Mieszkam na wsi, studiuje w mieście.
Na wsi mieszkam na kompletnym odludziu, zdala od wszystkiego. Najbliższy sąsiad: 1km, mały wiejski sklepik, w którym nic nie ma: 2km, sklep typu biedronka: 15km. Połowę mojej olbrzymiej chaty opatulają pola, z drugiej mam głuchą puszczę.
Zalety: mogę puszczać muzę w chuj głośno, paradować na golasa i zrobić impreze na 500 osób. Dzikie zwierzęta, jak sarny, zające, kruki, borsuki to widok codzienny. Wiosną zawsze na polu tuż obok mnie siedzą i odpoczywają łabędzie. Moja mama parę razy widziała wilka. Świeże powietrze, ładne widoki i spokój.
W nocy jest kompletnie cicho i nieziemsko ciemno, że aż idzie się bać, zwłaszcza jak ci się w środku nocy włączy światło wykrywające ruch na korytarzu. Ogólnie trochę przesadzam, ale jakby jakiś pojeb by nas tu nawiedził, to jesteśmy zdani na siebie, bo:
Wady: zasięg miejscami zerowy, trzeba szukać 1 kreski aby zadzwonić lub odebrać telefon. Duży problem ze znalezieniem internetu (wcześniej miałem nie dość że drogi i chujowy (kompletnie nie dało się grać online przez 10 miesięcy w roku) to jeszcze z limitem, więc jutub kompletnie wypadał). Gdy spadnie deszcz, robi się takie błoto, że normalne samochody nie dają rady (podjazd do samej chaty jest pod górkę) i w ogóle paskudnie to wygląda. Wszędzie jest strasznie daleko, do najbliższego kina 40km (a to multikino, studyjne to nie mam pojęcia gdzie może być najbliższe), jak się jedzie po zakupy to trzeba robić na cały tydzień i ogóle jak się chce jechać do miasta to trzeba się wpasować w ten jeden dzień. Wszystko w postaci kurierów, znajomych itd. trzeba telefonicznie stale naprowadzać, bo sami za cholerę nie trafią. Niby mam Jeepa, ale coś w stylu mocna wichura czy burza może nas kompletnie odciąć. Wtedy mieszkałem w innym mieszkaniu, też na odludziu, ale wciąż, i był ten cały Orkan Ksawery, to przez śnieg kompletnie nie dało się do nas dojechać i nie mieliśmy prądu przez 3 dni albo i więcej. A jak się nie ma prądu, to się też nie ma wody i ogrzewania.
Teraz większość czasu spędzam w mieście, w Poznaniu:
Zalety: sklepy, kino, wszystko inne mam pod ręką i mam tam jak dojechać. Akurat tutaj mam praktycznie całą rodzie, tylko my tak spieprzyliśmy daleko na wieś. Nie muszę, jak to na wsi, pilnować zwierząt, wypuszczać o poranku i zamykać wieczorem kur, nosić drewna, pomagać w innych rzeczach itd.
Wady: głośno. Kompletnie odwykłem od sąsiadów, a nade mną mieszka przygłucha babcia, która uwielbia oglądać radio maryja i wiadomości o 19:30. Ogólnie mam chyba gorsze samopoczucie tutaj i jakoś tak nie wiem, co mam ze sobą począć.
Ogólnie strasznie trudno jest mi wybrać, co jest gorsze a co lepsze. Chyba już przywykłem do ciągłego skakania z jednego na drugie i niczym jing jang, zachodzi balans idealny.
Jednak jakbym miał wybierać, to chyba najchętniej zamieszkałbym w domku na takich przedmieściach w stylu amerykańskim, jak np. Walter White z Breaking Bad miał, czyli: całkiem duży domek, ogród z basenem czy czymś i jakąś roślinnością. Niby są sąsiedzie, ale odgrodzeni płotem więc jakaś swoboda jest. Jednak te domki amerykańskie zbyt przylegają do siebie, znajomy moich rodziców mieszka tak, że te domy mają większy rozstęp i więcej przestrzeni własnej.
I żeby była dobra i prosta droga do chociaż jakiegoś miasteczka, gdzie mam większy sklep, pocztę itd. Teraz w Poznaniu z buta idę do dobrego i taniego kina, ale bez tego mogę się jeszcze obejść.