Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 07/04/15 w Posty

  1. Panie, baby nigdy nie zrozumiesz. Nie zawracaj se Pan głowy.
    2 points
  2. Rozdział 1: Taniec Anarchii część 1 ~ Wielka rozróba na Manehattanie. [Crossover LoL] 5 lat przed powrotem Księżniczki Luny z księżyca... To był pierwszy taki dzień, pierwszego miesiąca służby, podczas którego wszyscy początkujący gwardziści zostali wezwani na salę konferencyjną, a nie odprawieni na patrole rozsiane po całym mieści, gdzie nic się naprawdę nie działo, bo tak były wyznaczone trasy ale to był tylko mały szczegół, aż do tamtego czasu o godzinie 10, dnia 1 lipca, gdzie już upały dały popalić mieszkańcom Manehattanu temperaturami rzędu 37°C, a Claudsdale nie mogło nic zrobić z braku dostatecznej ilości pegazów... Sala była spora, typowa klimatyzowana sala wykładowa na 100 osób z czego może była zajęta z 1/3 miejsc przez gwardzistów ubranych w czarne, przyciągające słońce kamizelki kuloodporne z całym osprzętem. 2 pary metalowych kajdanek, pałki i pistoletu energetycznego na wkłady z kryształów, służący do ogłuszania w nagłych przypadkach. 20 była jednorożcami, 8 pegazami, a pozostałe ziemskimi kucami. To stanowiło cały skład sali rozmawiających dość żywo na temat po co w ogóle zostali tu sprowadzeni w takiej liczbie. Większość się znała z Canterlot, więc nie brakowało im wspólnych tematów zwiększających ekscytację po przez kolejne wymysły i niestworzone teorie... Wszystko jednak ucichło, gdy po raz kolejny otwarły się drzwi, a przez nie weszła pojedyncza klacz, nie posiadająca żadnych szczególnych atrybutów anatomicznych... Może poza tym że nie była na pewno to ta przedstawicielka, która zajmuje się typowymi klaczymi sprawami. Nie miała na sobie żadnego munduru, poza różowym żakietem i ochraniaczami z syntetycznych płyt na tylnych kończynach i torsie przytwierdzonymi skórzanymi paskami chroniąc tak całą ją szczupłą sylwetkę. Zadziwiającą rzeczą były hextechowe rękawice znajdując się na przednich kopytach nie należące do najlżejszych... To jednak ona poruszała się niezwykle lekko mając je naprawdę mocno przytwierdzone... Większość zaczęła się zastanawiać jak to robiła. Widzieli ją po raz pierwszy na posterunku... Klacz o jasno brązowej sierści i różowej średniej długości, postrzępionej grzywie z okularami w formie opaski podtrzymującą fryzurę o grubych szkłach widzianych na wielu budowach. Spojrzała się na wszystkich swoimi niebieskimi oczami, w których przez chwilę można by dostrzec istną kpinę... A pod jej okiem, na lewym policzku widoczny był magicznie wykonany dodatkowy znaczek. Było to cyfra rzymska sześć albo słowo :Vi"... W uchu miała parę drobnych kolczyków... Podeszła do mównicy, o którą się oparła luzem i nie korzystając z mikrofonu zaczęłam, jakby to miało być dla niej bardziej karą niż obowiązkiem. - Witam młodzież w naszym pięknym mieście... Mieście wielkiego postępu.... - mówiła to z lekkim sarkazmem choć sama nie miała wiele więcej niż oni. - Zostaliście mi przydzieleni...Wszyscy bez wyjątku... - Wskazała na wszystkich swym kopytem gestykulując przy tym palcami swej wielkiej rękawicy. - Nie wiem po co. Sama sobie bym poradziła ale Caitlyn... Wiecie ogiery... Mus to mus... Pchać się trzeba. Oto plan na dziś... Mówcie mi Vi... - Wskazała na jednego palcem. - Odpal rzutnik - rzuciła krótko. Milczała moment zanim projektor się nagrzał. - Dowód 995r04698 w mojej sprawie... Stwarzanie masowego zagrożenia publicznego. Zbiorowa panikowanie, wybuchy... Szkody