach odbiera Ci całą przyjemność tego wieczora. Pyde stał się nawet przychylniejszy dla Ciebie po Twojej grze, chwilę rozmawialiście, jednak nie było to nic specjalnego. Nie dowiedziałeś się również niczego szczególnego o Lyriel, choć sama jej obecność była dla Ciebie czymś co ogrzewało Twoje serce. Wkrótce Pyde zgasił gasnące ognisko i wszyscy rozeszli się do siebie. Ty sam ociągałeś się z tym, chciałeś zadbać o swoje plecy, by nie zabrudzić nic w domku swojej gospodyni. Lyriel nawet dopytywała czy ma obejrzeć Twój grzbiet, jednak duma nie pozwalała Ci na to, byś ją niepokoił. Udało się jakoś dostać ze świecą do małej skromnej łazienki. Był natrysk! Choć raczej była tam tylko zimna woda, lustro nad umywalką i inne takie. Gdy spojrzałeś na swoje oświetlone plecy nie mogłeś się powstrzymać od skrzywienia się. Teraz, gdy spora część futra była zabrudzona krwią i widziałeś masę poważnych otarć oraz ran, nie było Ci do śmiechu. Skorzystałeś z natrysku by zmyć z siebie krew. Woda nie była zimna, była LODOWATA. Twoje ciało zatęskniło za ciepłymi kąpielami w jednej chwili, jednak, gdy chłód studził rany, poczułeś się lepiej. To musiało Ci wystarczyć, bo nawet nie znalazłeś nic czym mógłbyś się opatrzyć... Pozostało Ci wrócić do swojego pokoju i spać na brzuchu. Uczyniłeś to niezwłocznie. Zmęczenie, ból i ogółem dzisiejszy dzień dały się we znaki, więc zasnąłeś szybko. Sen jaki przyszedł, był czymś na wzór gonitwy. Galopowałeś w tunelu, gdy wreszcie dobiegłeś do jego końca uderzyło Cię światło. Jak tylko oślepienie osłabiło się ujrzałeś łąkę, a na niej Lyriel, która miała odwrócony łeb w Twoją stronę i się uśmiechała. Patrzyłeś na nią krótką chwilę, gdy nagle zaczęła biec przed siebie. Uczyniłeś to samo. Nie dogoniłeś jednak gołębiej klaczy. Wybudziło Cię bowiem stukanie w szybę. Byłeś cały odrętwiały od spania na brzuchu - plackiem. Podniosłeś się jakoś i spojrzałeś w stronę okna. Był blady świt. Księżyc jeszcze nie zdążył się schować, a słońce jeszcze się nie podniosło dobrze. Za szybą, w powietrzu wisiała Suzanne. Gestem kopyta sugerowała Ci byś wyszedł do niej... Teraz jej sierść, która idealnie pasowała do zachodu słońca, była zwyczajna, ale wciąż piękna.

________

*uległem Twoim prośbom :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DUMA MU NIE POZWOLIŁA?! D: Pieszczuś, przecież to była wspaniała okazja żeby byli ze sobą bliżej T_T _________________________________________ Leniwie spojrzałem w stronę okna i powoli wstałem, przeciągając się. Nie wyspałem się przez ten ból grzbietu... i do tego jeszcze ten głupi sen. Trochę zaskoczył mnie widok Suzanne, ale nie obudziłem się jeszcze do końca, żeby się nad tym zastanawiać. Nieco chwiejnym krokiem podszedłem do okna i otworzyłem je. - Co jest? - mruknąłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie tym razem Soczusiu, nie tym razem.

___________________________________

Suzanne patrzyła na Ciebie zmartwionym wzrokiem.

