Skocz do zawartości

Ziemniakford

Brony
  • Zawartość

    364
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    14

Wszystko napisane przez Ziemniakford

  1. Witam serdecznie. Przekopka trwa. Mam ambiwalentne odczucia odnośnie tego fanfika. Zacznijmy więc od rzeczy, które mogę ocenić bardziej pozytywnie, niż negatywnie. Fik zachowuje z pozoru klimat SoLa, aż do zakończenia. Które, jak dla mnie, jest przynajmniej dziwne, ale do tego przejdę później. Fabuła przedstawia, jak tytuł mówi, historie dnia z życia Polarisa, dość zwykłego jednorożca. Ot, poranek, odprowadzenie dzieci do szkoły, praca… niby nic zwykłego. Ale w tym wszystkim są też rzeczy dziwniejsze, jak jego nagły wybuch emocji przy pewnej „wdowie”. Trochę zapowiada zakończenie, choć spodziewałem się po Polarisie bardziej… hm, masowego działania. Akcja jest dość powolna i nie spieszy się do ukazania, czemu Polaris jest tak zamyślony. Co zaliczam jak najbardziej na plus. No i firma XDENT rozbawiła mnie bardziej, niż poprzednia komedyjka, którą czytałem. Teraz przechodzimy do kwestii mniej pozytywnych. Jak firma, w której Polaris funkcjonuje, skoro on sam sprzedał więcej leków, niż reszta działu? Fanfik jest też trochę nużąco-obleśny, powracając do tematów seksualnych, choć wynika z tego coś ciekawego, musze przyznać. No i sama postać Polarisa… hm. Czemu postąpił w ten sposób? O ile idzie się tego spodziewać, o tyle nie wiem, czy postąpił tak, jak by wynikało z kontekstu sytuacji. Brzmi to może jak oksymoron, ale po prostu są znacznie lepsze sposoby na zmianę czegoś w swoim życiu. Poza tym inne postacie są. Tylko kolega z pracy Polarisa ma dość dużo czasu antenowego, by jakkolwiek był ciekawy. Stan techniczny jest baaardzo bliski stanu leżenia i kwiczenia. To jeszcze nie ten stan, ale nie wiele mu brakuje. Braki przecinków, brak myślników, błędy końcówek sporej ilości wyrazów, lita ściana tekstu (nie ma ani jednego odstępu pomiędzy akapitami, a same akapity są odwrotne [pierwsza linia jest bliżej lewej strony... strony, a pozostałe mają odstęp]) a to jeszcze nie koniec. Kończąc, jest to opowiadanie trochę jak „Cierpienia młodego Wertera”. Nie wiem czemu powstało i jak to miało być ciekawe jako całość. Z początku nawet się wciągnąłem, zwłaszcza po tym jak Polaris jechał po tej „wdowie”, ale zakończenie… hm, zostawia dużo do życzenia. Nie mam nic przeciwko takim zakończeniom, nawet się go spodziewałem, co nie zmienia faktu, że dziwnie tu nie pasuje. Czy mogę ten fanfik polecić? Nie, nie jest jakoś szczególnie warty uwagi. Pozdrawiam.
  2. Witam serdecznie. Fanfik przykuł moją uwagę z dwóch powodów. Nie miał żadnego komentarza, a w dodatku Dark i Comedy to niecodzienne połączenie. Po jego przeczytaniu już wiem, czemu te połączenie tu pasuje, chociaż nie koniecznie działa. W fanfiku mamy fabułę w fabule. Ot, Lyra wymyśla sobie historyjkę do tego, co roi jej się po nocach. Sam motyw jest nawet ciekawy, ale sam komizm sytuacji, zwłaszcza zakończenia, jakoś szczególnie mnie nie rozbawił. Pod względem technicznym jest znośnie. Dałem parę poprawek w komentarzach, chociaż prawdę mówiąc, wątpię by autor cudem ożył i je zaakceptował. Boli brak justowania, chociaż nie jest to chyba błąd, więc nie obniżam za to oceny, ale brak – już muszę zanotować. Klimat jest. I chyba tyle mogę na ten temat powiedzieć. Serio, komedia nie jest śmieszna, a dark nie jest mroczny. Nie czuć niczego w ogóle. Postacie występują i to też jedyna ich cecha. To serio mogłyby być jakie bezimienne, nikomu nie znane ocki i opowiadaniu by to nie zaszkodziło ani trochę. Ciężko mi się do tego fanfika jeszcze jakoś odnieść, zważywszy na jego ekstremalną krótkość (2 strony!). Podsumowując, jest to wyjątkowo miałkie opowiadanie, z zaledwie jednym ciekawym pomysłem, na którym całość jest oparta. Może ma to sens, może ktoś tu zauważy jakiś głębszy żart, głębszy mrok, albo po prostu coś, czego ja nie widzę. Nie wykluczam. Ale osobiście odradzam czytanie tego, nic nie stracicie. Pozdrawiam.
  3. Witam serdecznie w epoce fandomu… no, już nie łupanego, może jakaś wczesna era brązu, albo późna miedzi. Dzięki „Up in the sky”: • przekonałem się, że nie każdy stary fanfik musi być tragedią techniczną. • jak, w gruncie rzeczy, zapomniane jest TCB (posortowałem sobie tematy w dziale po dacie rozpoczęcia i ostatni fik TCB to 2019!). EDIT 1: moja pomyłka, są nowsze opowiadania TCB, ale jest ich dość mało. • przypomniałem sobie jak dziwnym słowem jest kakao. • i najważniejsze, nabrałem ochoty na więcej kopania! Ale przechodząc do oceny, zacznijmy od strony o którą bałem się najbardziej. Technikalia. A jest znośnie, serio. Najczęstszy błąd to - zamiast –. Widziałem nowsze teksty ze znacznie gorszą stroną techniczną. Szkoda, że nie są włączone komentarze, bo zasypałbym fik poprawkami. Bo błędów jest zauważalna ilość, ale nie jest to pod względem tekst tragiczny. Od strony klimatu jest to SoL ze słów i liter. I to całkiem-całkiem. Historia opowiada losy Igora, który postanowił zostać kucykiem. Cała oś fabularna kręci się w około prób nauczenia się latać w nowym ciele, jako, że został pegazem. A chce się nauczyć latać, by pomóc pełnej małej klaczce, która tak jak on dawniej była człowiekiem. Nie jest to fabuła porywająca, ale ma swój urok. I prawdę mówiąc nabrałem ochoty na tego typu TCB, opowiadające codzienne losy ludzi, kucy i nowokucy. Duża, o ile nie całość, TCB które czytałem, musiała opowiadać o konflikcie ludzie-kuce dość szeroko pojętym. P(d)OZ, FOL i te sprawy. I w tym całym konflikcie serio brakowało mi takiego SoLa osadzonego w tych klimatach. Postacie są… proste. Nie prostackie, ale proste. Bardzo łatwo je zrozumieć. I chyba największym minusem jak i plusem opowiadania jest jego długość. Szczerze liczyłbym na jakiejś rozwinięcie tych relacji, tej historii, wyjaśnienia niektórych wątków, a niektórych rozbudowaniu (bo sam trening jest jednak dość krótki, choć to główna składowa długości tekstu). Podsumowując, jest to całkiem przyzwoite opowiadanie. Brakuje mu finalnej korekty jak i paru stron długości (co jest zrozumiałe, zważając na to, że było to opowiadanie konkursowe). Szybko i przyjemnie przeczytałem całość (co nie było trudne, zważając ponownie na jego długość). Czy mogę je polecić? Jeśli jesteście w stanie przeboleć pewną, zauważalną, ilość błędów technicznych – tak. No, oczywiście musicie lubić też sole. No i nie mogę zapomnieć o najbardziej ambitnym crossoverze. „Czy gdzieś tam istniało Śródziemie, w którym to Dzielny Buzz Astral Przemierzał całe krainy wraz z oddziałem Borgów by ostatecznie zniszczyć kamień filozoficzny wrzucając go do Basenu?" Nie wiem czemu, ale mnie to nad wyraz rozbawiło. Pozdrawiam serdecznie.
  4. Witam. Krystallina Autokratorias to fanfik, który jednocześnie mnie wchłonął ale i zostawił wiele, niekoniecznie pozytywnych, pytań (choć raczej powinienem napisać: pytań, których nie powinienem zadać, jeśli tekst bardziej by mi się spodobał/widziałbym mniej jego potencjalnych wad). Chciałbym zacząć od typowego dla mnie narzekania na tempo akcji czy prowadzenie fabuły, ale… no właśnie. W tym fanfiku nie ma akcji ani fabuły. I jest to zrobione w ten sposób, że nie jest to złe. Właściwie, jeśli miałbym porównać ten tekst do czegokolwiek innego, to najbliżej temu do literackich remiksów artykułów z wikipiedii. Ma to swoje wady – nie ma bohaterów w klasycznym tego słowa znaczeniu, nie ma też akcji, nie ma też wielu innych rzeczy. Są opisy. Mnóstwo opisów. Nie wiem czy zauważyłem jakikolwiek dialog, serio. Tak więc mamy same opisy, ale za to jakie! Styl jest naprawdę sycący oko i dusze. Takie artykuły aż chciałby się czytać (no ale oczywiście styl encyklopedyczny na tym, chcąc nie chcąc, nie polega)! Technicznie znalazłem chyba dwa błędy, niestety czytałem na telefonie, więc teraz znalazłem ponownie i zaznaczyłem tylko jeden. Nigdy nie odważę się wypowiadać nazw własnych użytych w fanfiku (może propos przypisów dać też wymowę?), ale przykuwają oko. Nie mogę niestety ocenić ich jakości, nie znam greki w żadnym wydaniu. Wszystko to daje specyficzny klimat, troszeczkę inny dla każdego rozdziału. I właściwie bardzo chciałbym dalej chwalić ten fanfik, ale… kurczę, o czym on jest? Lubię opisy, lubię ten styl. Ale w tym fanfiku jest jedynie to. Temu serio jest zbyt blisko do artykułów encyklopedycznych czy książek od historii, niż do typowego fanfika. To świetnie spisałoby się jako dodatek do jakiegoś tekstu, o!, ale samodzielnie jest to co najmniej dziwne. Czy to ma być fanfik jedynie o opisach Kryształowego, czy ma się tu coś dziać? Czy jest to światotworzenie dla światotworzenia, czy jest tu głębszy cel? Boje się, że kontynuacji nigdy się nie doczekamy, więc i nie doczekamy się odpowiedzi. Choć zawsze mogę zapytać autora, ale to chyba zbytnio droga na skróty. I naprawdę, czyta się to świetnie, na tyle, że aż sobie przypominam, czemu rzadko komentuje fanfiki niezakończone. Po stokroć wole skończony, ale zrypany fanfik, niż niedokończoną perełkę albo niezrealizowany potencjał. Ale na litość bogów greckich, ja nie mogę, choćbym chciał, tego fanfika polecić każdemu, mimo że nie jest on zły! To jest taki nietypowy fanfik z niezrealizowanym potencjałem w pigułce. Podsumowując, ten fanfik jest jak pizza z ananasem. Albo kochasz, albo nienawidzisz. Mogę go polecić na pewno jako źródło inspiracji, ale zdecydowanie nie jako fanifk do czytania podczas podróży, albo dla relaksu. Choć zrelaksować może, ale trzeba to lubić. Te opisy są piękne, detaliczne, długie, wręcz gargantuiczne, ale są tylko one! Jestem w stanie sobie wyobrazić, że ktoś zanudzi się tu na śmierć. Tu jest bardzo mało miejsca na coś pomiędzy. Docenić kunszt, albo krytykować brak fabuły! Uwielbiać światotworzenie, albo nie rozumieć czemu służy gdy nie ma akcji! Chwalić lub palić! Jeśli ktokolwiek jest zainteresowany moim osobistym zdaniem, to sądzę, że przede wszystkim musiałbym zobaczyć kontynuacje, żeby ocenić to rzetelnie, ale oceniając to teraz i w tym stanie, mogę jedynie powiedzieć, że mi czytało się to przyjemnie, wsiąknąłem w te opisy, ten świat i zwyczajnie, gdyby nie data premiery ostatniego rozdziału, czekałbym na więcej. Pozdrawiam.
