Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 03/25/20 we wszystkich miejscach

  1. Hej! Jak w tytule, poszukuję miejsca na mapie Equestrii, gdzie mogłabym umiejscowić jedną ze swoich postaci w komiksie, do którego dopiero piszę scenariusz. Dwie z trzech głównych postaci mam osadzone co prawda, ale potrzebuję też pomocy fandomu odnośnie historii Equestrii. Akcja komiksu ma się rozgrywać w czasach, kiedy Luna jeszcze nie została wysłana na księżyc, a Discord siał chaos. Pytanie - czy w tamtych czasach istniało już Ponyville? Chciałabym tam umieścić jedną z postaci, ale nie tą, o którą pytam w tytule. Co do tej postaci, zależy mi, żeby mieszkała w pobliżu jeziora, ale nie może to być Ponyville. W tym przypadku nie musi być to nawet miejsce w Equestrii, ważne żeby było tam konkretnie jezioro (patrzyłam na mapę Equestrii długi czas i nie mogłam znaleźć ani jednej lokacji, która by mnie zadowoliła, bo w sumie nie ma wiele jezior w samym MLP, z czego zdałam sobie sprawę w trakcie własnych poszukiwań ). Dla drobnego backstory tego ogiera - uczy się w szkole, gdzie jest pośmiewiskiem ze względu na brak cutiemarka. Pewnego razu próbuje się wkupić w łaski największego postrachu szkoły dostarczając jej papierosy, żeby mieć spokój od swoich najgorszych dręczycieli, lecz ona z czasem nabiera do niego zaufania i wkręca go w swój gang. W końcu bohaterem interesuje się Discord i zamierza uprzykrzyć mu życie, aby pomóc mu odnaleźć swój... brutalny talent. Tak w wielkim skrócie . Dzięki za pomoc! (tak swoją drogą, chyba nie muszę wspominać, że dla mnie najlepszym kucem jest AppleJack? xd)
    2 points
  2. Patrząc na większość map które udostępniło Ha$bro, Ponyvile jest jednym z pierwszych miast. Technicznie to wieś, a zważywszy że las Everfree był tam od zawsze - najbliższa lokacja Zamku Dwóch Sióstr. Ergo - zważywszy że w średniowieczu były rzeczy budowane tak a nie inaczej, Zamek powstał dla rodziny królewskiej, a razem z nim wieś, żeby wykarmić, wyposażyć i dać dach nad głową tym, którzy będą uzupełniać zapasy na zamku, a także jego budowniczym. Potem, po Incydencie z Luną, przeniesiono siedzibę ze zrujnowanego zamku do Canterlot.
    2 points
  3. Może mapa coś pomoże - być może ktoś z niej coś więcej wyczyta niż ja. Mapa jest oficjalnie zatwierdzona przez twórców, więc mniej lub bardziej jest "adekwatna" przynajmniej jak na serial animowany xD
    1 point
  4. @Zegarmistrz, ale Ponyville założyli dopiero rodzice babci Kowal. Nawet jeśli wcześniej były tam jakieś wsie, to nie było nimi Ponyville.
