Skocz do zawartości

Ziemniakford

Brony
  • Zawartość

    364
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    14

Wszystko napisane przez Ziemniakford

  1. Witam! Pamiętam, że My Little Dashie było jednym z pierwszych (ale nie pierwszym, pierwszego nie jestem pewien obecnie) fanfikiem, jaki przeczytałem. Cóż, nie był to najgorszy traf, chociaż do bardzo dobrego mu daleko (i tak lepsze od Komy, lel). Jak radzi sobie kontynuacja? Cóż, fabularnie mam zastrzeżenia. Ale nie do logiki, nie do spójności, nie do ciągłości. A do tego, że w sumie ta historia mocno psuje mi wrażenia z poprzednika. Znacznie bardziej wolałem słodko-gorzkie zakończenie pierwszej części, niż to… Pół biedy, jakby nie było tak przewidywalne. Ale one nawet nie jest nawet takie. One jest prostackie! Technicznie jest… no co, mam się powtarzać? Standard! Dodatkowo, chyba to wina tłumaczenia, nie ma rymów dobrych ani w jednej kwestii, gdzie powinien być rym. Postacie wydają mi się lekko chaotyczne. Nie pamiętam dobrze poprzedniczki, więc nie będę oceniał RD, ale reszta… hm, nie wiem. Może to tylko zmęczenie. Chyba tylko lekko nadpobudliwa Twi sobie radzi. A Cel, albo umyślnie albo przypadkowo, ignoruję rodziców RD (wiadomo, to nie te czasy dla kanonu, ale w sumie nie byłoby to dziwne, zważając, jacy byli ci rodzice). Ciężko mi ocenić ten fanfik z wielu względów, jednym jest pewien sentyment do poprzednika. Jeśli ktoś by jednak stał nade mną, celując we mnie z pistoletu, dając mi parę sekund na podjęcie decyzji „polecasz czy nie”, odpowiedział bym „nie”. Pozdrawiam.
  2. Witam! Zacznijmy od tego, że główny bohater to dzban absolutny. To jak już mamy ważne kwestie za sobą… Technicznie jest najwyżej do przeżycia. Literówki, brak myślników, wcięć, ale zasadniczo nie ma tragedii. Styl bywa, czasami. Czasami jest. I to nieliczna z jego przywar. Fabularnie dawno nie czytałem tak nijakiego, dziwnie nielogiczno-logicznego opowiadania, jakkolwiek oksymoronicznie to nie brzmi. Mamy tu o człowieku, który trafia do Equestrii (cóż za zaskoczenie), ale z jakiegoś powodu nienawidzi kucyków. I ten oto człowiek, przekonany, że to sen lub wytwór wyobraźni, próbuje się jakoś z tego snu/wytworu obudzić. W różny sposób, od walnięcia w siebie z całej siły kijem baseballowym, po skakaniu jak Mario po przedawkowaniu grzybów. Jest chyba tylko jeden zwrot akcji, który był jakkolwiek niespodziewany, ale i on nie naprawia tego nudnego fanfika. Sama postać, jak mówiłem, jest głupia jak but, zaczynając od pomysłu z kijem, na pluciu na swych gospodarzy kończąc. Mimo wszystko jestem w stanie uwierzyć, że ktoś by się tak zachował. Także… chyba na plus? Nie wiem. Chyba tak miało być. Fik nie jest zły, ale jest widocznie poniżej średniej. Ta historia nie jest nawet na tyle długa, by zająć czytelnika na jakiś czas. Co ja mam więcej powiedzieć? Nie polecam. Pozdrawiam.
  3. Witam. Dziś mam jakąś dobrą passe całkiem niezłych opowiadań. Mimo, że okropnie muli mnie głowa, postaram się napisać coś konstruktywnego. Techniczna strona to standardowy zestaw braku myślników i paru akapitów. Stylistycznie jest bardzo ładnie. Jak przy każdym tłumaczeniu nie mogę ocenić tej kwestii. Chyba jest dobrze, skoro tak dobrze się to czyta. Klimat jest mieszanką SoLa z niepewnością i pewną, niewypowiedzianą przez cały tekst, odrażającą sugestią. Bardzo przyjemne. Fabularnie mamy tu o Rainbow Dash w dość… nieprzyjemnych okolicznościach, które nie są jednoznacznie. Bo choć brzmi to jak tonięcie, to jest w tym wszystkim, dość czytelna, sugestia. Choć to może tylko ja, zamulająca z niewyspania głowa i moje przeładowanie średniakami, na tyle desperackie, że doszukuje się sensu tam, gdzie go nie ma. Sama postać RD jest oddana dobrze. Dosłownie jest w tym fiku sobą, przynajmniej na początku. Potem? Sami oceńcie. Fik jak najbardziej polecam. Chociaż końcówka wydaje się dziwnie ucięta, tak, jakby tłumaczenie albo autor nie mieli chęci dawać tekstu dalej, co akurat jest sporym minusem fanfika. Pozdrawiam.