  5. Witam serdecznie. Opowieści o Szklanej Kuli. Jeden ze zdecydowanie lepszych fanfików, które czytałem. I to nie jeden raz! Teraz jest przynajmniej szósty. A to bardzo dużo mówi o tym dziełku. Z pozoru jest, zwłaszcza tak do połowy, jest to kolejny zwykły tekścik o przygodach M6. Ot, anomalia w Ponyville, którą chce zbadać i ewentualnie zwalczyć główna szóstka. Przygoda jak się patrzy! Aż Fluttershy po pewnym wypadku zaczyna zauważać coraz więcej dziwnych rzeczy. I to dopiero sam początek. Z anomalią dochodzi twist, a i Fluttershy coraz bardziej się niepokoi. O siebie, lub o świat, tak bliski i odległy jak ten w szklanej kuli. Ostatecznie wszystko, a nawet więcej, się łączy. I cała fabuła tego opowiadania, im dalej w las, tym bardziej niepokojąca. I tak przechodzę płynie do klimatu, który jest naprawdę wyczuwalny. Ten fanfik po prostu czuć. I jest to absolutnie cudowne. Wchłania całkowicie. Postacie oddane są dobrze, nawet Fluterka dobrze wpisuje się w swoją… hm… nową role. Z wprowadzonych postaci, których nie jest dużo, tylko trochę więcej czasu antenowego ma antagonistka. I jest to dość typowa antagonistka w swym całym przekroju, naprawdę można ją przewidzieć. I nie jest to w tym akurat przypadku złe, bo ewidentnie miało tak być i ma to swój cel. Stylistycznie i technicznie – żadnych zarzutów. Jest bardzo dobrze. Pochwalić muszę fragmenty SoLowe. Narracja jest taka, że nie idzie się zanudzić, mimo, iż pozornie nic się nie dzieje. Z ogromną przyjemnością pochłania się kolejne rozdziały. Znalazłem raptem parę potknięć. Dialogi spełniają swoją funkcje nadwyraz dobrze. Oddają postacie i oddają charakter scen i sytuacji. Jak najbardziej na plus. Trochę teraz wejdę w spoilery: Wracając do części bezspoilerowej. Akcja jest wyważona, ani za wolna, ani za szybka (przynajmniej dla mnie, jestem w stanie sobie wyobrazić, że dla kogoś będzie to za wolne). Osobiście pochlebiam. I zresztą nie tylko to chwale, bo to, w jaki sposób przebiega historia, jak została przedstawiona, jak bardzo idzie się w to wszystko wczuć – wszystko to jest godne pochwały. Bardzo cenie sobie w tym fanfiku główny zwrot fabularny, do którego powoli wszystko zmierza. A także zakończenie, ani trochę nie oczekiwane, powiedziałbym nawet – wbrew wszystkiemu. A jednak komponujące się z Fluttershy i jej historią. Jej wewnętrznym konfliktem, przypadkami jakie jej się zdarzają. A także to jak świat reaguje na poczynania Fluttershy i jak to jest nierozerwalnie związane z całością. Piękne. Podsumowując, fanfik ten zasługuje na polecenia i pochwały. Naprawdę warto przeczytać. A przynajmniej spróbować, dać mu nawet parę szans, bo jestem w stanie absolutnie zrozumieć, jeśli ktoś by nie lubił fragmentów SoLowych, na których oparta jest duża część fanfika. Osobiście jednak szczerze zalecam przeczytać. Tekst absolutnie ponadczasowy. Pozdrawiam.
  6. Witam serdecznie. Mam z tym fanfikiem pewien problem. Chyba po prostu miałem zbyt wysokie wymagania po „Ostatniej rzeczy, jaką zrobi…”. Cóż, zacznijmy od początku, a początek to istnie trzęsienie ziemi. Wybuchy, emocje i klacze w krótkich spódniczkach! A nie, chwila, tego ostatniego nie ma. Znaczy klacze są, ale nie w krótkich spódniczkach. Gdybym był innego typu czytelnikiem, może powiedziałbym, że śledziłem to z zapartym tchem. Ale jestem sobą i prawdę mówiąc tego typu początki mnie lekko nużą. Nie ma w nim nic złego, ale to trochę nie dla mnie. Później oczywiście wszystko coraz bardziej się wyjaśnia. I fabuła jest po prostu dobra. Jestem w stanie uznać, że kogoś wciągnie. Choć zakończenia szło się spodziewać. Może z wyjątkiem głównego złego. Swoją drogą bardzo aktualne przedstawienie Rosji. Akcja jest naprawdę szybka, zwłaszcza na początku i pod koniec. W środku zwalnia, z paroma innymi epizodami. Zwroty akcji też są, nawet nawarstwione na sobie. Postacie są dobrze napisane. Nie powiem, rozbawiła mnie sztuczna inteligencja nazwana „ISIS”. Mój człowiek ją nazywał! A na pewno ja wymyśliłbym przynajmniej coś równie głupiego, w stylu SASIN – Sztuczna Adaptacyjna Samoucząca Inteligencja Neuronowa. Chociaż nie przekonuje mnie bardzo szybka przemiana pani doktor. Rozumiem, że pistolet przystawiony do głowy to konkretny argument w dyskusji i moment w którym argument siły zwycięża z siłą argumentu, ale serio za szybko poszło. No ale nie powiem, Sergiej też swój człek. Takich ludzi potrzebujemy! Jego losy nawet mnie wciągnęły, gdy już się rozwinął. Wracając chwilowo do fabuły, jestem lekko niezadowolony zakończeniem. Czegoś mi tu brakowało. Sam zwrot akcji dotyczący głównego złego był niespodziewany, ale tu nie o to chodzi. Tak po prostu czegoś mi tu brakuje. Nie jest to zakończenie jak z „Ostatniej rzeczy […]”, które wgniotło mnie w fotel i zastanawiam się nad nim do dziś. Jest to po prostu dobre zakończenie dobrego fanfika. Klimat… hm, i tu też mam problem. Nie czuje go. Może coś w stylu filmów akcji? Ciężko mi powiedzieć. Jakiś jest, ale nie potrafię powiedzieć czy jest go dużo i jaki dokładnie jest. Stylistycznie jest dość sucho, ale nie jest źle. Technicznie nie mam do czego się przyczepić. I właściwie te zdanie jest dobrym wyznaczeniem poziomu tego fanfika dla mnie. Nie mam się czego przyczepić. Ale zbytnio nie mam za co chwalić. Jest to zupełnie nie mój typ fanfika i bardzo ciężko mi się go ocenia. I żeby nie było, podkreślam, nie jest to zły fanfik, gdybym miał go ocenić liczbowo było by to solidne 6,75/10 (z tym zastrzeżeniem, że staram się używać całej skali, a nie jej części od 7 do 10, więc bardziej na graczowe to byłoby 8/10), ale jest to tylko dobry fanfik, który ani przez chwile nie sprawił mi wrażenia „wow!”. Jestem absolutnie przekonany, że inne osoby znacznie bardziej polubią ten fanfik, ale dla mnie, zwłaszcza po wcześniej już wspominanym wcześniejszym dziele autora, jest to lekkie rozczarowanie. I podsumowując, choć chyba to co było przed chwilą też było podsumowaniem, ja naprawdę nie chce nikogo zniechęcać do tego fanfika, ale jednocześnie zastrzegam – nie mogę go też polecić. Jeśli miałbym wskazać chociaż jedną, jedyną rzecz, która wgniotła mnie w fotel (a właściwie w łóżko, bo leżałem na łóżku czytając), to miałbym problem. Zwroty akcji są niespodziewane, ale nie aż tak niespodziewane. Postacie są dobre, ale nie aż tak dobre. Wszystko w tym fanfiku jest zaledwie dobre! I nie jest to kurczę nic złego. Może znajdą się osoby, którym bardziej się to spodoba. Nie wiem. Próbowałem wysupłać coś z tytułu, z nazw rozdziałów, jakiś ukryty sens, jakieś znaczenie umykające mym niewierzącym oczom. Właściwie wszystko co wysnułem zgrywa się z historią – o ile tłumacz gugyl nie oszukał mnie przy tłumaczeniu tytułu. Bohater, który stara się być wierny temu co wierzy, wplątany w niejasną z początku i dla niego i dla czytelnika siatkę wrogów i przyjaciół, do którego powracają pewne demony przeszłości, skazany na pewną nieuniknioną konfrontacje, zaskoczony, ale po wszystkim nadal realizujący co uważał za słuszne. Wszystko widocznie prowadzi do tego momentu i do tego stwierdzenia, tak jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Pozdrawiam serdecznie.
