Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 04/09/21 we wszystkich miejscach

  1. Kolejny, siódmy rozdział zremasterowanej wersji "Cienia Nocy" jest dziełem, przy którym miałem plan spędzić jeszcze trochę czasu, na etapie prereadingu i korekty. Szczęśliwie dla czytelników, autorka mnie uprzedziła, toteż już w ten ostatni dzień tygodnia roboczego możemy cieszyć się nowym materiałem, trudno o lepszy początek weekendu ;) Jednakże pozwolę sobie uściślić, w kontekście tego, co chciałem wykonać – rozumiem jak najbardziej chęć budowania poszczególnych opisów ze zdań prostych, krótkich, celem nadania dynamizmu, zamierzonej chaotyczności, elementu zaskoczenia, lecz zważywszy na to, że rozdział (dużo dłuższy i bogatszy w content, względem poprzedniej wersji) posiada fragmenty spokojniejsze, w niektórych miejscach próbowałbym połączyć co krótsze zdania w jedno dłuższe, rozbudowane, by w ten sposób skomplementować ów spokojniejszy ton, jaki raz po raz udziela się w rozdziale. Podkreślam, jest to tylko i wyłącznie moja subiektywna sugestia, w znacznej mierze wynikająca z własnych upodobań, nie jest to sprawa obiektywna, jak ortografia czy interpunkcja, zatem z pewnością niczego Państwo nie tracą w związku z tym, że "zaspałem" z nadprogramowymi propozycjami względem formy rozdziału Zakładając oczywiście, że decyzją autorki, rzeczywiście cokolwiek trafiłoby do finalnej wersji tekstu. Powracając na chwilę do wyżej wspomnianych spokojniejszych fragmentów, nie powiedziałbym, że były to elementy podpadające pod [Slice of Life], ale z pewnością w płynny sposób spowalniają one akcję, dając czas na wzmocnienie klimatu oraz zwracając uwagę czytelnika na szczegóły, czy przeżycia wewnętrzne protagonistki. Każdy, kto czytał i wciąż pamięta stary rozdział siódmy (opatrzony wówczas innym tytułem), od razu zauważy jak wiele nowych rzeczy dodała autorka, przy okazji dużo, dużo lepiej realizując szeroko pojętą tajemniczość – zgodnie z zapowiedzią, w sposób mroczny, krwawy, niekiedy całkiem brutalny, na przykład w postaci opisów odnoszonych obrażeń. Główną bohaterką oczywiście pozostaje Night Shadow i to w znacznej mierze wokół niej krążą przedstawione w rozdziale wydarzenia, ale Łowcy, w mojej ocenie, otrzymali całkiem sporo czasu na to, by mieć swoje momenty i brać udział w fabule w sposób aktywny (a im bliżej końca, tym tejże akcji więcej), choć najbardziej spośród znajomych najemników błyszczy Bastard Spell. Występ Javelin Ichora oraz Blood Makera uznaję za satysfakcjonujący i taki, który się zapamiętuje, Random Adventure zdawał się przebijać w początkowych partiach rozdziału, potem, na moje wyczucie, "przewijał się", ale robił swoje, podobnie jak Awful Look, który z kolei wybił się pod koniec... Lecz z zupełnie innych powodów. Przyjąwszy zlecenie od samego Darkness Sworda – ojca Night Shadow – bohaterowie wędrują do upadłego przed laty Alikorngard, w poszukiwaniu Amuletu Alikorna. Nie wszyscy są zdecydowani na wyprawę, bowiem nie będzie to ich pierwszyzna, zaś nauczeni doświadczeniem, wiedzą już, czego się spodziewać. Istotnie, na miejscu czyha mnóstwo niebezpieczeństw, spośród których nieumarli wydają się stanowić najmniejszy problem – nie to, co wciąż chodzi po przeklętej ziemi stanowi największe zagrożenie, lecz to, co kryje się w głębinach, a co najwyraźniej wzywa do siebie Night Shadow. Z czasem, bohaterka