Skocz do zawartości

Akademia Wonderbolts - sesja II


Aretra

Recommended Posts

- Bardzo bym się ucieszył gdyby były okrążenia na rozgrzewkę. Może po rozgrzewce mogą nas dobrać w ten sposób: ten kto był pierwszy będzie w parze z drugim , trzeci z czwartym, piąty z szóstym i tak dalej. Według mnie to byłby dobry pomysł ponieważ para byłaby równa ,nie byłoby lepszego i lepiej ,by się pracowało. - odpowiedział Thunder.

Link do komentarza

(Nareszcie post skończony... sorki, że nie miałem jak wcześniej. No, cieszę sie, że chociaż zdążyłem przed Aretrą. Bałem się, że da post niwelujący tę pracę, będącego kompliacją wielu pojedynczych, wolnych chwil... Na szczęście jakoś zdążyłem. ^ ^ Pomimo tego, że ileś razy zmieniałem treść tego, w zależności od tego, co nowego inni pisali... Padam. Wiadomość wysłana, czas lecieć na zasłużony sen...)

 

Tender Ardour wylądował na gorejących skrzydłach. Oddychał głęboko. Dotychczas wyścig bardzo absorbował jego uwagę, przez co z pewnym trudem przekierował ją na sprawy bieżące. Czym prędzej usunął się z obszaru, w którym teoretycznie mogły zakończyć swój lot pozostale pegazy.

Zadarł głowę do góry, wznosząc ją ku niebu. Spoglądał na tych, którzy nadal szybowali w przestworzach. Widocznie nie był ostatni... Po tym jak już chwilę ochłonął, zajął się ćwiczeniami rozciągającymi, które to wykonywał zazwyczaj także przed wysiłkiem - ot. parę minut zaledwie - wedle zaleceń, które niegdyś usłyszał.

 

Ze spokoju rutyny wyrwał go zaledwie na moment odgłos kuca, zderzającego się z chmurami. Odwrócił pyszczek w kierunku zasłyszanego dźwięku, gotując już mięśnie do szarpnięcia się w ową stronę - dostrzegł bowiem ofiarę kolizji... jednak powstrzymał się, widząc, że wraca ona bez problemu na tor

Czas długi nie minął, nim to Sunset odnotowała ostatnie lądowanie, a pani kapitan ponownie zaszczyciła drużynę swą obecnością.

 

Pomimo zmęczenia, kuc o fioletowej sierści postarał się wyprostować, aby stanąć godnie przed osobą o tak wysokiej pozycji. Wysłuchał w milczeniu zarówno jej słów, jak i tych, pochodzących z ust jej podwładnej. Postarał się zachować w miarę niewzruszoną postawę w momencie, w którym usłyszał, że to właśnie on był pierwszy, niemniej jednak widać po nim było lekkie zaskoczenie. Szczerze powiedziawszy nie spodziewał się tego - jako ktoś, kto nigdy profesjonalnie nie trenował latania - i było to dla niego drobną, acz miłą niespodzianką.

 

<To dopiero pierwsze zadanie...> - pomyślał, odmawiając sobie dumy.

 

Zaintrygowała go kwestia owej ,,nagrody". Przypomniał sobie, że Spitfire wspominała coś o zależności sposobu wykonywania następnych poleceń od wyników wyścigu.

 

<Czyżby większe wyzwanie...?>

 

Poza tym, zastanowiło go, jak to już na samym początku para uczestników wiatrobiegu została oddelegowana do zadania karnego... jednak to

decyzja o o odwołaniu rozkazu była dla niego sensacją. Nie spodziewał się czegoś takiego u dowódcy. Uznał, że jakikolwiek powód stał u

podstawy takiego działania, warty byłby poznania...

 

Wątpił jednak, aby leżało to w granicach jego możliwości.

 

Wtem wystąpił porucznik Soarin - wraz ze swą, zwieńczoną napomknieniem o szarlotce, mową. Zaiste, była to przemawiająca do szybkiego zakwaterowania wypowiedź. Kuc górski podbiegł kłusem ku leżącemu nieopodal bagażowi, uchwycił go w zęby, zarzucając na grzbiet, po czym zmierzył w tym samym kierunku, co reszta grupy.

Poczuł w duchu wdzięczność do członka Wonderbolts, który zdecydował się osobiście ich oprowadzić, pomimo tego, że zapewne nie należało to do jego obowiązków.

 

Przechadzającemu się korytarzem ogierowi dane było zauważyć, że po skrzydle jednej z klaczy spływa gęsta maź... pojedyncza kropla skapła mu na kopyto. Z lekka przejął się o jej kondycję - wszak był to dopiero pierwszy dzień... zdecydował się później ją o to spytać.

Zakwaterowanie... nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Mial parę powodów ku temu, aby wybrać pokój jednoosobowy.

Po pierwsze, uznał, że - w świetle przyszłych relacji - lepiej byłoby, żeby nikogo nie faworyzował, mając pojedynczą osobę obok siebie niezaprzeczalnie większą ilość czasu...

 

Po drugie - mieszkał daleko stąd. W razie jego ewentualnego, długiego wyjazdu, zwalniałby kwaterę, dając komuś szansę na skorzystanie z niej. Nie byłoby to takie proste, gdyby wziął z kimś pokój na spółkę. Dla gościa, przyzwyczajenie się do nowego współlokatora może być kwestią

więcej, aniżeli paru godzin.

 

Po odnalezieniu pokoju, rzucił swój bardzo skromny bagaż koło łóżka, nie spiesząc się z rozpakowywaniem owego. Ledwie przeleciał wzrokiem po obrazach, uznając, że przyglądanie się im zostawi sobie na kiedy indziej. Nie był w ogóle przyzwyczajony do wygód spania na ziemi. Kwestia tego, jak będzie spał nie była dla niego sprawą pierwszorzędną. W zasadzie, nie czuł się tutaj nazbyt przytulnie... bardzo różniło się to od jego domu.

Zerknął do łazienki, sprawdzając cóż tam takiego oferuje... wrócił do głównego pomieszczenia min. po ręcznik, po czym oddał się spłukiwaniu z siebie brudu... nie tyle jednak z tego wyścigu, co z kilku dni prawie nieustannego lotu... Akademia zaiste odległa była od Gór Kryształowych.

 

Orzeźwiony, walnął się na łóżko. Zaczął się zastanawiać, cóż teraz począć. Otóż, wedle słów Soarina, na szarlotkę winni byli przyjść po tym, jak już się ,,zakwaterują i odpoczną"... uznał jednak, że zerknie tam. Choćby i po to, aby nie szukac drogi do stołówki później i nie spóźnić się na ciepłe.