    1 point
  5. Zapowiada się ciekawie Nie wiem czy kiedykolwiek został poruszony wątek powstania Ponyville :/
    1 point
  6. Pora wrócić do przemyśleń, wielkich idei oraz narzekania i poruszyć tak bardzo pożądany temat jakim jest ostatni sezon 9 i nadchodzącą generację V. Niedawno rozpoczął się ostatni sezon, więc temat wyjątkowo będzie na czasie, a ja jako ten wciąż mało znany random (który spędził już 4 lata w tym naszym kochanym i przyjacielskim bagnie) opowiem wiem dlaczego nagłówek jest taki długi, a jego treść tak interesująca. Zatem bez zbędnych ceregieli rozpocznijmy naszą drogę! Zaraz, jeszcze drużyna, ale to potem i nie ten wątek . Dlaczego taka postawiona hipoteza? Zacznijmy od tego, że 4 generacja ma rocznikowo 9 lat na karku. To jest naprawdę sporo zważywszy na fakt, że większość takich show nie trwa więcej niż 3 - 4 sezony. A mogłoby się tak skończyć, if you know what i mean . Jednak liczenie czasu takim rzeczą nie przyświeca, bo jak się mawia "szczęśliwi czasu nie liczą", choć można się zastanowić dlaczego aż tyle ludzi lamentuje, żeby G4 zostało z nami jak najdłużej i nie kończyli tego co jest tak dobre i piękne? Wątek ten poruszę w dalszej analizie. Akt 1 Zbieramy drużynę No dobra, zbierzemy tą drużynę, żeby nie było, że zaprzepaszczam taką okazję. To co jednak zamierzam tutaj opisać ma się raczej do serialu niż samych fanów i fandomu, jednak to zostanie na któryś z dalszych aktów. Co się dzieje gdy zbieramy drużynę po raz pierwszy? Kojarzą nam się przygody, wielkie wyzwania, zdobycze i łupy wojenne oraz nowe znajomości. Brzmi znajomo, i pewne z wymienionych elementów da się przypisać main6. Aż ciężko uwierzyć, że 9 lat temu Twilight była tą, która nie specjalnie myślała o przyjaźni, jako typowy nerd, który posiedzi nad książkami, przed kompem lub pójdzie z koleżankami z Canterlotu aby pograć w Talizmana (a to nie to, to już rozwinęli xD). Wraz z każdym odcinkiem mogliśmy dostrzec jak miłe dla oka, a czasem bardzo żenujące były niektóre odcinki, w których nasze pastelowe przyjaciółki poznawały siebie nawzajem. Czy to zboczenia w postaci głupiego tańca , bycie upartym jak osioł i udawać kurę , tak cichym, że aż są momenty, że się wybuchnie , tak bohaterski i rządnym fame'u, że chcesz zostać drugim superbohaterem z DC , tak pozytywnie i dziwnie zakręconym, że nie widzisz, że wywierasz zbyt duży wpływ na innych czy tak powierzchownie i łatwo ufającym kucykiem z klasą, że nawet błękitna krew da ci kosza . Po co to ja wymieniam, skoro to aż tak dawne dzieje i tak bardzo początkowe odcinki z MLP:FiM? Cóż, weźmy jeszcze pod uwagę, że mamy sezonów 9 i każdy z odcinków jak i kontent na przestrzeni lat można porównać i tu właśnie jest coś nad czym warto pozostać. Brakuje w G4 naprawdę czegoś nowego. Ciężko mówić o świeżości, ale nie takiej, że nowa rasa, nowa kraina została dodana, ale takiej nowości, że aż czujesz powiew wiatru z morza, morską bryzę ... tak bardzo, że jesteś pochłonięty tym! Chcesz się tam kąpać, pić wodę, mimo, że pewnie jest słona. To jest uczucie kiedy spotykamy coś czego nie widzieliśmy po raz pierwszy i jesteśmy tym pochłonięci do reszty. Brzmi znajomo, jak pierwszy raz zobaczyliście jakiś odcinek z kuców (czy też EG, jak ja - nie bijcie xD)? Jeśli tak, to kiedy ostatnio mieliście podobne odczucie? Prawdopodobnie to uczucie malało, ale te można podtrzymać dzięki tworzeniu i odkrywaniu jak bardzo to uniwersum jest przez fanów rozwijane. Czy to