  4. Witam! Nawet mnie to rozbawiło, a to już jakichś sukces. Mamy tu do czynienia z fikiem, który przedstawia kuca alergika, mierzącego się ze swym największym wrogiem – wiosną! I choć nie mam alergii, to rozumiem typa, bo nie lubię żadnej pory roku. Sama postać, choć ma mało czasu dla siebie, jest chyba jednym z bardziej pechowych kucy z Ponyville i mimo wszystko jest wiarygodna. Cóż, zaliczyłem i fabułę i postać jednym akapitem… mniejsza. Technicznie jest dobrze, zaledwie parę błędów i brak paru akapitów. Styl dość dobrze oddaje cierpienia młodego Wertera naszego alergika. Niestety nie udało się opowiadaniu wykreować żadnego klimatu. Szkoda. Jest to dość typowa w swej konstrukcji i zamyśle komedyjka, której jednak, tak myślę, można dać szansę. Umiarkowanie polecam. Pozdrawiam.
  5. !matiW Czas na rozgrzewkę. Jest to komedia z gatunku, gdzie bardziej bawiły mnie komentarze do niej dodane, niż same żarty i główny plot fabularny. Technicznie jest dobrze! Znalazłem zaledwie jeden błędzik w postaci braku dolnego cudzysłowy. Styl też jest przynajmniej ciekawy. Fabularnie mamy tu o knowaniach BZJ (Bardzo Złego Jednorożca), który szykuje coś tak okropnego, że Discord, Kryśka, Sombra, Tirek, Cozy Glow, Kucyk Ciemności, Stalin, Hitler, Mao, Pol Pot, Janusz Tracz i intergalaktyczny pożeracz pączków, zwany Morasem, nawet razem wzięci, to przy nim grzeczne dzieci. A cóż takiego? Radzę przekonać się samemu. Sama postać, z racji na długość fika, nie jest jakoś szczególnie rozbudowana, ale nie ma to znaczenia, porównując to do jej genialnego planu. Klimat jest… no właściwie to go nie ma. Czy tekst ten jest wart uwagi? Na pewno warto spróbować, bo nie jest długi. Pozdrawiam.
  6. Witam! Nie mój humor, nie moje zabawki… jakkolwiek źle nie brzmi to w kontekście tego fanfika. Będzie więc krótko. Cała konstrukcja fanfika oparta jest o sprośnym, jednoznacznym żarcie, związanym z odkryciem przez Sweetie Belle… zabawek… Rarity, i związanymi z tym komplikacjami. Postacie są oddane, o dziwo, dobrze. Ze szczerą do bólu, chyba nawet przez u otwarte (by mocniej bolało), AJ na czele. Technicznie standardowy zestaw. Brak myślników, brak wcięć. Cóż, nawet nie wiem, jak ująć mój poziom głęboko sięgającego zniesmaczenia tym tekstem. Nie był to tekst dla mnie, ale zdaje sobie sprawę, że zapewne są osoby, którym bardziej ten humor przypadnie do gustu. Może muszę polecić ten fanfik Sunowi… W każdym razie, pozdrawiam!
  7. Witam serdecznie! Normalnie zacząłbym od oczywistości, od jakichś truizmów na tematy wszelakie, ale tu… trzeba zrobić coś zdecydowanie innego! Od tego, że bardzo mi się ten fanfik podobał w swej historii i klimacie, a także tego, co starał się dodać do ówczesnego kanonu. Bo fabuła mówi o bardzo ciekawej rzeczy – jak Rarity, a przede wszystkim od kogo, nauczyła się szyć. I brzmi to jak najbardziej niepotrzebne, najbłahsze i najgłupsze pytanie na świecie, ale tak nie jest. Ani pytanie nie spełnia wymogów, by przyznać mu te, niezbyt pochlebne, określenia, ani jego odpowiedź, tym bardziej, na nie nie zasługuje. Klimat, który kreowany jest przez opowiadanie jest tym bardziej widoczny, im bliżej końca. A na końcu robi się dość ciężko. Gorzej jest niestety technicznie, poza brakiem myślników nie ma wcięć w akapitach. Dużo nadrabia styl. Nie mogę, jak zwykle przy tłumaczeniach, ocenić tej strony całości. I serio, aż dziwne, że te opowiadanie jest tak mało znane. Jestem w stanie zrozumieć, jeśli komuś się nie spodoba. Jestem także w stanie zrozumieć, jeśli ktoś zaliczy je do „wyciskaczy łez” (choć nawet jeśli takowym jest, to jednym z lepszych) i rzuci nim z pogardą. Jestem w stanie zrozumieć wiele. Ale zaledwie 20 komentarzy to jakieś nieporozumienie! Fanfik polecam, zwłaszcza, że nie jest on długi. Trzeba przeboleć kwestie techniczną, a także niezgodności aktualnie z kanonem (jakby to kogoś obchodziło, lel) ale serio, warto spróbować. Pozdrawiam!
