Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 04/19/22 we wszystkich miejscach

  1. Trzydzieści lat po powrocie Kryształowego Imperium i pokonaniu złego króla Sombry w Equestrii panuje pokój. Kryształowe kuce praktycznie zdążyły zapomnieć o mrocznym okresie tyranii, która dławiła ich dom, i skupiają się na rozwoju swojego pięknego miasta. Cały naród korzysta z osiągnięć Kryształowego Renesansu, wywołanego zetknięciem się starożytnej kultury z nowoczesną technologią. Mogłoby się wydawać, że idylla będzie trwała wiecznie, jednak Sombra był tajemniczym i okrutnym władcą - i nawet po śmierci jego cień wciąż pada na Imperium. Gdy pewnego dnia do kryształowej stolicy zaczynają przybywać dawni zwolennicy upadłego monarchy, ukryci przez jego czarną magię, Equestria staje ponownie w obliczu kryzysu. Co gorsza, jednym z przybyłych jest podobno młoda córka samego tyrana, imieniem Obsidian. Dzieci nie mogą być jednak karane za grzechy ojców, więc, w przeciwieństwie do wiernych sług tyrana, otrzymuje szansę na reformację. Czy po latach panowania jako księżniczka Twilight Sparkle znajdzie w sobie dość siły, mądrości i cierpliwości, by poradzić sobie z klaczą, którą wychowywał król Sombra? Spis treści: - Prolog - Rozdział I - Rozdział II - Rozdział III - Rozdział IV - Rozdział V - Rozdział VI - Rozdział VII - Rozdział VIII - Rozdział VIII Extra – Pościg Applejack - Rozdział IX - Rozdział X - Rozdział XI - Rozdział XII Za korektę i pre-reading serdecznie dziękuję Rarity. Jest wielka. Gandzia, który sprawdzał rozdział III, też jest wielki. Wielka jest też Moonlight która zrobiła okładkę (https://www.deviantart.com/moonlight-ki/art/COM-Fragility-of-obsidian-788494711). Galeria: __________ Napisałem Lazarusa, ale na razie nie czułem dość weny by tknąć dalej "Czternaście Dni Gąsienicy" - zatem zacząłem pisać nowe opowiadanie. Pierwszy rozdział został już skorektorowany, ale nie miałem czasu i sił by wprowadzić poprawki. Prawdopodobnie wrzucę go dziś po południu albo jutro. Szczęśliwego nowego roku!
    1 point
  2. W końcu od dłuższego czasu uraczyłem się jakimś ficzkiem z MLP, i Oh Boy, nie byle jakim. I chociaż narzucają mi się oczywiste podobieństwa do Past Sins, jednak jest to coś innego, oryginalnego. Problemy z jakimi zmaga się pisarz i jego bohaterowie są specyficzne i ładnie ujęte na kartach opowiadania tworząc spójną i zgrabną całość. I muszę to teraz zaznaczyć: Ghatorr, byłby z Ciebie (jest?) dobry psycholog. Obsidian jest słodka i gorzka, buntownicza i zachowująca kamienny spokój, dobra i mroczna… No po prostu świetna kreacja postaci, a w dodatku – chociaż może źle to zabrzmi – na jej osobie jak na zwierzątku doświadczalnym mamy szansę prześledzić jak zmienia się psychika, jak nagina się ona wpuszczona w obcy system, jak błądzi, znajduje kompromis między dawnymi przyzwyczajeniami i nowymi wytycznymi, między światem zewnętrznym i wewnętrznym… A to wszystko okraszone w swobodny i humorystyczny styl. O światotworzeniu już było w innych komentarzach, więc teraz trochę bełkotu psychologicznego. Odnoszę się do całego utworu. Uwaga na spoilery. Zastanawia mnie, w jakim stopniu autor rozplanował i rozpisał sobie uprzednio fabułę, szkic tworzonego uniwersum, a w jakim rozwija wątki na freestylu. Pewnie coś pośrednio, jak to w pisarskim świecie bywa, ale chciałem docenić konsekwencję niektórych zdarzeń: przebiegła Obsidian znajduje w pamięci odwołanie do przysięgi składanej Twilight o wstrzymywaniu się przed agresją w kierunku innej istoty, ale tylko w obrębie Ponytown. Jakby mózg był matematyczny, to właśnie dodał do siebie macierze i wyszło mu, że Obsy, pozwalam ci sieknąć Starlight czarną magią. Inny przykład, Papilla. Od początku wydawał mi się podejrzany, więc nie było dla mnie w VIII rozdziale zaskoczeniem, że ma trochę krytyczne zdanie na temat magii przyjaźni. Co mnie urzekło to możliwość zastanowienia się jak ewoluują kwestie moralne i etyczne, jaki mają wpływ na funkcjonowanie społeczeństwa ale i życie pojedynczego