przez fan fici, komiksy, arty, muzykę, analizy odcinków czy proste spotkania face to face w McDonaldzie. A kolejne odcinki stopniowo dodawały i rozwijały to kolejne postacie i krainy, a nadal to było świeże. Tylko teraz ... większość przechadza się po plaży, patrzy w horyzonty, aby dostrzec coś co mogłoby przyciągnąć, na nowo wskoczyć do morza i być radosnym z tak dobrej odkrytej rzeczy. Zazdroszczę tym, którzy teraz by odkryli MLP:FiM. Mają przed sobą wiele, wszystko tak na dobrą sprawę. W stanie totalnego upojenie człowiek czasem logicznie nie myśli, idzie odcinek za odcinkiem, i nagle w 2 tygodnie nadrobi wszystkie sezony ... i nadal chce więcej. Czy to znajdzie forum, czy grupy na FB, FGE, EqD, etc. to jeszcze bardziej będzie zafascynowany tym światem. I tu jest smutna prawda, o której chciałbym wspomnieć i też dlaczego G4 powinno zostać zakończone. MLP dla wielu wyjadaczy stało się pewną codziennością, mógłbym nawet się pokusić, że nawykiem. Kuce tak się zakorzeniły w pop kulturze i lata ich oglądania, że ciężko odnaleźć w nich coś świeżego. Oczywiście są odcinki, które przełamywały ten schemat (patrz Kiriny, odcinek o rodzicach AJ), ale tych jest mało, prawie jak na lekarstwo. Za dzieciaka każdy marzył o rowerze, jako własny i prosty środek transportu po wsi czy mieście, ale mając 18 lat coś takiego jak rower nie budzi takiego wielkiego wow. Mniej więcej jest tak teraz z MLP, oczywiście dla osób, które mają uczucie, które metaforycznie opisałem. Nadal w tym siedzimy, patrzymy jak to idzie wraz z nami, ale jakoś ... nie potrafimy się tym aż tak ekscytować co za pierwszym razem. Czy dałoby radę jeszcze raz poczuć taki powiew? Moim zdaniem tak i na pewno G5 mogłoby to zrobić. Problem nadal może leżeć w tym co się utarło. Czyli main6. I nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że ich nie lubię, powinny zostać zapomniane, ale ... jeśli G5 powieli charaktery, przygody, lekcje to .... znowu będziemy patrzeć w horyzont. Daj Bóg odejdziemy z plaży, aby znaleźć inną, która zapewni nam nową frajdę. Zatem jest niby ok, że main6 nieco zostanie odmienione, ALE ... może to też być gwóźdź do trumny. Dla fandomu oczywiście, bo małe dzieci będą oglądały tak czy siak . Pierwsze sezony skupiały się na relacjach, rzeczach codziennych, takich, których my nie uznajmy za coś nadzwyczajnego, ale twórcy potrafili pokazać to w ciekawy i intrygujący sposób. Obecnie mamy wiele przygód, czasem odświeży się stare zboczenia bohaterek, i powtórzymy "było". Czy to koniec i mam was zostawić z niezbyt satysfakcjonującymi przemyśleniami? Nic bardziej mylnego! Akt 2 Przygoda i rodzina Drużyna już jest, więc czas na przygody! Przejdę jednak już nieco w przód, bo bym powielił rzeczy z Aktu 1. To co się charakteryzuje w rozwoju, kinie drogi to to, że często mamy do czynienia z wielkimi zmianami, czymś wyjątkowym. Czy to zmiana postrzegania świata (film Greenbook), danie z siebie wszystkiego, dla innych i dla siebie (Tengen Toppa Gurren Lagann) czy poznanie nowych osób, które wcześniej uważałeś, za jakąś pomyłkę (MLP:FiM). Coś te przykłady łączy? Tak, bo w każdym z nich możemy utożsamić wszystkich bohaterów jako rodzinę. "Rodzina jest najważniejsze" czy "w miłym towarzystwie czas szybko leci" to są znane, świetne cytaty, które w niejednym kinie familijnym się przewijają. I tak taka rodzina się tworzy, a oprócz tego jej członkowie tworzą, bawią się i cieszą wspólnie. I nie mówię teraz o tych filmach i