  7. Witam serdecznie. Kolejny fanfik. Prawdę mówiąc jest to kolejny, który przeczytałem tylko dzięki Kącikowi Lektorskiemu. No ale mniejsza z tym. Zacznijmy od tego, że komiksów z poniaczy nie czytałem żadnych (z wyjątkiem jednego), więc do tej części, nierozerwalnie związanej z opowiadaniem, nie będę się odnosił. Także fanfik fabularnie zaczyna się ostro (i praktycznie mało kiedy zwalnia), od przegranej z pochłanianej przez Zmorę Rarity. Dalej nie jest dla M6 i Equestrii dużo lepiej. Śledziłem z zainteresowaniem losy bohaterek. A zakończenie jest naprawdę dobrze dobrane, nieznacznie spodziewane (może oprócz tego co się stanie z elementami). Choć, tak szczerze, spodziewałem się jakiegoś twistu związanego z pewnym artefaktem, na który dużo uwagi zwracała Koszmarna Rarity. Tylko tu się troszeczkę zawiodłem, ale poza tym, nie idzie się nudzić. Zwłaszcza, że (jak już wspomniałem) praktycznie przez cały czas akcja nie zwalnia. I jest to jeden z nielicznych fanfików gdzie mi to nie przeszkadza. Nie wiem czemu. Może kwestia długości, może kwestia samej wprawy autora, a może nie jest to po prostu za szybkie na moje gusta i guściki. Postacie, choć tych jest dość mało w głównej części fika, oddane są zadowalająco. Chyba tylko Trixie i Spike przez część czasu nie byli zbyt mało sobą (dłużej w przypadku Trixie), choć było ku temu późniejsze wyjaśnienie. Nawet polubiłem swoisty pietyzm Koszmarnej Rarity. Dialogi napisane są dobrze, oddają postacie i spełniają swoją funkcje. Nie jest ich za dużo (samego fanfika zresztą też, ledwie 38 stron). Klimat jest umiarkowanie ciężki. Czuć go i utrzymuje się równo od prawie cały czas fanfika, z paroma wyjątkami, co jak najbardziej należy zaliczyć na plus. Technicznie i stylistycznie nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystko jest jak należy. Właściwie jedynym minusem fanfika jest to, że aż szkoda, że nie jest dłuższy. Wszystko jednak jest zrozumiałe, konkurs, terminy itp., itd.. Troszeczkę odbija się to na opowiadaniu. Niektóre sceny proszą się o rozbudowanie. I podsumowując, choć ciężko mi się to robi, w wielu aspektach te opowiadanie jest naprawdę dobre. I na pewno mogę je polecić jeśli jesteś gotowy na to, co zastaniesz. Pozdrawiam.
  8. Witam serdecznie. Prawdę mówiąc, nie gustuje w sci-fi jako takim, jednak fanfik ten zainteresował mnie. Zainteresował mnie głównie dlatego, że po prostu byłem na jego słuchaniach i czytaniach na Kąciku Lektorskim. Na początku nie byłem co prawda jakimś uważnym słuchaczem, ale ostatecznie tekst ten doczytałem samodzielnie dziś do końca, gdyż coraz bardziej mnie interesował. Jednak fanfik, jak dla mnie, dobrze rozkręca się dopiero na środku i pod koniec, przy zakończeniu, którego w ogóle się nie spodziewałem. Wszystko to było o tyle ciekawe, że logiczne i wynikające z siebie. Nie znam się na chemii czy fizyce jakoś szczególnie (choć oceny miałem niezłe), jedyne prawo fizyki, jakie pamiętam to 3 prawo dynamiki Newtona („Jeśli ciało B, działa na ciało A z siłą F, to siało B działa na ciało A z siłą o takim samym kierunku i wartości, ale o przeciwnych zwrotach”) i pamiętam je jedynie dzięki machinimie z Gothica, o ironio, „Głupi jaś”, a nie dzięki szkole. Z chemii pamiętam parę substancji, w tym mój ulubiony napój H2S04 (jeśli ktoś nie zczaił żartu, chodzi o kwas siarkowy, absolutnie nie radze pić tego). Pamiętam jedynie trochę matematyki, bo ją uwielbiałem. Mimo wszystko to, co przewinęło się w fanfiku z nauki, brzmiało, (i tu podkreślam) jak na moje uchu, rozsądnie. Wiadomo, przewijała się magia, ale to cecha tego uniwersum. W sumie nawet mi szkoda, że fanfik trochę więcej rzeczy nie zaryzykował robić nauką, no ale mniejsza. Jednak, jako że obiektywnie rzecz biorąc, nie mogę ocenić, to nie wpłynie on na ocenę. Zacznijmy od początku, z którego, będąc szczerym, niewiele pamiętam. Musiałem go sobie przypomnieć teraz (22:24, dnia 23 października 2023 roku pańskiego, czas dla porównania, by jak ktoś chciał, wiedział, ile zajęło mi powtórzenie materiału i pisanie tego). Chyba po prostu nie byłem na pierwszych czytaniach. Fabularnie fanfik z początku nie zachwyca. Poznajemy kolejno bohaterów, Etropiego, który skonstruował sobie sztuczne skrzydła i wylądował po testach (przed Rainbow Dash) w szpitalu, Radiationa i Integrala. Trzech (prawie) wiecznie zachlanych studentów (niech się zgłosi jakiś student, czy faktycznie ten stereotyp odpowiada jeszcze rzeczywistości). Po naprawdę krótkim czasie przeznaczonym na poznanie naszych bohaterów dowiadujemy się wraz z nimi o zagrożeniu. Czarnej dziurze, będącej relatywnie blisko (oczywiście jak na kosmiczne warunki) układu, w którym znajduje się planeta z Equestrią. Nasi studenci, przekonani, że samą magią kraj nic nie działa, planują jak powstrzymać zagrożenie. I właściwie te zdanie bardzo dobrze opisuje poziom pewnego namacalnego absurdu kreującego się i wijącego przez całe opowiadanie. Wystarczy powiedzieć jeszcze, że jedną z książek, których potrzebują do opracowania planu, dostarcza im sama księżniczka Celestia. Ten absurd, abstrakcja, surrealizm i klimat jak z pierwszych odcinków Świata według Kiepskich, czytaj krzywego zwierciadła, mocno dał mi się we znaki przez całe opowiadanie. Jest w nim jednak coś uroczego i (co by nie mówić) serialowego. Akcja idzie do przodu… chociaż głównie biegnie, a czasami wręcz leci, bo w przeciągu jednej części, którą chyba wypada traktować jako zbiór paru rozdziałów, chociaż długościowo nic na to nie wskazuje, dzieje się wiele rzeczy… i pojawiają się coraz to kolejne zwroty akcji. Czego w tym fanfiku nie ma? Roboty? Wirtualna rzeczywistość? Podróże w czasie? Spiski rządzących? Obce cywilizacje? Jest, jest, jest, jest i jest. A nawet więcej. I tu znów wracam do serialowości – wiele rzeczy serio jest równie chaotyczne, jak w serialu, chociaż nie upatrywałbym tego jako minus. Jednak jest to chaos kontrolowany, chociaż trochę brakuje mu, by nazwać go po prostu złożonością. Dzieją się jednak także od czasu do czasu rzeczy, w które, mimo najszczerszych chęci, nie jestem w stanie uwierzyć. Ot, choćby sprawa z Pinkie. Rzecz, którą ją spotkała, zwłaszcza że zaznaczone było, że Twi dokładnie ją badała (nawiązanie do odcinka), jest tak nieprawdopodobna, że szkoda pisać. Technicznie mam tylko jeden większy zarzut – brak myślników. Poza tym jest porządnie. Styl często wchodzi w język techniczny, co nie jest minusem w wielu wypadkach. Postacie da się lubić. M6 jest oddane dość dobrze, choć nie powiem, scena poimprezowa na statku kosmicznych mocno mnie zastanowiła. No i Celestia, która jest bezbłędna. Znacznie bardziej przypomina władczynie w tym fiku niż w serialu, a to na plus. I te piękne słowa z jej ust: Z ugrzecznionego na nasze: wydupiać ratować mi kraj! Bezcenne. No i oczywiście Spike, któremu Twi powinna zamontować filtr antyspamowy. Ciekawe rzeczy wynikały z braku tego, jakże istotnego, elementu. Klimat jest, ech kochane powtórzenia, iście serialowy. I w sumie ciężko mi go określić inaczej. Nie znam się na sci-fi, więc niezbyt mogę powiedzieć, czy oddaje to ten klimat. Co by tu jeszcze powiedzieć… Ciężko mi się komentuje fanfiki po tak długiej przerwie, nie wiem, do czego się odnieść… Dobra, na siłę więc, podsumowanie. Fik mi się nie ironicznie podobał. Im dalej w las, tym lepiej. Jest w tym coś mocno serialowego, tak, że ma się wrażenie, jakby czytało się rzeczywiście scenariusz jakiegoś potencjalnego odcinka, który, swoją drogą, nigdy by nie wyszedł, zważywszy na ilość alkoholu i okazjonalnej krwi. Czy mogę go z czystym sercem polecić? Niezbyt, trzeba wiedzieć, na co się trafiło. Nie spodoba się to każdemu. Pewnie niektórzy padną po którymś opisie spitych kucyków, a inni po technomowie, a jeszcze inni nie strawią wielokrotnie wspomnianej serialowości. Także, jeśli jesteś, drogi czytelniku tego komentarza, gotowy na te czy inne niedogodności, próbuj. Na pewno nie zaszkodzi. A ja tymczasem końce ten komentarz. Pozdrawiam.