doświadcza niepojętego, walcząc z tytułowymi grzechami, przeszłością, ale również własnymi słabostkami. Nie oznacza to jednak, że w trakcie tej niezwykłej wędrówki nie znajdzie sojusznika. Powróciwszy do rzeczywistości, wraz z Łowcami zmierza ku ostatecznej konfrontacji z królem Alikorngard, który wciąż tkwi we własnym limbo, jak się okazuje, wraz z poszukiwanym przez bohaterów Amuletem Alikorna. Czy są gotowi uiścić cenę jednego życia, by odejść z pustymi kopytami, a może zaryzykują wszystko, by uzyskać szansę na zdobycie Amuletu? Odpowiedzi znajdziecie w tekście. Tak przedstawia się zarys fabularny najnowszej odsłony zremasterowanego "Cienia Nocy". Jak nietrudno zauważyć, mamy szereg nowych wątków, co oczywiście oznacza nowe sceny, lokacje, a także momenty, w których to udzieli się to mroczniejsze, tajemnicze oblicze tej części historii, choć w inny, bardziej wyrazisty sposób, niż zapamiętaliśmy. Wszystkiego jest więcej, jest to też obszerniej i lepiej opisane, jednym z moich ulubionych przykładów jest opis Alikorngard. Lokację tę możemy sobie bez problemu wyobrazić, także kolorystycznie, a jednocześnie pole do własnych wyobrażeń jest na tyle szerokie, że mimo pewnych podstaw, jakie dała nam autorka, w zależności od odbiorcy, każdy może mieć nieco inną wizję upadłego miasta alikornów. To jest, moim zdaniem, świetne, za to się kocha słowo pisane :D W podobny sposób zrealizowano przeżycia wewnętrzne Night Shadow – powiedziałbym, że jej reakcje na to, co się dzieje, na istoty, które napotyka, myśli, a także chwile słabości, to wszystko czyni z niej postać, którą tym bardziej chcę śledzić, której tym bardziej chcę kibicować i która nabiera głębi, po prostu. Innym przykładem są opisy zniszczeń różnych struktur, śladów pozostawionych przez czas, a które dają nam pojęcie o tym, co kiedyś mogło się wydarzyć, podobnie zresztą są opisywane obrażenia, rany, stan, w którym Night Shadow zastaje kolejne trupy, wliczając w to nie tylko kwestie cielesne, ale także zniszczenia ubioru. Czy to jakieś zastygłe strużki, pęknięcia, plamy krwi i ropy, czy niepokojące wrażenie "normalności", jakby lada moment miał wstać nowy dzień, a na zewnątrz mieliby wyjść mieszkańcy Alikorngard, jak gdyby nigdy nic złego się nie wydarzyło, te drobne szczegóły mają duże znaczenie i wspólnie tworzą, mimo nastroju, barwną treść, którą doskonale się śledzi i która, jakkolwiek przewrotnie miałby to brzmieć, żyje w wyobraźni odbiorcy ;) Nie chciałbym spoilerować niczego więcej, toteż powiem tylko tyle, że po lekturze czuję się "najedzony" – rozdział ma aż sześćdziesiąt sześć stron (Serio, tyle się u mnie wyświetla, choć na ostatniej widnieje tylko jedno zdanie. Pewnie jakiś glitch po mojej stronie xD), ale wciąga jak diabli, chociaż jednocześnie starałem się wyłapywać różne usterki i zwracać uwagę na formę, w ogóle nie zauważyłem upływu czasu, który to czas okazał się naprawdę dobrze spędzony. Jak dla mnie, tempo akcji zostało poprowadzone praktycznie bezbłędnie. Były fragmenty, w których dominowała akcja, napięcie, robiło się przy tym mrocznie, czuć było zagrożenie, a z drugiej strony, przewijały się momenty spokojniejsze, koncentrujące się na psychice i przeżyciach głównej bohaterki, tam również było pewne napięcie, mrok, niebezpieczeństwo wyziewało z każdego kąta. Ale nie są to jedyne rzeczy, które pozostają wspólne dla obu typów