Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 01/03/21 we wszystkich miejscach

  1. Największy model jaki dotychczas drukłem na mojej drukarce SLA (model dekapitowany, deogonowany i deskrzydlony w autodesk meshmixer); szerokość: 105mm, długość: 170mm, wysokość: 150mm
    2 points
  2. Sword art Online: Hollow Realization Deluxe Edition Tak, wiem... SaO to sól w oku, drzazga pod paznokciem i piasek w zębach miłośników "chińskich bajek" (wybaczcie, musiałem użyć tego określenia ). Ale wiecie co? Mam na to wywalone. Ważne, że dla mnie się podoba, innym nie musi "SaO: Hollow Realization" to jedna z tych gier, które pomimo licznych wad wciąga jak diabli. A trochę ich jest: 1. Fabuła - historia przedstawiona w grze, to jeden wielki fabularny - za przeproszeniem - burdel Zacznijmy od tego, że wątki z DLC mieszają się z kampanią, co wprowadza spory zamęt. Mało tego. Akcja gier toczy się w uniwersum SaO i nie jest powiązana z serialem. Spoko, ale różnice "serial - gra" są kolosalne. Przykładowo, jedna z postaci, która umarła w serialu, tutaj żyje i ma się dobrze (operacja się udała). NA SZCZĘŚCIE sama historia zapowiada się naprawdę ciekawie. 2. Interfejs - ło matko... Szybkie pytanie, szybka odpowiedź. Gdzie szukać spisu questów? W zakładce "quest"? Yyy... Nie. W zakładce "wydarzenia". Co w takim razie kryje zakładka "quest"? Nie zgadniecie - spis zleceń na ubicie potworów. To takie "intuicyjne". Całość wymaga sporej dawki cierpliwości, bo intuicyjne to to nie jest. 3. "Visual novel mode" - Niektóre questy są w formie visual novel. Serio. Ucieszyłem się gdy jedna z moich ulubionych postaci (Sinon) zaproponowała mi wspólny wypad. Niestety zamiast masakrować potwory czytałem tekst. Żeby nie było - dialogi są momentami rewelacyjne i fani serialu będą zachwyceni, ale trochę to jednak boli. 4. Jak NIE robić wydania Deluxe - Jeszcze nigdy nie widziałem tak źle "zlepionego" wydania deluxe. Gra za każdym razem po wczytaniu save'a pyta czy chcę uruchomić finałowy dodatek, a do tego po każdym powrocie do karczmy (bazy wypadowej) proponuje wyświetlenie podsumowania. Za pierwszym razem myślałem, że wyświetlą się jakieś statystyki (ilość ubitych potworów, zdobyte punkty doświadczenia etc). A tym czasem uruchomiła się animacja streszczająca fabułę podstawki. Na szczęście w porę to wyłączyłem. 5. Grafika - Dobra, rozumiem, że wyszła w 2016 roku, ale momentami wygląda jak leniwy port z PS3. Ale hej, SaO: Hollow Realization ma też sporo zalet 1. System walki i rozwój postaci - Zdolności postaci przypisane są do typu broni. Każda z nich ma swoje własne drzewko rozwoju, a co za tym idzie po zmianie katany na sztylet trzeba zaczynać od zera. Co ciekawe, do jednego przycisku możemy przypisać kilka ataków dzięki czemu nie ma mowy o monotonii Sama walka jest cholernie wciągająca. 2. Fabuła i wątek Premiere - jak już wspominałem, sama historia zapowiada się naprawdę ciekawie. Wszystko kręci się wokół Premiere, młodej dziewczyny, która jest "uszkodzonym NPCem (a raczej zaawansowanym AI)". Kirito i spółka postanawiają zaopiekować się nią, zbadać sprawę i odkryć co się stało (zanim zostanie skasowana przez system). Sęk w tym, że skoro sama Premiere jest zgliczowana, to jej wątek fabularny również. Oznacza to, że nie jesteśmy prowadzeni za rękę i nie mamy żadnych wskaźników na mapie związanych z tą postacią. Mało tego. Musimy zabierać ją ze sobą (żeby "aktywować" skrypt questu), a tak się składa, że NPCe w Hollow Realization mogą "umrzeć na śmierć". Wszystko to sprawia, że czujemy się za nią odpowiedzialni 3. Udawane MMO - SaO: HR całkiem nieźle udaje grę MMO. Nie potrafię tego sensownie wytłumaczyć ani rozpisać, ale gra się w to jakoś... Inaczej. 4. To SaO! 5. Mnóstwo zawartości - zlecenia na potwory generowane są losowo. Można przyjmować je w hurtowych ilościach i zapomnieć, że istnieją. W końcu zaliczamy je niejako "przy okazji" tradycyjnych questów, a zarobek jest całkiem niezły Eksploracja jest bardzo ważna tym bardziej, że po mapach rozsiane są "eventy" polegające na ubiciu grupy potworów w określonym czasie. Co ciekawe, w grze możemy chodzić na randki, ale jakoś nie widzi mi się branie kogoś innego niż Asuny (w serialu są parą). Screeny Tak. Przyjąłem ponad 100 zleceń "Japoński język trudna", czyli błędy w tłumaczeniu. Serio... Co u licha znaczy "wiedza zdobyta" i co ma wspólnego z wykonaniem zadania? Sinon (po lewej) uwielbia wbijać szpilki dla Kirito. No takiej sceny się nie spodziewałem A tym bardziej TAKIEJ Czy polecam grę? Tak, ale tylko dla kogoś, kto zna serial.