  9. No dobrze, miałem racje. Odpisywanie na to rano nie byłoby dobrym pomysłem. Pięć lat od teraz, tak? Raczej będzie dało się zrobić, chociaż jest to odległa przyszłość. Czy byłem młody? Raczej. Około 19 lat w chwili rozpoczęcia pisania to chyba nie starość. Hm, ciężko mi powiedzieć na ile tekst w nawiasie jest ironią, no ale nie będąc pewnym zaliczę to na plus. Mniejsza, to akurat nie jest najważniejsze. Co do inkantacji, jestem w stanie zrozumieć zastrzeżenie co do maszynki do mięsa. Zastanowię się jak zastąpić tych „samobójców" innym porównaniem. Co do Sombry, hm, no ta cykuta jest bezproblemowa do zastąpienia. No i pytanie brzmi, czy utożsamiasz się z nim najbardziej, bo po po prostu jest to najmniej zły wybór dla ciebie, czy po prostu faktycznie ci pasuje? Akurat to z ciszą wyjątkowo szkoda mi usuwać. Z drugiej strony, czy o tym właśnie nie pisałem? Właśnie podczas pisania miałem takie wrażenie, że jak cały czas będzie klimat, który docelowo miał być w miarę gęsty i w pewnym stopniu mroczny, to w końcu ten balon klimatu pęknie, bo będzie tego aż za dużo i aż za bardzo. Widocznie przesadziłem w drugą stronę i za często sprawdzałem, czy nie ma za dużo powietrza, sprawiając, że więcej go traciłem, niż zyskiwałem. Mimo wszystko część żartów, zwłaszcza tych mniej oczywistych, bym zostawił. To się da zrobić. Postaram się to nawet w jakimś bliższym, chociaż nieokreślonym, czasie przeczytać i posprawdzać co można zupełnie bezboleśnie usunąć, zmienić, a nad czym będę musiał posiedzieć. No cóż, co kto lubi. Akurat Handlarz i Złodziej mieli, przynajmniej częściowo, tacy być. Tyle, że Złodziej jest już pogodzony coraz bardziej, a Handlarz wciąż buntowniczy. To oczywiście też da się poprawić. Chociaż dość dobrze podkreśla to to, co napisałaś w ostatnim zdaniu. Handlarz jest po prostu hipokrytą. Chociaż nie jest to największy grzech Handlarza. No ale zmiana paru dialogów z pewnością nie zaszkodzi. Akurat nie powiedziałbym, że robota Handlarza, przed zostaniem Handlarzem, była nudna. Nawet ją lubił. No ale to najmniej ważne. Trochę ciężko mi sobie wyobrazić tę historię bez scen podróży Złodzieja i Storm, a także historii HS i Meadow. Musiałbym to zupełnie inaczej napisać, kładąc nacisk na inne aspekty. Same śledztwo można niby rozwinąć, ale akurat ono wydawało mi się w pewien sposób rozwleczone. Fanfik o zebrze? Hm, można to zrobić #kiedyś. Natomiast krojenie obecnie tego żywcem chyba mija się z celem. No i sędzia... nie tyle śmiertelny, co w miarę możliwości bezstronny. Do obu stron był zrażony na początku tak samo. Zresztą, z ochroną M i S nic mu nie groziło. Co do Lucyfera, pudło. Lucyfer ostatecznie został tylko jednym z imion, ale nie prawdziwym. Chociaż w starszych wersjach notatek mogło być inaczej. Podpowiem, że jest związane z tym, co uważa, że robi z duszami. Podobieństw jest znacznie więcej. W pewien sposób Storm i Meadow też są podobne. Co do Pana Lusterko, znajomy też zwrócił mi uwagę na podobieństwo niedawno, ale akurat to wyszło całkowicie przypadkiem. Chociaż zadziwia mnie to, jak mało osób dostrzega te podobieństwa (mimo braku komentarzy na forum, jak było wspomniane, fanfik wcześniej był czytany. I o ile Hoffman to dostrzegł, o tyle na Kąciku Lektorskim nie było to takie oczywiste). Oczywiście, że mógł. Dziwi mnie to, że nie zauważyłaś (albo nie wspomniałaś o tym, że zauważyłaś) jednego. Jak ta postać jest sobą i wszystkim innym znudzona. Po prostu wykreował sobie wyzwanie, którego starał się trzymać. Bo gdy może się wszystko, czy nie jest to w pewnym momencie nużące? No cóż, nie zostało nic innego niż próbować to poprawić na tyle, by sama fabuła i zamysł pozostał ten sam. Nie będę zmuszał do ponownego czytania jak coś, ale jestem ciekaw - jakbyś oceniła ten fanfik, już bez wdawania się w szczegóły dając to w stali x/10, gdyby nie było tego, co określiłaś jako zbędne? W ogóle, mimo masy krytyki, a może nawet dzięki niej, dodatkowo muszę ci pogratulować, bo jesteś jedną z 3 znanych mi osób, która naprawdę zadała sobie trud, by dogłębnie zrozumieć moje opowiadanie. Pewnie takich osób jest więcej, ale tylko trzy komentowały w taki, mniej więcej, sposób. Chociaż nadal trochę jest dla ciebie do odkrycia w tym fanfiku, no ale wątpię żebyś czytała to jeszcze raz, nawet jeśli #kiedyś (o ile w ogóle) wprowadzę jakieś bardziej znaczące zmiany. Dziękuje za poświęcony czas i za komentarz. Pozdrawiam.
  10. Powiadają, że po świecie krążą wędrowcy, którzy nigdy nie kończą swych wojaży. Tak, to prawda. Zwłaszcza, że niektórzy podróżują dłużej od innych. Znacznie, znacznie dłużej. Jednak nie wszystkie podróże powodowane są chęcią przygody. Niektóre zaczynają się od zwykłej ciekawości. Tak swoją podróż zaczął... Całość fanfika Rozdział 1 „Nigdy nie kłamie" Rozdział 2 „Niech żyje bal" Rozdział 3 „Marzenie o odpowiedzi" Rozdział 4 „Pamiątka tamtego dnia" Rozdział 5 „Podróż bez pewności" Rozdział 6 „Możliwość nad pięknem" Rozdział 7 „Sędzia w pojedynku" Rozdział 8 „Wzgórze przegniłej wierzby" + posłowie Przedczytanka: Hoffman Korekta: Cinram, Hoffman Twórca okładki: Magfen Podziękować też chcę Kącikowi Lektorskiemu Bronies Corner, gdzie fik miał wcześniejszą premierę. A także mały bonus dla tych, którzy przeczytali całe opowiadanie: Właściwy pojedynek Pozdrawiam i miłego czytania. ~ Ziemniakford.
  11. No to jedziemy. Mam serdeczną prośbę do autora, by przeczytał moją opinie do końca (jeśli jeszcze żyje w ogóle), bo chociaż jest negatywna, to starałem się być konstruktywny w swej krytyce (czy wyszło to nie mi oceniać xd). Nie zrażaj się i nie poddawaj. Ostatnio tak źle czytało mi się „Panią Bovary", którą osobiście przezywałem panią Browary, bo tylko w ten sposób ta książka była jakkolwiek dla mnie ciekawa (i tak jej ostatecznie nie przeczytałem). Akcja gnająca na złamanie karku, zły zapis dialogowy, dziwaczne zdania, często nielogiczne lub mające mniej sensu niż moje życia... Dobra, może uporządkujmy to. Po pierwsze, na prawdę, nie ma potrzeby stosowania tak gigantycznej czcionki. Nie wiem, z czego to wynika. Po drugie, forma. Mamy tu jakiś dziwny typ opowiadania, który może sam w sobie nie byłby zły i mógłbym go nawet potraktować jako jakiś dziwny eksperyment, ale to, jak chaotycznie jest całość napisana i jak często zdarzają się literówki różnego typu, nagminne braki przecinków i ogólnie niski poziom całości niczego nie ułatwia czytelnikowi. Jeśli masz problemy z językiem, lub nie jesteś pewien jak coś napisać, warto po prostu zapytać. Osobiście często używam stron typu ortograf.pl, gdy mam jakieś wątpliwości co do napisanych przeze mnie słow. Ogólnie forma trochę przypomina mi dramat. Po trzecie, fabuła, która też może nie była by jakaś najgorsza, gdyby nie to, jak ekspresowo przebiegają wydarzenia. Na 13 (!) stronach mamy tu: Także jest chaotycznie i nic dziwnego. Forma nie nadąża za treścią, której jest za dużo na raz. Dalej, czwarta sprawa, dialogi... istnieją. Tak jakby tyle o nich mogę powiedzieć dobrego. Nie są ani poprawne językowo, ani nie mają żadnego realizmu czy klimatu. Podsumowując, bardzo dużo minusów. Czy są jakieś plusy? Tak, opowiadanie jest krótkie. 1/7, nie polecam. Pozdrawiam.
  12. Zacznijmy od tego, że z powyższym komentarzem zgadzam się prawie w całości. Prawie. No ale co do samego fika, to tak, bo trochę szkoda to komentować, no ale skoro podjąłem się jakże świętej i szlachetnej misji czytania fanfików, to warto zostawić za sobą coś innego niż pustka. Zacznijmy od czegoś pozytywnego: To teraz minusy: Fabuła to sztampa. Chociaż nie do końca zgadzam się tu z powyższym komentarzem, bohater nie jest typowym przegrywem. Taki jeszcze niemiałby hajsu i ogólnie nawet szansy na miłość, a ten spartaczył drugie tylko przez swoją niewyparzoną gębę. Akcja gna na złamanie karku, a początek jest mocno chaotyczny i niezrozumiały. Odnoszę wrażenie, że autor chciał umieścić za dużo treści w zbyt małej ilości tekstu. To, jak wszyscy reagują na bohatera jest wysoce zastanawiające. Większość tak po prostu przyjmują wiadomości, które mówi. Co może samo w sobie nie jest może skrajnie nie logiczne, zwłaszcza, że część słów jest w stanie udowodnić, no ale jednak więcej sytuacji nie broni się pod tym względem. Postacie... Obok całkiem fajnych postaci państwa Wheel, no i może od biedy Normanem, cała reszta to średnio napisane osobistości. Dodatkowo fik nie oddaje dobrze serialowości serialowych (masło maślane) postaci. Nie byłoby to może jakimś problemem, gdyby było ku temu uzasadnienie, no ale Celestia w tym fiku ewidentnie takiego nie ma. Ewentualnie Spike sobie jeszcze radzi. Jest na marginesie wszystkiego, jak zwykle. Stan techniczny: Jakiś stwierdzono, ale do dobrego brakuje mu dużo. Klimat: Tak samo jak wyżej. Coś tam jest. Chyba najbardziej udane pod tym względem sceny to te SoLowe. Opisy: Początkowo pojawia się dużo opisów, które zawierają dużo technicznych sformułowań, co może nie jest złe, no ale można było to kontynuować. Mniejsza jednak z tym. Ogólnie jest mocno tak sobie. Robią swoją robotę, ale niewiele poza tym. Dialogi: Istnieją? Chyba. Zakończenie: Niejasne, co też może nie byłoby problemem, no ale tu jest z prostego powodu: po prostu realnie mogłoby być tą lepszą częścią fika, bo już czuć, że coś się rozwija, no ale autor odciął kroplówkę pacjentowi, więc nic nie wyszło. Podsumowanie: Fanfika nie polecam. 4/10, naciągane ze względu na to, że jednak szło się pośmiać z tego fanfika. Co może nie było jego celem, no ale przynajmniej przez to ten fik przyjemnie przeczytałem. Pozdrawiam.