scen. Przez cały czas czuć przygodę, czytelnika trzyma się poczucie, że dzieje się coś ważnego, wszystko zostało podlane sytą porcją fantastyki, z elementami grozy do smaku. Obawiałem się troszkę wrażenia czysto rzemieślniczej pracy, jednakże, nawet jeżeli to właśnie jest na rzeczy, nic a nic tego nie odczułem. Dodatkowo, przejścia między fragmentami bogatszymi w akcję, pojedynki, zaklęcia, próby ucieczki, a scenami prowadzonymi spokojniej, skupiającymi się na Night Shadow, są bardzo płynne, toteż ani razu nie wydawało mi się, że akcja nagle szarpie do przodu albo zostaje sztucznie stonowana. Znakomita robota! Kreacje bohaterów, choć dużo lepsze i bardziej urozmaicone, to jednak radykalnych zmian w ich charakterach nie uświadczymy. I chyba bardzo dobrze, w końcu po co naprawiać coś, co nie jest zepsute? Postacie są po prostu takie, jak je zapamiętaliśmy z poprzedniej wersji, tylko lepiej zarysowane, aktywne, powiedziałbym, że bardziej żywe, przez co żywiej zapadają w pamięci, a ich losy chce się śledzić z większym zaangażowaniem. Mamy zatem satysfakcjonujący rozwój znajomych charakterów, spośród których najwięcej zyskał w mojej opinii Bastard Spell. Wydał mnie się bardziej zdeterminowany, nieustępliwy, dużo silniejszy. ...no i wypadł wiarygodnie jako lider: ten przywódca najemników-pegazów, ten nauczyciel młodej królewny, alikorna. Bardzo dobrze wykonana postać, miałem wrażenie, że na jego kreację przeznaczono sporo czasu i skierowano dużo wysiłku. Plus, doceniam chwilę niepewności, kiedy to... Zyskują także kreacje Javelin Ichora oraz Blood Makera. Szczegółami nie tylko zadbano o nieco lepsze nakreślenie relacji między tymi dwoma, ale znacząco, o ile mnie pamięć nie myli i oczywiście moim zdaniem, zwiększono ich siłę. Bohaterowie ci walczyli moim zdaniem skuteczniej, co ciekawie kontrastuje ze strachem, gdy zbliżali się do zamku, na początku. Mimo obrażeń, pewnej przewagi przeciwnika (również zważywszy na otoczenie oraz warunki), nie poddawali się, potrafili zadawać uszkodzenia... Generalnie, zrobili na mnie wrażenie, jako wiarygodni wojownicy, podejmujący walkę i mimo braku perspektyw na odniesienie zwycięstwa, w sensie, zabicia na śmierć wszystkich przeciwników, potrafili stawić opór dostatecznie długo, by dać czas swemu przywódcy oraz "zabezpieczyć" ucieczkę. W tym wszystkim przewija się gdzieś Green Crossbow, co do którego mam chyba najmniej do powiedzenia. Po prostu jest sobą i robi swoje. Chociaż bardzo dokładnie podkreślono jego wiarę w Harmonię, nie przypominam sobie tych szczegółów z poprzedniej wersji. O Randomie oraz Awfulu już wspominałem, nie mam więcej do dodania w tej materii. Mamy zatem kompetentnie wykreowane i poprowadzone postacie, jedne oczywiście pełnią ważniejszą rolę, robią więcej, a także spędzamy z nimi więcej czasu, drugie natomiast wspierają je, działają sobie, niby nic wielkiego, ale ich obecność cieszy, bo bez nich fabuła, na tym konkretnym etapie, nie byłaby kompletna. Świetna sprawa ;) Powracając jeszcze do głównej bohaterki, jej zapadających w pamięć, charakterystycznych momentów jest więcej, vide rozgryzanie pułapki opartej na iluzji i wyszukiwanie bezpiecznego gruntu, czytało się to jak grę w platformówkę, sympatyczna rzecz :) Innym razem są to kolejne próby, którym jest poddawana Nighty, a także pomysł wykorzystania talentu do iluzji celem zdobycia artefaktu, w miarę