  8. Witam. Patrzę się na ten komentarz, on patrzy na mnie. Ja mówię: kurczę, co tu napisać o tym jakże interesującym przeżyciu. On nic nie mówi, bo to komentarz. I nadal nie wiem. To było wyjątkowo dziwne. Pełne ciekawych pomysłów, ale przegonione i przynajmniej o 15 stron za krótkie, nierealizujące w pełni swego potencjału. A potencjał był! Nie codziennie widzi się Celestie… jako antagonistkę! I to całkiem sensowną! A cóż zrobiła, by zasłużyć sobie na tę miano? Otóż, w obawie przed śmiercią powierniczek elementów, postanowiła zamienić je w kamień, by w razie zagrożenia za sto, dwieście albo więcej lat, móc je przywrócić. Choć trochę dziwi mnie to, jak wszystko postanowiła załatwić Twi. No i niestety wszystko jest zdecydowanie zbyt przyspieszone, przez to lekko chaotyczne i umykające w natłoku samego siebie. Klimat niestety przez przegonioną akcje jest mierny i raczej niewyczuwalny. Delikatnie, czasami, czuć lekko dozę szaleństwa pochłaniającą Celestie, ale tylko czasami. Technicznie jest trochę gorzej niż zwykle. Oprócz standardowego braku myślników, jest jeszcze zauważalna ilość literówek. Strony tłumaczeniowej niestety nie mogę ocenić. Postacie są tu bardzo ciekawie oddane, chociaż niekoniecznie serialowo. Mocno zastanawia taka Twilgiht, bo Celestia jeszcze ujdzie w swym szaleństwie. Na sam koniec pragnę dodać jedynie, że nie ma dowodów, że Celestia wiedziała o equibójstwie Zebr. Jest nagroda pół miliona klejnotów harmonii…! W każdym razie, fanfik nawet polecam, chociaż trzeba przeboleć to, że nie realizuje się w pełni. Pozdrawiam!
  9. Witam! Cóż za specyficzna gwiazdka. Pomieszanie z poplątaniem. Technicznie jest bardzo dobrze! Pochwalam. Stylistycznie… cóż, wszystko oddają tagi opowiadania. Fabuła jest dość ciekawa. Ot, Big Mac odkrywa w sobie zamiłowanie do mordu, w związku z tym zostaje przyjęty do Mrocznego Bra… przepraszam, nie te uniwersum. Szkarłatnych Kopyt! Udaje się tam na swe pierwsze spotkanie, które wypada akurat w Wigilie, z tego co wynika z kontekstu. Klimat to istny kociołek różności, z którego nic ostatecznie nie wynika. Opowiadanie zaledwie raz, trochę, pod koniec mnie rozbawiło, a tag Dark jest tu chyba jedynie ze względu na tematykę wigilii. Postacie są chyba bardziej zmasakrowane niż ich ofiary. Ciężko jakoś w to wszystko uwierzyć. Czy fanfik polecam? Sam nie wiem. Absolutnie szczerze i nieironicznie. Myślę, że można mu dać szansę, ze względu na długość. Dużo czasu się nie zmarnuje. A może komuś się bardziej spodoba. Pozdrawiam.