  13. Witam serdecznie. Wielkim nieporozumieniem z mojej strony jest to, że przeczytałem to opowiadanie dopiero teraz. Cóż mogę o nim powiedzieć? Na początku powiem, a właściwie napisze, coś o sobie: w ogóle nie znam się na tańcu. Zdziwiłem się więc, że mimo braku wiedzy, nie napotkałem żadnej przeszkody gdy czytałem to opowiadanie. Właściwie tylko raz musiałem wyszukać jakieś pojęcie w internecie, ale nie związane z tańcem. Mniejsza jednak z tym. Opisy są świetne i klimatyczne, absolutnie pochłaniające i ujmujące. Pierwszym, co rzuca nam się w oczy, jest opis miasta. Już ten sam początek kreuje swój klimat, niby to szary i zimny, jakże inny od dalszej części opowiadania i jakże, w pewien sposób, podobny do końcówki. Od samego początku do samego końca opisy są po prostu bardzo dobre. I chociaż nie znałem się na tańcu, jakoś sobie jednak wyobrażałem ruchy naszego bohatera. O którym powiedziano dużo i mało. Albo to temat oczywisty, albo wyjątkowo ukryty. Ot, nikt przede mną nie wspomniał o jego rodzicach, o których jest powiedziane bardzo mało, ale na podstawie paru podpowiedzi idzie wysnuć, daleko idący, wniosek, kim mogą być: Wyjątkowo ciekawy w tym temacie jest też jego kryształ. Niby tylko ozdoba, ale jednak związana z domem i magiczna. W bardzo ciekawy sposób magiczna. Jednak wracając do samego bohatera głównego, jest on ciekawą postacią, bez wątpienia z charakterem, utalentowaną w tym co robi a także po prostu miłą w odbiorze. Nie ustępuje mu pod tym względem jedyna bohaterka tego fika, która już z początku zdobyła moją sympatie. Wydała mi się wyjątkowo miła. No i przede wszystkim; nie słuchała się tempo ojca. Co choć finalnie skończyło się jak skończyło, też było czymś miłym. Bo jej ojciec, będący ostatnim imiennym bohaterem tego fanfika, twórcą tytułowego Magnum Opus, któremu to dziełu poświęcona jest końcówka, jest uparty i widocznie zmęczony. Mimo wszystko daje jednak szanse, po w miarę krótkich przekonywaniach, głównemu bohaterowi, by ten został jego uczniem. Każda z tych postaci ma widoczny wpływ na fabułę i na inne postacie, co też się chwali. Dialogów było w sam raz i nie odbiegały od reszty fika. Fabularnie... I sama w sobie fabuła też ciągnie, bo choć z początku wydaje się nieco schematyczna, o tyle zakończenie było dla mnie czymś zupełnie niespodziewanym. Dodam tylko, że jest to wyjątkowo niedoceniony fanfik. Czy dam głos na epic? Do tej pory raz chciałem dać taki głos, ale się wstrzymałem, czego bardzo żałuje z perspektywy czasu, gdyż fika ani autorki nie ma już na forum (na szczęście dzięki pewnym dobrym ludziom uchowałem go na dysku). Niech stracę, daje ten głos! Nie wiem jakie ma to znaczenie przy obecnym statusie życia forum, proponował bym tymczasową lub ostatnią zmianę liczb przy dawaniu tagu EPIC I LEGENDARY na osiągalne przy aktualnej liczbie aktywnych komentujących. Mam nadzieje, że to nie ostatni mój głos. I tradycji musi stać się zadość: Coś jeszcze? Nie wiem, ale się domyślam! Pozdrawiam.
  14. Dobra, co by tu powiedzieć... Opowiadanie zdecydowanie wyjątkowe. Nietypowa narracja i styl od razu rzucają się w oczy. Ciężko mi się wypowiedzieć na temat tak krótkiego opowiadania, o którym napisano już tak dużo. Dla mnie najmocniejszym atutem tego fanfika jest klimat. Klimat, który na początku niepozorny, już po chwili wpada w ciężkie tony aż po najważniejszą scenę fika, gdzie moment kulminacyjny jest naprawdę ciężki i wyczuwalny, aż po zakończenie, które też dodaje całości uroku. Narracja, która wydaje się z początku narzucać wizję, jakby to sam czytelnik miał robić w czasie teraźniejszym opisane czynności... Tak, ten eksperyment trzeba rozwinąć. Zdecydowanie. Niewątpliwą zaletą jest także fabuła, która choć po fakcie wydaje się do przewidzenia, o tyle w trackie czytania nie przyszłoby mi do głowy co będzie w zakończeniu. Po KO muszę wychwalić jeszcze jedną rzecz, czyli to, jak opowiadanie w swej jakości jest krótkie. Zaledwie 6 stron! I to stron pełnych treści w której nie zdążymy się znudzić. Mówiąc wprost, mamy ochotę na więcej, ale tego „więcej" nie ma. Zostajemy z pytaniami i to też jest świetne. Ostatecznie nie wszystkie historie się kończą. Ostatnią rzeczą, na którą pragnę zwrócić uwagę, jest to, co między wierszami. Na to, co straciła główna bohaterka. Zdecydowanie polecam! Czy coś jeszcze? Nie wiem, choć się domyślam. Pozdrawiam!
  15. Szeregowy Ziemniakford melduje się, Zadanie wykonane, KO zostało przeczytane. Zacząłem dokładnie 16 maja 2022, a skończyłem 12 lipca 2022. A teraz ocena. Zaczniemy od czegoś przyjemnego, czyli postacie. A konkretnie ocki, bo m6 i znane postacie z serialu to trochę inny temat, zwłaszcza Celestia. Fanfik oferuje szeroką gamę ocków, przewijających się przez całą długość fanfika. Jedne znamy dłużej, drugie krócej. Mimo to, każdy był dobrze napisany, a moją ulubienicą zostaje Lilith. Jedne postacie da się lubić mniej, inne bardziej i w tym aspekcie wszystko jest w jak największym porządku – w końcu nie każdego się lubi, prawda? Niektóre postacie nawet skrywają przed czytelnikami tajemnice, odkrywane czasem powoli, a czasem w ramach szybkiego stwierdzenia i powiedzenia wprost. To też jest przyjemne. Nie zapamiętałem wszystkich ocków, które się przewinęły, ale była ich masa, o czym świadczy nawet prosty rysunek zdjęcia z powstania, gdzie są akurat tylko postacie, które akurat były w Fillydelphi. Kolejnym aspektem takiej ilości postaci jest to, że na pewno każdy znajdzie jakąś postać „dla siebie”, i nawet nie chodzi o robienie waifu, a po prostu o to, że chcąc nie chcąc prędzej czy później będziemy czekali, aż wątek jakiejś postaci się pojawi znów. Postacie nie mają równego czasu antenowego, ale to i dobrze, a czemu to do tego przejdziemy. Na razie tylko o ockach mówiliśmy, w ramach przypomnienia. Fabularnie jest bez zaskoczeń, ale nie jest źle. Los bohaterów śledzi się nawet przyjemnie przez większość czasu, a odkrywanie niektórych tajemnic było ciekawe. W ramach przyjętych założeń, że kucyki mają broń palną i 2 wojenne taktyki i strategie, wszystko trzyma się kupy, chociaż czasami tylko dlatego, że ta kupa się lepka, a czasami potrzeba było taśmy klejącej, ale zasadniczo nie ma skrajnych nielogiczności WEWNĄTRZ przyjętej konwencji. Nie oszukujmy się, ale same kucyki też nie są jakimś mądrym lore. Tu autor czasem próbował łatać, z różnymi skutkami, dziury serialu. Ale nadbudowywał też kanon, tworząc swoje uniwersum. Gdy natomiast przyjrzymy się temu z… dobra, jeszcze nie z zewnątrz, ale spójrzmy jeszcze na największą gafę, wewnątrz przyjętej logiki, tego opowiadania, którą osobiście zauważyłem. Czyli Celestia fundująca przygotowywania na wojnę z prywatnego majątku, sięgającego 10 miliardów… czegoś. Już widziałem te inflacje… której nie było. Wyjaśnienie, skąd broń palna, to prawdziwe arcydzieło, przypominające mi największe teorie spiskowe dziejów: No właśnie, jak już zaczęliśmy schodzić na wady… Strona techniczna? Może nie leży, ale przynajmniej siedzi i nadal czeka na porządną korektę. Jej poziom wraz z liczbą rozdziałów wzrasta (albo ja przestałem zwracać uwagę na błędy wraz ze zmęczeniem fanfikiem, co też jest możliwe), ale nadal jest źle. Opisy wielokrotnie zawierają powtórzenia. Wracając do postaci, teraz serialowe! Celestia, która nie przypomina tej z serialu. Celestia, która autentycznie coś robi. Dopiero pod koniec znów przypomina nam starą, dobrą Celestie, która zwlekała aż do ostatniej chwili, by coś zrobić w sprawie pomocy m6. Luna, która jest tutaj wręcz gargantuicznie władcza. Była co prawda temperamentna, ale to jak bardzo tutaj jest władcza jest niezłym przestrzałem. No ale fanfik był pisany przed większą ilością odcinków z nią, więc… do wybaczenia. M6… tu się nie mogę przyczepić. Ich zmiany w raz z kolejnymi wojennymi przeżyciami są dobrze dopasowane. Tylko nudzące jest to, ile razy „umarły”. Przystałem liczyć już po 3 cudownym uniknięciu śmierci. Swoją drogą… Założenia uniwersum… bardziej z zewnątrz. Cóż, tu akurat żadna taśma klejąca nie pomoże. Założenie, że kucyki z włóczni w ciągu paru lat przeskakują do czołgów i to 2wojennych jest… no sami oceńcie jakie. Ja się nie będę czepiał cudu industrializacji w Equestrii i Sombrii, przecież idzie budować szybko… Ja się nie będę czepiał skąd Sombra miał fundusze, przecież mógł grabić wieś jak Stalin… Ja się nie będę nawet czepiał tego, że Celestia zwyczajnie nie zesłała na Sombre jakiejś magicznej bomby przez ocean, bo przecież konwencje i te sprawy… Ale to, jaki był przeskok w technologii militarnej… to jest szczerze irracjonalne. Technologie cywilne? Ok. Były przykłady zaawansowanej technologii u kucyków. Broń palna? Niech będzie, były przykłady użycia materiałów wybuchowych, choć raczej powinni startować z poziomu muszkietu… Ale czołgi 2wojenne? Albo samoloty odrzutowe, będące z tego co pamiętam z fika już na początku wojny na wczesnej fazie projektu? Powinniśmy operować na dwupłatach i marzyć o czołgach, marznąc w okopach, i to i tak