które kosztowały już miasto ponad pół miliona bitów w niecały tydzień. Może słyszeliście o tym co działo się w zoo? A to jeszcze nie koniec. Jak widzicie... Jinx, bo tak została nazwana wielce trafnie panna, która to napisała zaplanowała kolejny skok i powiadomiła nas o tym - mówiła wielce zła że wykazała się aż taką arogancją wzorowej obywatelki... Różową kredką świecową na brudnym białym pergaminie było napisane dość wielkimi literami... "wielka łapo! złap mnie jeśli potrafisz! dziś 12 bank centralny! papatki!" Pismo było więcej niż koślawe, a całości ledwo można było się doczytać jakby pisał to ktoś pod wpływem... albo dziecko. Choć jedno i drugie nie było wcale wykluczone. - Widzicie więc, co się szykuję... Przez nią już 10 wylądowało w szpitalu... Jedna zasada. Nie gońcie jej. Od tego jestem ja... Następne zdjęcie! - rzuciła i pojawił się następny obraz. Tym razem rysopis... Biała klacz znajdowała się na nim o niebieskich długich warkoczach i różowych oczach wyglądała jakby uciekła z wariatkowa... Artyście idealnie udało się odtworzyć te spojrzenie. Zabiję cię... Ale nie wiadomo czy była to jego wizja artystyczna, czy naprawdę tak wyglądała z przekazu świadków. Jednak ten obraz wyraźnie mówił że jest z nią co nie tak. - Jinx, którą tu widzicie... To wariatka pierwszej kategorii, może nawet tworzy nową dla siebie. Nie cofnie się przed niczym by mieć ubaw i będzie go szukać na każdy możliwy sposób. Pewnie dlatego to napisała by mieć pewność że się zjawię... - Wzruszyła ramionami. - Co musicie o niej wiedzieć... Używa 3 broni... Wyrzutni rakiet, działka obrotowego na energię powietrza i przerobionej wersji naszego miotacza... Oprócz tego dysponuje granatami hukowymi... Nie lekceważcie jej... Może wygląda jak wygląda ale zawsze udaje się jej zwiać jakimś cudem i nikt nie jest wstanie tego wytłumaczy. Nie wiadomo czy ma to wszystko zaplanowane... Gdzie ma umieścić ładunki wybuchowe, czy to ślepe szczęście, na które to wiecznie wygląda. Jakieś pytania? - spytała od niechcenia. Bardziej machinalnie niż chcąc to zrobić... Później chciała przejść do objaśnienia planu i na tym by skończyła przed jedenastą... Tak myślała...
    1 point
  3. Mi tam tłumaczenie pasuje, bardzo przyjemnie mi się czyta ^^
    1 point
  4. Chciałem napisać coś o autyzmie, ale Tomek mnie wyręczył.
    1 point
  5. Cześć! Postanowiłam przedstawić wam swoją postać, która w sierpniu będzie miała już dwa lata istnienia. Przepraszam za jakiekolwiek błędy w moim polskim. Również przepraszam, jeśli komuś nie wiedząc "ukradłam" pomysł - już parę razy mi się zdarzyło, że miałam z kimś podobny pomysł, oczywiście o tym nie wiedziałam. Hm... Gdzie mam zacząć...? Aha, wiem! Imię: Melodyca Nazwisko: Stringsong Wiek: Gdzieś 25 lat (na ludzki) Gatunek: Earth pony (po polsku chyba ziemski, ziemny? Przepraszam, nie mogę sobie przypomnieć.) Wygląd: Niska elegancka klaczka koloru wanilowego z brązową grzywą i ogonem, niebieskie oczy, wygląd pokażę później Talent: Muzyka, śpiew Charakter: Pracowita, pomocna, nie ufa zbyt cudzym kucykom (nie mówię o pracy, tam czasami nawet musi, ale i tak zawsze uważa), zawsze stara się utrzymać to "dobre wychowanie" - chyba wiecie, o czym mówię, jednym słowem etykietę Zwierzaki: Muffin (już nie żyjący piesek z dzieciństwa), Agatha (pies) i Lilly (mysz) - obie umią rozmawiać (jeszcze dokładnie nie wymyśliłam, dlaczego tak jest, raczej ich używałam zawsze w roleplay, żeby było wesoło) Melodyca urodziła się w bogatej rodzinie z Canterlotu. Niestety