  10. Witam! Kochane fiki konkursowe! Człowieka aż roznosi, gdy musi żegnać z dobrze zaczynającym się początkiem jakiejś historii. Tu jest jednak trochę inaczej. Ale zacznijmy od standardu. Od strony technicznej. A jest standardowo jak na ostatnie x fików, jakie czytałem, doskwiera brak myślników. Stylistycznie jest już lepiej. Zdołano wykreować tu wyczuwalny, mocny klimat. Opowieść jest o żołnierzu, jednym z wielu, z setek, z tysięcy. I wszystko rozbija się o jego wspomnienia sprzed wojny, a także o akcje aktualną. Sama historia, co absolutnie wyjątkowe dla fików konkursowych, nie wydaję się nienaturalnie urwana. W tym wszystkim jest klimat pasujący do tego typu historii. Wyraźnie ciężki (choć nie aż tak, jakby mógł być przy dłuższym tekście, niestety nie zdoła on was przytłoczyć). Sama postać naszego protagonisty jest zbudowana dobrze, choć mogę się przyczepić, że musiano do niego jakoś doczepić związki z M6, ale w sumie nie przeszkadza mi to, jedynie zastrzegam, że nie każdemu może się to spodobać. Fik jest warty przeczytania, polecam. Z jednej strony, gdyby nie konkurs większość takich fików by nie powstała, z drugiej, może nie byłby tak ucięte przynajmniej te, które by wyszły. No ale jest jak jest. Pozdrawiam.
  11. Witam! Jeszcze nie trafił mi się fanfik tragiczny, i ten też taki nie jest, ale coś czuje, że się zbliżam! A mam ochotę się wyżyć za te wszystkie średniaki! Technicznie jest źle, zestaw jest w tym wypadku inny. Zły zapis dialogowy (no chyba, że traktować to jako wspomnienia), spacje zamiast wcięć, złe formatowanie, nadmiar spacji… no i jeszcze trochę. Nie jest to też ładne stylistycznie, no ale opisy dają trochę rade. Wszystko jest ekstremalnie przegonione, choć nie dzieje się dużo. Fabuła, choć to duże nadużycie tego słowa, to losy Scootaloo, które ponoć są smutne, bo składają się ze śmierci rodziców, pobytu w sierocińcu i gnębienia przez Diamond Tiare… wiecie, znacie ten zestaw. Ale na litość, jest to przedstawione tak źle, tak bardzo jest to przegonione, że nie zasmuciłem się ani razu. Postać Scootaloo jest taka sobie. Nie idzie jej poczuć. Nie mogę też powiedzieć, by była serialowa lub nie. Czy coś jeszcze? Raczej nie. To po prostu zły, ale przeciętny w tym jak zły jest, fik. Nic ponad to, nic pod to. Nie polecam. Jak na pierwszy fanfik serio nie jest tragicznie, ale zdeecyydoowanieeee nie jest dobrze. Pozdrawiam!
  12. Witam! To było… ciekawe. Niestety, jaka szkoda, jest to jedynie fik konkursowy, tak więc urwany już na początku! Technicznie jest dobrze, choć nadal brakuje miejscami myślników (a miejscami są, co ciekawe). Stylistycznie jest dużo lepiej. Nastrój umiejętnie się zmienia ze sceny na scenę. A klimatów jest skondensowanych jest dużo, od lekkiego niepokoju, przez spokój, do… pustki. Dość dosłownie, zważając na krótkość opowiadania. Fabularnie jest dość ciekawie, choć nie chce tu spoilerować głównego twistu. Dość powiedzieć, że pewien kucyk przechodzi operacje, która, co ciekawe, nie kończy się dla niego źle. W tym wszystkim trochę zastanawia mnie tytuł. Czy nawiązuje on do wszystkich sponyfikowanych, czy do tej końcowej pustki? Nie wiem i prawdopodobnie się nie dowiem. Fanfik naprawdę czyta się z zainteresowaniem, warto mu dać szansę. Polecam. I pozdrawiam!
  13. Witam. Opowiadanie, przed którym stoicie, jest randomem z krwi i kości! Choć nadal tak sobie śmieszny. Rozbawił mnie 2 razy, słownie dwa. Ale to już jakiś sukces! Poza tym cały czas towarzyszył mi lekki uśmiech, a to już spory sukces. Technicznie mamy utrwalony już zestaw śniadaniowy składający się z braku myślników i paru pomniejszych błędów. Styl? Tak. Fabularnie mamy tu przedstawioną historie Stevena, który został kucykiem, ale nawet o tym nie wie. Jak się to skończy? Oczywiście powitaniem z Adolfem Hitlerem w różowej peruce i lewitującą głową Baraka Obamy z sombrero! To jak już mamy wytłumaczony poziom sensu tej fabuły, przejdźmy dalej! Klimat? Istny teatr absurdu. Podsumowanie? Wzięło urlop. Zamiast niego antypodsumowanie! Czuje się jak po pierwszym obejrzeniu Smoczych Jaj w 4 gęstości, czyli doskonale. Polecam, jeśli szukacie głupiej, nielogicznej, radnomowej komedyjki na poprawę humoru. Dawno, prawie w ogóle, nie czytałem tak dobrego (i randomowego!) randoma. Pozdrawiam!