Dźwignął swe plotaśne cztery litery i ruszył stępa w zamierzonym kierunku . Nim jednak opuścił tę sekcję akademii, dane mu było usłyszeć słowa zza uchylonych drzwi... które sprawiły, że mimowolnie się zatrzymał. Rozejrzał się wokół, po czym zerknął do wnętrza niedomkniętej kwatery. Ujrzał tam klacz, która wcześniej przedstawiła się jako Lilly. Już miał zamiar nawiązać rozmowę... gdy ta nagle pisnęła i z ożywieniem zabrała się za... cokolwiek właśnie robiła. Nie był w stanie dostrzec. Uznał, że się wycofa i wróci do niej później... Myśląc o niej, ruszył w kierunku stołówki... a tu - przemiła niespodzianka.

 

Okazuje się, że jabłeczne ciasto zostało już przyrządzone i podane. Ucieszony tym faktem, od razu wziął się za pałaszowanie pierwszego kawałka. Wtedy jeszcze nie wiedział, że Soarin za pomocą ciasta próbuje podbić świat. Gdy to rozkoszny smak rozpłynął mu się w ustach, pegaz pomyślał, że mógłby osobiście poinformować pozostałe kuce o ukończeniu tego dzieła przez kucharzy. Zabrawszy drugi kawałek na wynos, ruszył w kierunku kwater. Nie odnalazł tam jednak jakiegokolwiek kuca - nawet owej, na pierwszy rzut oka, zafrasowanej swą postawą klaczy.... no, dobra, do jednego pokoju zapukał, jako że był otwarty - ale nikt nie odpowiedział, więc się nie liczy!

 

Przypuścił, że być może napotka ich w miejscu, w którym rozpoczęli swą wspólną przygodę. Udał się w kierunku placu treningowego. W chwili, w której opuścił zamkniętą przestrzeń zrozumiał, o ile lepiej się czuje na wolnym powietrzu. Nie dostrzegając kuców dookoła, uznał swą powinność za skończoną. Podjadłszy sobie, wzbił się radośnie w powietrze. Nie planował jednak trenować. Oddał się tej czynności, która kusiła go jeszcze w czasie wyścigu. Puścił się do przodu, wraz z pędem wichru, wiejącego nad ziemią... rozluźnił się, dryfując jakiś czas. Poczuł, że na tym nie poprzestanie. Zatoczył szerokie koło, tak, aby zaczynając później lot z prądem przed Akademią, przelecieć nad nią -  osiągając prędkość, na jaką pozwalała mu wyłącznie struga powietrza. To było piękne. Jak w domu. Skrzydła wibrowały mu od szemrzącego wokół  wiatru. Uderzał nimi coraz to mocniej. Nie spodziewał się, że w takiej chwili coś mogłoby przerwać ten upojny stan... a jednak. Przybysz z Gór Kryształowych zastrzygł uszami, gdy to dosłyszał... piosenkę? W takim miejscu?

 

Zaciekawiony niepomiernie, przechylił delikatnie głowę w poszukiwaniu źródła owej melodii... na swą zgubę.

 

Światło eksplodowało przed oczami nieprzygotowanego pegaza, oślepiając go i wytrącając z równowagi, gdy to instynktownie przechylił głowę, aby chronić uszkodzony narząd. Chwila wystarczyła. Nim zdążył rozłożyć skrzydła, aby wyhamować, uderzył jednym z nich o chmurę, przez co do zaczął - nadal przy locie do przodu - obracać się w szaleńczym tempie. Nie minęła chwila, a już wyrżnął o coś twardego. Przygniótł skrzydło własnym ciężarem. Powierzchnia, na którą trafił, rozorała skórę kuca. Czyżby dach Akademii? Spadł jeszcze z tego miejsca, deperacko próbując zatrzymać się w powietrzu... Nie udało mu się. Pełnią impetu wyrżnął o ziemię. Poszło wpierw na jego przednią rękę i głowę. Przekoziołkował do przodu - z pleców na brzuch, czując jak hamuje - wszystkimi nogami, brzuchem oraz policzkiem przejeżdżając po kanciastej powierzchni...

 

Ciszę, która po tym zapadła, przerwał przeciągły jęk bólu pegaza...

Edytowano przez Plothorse
  • +1 1
Link do komentarza

badass_sergeant_spitfire_vector_by_camsy

 

W akademii, panowała bardzo miła atmosfera. Wielkie plus, to to, że zawsze jest czyste niebo i rześkie powietrze w sam raz do latania. Dlaczego? Można się łatwo domyślić. Żółta klacz, wylegiwała się na fotelu i odpoczywała. Spitfire miała dzisiaj, bardzo dobry humor, dzięki temu, że ostatnio, miała dużo spokoju i brak zleceń. Wpatrywała się w ściany i podziwiała różne obrazy i plakaty, co robiła codziennie. Cieszył ją fakt iż, kucyki w akademii, mają się dobrze i zapewne już nie mogą się doczekać nowych zadań. Jeszcze trochę podumała, już wiedziała, co zada rekrutom. Wiedziała też, że ta pewna informacja, o której ich powiadomi, przyda się im, na kolejne dni wolnego czasu. Postanowiła, że czas już iść, zerwała się, założyła gwizdek i pomaszerowała, w stronę zbiórki. Sunset, już zebrała wszystkich. Spitfire, podleciała do rekrutów. Stanęła u boku Sunset, po czym zaczęła mówić.

 

- Witajcie rekruci! Widzę, że już nie możecie się doczekać nowych zadań? No więc się doczekaliście! To zadanie będzie polegało na precyzji, nie na prędkości. Nie będę wam więcej mówić. Teraz chodźcie za mną, zaprowadzę was, w miejsce, w jakim będziecie wykonywać zadania. - Powiedziała, pokazując gestem, żeby pegazy, szły za nią. Wszyscy szli za Spitfire. Nagle wzbiła się w powietrze, rekruci zrobili to samo. W końcu dolecieli i stanęli, pod wielkimi otwartymi drzwiami.

- Za mną - Oznajmiła Spit, wchodząc do wielkiego pomieszczenia. Kadeci, cały czas szli za nią. 

- A o to, wielka sala treningowa! Największa w tej akademii. Tutaj wykonacie następne zadanie. Będziecie tu mogli przychodzić, też sami, w wolnym czasie, jeśli tylko chcecie.

Pomieszczenie było bardzo wysokie i szerokie. Na całej długości i szerokości, były zamieszczone różne przeszkody, np. Obręcze, różnego kształtu i rodzaju chmury, rury itd.