możliwości, bez walki. Za każdym razem było to interesujące, utrzymane w odpowiednim nastroju, wszelkie okazje do pochylenia się nad przemyśleniami, emocjami, wątpliwościami czy aspiracjami Night Shadow, zostały wykorzystane dobrze, niekiedy nawet w troszkę zaskakujący sposób, przynajmniej dla mnie. To pozostawia mnie z kwestią pojedynku wieńczącego rozdział. Cóż, to chyba najtrudniejsza dla mnie sprawa. To prawda, że build-up tej walki został zrealizowany bardzo dobrze, obszernie, klimatycznie, dobrym tempem i tak dalej, i tak dalej. To prawda, że wymiany zaklęć, opisy poszczególnych akcji, obrażenia, to także mocna strona finału rozdziału, gdzie nie tylko akcja znajduje swoją kulminację, ale również ogólny chaos oraz poczucie zagrożenia (co jest niemałym osiągnięciem, zważywszy na to, że przecież mamy ciąg dalszy, wiemy, komu się uda, że ci bohaterowie mają przed sobą przyszłość), co owszem, nadaje dynamizmu i stwarza napięcie, dzięki czemu śledzi się to na skraju krzesełka. Natomiast, mam pewne wątpliwości, czy walka ta nie okazała się troszkę przeciągnięta. Nie zrozumcie mnie źle, to było bardzo satysfakcjonujące zwieńczenie, ale myślę, że było ono nieco za długie. Tak, to jest możliwe – można coś przeciągnąć i uczynić to męczącym, nużącym, a można przeciągnąć, ale nie stracić przy tym satysfakcji, ustrzec się przez wrażeniem przesytu. Przeciągnięcie walki oznacza, że protagoniści dłużej wymieniają kolejne ataki, wykonują uniki i odnoszą uszkodzenia, a to rodzi pytanie jak to wytrzymali i ujmuje troszeczkę wiarygodności, że istoty te, w tym konkretnym świecie przedstawionym, funkcjonującym na takich, a nie innych zasadach, faktycznie mogły to przeżyć. Jasne – Bastard Spell może być usprawiedliwiony, skoro... Jednakże co do reszty, łącznie z Night Shadow, pod koniec zaczynałem już trochę powątpiewać. Początkowo uwagę na tym polu zwracał przede wszystkim Awful Look, ale im dłużej nad tym rozmyślałem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że coś za żywotni są ci awanturnicy. Akurat Awful... Ale co do reszty, próbowałem to sobie wyjaśnić, że to przecież doświadczeni najemnicy, pewnie dużo trenują, są zahartowani, a jednak nadal trzymały mnie się wątpliwości. Co chyba jest pewną sprzecznością, no bo w końcu dzięki temu zyskały kreacje Javelina i Blooda, Bastard Spell mógł zabłysnąć, a poza tym, mamy kontynuację realizacji myśli, że alikorny nie są maszynami do niszczenia wszystkiego i zabijania każdego byle mrugnięciem oka – obrywa nie tylko Night Shadow, ale także nieumarłe alikorny i to od "byle" pegazów – a mimo to, jak dla mnie, trwało to trochę za długo. Może to przez wgląd na chaotyczność, która zapewne miała dopełniać efektu – po pewnym czasie człowiek zaczyna się do tego chaosu przyzwyczajać i w jakimś sensie ulega on "uporządkowaniu", więc i emocje nie są już takie, jak początkowo, gdy walka się rozkręcała. Niemniej, końcówka godnie zamyka rozdział i wzbudza apetyt na kolejne zremasterowane rozdziały. Zwłaszcza, że im dalej, tym więcej nowości, tym lepiej wykonane są znajome sceny, tym bardziej dopracowane opisy i kreacje postaci, jest także klimat, który wręcz wylewa się z ekranu i nie pozwala się oderwać. Wszystko, czego dusza zapragnie ;) Podsumowując, mamy bardzo dobry miks przygody z fantastyką, z pewną domieszką grozy, całość utrzymana jest w tajemniczym, mrocznym