przy dużej dawce naciągania logiki. Wiecie, największą wadą fika nie są jakieś nierealistyczne założenia z zewnątrz, Nie są to też postacie serialowe, czasem dziwnie ujęte, ale do przeżycia. Nie jest to nawet kwestia techniczna. Nie jest to fabuła, czasami mniej, czasem bardziej ciekawa, którą nadal potrafię streścić w jednym zdaniu. Sombra ma kompleksy na temat Kryształowego Królestwa, więc postanawia w swym geniuszu skazać pół znanej populacji kucyków skazać na śmierć w wojnie. Największą wadą jest długość tego opowiadania. Od połowy drugiego tomu sceny zaczynają się niepotrzebnie przedłużać. Od początku trzeciego tomu do jego połowy pojawiają się niepotrzebne sceny walki, które wnoszą tylko tyle, że są nie potrzebne. Problem z tymi scenami (z większością, bo niektóre są dobre) jest taki, że są nudne, nie ma tam znanych bohaterów a jedynie anonimowi żołnierze. No i duża część to porażki. No i nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że porażki przecież budują napięcie… Nie w takiej ilości. Właściwie po połowie drugiego tomu większym zaskoczeniem i napięciem byłoby, gdyby nagle wszystko się udawało Equestrii. Śmierci i otarcia się o śmierć postaci byłby bardziej przejmujące, jakby nie było ich tak dużo. Opowiadanie by tak nie nudziło, gdyby nie było tak długie. Wątek zamachu wypadku 2 kucyków ze sztabu generalnego jest jak dla mnie dodany tylko po to, by znów wydłużać fik i wojnę. To co czasem się działo w KO to nie było pisanie, a zaledwie inteligentne zarządzanie długością tekstu w celu maksymalnego jego wydłużenia. Prawda jest też taka, że dużo kwestii jest... przeciętnych. W najszerszym tego słowa znaczeniu. Bardzo nierówne pod wszystkimi względami opowiadanie. Nie jest tragiczne, czasem naprawdę przyjemnie się czyta. Na pewne dla mnie jest lepsze od „Smoczych Łez”. Najgorsze fragmenty fika to druga połowa tomu ii i pierwsza połowa tomu iii, myślę, że jakby skrócić niektóre sceny (np. rozstrzelania jeńców) a inne wyrzucić (np. walki anonimowych żołnierzy) to opowiadanie by dużo nie straciło. Ocena... 3+/7, + na zachętę. Za dużo nie zagrało, by być powyżej trójki, ale mimo wszystko w niektórych momentach na prawdę idzie się wczytać. Zacząłem na prawdę lubić skalę do 7... jest mniejszy wybór, ale i jest bardziej konkretny. Nie ma przeciętności. Jest albo 3, które jest mniej niż połową 7, albo 4, które jest więcej niż połowa, ale dobra, bo rozgaduje się nie na temat. Poza tym tu są luźne uwagi, żarty itp: Cóż... Czy zostało coś jeszcze... Słowa uznania, że autorowi się chciało pisać. Gratulacje, nie każdy miałby tyle cierpliwości. Co teraz będę czytał? Sam chciałbym wiedzieć. Na pewno jakiś zakończony fik. Wiadomo jedno. Teraz każdy fik będzie krótki. I chyba tyle. Pozdrawiam!
  16. Dawno zobowiązałem się, że dam komentarz, gdy będzie temat na mlppolska, więc oto i ja, cały na czerwono i czarno. Do czynienia z tym fanfikiem mam już od dawna. Choć nie od początku. Zaznaczając więc, że fik jeszcze nie jest skończony, a ja jestem parę rozdziałów do przodu względem zwykłego czytelnika, zacznę ocenę. Całość zaczyna się niepozornie. Od sceny teatrzyku lalkowego. Same opisy są świetne, a będą jeszcze lepsze (uwielbiam rozbudowane opisy i spokojny rozwój akcji <3). Jednak zaraz po nim poznajemy już pierwsze, znaczące, postacie. Fabuła toczy się wokół ślubu, wobec którego już narosło wiele kontrowersji wśród postaci, mimo, że nawet jeszcze do niego nie doszło. Powoli przed oczami rysuje nam się przeszłość bohaterów, a także to, co chcą i co planują. Kwestie polityczne odgrywają w tym wszystkim istotną role, nie będąc wpisane na doczepkę, będąc dobrze przeplatane z wątkami SoL. W końcu nie bez powodu większość postaci przedstawia sobą warstwę rządzącą. Choć chyba nie każdej pasuje taki los. Same postacie to istny wachlarz różności. Od, z pozoru zimnej, bezwzględnej i przebiegłej Anemone, przez tajemniczego, wielkiego nieobecnego, o którym każdy mówi, króla Heliosa, po niezdarną ale pracowitą Selene, aż do Sundance, która stara się być (czy z powodzeniem to inna sprawa) przeciwieństwem dla Anemone. I w całym tym zamieszaniu ciężko znaleźć postać, która jest czysta moralnie. Brudy sięgają każdej i jest to na swój sposób smutne. Same relacje postaci są też skomplikowane a fanfik nie unika kontrowersyjnych tematów. Dialogi między nimi też są świetnie prowadzone i realistycznie emocjonalne, adekwatne do sytuacji. Choć jak dla mnie postacie są wprowadzane za szybko - no ale ja nie radze sobie gdy w pomieszczeniu jest więcej niż 4 ludzi, więc nie wiem czy akurat w tej kwestii powinienem się wypowiadać. Poza tym to, jak autor przykłada się do odwzorowania kultury i architektury też zasługuję na pochwałę. Styl też jest dobry i przyciągający. Ogólnie, widząc i mając styczność z tym, ile pracy autor przykłada do fanfika, jestem pełen podziwu. Ta praca nie poszła na marne i cieszę się, że chociaż w jakiś stopniu wpłynąłem na powstawanie tego fanfika. Coś jeszcze? To co jest czyta się przyjemnie, a dalsza część też nie zawodzi. Osobiście polecam (stonowana akcja, rozbudowane opisy, niejasne, przeplatające się intrygi i świetne charaktery postaci - fik wprost dla mnie), czekając na więcej. Autor też wie, że może na mnie liczyć. I chyba o czymś zapomniałem, ale najwyżej będę edytował post. Pozdrawiam!
  17. Przybyłem, zobaczyłem, przeczytałem. Zacznijmy od strony technicznej - tu nie mam nic do zarzucenia, ale też nie mam jakoś specjalnie wzroku do tego. Zauważyłem parę pomniejszych błędów, ale nie wiem czy dałem komentarze. Później może przejrzę i popatrzę. Druga sprawa, fabuła. I hm, nie czytając opinii, od razu fik mi się trochę z „Zegarami" a także motywem artefaktu z „Władcą pierścieni". Nie ma jakiś ultra-zaskoczeń. Fik często jakoś zapowiada to co się stanie. Nie jest to zawsze wada, bo czasem trzeba jednak trochę się wczytać i wyłapać pewne rzeczy, ale niektóre „wskazówki" z kolei są zbyt podane na tacy. Dwukrotnie w ciągu 3 rozdziałów korzysta z deus ex machine, co trochę gryzie. Jest to wyjaśnione, ale mimo wszystko - mogło poczekać. Trochę też akcja jest za szybka jak dla mnie, no ale akurat ja wolę mocną stonowaną akcje. A co do postaci... O jejku, tu się mogę przyczepić. Po pierwsze - ponad stronicowe monologi niektórych postaci to jakieś małe (albo w sumie duże) nieporozumienie. To by może było fajne raz czy dwa razy, ale to, jak często to tutaj było przekracza moje pojęcie. Na 14 rozdziałów po około 20 stron, epilog i prolog, przypadło z 5 takich monologów, z czego najdłuższy ma około 3 stron. Coś poszło nie tak. Po drugie, oddanie Twilight. Sama w sobie nie jest oddana źle, ale jej rozkminy na temat tego, czemu Celestia jej nie pomaga albo nie pożegnała jej osobiście. Tak jakby do końcu tego 3 sezonu, lub długo później, zrobiła więcej niż 1 sezonowe wysłanie jej na jakieś zaziemniacze w liście, 2 sezonowe nic i odtrącenie jej rady i 3 sezonowe, już osobiste pożegnanie, ale na zasadzie PORADZISZ SOBIE. Był to swoisty egzamin dla twi, więc jeszcze to mogę zrozumieć. Zresztą, sama Twi gdzieś pod koniec stwierdza, że tak w sumie to Celestia dużo nie zrobiła nigdy do tej pory. Gryzie mnie to. Chwilowo też mnie zastanowiłem, czemu twi pisząc ołówkiem użyła w pewnym momencie do zębów. Chyba zapomniała wtedy, że ma róg. Rozbawiła mnie na początku Fluttershy i jej problemy egzystencjonalne o treści „zgodziłam się iść, ale przecież nie mogę zostawić zwierzaków". TYMCZASEM FLATERKA W SERIALU: Ciul tam, zostawie je na parę dni, jadę do kryształowego z przyjaciółkami. Nie wiem kiedy wrócę i kto karmi zwierzęta. Kto umrze ten umrze. Pożegnanie AJ z rodziną też jest ciekawe pod tym względem. Nie gryzie, ale gdyby pocieszenie ze strony babci miało się pojawić, to raczej już przy wyprawie do Kryształowego Królestwa. Swoją drogą; wilki drzewne. Wierzę w autora i mam nadzieje, że chodzi o inny gatunek, niż patykowilki. Mogę tę sekcje jeszcze rozbudować, ale niech to wystarczy. Fik sobie po prostu czasem nie radzi ze wszystkimi serialowymi. Nie często, nie zawsze, ale na tyle, by gryzło w oczy. By jednak nie dawać tylko minusów, Pinkie Pie jest świetna. Postacie autorskie też dobrze dają radę. Co jeszcze... a, propo nazw. Czemu Crystal Empire? Nazwa już była używana, zanim był odcinek przetłumaczony? Mniejsza. To nie jest aż tak ważne. Czy fik mi się podobał? Eeee... chyba? W sensie... nie wiem. To jeden z tych fików, gdzie nie jestem pewien, jak powinienem go ocenić. Czytało się nawet-nawet i to się chyba liczy. Ot, dla zabicia czasu jak najbardziej. Powiem tak, czytając ten fik, zastanawiałem się w tamtym momencie, czy byłbym wstanie napisać socrealistyczny wiersz. Jak dla mnie fik ma mocno zmarnowany potencjał, ale dla jasności - nie jest to fik zły. Czy mogę tę opowiadanie polecić? Nie każdemu. Jeśli ktoś lubi fiki mocno przygodowe, to w sumie jak najbardziej. Czy dołączam się do głosowania na tag [EPIC]? Nie. Zdecydowanie. Czy coś jeszcze? Chyba nie. Pozdrawiam. Ps.
