Skocz do zawartości

Gonitwa za szczęściem - Ren Canady (Applejuice)


Draco Brae

Recommended Posts

Warknąłem jakieś przekleństwo i, wściekły na samego siebie, szybkim krokiem wyszedłem z jej sypialni, kierując się do wyjścia z jej domku. Starałem się otworzyć i zamknąć drzwi najciszej, jak potrafiłem. Pyde pewnie niedługo się obudzi. Brakowało mi tylko tego, żeby mnie zauważył. Już i tak byłem totalnie pogrążony.

Nie mogłem wejść ot tak do domku Lyriel. Ona i Tisa pewnie jeszcze leżały w łóżkach. A ponieważ moje skrzydła chyba jeszcze zbytnio nie nadawały się do użytku, utknąłem na zewnątrz.

Jak najszybciej oddaliłem się od domku Suzanne, nadal rozzłoszczony. Choć może to nie było na miejscu, obwiniałem również ją. Po co masowała mi podstawę skrzydeł? A potem dziwi się, że są uniesione i ucieka. Rany!

Właściwie ja też uciekłem. Ale co innego mogłem zrobić? Poczekać aż wróci i udawać, że niby nic się nie stało? Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Ale to też jej wina, właściwie w szczególności jej wina.

Usiadłem przy ścianie domku Lyriel pod swoim oknem i westchnąłem ciężko. Co za katastrofa. A może Suzanne... ech, zresztą.

Starałem się nie myśleć o tej sytuacji. Czekałem, aż wreszcie będę mógł latać. Potem położę się spać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1.1k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Czekając, poczułeś chłód tego poranka. Mimo iż nie chciałeś myśleć o tym co się stało, to było silniejsze od Ciebie. Szukałeś odpowiedzi, czemu to tak wyszło. Niestety, wzburzenie nie pozwalało na znalezienie rozwiązania. Sytuacja w jakiej się znalazłeś sprawiła, że szybko skrzydła opadły. Rozłożyłeś więc je ostrożnie i będąc przygotowanym na ból. O dziwo, nic nie poczułeś. Rozłożyłeś skrzydła i swobodnie nimi zatrzepotałeś. Suzanne dokonała cudu... Miałeś teraz jeszcze większą bitwę myśli. Mimo wszystko wróciłeś do swojego pokoju i położyłeś się w łóżku z nadzieja, że zaśniesz. Ledwo zdążyłeś się ułożyć, gdy rozległo się pukanie.

- Śpisz? - spytała ściszonym głosem Lyriel.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po Twojej odpowiedzi, drzwi się uchyliły. Zajrzała do środka Lyriel, nie było na niej śladu zmęczenia czy lenistwa porannego. Od razu przypomniały Ci się słowa, że tu trzeba będzie pracować. Co dziwne, klacz widząc Cię rozbudzonego, weszła do środka ze śniadaniem dla Ciebie i herbatą.

- Dwie kanapki na słodko i herbata z sokiem z truskawek może być? - spytała ciepło. - No chyba, że wolisz kawę. Potem pójdziemy oczyścić studnię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie musiałaś - powiedziałem zaskoczony i powoli wstałem z łóżka, teraz już nie mając innego wyboru. Uśmiechnąłem się lekko i wziąłem od Lyriel śniadanie. - Dzięki. Z powrotem usiadłem na łóżku i położyłem sobie tacę na kolanach. Chwyciłem kubek z herbatą i przyłożyłem go do ust, biorąc łyk gorącego napoju.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Herbata była zwyczajna, choć sok z truskawek nadał jej intensywnego słodkiego smaku. Na razowym pieczywie dumnie prezentowało się jabłko w plasterkach i talarki marchwi. Lyriel przysiadła obok Ciebie, mniej więcej w sporym odstępie.