- Wyznaczę wam trasę, a wy ją wykonacie, z jak największą precyzją i jeśli to możliwe, możecie też przyśpieszyć, lecz pamiętajcie! W tym zadaniu, by przyśpieszyć, najpierw musicie opanować precyzję. Na trasie, będą pojawiały się, różne prądy powietrzne, a do tego, będą nie spodziewanie się pojawiać, by utrudnić wam zadanie. Przy dużej prędkości, możecie nie wyrobić. Jak uważacie, że jesteście wystarczająco precyzyjni, możecie przyśpieszyć. Jest, jeszcze jedna rzecz, która szczególnie utrudni zadanie. Będziecie lecieć w parach i do tego obok siebie. Każdy członek Wonderbolts, musi nauczyć się, latać synchronicznie i nie odstawać od reszty. Na tym będzie polegać zadanie - lecicie, razem ze swoim kandydatem, najbardziej synchronicznie i w miarę równo, pokonując przeszkody. Nie martwcie się, przeszkody, są na tyle szerokie, że spokojnie, zmieszczą was obu. Trasę podam na koniec. A teraz pary. Według tych par, będziecie też pracować w innych zadaniach. - Wytłumaczyła.

 

- Trochę losowałam, trochę zważałam, na to, kto z kim się lubi. Nie patrzyłam na poprzedni wyścig, bo np. ten który był pierwszy, może dołować z precyzją, kto wie. To że jest szybszy, nie znaczy, że jest najlepszy. Pamiętajcie! A to, pary:

Thunder Hunter & White dark, ArionSais & Blazing Shadow, Lilly & Orange Mare, Shivy Summer & Joke, Tender Ardour, z powodu braku pary, będzie leciał z Sunset.

 

 A teraz trasa, którą, będziecie musieli pokonać wraz z partnerem -

Najpierw lecicie prosto, potem te 5 pierwszych obręczy, Następnie, ostry zakręt w prawo i slalom przez chmury. Potem czeka was kolejny, gwałtowny skręt, tyle że w lewo, po czym wlecenie, do szerokiej, ciemnej rury, gdzie nie widzicie, kompletnie nic. Ciekawe, czy jak z niej wylecicie, będziecie, cały czas na swoim miejscu. Następnie, czeka was silny wiatr, wiejący wam w twarz. Tu musicie mocno trzepotać skrzydłami, by przelecieć. Następnie, czeka was meta. To koniec.

Życzę wam powodzenia! Zaczynajcie! - Oznajmiła Spitfire, po czym rekruci, zaczęli przygotowywać się i startować.

 

Ważna informacja! Jak ktoś zacznie opisywać zadanie, jakie wykonuje i dołączy się do tego jego partner, nie musicie czekać, aż skończą. Wyobraźcie sobie. Że jest kilka takich torów i możecie wykonywać spokojnie zadanie, nie zwracając uwagi, na innych.

 

Link do komentarza

-Ale fajnie!-ucieszyła się pegazica zerkając na Orange, po czym wzbiła się w górę. Jeszcze raz przypomniała sobie układ. Nie był skomplikowany.

Przeleciała przez obręcz...była spora, więc nie sprawiło jej problemu zrobienie tego ponownie w drugim kółku z większą prędkością.

Trzecie kółko...-muszę się skupić, bo jak zacznę myśleć o swoich marzeniach to już całkiem wszystko zawalę-myślała.Auć!-zahaczyła lekko skrzydłem o czwartą obręcz.

Następny był zakręt. Na szczęście Lilly miała w sobie ten dar, że umiała doskonale wykręcać nawet na ostrych zakrętach.

 

 

 

post-3626-0-90292200-1376050897_thumb.pn

Kindness is my character, and shyness defect.
But I think I'm great, even if someone thinks otherwise.
Link do komentarza

- Zaczekaj! - Orange Mare zawołała za swoją partnęrką. Wyleciała szybciej niż się spodziwała, więc nie było na co czekać i wystartowała razem z innymi uczestnikami, doganiając pegazicę. Na początek jedna prosta. To było łatwe. Szybko przeleciała 10 metrów wraz z Lilly, zachowując to samo tępo. Ostro zachamowała przy pierwszym kole. Obręcze były trudniejsze niż się spodziewały. Należało rozpędzić się, lecz nie aż tak bardzo, a pod koniec zwinąć skrzydła, by przedostać się razem w parze. Kiedy skrzydła przylegnięte były do ciała, gwałtownie spadało się w dół, dlatego ważne było centralnie przed kołem zrobić ten manewr. Przy pierwszym były problemy u każdego były problemy, lecz gdy odgadło się technikę swobodnie można było się przedostać. Na nieszczęście w okolicy czwartego koła partnerka zawadziła o obręcz, czego skutkiem była utrata równowagi ,co w tym ćwiczeniu jest podstawą, tak samo jak prezycja. Nie zważając na to razem pokonały ostatnie piąte okrążenie.

Następne ćwiczenie to ostry zakręt z ścianami z chmur. Miał ok. 60 stopni, a Lilly i Orange musiały go przejść rozpędzone jakby ktoś ich gonił. Koleżanka pędząc ,prędko pokonała przeszkodę. Pomarańczowa na początku się wahała, ale po chwili zrobiła to co partnerka. Naśladując ją, podobnym tępem klaczka zaczęła lecieć. Niestety, hamowanie nie było pegazicy mocną stroną, dlatego poślizgnęła się na zakręcie, odbijając się przy tym o chmurkową ścianę. Otrząsnęła się i spróbowała jeszcze raz, tym razem pamiętając o wcześniejszym zatrzymaniu się. Nie chciała by inni dowiedzieli się o jej wypadku, więc o wiele spokojniej zaczęła i wreszcie przeleciała przeszkodę.

Po zakręcie przyszła kolej ma slalom. Nie wahając się Orange wystartowała, nawet nie czekając na Lilly. Na dwa słupy robiła jedno machnięcie skrzydłami, śmiesznie przy tym zakręcając. To tak jakby robić pół kwadraty, zamiast kół. Taka była jej technika, nieco dziwaczna, ale dla niej praktyczna, nawet jeżeli inni śmiali się, jak to robiła. Kiedy była mała przy zawodach " Wiścigi Kurczaczków" próbowała robić slalom, tak samo jak inni, nie był to dobry wybór, gdyż ośmieszyła się przed innymi kucykami, zajmując w tej konkurencji ostatnie miejsce. Więcej nie robiła takich błędów, o ile taki slalom był dozwolony. Kończąc ćwiczenie,spokojnie zaczekała na białą klaczkę.

Link do komentarza

Jestem dobry w takich konkurencjach ,więc powinno wyjść mi dobrze. - Pomyślał brązowy pegaz ,po czym spojrzał na White i wystartował. Przeleciał przez obręcze bez najmniejszego problemu , następnie musiał się skupić ,by dobrze pokonać ostry zakręt ,który Thunder pokonał z łatwością ,później slalom ,ostry skręt w lewo ,które Thunder też pokonał bezbłędnie i rura. Ostatnie zadanie poszło równie dobrze co pozostałe. Thunder wylądował i popatrzył czy White też już dotarła.