  14. Witam! Technikalia są przeżywalne, z minusem. To przestaje być już nawet nudne, co? Lepiej jest ze stylem, który zdołał wykreować jakiś niejasny klimat. Historia jest jeszcze ciekawsza, a przynajmniej tak odcisnęło się na niej zakończenie. Bo z początku mamy tu bunt dzieciaków, które ruszają do lasu Everfree. Oczywiście poszukuje ich starsze rodzeństwo (a przynajmniej w 2/3 ich…). Element komediowy jest dość niejasny. Z jednej strony żarty o znaczkach, z drugiej patykowilki rzucające wojnę z kucykami, z trzeciej… w sumie nic z tego nie jest śmieszne. Klimat przez to jest niejasny, ale raczej wychodzi to na plus opowiadaniu, zwłaszcza, przy zakończeniu, które jest chyba najbardziej klimatyczne, choć zaznaczam, że nie jest to ultramocny klimat. Postacie są ciekawe. Na zaledwie trzydziestu stronach autor skonstruował różnorodne i wiarygodne postacie. Jeśli miałbym wybrać ulubieńca, lub w tym przypadku ulubienice, to byłaby to hodująca marihuanę w piwnicy, strachliwa Coy. Podsumowując, jest to całkiem niezłe opowiadanie, z lekkim skierowaniem ku średniości, ale jednak się zdecydowanie nad średniość wybija. Wszystko, co nawet wspomniał autor w posłowiu, jest niestety ucięte i zaledwie wstępem do opowieści, ale mimo wszystko, polecam. Pozdrawiam. Ps. podoba mi się, że jedyna dyskusja, jaka jest w tym temacie, jest o jego tagach.
  15. Witam! Nie wiem co powiedzieć. To było tak absurdalne doświadczenie fanfika z epoki fandomu łupanego… co ciekawe jest to fanfik mocno nawiązujący do ówczesnego fandomu i martwego forum biur adaptacyjnych, więc wiele żartów, choć załapałem się na końcówkę istnienia tamtego forum, nie ma dla mnie sensu i mnie nie śmieszy, bo jednak nie znam czasów, gdy fik był pisany. Można tu wręcz mówić o swego rodzaju fiku fandomówce. Technicznie całkowita tradycja. Głównie brak myślników. Styl istnieje i to ostatnia jego dobra cecha, poza tym jest całkowicie neutralny. A, i dziwna szerokość stron. Fabuła, jak mówiłem, nie ma sensu bez znajomości ówczesnego fandomu. Choć pewnie i z tym miał być to po prostu bezsensowny żart napisany bardziej dla znajomych, niż dla reszty ludzi. No i tu jest cały szkopuł. To chyba miał być tego typu fanfik, od znajomych, dla znajomych, ale z jakiegoś powodu uznano, że jest to tak śmieszne, że każdy będzie się z tego śmiał nawet wtedy (bo już pomijam perspektywę 2023 i wiecznego umierania fandomu). Bo wyobraźcie sobie, przychodzi ktoś nowy do fandomu w 2013, 14, 15, i pierwszy fik na jaki trafia to ten. Czy się zaśmieje? Raczej nie. Raczej stwierdzi, tak samo jak ja, że to bardzo dziwny twór. Fika nie polecam, ale może kogoś, kto bardziej orientuje się w starożytnej historii fandomu, rozbawi. Pozdrawiam.
  16. Witam serdecznie! No, jest to dobra kontynuacja historii! Technicznie jest spoko, standardowy zestaw myślników i zbyt wielu spacji. Stylistycznie jest lepiej niż w poprzedniku. Klimat opowiadania jest też przez to znacznie bardziej wyczuwalny. Wszystkiemu towarzyszy lekka doza szaleństwa i niepewności. Fabuła jest o tym, jakie Celestia ma problemy w związku z wydarzeniami z poprzednika. Jak dręczą ją koszmary, odnośnie kogoś, kto nie żyje. A może jednak…? Choć fabuła ma sens bez gorszego poprzednika, to jednak radze przedtem przeczytać „Upadek Ostatniego”. Sama postać Celestii i jej powolnie narastające szaleństwo (?) jest świetna. Ostatni też prezentuje się dobrze, jak na kogoś, kto nie żyje. Dodatkowo tempo akcji jest znacznie bardziej stonowane, przez co wszystko wydaje się znacznie mniej chaotyczne. Samo opowiadanie nie jest długie, więc warto mu dać szanse. Umiarkowanie polecam. Pozdrawiam!