obywatela, jak, dzięki wglądowi w myśli Obsidian i Twilight i ich rozmowom, możemy znaleźć logikę w różnych systemach politycznych i formach sprawowania władzy, strukturach społecznych, dlaczego się utrzymywały i dlaczego jeden jest w wybranych aspektach lepszy od drugiego. Oprócz tego razem z Obsidian próbujemy zrozumieć ideę magii przyjaźni i to w dwójnasób; z czystego zainteresowania i chęci zyskania przewagi nad „przeciwnikiem”. Dzięki temu autor może z czytelnikiem od podstaw rozpracować całą tą magię przyjaźni, jaki ma sens, jakie ma znaczenie psychologiczne i socjologiczne. Obsidian jest zaiste ciekawom klaczom. Niektóre jej cechy mógłbym przypisać sobie z pewnego okresu życia (chociaż nie, nie jestem potomkiem mrocznego króla ani nie zahibernowano mnie na 1000 lat), więc może łatwiej mi jest zrozumieć… Zaraz, czy autor nie próbuje aby właśnie zrozumieć jak warunkuje się czarny charakter? No bo załóżmy, że Sombra nie przegrał, Kryształowym Imperium włada jego żelazne kopyto, a Obsidian realizuje jego niecne knucia i intrygi, sycąc się jego naukami, trenując pod zwierzchnictwem wyznaczonych przez niego sług, chłonąc esencję czarnej magii? Czy mogłaby wyrosnąć na kucyka okrutnego i bezwzględnego? Cóż, sprawy w fanficu potoczyły się jednak inaczej, więc się tego nie dowiemy. Została wybrana ciekawsza opcja. Wyrwana z macierzystego środowiska, targana przez świat którego nie poznawała, prowadzona przez „słabe” kuce które się nad nią „litowały”, zobowiązana przeszłością i stawiająca niepewne kroki we współczesności, do tego nałogowo wypalająca sobie emocje… To tworzy mieszankę o sporym potencjale do poprowadzenia fabuły w interesującą stronę. Takie zabiegi jak nieplanowany wypad do Everfree czy inspekcja lizaka świetnie wyciągają z Obsidian jej tak bardzo naturalne, choć skrajne, zachowania. Poziom empatii Ghatorra względem Obsydianki is over 9000. Ciekawszą jeszcze od Obsydianki kreacją postaci, choć nie postacią samą w sobie, jest natomiast według mnie król Sombra. Przede wszystkim dlatego, że nie występuje osobiście jako aktor na scenie opowiadania, ale jest budowany poprzez odwołania i nawiązania do niego, w szczególności cytaty pojawiające się w głowie jego córki. Gdyby wprowadzić go do akcji, byłby materialny, z krwi i kości, może przewidywalny, a tak narasta wokół niego taka mroczna aura, mityczna otoczka, jak wokół Xardasa z Gothica I i III, dopóki go nie spotkamy (kto grał ten wie). Co do reszty postaci odniosę się ogólnikowo, zostały jak dla mnie opisane dobrze, choć bez rewelacji. Nie wiem, czy trudniej było rozwinąć charaktery na podstawie istniejących serialowych postaci, bo musiały stanowić ich continuum, czy wykreować nowe, bo trzeba nadać im unikalne cechy i odpowiednio wpleść w opowieść, ale jedne i drugie wyszły nieźle. Chociaż „genialne pomysły” Twilight to trochę egzageracja i pole do podśmiechujek, poza tym Twilight spełnia się w roli Twilight jak Twilight. Kilka luźnych myśli. Chciałem jeszcze zwrócić uwagę na to, jak ciepłe, serdeczne relacje i pozytywne uczucia (Joy) wypierają buntowniczą naturę i solo-walkę z całym światem (Obsydian). Jak to się skończy nie wiem, ale biedna ta Obsidian. Ops, sorry. Ulitowałem się nad nią. Oprócz tego zagadnienie czy człowiek (kuc) jest z natury dobry. Cóż, każdy postępuje logicznie… Każdy rodzi się dobrym, ale poddawany złym wpływom może stracić rozeznanie co jest działaniem destrukcyjnym, a co konstruktywnym. Pojęcie dobra i odczuwanie empatii jest potrzebne społeczeństwu, żeby je spajało i nie popadało ono w dezintegrację. Obsidian zdaje sobie sprawę, że wyrządziła krzywdę bliźniemu i odcisnęło to w niej traumatyczny znak. W ogóle co ja pierdzielę, nawet bez tego faktu nie jest krzty zła, jeśli zło zdefiniujemy jako świadome czynienie krzywdy pośrednio lub bezpośrednio drugiej istocie. Fajnie, że mamy pierwszorzędowy wgląd w zebrania alicornów. Trochę to rozjaśnia, w jaki sposób sprawowane są rządy w Equestrii. Znalazłem lekkie nawiązanie do wolności sztucznej