nastroju, dzięki któremu rozdział ma charakter, nie pominięto przy tym bohaterów, których kreacje cieszą i satysfakcjonują, zaś obok akcji, tajemnicy, znalazło się miejsce na pewne światotworzenie, głównie w materii lore alikornów, z czego wynika rozbudowa charakterystyki Night Shadow – ciekawskiej, zdeterminowanej, acz nadal posiadającej pewne słabe punkty, z którymi również toczy walkę. Wszystko to jest bardzo zajmujące i nie tylko zachęca do dalszego odkrywania fabuły, ale również do obserwowania rozwoju postaci królewny, czytelnik chce zobaczyć, jak staje się coraz silniejsza i jak dąży do celu. Wizerunek poszczególnych lokacji jest budowany również poprzez niuanse, które owszem, mają znaczenie i nadają całości smaku oraz charakteru. Dzięki szczegółom, dobrze wkomponowanym w treść, możemy sobie wyobrazić kolejne rzeczy, a otoczenie wydaje się żywe, plastyczne. Widzimy oczyma wyobraźni barwy, struktury miejsce, zniszczenia, wręcz czujemy smród śmierci, a jednocześnie wiele możemy sobie wizualizować samodzielnie, co sprawia, że wrażenia z lektury mogą być różnorodne w zależności od czytelnika, pomimo pewnej wspólnej podstawy. Stąd, rozdział nie jest "sztywny", a my swobodnie brniemy dalej, aż do zakończenia. Plus, ciekawe zagadki i tajemnice do rozwikłania po drodze. Ostatecznie, była to lektura wciągająca, ciekawa, miejscami nawet zaskakująca, innym razem budząca niepokój, ale zawsze ujmująco tajemnicza, nastrojowa. Gorąco polecam zarówno nowym, jak i dotychczasowym czytelnikom, zwłaszcza tym, którzy pamiętają stary "Cień Nocy" Osoby, które chciałyby napisać coś przygodowego, mroczniejszego, a którym przydałaby się inspiracja, też powinny zajrzeć. Raczej się nie rozczarują. Zachęcam także do komentowania i dzielenia się własną opinią. Co sądzicie o tym rozdziale, czy przebił wszelkie oczekiwania, a może czegoś Wam zabrakło? Co Was zaskoczyło, a co udało się przewidzieć, no i jak zapatrujecie się na końcowy pojedynek? Czy był za długi, a może w sam raz, a może – w końcu co człowiek, to opinia – przydałoby się go jeszcze więcej? :D Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w dalszym pisaniu, a także remasterowaniu.
    1 point
  2. Po wielu nocach zmagań przedstawiam Wam remaster rozdziału 7. Pierwotna wersja miała jakieś 20-30 stron, ta liczy ich 65. Ostrzegam, że będzie mrocznie, krwawo i dość brutalnie. Rozdział VII Zaszły też inne zmiany - zdecydowałam się podzielić opowiadanie na części.
    1 point
  3. 6 Kwietnia - International Asexuality Day https://internationalasexualityday.org/en/local/
    1 point
  4. Co do ludzi "nie lubiem, wycofajć, bom nie lubiem" to można podsumować: Zaś co do świata, w którym żyją, cóż: Sama animacja przedstawia się interesująco, choć po pierwszym screenie miałem mieszane odczucia. Sunny strasznie przypomina mi Scootaloo jakby była ziemniakiem, Izzy ma energię Pinkie Pie, zaś Hitch jest pierwszą męską postacią główną w MLP (Spike się nie liczy, tak samo jak Danny Williams, trzecioplanowcy...) i wydaje mi się, że to może być brat Sunny. Historia może się uda, o ile wyjaśnią, co się odjaniepawliło ze wszystkim, co FIM robił przez 9 sezonów. Tak naprawdę obawiam się problemów dzisiejszych filmów/seriali - wpychanie motywów WOKE, wysilonego LGBT i napisanych na kolanie problemów natury etycznej. Ale cóż, nie skreślam tego, bo a nóż, widelec, wyjdzie łyżka.
