Skocz do zawartości

Ziemniakford

Brony
  • Zawartość

    364
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    14

Wszystko napisane przez Ziemniakford

  1. Witam. Recenzje będą w jednym komentarzu, do każdego fika w oddzielnym spoilerze, by nie robić spamu. Oczywiście starałem się nie robić spoilerów, o ile jest to możliwe przy tak krótkich tekstach. „Wśród gwiazd” (temat: Maszyna - jeszcze jeden członek załogi) „Ciemność” (temat: Dark) „Twierdza” (temat: Wszystkie Pegazy są szalone) „Wyrd” (temat: Batpony: Okruchy Życia) „Posłaniec” (temat: Czarne skrzydła, czarne słowa) „Gdzie drwa rąbią...” (temat: Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą) „Większe dobro, mniejsze zło” (temat: Dla większego dobra) Cóż, wiele z tych tekstów łączy jedno i to samo – domagają się rozwinięcia. Szkoda, że nie ma (raczej) na to szansy. Wiele z nich mi się naprawdę spodobało. Raczę się z nimi chociaż zapoznać, nie są długie. Nic nie stracicie. Pozdrawiam!
  2. Witam. Ach, konkursowe fiki mają swój wyjątkowy urok. Urok ucinanej treści, niedopracowanego pomysłu, ale często wielkiego potencjału. Tym razem jest dość podobnie. Choć osobiście nigdy nie rozumiałem zainteresowania ludźmi dziadami. Fabularnie, właśnie, mamy tu Zecore odprawiającą dziady i przygodę temu towarzyszącą. Bez większych zaskoczeń czy zwrotów akcji. Postacie oddane są… no właśnie, postacie. Sama Zecora spisuje się dobrze. Natomiast drugiej postaci nie jestem pewien. Chyba jest to Trixie, natomiast wszelkie określenia kolorów sprowadzam sobie do najprostszych form. I tak, fioletowy, błękitny, szafirowy, purpurowy, lawendowy itp., itd. lądują u mnie w worku „niebieski”. Więc nie jestem pewien. Jeśli Trixie, to spoko, daje rade. Jeśli nie, to muszę się zastanowić. Technicznie i stylistycznie widać, że było to coś nietypowego dla autora. Nie jest najgorzej, jest nawet całkiem okej, ale tylko tyle. Czasami brakuje paru sylab do dopełnienia rytmu, czasami rym jest nie do końca udany, czasami dźwięczność i długość się nie zgadzają. Mimo wszystko, jak mówiłem, jest okej. Dałem parę sugestii, ale prawdę mówiąc, niezbyt chce jechać buldożerem przez ten fanfik i stawiać wersy na nowo. Ani nie jest tak źle by było to konieczne, ani nie sądzę, by tak mocna obca interwencja pomogła jakoś szczególnie w tym akurat wypadku. Ciężko mi wyrazić inaczej tę myśl. Chyba największe zastrzeżenie mam do klimatu, bo osobiście go nie czułem. Ale może wynika to z tego co pisałem wcześniej, że nie rozumiem fascynacji dziadami. Fik umiarkowanie polecam, bo jednak czyta się przyjemnie, choć trzeba czasem przymknąć oko na nie-do-końca udany wers. Tekst nie jest też długi (26 stron, ale pisane wierszem). Poza tym? Nie wiem, smacznego. Pozdrawiam.
  3. Witam. Tekst ten mógłbym określić jako „fanfik o próbach zreformowania złola, ten się podczas reformacji buntuje, ale po tym i tak wszystko będzie dobrze, bo M6 czy coś”. To ten fanfik w paru zdaniach. Co prawda nie jest ukończony, ale jestem przekonany, że wszystko skończy się happy endem, bo przecież m6 rzadko ginie. Czasem jest jakieś dziwne wyskakiwanie z pudełka z rozwiązaniem fabularnym, które nie było w ogóle nawet podpowiadane. Fabułe opisałem, lekka sztampa. Tak więc dalej. Technicznie dałem sporo poprawek i pewnie jeszcze dużo będzie do poprawienia. Raczej na minus. Klimat… czy ja musze wracać do poprzedniego akapitu? No jest to bardzo typowe w swym klimacie opowiadanie. Chociaż nie powiem, bardzo zadziwił (i rozśmieszył) mnie moment, gdy złolka zaczęła „mordować” m6. Sama postać głównej złej, której nazwa kojarzy mi się tylko z grą Paradoxu, Stellaris, jest wykreowana w miarę okej. Jak na razie nie znamy motywów jej działania, ale przewiduje coś w stylu „złem ksiemszniczkim zabraly mi przyjaciulke, chlip chlip, trzeba zniszczyć caly kraj”. Oczywiście nie ma na razie żadnego potwierdzenia tej wersji i raczej nie będzie, ale na razie wszystko było w tego typu klimacie. Chyba największy jej plus, to to, że jest, chociaż minimalnie, rozsądna. I tu pewne zaskoczenie, bo może wam się wydawać, że to bardzo zły fik był. Otóż nie! On jest po prostu standardowy, typowy, sztampowy. Od początku, do końca. Mało kogo zaskoczy, ale czyta się to nawet okej, pomijając stan techniczny. Jednak jest zaleta i to nie bagatelna. Fik ten po prostu trzyma się kupy w tym wszystkim. Mam po prostu wrażenie, że taki był cel autora. I to jest jak najbardziej okej! Ostatecznie mogę umiarkowanie polecić, z tym zastrzeżeniem, że trzeba po prostu być gotowym na pewną dozę sztampy i rozwiązań, które nie były wcześniej sugerowane. Pozdrawiam.
  4. Witam wszystkich bardzo serdecznie. Zacząłem czytać ten tekst bez żadnych oczekiwań, zakończyłem z uśmiechem. Pozytywnym uśmiechem. Trochę nie czytałem tak pozytywnej opowieści. Tekst opowiada o jednorożce Ghost Warrior, która służy w służbach specjalnych, jednak ma problem ze zdaniem egzaminu skoku ze spadochronem ze względu na lęk wysokości. Cała akcja fanfika osadzona jest wokół tego strachu, egzaminu i prób uczynienia tego zdawalnym. Logiczne większość spina się w całość. Chyba jedyne poważne zastrzeżenie jakie mam, to to, jakim cudem udała się próba lotu, skoro instruktorka jak zaczęła ledwo oderwała się od ziemi razem z nią. Główna bohaterka zbudowana jest dobrze, jest to w miarę wiarygodna postać. Nasza bohaterka oczywiście nie jest sama w swych staraniach. Pomaga jej Cyan Chaser, pegazica specjalnie po to wysłana, z bardzo pozytywnym podejściem do życia. Ciężko tych postaci nie lubić. A ich kształtujące się relacje wykraczają poza przyjaźń, chociaż brakuje im do romansu. Opisy dają radę, tak samo dialogi. Gorzej jest pod względem technicznym, tu przydałby się poprawki. Akcja jest raczej stonowana mimo okoliczności, co osobiście jednak zaliczam na plus. Jest coś pociesznego i serialowego w tym fanfiku. No i jest trochę jerzy kontentu lub, jak kto woli, lesbomancji (chociaż jak mówiłem trochę tej relacji do romansu brakuje). Mi to nie przeszkadza, ale jestem w stanie zrozumieć, jeśli dla kogoś ten fik będzie za słodki i kolorowy. Kwestia może być też taka, że po tych wszystkich umiarkowanie ciężkich fikach potrzebowałem czegoś lżejszego. Osobiście polecam, jest to przyjemna SoLowa historia do przeczytania na jeden raz. Pozdrawiam serdecznie.