inteligencji w słowach Obsidian z VII rozdziału strona 2. Ciekawi mnie, jak subiektywnie Obsidian odczuła ten skok czasowy o 1000 lat wprzód. To znaczy, są opisane jej myśli, ale to nie ten najwyższy stopień doświadczenia o którym mówi Platon, przeżycie czegoś. Czy „odczuła” go drastycznie, zmieniła się jej percepcja, czy to było jak zaśnięcie i przebudzenie się. Co do narzekania… Seriously, czy żarcie jest aż tak istotną wartością? Miałem wrażenie, że gdy ledwie zaburczy im w brzuchu to jakby odczuwali fizyczny ból, jakby byli na głodówce przez kilka dni i to zamknięci w jaskini, gdzie nie ma się skupić na czym innym tylko obiedzie który dominuje ich myśleniem. Ja rozumiem, że sztuka kulinarna to bogata dziedzina i autor może mieć zajawkę na szerokie opisy egzotycznych potraw, ale czasami szedłem za rozumowaniem głównej bohaterki, że oni są jednak pod tym względem naprawdę zepsuci. Co więcej… Czasami miałem wrażenie, że pewne postacie były wprowadzone tylko po to, by znaleźć w nich refleksję zachowania Obsidian. Hm, może to i dobrze? W końcu to z jej punktu widzenia prowadzona jest narracja i jej świat zgłębiamy. Jak dla mnie to nie minus, że postacie i wątki poboczne są rozwijane i tempo akcji jest powolne, ale w rozdziale VIII te same problemy z jakimi zmaga się Obsidian, z jakimi bije się w swoich myślach zaczynają się już nieco dłużyć. Podsumowując, pożarłem bardzo obiecującego fica, więcej uwag nie pamiętam. Taka myśl mnie naszła, że w oryginalnym serialu kucykowym fabuła skończyłaby się na przeczytaniu przez Obsy dziennika przyjaźni, ściana końcowa, Myy Little Pooonyy, frieeeeeeends. Ale nie, ona go zreinterpretuje dla swoich niecnych celów. Tylko czy w czasie swojego systematycznego planowania wskrzeszenia Sombry albo jego idei, nie zrozumie czasem czym jest ta przyjaźń? To w następnym odcinku. Pisz Ghatorr, bo dobrze Ci idzie. Dziękuję, do widzenia!
    1 point
  3. Dawno nie miałem tak mieszanych odczuć odnośnie fika. Bo są w nim zarówno momenty godne pochwały jak i chwile, gdzie człowiek miał ochotę zjeść klawiaturę. Ale po kolei. Zacznę od chwalenia. W tym fiku jest trochę ciekawych pomysłów światotwórczych. Scena w kuźni bardzo spoko, pojawienie się Twilight, niezgorsze, przemyślenia na temat działania magii w equestrii też całkiem fajnie opisane. Nawet wielofunkcyjny ogon mi się podoba. do tego w kilku moemtnach pojawiają się ładne, duże opisy z akurat odpowiednią ilością technikaliów. Słowem, są momenty, w których chłonąłem tekst. Podoba mi się też sama idea, że Twalot wyrusza do innego świata po pomocnika, bo sobie nie radzi. To rodzi wiele możliwości światotwórczych, a także pozwala rozbudować ideę wieloświatów. Pochwalę też za zawiązującą się historię. Nie jest może wybitna, ale wydaje się solidnym początkiem i ma w sobie trochę klimatu. Jest jednak wiele rzeczy, które mi się nie podobają. Na sam początek główny bohater. Istota, która może prawie wszystko, wszystko wie, ogarnia co trzeba, zmienia kształt, ma jakieś magiczne wymiary z przydasiami i w ogóle robi wszystko. Nie lubię tego konceptu, choć nie przeczę, że można go fajnie napisać. Dlatego liczę trochę, że noga mu się powinie i dojdzie do sytuacji, w której jego moce nie zdadzą się na nic. Jak na razie jedyny moment, w którym mnie nie drażnił, to ten, kiedy zmienił się w wilka, zamiast w kuca. To wydaje mi się bardziej rozsądne i przy tym ogranicza go w sferze samego kontaktu. Druga sprawa, mi się nie podobała, to niestety forma. I widać to, porównując rozdziały z prologiem, który Grento korektował. O ile ortografia i interpunkcja wyglądają spoko, o tyle konstrukcja zdań i podział na akapity wypadają słabo. Apropo, wielokrotnie brakowało wcięcia pierwszego wiersza, albo było ono zbyt małe. Przez to wszystko czytało się ciężko i trudno mi było wczuć się w klimat. A szkoda. Podsumowując, ten fik nie jest zły. Ba, widzę w nim nawet dość spory potencjał na całkiem pcozytne dzieło. Niestety wymaga olbrzymiej ilości korekty i w sumie głównie tego.