  18. Rok. Ponad rok od ostatniej mojej aktywności w tym temacie. A samo opowiadanie nadal pozostało niszą. W sumie trochę to smutne, ale mniejsza z tym. Ważne, że nadal mam chęć skończyć te opowiadanie. Same opowiadanie i cała seria okazała się nie lada projektem. Czy jednak jestem z niego dumny? Czy uczyniłem postępy w pisaniu? Co o tym sądzę jako autor? Oczywiście, że jestem dumny! Jakbym mógł nie być? 200 stron, wiele, wiele słów i jeszcze więcej pracy. A przede wszystkim; wy! Wy, którzy mimo roku bez śladu życia w temacie, nadal do niego chcą zajrzeć i spojrzeć co piszę sobie podmłodziały starzec w ludzkiej skórze. Postępy są... no, samego siebie oceniać średnio wypada, ale niech zaryzykuje... są duże. A co o tym sądzę? Bardzo wiele zmieniło się przez te dwa lata. Bardzo wiele. Prawo jazdy i pandemia, matury i projekt z ekipą znajomych z internetu, rok na bezrobociu i tymczasowa jakaś praca (nie wiem jeszcze na jak długo), wiele zapoznań i wiele rozstań, wiele nadziei i upadków, wydarzenia tak codzienne, że aż zaczęły mnie nużyć, a w tym wszystkim ta dziwna nadzieja, by pisaniu służyć. Wolę szczerze taką niszę, niż chęć wstrzelenia się w nurty. Wolę pisać to co czuje, niż to czego nawet nie pojmuje. Zdaje sobie oczywiście sprawę jak niszowe to tematy, mimo wszystko nie mam za złe tego, że wszystko to idzie na straty. Ta praca była tego warta! Była też czymś, do czego zawsze mogłem się odwołać lub uciec, gdybym nie miał innego pomysłu na życie. Dziś, po ponad roku, prezentuje wam kolejne, ostatnie na razie, opowiadanie poboczne do Pony City. Nie byle jakie z resztą, bo samo w sobie ma 100 stron, 3 części. W sumie jako całość nie nadałem mu jakiegoś tytułu. Nie mniej, dzieje się na od przedwojnia a także aż do 5 roku wojny. Oto i ono: Czas piękna [część I] [przed wojną] [Violence][Slice of Life][Dark][Sad] Czas chaosu [część II] [rok I-IV] [Violence][Slice of Life][Dark][Sad] Czas powrotu [część III] [rok Iv-VII] [Violence][Slice of Life][Dark][Sad] Niestety ludzie, którzy mieli zrobić przedczytanke nie wyrobili się w czasie. Trochę szkoda, zawsze to większa szansa, że uniknie się błędów. Mimo wszystko jestem i tak pod wrażeniem tego, że się zgodzili i chcieli. Oby w przyszłości miał więcej do tego szczęścia. Dziękuje wam, @Grento YTP, @Neij, @Cinram a także w postaci wsparcia bardziej pośredniego @Marudkeł i @kapibarapokoju który pewnie nawet nie wie, jak ciekawie zadziałały na mnie jego konie ze stalinium. Co ja jeszcze mogę dodać? Jak zwykle, dużo chciałbym wam powiedzieć, ale za dużo na to słów marnuje. Życzę wam miłego czytania. Pozdrawiam.
  19. Witam, Co by tu... Czytałem to w ramach mojego małego programu przeczytania fików klasyków rodzimego fandomu. Mimo wszystkiego, co uważam, fik zasłużył na komentarz. Czas zacząć zabawę! Przestrzegam jednak: Po pierwsze, autorze, nie mam pojęcia, czy żyjesz i czy zaglądasz do tematu, ale jak coś, to zachowaj dystans. Nie chcę cię obrazić, nic do ciebie nie mam. Szanuje, za cierpliwość w pisaniu. Ale nie szanuje efektu... Po drugie, czytelniku, potencjalny, były, jakikolwiek. Mimo wszystko radzę zapoznać się wyrywkowo z opowiadaniem, bo chociaż nie jest tego warte jak dla mnie, to zawsze warto mieć własne zdanie przed przeczytaniem cudzego. Ale wracając do komentarza samego w sobie, a właściwie go zaczynając: Ten fanfik to jedno wielkie nieporozumienie. To jest jakiś absurdalny poziom męczenia czytelnika. To są niezmierzone połacie głębokiego oceanu śmieci. To jest wielki, dłuuuugi ciemny tunel. Jego poziom mogę podsumować tym porównaniem, wyjętym żywcem z tekstu: W tym wszystkim czasem są przebłyski, które dają umęczonej ofierze złudzenie, że to wszystko może ma sens, może nabierze nowego znaczenia, może da się strawić. Dla wszystkich tych, którzy jeszcze zamierzają to czytać ten leciwy już fik: Nie jest tak! Porzućcie wszelką nadzieje, ci, którzy to czytacie. Na litość, czytajcie tylko, jeśli nie będziecie odnoście podobnych odczuć co ja, bo inaczej czeka was istne piekło. Jednak oddajmy najpierw cesarzowi co cesarskie. Opowiadanie jest niezaprzeczalnie jednym z dłuższych, jakie miałem okazje czytać. Wydłuża to męki czytelnika, ale jest godne także szacunku, że autor miał cierpliwość to pisać. A niektórzy nawet to czytać, o zgrozo, z przyjemnością. Wątek poboczny Leonory i Drace to istne arcydzieło i gdyby na nim skupiał się fanfik, byłby przynajmniej bardzo dobry. A tak... cóż. Mniejsza, później do tego wrócę. Ogólnie wątki poboczne są lepsze od głównego. Sam poziom pisania także wzrasta z kolejnymi rozdziałami. I to muszę przyznać. Widać, jak autor się uczył. Dlatego też nic do niego nie mam. Ostatnie są nieporównywalnie lepsze i dłuższe od pierwszych. Mimo wszystko, to nadal jest tylko zadowalający poziom. Ale uczył się i to się liczy. Tyle. Tyle z plusów. Ledwie trzy... Minusy? Tak. Minusy to przede wszystkim brak logiki. Dużo braku logiki. 54 rozdział bym pogromco moich chęci do życia, a w okolicach 64 przestałem szukać logiki, bo po prostu jej nie było. Bardzo dużo braków logiki? Przykłady? PROSZĘ BARDZO. Uwaga na spoilery, co prawda tylko z początku, ale... : A to tylko pierwsze rozdziały. Dalej nie jest lepiej. Jeśli ktoś chce, to mogę dać pełny spis wszystkich nielogiczności/niejasnych rozwiązań/wpadek, ale zastrzegam, że jest tego od groma. Sam też poziom stylistyczny, czasem składniowy, często gramatyczny i ortograficzny osiąga nowe poziomy. W negatywnym sensie. Niestety, sama treść w większości nie odbiega od poziomu języka. Nie jest to co prawda tragiczny poziom, ale skutecznie utrudnia i tak bardzo ciężkie, przyjemne czytanie. Fabuła stoi na poziome co trzeciej książki bestsellera z dowolnej Biedronki, gdzie akurat będą książki na jakiejś półce. Czytaj: NISKI. Ani razu mnie nie zainteresowała. Niektóre zagrania mające wydłużyć fanfik wzbudzały politowanie. To, co miało być szokujące, było do przewidzenia. To, co miało być piękne, ktoś zbluzgał. Mało kiedy mogłem płynnie czytać ją, bez stwierdzenia, że to nie ma ani sensu ani uroku. Fabule mogę, z nieznaczną dawką ironii, streścić w trzech, chociaż dość długich, zdaniach. Ja jestem w stanie zrozumieć, że kiedyś były inne standardy. Ja jestem w stanie pojąć, że kiedyś ludzie mieli mniejsze wymagania... ALE JAKIM CUDEM MA TO TAG [EPIC]? Szanujmy się! Gdyby się dało, zagłosowałbym ujemnie. Tak to ujmę. Ogólnie? Fanfik ten jawi mi się jaki piękny obraz ładnego krajobrazu, na który (i tu przepraszam za słowo, ale już nie mogę się wstrzymać a eufemizm nie oddaje sytuacji) ktoś NASRAŁ SPIKE'EM i stwierdził, że tak jest ładnie. NIE, NIE JEST. Nie mogę już dużo więcej napisać, bo mam dość tego opowiadania. Wyrzucę, jak tylko skończę pisać, jego pliki i nie zbliżę się już do samego tekstu choćby o wirtualny minimetr. Wyjaśnię tylko jeszcze parę kwestii. Odwzorowanie postaci serialowych jest ok. Oprócz Zecory. Wyjaśnienie jej zachowania jest tak zrealizowane, że nie odstrasza ona postaci w fiku, a mnie jako czytelnika. Nawet nie było mi jej żal. Spike jest doskonale odwzorowany. Jest takim samym kolcem jakim był. Na prawdę, jestem w stanie uszanować to, że komuś, jakiejś osobie, może się to podobać. Okej. Może ja czytałem jakąś inną wersje opowiadania, nie wykluczam. Bycie obiektywnym jednak nie przychodzi mi łatwo, a na pewno już się dawno wydostałem w tym komentarzu z granic uznawalnego obiektywizmu. Ktoś się pewnie zapyta: czemu to w takim razie czytałem? Do 54 rozdziału miałem nadzieje, że coś się zmieni. W końcu było tyle dobrych ocen (i to nie od byle kogo!)... O jakże się myliłem! 54 rozdział. Coś, przez co nienawidzę liczby 54. Po 54 rozdziale już po prostu chciałem dopiąć obowiązku by móc w całości wyłożyć to, na co ten fanfik zasłużył. A zasłużył na całkowity buldożer komentarzowo-merytoryczny. O jakże to przyjemne! Czuje się pokrzywdzony, pusty i obrażony. Jako czytelnik, jako pisarz i jako człowiek, który może definiować się jako chociaż trochę inteligentny Ani trochę pod koniec nie było mi żal Spike'a. Szczerze? Od 70 rozdziału miałem nadzieje, że UMRZE. Bo miałem dość jego głupoty. Nie dziwie się także, czemu 80 rozdział był wyklęty nawet przez samego twórcę. Postać, która w nim jest głównym tematem przeżyła, a to jest wystarczający powód. W tym fiku wszystko było by dobrze, gdyby nie wątek Spike'a. Ale z jakiegoś powodu został dodany. Luna trafnie ujęła pytanie, jakie mnie dręczyło od 20 rozdziału. Mam tego fika dość. Nie mogę mu nawet wystawić oceny w skali liczbowej, bo nie starczy mi znaków w poście by zmieścić wszystkie cyfry jakie mam w tej ujemnej liczbie, którą chciałbym w ocenie liczbowej zawrzeć. Smocze jaja w 4 gęstości mają więcej logiki niż to. Czy to wszystko? Nie wiem. Czy to koniec? Nie wiem. Na razie jednak jest to koniec. Mam dość. Autor chciał komentarz. To dostał komentarz. Jeszcze raz przypominam, że nie chcę go obrazić, nic do niego nie mam. Mam coś do opowiadania, które można było znacznie lepiej napisać. Pozdrawiam.