  17. Witam! Fik 11 latka. Nieźle. Czyli teraz masz plus minus 21 lat… na litość żelków haribo, kto ukradł ten czas?! Mniejsza. Technicznie jest źle, ale prawdę mówiąc strona techniczna nie jest największym minusem tego fanfika. Styl tak samo. Klimat wyjechał do San Escobar na dożywotnie wakacje. Postacie mają może z pięć minut i w ogóle ich nie czuć. Od, rodzeństwo Sakura i Jake. Ale wiecie co? To wszystko byłoby do przeżycia, gdyby ten fanfik miał jakąkolwiek porządną fabułę. Ot, Jake, brat Sakury, obiecał jej w zamian za dawny ratunek, że w razie czego zginie za nią. No i ma się to spełnić… Wiecie, to nawet nie brzmi źle. Może źle to ująłem. Nie sama fabuła, a sposób jej przedstawienia, który jest tak chaotyczny i przegoniony, że w ogóle jej nie czuć. Fanfika nie polecam, chyba, że jako ciekawostka i instrukcja, jak czegoś nie robić. I to nie tak, że każdy fik musi być gargantuicznie długi, by był dobry (KO wita państwa), ale tu po prostu, raz, brakuje treści, dwa, jest ona źle przekazana. Pozdrawiam.
  18. Witam! Kolejne statkowanie. Tym razem ciut bardziej udane. Technicznie jest dobrze, z poważniejszych rzeczy zaledwie brak myślników. Jeśli chodzi o styl, to ten pasuje do, trochę serialowej, opowieści. Z aspektu tłumaczeniowego jedynie irytuje mnie to, że używane są angielskie nazwy. A opowieść jest o pisaniu… dla kogoś. No właśnie, mamy tu powtórkę z pewnego odcinka, chociaż wszystko nie kończy się katastrofą, a czymś ciekawszym. O ile fabuła nie jest jakaś najmocniejsza, o tyle daje radę. Postacie są dobrze oddane, chociaż naciągnięcie ich relacji jest dość srogie. No, ale to chyba cecha tego typu fanfików, gdzie statkuje się ze sobą m6 (no, nie tylko…). Poza tym? Jest w tym mocno serialowy klimat, poza samą tematyką. Cóż tu mogę powiedzieć, szkoda, że serial nie był ciut odważniejszy. Obecnie nie ma na to szans (ach, g5 i ta niepoważna Opaline), choć i tak czasami było dość mocno. Ostatecznie fik jest średni z tylko nieznacznym plusikiem, ale może komuś się bardziej spodoba. Pozdrawiam.
  19. Witamy szanowny fandom łupany! Autorze, wątpię byś kiedyś to przeczytał, ale jak coś bez obrazy. Szybko to napiszę, bo trochę szkoda mi się tu dłużej zatrzymywać. Stan techniczny jest... No cóż, nie jest to stan krytyczny, ale jakieś głębsze rany pacjent posiada. Wiecie, to nawet nie jest zestaw braku myślników i akapitów, dodajecie do tego Happy Meala znaki interpunkcyjne po spacjach i parę literówek. Fabularnie nudy. Człowiek przypadkiem przenosi się do Equestrii i zostaje kucykiem. Tyle, fik właściwie na tym się kończy. Postać nie jest może dnem, ale ma tak mało czasu dla siebie i jest zwyczajnie tak sobie zbudowana. No, dodatkowo wszyscy wierzą mu na słowo. Klimatu nie ma. Fika nie polecam, nie można się nawet pośmiać. Pozdrawiam.
  20. Hejka! Nie spodziewałem się, że po takiej nawale głównie mocnych średniaków znów natrafię tak szybko na tekst, który się wybije ponad to średniość. No ale zacznijmy od minusów. A tym jest taki sobie stan techniczny. Nie jest najgorzej, ale do dobrej niestety są widoczne braki. Stylistycznie jest trochę lepiej. Fabularnie mamy tu o życiu Fleur Dis Lee przed zostaniem celebrytką. Podwójny plus, bo mało wykorzystywana postać i sama droga, choć trochę dziwna i nieznacznie nielogiczna, do zostania gwiazdą jest ciekawa. No właśnie, propo nielogiczności i dziwności to tych trochę jest. Niestety. Chyba najbardziej co się rzuca w oczy, to opisana nienormalność Manehattanu. Ja rozumiem jakąś część, ale wszystkie kucyki w mieście? No i kwestia rodziców jednej z postaci się nagle zmienia w trakcie fanfika. Mimo wszystko odpowiadaniu towarzyszy dość ciężki, solowy klimat. I jeśli miałbym to jakoś szybko podsumować... To jest to za krótkie. Co jest o tyle dziwne, że nie jest to fik konkursowy. Wszystko zdaje się lekko przegonione, a niektóre wydarzenia dzieją się tak a nie inaczej, bo inny ich przebieg wymagałby więcej tekstu. Również szkoda. Mimo wszystko nie jest to złe opowiadanie, wręcz przeciwnie. Jedynie ma widoczne wady, które jednak nie wybijają się nad zalety. Polecam. Pozdrawiam.