    1 point
  5. Okej, to jest chyba ten komentarz z maratonu, do którego najbardziej chciałam się odnieść. Z żadnym innym jednocześnie tak bardzo się zgadzam i nie zgadzam. Bo sama mam z "Początkiem" pewien problem. A nawet problemy. Bo sama nie jestem zadowolona z tego tekstu, choć jednocześnie nie żałuję, że je napisałam i sądzę, że zawarłam to, co chciałam zawrzeć. Zrób to. Mój ulubiony fanfik. Aktualny styl Zodiaka może i jest pod pewnymi względami podobny do tego, którym włada Sapek, ale zdecydowanie lepszy. Pan Andrzej stosuje zdecydowanie za dużo powtórzeń i to takich brzydkich. Moim celem na pewno nie było odtwarzanie tego stylu 1:1, bo... to nie ma sensu. Czy byłabym w stanie to zrobić? Możliwe. Na pewno chciałam by brzmiało wiedźmińsko. Moim celem było zachowanie wierności oryginałowi - "Wiedźmie", a nie "Wiedźminowi". A to mnie dziwi. Bo na pewno nie chciałam uzyskać takiego efektu, tylko raczej zachować pewną mroczną swojskość. I trochę oddać klimat znany z opowiadania o strzydze. W sumie... To pewnie dlatego skojarzyło Ci się z początkiem "Wiedźmy" - bo on wali pierwszym z wiedźmińskich opowiadań na kilometr. Nope. Jedyne co chciałam, to oddać hołd oryginałowi i napisać fika na konkurs. I żeby historia była fajna. Na konkurs nie zdążyłam, bo... Tak naprawdę nie miałam pomysłu, natchnienia, ani czegokolwiek, co by mnie niosło. I dość czasu. Bardzo podoba mi się ta rozkmina. Lubię jak czytelnik się zastanawia. Ale na te pytania sama nie odpowiem. Uważam, że lepiej by niektóre rzeczy pozostały niewyjaśnione. Obu ? A co do tego fragmentu... Pisanie go było dla mnie katorgą. Pisanie czegokolwiek o ekwipunku wiedźm było dla mnie jednym wielkim koszmarkiem. Chciałam by "Początek" był tak wierny "Wiedźmie", by mógł spokojnie wydarzyć się w jej realiach, nie chciałam zgrzytów. Dlatego unikałam opisywania niektórych rzeczy i to była jedna z nich. Berenika raczej czuje pewien żal, że coś ją omija. Nie angstuje, nie ma żadnej tragicznej historii. Tylko tyle i aż tyle. Nie czuje się dobrze z tym, że zdecydowano za nią. I w odróżnieniu od Lamberta (uwaga, spoiler dotyczący historii postaci): A czemu w fiku tego nie ma? Bo po co kucoperka miałaby to mówić? Zdaję sobie sprawę, że jeśli coś istnieje tylko poza fikiem, to nie powinno obchodzić czytelnika. Bo schemat się powtarza. Schemat tego skąd się biorą małe wiedźmy. Założyłam, że raczej nie z prawa niespodzianki (nawet w "Wiedźminie" jedynym Dzieckiem Niespodzianką była Ciri, a mit tego prawa był raczej tylko mitem albo jednostkowymi przypadkami - gry pomijam, są niekanoniczne). Szkoła Mantykory to dla Bereniki rodzina. Seaweed nie ma już swojej rodziny, jaki los by ją czekał w Kravenstadt? Seaweed już przeżyła Wilgę, choć nie powinna Bo Chromia nie jest tą główniejszą. Ogółem miało (albo i ma) powstać więcej opowiadań o Berenice. I w żadnym nie dostanie swojego POV. Wybrałam taki sposób opisywania tej postaci, bo Berenika jest... czy może raczej będzie bardzo niejednoznaczna. Dość powiedzieć, że przejdzie do historii jako A wracając do Chromii - owszem, nie robi nic wielkiego, jej rolą w historii jest przełamać strach, zyskać trochę pewności siebie i wiary w świat. Nie bez powodu przez większość czasu wydaje się bierna, wycofana i bez wyrazu - bo taka właśnie miała być. Ale kiedy została sama i kazała uciekać swojej towarzyszce, coś się zmieniło. Bo przecież sama mogła z łatwością uciec. I tu się zdecydowanie nie zgodzę. Rzecz w tym, że gdyby nie Brightlight, to w Kravenstadt