Edytowano przez fanRD
Link do komentarza

Lilly spostrzegła że Orange Mare, już skończyła. Przyspieszyła. Chmury minęła bezbłędnie, zakręt i rura.

W ciemnościach można było zauważyć białą plamę, która pędziła z taką zapalczywością że na koniec toru nie mogła wyhamować.

Zatrzymała się prawie wpadając na Mare. Spojrzała na swoje kopytka-były zaczerwienione pod spodem.

-Mhm...mruknęła lekko zła na siebie za te nagłe przyspieszenie, ale zaraz się uśmiechnęła-Ale szybko się uwinęłyśmy z tym zadaniem.

Spitfire miała super pomysł, żeby zrobić z nas drużynę.

Edytowano przez Sunset Schimmer
Link do komentarza

Wystartowałam kilka sekund po Thunderze. Byłam bardzo pewna siebie, przeleciałam przez obręcze bez żadnego problemu, zmrużyłam oczy i z łatwością pokonałam ostry zakręt, chociaż nie byłam pewna czy mi się uda... Slalom poszedł mi najlepiej i potem znów ostry skręt tym razem prawie bym na nim nie wyrobiła, ale na szczęście udało się. Na sam koniec została tylko rura i to poszło mi bardzo dobrze wylądowałam koło Thundera z wielkim uśmiechem.

Link do komentarza

Po chmurowych słupach, przystąpiła kolej na następny zakręt, tym razem w lewo. Był bardzo podobny do poprzedniego, z tą różnicą, że nie sprawiał tyle trudności co poprzedni. Teraz Orange wiedziała, jaką prędkość przybrać i kiedy zahamować. Razem z Lilly sprawnie przez nią przeszły, a właściwie przeleciały.

Kiedy minęły skręt, ujawniła im się duży tunel, zwany przez innych rurą. Nie zwracając uwagi na egipskie ciemności, wleciały ostrożnie do tunelu. Trzymały się blisko siebie, tak żeby się nie zgubić. Ostrożnie ruszyły na oślep, niezdarnie machając kopytkami, szukając zakrętów, unoszeń i wgłębień.

- Ała! - Pomarańczowa pegaz uderzył w ścianę, nabijając sobie gigantycznego guza. Nie zwracając uwagi na ból ruszyła dalej, próbując znaleźć kopytko partnerki. Prawo, prawo, góra, lekko w dół, lewo i już było widać światło, prowadzące do wyjścia. Lilly, która była kilkanaście metrów za nią rzuciała się w kierunku jasnego punktu. Leciała z dużą prądkością, nie widząc Orange, gwałtownie się zatrzymała, pomagając sobie nogami, a na jej białych kopytkach, były widoczne czerwone zdarcia. Klacz spojrzała na nią, widocznie była zła na siebie. Przewróciła oczami i ruszyła dalej. Kilka machnięć skrzydeł przed wyjściem, klacz poczuła silny wiatr, a kiedy wyszła z tunelu, wiedziała co to jest. Kolejne ćwiczenie na wytrwałość. Zamrugała kilka razy oczami, by przyzwyczaić się do słońca, lecz to nie pomogło, nadal widziała dość niemrawo, ale teraz to się nieliczyło. Leciała w kierunku wiatru. Chwilę poczekała na białą pegazicę, a kiedy podleciała zaśmiała się i powiedziała

- Spitfire miała super pomysł, żeby zrobić z nas drużynę. - z tym Orange nie mogła się nie zgodzć. Rzeczywiście, fajnie, że trafiła na tak utalentowanego pegaza jak ona. Machnęła kopytkiem na znak zachęty do przystąpienia do następnego ćwiczenia.

Na początek Pomarańczowa wróciła do tunelu, następnie ze swoją najszybszą prędkoscią uderzyła w sam środek wiatru. Energicznie potrząsała skrzydełkami, które w tej chwili stawały się bezużyteczne. Nie wytrzymała i puściła się wraz z powietrzem. Ten sposób nie wypalił, więc należy próbować następnych. Wzięła rozpęd i wystrzeliła niczym kometa, tym razem rozpostarła skrzydła i zrobiła machnięcie i znowu rozpostarła skrzydła. Posuneła się o jeden metr do przodu niż poprzednio. Ale tak samo została zepchnięta na sam początek. Spojrzała na Lilly, która śpiewała jedną ze swoich piosenek. Również jej nie wychodziło.

- Hej! Może Spitfire nie bez powodu dobrała nas w pary. - zawołała do partnerki - Każdą przeszkodę możemy pokonać sami, ale tej tylko Spitfire i reszta WB potrafiła by to zrobić solo. Trzymajmy się razem, to się nam uda!

Link do komentarza

Czas jakiś zajęło pegazowi podniesienie się z ziemi. Obrażenia może i nie były głębokie, czy poważne, lecz z pewnością rozległe i bolesne. Przecierał oczy. Wielka, ciemna plama migotała przed jego źrenicami, nie dając zapomnieć o przyczynie tego incydentu.

 

Miał żal do samego siebie.

 

<Jejku... że też musiałem tak feralnie spojrzeć w słońce?> - wyrzucał sobie, obawiając się rzutowania tego wypadku na jego najbliższą przyszłość w Akademii.

 

Poczuł niesmak, gdy zdał sobie sprawę z tego, że musi wziąć drugą kąpiel w tak krótkim czasie - aby jakoś wyglądać w czasie następnego zadania... czasu zapewne wiele nie było. Dźwignął swe zbolałe ciało i ruszył w kierunku kwatery, gdzie to przemył starannie rany pod prysznicem. Piekły, nim to jeszcze potraktował je wodą utlenioną z własnego bagażu.

 

Następnie udał się w kierunku miejsca zbiórki, dbając o układanie zranionych kończyn tak, aby nie tarły jedna o drugą.

 

Jak i wcześniej nie napotkał jakiegokolwiek kuca, który przybyłby podać mu pomocne kopyto, tak i teraz nikt nie przechwycił go w drodze. Tender, ,,najszybszy" lotnik z drużyny, kapkę osowiały ruszał w kierunku pegaziego zgromadzenia. Obiecał sobie jednak, że uczyni dobrą minę do złej gry, aby swą postawą nie psuć dobrego nastroju pozostałych kandydatów.

 

Tak też uczynił ~ z pogodnym uśmiechem i rozluźnioną postawą przemykając w ich kierunku.

 

Personel Akademii nie zwlekał. Wraz z resztą pegaziej ekipy, Ardour ruszył za Sunset oraz Spitfire, po czym wysłuchał uważnie słów tej ostatniej. Zerknął w kierunku klaczy, z którą dane mu było lecieć.

 

<Czy Ty jesteś moją... niespodzianką...?> - figlarna myśl przemknęła pomiędzy jego uszami, gdy to wspomniał chwilę ogłoszenia wyników poprzedniego zadania.