  21. Witam. Czytałem lepsze TCB. Pozdrawiam. A na poważnie, kurczę, to jest dziwne opowiadanie. Technicznie znów musiałem dać sporo poprawek, głównie, oczywiście, myślniki. Styl jakiś jest, ale brakuje mu, by nadać mu klimat. Jako, że klimatu prawie nie ma, przejdę dalej. A szkoda, bo sama opowieść miała potencjał. Tekst jest o tym, jak poległ ostatni człowiek, mszczący się na kucykach za to, co zrobiły z ludzkością. To jest całkiem spoko. Nie spoko jest całe tło, jakie zostało podane, a chodzi o logikę, ale zapewne domyślicie się o co chodzi, gdy przeczytacie sami… A jeśli nie, to zawsze mam spoilery! Wracając, sama postać jest dość wiarygodna, poza tym, że jest strasznie OP. Sama daje rade więcej zrobić, niż cały FOL! Czy fik polecam? Bo ja wiem, mam co do niego mieszane odczucia. Powiedzmy dyplomatycznie, że są lepsze TCB do czytania. Pozdrowienia były, więc… Nie ma dowodów na to, że Celestia wiedziała o ponyfikacji!
  22. Powitać. Fik skupiony na romansie ogierów. Równowaga we wszechświecie została przywrócona po „Sztuce spadania”. Nikt o to nie prosił, ani nawet nie myślał o tym, ale to otrzymaliśmy! Cóż, jeśli miałbym określić jak bardzo ekscytują mnie całujące się ogiery, postawiłbym to gdzieś między patrzeniem na schnącą farbę, a czekaniem w kolejce do lekarza specjalisty na NFZ. No ale postaram się odciąć od mojej orientacji. Technicznie jest dobrze, aż się zdziwiłem, dałem zaledwie parę sugestii. Styl jest dość płynny. Ciężko mi znów ocenić stronę tłumaczenia. Fabularnie historyjka (bo historią ciężko to nazwać) jest prosta. Opowieść o tym, jak pocałowali się Big Mac i Caramel, a także komplikacje z tym związane. No i ciągłe powracanie do tego, jak niewygodne to było dla nich samych i ich rodzin z pewnego powodu. I wiecie, ja nawet nie miałbym z tym problemu, niech się dzieje wola autora. Ale te postacie… ich relacja… jest tak słabo wytłumaczona, tak niemiłosiernie nudna i niepociągająca za wyobraźnie… No nie da się w to uwierzyć. „Sztuka spadania” nie dla tego była lepsza, że były tam klacze, ale dlatego, że choć znacznie lepiej przybliżyła kreującą się relacje i uczyniła ją jakkolwiek wiarygodną. Klimatu nie ma, został sprzedany na allegro łącznie z konstrukcją postaci i relacji. Może komuś się to spodoba. To nie jest totalnie zły fik, ale mnie zwyczajnie jego historia nie przekonuje. Osobiście nie polecam. Oczywiście bez obrazy dla pracy tłumacza. Pozdrawiam.
  23. Witam. Trochę szkoda, że fanfik nie ma dużo wspólnego z filmem, ale mniejsza. Sam autor przed ostrzegać, a ja nie po to tu jestem! Zwłaszcza, ze film był średni. Technicznie znów musiałem pogromić dokument sugestiami. Jeśli jakimś cudem autor kiedyś zaakceptuje, powinno być do przeczytania. Jak na razie jest widocznie poniżej średniej. Styl oddaje sceny i pomaga klimatowi. A klimat… hm… mam z tym pewien problem. Nie jest on ciężki, ani lekki. Ale tu zdecydowanie przydałby się cięższy klimat do całej opowieści, bo… Fabularnie nie jest zbyt wesoło. Dużo tu mówi sam opis fanfika. Nad Equestrią wisi kolejne zagrożenie (który to już raz?!), ale tym razem jest w nim coś innego. Sam nastrój nie jest zbyt pozytywny, chociaż co ciekawe, nie czuć tego w klimacie. Postacie, choć nie są jakoś dobrze rozwinięte, to są dość dobrze zbudowane, jak na czas im poświęcony. To tylko dziewięć stron, więc fanfikowi można dać szanse, ale trzeba przeboleć nie najciekawszy stan techniczny. Nawet polecam, choć, jak większość fików konkursowych, ucięty jest kiedy zaczyna się człowiek naprawdę wciągać. Pozdrawiam.