- Może i nie musiałam, ale zrobiłam. Czy to źle? - spytała retorycznie. - Swoją drogą, jak Twoje plecy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"...w sporym odstępie". Musiałeś to aż tak podkreślić? :rainderp: ________________________________________________ Słysząc pierwsze pytanie otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale od razu je zamknąłem, uświadamiając sobie, że Lyriel nie oczekuje na nie odpowiedzi. Ostatecznie jednak mruknąłem: - To miłe. - Potem zmieniłem temat. Nie musiałem niczego ukrywać, jednak nieco pozbawiłem swoją wypowiedź szczegółów, o których raczej nie chciałem mówić Lyriel: - Była u mnie Suzanne, powiedziała, że ma wobec mnie wyrzuty sumienia i nasmarowała mnie jakąś maścią. Teraz jest o wiele lepiej. Przyjrzałem się kanapkom i wziąłem jedną z nich. - Nigdy nie jadłem kanapek z jabłkami - powiedziałem, nie chcąc dalej rozmawiać o sytuacji z Suzanne, a potem wziąłem kęs kanapki. Nieco obawiałem się jej smaku, ale nie pokazywałem tego, nie chcąc drażnić Lyriel.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chleb był jeszcze ciepły, i przyjemnie się go gryzło. Podobnie zresztą do jabłek i marchwi. Bardzo słodki owoc chrupał się razem z warzywem, a masło spajało wszystko w całość. Było smaczne i... nietypowe.

- Rozumiem - odparła Lyriel. To jedno słowo było pozbawione jakichkolwiek emocji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zerknąłem kątem oka na Lyriel, ale nic nie powiedziałem. W milczeniu jadłem swoje śniadanie. Pewnie coś ją dręczyło, ale, o dziwo, coś odpychało mnie od spytania co. Miałem dziwne wrażenie, że to coś dotyczyło mnie, i że i tak mi nic nie powie. Czułem się trochę... inaczej. Ech, może to wszystko przez ten masaż. To uczucie do Lyriel... jeszcze bardziej nie byłem co do niego pewny. Chyba ostatecznie dałem sobie spokój po tej sytuacji w pociągu. Przez to byłem w jej obecności nieco skrępowany, a chyba też w pewnym sensie zażenowany. Nie utrzymywałem z nią kontaktu wzrokowego. Gapiłem się w tacę i jadłem, starając się myśleć tylko o tym, żeby jeszcze znaleźć chwilkę czasu na poleżenie w łóżku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lyriel w Twojej obecności nie zachowywała się inaczej niż zwykle. Była jak zawsze nieprzewidywalna. Opadła z lekkością na swój grzbiet, na Twoim łóżku. Lekkie wstrząsy od sprężyn udzieliły się również Tobie. Część jej grzywy opadała wolniej od reszty i pomimo odległości musnęła Cię. Każdy jej włos był niczym aksamit, niósł również ze sobą charakterystyczny, przyjemny i kojarzący się tylko z nią zapach. Wszystko to zostało zwieńczone lekkim skrzypnięciem starych sprężyn.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Draco Brae? :rainderp: I przepraszam, że wczoraj mi się tak zniknęło. _______________________________________ Nie spodziewałem się tego i mimo wszystko lekko drgnąłem, gdy musnęły mnie aksamitne włosy Lyriel. Spojrzałem na nią. Cały czas zastanawiałem się, co tak naprawdę chodzi jej po głowie. W pewnym momencie dotarła do mnie dziwna myśl, że może jest zazdrosna. Bo wcześniej nie chciałem, żeby obejrzała moje plecy, a teraz wyskakuję jej z tym, że Suzanne się mną zajęła. Może też miała jakieś wyrzuty sumienia? W to akurat wątpiłem, jednak nie wykluczałem tej możliwości. Kto wie, co o mnie teraz myśli... Odłożyłem tacę na bok, a potem kopytem delikatnie odgarnąłem włosy Lyriel. Położyłem się obok niej i uśmiechnąłem się. - Wiesz... - zacząłem. - Przydałby mi się jednak jakiś opatrunek. Byłbym wdzięczny, gdybyś zerknęła na mój grzbiet. Trochę nie byłem pewny czy to na pewno dobre zagranie, ale... ech, trudno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lyriel powoli się podniosła z powrotem do pozycji siedzącej. Pokręciła trochę łbem, by jej włosy wróciły do normalnego stanu.