- Chodzi o Twoje plecy - zaczęła cicho. - Mam pewną maść w domu, uśmierzy ból i przyspieszy gojenie. Chcę Ci zrekompensować ten wieczór, bo chyba faktycznie lepiej było wykonać kilka rundek...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie trze... - odruchowo chciałem odpowiedzieć, ale urwałem i westchnąłem cicho. Nie miałem innego wyboru. To paskudztwo na grzbiecie wyjątkowo mi dokuczało. Musiałem coś z tym zrobić. - Dziękuję - ponownie zwróciłem się do Suzanne. Przetarłem kopytem zmęczone oczy i rozłożyłem skrzydła, powoli i nadal leniwie wylatując z pokoju. Latając rany dokuczały mi nieco bardziej, więc oszczędzałem się. - Dlaczego przyleciałaś tak wcześnie? - spytałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy rozłożyłeś skrzydła, poczułeś jak Twoje rany, otwierają się na nowo. Suzanne chciała Cię jakoś wesprzeć podczas lotu, jednak od razu się zatrzymała i zrezygnowała z tego. Zupełnie jakby przypomniała sobie incydent z wczorajszym zaprzęgiem.

- Bo... bo - zaczęła się szybko zastanawiać i lecieć u Twojego boku. - Bo nie mogłam spać przez wyrzuty sumienia. Te rany są przez, to że znalazłam ten stary wóz - wyrzuciła wreszcie z siebie.

Dolatywaliście już do drzwi jej domku. Otworzyła je i wleciała do przedpokoju, a z niego na prawo, najpewniej do własnej sypialni. Nie widziałeś specjalnie całego mieszkania z racji, iż było ciemno. Jednak wystrój był podobny do tego w domku Lyriel. Sypialnia Suzanne była cała biała i pachniała świeżością. Jedna szafeczka, duże białe łoże z puchową pościelą najpewniej. Klacz z pod znaku zachodzącego słońca bezzwłocznie poleciała do szafeczki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczułem się trochę nieswojo. Nie za bardzo wiedziałem, jak mam się zachować. Suzanne bardzo się tym przejęła i nie sądziłem, że to aż tak ją dotknęło. Chciałem usiąść na łóżku, ale bałem się, że je ubrudzę. Wszedłem więc do pokoju i podszedłem do słonecznej klaczy. - Nic takiego się nie stało - powiedziałem i uśmiechnąłem się. - To drobnostka, poboli i przestanie. Nie zadręczaj się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz przez chwilę nie odpowiadała tylko gmerała w szafeczce. Wreszcie postawiła wszystko na niej i odwróciła się do Ciebie ze swoim promienistym uśmiechem.

- Kładź się na łóżko - zasugerowała. - Najpierw Cię nasmaruję, a potem założę opatrunek.

To co wyciągnęła, zasłaniała sobą...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie, nie trzeba - odpowiedziała szybko Suzanne.

