Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 12/07/23 we wszystkich miejscach

  1. Trudno będzie dyskutować z opiniami, zwłaszcza po zarzuceniu pióra w kąt. Tym bardziej, że dwa lata to wystarczająco dużo na zapomnienie głównej idei opowiadania... Na pewno mogę się próbować nieudolnie odnosić do kwestii minusów, kresek i innych elementów redakcyjnych - kogo się nie spyta, ten ma inną wizję i opinię. Raczej nie zamierzam z tym walczyć, bo za pół roku albo pięć lat pojawi się kolejny wizjoner albo redaktor chcący odwrócić to, co poprzednik zaczął. Oczywiście nie mam tego nikomu za złe, ale tego typu "detale" pozostawiłbym osobom chcącym wydać ten tekst w formie papierowej. A że tak się nie stanie, sugeruję dla swojego i waszego sumienia zaakceptować ten stan rzeczy. To opowiadanie, zresztą jak większość moich dzieł, bywa pewnego rodzaju wyzwaniem - nie bez powodu stylistykę nazywam [Mordeczową], bo wśród czytelników przyjęto, że mnogość skrótów myślowych i subtelności zawartych w treści zasługuje na indywidualne traktowanie. Ale spokojnie, to raczej nie przejaw egotyzmu, a sygnał ostrzegawczy, że mamy do czynienia z czymś "specjalnym", żeby nie powiedzieć upośledzonym. W tekstach mi nigdy nie zależało na tym, aby czytelnik mógł się w nim zanurzyć, tylko żeby jego doświadczenie było okraszone pastiszem i ciągle rozpraszaną uwagą. Perspektywa takiego pisania jest bardzo niepraktyczna, ponieważ domyślnie czytelnik sięga po tekst, żeby się nim nacieszyć, a nie namęczyć. Cóż, po prostu lubiłem tak prowadzić swoją twórczość. Zapoznawszy się z nim ponownie po dwóch latach przerwy, myślę, że lepszym tagiem powinien być [Crossover], ale i to nie pokryłoby oczekiwań. Zastąpienie [Comedy] na [Irony] byłoby zaś złamaniem regulaminu, więc trzeba było z czegokolwiek skorzystać. A sam tekst... moim zdaniem wciąż jest komediowy. A przede wszystkim cyniczny. Draconequi mają za nic konsekwencje swoich czynów, bo nie dostrzegają w żywej materii nic więcej poza kolejnym polem do eksperymentów. W przypadku tego dzieła można zauważyć, jak kreatywnie Sumienie i Marazm próbują ugrać jak najwięcej dla siebie. Może gdybym chciał bardziej urealnić swój tekst, to część obserwacji czy odniesień mógłbym przecedzić przez pracowników sektora medycznego (zwłaszcza tych nienawidzących do cna ludzkości, którą zdecydowali się uzdrawiać). Klasycznie - tekst zawsze można było lepiej rozpisać, ale nie ma co reanimować nieboszczyków. Ponadto chaos panujący w tekście, przedziwne nawiązania i konotacje były zabiegiem intencyjnym. Przy tak abstrakcyjnych tworach chciałem dać upust wszelkim przedziwnym skojarzeniom. Ze swojej strony mogę tylko podziękować za wniesiony trud i poświęcenie czasu na zapoznanie się z tekstem i skomentowanie. Pozdrawiam
    2 points
  2. Здравствуйте ребята! Małpi biznes to jeden z tych filków, które miałem przeczytać dawno, no ale trafiło się dopiero teraz. Nie jest to fanfik wybitny, ale jest dobry. Podstawy nie znam, więc ciężko ocenić mi jej wpływ na całość. Technicznie nie zauważyłem żadnych poważnych baboli, także jest dobrze. Czy fanfik mi się podoba? Jest na tyle prawdziwy, że aż serio ciężko mi się śmiać, więc tak. Pozdrawiam.