  5. Witam serdecznie. Mam bardzo dziwne odczucia odnośnie tego fanfika. Nie ambiwalentne, ale bardzo bliskie temu stanu. Zacznijmy od tego, że opowiadanie jest celowo częściowo chaotyczne. I ma to sens. Ale przez te pomieszanie z poplątaniem, królujące absolutnie wszędzie, ciężko mi z tego wydobyć jakiś konkretny klimat. Technicznie jest okej, głównie znów myślniki musiałem dawać. Styl… cóż, wróćcie do poprzedniego akapitu. Z jednej strony są tu opisy bardzo ładne i ciekawe, z drugiej czasami chciałoby się jakiegoś dopowiedzenia. I kurczę, chyba jest to celowe. Fabularnie mamy tu do czynienia z bardzo poplątaną opowieścią. Władca Snów wzywa do siebie innego Władce, by ten pomógł mu z problemem, który zgłosił mu jeden ze sług. A przynajmniej tak się wtedy wydawało, bo wszystko bardzo szybko eskaluje. Do tej strony nie mam jakichś zastrzeżeń, wszystko jest, plus minus, wspólne. Postacie… tu też mam pewien problem. Z jednej strony częściowo znam te postacie, nawet z innego fika autora, ale ciężko mi uszczknąć choćby cząsteczkę z ich charakteru. Niezbyt można, te wprowadzone, lubić. Jedyne co na pewno mogę powiedzieć, to to, że Władca Snów jest bezwzględny i zbyt zabetonowany w swych poglądach. To nawet nie jest poziom polskiego betonu politycznego! Przy nim nasi politycy to ostoje innowacyjności i łagodności! W każdym razie, tag Sad niezbyt tu pasuje. Nie dziwie się wątpliwościom autora. Smutny fragment historii jest przedstawiony w taki sposób, że nie idzie się zasmucić. Musząc wybrać między polecaniem a niepolecaniem, wolałbym nie wybierać wcale w tym wypadku. Opowiadanie nie jest długie, więc pod tym względem polecam, ale z drugiej strony jest tak dziwne w swej konstrukcji, a jednocześnie tak w niej uzasadnione, że ciężko się to czyta i ciężko cokolwiek, przynajmniej mi, z tego wywnioskować, poza tym, jest to opowiadanie z pewnym straconym potencjałem. Pozdrawiam.
  6. Witam. Opowiadanie to rozbawiło mnie bardziej, niż parę poprzednich przeczytanych komedyjek razem wziętych (chociaż nie wszystkie). Prawdę mówiąc nie sądziłem, że natrafię na takie opowiadanie. Chociaż, co ciekawe, śmiesznie zaczyna się robić dopiero w 2 rozdziale. Tak jakby od środka autor stwierdził, że trzeba zrobić z tego komedie. Wszystko zajeżdża klimatem rodem ze „Świata dysku”, chociaż podzielonego przez dwa. Jest to absurdalne, prześmiewcze fantasy. Ma to coś urokliwego. Technicznie nasugerowałem tyle, że powinno być znośnie po akceptacji. Poza tym jest w miarę zjadliwie, ale raczej z minusikiem. Styl daje radę i uzupełnia całości. Sam tekst wieszczy o… hm… przygodach?... ogiera imieniem Silent Shadow. Który prawdopodobnie był najemnikiem w grupie Wagnera, bo z jakiegoś powodu nie kwapi się do opowiedzenia swojej przeszłości w pracy „najemnika” (ale to tylko moja teoria, nie potwierdzona w fanfiku, chociaż pasowałaby do całości absurdu opowieści i do faktu, że Twi ponoć mogłaby go zamknąć, jakby powiedział prawdę). I o ile pierwszy rozdział to mocny, całkiem-całkiem sol, o tyle od drugiego zaczynamy jazdę bez trzymanki. Treningi, starożytne artefakty i ruiny, akcja, pościgi, wybuchy i klacze w krótkich spódniczkach! Sam ogier, który jest pegazem, ma wywalone na wszystko bardziej niż pracownik huty na wysokie temperatury w lecie. Serio, jest absolutnie niczym nie przejęty. Starożytne zło go kusi? Niech zamknie mordę i da mu pracować! Jakaś bogini zwiastuje mu katastrofę? Na litość, skończ paplać i przeteleportuj mnie lepiej do Canterlot! Wysyłają cię na koniec świata w celu zbadania starożytnych ruin? To tylko kamienie, dajcie mi spokój! Chad absolutny. Ostatecznie opowiadanie jestem w stanie polecić, bo po prostu przyjemnie się czyta i jest zauważalnie powyżej średniej, bardzo blisko dobrego, choć jednak nieznacznie oddalone. Trzeba tylko być gotowym na pewną dawkę absurdu, większą, niż w randomach, które ostatnio czytałem. Pozdrawiam!