Odkręciła wieko od swojej maści i od razu uderzył Cię intensywny zapach miodu z czymś jeszcze. Nie potrafiłeś stwierdzić z czym, ale to nie miało znaczenia. Klacz z pod znaku zachodzącego słońca nałożyła Ci na świeże rany sporą ilość swojego specyfiku. Było to ciepłe kleiste i nie szczypało! Suzanne stała nad Tobą i gdy skończyła wreszcie nakładać maść, zaczęła wreszcie ją wsmarowywać w Twoje plecy. Jej kopyta pracowały z początku przy podstawie szyi okrężnymi i delikatnymi ruchami. Była niesamowicie ciepła. Nie robiła niczego co mogłoby sprawić Ci ból. Delikatnie zeszła do podstawy skrzydeł, tu czułeś ból, ale szybko zamienił się w kojące uczucie ulgi. Ta maść i idealna siła nacisku Suzanne, działały cuda. Delikatny masaż był kontaktem jakiego nie miałeś w zasadzie nigdy. Obecność innych klaczy ograniczała się do pewnych zachowań. Przytulanie, całowanie tak... ale masaż? To uczucie dawało Ci świadomość, że ktoś się Tobą opiekuje w tej chwili, że ktoś o Ciebie dba. Masaż przy skrzydłach trwał przyjemnie długo i nie zapowiadało się, by szybko się skończył.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początku byłem nieco spięty, lecz gdy poczułem na sobie ciepłe i delikatne kopyta Suzanne, to uczucie natychmiast zniknęło. Rozluźniłem się i wygodniej ułożyłem głowę na pościeli, zamykając oczy i delektując się jej dotykiem. Ogarnęło mnie błogie poczucie ulgi, gdy zamiast bólu na plecach czułem łagodne kopyta klaczy, które sprawiały, że z każdą chwilą coraz bardziej ogarniało mnie cudne uczucie rozkoszy. Kiedy zeszła do podstawy skrzydeł drgnąłem lekko, ale ból trwał tylko parę sekund. Znów powróciło uczucie narastającego ciepła. Czując dotyk Suzanne w tym miejscu westchnąłem cicho. To było najbardziej czułe miejsce u pegazów, a ona musiała o tym doskonale wiedzieć; nie przerywała masażu. Czułem się nieziemsko. - Jesteś wspaniała... - szepnąłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suzanne nie zareagowała na Twój szept. Wciąż masowała i to całym sercem. Każdy cal Twojego grzbietu był pieszczony jej delikatnym dotykiem. Rany, które jeszcze nie zdążyły się porządnie zasklepić i nie tak dawno mocno dawały o sobie znać, teraz doznawały leczniczej kuracji. Klacz skupiała swój dotyk tylko na ranach. Wkrótce, okrężnymi ruchami wróciła ponad skrzydła. Gdy chwilami bardziej się pochylała, to włosami czasem Cię smagała po szyi. Opieka, bliskość, troska, stymulacja podstawy skrzydeł... Nie potrafiłeś nad tym zapanować, czułeś jak Twoje skrzydła się unoszą. Suzanne zdawała się to ignorować, lub nawet nie zwróciła uwagi.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To było do przewidzenia... i chyba nie powinno stworzyć u Suzanne jakiejś specjalnej reakcji. W końcu... to było przecież normalne, prawda? I tak nie potrafiłbym teraz złożyć skrzydeł, a nawet gdyby i tak mi się to udało, uniosłyby się znowu. Suzanne chyba to rozumiała, zresztą też była pegazem. Skoro na to nie zareagowała wszystko było w porządku. Chyba... Również starałem się to zignorować. Udawałem, że nic się nie stało. Nadal miałem zamknięte oczy i delektowałem się jej cudnym, leczniczym masażem. Mogłem tak leżeć godzinami. Co jakiś czas, gdy już nie mogłem się powstrzymać, cicho wzdychałem, zalany falą rozkoszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suzanne wciąż dopieszczała Twój grzbiet. Maść zdawała się powoli znikać i pozostawał wam tylko dotyk. Wszystko nagle ustało, gdy klacz trąciła niechcący Twoje skrzydło. Nie spodziewała się tego i zapewne wciąż stała nad Tobą.

- Ekhem... ja - zaczęła nieco speszona. - Pójdę zaparzyć herbaty.

Jedno z kopyt, które wciąż było na Tobie, zwolniło nacisk, a sama klacz jakby zaczęła się wycofywać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I czar prysł. Zorientowałem się, że jednak nie jest w porządku. Od razu uniosłem się i usiadłem. Było mi cholernie głupio. A skrzydła nadal pozostawały uniesione. - Ja... Przepraszam - bąknąłem i odwróciłem się od Suzanne, nie mogąc spojrzeć jej w oczy. Miałem ochotę wyjść z jej sypialni i wrócić do siebie, ale zdałem sobie sprawę, że chciała założyć mi jeszcze opatrunek. Poza tym bez niego nie wytrzymałbym za długo. To chyba była jedna z najbardziej krępujących sytuacji. Cholerne skrzydła. Ten odruch był totalnie bezsensowny. Skąd on się w ogóle wziął? I dlaczego skrzydła? Ych. Dobrze, że nie unosiły mi się gdy Lyriel mnie przytulała. To dopiero byłaby masakra...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...