    1 point
  3. Nie wiem dlaczego w fantomie MLP:FiM powstają takie teksty jak „Obecność”. Ale o ile od początku żadne TCB nie było w stanie spróbować abym je polubił, tak dzisiaj zrozumiałem dlaczego tak jest. TCB należy do gatunku, za którym nie przepadam. TCB, to zakamuflowane pre, now lub postapo… No dobrze kłamię, lubię Mad Maxa, uniwersum Metro 2033, „Piknik na skraju drogi”, ale te opowieści coś łączy. Jakby nie były mroczne, jest w nich nutka nadziei. W wielu TCB nie ma żadnej nadziei, nie dla ludzkości. Wiecie, kiedy przeczytałem „Babeczki”, „Fabrykę tęczy” albo „Ostatni z Equestrii” to zastanawiałem się jakie wszeteczne umysły mogą napisać takie rzeczy. Pomijam, że nie wszyscy z nich umieli pisać a niektórzy to chyba nawet z czytaniem mieli problemy. Nie tylko ze zrozumieniem, ale tak w ogóle. Ale potem zacząłem czytać „The Conversion Berau”, „Smak arbuza” czy teraz „Obecność” naprowadziły mnie na straszną myśl. Że kucyki, które nas połączyły ponad podziałami, chcą tak naprawdę zagłady ludzkości. Są niczym… tak, użyję tego porównania, są niczym Genokrady, które są forpocztą inwazji Wielkie Pożeracza, roju Tyranidów… jeśli nie wiecie kim są Genokrady albo Tyranidzi spytajcie Verlaxa. Wiecie, kucyki nie są jako takie złe. Ona uważają się być może za dobre, współczujące istoty, ale tak naprawdę ludzkość po kontakcie z nimi zaczyna się kurczyć. Nie brakuje użytecznych idiotów, ale najgorsi są fanatycy, którzy sami nie wypiją eliksiru ponifikacyjnego tylko jeszcze będą się zastanawiać jak to przekonać innych by wypili i zostali taboretami. Oj tak, „The Conversion Berau” odrzuciło mnie nie tylko dlatego, że pojawił się tam Dawid Husarski, wybitny, dwudziestoletni aktor, mający maturę za pasem i matkę, która kazała mu sprzątać pokój. Zbrodnia. Ale również jego koledzy, typki, które gadały o jedzeniu kabanosów mnie odrzucały. Dziwiłem się ojcu, który wnosił to coś było jego synem, ten taboret na górę, bo sam nie mógł chodzić na swoich czterech nogach. Wiedziałem już, że z TCB jako gatunkiem jest coś nie w porządku. Jakby wartości w nim były odwrócone na opak. A potem był „Smak arbuza” z bohaterką, która została zebrą w wyniku akcji jakichś terrorystów. I co było potem? A potem marudziła, że nie ma kabanosów i to ją przejmowało tak bardzo jak ten list do rodziny, którego nie mogła nadać. Oj, wtedy sobie poużywałem. Nawet się zdziwiłem, kiedy autorka przyznała mi rację, że jej fanfik jest straszny. Bo był przerażający. I „Obecność”, moje ostatnie TCB, klnę się na... a nie, to byłoby bluźnierstwo, więc nie będę przeklinał. Moje ostatnie TCB, zaczyna się niewinnie. Bohaterowie, bronnies doświadczają spotkań z kucykami. Są one często słodko-gorzkie. A to okazuje się, że Pinkie Pie ma męża i dzieci albo, że Luna wyjadła im zawartość lodówki. Potem jest jeszcze gorzej. Osoby, które widzą kucyki mają problemy w pracy, uważane są za wariatów, co jest w sumie racjonalne. Potem kucyki zaczynają działać otwarcie i tutaj mam jedną uwagę: Autorze, gdyby nie dostarczyłaby im zaświadczenia, to by w ogóle nie rozpatrywali jej kandydatury, ponieważ jest to warunek formalny. Takie zaświadczenie wydaje sąd i powinno być wskazane w wymaganych dokumentach. Swoją drogą mają surowe wymagania, bo zazwyczaj wystarcza oświadczenie a zaświadczenie jest potrzebne na późniejszych etapach rekrutacji. Zresztą zapytanie w tej sprawie też jest osobną procedurą administracyjną... tak czy inaczej, „Obecność”, tak jak wcześniej „Smak arbuza”, ponownie pokazuje, że fanfików nie pisały osoby, które zrobiły odpowiedni risercz prawny. Ale w przypadku „Smaku arbuza” miałem jednak więcej uwag. Dlatego, autorze, pamiętaj aby sprawdzać takie rzeczy. Postępuj tak jak radził mój mistrz Feliks W. Kres, a zajedziesz daleko i żaden Obsede cię nie przyłapie. Idźmy jednak dalej. Potem doszło do ataku nuklearnego na kucyki, który nic nie dał, ale przynajmniej ludzkość próbowała