 

Przyjrzał się uważnie trasie, z którą dane im było się zmierzyć...

 

...

 

Policzył dokładnie ilość chmur, którą mieli pokonać slalomem.

 

...

 

Ruszył stępa w kierunku Sky.

 

-Postaram się dotrzymać Ci kroku - rzekł, przechylając delikatnie głowę i mrużąc drobinę ślepia, Obserwował nimi tą, która zapewne wiedziała, czego spodziewć się po tej trasie... wątpił jednak, aby uchyliła dla niego rąbka tajemnicy. Uznał zatem, że lepiej będzie, jeśli założy dużą sprawność klaczy na torze... oraz to, co się z tym wiązało.

 

 

Ruszył wraz ze swą towarzyszką ku nie zajętemu pasmu. Chwila przygotowania i... ruszyli.

 

 

Obręcze. Tender, choć rozpoczął obok Sunset, postarał się stosunkowo wcześnie - choć nie szybko - zmienić pozycję lotu. Tak, aby znaleźć się pod swą towarzyszką - do której to odwrócił się dolną stroną ciała. Dzięki takiemu ułożeniu, zadbał o to, aby wzajemnie nie przeszkadzali sobie wywoływanymi w czasie lotu, strugami powietrza. Mogąc w takiej pozycji obserować swą partnerkę, postarał się już na samym początku, zsynchronizować swój rytm skrzydłobić z jej własnym. Biorąc niewielką korektę na ewentualną różnicę w rozpiętości skrzydeł, zawierzył całkowicie klaczce w kwestii przeprowadzenia ich przez obręcze. Skupił się jedynie na tym, aby przyspieszał w tempie, na jakie ona sobie pozwalała.

 

 

Liczył te, które mijali. Po czwartej musiał zmierzyć się ze straszliwą pokusą - sięgnięcia po obręcz. Gdyby bowiem chwycił się ich przednimi nogami, mógłby przerzucić pęd ciała i z łatwością wykonać owy ostry skręt... przynajmniej tak by zrobił, gdyby zależało mu na czasie... a nie usłyszał o żadnych karach za użycie elementów otoczenia... pot zdążył zaperlić się na jego czole, gdy to Tender walczył z samym sobą. Najgorsza była myśl, że Sunset, może i z łatwością... mogłaby wykręcić bez pomocy obręczy?

 

Jednakże, ryzykowałby, nie będąc tego pewnym - tymczasem, jeśli okazałoby się, że przypuszczał błędnie...!

 

<To jest próba latania, a nie akrobatyki!> - niczym młot, ta sentencja uderzyła w jego umysł - gromiąc jego zamysł. Tender, pod jej wpływem, utrzymał nogi prosto. Zdecydował się jednak wykręcić tak, jakby nie miał niczego do dyspozycji - niczym w czasie lotu pośród gołego nieba.

Po piątej obręczy pokonał zakręt zwyczajnie - starając się po prostu wykręcić na tyle ostro ile mógł bez ryzykowania przeciążenia. Uznał, że choć i bez skorzystania z niej być może mógłby uczynić to sprawniej... to jednak mijałoby się to z celem.

 

Rozpoczął slalom pośród chmur. Nie bez powodu zwrócił na nie tak szczególną uwagę. Skoro miał się spodziewać ostrego skrętu w lewo, uznał, że będzie omijał je, począwszy od strony... która zagwarantuje mu wylecenie pod koniec we właściwym kierunku!

 

 

 

Nadchodził czas dwóch, ostatnich przeszkód...

 

 

<Niezaprzeczalnie, są ze sobą mocno powiązane!> - przekonany o tym pegaz, gdy tylko wleciał do rury, zaczął, nie hamując, wirować.

 

Latał w kółko, wzmagając prąd wiatru... który, nie mając ujścia na boki, kumulował się, zabierając ze sobą to, co znalazło się w jego obrębie. Liczył, że ,,porwie" do tej czynności swą partnerkę... uważał, że ruch powietrza będzie aż nader sugestywny, by zrozumiała... gdyby bowiem zachowali równowagę, poruszając się w wirze, z łatwością, zachowaliby szyk - nie musząc przy tym ani zwalniać, ani obawiać się wpadnięcia na siebie.

 

Co jednak było najistotniejszym aspektem tego manewru...

 

<Ta rura to armata!>

 

Nabierając prędkości tutaj oraz gromadząc falę wiatru, mogącej przeciwstawić tej, przygotowanej dla nich... mieli szansę sprawnie dotrzeć do mety!

 

 

Tak wiele zależało od tego, jak zachowa się Sunset na tej ostatniej prostej...

Link do komentarza

Wzbiłem się w powietrze przed Shivy. Pokonałem obręcze bez trudu, skręciłem w prawo bez żadnego trudu. Slalom przez chmury poszedł mi bardzo dobrze, nie miałem przy nim dużej prędkości i skupiłem się na tym, żeby nie wlecieć w chmurę. Przeleciałem zakręt i wleciałem do rury. Starałem się trzymać lewej strony, bo widziałem, że Shivy leci po prawej. Gdy wyleciałem pamiętałem o wietrze więc zacząłem mocniej bić skrzydłami. Doleciałem na metę i wylądowałem. Zobaczyłem, że Shivy poszło dobrze i nic się jej nie stało.

 

( we wtorek wyjeżdżam na 5 dni więc nie będę mógł pisać postów. to tyle :)

Edytowano przez RainbowPony69
Link do komentarza

spitfire___are_you__kidding_me_by_d4svad

 

Wszyscy startowali po kolei. Przez głowę Spi, przechodziły takie myśli:
Ciekawe, jak to u nich wygląda ze sprawnością!

Okiem pani kapitan, na zadanie:

Najpierw prezentowały się Lily i Orange Mare. Radziły nawet dobrze, ale mimo wszystko, czekały je, dłuugie godziny, ciężkiego treningu, by dojść do perfekcji. Leciały nawet szybko. Neutralnie, jak na rekruta akademii.  Jednak, było widać, że jako para, radziły sobie bardzo dobrze. Żadnych stłuczek, trochę gorzej z techniczną stroną ćwiczeń.

Następnie, zaprezentowało się duo, White Dark &Thunder Hunter. Widać było, że obojga byli dość zwinni i sprawni. Bez problemu pokonywali kolejne przeszkody. Nie było widać po nich żadnych stresów. Po rurze, byli nieco zdezorientowani, ale szybko wrócili do siebie. Nie lecieli szybko.

Trzecią parą, była ArionSais, lecz okazała się bez partnera. Po jej twarzy, można było wywnioskować, że pegazica była bardzo pewna siebie, a ćwiczenia, poszły jej nawet dobrze. Sprawnie, pokonywała przeszkody. Pani kapitan, przyglądała się jej, przymrużając oczy.