  7. Witam serdecznie. „Pieśń robotników pogody” to fanfik o nie lada wydźwięku. Na tych zaledwie 18 stronach udało się wykreować klimat i relacje między postaciami, jakich mógłby pozazdrościć nie jeden wielorozdziałowiec. Opisy są naprawdę przyjemne, a do kwestii technicznych nie mogę się mocno przyczepić. Dałem zaledwie parę sugestii. Ponownie nie mogę ocenić jakości tłumaczenia, zwyczajnie się na tym nie znam, ale z tego, dość ciekawego, porównania pieśni oryginalnych i przetłumaczonych, widzę, że tłumacz się postarał. Tekst mówi o pierwszych miesiącach pracy Rainbow Dash w fabryce pogody. Nie brzmi to fascynująco, prawda? A jednak ze względu na sam charakter pracy, bardzo niebezpiecznej, w tej fabryce, wszystko ma swój klimat i odpowiednie tempo. I rzekłbym pracy zbyt niebezpiecznej. Serio, kiedy ta fabryka ostatnio miała kontrole BHP? System wewnętrznej komunikacji i alarmów dano dopiero po, nie pierwszym z tego co wynika, pewnym śmiertelnym wypadu! Gdzie są kontrole, gdy są potrzebne?! I ile tym robotnikom płacą, że, na litość drzwi z zadania „Próba szaleństwa” do Wiedźmina Kres Cechu, są gotowi tam pracować? To chyba moje jedyne zastrzeżenie do tego opowiadania. Wracając do zalet… klimat, jeszcze raz! Nieznacznie ciężki, ale i tajemniczy. Nie powiem, zastanawia mnie co miał na myśli pan Atmosphere, mówiąc, że „Tutaj ambicja jest karana sukcesem, Dash.”. To brzmi jak jakiś najgorszy rodzaj korpogroźby wyjętej z serca Mordoru od bezdusznego Saurona. Coś w stylu „Nie wychylaj się, bo poznasz za dużo, a wtedy nie będzie odwrotu!”. To ta sama fabryka, co w niezbyt dobrej sławy „Fabryce Tęczy”, że ją tak straszą? Postacie są wiarygodne i idzie je polubić, mimo krótkości tekstu. Moja ulubienica to oczywiście Melody :P. Tekst zdecydowanie polecam. Warto przynajmniej spróbować, bo nie jest on długi. Pozdrawiam!
  8. Witam serdecznie. Jest to kolejne tłumaczenie jakie czytam. Niestety nie mogę ocenić samej jakości tłumaczenia, jako że z angielskim u mnie jest jedynie znośnie, więc przejdę do innych rzeczy. Sun bardzo zachęcał mnie do przeczytania tego fanfika. I prawdę mówiąc czuje się trochę zawiedziony, bo nie jest to zdecydowanie komedia wybitna. Fabularnie tytuł mówi o fanfiku wszystko. Rarity przegrywa z przyjaciółkami swoje dziewictwo w pokera. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że przegrywa je z przyjaciółkami. Pół pijanymi przyjaciółkami. Co z tego wynika? Wierze rzeczy. 2, słownie dwa, razy uśmiechnąłem się pod nosem podczas czytania fanfika. Nie jest to wielki sukces, ale zawsze jakiś. Chyba najbardziej się zaśmiałem z wyobrażenia Twilight codziennie biegającej do najwyższej komnaty w najwyższej wieży, byle, żeby spalić kalorie zjedzone w trakcie dnia. Technicznie jest dobrze, a przynajmniej ja nie znalazłem większych błędów. Ledwie parę, które zaznaczyłem. Serialowość postaci jest umowna, wszystko przez kontekst znacznie bardziej... hm, może nie tyle dojrzalszy, co bardziej dorosły (nie jest to u mnie jak coś synonimiczne pojęcie, można znaleźć niezbyt dojrzałych dorosłych). I znów, ciężko mi coś więcej napisać o tym fanfiku. Morał jest dość prosty. Alkohol to twój wróg, dlatego lej go w mordę. Może kogoś bardziej rozbawi, mnie średnio. Pozdrawiam.
  9. Witam! Dawno nie dawałem tyle sugestii co dziś. Ogólnie standard, brak myślników, Harry Potter i Zaginione Przecinki i tego typu rzeczy. Poza tym bez tragedii. Jedynie dziwi mnie rozmiar czcionki. Czemu 16? 14 to już by było dużo. Ogólnie jest to całkiem znośny fanfik przygodowy. Mamy tu historie o miasteczku, które ma problemy z bizonami. Nasz bohater, pegaz imieniem Swift Hoof, zostaje wysłany przez władze kraju, by pomóc w tym palącym problemie. Nic odkrywczego, ale czyta się przyjemnie. Wszystko ma jakiś sens, chociaż nie powiem, dość długo zastanawiałem się nad walką ciastami, ale ostatecznie stwierdziłem, że ma jakiś sens. Klimat jest także typowy dla tego typu opowiadań. Nie jest to więc opowiadanie ciężkie, a raczej do przeczytania w chwili wolnej. Głowna postać, choć wiemy o niej dość nie wiele, jest całkiem wiarygodna i nie jest zbyt OP, a to też plus. Reszta postaci wypada też całkiem dobrze. Poza tym… bo ja wiem? No jest to całkowity standard. Jeśli ktoś szuka jakiejś w miarę krótkiej, trzymającej się kupy przygodówki, to jest to nie najgorszy wybór, chociaż znajdą się na forum lepsze fanfiki. Umiarkowanie mogę polecić. Pozdrawiam.
  10. Witam. Ciężko mi komentować ten fanfik. Ani mnie nie rozśmieszył ani nie zrobił nic innego. Będę więc jechał po oczywistościach. Jest to dziś 4 fanfik o wielkim złu, jaki czytam. Dajcie trochę światła! Stan techniczny jest do przeżycia. Dałem swoje sugestie co poprawić. Głownie brak myślników. Stylistycznie mam ambiwalentne odczucia, z jednej strony są fragmenty opisane bardzo dobrze i z cięższym klimatem, gdy obok występują opisy tak niepoważne, a jednocześnie nie śmieszne, że główka mała. Nie do końca wiem w jaką stronę chciało to zmierzać. Fabularnie jest lekki chaos. Mamy tu spotkanie pewnych istot, władających każda swoim aspektem świata, z których część postanowiła znaleźć nowy sposób na dręczenie śmiertelników. Brzmi może poważnie, ale nie jest takie. Chociaż nie jest też śmieszne. Akcja ma swoje dość powolne tempo i żart, który jest w nią wpleciony, ujawnia się dość powoli, co akurat tutaj nie pomaga. O postaciach mogę powiedzieć tyle, że są. Jakoś nie zapadły mi w pamięć. Może kogoś innego rozśmieszy ten żart, może ktoś odkryje tu kopalnie śmiechu, której nie widzę. Może. Ale jak dla mnie jest to taka dość nudna komedia, bez odkrywczego ani tym bardziej śmiesznego żartu. Nie polecam, niestety, mimo, że tak nie jest to fanfik zły per se. On po prostu nie spełnia swego zdania dla mnie, nie jest śmieszny. Pozdrawiam.