już od narodzenia Melody była niewidzącą, co zpowodowało jej duże kłopoty i szykanowanie w dzieciństwie. Jej rodzice prowadzili znany canterlocki teatr. Nawet przez wszystkie te problemy ich córki ją bardzo kochali. Ta klaczka zawsze uwielbiała muzykę. Chodziła na lekcje śpiewu i gry na fortepian. Nie miała dużo przyjaciół, co jej sprawiało wielki ból. Większość czasu spędzała zamknięta ćwicząc. Ale jej znaczek pojawił się dopiero wtedy, gdy udało jej się powstrzymać swój strach i niepewność siebie i wygrać konkurs młodych talentów. (Jeszcze pomyślę nad tym.). Przede wszystkim interesowała się muzyką klasyczną. W późniejszych latach udało jej się studiować na Unywersytecie Canterlockim. Stała się znaną piosenkarką, zwłaszcza po wyzwaniu jej, by zaśpiewała na dość poważnej uroczystości zorganizowanej przez księżniczki. To przynisło jej może wielką popularność, ale też dużo nie prawdziwych pogłosków (głównie z powodu jej oczu). Nie śpieszy się ze związkami. Już parę razy została oszukana. Rzecz, której naprawdę się boi, jest ta, żeby jej dziecko nie odziedziczyło jej upośledzenia. Później przeprowadziła się do Ponyville, gdzie zaczęła współpracować z Octawią i pojawiły się nowe możliwości, nowi przyjaciele i otworzyła się nowa droga dla jej życia. Nie wiem, co jeszcze napisać. Przepraszam jeszcze raz i jeśli chcecie, to zapytajcie!
    1 point
  6. SPOILERY SPOILERY SPOILERY (wspominałam już o spoilerach?). O kurczę, byłam święcie przekonana, że komentowałam to opowiadanie, bo pamiętam, że czytałam pierwszy rozdział... Dopiero pojawienie się drugiego fragmentu uświadomiło mi moją wpadkę. Wybacz. A więc zaczynając od początku: 1. POMYSŁ. Bardzo mi się podoba, że zdecydowałeś się osadzić akcję w alternatywnej rzeczywistości. Świetna idea i można z niej wyciągnąć naprawdę sporo. Nie przeszkadza mi, że bohater znalazł się w tym obcym świecie na skutek nieudanego eksperymentu magicznego, co jest poniekąd wtórne i przewidywalne - wszystko jest jak najbardziej w porządku. Ponieważ wszystkie twoje opowiadania są osadzone w twoim osobistym headcanonie, postaci są zawsze ze sobą powiązane, a wydarzenia splatają się w jakiś sposób - to jest bardzo fajne i dzięki temu czytelnicy nie mają prawa ciskać gromów, że główny bohater pojawia się kompletnie z d... i na dodatek zna Twilight, jest mężem Applejack (sic!) i tak dalej, i tak dalej. Wszystko to już znałam, wiedziałam, zaakceptowałam, nawet jeśli mi się to nie podoba - okej, było wspomniane wcześniej, spoko. (Aczkolwiek byłoby fajnie, gdybyś zaproponował kiedyś jakąś kolejność tych opowieści... Która jest główna? Co trzeba koniecznie przeczytać, żeby móc się zabierać za następną? Tego już masz trochę pozaczynane, z tego co się orientuję.) 2. STYL. No, tu cię będę gnębić. Mój drogi, jeśli robisz postępy, to bardzo, bardzo, cholernie powoli. Jest kiepsko w tym względzie - unikasz jak ognia opisów, wszystkiego jest za mało, zbyt lakonicznie... Bohater w jednej chwili jest w bibliotece, w drugiej zaklęcie robi BUM, w trzeciej jest w innym świecie, w czwartej się orientuje, że jest w innym świecie... O, jeśli chodzi o ten fragment "opamiętania", to jest on wybitnie zły - na podstawie jednego małego drobiażdżku Fire Skya olśniewa, że to jest alternatywna rzeczywistość... Żadnych przemyśleń, żadnego zdziwienia, żadnych prób dociekania, dlaczego jest tak, a nie inaczej - nie, to jest alternatywny świat i koniec, ja to wiem, a skąd, hm, chyba narrator mi powiedział. Strasznie zaleciało Imperatywem Narratorskim i nie podoba mi się to. Błędów znowu sporo, ale o dziwo nie ma ich tyle, co przy poprzednich twoich opowiadaniach. Przynajmniej nie przeszkadzały tak bardzo w lekturze, co cieszy mnie niezmiernie. Pierwszy rozdział jest sformatowany w sposób wzorowy - pięknie wygląda, muszę przyznać (i pochwalić). Z drugim już gorzej - brak justowania, jakieś dziwne odstępy... widać, że już ci się tak nie chciało. (Nie mówiąc o samym błahym fakcie, że rozdział drugi jest o połowę krótszy od pierwszego.) 