Ale heca. Odcinek wychodzi, wielkie jaranie się gryfami.jpg. Ja se myślę: "Kiedyś też chciałem, aby gryf-town był, lecz z biegiem czasu to olałem. Szykuje sobie kolacyjkę, czyli chlebek z jajeczkiem, odpalam i co? Już po kilku sekundach się śmieje! Aż mi kawałek białka jajeczka z majonezikiem wypad z gęby (nie wypadł, ale napisać mogę). Oglądam dalej i kurde wciąż mnie to bawi! Co jest do cholery? Dobra, trza to jakoś ubrać w plusy i minusy.
Plusy:
-Największą zaletą jest humor. Pinkie mnie na serio rozśmieszała. Już sam początek był bekowy i szczerze myślałem, że reszta będzie mniej zabawna, ale nie była. Pinkacz wygrał odcinek dźi dźi wu pe
- Historyja gryfonów również spoko. Niby zwyczajna i każdy mógłby taką wymyślić podczas porannego mycia ząbków, ale dla mnie było spoko.
-Gildos, której wszyscy zawsze nienawidzili, nagle się pojawia i staję się o wiele bardziej popularna, niż wcześniej. Sama Gilda była, jak była, lecz na pewno idzie bardziej na plus, niż na minus. Po za tym, nie pamiętałem, aby była ona większa od kucałków.
-Dziadzio gryf też był śmieszko + wiedźmińskie oko na propsie zawsze.
-Jeszcze raz powiem, ale co tam. Gagów dużo w ciasto, ale najbardziej rozwaliły mnie: pomnik, scena na początku ("mapa"), RD jako Twalot, zez Pinkie oraz to, jak się rzuciła na ratunek RD.
-Mała Gilda 9/10. W ogóle scenka fajna.
-Truchło tego kolosa, co im gwizdnął posążek.
-W sumie, to fakt pojawienia się gryfów też mogę dać na plus.
-W ogóle się nie nudziłem. Poprawił mi humor ten odcinek.
Minusiki:
-Gildos trochę za szybko się nawraca.
- Na końcu nie było ciasta mejd baj Gami.
-RD podczas podróży narzekała jak osioł ze Shreka, że daleko. Gdyby tylko miała skrzydła, to mogła by tam polecieć...
-Ten Święty Graal spadł. Wiem, że jest to ukazanie, że przyjaźni > przedmioty kultu, które mogą przynosić zbawienie, lecz mogli go jednak jakoś odzyskać. No cóż... stało się.
Ocenka zaskakująco wysoka, bo aż: 8,5/10
Odcinek kurka bardzo fajny. Przede wszystkim śmieszny, bo to humor daje mu tak dużą ocenę. Było kilka minusików, ale przy takiej ilości smaczków można je olać. Kurde, jak dotąd najlepszy odcinek tego sezonu i chyba jedyny, który mi się na prawdę podobał. Może jeszcze nie wszystko jest stracone?