  11. Witam serdecznie. Fanfik „Jak pokonać zło” to prosta komedyjka oparta na jednym sucharze słownym, tak suchym, że nie starczyło mi herbaty na końcówce. Nie powiem, coś mnie w tym fanfiku rozśmieszyło, ale raczej nie główny żart, który planował autor. Co tu się dzieje? Otóż Twi, gdy powraca król Sombra, postanawia sprawdzić niepewną rade Celestii. Z tej historii płynie bardzo głęboki morał i przesłanie. Nie należy bać się nieznanych nowości, a także należy myć uszy (i mówię to do Ciebie Zardionie! Umyj wreszcie te uszy). Temu fanfikowi też daleko do randoma, ale bardzo uznaniowo jestem w stanie przyznać, że ten tag, ze względu na niektóre kwestie i końcówkę, tu pasuje. Technicznie jest spoko. Opisy dają rade, dialogi też. Postacie, choć mają mało czasu, są w miarę serialowe. Wniosek ogólny? Fanfik jest pozytywnie serialowy (nie tylko przy postaciach), czyta się go nawet-nawet. Idzie się lekko pośmiać, więc to też na plus. Umiarkowanie polecam. Pozdrawiam.
  12. Witam serdecznie. Opowiadanie Malvagio bez komentarza. Toć to zbrodnia. „Strofy" to fanfik ciekawy pod wieloma względami. Zacznijmy więc od czegoś oczywistego. Do poziomu technicznego nie mam żadnych zastrzeżeń. Do stylistycznego... Mmm, tu mógłbym się rozpływać wiele czasu. Pięknie, po prostu piękne. Po czytaniu masy średnich fików miło w końcu przeczytać coś, co chłonie się wszystkimi zmysłami. Opowieść jest o Sombrze, będącym bliskim ostatecznego przeklęcia Kryształowego Królestwa. Brakuje mu zaledwie paru elementów, ostatnich stron w powieści, by ukończyć swe dzieło życia. Jednak z jakiegoś powodu jego nawiedził go we śnie dawny mentor, powtarzając mu podstawę przedsięwziętej Sztuki. I wynika z tego bardzo wiele. Czyta się to z zaciekawieniem od początku do końca. Postać Sombry oddana została... Hm, nawet nie wiem jak to określić, daleko mu do serialu, no ale w serialu nie miał też jakoś dużo czasu dla siebie. Nie mniej, dystansując się od serialu, to Sombra spisuję się świetnie jako postać. Klimat jest bezbłędny. Od początku do końca. I to mimo tego, że nie celuje w żadne konkretne tony. Nie jest on zabójczo ciężki, ale nie jest też lekki. Ciężko mi to opisać. Trzeba to po prostu poznać. Temu wszystkiemu pomaga odpowiednie tempo akcji, dopełniające całości. Nie za szybkie, pasujące do klimatu i wagi zdarzeń. Opowiadanie, mimo niezbyt rozbudowanej długości, wciąga jak bagno, zostawiając tylko dreszcze. Polecam bezwzględnie. Warto przynajmniej spróbować, bo opowiadanie nie zajmie wiele czasu. W tym wszystkim dziwi mnie jedynie fakt, że kiedyś to czytałem i nie skomentowałem. Pozdrawiam.
  13. Witam. „Poddajesz się…?", opowiadanie o tyle ciekawe, że tag Random wysoce nie pasujący. Nie mogę ocenić jakości tłumaczenia, ale aspekt techniczno-stylistyczny jest bardzo dobry, nie znalazłem żadnego błędu. Nie jest może najlepszy możliwy komplement, bo nie mam do tego oka, ale zawsze coś. Ale czemu nie pasuje tu tag Random? Cóż, tu przechodzimy do kwestii fabularnej. Najbardziej randomowa, będąca jednocześnie comic reliefem opowiadania, Rainbow Dash nie jest jakoś mocno randomowa. Sam główny zwrot akcji, choć trochę losowy, jest tak wytłumaczony, że ma sens. Jeśli zaś chodzi o aspekt komediowy, to ten jest umiarkowany. Uśmiechnąłem się dwa, trzy razy pod nosem, a to już coś. Postać głównego złola fanfika nie ma na siebie dużo czasu, chociaż nadal jest to około połowa opowiadania. Mimo wszystko jego słowa mają sens. Poza tym... No jest to umiarkowanie dobry fanfik. Polecam i pozdrawiam, Ziemniakford.
  14. Dzień wieczór. „Upadły książę" to fanfik typowy dla swojej epoki. Od początku, do końca. Fabularnie mamy tu historię pegaza, który okazuje się być alikornem, z tragiczną historią, w tym śmiercią rodziców. Historia jako całość prawdopodobnie zmierzała do zemsty bohatera, jednak jak na razie ogranicza się zaledwie do prologu i jednego rozdziału, w którym jest takie „pół-zakończenie". No zasadniczo sztampa. Czasami brakuje logiki. Technicznie najgorzej jest w prologu, który z jakiegoś powodu jest na DeviantArtcie, ale potem przechodzimy do znośnego poziomu. Sama postać główna jest do polubienia, całkowicie nie ironicznie, chociaż jest zbyt OP. Reszta to w większości serialowe postacie i są odwzorowane różnie. No i dochodzą relacje rodzinne, które autor chyba przepisywał z Trudnych Spraw. Akcja jest prowadzona w rozsądnym tempie, chociaż wielokrotnie zastanawiałem się jak coś było czasowo możliwe. Na szczęście częściowo nie zostałem bez odpowiedzi. Wniosek końcowy jest, być może, zaskakujący. To nie jest zły fanfik. Czytało mi się późniejsze fragmenty nawet przyjemnie. Pewnie duża w tym zasługa tego, że po prostu rzadko czytam normalnie tego typu fiki i ta sztampa mnie aż tak nie razi. Jeśli ktoś jest gotowy na stan techniczny tego fanfika i nie jest znudzony do bólu motywem OCka alilorna z tragiczną historią, to mogę nawet to umiarkowanie polecić. W innym wypadku nie będzie to przyjemne doświadczenie, a zaledwie kolejny średniak w kolekcji. Jako, że autor był nie aż tak dawno ponoć na forum (a przynajmniej to wyświetla mi karta profilu), to zachęcam do próby skończenia. Arcydzieło to może nie będzie, ale jeśli dopracuje się niektóre motywy (np. siła bohatera), inne usunie a nowe doda (może coś bardziej z rodziną? Albo wolniejsza konfrontacja w 1 rozdziale?), to może z tego wyjść spoko opowiadanie. Pozdrawiam.