- Nie ma sprawy, ale najpierw dokończ śniadanie - odparła i wstała z łóżka. Nie ruszyła dalej przez chwilę, tylko stała, do Ciebie tyłem. Zwróciła na chwilę głowę w Twoją stronę. Ten sam tajemniczy i pełny spokoju wyraz pyska co zawsze. - Czyżbyś był nieco skrępowany w mojej obecności? Nie powinieneś. Jesteśmy przyjaciółmi prawda?

Dopiero po tych słowach ruszyła powoli do drzwi, najpewniej po opatrunek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Również usiadłem chwilę po tym, jak Lyriel się podniosła.

- Hm, nie. Znaczy się tak, jesteśmy przyjaciółmi. Nie jestem skrępowany. - Zachichotałem cicho i parę razy przeczesałem grzywę, a potem zrezygnowany spuściłem wzrok. - Może trochę... - mruknąłem.

Rany, zamknij się, debilu.

Odwróciłem głowę w kierunku okna.

- Ale to nic takiego, po prostu ostatnio... hm, czuję się dziwnie.

ZAMKNIJ--!

- Przejdzie mi. - Uśmiechnąłem się lekko w kierunku Lyriel.

Ych, brawo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twoje słowa skłoniły Lyriel do jednego. By została jeszcze chwilę w tym małym pokoiku. Wróciła i przysiadła obok Ciebie.

- Więc śmiało powiedz co Ci leży na wątrobie. No chyba, że wolisz pogadać przy czymś mocniejszym - zaproponowała z lekkim uśmiechem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uniosłem brwi, lekko zaskoczony. - Przy czymś mocniejszym? - powtórzyłem. To było trochę niebezpieczne. Nie chciałem rozmawiać z Lyriel o swoich problemach... właściwie jednym problemie, związanym z nią. Oprócz tego... chyba nic mi nie dolegało. Zresztą co mi szkodzi? Przecież na pewno to będzie tylko kilka kieliszków i nic więcej, w końcu jest z nami Tisa. Poza tym z Lyriel można też porozmawiać o innych rzeczach niż o moich problemach. Właściwie od tego powinniśmy zacząć, żeby przejść na jakieś normalniejsze tematy. Uśmiechnąłem się. - Jasne - powiedziałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lyriel pokiwała łbem z rozbawieniem i skierowała się do wyjścia z pokoju. Teraz nie pozostało Ci nic innego, jak zostawić niedokończone śniadanie, wstać z łóżka, by ruszyć za gołębią klaczą. Poszliście razem do kuchni, gdzie Lyriel poprosiła Cię byś tu zaczekał. Przygotowała dwie szklanki i powiedziała, że idzie na chwilę do spiżarni. Nie minęła krótka chwila, gdy klacz przyniosła butelkę z jakimś ciemnym sokiem.

- Nalewka z wiśni - oznajmiła i nalała po jedną czwartą szklanki. Potem postawiła obok butelkę i usiadła naprzeciw Ciebie. W kuchni dało się odczuć poranny chłód, ale był on znośny. - Jakiś toast? Bo jak nie, to jak widzisz: słonko świeci, ptaszek kwili, może byśmy się napili?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wzruszyłem ramionami z cichym westchnięciem. - Wszystko jedno - mruknąłem. Humor od razu jej się poprawił. Interesujące. Wziąłem swoją szklankę i wygodnie oparłem się na krześle. Upiłem z niej niewielki łyk nalewki. - Właściwie to o czym chcemy gadać? - spytałem. - Jak zwykle mam jakiś problem, będę chodził zdołowany przez resztę tygodnia, a ty będziesz mnie pocieszać. To ma jakiś sens? Nazwałbym to... błędnym kołem - bąknąłem, a potem wziąłem kolejny łyk. - Dobre to.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nalewka miała bardzo słodki smak i zdecydowanie nie należała do najsłabszych. Jednak nie odrzucała od siebie. Lyriel wysłuchała Twoich słów uważnie, a potem jednym szybkim ruchem zajrzała na dno szklanki. Od razu po tym nalała drugą kolejkę. Przez cały czas jej wzrok spoczywał na Tobie. Na Twoich oczach.