coś zrobić. I większość „Obecności” jest właśnie opisem tego postępującego upadku ludzkości. Magiczne promieniowanie zabijające ludzki gatunek skłaniało do wypicia eliksiru ponifikacyjnego. A bronnies, mój własny fandom się przyłączył do tej akcji. Autor dość oszczędnie opisuje ten wycinek ich psychologii. Kolejne fanfiki z serii są utrzymane w bardzo mrocznym tonie, zaryzykuje, że są równie depresyjne co filmy Piotra Szulkina. Ale w przeciwieństwie do fanfika „Smak arbuza”, ludzi jeszcze można zrozumieć. Przecież walczyli, stawiali opór. Tam, byli jakby zadowoleni... o jakże mnie to irytowało! A tutaj, wszystko jest cokolwiek zrozumiałe. Prowadzenie narracji z perspektywy kilku postaci pozwala uchwycić różne punkty widzenia. Tę beznadzieję, niepewność jutra i pewność własnej zagłady. Niestety w tekście jest sporo literówek i nawiasów pseudoangielskich. Także mam zastrzeżenia do czcionki kursywą. Chodzi o to, że czasami ponad połowa rozdziału jest nią napisana co sprawia, że staje się ona niepotrzebna. A przecież powinna podkreślać ważne informacje. A tak nie jest. Poza tym nie mam innych zastrzeżeń odnośnie formy. Sądzę jednak, że taki temat powinien otrzymać dłuższą formę. Czy zatem polecam „Obecność”? To trudne pytanie. Ja nie znoszę TCB, nie znoszę tego co się z nim wiążę. Nie znoszę selfinsertów, które są dla mnie drogą na skróty w tworzeniu psychologii postaci. Nie mówiąc już o tym, że niektórzy wierzą we wszystko co przeczytają i zaczynają myśleć, że owe ponifikacje to najszczersza prawda. Nie lubię tego ukazywania fandomu jako ludzi, którzy są zaszczuci, wszyscy bez wyjątku, przez społeczeństwo. Wielu z nas jest twórczych, nie narzeka na los a kucyki lubi z innych powodów niż tylko płytki eskapizm. Nie znoszę tego czym się stały TCB. Miast być radosnymi opowieściami o tym jak ludzie i kucyki się dogadują stały się opowieściami o przemocy, niezrozumieniu, dominacji zapewnionej przez siłę a nie przez racjonalne argumenty. Stały się one dystopiami, przy których klasyki gatunku wydają się całkiem optymistyczne. W przypadku „Obecności” jest ten rąbek nadziei. Kucyki, tak jak napisałem na początku nie są przecież złe. Z drugiej strony mam wrażenie, że są trochę podobne do istot z prozy Lovecrafta. Tak jak one były przed ludzkością, będą i po niej. Tylko, że one się ładnie uśmiechają. Ponawiając pytanie, czy polecam „Obecność”? Jeśli lubicie TCB tak jak opisałem je w powyższym akapicie to i ten fanfik powinien Wam przypaść do gustu.
    1 point
  4. Witam. Kultura końca to fik, który wiele razy miałem przeczytać, no ale jakoś tak się trafiło, że robię to dopiero teraz. Styl jest bardzo typowy dla autora, bazuję na pewnych skojarzeniach i typowym dla autora humorze. Lubię ten styl, chociaż czasem odnoszę wrażenie, że powstał przez losowe łączenie słów w tekście. Technicznie zauważyłem jedynie parę potknięć, jest poza tym dobrze. Bardzo smutny jest to fanfik fabularnie, wbrew początkowym pozorom. Opowiada on o trzech podróżnikach, Motcie, Maestro i Magnet. Zmierzają oni w poszukiwaniu... no właśnie, czego? Pewnego skarbu, kryształów, które mają wyjątkowe właściwości. Zapewniają energię magiczną, elektryczną, termiczną a także rzeczy, w tym kosztowności... ciekawy pomysł, ale skądś to kojarzę. Jednakże by zdobyć ten skarb, muszą zdać sobie sprawę z natury i rzeczywistej istoty Końca. Bardzo smutne i poniekąd życiowe zakończenie jest istotną zaletą tego fanfika. Postacie są ciekawe. Skonstruowane pospiesznie, ale jednak dobrze. Wydaję mi się, że fik skorzystałby tu wiele po rozbudowie. Lubię także klimat tego fika, nieoczywisty przez większość czasu, a pod koniec całkowicie przytłaczający. Jednak na swój bardzo wyjątkowy sposób. Kurczę, ogólnie był to świetny fanfik. Aż mi szkoda, że czytałem głównie takie sobie komedie autora, a autor je pisał zamiast rozbudowywać takie perełki. Polecam zapoznać się z tym dziełem. Pozdrawiam.