  24. Witam. Nudny to fanfik i nie porwał mnie szczególnie, na szczęście nie był długi. Technicznie było dużo poprawek, ale znów głownie brak myślników. Poza tym jest do przeżycia. Styl jest trochę nijak, nie kreuje klimatu. Fabularnie jest trochę lepiej, choć tylko pozornie. Opowieść jest o panie Zbyszku (jakkolwiek niepoważnie to nie brzmi), który, wraz w grupą ludzi, próbuje przeżyć w nowym obliczu Ziemi, całkowicie zmienionej przez plagę… no właśnie, nie zombie, ale ludzkich podmieńców. I z pozoru jest to nawet ciekawe, ale w sumie sprowadza się tylko do jednego, ciekawszego wątku. Najgorsze jest to, że fanfik jakby się urywa. Choć był to oneshot, mógłby trwać dalej, bo w momencie, gdy zaczęło się dziać coś ciekawszego, to fanfik się skończył. Klimat jest żaden, jak już mówiłem. W ogóle nie czuć tej atmosfery, jaka powinna towarzyszyć. Postaci jest mało, ale nie są jakoś dobrze zbudowane. To nie jest tak, że są nie do uwierzenia w nie, ale po prostu mają za mało czasu na siebie. Streszczę to krótko, bo nawet nie mam notatek do tego fanfika, nie polecam. Pozdrawiam.
  25. Witam serdeczne. Fanfik ten, siłą rzeczy i losu, obserwuje od dawna, ale nie tylko jako osoba pomagająca autorowi, ale i jako zainteresowany czytelnik. Co jest o tyle dziwne, że byłem przekonany, że napisałem komentarz do tego fanfika. No cóż, jak widać – jest jak jest. Bardzo lubię stronę stylistyczną fanfika i przywiązanie do szczegółów w opisach. Człowiek po prostu czyta ten tekst i bardzo łatwo przyswaja obrazy przez niego kreowane. Technicznie nawet teraz znalazłem parę prawdopodobnych błędów, jednak ogólnie jest dobrze. Jedynie przydałaby się korekta końcowa. Niestety sam nie mam zbyt dobrego oka do tego. Oś fabuły to przygody dwóch braci, jednorożców, starszego Magnusa i młodszego Heimira, który jest jarlem. I dosłownie przygodach, bo zaczyna się grubo, od eksploracji starożytnego grobowca, gdzie znajdują, po pokonaniu parę przeszkód, mapę na której widać odległą, legendarną wręcz, krainę. Oczywiście starszy z braci postanawia tam wyruszyć. W tym samym czasie jarl sąsiedniej osady zaczyna mieć pretensje do części ich ziem. Wszystko co jakoś czas się komplikuje, rozwiązuje, kończy bez śladu a to powraca niespodziewanie. Jest to jeden z nielicznych tego typu fanfików, które realnie mnie wciągają. Do czego niewątpliwie przyczynia samo tempo akcji. Szybkie gdy trzeba i wolne, gdy takie być powinno. Same sceny walki nie są też tak szybkie jak w fikach, jakie do tej pory czytałem, a przez to nie są chaotyczne, co jest ogromnym plusem. Postacie braci są bardzo dobrze zbudowane, ale nie ustępują im pola inne, bardziej i mniej poboczne. Bardzo ciekawy jest wątek braterskiej przyjaźni między Magnusem i Heimirem, każdy ma odpowiednią ilość czasu dla siebie. Z ciekawszych postaci można wymienić pewną niewolnice, która jak dla mnie jest ulubienicą, a także młodego jarla, który w pewnych okolicznościach został niepewnym sojusznikiem naszych braci. O wielu postaciach wiemy dużo, oczywiście wybijają się tu bracia, ale nie za dużo, nie ma tu przesytu informacji co też jest na plus. To wszystko tylko pomaga tylko klimatowi, który nie jest ani za ciężki ani za lekki. Brutalność nie jest przesadzona, a słownictwo odpowiednie do większości sytuacji. Przyjemnie się to wszystko czyta. Jest to jedne z lepszych opowiadań jakie czytałem w ostatnim czasie i zdecydowanie jest warte uwagi. Od samego początku opowiadanie wciąga. Zobaczymy co będzie dalej. Na razie polecam, zwłaszcza, że jak na razie opowiadanie nie jest specjalnie długie. Jeden, może dwa dni czytania. Pozdrawiam!
×
×
  • Utwórz nowe...