3. KREACJA ŚWIATA PRZEDSTAWIONEGO. Ojojojojoj. No, tutaj też jest wybitnie kiepsko. Powiem tak - nie postarałeś się i zmarnowałeś skądinąd świetny pomysł. Mamy niby alternatywny świat - okej, super, ale ten alternatywny świat różni się od normalnego w tak minimalnym stopniu, jak to tylko możliwe... Dobrze, wiem, nie powinnam się kłócić, w końcu to twoje ponyversum... Ale naprawdę wszystkie Mane 6 muszą dalej mieszkać w Ponyville? Twilight jako księżniczka też? W bibliotece, drzewie? Jako bibliotekarka? Dokładnie tam główny bohater może ją znaleźć? Ciągle, cały czas jest to samo? Ja rozumiem, że to jest po części zgodne z serialem, ale tutaj piszemy fanfiki, a nie scenariusz serialu dla dzieci. Nie podoba mi się również kreacja Tenderhoofa (nawet nie jestem pewna, czy tak to się pisze). Zrobiłeś z niego jakiegoś potwora, demona, który czyha na uciechy cielesne, bo... bo diabli wiedzą. Niektóre twoje rozwiązania są tak głupie, że to się w głowie nie mieści. "Tenderhoof zaproponował pomoc finansową dla farmy, ale drobnym druczkiem dopisał, że w zamian chce za żonę córkę ojca AJ". Błagam cię, co to jest, do wszystkich diabłów, średniowiecze? To jest fanfik, a nie baśń, konwencje ci się pomyliły. No i jeszcze ten drobny druczek... i gadka-szmatka, że umowy nie można zerwać, bo "co raz zostało przypieczętowane..." Ja ci powiem, co to jest - Imperatyw Narratorski powiedział, że mają być razem, Tenderhoof ma być aroganckim chu... gburem, AJ ma być wściekła, skwaszona i nieszczęśliwa i nie mogą się rozstać, BO TAK. Bo by dramatyzm wcięło. A wracając na moment do tej "alternatywy"... Jak wspomniałam, pozmieniałeś mało, wszystkie Mane 6 się znają i utrzymują ze sobą kontakt, brr (a mogło być tak pięknie, tak inaczej, tak... alternatywnie!). Ale bardzo się cieszę, że Pinkie Pie wsadziłeś do psychiatryka. Chociaż to było dobre posunięcie (w sensie, dla fabuły, a nie dla Pinkie Pie... chociaż może dla niej też). Rarity jako Wielka Pani Z Salonów Szukająca Cielesnych Uciech również jest postacią dobrą. Nie podoba mi się natomiast... 4. GŁÓWNY BOHATER. Płytki, płaski i na dodatek, kochając AJ szczerze i żarliwie i pragnąc całym sercem ją odzyskać, bzyka się z Rarcią po pierwszym spotkaniu w nowej rzeczywistości (!). Serio, autorze? Serio? Ewentualny wątek z powolnym uwodzeniem Fire Skya przez pożądliwą Rarity byłby ciekawy i intrygujący, ale w takiej formie wygląda to biednie, biednie... i stawia twojego bohatera (którego przecież powinieneś lubić) w świetle, w którym ty sam z pewnością nie chciałbyś się znaleźć. Podsumowując: na razie jest średnio. Mocno średnio. Niedopracowany tekst, ale może być lepiej, co w sumie już udowodniłeś. No i jak tagi wskazują, to ma być przygoda... Te całe "Wrota Światów" i w ogóle, akcja z Twilight... Jeżeli nie pójdziesz w tę samą stronę, w jaką poszedłeś w "potworze-polskiej-sceny-fanfikowej" (wybacz, musiałam), to jestem dobrej myśli. Pozdrawiam! Madeleine
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...