  15. Witam. „Jak zostać kucykiem” to fanfik tak typowy w swej sztampowości, że aż przyjemny w jakiś dziwny sposób. Serio, era fandomu gładzonego, albo nawet łupanego. Wiecie, zamiana chłopaka w klacz, dziewczyny w ogiera, ratowanie świata… Fanfik w pewnym momencie sam się ze swej typowości naśmiewa i w drugim rozdziale trochę się zmienia, ale potem wracamy do normalności; praca w biurze, sprawy FOLu, itp., itd.. Dużo akcji, mało konkretów, ratowanie siebie nawzajem i te sprawy. Nic szczególnie ciekawego. Miejscami jest zbyt chaotycznie. Jeśli chodzi o poziom techniczny, jest znośnie. Brak myślników, parę literówek, ale poza tym jest dobrze. Głowna postać jest znośna, chociaż jej (jego?) pochopne decyzje już nie są do zniesienia. Chociaż pewnie znając mniej sam bym łyknął klaczową fiolkę, jakby ktoś mi zapłacił, więc może tego akurat nie będę krytykował… mniejsza! Stara się odnaleźć w tym wszystkim i mniej więcej to wychodzi do czasu, ale tu wszedłbym w spoilery. Reszta postaci, poza Szarikiem, mało się przewija, ale dają radę. No i przede wszystkim ma rozsądną reakcje na pierwsze spotkanie kucyka – strach. Też bym się przestraszył, czy abym nie zwariował do reszty! No i jej (jego?) podejście do urzędu pracy… Bezcenne, ale zgubne. Klimatu nie ma, co nie znaczy, że autorowi nic w tej kwestii nie wyszło. Wiele scen ma zaczątki klimatu, a to już coś. Chyba najbardziej podobał mi się SoLowy fragment pod tym względem. Ostatecznie nie jest to fanfik zły, jest to fanfik typowy i sztampowy, ale przecież to jeszcze nie zbrodnia. Czyta się to plus minus przyjemnie, więc to też należy potraktować jako zaletę. Minusem jest humor opowiadania, który w miejscach, które ewidentnie miały być żartobliwe, oscyluje między pijanym wujkiem na weselu a typowym polskim kabaretem. Opowiadanie mogę baaaardzo umiarkowanie polecić, jeśli komuś się nudzi i nie ma nic lepszego do czytania. Pozdrawiam.
  16. Witam serdecznie. Myślałem, że 2 strony to był rekord. Otóż nie, mamy pół strony fanfika! 158 słów. Pod jaką kategorie xrablli się to łapie? Drable? Nie pamiętam, jakie były limity. Mniejsza. Jest to pewne wyzwanie do skomentowania, no ale spróbujmy. Fabularnie mamy tu grupę sponyfikowanych, chyba przyjaciół, która nocuje w drodze do Equestrii. Nie znamy powodów, dla których podróżują w ten a nie inny sposób. Nie znamy także relacji pomiędzy postaciami. Wiemy zaledwie, że jedna, ta, z której perspektywy plus minus opisywana jest scena, została wybrana ich przywódcą trochę wbrew swej woli. O reszcie dowiadujemy się zaledwie o szczątkach wyglądu i rasach. Nie jest tego wiele. Technicznie jest dobrze, ale powiedzmy sobie szczerze, po prostu nie ma gdzie się tu potknąć. Opis i styl daje rade, ale w związku z długością nie rozwija się i ciężko się w to wczuć, przez to nie ma też wiele klimatu (o ile w ogóle jakiś jest). Kończąc ten komentarz, który wychodzi dłuższy od fanfika, ciężko mi to nawet podsumować. Ciężko mi powiedzieć, czy był tu potencjał czy nie, bo zwyczajnie na tej połowie strony nie mogę tego zaobserwować, nie mogę więc też tego polecić. Jak na razie było okej i tylko tyle. Albo aż tyle, znów zważając na długość. Pozdrawiam.
  17. Witam serdecznie. „Jeszcze raz pełen gaz", czyli fanfik o bardzo fajnym potencjale, ale niestety z jednym rozdziałem, dalej nie pisany. Stan techniczny daję radę. Znalazłem zaledwie parę błędów. W tym głównie brak myślników. Mamy więc fanfik skupiony na sporcie, coś, z czym jeszcze się nie spotkałem. Warto zwrócić uwagę na bardzo szczegółowy opis zawodów i ich zasad, który jednocześnie nie jest za długi i nie wchodzi za głęboko w terminologię sportową. Osobiście nie znam się na sporcie, ale na „chłopski rozum" jestem w stanie stwierdzić, że te zasady mają jakiś tam sens. Ogólnie opisy są bardzo dobre. Akcja jest szybka, ale przyjemnie szybka, jako, że głównie skupia się na przebiegu wyścigu, który obserwuje główny bohater... ... O którym wiemy nie wiele. Nie miał jakoś dużo czasu dla siebie w tym fanfiku. I tu przechodzimy do głównej wady opowiadania. Niestety jest nieukończone. I właściwie tu rozbija się Tytanic. Fajne, że są dobre opisy. Fajnie, że akcja jest przyjemna. Fajnie, że styl i stan techniczny jest dobry. Co z tego, jeśli jest to nie dokończone. A szkoda. Chciałbym polecić ten fanfik, ale ze względu na powyższy fakt nie mogę. To kolejne przypomnienie dla mnie, czemu w zwykłych okolicznościach nie czytam NZ-tek. Jeśli ktoś lubi patrzeć na niedokończone sprawy, proszę bardzo. Pozdrawiam.
  18. Żegnam. Ha, nie spodziewaliście się tego! W każdym razie, „Terror” to fanfik, który określony jest jako horror. I rzeczywiście, lekki klimat niepokoju jest wywołany. Ale w sumie tylko tyle. Pewnie częściowa w tym wina krótkości fanfika. Opisy naprawdę dobrze służą całości. Czuć też atmosferę tajemnicy. Idzie się zastanowić, skąd ta fala wypadków. Chociaż jak na razie jakoś mocno strasznie nie jest. Technicznie jest trochę gorzej, ale jest dobrze. Zaledwie brak myślników i paru, na szybko sprawdzonych, przecinków. Pewnie osoba z lepszym okiem do tego dopatrzy się więcej błędów, ale jak na mnie, jest zadawalająco. Szczerze mówiąc najlepsze sceny tego fanfika dzieją się w gabinecie doktora. To co się dzieje z m6 nie jest aż tak ciekawe. Chyba wolałbym formę wspominek przesłuchiwanej postaci, jej opowieści, niż coś takiego. Ale to tylko moje zdanie. M6, tyle czasu ile ma, oddane jest okej. Dobrze wypada scenka rzucania się śnieżkami. Ot, przyjemny wstęp niezapowiadający późniejszych wydarzeń. Przeczytałbym kurczę dalszy ciąg tej opowieści, bo zdążyła mnie zaciekawić, ale niestety nie żyje w tym uniwersum, w którym wszystkie rzeczy są kończone. I tak skończyłem na rozdziale „???”, który wypada równie dobrze jak reszta. Fanfik częściowo mogę polecić, bo jest tu dobre budowanie atmosfery w scenach w gabinecie, a także bardzo ładne opisy. Ale ogólnie, poza tym, jest tylko szkoda, że nie został ten fanfik dokończony. Pozdrawiam.