- Nie myślałeś czasem, by wyrwać się z tego błędnego koła? Bo to chyba tego ma dotyczyć ta rozmowa - spytała ujmując szklankę w kopytka. Podniosła ją i delikatnie nią bujała, obserwując przy tym kołysanie nalewki. - Czyżbyś był masochista? - rzuciła kolejnym pytaniem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otworzyłem usta żeby z rozbawieniem zaprzeczyć, ale odpowiedź utknęła mi w gardle. Mruknąłem wymijająco "Hmmm" i chwilę milczałem. - Nie - odparłem po jakimś czasie i dopiłem do końca swoją nalewkę, a potem lekkim ślizgiem posłałem ją w kierunku butelki. - Właściwie nigdy tak na serio nie próbowałem. Może jestem, nie wiem - mruknąłem, już nie do końca taki przekonany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lyriel jeszcze krótką chwilę zajmowała się swoją szklanką, zanim wypiła jej zawartość. Przez ten moment bawiła się nią, zupełnie jakby była kryształową kulą. Ostatecznie "ten świat" wywróciła do góry nogami, wlewając go do swoich ust. Nie zrobiła tego tak szybko i bez taktu jak za pierwszym razem, zdawała się delektować mocą i smakiem trunku. Gdy skończyła nalała do pełna obie szklanki, jednak nie wzięła znów w kopyta swojej.

- Mimo iż w naszej naturze nie leży agresja, wciąż musimy walczyć - zaczęła wreszcie. Jej wzrok spoczywał gdzieś na stole, a kopyta podpierały łeb. Włosy delikatnie omiatały krawędź blatu z każdym jej wdechem i wydechem. - Pamiętasz jak mówiłam, że kucyk bez celu w życiu umiera? To nie do końca prawda. Bowiem umiera tylko jego serce, to co było motorem jego chęci. A Ty? Sam do tego dążysz. Czy nie warto odrzucić wszelkie zahamowania i spróbować wejść na szczyt? Tyle pytań, a odpowiedź na nie znasz tylko Ty sam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zamyśleniu spojrzałem gdzieś w dal, jednocześnie biorąc w kopyta swoją szklankę. - Szczyt, huh? - powtórzyłem. - Szczyt to cel, który chcesz osiągnąć. Zakładając, że już nie masz swojego celu, twoje serce umarło. Nie możesz więc odrzucić wszelkich zahamowań żeby do czegoś dążyć, bo tego już nie ma. Pogmatwane, co nie? - Wziąłem kolejne kilka łyków nalewki. - Ale możesz mieć marzenie. Marzenie i cel to dwie inne rzeczy, ale podobne. Jednak... - urwałem na moment i spuściłem wzrok. - Nawet jeśli masz marzenie, po co ci one, skoro masz stuprocentową pewność, że ono się nie spełni? Dążenie do ślepego celu, odrzucając wszystko, ma jakiś sens? Dokończyłem nalewkę i odstawiłem szklankę. - Właśnie tak robię. Odrzucam wszystko i staram się zrobić coś, na co mnie kompletnie nie stać. Tak jakby utknąłem, bo już nie mogę się cofnąć. Mówiąc to miałem na myśli Reirę i Lyriel. Co raz bardziej docierało do mnie to, co powiedziałem. Westchnąłem i wypowiedziałem swoje obawy na głos: - Będę samotnym żulem z piątką psów zamiast dzieci i będę grał na jakimś ukulele wygrzebanym ze śmieci pod sklepem z papierosami, żeby zarobić na życie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lyriel podczas Twojej odpowiedzi nawet nie drgnęła. Wciąż opierała łeb i patrzyła na jakiś magiczny punkt na stole. Słysząc jednak Twoje lęki poruszyła się niespokojnie. Uniosła głowę z kopyt, które jednocześnie opuściła. Przeszyła Cię badawczym wzrokiem i zamknęła powieki, a potem oparła się jak najbardziej mogła na krześle. Wyciągnęła szyję i łeb jak najbardziej do tyłu, ostatecznie zastygając w takiej pozycji.