    1 point
  5. Có, to było dziwne, ale zaskakująco przyjemne. Fik opowiada o istotach wyższych, takich jak pan śmierci, snów i kilku innych tego typu jegomości. To ciekawy koncept. Podoba mi się. Aż się prosi by był wątkiem pobocznym w jakimś dłuższym fiku, albo by któryś z bohaterów gościł czasem w tle jakiegoś dzieła. A czym się zajmują w tym fiku? Poza pilnowaniem siebie nawzajem dbają o to by życie śmiertelników nie było za przyjemne. A to wymyślą lek na kaca, ale zarazem sprawią, że wynalazcy będą mieli tyle kasy, że im odwali, koszmar ześlą, albo potrują młodzież metanolem za co wina spadnie na sprzedawczynię. To wszystko utrzymane w z jednej strony luźnej, ale tak naprawdę niepokojącej i zastanawiającej atmosferze. Aż się zacząłem zastanawiać ile wspólnego z nimi ma Discord, czy przed masowym unieszkodliwianiem życia powstrzymuje ich coś więcej niż tylko chęć by zabawa trwała. Klimacik pierwsza klasa. Zaskoczyła mnie z kolei ilość błędów w tym fiku. Ale nie typowych ogonków, błędów interpunkcyjnych, albo związanych z formatowaniem tekstu, a błędnych końcówek wyrazu, form lub spójników. Przyznam, że po autorze spodziewałem się więcej. Podsumowując, to było trochę dziwne dzieło. Dziwne, ale przyjemne. Ma dobry pomysł na siebie, który bardzo klimatycznie realizuje. Można je polecić, nawet mimo wad technicznych.
    1 point
  6. Witam, Mordecz! Kurczę, któryś to już twój fik jaki czytam i któryś, o którym mógłbym powiedzieć jedno zdanie i zamilknąć: „no nawet okej”. Ogólnie technicznie tradycja, brak myślników i jednego wcięcia. Styl radzi sobie lepiej, jest równie chaotyczny jak postacie, które opisuje – co jest akurat plusem. Historyjka jest o, heh, zebraniu istot wyższych (jak inaczej mam to interpretować?), które, co roku, sprawdzają stan światów i ich mieszkańców, a w szczególności ich pragnienia. Jest to w typowym dla autora absurdalnym klimacie, który, chociaż bardzo nie chce mu ująć… chyba tu nie pasuje. Odnoszę wrażenie, że po prostu mój humor jest dla autora tym samym co Honolulu dla mieszkańca wsi Wbdziszewo leżącej koło Zaplocia Górnego – czymś tak egzotycznym i niepojętym, że nigdy się nie zrozumiemy. Bo chyba tylko to tłumaczy ten notorycznie powracający klimat – humor autora. Albo naprawdę pokręcone i niecodzienne spojrzenie na świat. Nie wiem co jest gorszą dla mnie opcją… Nie był to zły fanfik, ale ze względu na swoją krótkość, nie mogę stwierdzić, czy jest to coś dobrego. Jest jak jest. Nie mogę tego niestety polecić. Pozdrawiam.