 

Czwarty, zaprezentował się Joke, również bez partnera. Nie leciał szybko, lecz sprawnie. Był bardzo skoncentrowany. Spitfire, uświadomiła sobie, że radził sobie, jak jeden z najlepszych z grupy. Plusy jego lotu, to zwinność i duże skoncentrowanie.

 

Piąci, natomiast byli, Tender Ardour i Sunset Sky. Najszybszy pegaz z grupy, był w parze, z uboczną Spitfire - Sunset. Lecieli, równo, co zdziwiło żółtą klacz...

Okazało się, że w sali byliśmy tylko my.. Zbliżał się wieczór..
Pegazy, odważnie pokonywały przeszkody. Spitfire, cały czas oglądała, szukając błędów. Trochę ich było, ale i tak dobrze, jak na rekrutów. Lecieli w miarę równo i sprawnie, uświadomiła sobie, że jako grupa, prezentują się dobrze.. Od razu, przypomniała jej się nagroda, jaką miała obdarzyć Tendera. To jest nagroda, dla odpowiedzialnych osób.

Gdy skończyła ostatnia para, wszyscy stanęli na baczność, przed pani kapitan.
Spitfire, z wymagającym wyrazem twarzy, uświadomiła

- Koniec treningu!

Dobranoc! - Żółta klacz krzyknęła, podnosząc prawe kopytko w górę.


WAŻNA INFORMACJA!

Teraz, natomiast macie czas wolny przez dłuższy czas, z powodów nieobecności wielu osób. Jeśli ktoś, jeszcze gdzieś wyjeżdża, albo coś, proszę kierować do tego tematu. Sesja, pełną parą ruszy, we wrześniu(Nie martwcie się, na wakacje, też będą zadania, tylko trochę rzadziej). Założyłam również temat, w którym możecie, podawać swoje opinie, jak również pomysły na zadania, które chcielibyście spotkać w akademii.

Link do komentarza

[bardzo przepraszam, iż nie napisałem tego wcześniej, lecz nie miałem czasu, ponieważ:
Po 1. Było tak gorąco, że aż myśleć mi się nie chciało.
Po 2. W World of Tanks był XP x3(dodatkowo miałem konto premium za free na 3 dni, więc trzeba było korzystać xD)
Po 3. Nie miałem weny na pisanie :/
Mam nadzieje, że przyjmiecie moją wypowiedź :) ]

Blazing wystartował. Początek niesprawiał mu wielu problemów. Przeleciał przez obręcze, które były całkiem spore i wszedł w pierwszy ostry zakręt, po czym spojrzał na swoją partnerkę i uznał, że idzie jej doskonale. Następnie był slalom przez chmury, który był chyba najprostrzym zadaniem na tej trasie. Blazing, bez większych problemów przeleciał przez slalom, po czym skręcił ostro w prawo i wleciał do ciemnej rury, w której nic nie było widać. W rurze tej obił się killa razy o ściane, lecz udało mu się wylecieć wraz ze swoją partnerką. Następnie był wiatr wiejący prosto w twarz. Było to bardzo denerwujące uczucie. Blazing zaczął machać mocno skrzydłami, by przełamać opór wiatru. Po paru chwiach, udało im się przelecieć przez wiatr i zorientowali się, że są już na mecie.

[Jeszcze raz przepraszam, za to że tak późno :) A i jescze z góry przepraszam za błędy, ponieważ piszę z telefonu.]

 

Spoko, spoko. Miałeś prawo, tym bardziej, że zadanie są nawet częste. :) ~ Aretra

Link do komentarza

Latanie z przyboczną Spitfire było intrygującym doświadczeniem. Tender, widząc sprawność klaczy, zaczął się zastanawiać jaki prezentuje poziom... oczywistym było, że pokonanie tego toru - który widziała już pewnie niejeden raz - nie stanowiło dla niej wyzwania.

 

<Nie jest chyba członkinią Wonderbolts, a jednak trenuje rekrutów, podobnie jak Spitfire, czy Soarin...> - partner Sunset rozważał tajemnicę jej stanowiska.

 

Po ukończonej trasie, postarał się wylądować w miarę delikatnie. Usadowił się na ziemi spokojnie, nie pragnąc naruszać nadal świeżych ran. Ustawił się w szeregu, zdając sobie sprawę z tego, że stanowił część pary, startującej jako ostatnia. Pozostałe pegazy wyczekiwały ich przylotu, zapewne uważnie obserwując. Fakt ten, szczęśliwie, dotarł do niego dopiero po ukończeniu zadania.

 

Równocześnie prostując się i starając się nie dyszeć, wysłuchał słów ognistogrzywej dowódczyni. Odpowiedział głośno i wyraźnie:

 

-Dobranoc, pani kapitan!

 

Następnie rozluźnił nieco swe mięśnie. Wyzwania dnia pierwszego dobiegły końca.

 

Nikt z Akademii nie wyleciał. Nikt nie doznał wykluczających z akcji kontuzji. Nikt nie wykazał zachowania, niegodnego pegaza.

 

To nie był, póki co, zły dzień.

 

Tender, nim jeszcze kadra się rozeszła, podszedł do Sunset Sky.

 

-Dziękuję za wspólny lot, pani trener. -  rzekł, skłaniając lekko głowę. Uznał, że było to w dobrym geście.

 

Domyślając się, iż na dzień dzisiejszy nadszedł czas rozstania kandydatów z kadrą szkoleniową, zaczął sposobić się do odejścia. Postanowił, że tym razem nie przepuści okazji do nawiązania jakiejś znajomości. Rozejrzał się po kucach, które przybyły do Akademii w tym samym celu, co on. Poszukując tematu do rozmowy, zdecydował, że odniesie się do tego, co ich pochłonęło - do wyzwania, które dopiero co przed nimi postawiono. Wśród grupy dostrzegł pegazicę, która jednym detalem zwróciła jego uwagę...

 

-Orange, prawda? - upewnił się, zbliżając się ku boku klaczy - Powiedz, proszę: gdzie nauczyłaś się takiej oszczędności sił przy wykonywaniu slalomu? - spytał, szczerze zaciekawiony, bez cienia złośliwości w słowach.

 

W tej chwili przypomniał sobie o tym, co powiedziała o wiele wcześniej Spitfire. Przystanął i zerknął w kierunku pierwszej pośród Wonderbolts, niepewny, czy powinien dopytać się, czekać, czy po prostu iść. Miał nadzieję, że z jej postawy wyczyta, czego oczekuje.

 

Poczuł ukłucie strachu...

 

<Zaraz... czy to nie miało odnosić się do drugiego zadania...?>

 

... czyżby coś przegapił?

Edytowano przez Plothorse
Link do komentarza

Kadeci rozchodzili się, do swoich pokojów. Zapadł zmrok.