  19. Mam dziś jakieś szczęście do takich sobie fików. Witam serdecznie. Mówię to ze szczerym przekonaniem. Kryształowe Oblężenie jest 10x lepszym fikiem o wojnie, niż to. To jest średnie od początku do końca (średnie z tendencją spadkową), a KO miewa momenty wybitne (chociaż też wybitnie złe). Stan techniczny jest dobry, chociaż znowu nie ma myślników. To jakaś plaga. Natomiast fabularnie mamy czysty chaos. Wszystko gna na złamanie karku. Wojna, jakaś przepowiednia, z tego co zrozumiałem główna bohaterka była przez chwile podmieńcem, chaotyczne sceny w szpitalu i po nim. Jejku, a to połowa fabuły! A z początku miałem nadzieje, że to będzie jakiś ciekawy fanfik o życiu cywili pod okupacją… Głównej postaci wszyscy wierzą na słowo, ale to nie jest jej główna zbrodnia. Ona jest po prostu nijaka! Chciałbym coś o niej konkretnego powiedzieć, ale po za imieniem, nic nie zapamiętałem. Serio, to jest taki absolutny antyprzykład jak konstruować postać. Pamiętam parę wydarzeń, parę kwestii, ale mimo, że fik czytałem dosłownie przed paroma minutami, główna postać ma tak nijaki, niezapadający w pamięć charakter, że nie mogę podać żadnej jego cechy. Poza tym nie jest dużo lepiej u reszty postaci. No i jest klimat, który jest tylko z początku. A później nic. Wszystko jest tak chaotyczne i pisane tak pospiesznie, że nie można się w to wczuć. Jeśli miałbym podać jedną, niezaprzeczalną zaletę tego fanfika, to byłoby to chyba początek. Też chaotyczny, ale przynajmniej dający nadzieje, że coś z tego będzie. No ale nie wyszło. I wiecie, to nie jest tak, że z tym wszystkim jest to fik tragiczny. Nie przeszedłem do najgorszej cechy tego fanfika. Do tego, że, na potęgę komisji egzaminacyjnej, te zakończenie jest tak absolutnie z dupy. To miał być wstęp do nowego uniwersum, ale tu sam początek nie trzyma się kupy. To jest takie perfidne Deus Ex Machine. Takie „Hmm, w sumie nie wiem jak sprowadzić te uniwersum do danego punktu. A ciul tam, przechodzimy od razu, niech tylko główna bohaterka coś fajnego zrobi przed tym”. Serio, zakończenie akcji jest z jednej strony tak nie pasujące do przedstawionego poziomu technologicznego (choć pewnie jest to uznaniowe, pewnie gdyby nie rodzaj forum zaraz znalazłoby się milion specjalistów od tego tematu), niepasujące do całości starań stron walczących, niepasujące ogólnie do całości fanfika, jak tylko byłem w stanie sobie wyobrazić. Fanfik tak właściwie zakończył się w ten sposób, zanim się rozkręcił. Może było by to wyjaśnione. Może dowiedzielibyśmy się o tym, dlaczego podjęto taką a nie inną decyzje. Może, ale ja oceniam to co jest. I w tym co jest nie ma to zbyt dużego sensu. Nie mogę polecić tego fanfika. Ma parę znośnych elementów, ale całkowicie niszczy swój potencjał resztą decyzji, pomysłów i ogólnie resztą. Pozdrawiam.
  20. Witam serdecznie. Ja nie mam nic przeciwko losowemu humorowi, ale to po prostu nie jest śmieszne. Technicznie jest znacznie lepiej niż w poprzednim fanfiku autora, jaki czytałem. Także w tej kwestii widać postęp i to jest na plus. Fanfik ma proporcje mniej więcej pół opisów, pół dialogów. Ani te ani te nie są powalające. Fabularnie jest to random, ale z sensem. I chyba tu jest część mojego problemu z tym fanfikiem. Ot, mamy studenta literatury, który stanął przed ciężkim zadaniem napisania wiersza o miłości (mi się to do dziś nie udało xd). I właściwie to ćwiartka fabuły, bo reszta to dziwna, nie śmieszna przygoda, jaka go spotyka w wysiłkach do wykonania tego zadania. Opowiadanie jest krótkie, zaledwie 4 strony. Więc przynajmniej się nie zanudzimy czytając. Nie zrozumcie mnie źle, nie oczekiwałem wiele od fanfika z takimi tagami. Ale myślałem, że przynajmniej mnie rozśmieszy. A tu nic! Nawet figę z makiem ukradli i zjedli! A guzik z pętelką się powiesił! Absolutnie nic nie zostało! Nie mogę ani polecić tego fanfika, ani jakoś lepiej go skomentować, po części ze względu na jego długość i charakterystykę. Może kogoś innego rozśmieszy. Dla mnie jest poniżej zdecydowanie średniej. Pozdrawiam.
  21. Witam. Cóż ja mogę powiedzieć o tym fanfiku… „Wezwanie Patriotów” jest najbardziej typowym z typowych opowiadań antywojennych jakie jesteście w stanie sobie wyobrazić. Fanfik opowiada o zebrach, które ruszają na wojnę w obronie swojego kraju. Chyba najbardziej chaotyczny jest początek, o dziwo, kiedy nie ma walki. Dalej wszystko jest wykładane jak kawa na ławę. To nawet nie jest poziom wyjaśniania średnio-rozgarniętemu dziecku działania jakiejś rzeczy, a coś jeszcze prostszego. Jeszcze nie prostackiego, ale stan jest bardzo blisko temu. Całości nie pomaga fakt, że to wszystko dzieje się w ekspresowym tempie, na zaledwie 22 stronach. Nie do końca wiem jak ocenić aspekt techniczny i stylistyczny. Z jednej strony są naprawdę ładnie napisane akapity, z drugiej strony niektóre rzeczy napisane są sucho. Z jednej strony czasami nie widać żadnych błędów całą stronę, z drugiej np. jest to kolejny z fanifków, który zapomina używać myślników na początku dialogu (chociaż dzięki autokorekcie dalej są). Bardzo nierówno, ale raczej całościowo na lekki plus. Postacie oddane są okej. Mamy tu grupę znajomych, może nawet częściowo przyjaciół. Fanatyka wojennego Kabesheka, o którym jest w sumie trochę mało. Jego brata, Bujane, który się z nim nie zgadza, a dodatkowo czyta znaną pisarkę Lyre i jest lekko zafascynowany ludźmi (całościowo ten motyw nie jest tak nachalny, jak może się wydawać i jest całkiem przyjemny). Bohlale, który jest (z tego co rozumiem) częściowym narratorem opowieści. I Arapmoia, weterana poprzedniej wojny, który zawzięcie na początku próbował odwieść innych od pójścia na nową wojnę. Wszyscy spisują się w swoich rolach. Klimat miejscami jest, ale jest go bardzo mało. Prawdę mówiąc pod tym względem fik jest poniżej przeciętnej. Wydaje mi się, że jakby ten fanfik rozbudować, tak przynajmniej o 2 tyle, a także poprawić jego stronę techniczną i sam sposób przekazywania niektórych rzeczy, byłby to naprawdę spoko fanifk. Typowy w całym swym poziomie, ale niezły. Jak na razie czytało mi się go okej, ale tylko tyle. Nie jest to odkrycie stulecia, ani nic w tym stylu. Niezbyt mogę go polecić. Co oczywiście nie znaczy, że jest to fanfik zły. On jest po prostu średni, z nieznacznym potencjałem i lekką dozą wychodzenia na plus całościowo. Pozdrawiam.