    1 point
  3. 1 point
  4. Przeczytani Władcy Wiatru Beware the spoilers! To było świetne. I to pod praktycznie każdym liczącym się względem. Światotworzenie, jak zawsze u Verlaxa stało na najwyższym poziomie. Dowiedzieliśmy się kolejnych rzeczy o tym jak popier... znaczy zagmatwane są stosunki arystokracji w dominium Celestii. Włączenie odpowiednika włoskich miast-państw i ich wiecznych konfliktów uważam za pyszny pomysł, który doskonale się sprawdził w opowiadaniu. A pomysł Białej Rury by musieli rozwiązywać swe spory bez użycia wojsk i ogólnej krzywdy jest wspaniałym, boskim wręcz pokazem złośliwości - zakładając, iż tamtejsze kuce posiadają temperamenty takie jak ich realni odpowiednicy. Mniejsza jednak o italo-kuce. Sednem fanfika jest Lazar. Doskonale wykreowana postać, o której stopniowo dowiadujemy się coraz więcej. Świetnie włada mieczem, jest obyty w eleganckiej mowie i mimo zżerającej go choroby będącej "karą za grzechy" (tfu!) nadal ma pewien autorytet. Jednocześnie mimo swojego cierpienia i postępującego zmęczenia wegetacją (bo życiem nazwać to trudno) nie zatracił do końca szlachetnych odruchów, co najlepiej widać w prologu. A kiedy w końcu zostaje ujawniona jego tożsamość... no to dopiero zaczyna się dziać. Właśnie dzięki jego prawdziwemu imieniu i pochodzeniu dostajemy wgląd w polityczne machinacje Unicornii. Jej stereotypowo nadambitny i przekonany o własnej słuszności władca jest idealnym obrazem zadufanego, przekonanego o własnej nieomylności arystokraty, który najlepiej wyglądałby jako wkład do gilotyny. Aż dziw, że przy takim <tu wstaw dowolną, mocną obelgę> jego obaj synowie nie wyrośli na rozkapryszone księciuniów, których głównym zajęciem (A przynajmniej jednego z nich) byłoby marnotrawienie rodzinnej fortuny i zadzieranie nosa. Widać Verlaxie, że wyciągnąłeś wnioski ze złośliwych komentarzy jakimi obdarzano Cię (no dobra, głównie ja obdarzałem) po lekturze pojedynków w KS. Tutaj walki, chociaż czasem dosyć długie absolutnie nie nużą. Są napisane zarówno z pomysłem jak i ze stosowną dynamiką. Fakt, iż są to nawalanki turniejowe, gdzie krew nie ma prawa się polać, tylko dodaje smaku opisom. Czytałem z przyjemnością, bez znudzenia i pewnie kiedyś raz jeszcze rzucę na nie okiem. Samo zakończenie fanfika to przysłowiowa wisienka na torcie. Nadęty arystokrata został upokorzyny, "dobre" miasto wygrało spór handlowy, gryf nie musiał wracać do ojczyzny, bracia zyskali tytuły i ich rozłąka się zakończyła (swoją drogą plot twist z młodszym Platinumem był fenomenalny). Jedynym zgrzytem był brak kary dla przedstawiciela "złego" miasta za urządzony przed turniejem napad. A do czego mogę się doczepić? Troszkę do formy, która w kilku miejscach zawierała minimalne niedociągnięcia. A bardziej do używania w niektórych sytuacjach nieco... nazwijmy to "ludowego" języka, który nijak się miał do pozycji jakie zajmowali używający go bohaterowie. Czasami to zgrzytało. Ogólnie jednak to pozycja doskonale uzupełniająca uniwersum Koła Historii. Takich więcej! Celujący.
    1 point
  5. Rozdział II tomu II przeczytany. Beware the spoilers! No, panie Zodiak... to było naprawdę coś. O ile pierwszy rozdział pokazał nam trochę szerokiego świata, o tyle tu praktycznie cała akcja toczyła się w jednym, zapyziałym miejscu, które zapewne dla losów świata, czy też późniejszej fabuły jest kompletnie nieistotne. Ale to co się działo w nim w tym rozdziale? Nektar, nektar i ambrozja, powiadam! O ile lubię światotworzenie, pokazywanie szerokiego obrazu świata i opisy wojen, intryg, machinacji i innych interakcji społecznych, to miło w opowiadaniu o wiedźmach przeczytać rozdział, gdzie mamy opis zwyczajnego zlecenia dla jednej z przedstawicielek tej profesji. Było to przyjemnie odświeżające, a na dodatek absolutnie bezbłędnie napisane. Mowa naturalnie o treści, jeżeli chodzi o formę, to nie wątpię iż tej perfekcji znacznie dopomógł sztab prereadersko-korektorski. W każdym razie atmosfera była doskonale ciężka, historia odpowiednio przerażająca (swoją drogą kiedyś, przed liberalizacją, bym to wykopał do MLN), opisy cieszyły oko wytrawnym zastosowaniem makabry (w odpowiedniej dozie), akcja zaś toczyła się wartko i nie pozwala nawet na chwilę nudy. Jedyne nad czym się zastanawiam, to czy ktoś tak emocjonalny jak Erynia powinien być wiedźmą. Nie jest to oczywiście wada, wręcz przeciwnie - dodaje postaci miłego zróżnicowania, od tradycyjnego obrazu zimnej, wiecznie spokojnej wiedźmy. W tym kawale tekstu naprawdę mogę wyłącznie chwalić. Chciałbym być zmuszony częściej pisać takie komentarze. Ocena celująca. Z wykrzyknikiem.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...