serialach, ale o Fandomie . To co MLP stworzyło niespodziewanego i nader nadzwyczajnego to z całą pewnością Bronies. Ot serial dla małych dziewczynek stał się fenomenem, popkulturą. I nie wymieniam tego zjawiska bez powodu, bo wraz z fandomem nasze zainteresowanie uniwersum stało się większe. Tak samo żądza tworzenia stała się większa, czy to w rysunku, muzyce czy w posiadaniu własnego 1,5 metrowego pluszaka. Fandom był i jest przejawem miłości i oddania wobec tych osób, które doceniły ten serial i nawet mógł odmienić ich samych. Wiele słyszeliśmy historii - czy to tych złych, gdzie chłopak z gimnazjum był dokuczany przez starszych, bo kucyki oglądał, czy też i te dobre, gdzie ktoś u schyłku samobójstwa dostrzegł cień nadziei w kolorowych taboretach na kanale HUB. Sporo tego, co nie? Aż tyle, że trudno uwierzyć. Samych artów z MLP możemy wyliczać, a ich liczba sięga z całą pewnością milionów. Podobnie z muzyką czy twórczością literacką. Wraz tyloma rzeczami i taką wiedzą chciałbym zadać pytanie. Gdzie fandom kiedy pisaliście, że to koniec MLP kiedy dano informacje, że G5 nadejdzie? Nie mam tu zamiaru kogokolwiek oskarżać, jednak daje to do myślenia. Skoro tyle udało nam się stworzyć, tyle przeżyć perypetii, przygód to dlaczego są głosy, że to koniec i krzyżyk na drogę? A mówię tu o takich co na profilowych mają kucyki. Jest niestety mało osób, które potrafią zainicjować działanie, spotkanie, akcje, bo najwięcej jest tych co reaktywnie podchodzą do życia. W skrócie wytłumaczę, bo to nie temat na ten artykuł, reaktywność to przeciwieństwo proaktywności (zaś to nie więcej, nie mniej niż wywieranie inicjatywy). Język reaktywny to mnie więcej rzeczy pokroju "Nie mogę", "Gdyby to było tak to pewnie ...". A jak wygląda proaktywność? "Mogę", "Wybieram", "Zrobię", "Zobaczmy co można zrobić" ... Co widać w takich stwierdzeniach? Reaktywność to język w którym można czuć się nieodpowiedzialnym za to co się dzieje oraz zwykle staje się samospełniającą się przepowiednią. Coś na zewnątrz jest nie tak. ... to wina Iluminati ... taki już jestem ... Arivederci Roma! Czy mam zamiar takie osoby winić? Nie, bo nie jestem tutaj od wywierania wpływu (co ja powiem zostaje do przemyślenia w twoim interesie), jednak mam pytanie - Czym dla ciebie ten serial jest i czym fandom dla ciebie jest? W większości przypadków fandom dla wielu jest grupą osób, z którą można się utożsamić, masz pewnie tam znajomości, może ich nazwiesz drugą, małą rodziną. Czy mówiąc, że "to koniec" naprawdę mówisz, że to jest naprawdę koniec? Czy możesz jednak patrzysz na siebie, kierujesz się czymś innym. Zobacz, co jest wokół, co się udało dokonać, czy byłoby dobre aby od tak to zakończyć? Koniec G4 będzie pewnego rodzaju "testem" dla fandomu, i tym nawet dobrym, bo okaże się kto naprawdę poczuł coś więcej i dostrzegł, bo serial to nie wszystko, i ten kto wszedł do fandomu stracił naprawdę wiele, zwłaszcza spotkania face to face. Przygody, dramy, ludziska, meet'y ... warto tam wejść, wielu raczej na tym nie straciło. Akt 3 Co za horyzontem? W każdej opowieści jest pewien punkt kulminacyjny. W moim elaboracie również ma on miejsce. Nie ukrywam, że MLP stało się częścią mojego życia, o którym prędko nie zapomnę, lub nie zapomnę wcale. Chciałbym cofnąć się o te 4 lata, mieć wymazaną pamięć i na nowo odkryć przygody i wiele stworzonych dzieł fanowskich, aby poczuć morską bryzę i się nią rozkoszować. Przychodzi jednak taki czas i pewne