  22. Witam serdecznie! Prawdę mówiąc, spodziewałem się czegoś innego. To co dostałem naprawdę mnie zaciekawiło. Aż żałuje, że nie zostało to kontynuowane. Ten fanfik mi przypomina, czemu z zasady nie czytam i nie komentuje NZ. Nie mogę o tym fanfiku strasznie dużo powiedzieć, bo to tylko jeden rozdział, ale spróbujmy. Fabularnie niby nic. Ot, nasz bohater rozbija się żaglówką na wyspie. Swoja drogą, dziwne, że żaglówką. Tak blisko jest ta wyspa? Mniejsza. No i przygody naszego bohatera to przede wszystkim próby przeżycia jak na razie. I w sumie jest to całkiem ciekawe. Sama wyspa ewidentnie skrywa jakąś tajemnice, ale prawdę mówiąc – w ogóle mnie to nie zainteresowało. Znacznie lepsze dla mnie były przygody survivalowe naszego bohatera, który potrafił podejmować i zupełnie racjonalne i głupie decyzje. Ot, choćby takie przeszukanie rozbitego pokładu. Ile zmartwień to mu oszczędziło. Ale takie zaśnięcie w środku dżungli już nie było zbyt mądre. Albo zdejmowanie owoców linią. Czemu nie magią? Zwłaszcza, że samą linę unosił magią. Naprawdę, przeczytałbym coś takiego skupionego na przetrwaniu. O postaci powiedzieć wiele nie mogę. Jak na razie jest i to główna jej cecha. No i jest kwestia klimatu, a tego jest troszeczkę. Tak nie dużo. Ciut ciut, ale jest. To naprawdę fajnie można by rozwinąć. Jak to podsumować… cóż, autorze. Nie byłeś aktywny okropnie dawno temu, więc jeśli czytasz ten komentarz, kontynuuj. Bo na prawdę jest mi szkoda, że nie jest to kontynuowane. Czy polecam? Trochę nie ma czego, to jeden rozdział, no ale kto wie, może jak będzie tu więcej osób autor wróci do życia, heh. Pomarzyć zawsze można. Pozdrawiam.
  23. Witam serdecznie. I na Boga Twaroga! Ja właściwie mogę się powtórzyć. Że akcja szybka, że technicznie jest znośnie, że bohater nijaki… Ale nie wałkujmy tego samego, podejdźmy od innej strony. Opisy. Opisy są krótkie. Mało konkretne. Ja nie wiedziałem, że tak z pozoru epickie sceny batalistyczne, sceny nużącej wędrówki, sceny krwawej zemsty, sceny zostania ojcem, itp. Itd. da się opisać tak krótko, w tak marnujący potencjał sposób. Temu fanfikowi daleko do dobrego z wielu powodów, ale nie dlatego, że dużo rzeczy jest najwyżej średnie, ale dlatego, przede wszystkim, że wszystko jest opisane jakby od niechcenia. Jakby autora ktoś zmuszał, jakby myślał: „Kurczę, trzeba opisywać, a nie można po prostu dać akcji”. One serio są biedne. Mimo, że to większość fanfika. No i na litość demonów japońskich, gdzie tu jest logika? Kto ją ukradł? Gdzie ją sprzedał? Jak? Na części, czy w całości? Na allegro, czy na aliexpresie? Co jeszcze... Opowiadanie nie ma żadnego klimatu przez ubogie opisy i przez ogólną krótkość. Gdy zaledwie myślimy, że sytuacja się uspokoiła, cyk, się zmienia, czasami po połowie strony, czasami krócej. Serio. Główna postać jest tak po prostu nijaka w tym wszystkim, że nawet nie znam/nie pamiętam jej imienia. Reszta nie jest lepsza, bo albo przewija się maks po 1/10 strony, albo jest tak niedopracowana, jak nie sądziłem, że to możliwe. Z całym szacunkiem autorze… raczej co prawda tego nie przeczytasz, sądząc po dacie ostatniej aktywności, ale… nie tędy droga! Nie idź tą drogą! Tu dzieje się tak dużo, że nie mogłem się na samym opowiadaniu skupić. Ja próbuje znaleźć jakiś jego plus, ale nic mi nie przychodzi do głowy. No chyba, że mam znów zakpić z opowiadania i powiedzieć, że jest krótkie. Podsumowując, o ile jest co, to znów nie jest opowiadanie, które jestem w stanie polecić. Uśmiałem się, zwłaszcza z pewnej aborcji, ale to znów raczej nie jest to, o co chodziło autorowi. To jest taki twór, nieznośnie niezdecydowany w swej krótkości, którego nie chce się ani widzieć, ani słyszeć. Jest to jak senna mara, której ktoś zapomniał dodać opisu i w sumie stwierdził, by rozbić klimat, że danie teraz nawiązania do parówek marki Parówka będzie miało sens. Żeby nie było, jest jakiś minimalny progres w porównaniu do poprzedniej części. To jak najbardziej na plus. Ale to jak awansować z poziomu niechlujstwa do zaledwie (!) braku odpowiednich umiejętności, doświadczenia i wyobraźni. Innymi słowy, niewiele. Są znacznie gorsze fiki, ale myślę, że to można stawiać jako przykład „jak nawet sztampę zrobić źle”. Smutne. Pozdrawiam.