- To dopiero jest nierealne marzenie. Ale jeśli nie spróbujesz to nawet tego nie ziścisz - stwierdziła bez emocji. - Nie jesteś bogiem, by znać efekty swoich działań, a to o czym mówisz to zwykłe tchórzostwo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może faktycznie miała rację. Ale i tak trochę mnie to dotknęło. Miałem dwa cele. Marzenia. Szczyty. Lub cokolwiek innego. Pierwszym była wizja mojego zespołu, jeszcze bardziej znanego, mającego tak świetne piosenki jak Trapnest i równie tyle samo forsy co oni. A drugim... była ona, Lyriel. Naprawdę byłem dziwny. Znałem ją jedynie od paru dni, a i tak czułem do niej coś... specjalnego. Może to tylko chwilowe, nie miałem pojęcia. Skoro jednak straciłem okazję u Reiry, musiałem próbować gdzieś indziej. A ta klacz naprawdę była wyjątkowa. Piękna, inteligentna, z wrednym poczuciem humoru, opiekuńcza. Gdzie znajdę kogoś takiego jak ona? To jednak nie była jedna z tych rzeczy, gdzie mogłem działać od razu. Po prostu nie potrafiłem tego zrobić. Miałem zbyt dużo wątpliwości... i faktycznie, bałem się. Tylko nie spodziewałem się, że Lyriel nazwie to tchórzostwem, powie mi coś takiego wprost, ot tak. Spojrzałem jej w oczy. - Więc masz mnie za tchórza, tak? - spytałem lodowato, chyba tylko po to, żeby jeszcze bardziej się pogrążyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na Twoje pytanie łeb klaczy wrócił, by spojrzeć na Ciebie. Jej powieki powoli uniosły się do góry i zwieńczyły jej stoicki spokój. Sięgnęła po szklankę z nalewką, a potem wypiła ją duszkiem. Dopiero teraz odpowiedziała Ci spojrzeniem. Czułeś jednak, że nalewka zaczyna się udzielać Twoim myślom i ciału.

- Nie pytaj jeśli nie jesteś gotowy na odpowiedź - odparła stawiając szklankę obok Twojej. Znów zabrała się za nalanie kolejnej kolejki. - Z lękami można walczyć, wystarczy, że spojrzysz na Tisę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co było moimi lękami? To jak Lyriel zareaguje na to, co chciałem jej powiedzieć. Co wtedy będzie z naszą przyjaźnią? Może mnie znienawidzi? Albo wyśmieje? Jednak... jak miałem się o tym przekonać, nie próbując? Z lękami można walczyć. Nie chciałem być tchórzem. Gdybym sobie odpuścił cały czas żyłbym w niepewności, czy to co zrobiłem było słuszne. Odpuszczając sobie ostatecznie bym się poddał. Nie mogłem się poddawać. To był jeden z idealnych momentów. Mogłem udowodnić i sobie, i Lyriel, że jednak nie jestem nikim. Słowo "tchórzostwo" było mocną motywacją. Dodatkowo nalewka zaczęła działać. Teraz albo nigdy. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Miałem już dość tych ciągłych problemów. Po prostu chciałem, żeby to wszystko się skończyło. Wstałem z krzesła. Podszedłem do Lyriel, lekko uklęknąłem obok niej, dotknąwszy wcześniej jej kopyta. A potem... zrobiłem to. Pocałowałem ją. Może to była jedna z tych rzeczy, których będę żałować do końca swojego życia. Kto wie. Całą swoją siłą woli zmusiłem się, żeby nie posuwać się za daleko. To był lekki pocałunek, delikatny, ledwo wyczuwalny. Tak mogli całować się przyjaciele, gdyby byli na naszym miejscu. Trwał on krótko. Starałem się nie skupiać na miękkim dotyku warg Lyriel na swoich ustach. Szybko odsunąłem się od niej i wstałem, równocześnie czując się tak, jakbym obudził się z jakiegoś transu. Wziąłem głęboki oddech i mówiąc zdałem sobie sprawę, że mój głos drży. - Właśnie odrzuciłem wszelkie zahamowania. Jak najszybciej skierowałem się do wyjścia z kuchni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...