Następnego dnia, o 7 rano, Sunset Sky, zaczęła budzić rekrutów. Natomiast, o 8 mieli się ustawić na zbiórce. Robili to wolno, lecz Sunset, cały czas poganiała ich i gwizdała gwizdkiem. W końcu, stanęli w rzędzie. Następnie, sprawdzanie obecności. Okazało się, że są wszyscy. Spitfire, nigdy nie ma rano, ponieważ od 7:00 do 10:00, trenuje, razem ze swoją drużyną, w końcu jest członkiem Wonderbolts, jej treningi, to większość dnia!

 

Sunset, podała rozkaz. 20 okrążeń na bieżni, na rozgrzewkę, jak co dzień. Pegazy, słusznie wykonały polecenie. Poranna rozgrzewka, zazwyczaj trwała tylko pół godziny. Rekruci, wykonywali podstawowe ćwiczenia: pompki, podskoki, przysiady, okrążenia. Po rozgrzewce, Sunset, nadała polecenie. Rekruci, polecieli na stołówkę, by zjeść śniadanie. Śniadania, były konkretne, takie, jakie potrzebuje każdy zdolny lotnik. Rekruci, rozeszli się do pokoi. Zawsze, po śniadaniu, mają nakaz godzinnego odpoczynku. Druga zbiórka, miała być o godzinie 10:00, czyli wtedy, kiedy Spitfire przylatuje do akademii, zadać kolejne zadania, różnym grupom, jak również przekazać, niektóre ważne informacje.

 

Minęła godzina. Grupa kadetów, zebrała się na zbiórce, punktualnie. Pani Kapitan, razem z Sunset, już tam czekały, cały czas spoglądając w zegarek.

W końcu, Spitfire, zaczęła mówić, poważnym tonem.

- Witajcie rekruci! Dzisiaj zadanie, będzie po południu(w czasie akademii, nie czas realny!). Muszę was poinformować, o kilku istotnych sprawach. Ostatnie dni, były takie organizacyjne. Dlatego, ze jesteście już zapoznani i zorganizowani, mogłabym wam powiedzieć, co, jak i gdzie możecie przebywać, beze mnie. No więc tak, teraz wszyscy się słuchają! Przez niesłuchanie, możecie się doigrać kilku pompek! Słuchajcie uważnie!

 

Wiecie dobrze, gdzie się znajdują pokoje, stołówka, główna sala treningowa, bieżnia, sala spotkań, gabinet lekarski i moje biuro. Wygląda, że już znacie, naprawdę dużo miejsc i pomieszczeń w akademii, lecz to tylko pozory.. Ta akademia, ma wiele innych zakamarków, które moglibyście poznać. Przede wszystkim, są też miejsca, do których NIE MOŻECIE wchodzić, bez pozwolenia.

 

Najpierw, opiszę wam, gdzie znajduje się sala konferencyjna i świetlica. Pomieszczenia, znajdują się w budynku, na przeciwko waszych pokoi. Przy samym wejściu. Ogólnie w budynku, jest kilka dodatkowych pryszniców. Jest też telewizor, lecz ja wam zabraniam. Nie będziecie tracić czasu, na jakiś tam telewizor! Macie CIĘŻKO pracować! Przedstawię wam również, kilka małych boisk i mniejszych sal treningowych. Znajdują się one, po całej akademii, łatwo jest je znaleźć. Wszystkich sal, jest 10(łącznie z główną).. Widzieliście je, jak szliśmy na poprzednie zadanie. Jest również duży budynek, który znajduje się na prawo, od wejścia do sali głównej. Zabraniam wam tam wchodzić!! Jest to miejsce poświęcone, trenerom. Odbywają się tam, różne konferencje. Ważne narady, więc, wstęp tam, WZBRONIONY! Za wkroczenie, do tego budynku, czeka was surowa kara! Jest też kilka pokoi, w innych budynkach, do których również nie możecie wchodzić. Myślę, że mówić nie muszę, gdzie. Na drzwiach, pisze to wyraźnie.

 

Na razie koniec informacji! Oczekujcie zadania, po południu! Zbiórka o 15:00, Obiad na 13:00. Czyli tak, jak codziennie.

SPOCZNIJ! ROZEJŚĆ SIĘ! -

Link do komentarza

Lilly w jednej chwili zapragnęła wejść do zakazanych pomieszczeń. Co cóż..zakazany owoc smakuje najlepiej.

Gdyby wszystko było dozwolone, wtedy nie byłoby już tak przyjemnie robić coś co wcześniej było niedozwolone.

Klacz popadła w swoje rozmyślania.

Link do komentarza
  • 2 weeks later...

Orange z zaciekawieniem słuchała słów kapitan. Nie była jakaś nieposłuszna, ale ta wiadomość ciągnęła ją do nieznanych, nieodkrytych pokoi i pomieszczen. Ciekawośc to pierwszy stopień do piekła, klacz nie raz się o tym się przekonała, ale tamte rzeczy to był pikuś w porównianiu z tym, co przed chwilę mówiła kapitan. Najbardziej zachęcająca była sala narad. Nie pierwszy raz słyszała o niej w wiadomościach, ale nigdy nie była w całości pokazana. Jedynie jakieś urywki, a potem wnioski, jakie wynieśli z rozmowy. Dla niektórych nudy, a dla innych niebezpiecznie interesująco. Na dźwięk słowa SPOCZNIJ! ROZEJŚĆ SIĘ! Wszystkie pegazy rozleciały się, wraz z Orange Mare. Ha! Bez telewizora!? Spitfire chyba nie wie do czego służy Ipad lub laptop, który świetnie zastępuje TV. Za pewne każdy z kandydatów ma choćby komórkę z internetem. Pomyślała, ale nic nie mówiła. Przecież i tak sprawdza tylko newsy i skrzynkę pocztową. Na żadne gry ani inne takie ją nie interesują. Co więcej przynudzają. Przecież ile można grać w jedną grę? Wbiegła do pokoju z trzaskiem zamykając drzwi. Rzuciała sie na łóżko i na chwilę zamknęła oczy. Po czym weszła do łazienki i wzięła chłodny prysznic. Miała zamiar troszkę pospać, ale przypomniała sobie słowa kapitan " Macie CIĘŻKO pracować". Pokonując więc zmęczenie podleciała do jednej z dozwolonych sal treningowych. Spojrzała na piłki. Były różnego rodzaju. Do koszykówki, piłki nożnej, a nawet do tenisa stołowego i ziemnego. Do każdego sportu oczywiście przydzielone było odpowiednie miejsce. Ale jedną piłką chciała zagrac. W siatkówkę. Potrzebny tylko byłby jeden kucyk. A może wszystkich by wciągnęła? Problem w tym, że do tego sportu potrzeba aż 12 osób, a nas łącznie jest z 9-10. Chyba po cztery kucyki też da się zagrać. Po tych słowach, a raczej myślach pobiegła poszukać chętnych do zabawy.