prawdopodobnie nic złego by się nie wydarzyło. W laboratorium nie doszłoby do wybuchu, Zatapiacz by nie uciekł, a kuroliszki nie ucztowałyby na kucykach. I to wszystko dlatego, że chciała skompromitować rywala. Cóż, Sparkpaw przypłacił życiem próbę naprawy błędu, Chromia i Berenika jako tako rozwiązały problem, winna nie została ukarana. Co gorsza - klacze odkryły kto za wszystkim stoi, przez co czuły się jeszcze podlej. O to chodziło w tym ficzku. O bezsilność młodych wiedźm, które wykorzystano do brudnej roboty, oszukano na zapłacie, a winowajczynię pewnie jeszcze nagrodzono. O to jak bezsensowne są śmierć i cierpienie. I że działania może zmienią los jednostek, ale poza tym? Tak naprawdę nic się nie zmieniło - świat jak był zgniły i brudny, tak i jest. I tu się w 100% zgadzam. Taki jest ten fik - rzemieślniczy i bezpieczny do bólu. Pisanie fików do fików mi nie leży, bo staram się zachować zgodność z oryginałem, co zamyka mi wiele ścieżek, które eksplorowałabym przy czymś autorskim. A wtedy robię coś, co opanowałam raczej dobrze - rzemiosło. I... czegoś mi brakuje. W przypadku "Początku", będą to szczegóły oraz lore. Szerszy obraz, jakieś dziwne rzeczy wsadzone do świata, etc. Nawet go teraz przeczytałam i tak jak było okej, podobał mi się styl i żarty (wiem, cóż za skromność^^), tak wciąż brakowało mi tego samego co wtedy - fajerwerków. To znaczy... Kiedy piszę coś, co bardzo chcę pisać (nawet jeśli idzie jak krew z nosa), to czuję takie natchnienie i pewność fabuły. Zaczynam od tego, że mam pomysł na świat/fabułę/bohaterów - w przypadku "Początku", pomysł miałam na Berenikę, ale to za mało by uciągnąć takie opowiadanie. Tak jak tekstu o strzydze nie ciągnął Geralt z Rivii. Cóż, Chromia jest za to wystraszona i wycofana - tylko dobrze się maskuje, również przed sobą. A kuroliszki, nie były trudnymi przeciwnikami, owszem. I w sumie nie miały być. Dla wiedźm były groźne tylko przez przewagę liczebną. I tego - Geralt większość zleceń też załatwiał bez szwanku czy większych problemów. Jakby było inaczej, to przeżywalność w tym fachu byłaby strasznie niska. To mój częsty problem z docsami. Zmieniam tekst na czarny, wracam po czasie, piszę na automatycznym (który jest ciemnoszary), a że jestem ślepa, to tego nie widzę. + jako że nie posiadam klawiatury numerycznej, to kopiuję półpauzy z innych docsów, to też może mieć wpływ. A o grze to przy pisaniu tego w ogóle nie myślałam. Ogółem gry wyrzucam z głowy, jeśli chodzi o "Wiedźmę" i rzeczy z nią związane. I samego "Wiedźmina". Lubię je, mam do nich ogromny sentyment, ale... Są fanficzkiem od Redów i to bardzo nierównym. Czasem genialnym, czasem idiotycznym i zaprzeczającym temu co Pan Andrzej pisał (a to jest święte!). No i zbrzydły mi nieco przez fanów i kult "Wiedźmina 3", przyznaję. No i... Ostatnio gadałam sobie o grach z kolegą z grupy i odkryłam, że nie pamiętam prawie niczego z "Wiedźmina 3". Wątek główny, DLC, parę śmieszków... A jak próbowałam sobie tę produkcję przypomnieć, to za każdym razem się od niej odbijałam. Bo nagle przypominałam sobie zadania i nie było już prawie niczego, co by mnie do tego tytułu ciągnęło. Czas nie ma znaczenia. Piszę po kolei, nie skaczę po scenach. Geralta i Ciri? Nope. Prędzej Geralt-Vesemir. I właśnie, to o czym wspominałam wcześniej. Nie czuję się na siłach. Nie umiem pisać fików do fików. Brakuje mi tu pewnej wolności i swobody. Serdecznie dziękuję za komentarz i wnikliwą analizę^^
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...