  24. Witam serdecznie. „Luz de la Luna” to fanfik z innej epoki. To widać i czuć. Zacznijmy od stanu technicznego, bo ten jest znośny. Trafiają się spacje przed kropką jak ta tutaj . I ma je człowiek ochotę przewiercić na wylot. Oczywiście także doskwiera brak myślników, ale ogólnie jest naprawdę znośnie. Akcja nie gna na złamanie karku. Nie. To jest całkowicie inny poziom. Ona gna jak hipersamochód na niemieckiej autostradzie prowadzony przez pijanego rajdowego kierowcę, jedynie ze sprawną kierownicą, zmianą biegów i pedałem gazu. W ciągu paru akapitów dzieją się rzeczy takie, które nawet trochę bardziej wprawnemu pisarzowi, zajęłyby przynajmniej stronę-dwie. A ma co się dziać, bo fabularnie mamy tu istny pogrom dobrej fabuły. Główny bohater w przeciągu pierwszych kilku stron: wraca z wojny z Iraku, przeprowadza się do ameryki (konkretnie chyba do USA), spotyka księżniczki, zakochuje się w Lunie, decyduje się ponyfikacje, gdzie oczywiście pracuje Twi, która zapisuje go na przyszły tydzień, ale przyspiesza się to do 3 dni, a ponyfikacja się nie udaje. I to serio zaledwie pierwsze strony. Dalej akcja nie zwalnia. Postacie są, to jedyne, co mogę o nich dobrego powiedzieć. Nie są ani wiarygodne, ani jakoś szczególnie do polubienia. Główny bohater ma jakąś podejrzaną wiedze o świecie, albo jest bronym, albo wiedza o Equestrii rozsiewa się jakoś na lewo. Jakie są zalety? Fik jest krótki. To przechodząc do podsumowania, ten fik jest z tego gatunku „tak złe, że aż dobre”. Dobrze się bawiłem i to muszę przyznać. Chociaż nie wiem czy autorowi o to chodziło. Mało co ma tu głębszy sens, mało co jest czymś innym niż jakimś losowym pomysłem ledwo wpasowanym w historie. Czy polecam? Eeee… tak szczerze, jeśli ktoś chce się w trochę bardziej dosadny sposób podoczepiać, to są lepsze do tego fanfiki. Tu przynajmniej jest jakiś minimalny poziom techniczny. Nie jest to też fanfik do czytania dla przyjemności, bo tej jest i za mało, i wątpliwej jakości. Jak widać w powyższych komentarzach, jednak komuś się podobał, więc może jeszcze komuś się spodoba, ale zdecydowanie nie mi. Pozdrawiam.
  25. Czy jestem tu z nieprzymuszonej woli? To trochę skomplikowane. Zapewne gdyby nie konkurs, nie byłoby tego komentarza, ale nie będę mówił, że jest tylko dlatego, bo to też nie prawda. Cały ciąg przyczynowo skutkowy jak się tu znalazłem to osobna historia. Mniejsza z tym. W każdym razie, lubię takie eksperymenty, ale tu… cóż, wiele wskazuje na to, że autor skończył, jak wskazuje obecny nick i opis (chociaż wydaje mi się, że widziałem ułamek sekudny kółko innego użytkownika po daniu komentarza :P). Sam nie mam jakieś wysokiej samooceny, co było czuć w pierwszych wersjach „Handlarza Słów” (podziękowania dla Hoffmana, że przynajmniej namówił mnie, by darować sobie pewną część tekstów w HS). Jednak doprowadzać się do tego stanu, z tego co rozumiem, jedynie z powodu nieprzyjęcia się opowiadań? Nie wiem, to za dużo jak dla mnie. Jeśli jednak to prawda, to szkoda. Bo samo to, jak prowadzony jest fanfik, jest przynajmniej ciekawe. W dobrym i złym tego słowa znaczeniu. Jeśli ktoś nie lubi tak perfidnego łamania czwartej ściany, to nie jest fanfik dla niego. Jeśli ktoś nie lubi domyślać się „po co?” to nie jest fanifk dla niego. Jeśli ktoś nie lubi takich zagrywek w stylu autor jako postać, to nie jest fanfik dla niego. Ja przynajmniej w większości przypadków nie miałem nic przeciwko, spróbowałem, doczytałem do końca… i poczułem chłodny dreszcz tej pisanej jak i niepisanej sugestii. Nie mogę tego fanfika zwyczajnie podsumować, więc pod koniec dodam coś od siebie. Na razie jednak skupmy się na konkretach. Fanfik z początku wydaje się fabularnie mocno serialowy i dziecinny. Ale im dalej, tym jaśniejsza staje się wola autora. I to jest przepiękne jak dla mnie. Od banału do czegoś, czego absolutnie po początku nie szłoby się spodziewać. Choć w opisie jest to częściowo widoczne. Klimat tego fanfika jest bardziej wyczuwalny, niż w niejednym wielorozdziałowcu. I to też należy pochwalić. Technicznie jest znośnie. Znów musiałem zamieniać - na –. No i oczywiście brak przerwy między akapitami. Postacie są ciekawe. Mamy małą klaczkę, główną bohaterkę, która stara się znaleźć swoje skrzydła, w dużej części metaforyczne. Jest jej matka, rzadko występująca i mało o niej mogę powiedzieć. Autor-tata, co jest naprawdę nietypowe i aż się zdziwiłem gdy było napisane, że klaczka spojrzała na ekran. Nie od razu zczaiłem. No i nowy przyjaciel klaczki, ogierek pegaza. Wszystkie postacie są okej, klaczka jest nawet wiarygodna gdyby nie kontekst fanfika. Podsumowując… aż mi ciężko. Twoja decyzja, autorze! Jeśli wszystko to jest prawdą, to i tak nie odpowiesz, ale co mi szkodzi spróbować w zupełnie inny niż dotychczas sposób. Raz tego nie zrobiłem i tego żałuje, więc niech się dzieje: A bardziej standardowo, jako, że wiem, że nie każdego to zadowoli, a i ma więcej sensu po lekturze, nie wiem czy widziałem swoją „Gwiazde”, z początku dziwiłem się z tagu [poetry], ale mimo wszystko nie nudziłem się, o nie. Czy mogę polecić te opowiadanie? Nie do końca. Przede wszystkim musisz być gotowy na to, że nie jest to zwykłe opowiadanie. I jest to zarówno złe jak i dobre. Ja wczytałem się w ten tekst i starałem się go zrozumieć (czy zrozumiałem – trochę nie mi oceniać). Może to jakiś żart, którego padłem ofiarą. Może źle coś odebrałem. Oby. Wolałbym tę wersje, niż to co obecnie zastałem. Miałem czytać dziś jeszcze jedno opowiadanie, ale to zbyt mnie przygniotło. Na koniec, cytat z opowiadania, w spoilerze: Pozdrawiam.
×
×
  • Utwórz nowe...