    1 point
  7. Witam! Nie do końca rozumiem, chociaż może nie powinienem pytać, „co autor miał na myśli?”. Do opowiadania pasowałby jedynie tag „random”, gdyż niektóre rzeczy naprawdę biorą się tu znikąd i bez widocznego powodu. W opowiadaniu, jak zwykle, brakuje myślników, a myśli są nieczytelne względem narracji. Styl jest okej. Fabuła jest dość… dziwna? Twi zarywa miesiące przy gierkach, nagle postanawia zwolnić Spike’a, przypomina sobie, że ten ma niedługo urodziny, więc znów zarywa przy grach… Nie do końca wiem co o tym myśleć. To chyba po prostu humor autora w czystym wydaniu. Wydarzenia następujące po sobie są jakoś powiązane, ale dość luźno. Zakończenie jest… ucięte? To chyba odpowiednie określenie. Same bohaterki dają radę, ale trzeba przeboleć to, jak została zmasakrowana tu Twi. Serio, jest taka dziwnie nieserialowa… Prawdę mówiąc opowiadanie jest jestem w stanie podsumować tylko w jeden sposób: Pozdrawiam.
    1 point
  8. Witam! Nie dobrze mi od tego fanfika… a w sumie bardziej od jego początku. Technicznie brak jednego wcięcia i myślników. Styl za wszelką cenę chce oddać kontrast między naszym bohaterem a Galą. Co mu się nawet udaje, ale jak dla mnie jest to przesada. Nie ma w tym opowiadaniu ni krzty klimatu, żadnego. Nawet SoLa. Opowieść jest o… jak ten śmieć miał? Już zapomniałem… a tak, Heartmender. O nim właśnie, próbującym zdobyć serce pewnej urodziwej klaczy. Niestety, przeszkadzają mu w tym przyjaciele (niezłych przyjaciół sobie dobrał, nie ma co!). Mogłoby być to nawet ciekawe, ale tu jest wręcz potworny kontrast między główną postacią i jednym jej przyjacielem, a resztą Gali. Te osoby po prostu tam nie pasują, co sam o sobie częściowo stwierdza nasz bohater. Sama postać jest okej, ale wątpię w jej racjonalność. Jego… „przyjaciele”… przewijają się zbyt krótko by coś więcej o nich powiedzieć. Niezbyt mi się te opowiadanie podobało. Nie do końca wiem co miało na celu. No ale nic, może kiedyś się dowiem. Póki co, nie polecam. Pozdrawiam!
    1 point
  9. Witam. Ciężko mi komentować ten fanfik. Ani mnie nie rozśmieszył ani nie zrobił nic innego. Będę więc jechał po oczywistościach. Jest to dziś 4 fanfik o wielkim złu, jaki czytam. Dajcie trochę światła! Stan techniczny jest do przeżycia. Dałem swoje sugestie co poprawić. Głownie brak myślników. Stylistycznie mam ambiwalentne odczucia, z jednej strony są fragmenty opisane bardzo dobrze i z cięższym klimatem, gdy obok występują opisy tak niepoważne, a jednocześnie nie śmieszne, że główka mała. Nie do końca wiem w jaką stronę chciało to zmierzać. Fabularnie jest lekki chaos. Mamy tu spotkanie pewnych istot, władających każda swoim aspektem świata, z których część postanowiła znaleźć nowy sposób na dręczenie śmiertelników. Brzmi może poważnie, ale nie jest takie. Chociaż nie jest też śmieszne. Akcja ma swoje dość powolne tempo i żart, który jest w nią wpleciony, ujawnia się dość powoli, co akurat tutaj nie pomaga. O postaciach mogę powiedzieć tyle, że są. Jakoś nie zapadły mi w pamięć. Może kogoś innego rozśmieszy ten żart, może ktoś odkryje tu kopalnie śmiechu, której nie widzę. Może. Ale jak dla mnie jest to taka dość nudna komedia, bez odkrywczego ani tym bardziej śmiesznego żartu. Nie polecam, niestety, mimo, że tak nie jest to fanfik zły per se. On po prostu nie spełnia swego zdania dla mnie, nie jest śmieszny. Pozdrawiam.
    1 point
  10. Mnie tekst osobiście się podobał. Od tak coś szybkiego i przyjemnego do poczytania. Większość scen była na dobrym poziomie i potrafiła mnie rozbawić, lecz w paru miejscach brakowało kilku dialogów czy opisów. Też sam motyw z pretensjami przyjaciółek do głównej bohaterki prosi się rozbudowę. Również przydałby się jakiś morał na końcu, bo zakończenia określiłbym jako co najmniej dziwne.
    1 point
  11. Dla mnie ciężko się ocenia, tak samo jak pozostałymi. Więc ocena wychodzi koło 3-4/10.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Utwórz nowe...