Link do komentarza

Po zbiórce Thunder miał zamiar poćwiczyć gdzieś w spokoju. Powoli szedł i rozglądał się za salą treningową gdy wpadł na jakiegoś kucyka ,a była to Orange Mare. - Oj sorry zagapiłem się - powiedział po czym pomógł jej wstać.

Edytowano przez fanRD
Link do komentarza

spitfire_in_uniform_by_d4svader-d5oazhu.

 

Zapowiadało się słonecznie.. Powoli wschodziło słońce zza horyzontu, oświetlając powierzchnie akademii. Była tam cisza, jak zawsze wczesnym rankiem. Niektóre drużyny kadetów, mają pobudkę, a nawet zbiórkę, już o tej porze. Ostatnie dwa tygodnie, były tygodniami ciężkiej pracy dla Wonderbolts - okres częstych pokazów, treningów, defilad. W związku z tym, Spitfire, była bardzo zmęczona i niewyspana, lecz mimo tego, miała ochotę zakończyć feryjki rekrutów. Stanęła na równe nogi, przygotowała się i ruszyła w stronę zbiórki. Jak zwykle, Sunset już stała. Ma obowiązek liczyć rekrutów, a kiedy są wszyscy gotowi, oczekiwać panią Kapitan. Przed Sunset, stał szereg wypoczętych i gotowych do działania rekrutów. Spitfire, nie wahając się, podeszła do nich, po czym stanęła przy Sunset, pytając się.
- Wszyscy? - Tak to już wszyscy. - Na odpowiedź Sunset, ognisto-grzywa skinęła głową, po czym zaczęła swoją tradycyjną przemowę -
- Witajcie rekruci! Po dwóch tygodniach waszej laby, czas wrócić do akademickiego zadania! Mam nadzieję, że nie zapomnieliście, o samodzielnych treningach, podczas mojej długiej nieobecności? Wszyscy trenowali? - Tak czy inaczej, a teraz Sunset, wytłumaczy wam, na czym będzie polegać zadanie. - Wrzasnęła stanowczym głosem, pokazując gestem na przyboczną.

- Tak więc, - Sunset zaczęła niepewnie - zostaniecie podzieleni na dwie drużyny. Ten lotniczy sport, który będziecie dzisiaj uprawiać, nazywa się "Lotnicza Siatkówka". Jak już pewnie się domyślacie, będziecie grać w piłkę! To nie taka zwykła piłka siatkowa. Nie wiem, czy już słyszeliście o tym zacnym, lecz rzadkim sporcie. Pewnie połowa z was słyszała, a nawet grała. Tak czy inaczej, czas przejść do reguł i zasad gry. - Kontynuowała. - Jak już zostaniecie podzieleni, ustawicie się na boisku. Jedna drużyna, po jednej stronie siatki, a druga po drugiej. Od razu mówię, że nie jest to zwykłe boisko do siatkówki - aby utrudnić wam zadanie, na boisku zostały umieszczone, różne tajemnicze wiatry i fronty powietrzne, niewidzialne dla oka. Większość zasad, jest takich, jak w zwykłej, ziemnej siatkówce. Teraz czas, zapoznać się z oficjalnymi przepisami, pegaziej siatkówki:

1. Piłkę można odbijać/odbierać/podawać/zbijać, całym swoim ciałem, wiatrem, spowodowanym zamachem skrzydeł, jak również można wykorzystywać fronty.
2. Jeśli chcesz przerzucić na drugą stronę, czy też zbić, możesz podlecieć nad siatkę, lecz piłkę możesz odbić max 3 metry od siatki w górę, lecz gdy piłka zostanie odbita za linią siatki, punkt otrzymuje przeciwnik.
3. Nie można stawać na obłokach, w ramach odpoczynku. Musicie, cały czas trzepotać skrzydłami.
4. Resztę zasad, znajdziecie w oficjalnych zasadach zwykłej siatkówki.

Gramy do dwudziestu i dwóch punktów przewagi. Teraz czas, na przydzielenie was do grup. Od razu mówię, że to jest losowo(nie, że grupa A jest niby lepsza..) i że kapitanów nie ma.
W grupie A, będą znajdować się:
Lily, Arion Sais, Orange Mare, Thunder Hunter.
W grupie B:
Blazing Shadow, Joke, Tender Adour, White dark.

Czyli możemy zacząć? - kontynuowała - Tak! - Pewnie krzyknęli rekruci. Spitfire zaczęła mówić -
- Lecz wszystkie gry nieczyste, np. przepychanki itp. są zabronione. - dodała Spit. - Mam nadzieję, że wszystko jest dobrze wyjaśnione, jeśli nie - Są jakieś pytania? - Spytała, lecz rekruci milczeli.
Na gwizdek przygotowania, wszyscy ustawili się na boisku. Na gwizdek startu, piłka wkroczyła na boisko, a gra się rozpoczęła.


Za nim wykonasz zadanie, przeczytaj!
Podczas waszych opisów, nie macie wpływu na wynik, ani na inne osoby! Opisujecie jak odbijacie, do kogo podajecie i nic więcej. Przykład:
Ktoś0: Podjął decyzje, że odbije, po czym podał do Ktoś1.
Ktoś1: Gdy zorientował się, że ktoś0 chce do niego podać postanowił, że spróbuje zbić. Zamachnął się mocno, po czym spróbował. Udało się i dostaliśmy punkt.

 

Powodzenia!

 

Edit: To wy decydujecie kto serwuje :) Przebieg gry, należy do was(lecz o punktach już nie decydujecie).

Link do komentarza

Kiedy Orange usłyszała, że będą grali w siatkówkę rozpromieniła się i miała zamiar skakać i latać do chmur. Gdy była jeszcze dość młoda (ok. 10 lat) uczestniczyła w turnieju siatkarskim dla klaczy. Jej drużyna przegrała w półfinale z reprezantkami Claudsdale, dlatego nie mogła się doczekać, kiedy zaprezentuje swoje umiejętności Spitfire. Zerknęła na zespół, do którego należała. Znacznie lepiej by wyglądali, gdyby mieli jakiś koszulki z nazwą drużyny no i oczywiście samą nazwę, ale to z przyzwyczajenia. Szybko zajęła miejsce przy siatce z lewej strony. Bloki były jej specjalnością! Zaczekała, aż pozostali zajmą swoje miejsca. Nie miała pojęcia jakie doświadczenie w siatkówce posiadają, ale była pewna, że nie będzie należała do najsłabszych. Następnie latając czekała na ogłoszenie kto serwuje, a w następnej kolejności na gwizdek.

Link do komentarza
Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...