opamiętanie się, aby zadać pytanie "Co za horyzontem?". Trudno jest powiedzieć, bo trzeba zaznaczyć, że każdy z nas jest inny, każdy inaczej patrzy na serial i fandom, i to co ja wypisałem to mój punkt widzenia i możliwe myśli wielu z was, którzy może się z tym utożsamiają. Nie ma konkretnego rozwiązania, antidotum na problemy w naszej społeczności i zawsze będą Ci, którzy będą przeć naprzód, a niektórzy po raz kolejny powtórzą fandomowego klasyka "Fandom umarł". To co chciałem zaznaczyć to to, że G5 nie należy się bać. Warto pozytywnie patrzeć na wszystko co nas otacza, bo bycie smutny nie jest fajne. Warto zobaczyć świat i możliwości z innej strony, bo G5 może być tak nieprzewidywalne, że pochłonie nas i niczym małe dzieci zobaczymy znów radość w kąpaniu się w morzu. To samo tyczy się fandomu. Fandom dla mnie stał się małą rodziną, o którą mógłbym powiedzieć wiele, i o której warto pamiętać i myśleć, jak i witać to nowe osoby, które poznały i zaraziły się podobnym bakcylem 1 - 9 lat temu. Często to, co dla nas wydaje się chlebem powszednim może być na swój sposób jednym, wielki skarbem. Jesteśmy na swój sposób wyjątkowi, wspaniali, tylko czasem trudno jest to dostrzec. Dlatego G5 jest dla nas potrzebne, aby poznać nowe możliwości, aby umocnić nasze więzi jako społeczeństwo, które przeszło wiele. G4 nadal z nami będzie, jako te, które zapoczątkowało ruch wielu entuzjastów kolorowych salcesonów. Czy to przez tworzenie gier (Starved for Light), gazety (Equestria Times), forum (tak,o tym mówię) czy mniejszych i większych wydarzeń, które zebrały już wiele tysięcy ludzi. Jesteśmy jakimś głosem w tym wszystkim, więc możemy nadal być i tworzyć, czekać i zobaczyć co za tym horyzontem będzie! Wspólnie, razem, czy to w deszczu, czy przy kolejnej dramie, ale jakimś cudem jedno się sprawdziło... że jednak to wszystko wymagało czegoś niezwykłego, jakiegoś cudu, magii. Coś ten serial nadal w sobie ma, więc czy warto nadal myśleć, że to koniec? "Warto się zaliczać do niektórych, niż do wszystkich", tak mawia jakiś człowiek co brał pieniądze z góry. Warto docenić małe rzeczy, pogłaskać kota na ulicy, bo często takie rzeczy potrafią wiele zmienić u nas samych. Nie trzeba mieć mega ambitnego projektu, aby coś zrobić. Czasem wystarczy poznać drugiego człowieka, z którym podzielisz się swoją wiedzą, a ten możliwe, że ją doceni i dziwnym trafem stanie się dla ciebie bliski. Możliwości jest sporo, G5 posiada potencjał, fandom nie umrze, bo ktoś powiedział, że "Fandom umarł". I tym pozytywnym akcentem zakończę swoją pracę. Miłego dnia i dobrego humoru, zwłaszcza z uśmiechem :-) ! napisał i miejmy nadzieję najmniej zanudzał ~The Silver Cheese
    1 point
  7. Chyba zaczynam się zachowywać jak Youkai20
    1 point
  8. Ponieważ nikt jeszcze nie skomentował, to może ja w końcu zagospodaruję wolny czas, który do tej pory poświęcałam na przewijanie Twittera, oglądanie pojedynczych klipów z If The Emperor Had A Text-To-Speech Device, unikanie doczytania ostatnich 200 stron "A Thousand Sons" Grahama McNeila (niby wiem, jak to wszystko się kończy, ba, sama powieść zakłada, że czytelnik zna zarys historii, ale po kopniaku w postaci Nikaei... cóż, boję się chwili, gdy Space Wolves wpadną na rodzinnego grilla) i przeczytania w całości "Prospero Burns" Dana Abnetta (Teraz Dwa Razy Więcej Bólu!), nieczytanie innych książek/komiksów, miganie się od pisania własnych wypocin, nieposiadanie chęci do