    1 point
  4. Przeczytałam parę dni temu, czas na komcia. Zacznę od tego, że cieszę się, że KO wróciło po tak długiej przerwie i mam nadzieję, że kolejne rozdziały ukażą się w miarę szybko (choćbym musiała szantażować autora przez najbliższe parę lat). Mam też nadzieję, że to co dostaliśmy, to raczej kwestia tekstu pisanego głównie po to by przełamać pisarskiego bloka, ponieważ te 44 stron pozostawiło po sobie... jedno wielkie nic. Gdyby napisał to ktoś inny i gdyby była to przerwa w akcji w tekście, który ma jej naprawdę dużo, to myślę, że byłabym nawet zadowolona. Rzecz w tym, że to VIII rozdział KO, 44 strony SoLa, które nie prowadzą do niczego. Nie ma też za wiele humoru i ghatorryzmów, które by to podciągnęły na tyle, by dało się zapomnieć o wadach. A te są znaczne - nie jestem osobą, której przeszkadza to, że w Obsydiance akcja jest dość powolna, a tekst skupia się na postaciach i ich relacjach, ba uważam, że to naprawdę przyjemne. Tylko są jakieś granice. Fabuła w tym rozdziale stoi w miejscu. Jedyne nowe rzeczy, jakie dostaliśmy, to lekcje Obsidian, jej interakcje z Papillą, Fireboltem oraz z Joy, ale nawet one za wiele nie wnoszą - Siddy jest zacofana, ale nie może uwierzyć, że nie, czcigodnieojcuje i nie umie w interakcje społeczne. A i przyjaźń jest tu tak samo powierzchowna jak w serialu. I uważam, że dobrze, że nie ma jakiejś nagłej przemiany, a wszystkie zmiany są powolne i naturalne - np. to, że może zacznie więcej jeść, by zbudować mięśnie, by lepiej walczyć. Fajnie też wychodzą pewne rzeczy - Obsy walczy jak walczy, bo uczył ją gryf. Trochę dziwne, że Sombra nie załatwił jej nauczyciela-jednorożca, w końcu oczywiste, że gryf, nie może korzystać z telekinezy, więc nie nauczy jednorożki walczyć tak jak powinna. Z drugiej strony, może zamierzał zrobić to później lub... Obsidian ma braki w edukacji, ponieważ Sombra nie chciał by była za silna. Bał się, że młoda się zbuntuje i go zdetronizuje. Brzmi jak coś, co by zrobił dobry dyktator, który znęca się nad własnym dzieckiem. Obsy zastanawia się też nad swoją matką. I zastanawia mnie, czy to jakiś foreshadowing, czy scena, która nie ma głębszego znaczenia i po prostu jest częścią kreacji charakteru głównej bohaterki. Ciekawi mnie jak to się dalej rozwinie - czy zacznie szukać, drąży, czy w końcu odkryje coś, co sprawi, że zmieni zdanie o swoim czcigodnym ojcu? Kolejną ważniejszą sceną jest rozmowa Twilight z Fluttershy i podane przez Księżniczkę Dobroci informacje. Ba, po tej scenie liczyłam, że jeszcze w obrębie tego rozdziału dojdzie do spotkania Flutterki i Obsydianki, a sprawa skażonych zwierząt pchnie fabułę do przodu. Tak się jednak nie stało. Za to dostaliśmy sceny Firebolt-Proskenion i Ambrosia-Sebright, które określiłabym mianem "zapychacza najgorszego sortu" i znowu, może nie byłyby złe, gdybyśmy po prostu dostali więcej akcji. Ale tak, Firebolt i Proskenion dyskutują o Obsidian, którą jeden ma uczyć, a drugi zamienił z nią parę słów. Rozmowa brzmi trochę jak: - Fajna laska? - Nie wiem. I nic nie wnosi. Zupełnie nic. Może to, że ci dwaj znają się z widzenia i Proskenion jest tym irytującym typem przymusowego