  20. Czy zawsze najlepsze jest takie zakończenie? Nie napisałbym lepszego. Tego jestem pewien. Nie mniej. Nie żałuje zajrzenia w ten temat, w te opowiadania ani w słowa w nich zawarte, choć skrywają w sobie więcej niż na razie jestem w stanie zrozumieć. Będę musiał kiedyś w spokojniejszych czasach przysiąść i dokładnie się w to jeszcze raz wczytać. Na prawdę, brakuje mi słów. A to u mnie rzadkie zjawisko. Nie wiem, czy czytałem coś, co na równi zostawiło mnie z uczuciem, że nie wiem. Oczywiście, od ręki mogę wskazać parę opowiadań, wierszy, dzieł które wywołały coś podobnego. Ale mało które przerosło mnie na tyle, że tak się wyrażę, że kazało mi rosnąć. Zazwyczaj był to proces stopniowy i powolny, ale tu jest szansa, że będzie nagły. Ale dość już o mnie, kogo poza mną to obchodzi. I „W oczekiwaniu na Solarną Księżniczkę" (z kontynuacją „Która nie nadejdzie"), a także seria drabbli to coś, co od razu zabrało mnie całkowicie w refleksje i przemyślenia, a także urzekły stylem i niepowstrzymanym klimatem. O ile zawsze w kwestii drabbli będę po tej stronie, że to trochę jak ze sklepem Steama (perełki w ogromnym oceanie dużej ilości niczego), o tyle te to zdecydowanie perełki warte zapamiętania. Rzadko ostatnio wypowiadam się odnośnie nowych opowiadań, ale tu było coś, co kazało mi przynajmniej zajrzeć. Jakieś dziwne przeczucie. I warto było go posłuchać. Wracając jednak do samych fików: jestem nimi absolutnie zachwycony. I radzę przeczytać to każdemu, kto lubi tego typu styl i sztukę, która wymaga dokładnego czytania i ciągłego uważania, a także myślenia. Jak mogę to wszystko ocenić? Cokolwiek bym napisał i tak zabranie mi słów. Sucha ocena to za mało. Zdecydowanie za mało. Chciałbym mieć kiedyś okazje dokładnego porozmawiania o tym z autorką. No ale mniejsza z tym, mogę się jeszcze rozpływać i rozpływać, a i tak pewnie nadal by było za mało, by dokładnie opisać to, jak bardzo do mnie to wszystko trafiło. Serdecznie, jeszcze raz, zachęcam do przeczytania i do samodzielnego skomentowania. Zdecydowanie jest zasłużone! Pozdrawiam, do kiedyś. Obyście nie czekali w swych małych wiecznościach na coś, co nadejdzie w formie najmniej oczekiwanej i najmniej przyjaznej.
  21. Ostatni post z sierpnia... Cóż, nie ma aż tak dużo kopania... No ale mniejsza z tym i z tamtym. Na forum też x czasu się nie odzywałem, ale protokół czytania zaległych klasyków fandomu może doda mi trochę aktywności. Zaczynając, bo nigdy do tego nie przejdę, ocenę. Zaznaczę jeszcze, że z czystym sercem i sumieniem zachęcam do przeczytania tego opowiadania przed przeczytaniem mojego komentarza. Choć starałem się unikać spoilerów, co mi się raczej udało, to mimo wszystko nie chce, by moja opinia rzutowała na czyjąś. Miałem parę wątpliwości czy dam to radę przeczytać, zwłaszcza w połowie 2 rozdziału. Czułem, że to opowiadanie nie dla mnie. Z jakiegoś powodu czytanie szło mi naprawdę opornie i ciężko, choć sam fik jest naprawdę dobry i obiektywnie nie mogę się do niczego przyczepić, osobiście nieznacznie mnie myli zmiana nazwy Kryształowego Królestwa (choć z tego co pamiętam jeszcze jedna była, ale już nie jestem pewien) na grecką, ale szanuje to jako środek użyty przez autora, no i może nieznaczny nadmiar akcji, ale ten wpasowuje się w całość, choć osobiście wolę bardziej stonowaną w tej kwestii literaturę. „Aleo he Polis!" jednak zostało przeze mnie przeczytane, mimo wątpliwości. Nie jestem pewien co o tym wszystkim sądzić. Ostatnie 3 rozdziały czytało mi się naprawdę przyjemnie, ale pierwsze to była mała męczarnia. Kronikarski styl był znacznie bardziej wyczuwalny na początku niż na końcu. Przedstawienie bitew i postaci (chociaż te mogłyby zyskać, gdyby było więcej chwil do opisu ich) to naprawdę wysoki poziom, z kolei opowiadanie cierpi na nadmiar akcji. To istne opowiadanie paradoksów. Czego bym nie wziął, to znajdę jakąś przeciwwagę, która skutecznie się siłuję. Nawet jeśli jest subiektywna. Naprawdę ciężko mi to ocenić. Jest wiele rzeczy, za które mogę chwalić i chwalić. Ale fakt pozostaje faktem - to nie było opowiadanie dla mnie. Przejdźmy zatem do bardziej konkretnej rzeczy. Czy mogę dać jakąś ocenę? Niezbyt. Skrajnie boje się wystawienia złej, niezasłużonej oceny temu opowiadaniu (i w jedną stronę, gdzie boje się, że zbyt na mnie ciąży cień paru momentów podczas czytania, i w drugą, gdzie mam obawę, że mogę zawyżyć ocenę chcąc wyrównać różnicę). Czy opowiadanie zasługuję na tak [Epic]? To bardzo ciężkie pytanie. Zdecydowanie nie do mnie. To jest bardzo dobre opowiadanie i jak widać po temacie, są ludzie, którzy po prostu w nie wsiąkli. Nie mogę z czystym sumieniem oddać głosu w tej sprawię. Mogę natomiast dalej zachęcić innych do czytania, bo na pewno są ludzie, którzy dopełnią to co nie zostało przeze mnie wypowiedziane. Co mogę dodać... Szanuje decyzje stylistyczne podjęte przez autora. Nie wiem, czy sam bym obecnie podjął podobne, ale wiem, że chyba podobnie postąpiłem w początkach Pony city. I pierwsze rozdziały czeka tam solidne przemodelowanie na wzór późniejszych, gdzie i styl miał już ukształtowany kształt, jak i były po prostu lepsze. Tu też, opowiadanie mogłoby zyskać naprawdę wiele, gdyby trochę ulepszyć pierwsze rozdziały. No ale kto wie, może to tylko moje biadolenie. Mam bardzo ambiwalentnie odczucia odnośnie tego opowiadania i nie wiem do końca co sądzić. Czy jest jeszcze coś? Nie wiem. Najwyżej będę edytować komentarz lub gdy zajdzie potrzeba napiszę nowy. Z mojej strony ta ocena wyszła zbyt subiektywna i można spokojnie dopisać ocenę do oceny, jeśli ktoś chce. A wątpię, by była to ocena pochwalająca, choć też raczej nie będzie zbyt dużej krytyki. Mimo wszystko starałem się zachować pewien minimalny poziom i to mi chyba wyszło. Pragnę jeszcze raz zachęcić czytających ten komentarz do samodzielnego przeczytania. Mimo, że sam miałem pewne trudności z tym i było ciężko w pewnym momencie, to wierzę, że na pewno jest jeszcze dużo osób, dla których to opowiadanie będzie „tym czymś". Serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz zachęcam do samodzielnego przeczytania.
  22. Dziś, dnia 28 lutego, kolejne opowiadanie poboczne. Dni gwaru wystrzału. [Violence][Sad][Dark] Czas akcji to rok 6-7. Prawdopodobnie przedostatnie opowiadanie poboczne, po czym lecę dalej z główną fabułą. Tyle. Miłego czytania, smacznego, czy coś.
  23. W ten cudowny styczniowy dzień roku 2020 mam dla was opowiadanie poboczne. Tak specyficzne jak seria główną. Zbiór pieśni wojennych Czyli, jak nazwa mówi, zbiór pieśni związanych z wojną. I pamiętajcie, sztuka przetrwa! Sztuka musi przetrwać! A, i wciąż szukam kogoś do przedczytanki
  24. Priviet, Tym razem szukam kogoś do przedczytanki, prawie że, nowo napisanego opowiadania pobocznego do Pony city. Podstawowe informacje: brak clop, gore nie ma, ale czasem jest trochę krwawiej. Długość to jakieś ~27 stron, tekst jest czymś w rodzaju pamiętnika/diariusza/kroniki. Znajomość uniwersum do pełnego zrozumienia jest podstawowa, ale nieznajomość nie będzie specjalnie wadzić. Coś jeszcze? Kontakt: pw, discord. Choć tu jestem dość elastyczny. Chyba wszystko o czym pamiętam. Pozdrawiam serdecznie.
  25. Ho! ho! ho!... cholibka! Zapomniałbym prezentu. Ale zanim prezenty, to życzenia - spokojna, nie będą długie: Zdrowia, szczęścia, pomyślności i fanfików dobrych w dużej ilości. Mam nadzieje, że starczy A prezentem ode mnie będzie ostatni już rozdział wprowadzenia do Pony city. Rok VIII Co tam jeszcze... Wesołych. W cokolwiek tam wierzycie, jakich zwierząt nie tykacie.
×
×
  • Utwórz nowe...