rysowania... eee, generalnie przechodzę lekki dół i przyda mi się odskocznia zarówno od ponurej przyszłości, gdzie istnieje tylko wojna, śmierć, cierpienie, chaos i Chaos, jak i od niewiele mniej ponurej rzeczywistości, gdzie do wojny, śmierci i cierpienia i chaosu (na szczęście bez Chaosu przez duże Ch) dołącza pandemia i stres wynikający z długotrwałego pobytu w jednym domu z własną rodziną. Nby pierdoła, niby drobiazg, ale nie minęły nawet dwa tygodnie i już mam serdecznie dość. ...także ten, nudne dygresje o niczym na bok. Nasz temat to rozdział piąty "Obsydianki", który czytałam jeszcze przed publikacją i który teraz sobie odświeżyłam. Mówiąc krótko i nie przebierając w słowach - dzieje się. Dzieje się rzeczy pozornie prostych, ale brzemiennych w skutki - Twilight i Starlight coraz dokładniej odkrywają, jak wielką krzywdę wyrządzono Obsidian, córka Sombry dowiaduje się, że mimo postępu cywilizacyjnego las Everfree pozostaje dość niebezpiecznym miejscem, a na dalekiej północy budzi się coś groźnego. Pojawiają się także kolejni krewni Mane6, nawet jeśli ich obecność jest na chwilę obecną raczej marginalna, a wkład w fabułę - skromny; mam nadzieję, że rozwiną się w bardziej... pełnokrwiste postacie i nie pojawiają się w fiku na trzy sceny na krzyż, jako narzędzie do pchnięcia naprzód bieżących wydarzeń, przekazania jakiejś informacji czytelnikowi lub jako sztuczny tłum*. "Główniejsze" postacie są bez zarzutu - Twalot jest Twalotem, Starlight (której kanonicznej inkarnacji nie znam, bo nie oglądałam poniaczy od początku 4. sezonu i jakoś nie chce mi się tego nadrabiać) nie działa mi na nerwy, Obsidian pozostaje głęboko skrzywdzoną nastoletnią dziedziczką - tyleż dumną, co wrażliwą i przerażoną. Nie narzekam nawet na cliffhanger na samym końcu, przez który będę zmuszona czekać na ciąg dalszy przez kilka miesięcy - wspomniany wcześniej Text-To-Speech Device chyba mnie przyzwyczaił do długich przerw między odcinkami, po których wpada kolejny kawałek treści i człowiek wraca do wcześniejszych epizodów, bo już zapomniał, co się działo, po czym ogląda całość po raz trzeci, bo jednak wszystko mu umknęło (a po drodze docenia stopniowo rosnącą jakość i odkrywa w sobie niezdrową fascynację pewnymi postaciami**)... Więc ten, no, fajne i pisz dalej. *) Może to moje nieogarnięcie i czytanie jednym ciągiem po 100-200 stron nieco specyficznej angielszczyzny na jedno posiedzenie (z 4-5 łącznie, przy czym raz cofnęłam się o dwa rozdziały, żeby jeszcze raz doczytać pewien fragment), może powieść nadrobi te braki przez ostatnich kilka rozdziałów, może to wynika z bycia częścią wielgachnej serii, MOŻE WYMAGAM ZA DUŻO I NIEWŁAŚCIWYCH RZECZY OD POWIEŚCI NA BAZIE BITEWNIAKA SKUPIONEJ NA ADEPTUS ASTARTES Z TEGO KONKRETNEGO LEGIONU, ale kurczę, korci mnie, żeby skwitować w ten sposób "A Thousand Sons" i tamtejszych kapitanów kompanii (za wyjątkiem Azheka Ahrimana, który jest dość prostą postacią, ale chociaż pamiętam go z imienia, prawie że lubię i może na koniec będzie mi szczerze żal, gdy chłopak spadnie z rowerka i sobie resztki Legionu rozwali). Oby się okazało, że to tylko moja głupota, gapiostwo i niewłaściwe podejście, postacie w "ATS" są całkowicie w porządku, tylko ja wybrzydzam nie wiadomo po co i na co. **) W tym tempie po czwartym maratonie wydam Za Dużo złotych na plastikową figurkę przerośniętego magicznego kurczaka do postawienia na półce, a po piątym - zwariuję i zacznę grać w bitewniaka. Boję się.