kolegi, który sam wpycha ci się do życia, ładuje punkty w przyjaźń, a przez specjalną umiejkę i wysoką charyzmę sprawia, że za bardzo nie masz jak z tego zwiać, a czasami to sam wątpisz w to, czy w ogóle chcesz zwiać z tej relacji. Mimo wszystko, biedny Firebolt, szkoda, że ta interakcja na tym etapie w sumie nic nie wnosi. Ale cały POV Ambrosii to: wujek dał jej 2 bilety, matka nie zdąży wrócić na czas, musi znaleźć towarzysza, nie ma kogo, bo wszyscy są zajęci lub zbyt wiejscy... Czy to doprowadzi do spotkania z Obsidian (mam nadzieję, że nie, bo wersja, w której Ambrosia zaprasza z własnej woli Siddy, której nie lubi i to w sumie z wzajemnością, byłaby naciągana jak gacie w rozmiarze XS na tyłek Kim Kardashian)? Chyba nie, chociaż niewykluczone, że to tylko podpucha. Ale podczas wielkiego obierania jabłek i kontemplacji chłopofilstwa, Ambrosia poznaje Sebę, córke króla Gallusa i królowej Silverstream, która dorabia u rodziny Apple, bo jej ojciec skąpi na kieszonkowe. Z jednej strony, to zabawne, że w tym świecie się potyka co krok o rodzinę królewską, a z drugiej... Akurat skąpy Gallus mnie rozbawił. Ale no, zakumplowały się. Spoko. Zaraz, o czym był ten fanfik? No właśnie. Naprawdę nie wiem, co chłopofilskie POVy Ambrosii wnoszą do fabuły. Póki co, to córka Applejack jest po prostu bohaterką drugo, jeśli nie trzecioplanową i sama historia nie wskazuje na to, by to się za bardzo miało zmienić. Bo historia niemal stoi w miejscu. A obieranie jabłek i wsadzanie kolejnych postaci, które... nie robią nic sprawia, że naprawdę nie wiem dokąd to czasami dąży, ba wygląda jak kolekcjonowanie Pokemonów, tzn. OCków, które... gdzieś sobie są i mają jakiś design i osobowość, no i mnóstwo komiszów (niektóre dopiero powstaną w ilościach hurtowych!), a które nie mają znaczenia dla fabuły czy budowania głównych postaci. Jeśli się mylę i Ambrosia, Proskenion, Firebolt, Sebix i ktokolwiek inny (może chociażby tamci Przebudzeni, hmm?) są ważni i spełniają inną rolę niż "są związani z X, który był w serialu), to udowodnij mi to w kolejnych rozdziałach. Jeśli te sceny były kluczowe, udowodnij mi to. Z przyjemnością doświadczę pokazu "jesteś gupia, Cahan, nie znasz się i nie dostrzegasz mojego kunsztu i geniuszu". W skrócie - pisz dalej, Gamoniu, pisz częściej, Gamoniu i rusz tę akcję do przodu. Podlej to radosnym szaleństwem, mniej się przejmuj, czy to poważne, sensowne i ułożone. Zastanowiłabym się też mocno nad pewnym ograniczeniem liczby bohaterów. Kiedy jest ich dużo, to część z nich siłą rzeczy jest tylko tłem. I sądzę, że szkodliwe jest nadmierne rozwijanie tła. Weźmy takiego "Wiedźmina" i drużyny krasnoludów. Z grupy Yarpena znamy w sumie... Tylko Yarpena, reszta jest tłem, tylko wymienionym. Podobnie jest z grupą Zoltana - znamy Zoltana i Schuttenbacha. Jeśli jakaś postać dostaje więcej czasu antenowego, to robi się to w jakimś konkretnym celu. Daję 6/10, stać Cię na więcej.
    1 point
  5. Trochę mi to zajęło dłużej niż przewidywałem, ale kolejny rozdział gotowy. Kolejne dwa będą w ciągu miesiąca. Przynajmniej mam taką nadzieję. Rozdział VIII
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...