    1 point
  9. Starlight w najlepsze pogwizdując sobie, nawet nie zauważyła, że ktoś wszedł do gabinetu. Zareagowała, dopiero gdy ogier się odezwał. Obejrzała się za siebie i powitała go przyjaznym i szczerym uśmiechem. - Właściwie to nie... sama nie wiem — Spojrzała na konewkę unoszącą się przed nią — Chyba po prostu chciałam spróbować czegoś nowego... o zobacz — Starlight uniosła magicznie leżącą na biurku książkę o domowych roślinach. - Zainteresowała mnie ta książka... pamiętałam moją i Trixie wyprawę w czasie której widziałam bardzo dużo, bardzo dziwnych roślin i chciałam je poznać, a że niektóre pięknie zakwitają, to postanowiłam, że przyozdobię nimi gabinet. - klacz skończyła podlewać roślinkę i odstawiła konewkę obok biurka. - A to... - zerknęła na roślinkę o dużych liściach — To jest Monstera... nie pytaj skąd ta nazwa — Zachichotała i popatrzyła na roślinę, przechylając łepek to na prawo, to na lewo. - Ja? Księżniczką... cóż — Starlight przeszła się po pomieszczeniu, zastanawiając się nad odpowiedzią. - Powiem szczerze, że czasem nachodzą mnie myśli, o tym, co by było, gdybym dostąpiła tego zaszczytu, ale z drugiej strony nie wiem, czy miałabym wtedy czas na swoje pasje, czy dla swoich przyjaciół. Księżniczka ma bardzo dużo na głowie i jej grafik jest strasznie napięty... Wystarczy spojrzeć na Twilight i jej sposób bycia. - Odetchnęła, patrząc na stertę papierów w rogu pomieszczenia. - Choć mój nie jest lepszy... jeśli jednak pytasz o mój element... nigdy nie myślałam o tym... czy ja w ogóle reprezentuje jakiś element? - Spojrzała na niego pytająco, lecz nie czekała na odpowiedź - Niektórzy jak np Sun pewnie by powiedzieli, że mogłabym być elementem życzliwości... - Wzruszyła ramionami — Lecz ja nigdy nie zapuściłam się w te rejony wyobraźni... - A jeśli bym się taką księżniczką stała... to już wiem na kogo barki zwalić część obowiązków, bo kto takie pragnienia rozsiewa po świecie... - zachichotała i dotknęła kopytkiem jego pyszczka - Byłbyś bardzo zapracowany, gdyby do tego doszło... - Oczywiście, że ich odwiedzam... co zrobiłam to już przeszłość i choć chciałabym... albo nie — Zastanowiła się chwilę - Nie chciałabym tego cofnąć... Bo kim bym wtedy była? Spotkałabym Twilight i dziewczyny? Zaprzyjaźniłybyśmy się czy może nigdy nie doszło do naszego spotkania? - Podeszła do okna i spojrzała gdzieś w dal w stronę stojącego wozu - Mogłabym nigdy nie spotkać Trixie ani nikogo innego kto jest mi bliski... Nie... choć jest to smutne, to powinno zostać, tak jak jest. - odwróciła głowę i spojrzała smutno na niego - może to i samolubne, ale pozwól mi na tę odrobinę samolubności kosztem innych. Starlight spojrzała na gazetę i o mało nie wybuchła śmiechem. - O nie... odkryłeś moją tajemnicę — Spojrzała, udając przerażenie — teraz już wiesz i nie ma sensu tego ukrywać. Jestem sekretną uczennicą Rarity i razem przygotowujemy nową linię pościeli, która zdominuje Equestrię! - W końcu klacz nie wytrzymała i wybuchła śmiechem — A co do dnia serc to mnie nie było w miasteczku. Postanowiłam wyjechać i odwiedzić kilka osób. - Wróciłam jakiś czas temu i — Przytuliła ogiera — Dziękuję, że mnie odwiedziłeś.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...