-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Posty napisane przez KougatKnave3
-
-
Sprawdzam w jakim stanie jest mój bandaż na mojej ranie... jeśli dobry to ściągam bandaż i nim opatruje Twilight, jeśli nie to nie mam innego wyboru niż liczyć na cud.
-
- Jak się czujesz kochanie? - spytałem się jej starając się znaleźć coś co zatamuje krwawienie.
-
Sprawdzam w jakim stanie są Twilight i Capo... choć wiem że ten drugi sobie po części zasłużył, ale trzeba teraz pomagać...
-
Odwracam się w stronę twilight i siadam na zadzie opuszczoną głową. Miałem w głowie choć cień szansy, ale musiała mi go zniszczyć... normalnie wracam do sytuacji jak miałem dziesięć lat... kiedy mnie łowcy porwali... czuje jak mi do oczu napływają łzy, jestem ciężarem dla wszystkiego, wszyscy prędzej mi wbiją nóż w plecy. Najpierw Capo, potem reszta się dołączy... więc to już jasne, popłakałem się pierwszy raz od czasu śmierci mego ojca... dzięki wam wszystkim. Jedyna nadzieja prysnęła jak bańka mydlana, z moich oczu zaczynają wylewać się łzy. Znów jestem niewolnikiem... tylko tym razem nie potrwa to pół dnia, a kurwa resztę mego życia... coś ostatnio mam obniżoną samoocenę, huh? Główna przyczyna jest tego że być może jestem... skoro i tak zginiemy to muszę to wyrzucić...
- Jestem potworem i mordercą... Amerykanie mają racje co do mnie - zakrywam oczy by jakoś przestać płakać ale wiem że to nieskuteczne.
-
- Się wie - powiedziałem i lecę po to co mi kazał szef, czyli po linę od wyciągarki od Pick-upa trevora, gdzie pewnie się teraz murzyn masturbuje jednocześnie strzelając. Kurwa jak jeszcze tam są, to osobiście dam kopa w dupę temu bambo za ociąganie się. Po zdobyciu liny... jak mi się uda, to ciągnę ją prosto do sejfu i ją podpinam tak by można było ją podpierdolić. TO się nazywa napad...
-
Syknąłem z bólu spowodowanym nagłym uderzeniem.
- To wolisz być ruchana przez bezmózgie kuce z ziemi które najmądrzejsze co zrobiły to wysranie się na trawę? Ja nie mam zamiaru.
-
Podniosłem głowę do góry zaciekawiony.
- Zaraz... to by oznaczało że mają przejście na ziemię... więc nie obraź się, ale jest plus naszej sytuacji. Jeśli przedostaniemy się na ziemie i poczekamy do odpowiedniego momentu będziemy mogli dostać się do moich braci w Iranie, a oni nam pomogą. Jeśli jeszcze żyją... ale musisz mi przy tym zaufać. Wiem że mnie nie lubisz, i wielokrotnie to pokazywałaś, ale zaufaj mi chociaż raz.
-
Widziałeś gwiazdy po upadku z drzewa, bolesnego upadku co prawda. Po chwili nad tobą pojawiły się dwie klacze które tu szły. Mała patrzała na ciebie.
- Kto to jest? - spytała się Klaczka.
- Nie mam pojęcia, i nie wiem też co robił w naszym sadzie - odpowiedziała dorosła klacz.
Pięknie, na ciche odejście już nie masz co liczyć.
-
- Wież mi, zachowaj siłę na przesłuchanie - odparłem krótko, wiem że nie z byle powodu nas porwali, muszą czegoś potrzebować, a sądząc po masakrze to raczej ostro tego potrzebują.
-
- Jaka najbliżej znajduje się osada? - spytałem się jej w końcu. Trzeba widzieć gdzie trzymać się z daleka, poza tym będzie trzeba znaleźć kogoś do pomocy bo we dwójkę mamy marne szanse na powodzenie misji. Nie że jestem sceptykiem ale, jest 39% szans że razem damy radę, dodatkowo zmniejszenie tego z powodu że jesteśmy ludźmi, a tu pewnie wzięli by nas za mutanty.
-
- To stal... nic nie wskórasz. Prędzej sobie zrobisz krzywdę niż stąd wyjdziesz - powiedziałem do niej nie odrywając od Twi wzroku. Wszystko moja wina, gdybym jej kazał się wycofać, to nie było by jej tutaj...
-
Trudno... jeśli się nadaje to zdejmuje swój bandaż i owijam nim ranę Twilight. Jeśli się nie nada, uciskam ranę by nie umarła.
-
Kurwa jak boli, jak tak dalej pójdzie to bandaż zejdzie mi z kopyta... apropos, jest zdatny do użycia? Sprawdzę...
-
Zajadałeś się jabłkiem przepysznym jabłkiem, soczystym jabuszkiem. Naglę kątem oka zobaczyłeś zbliżające się klacze. Jedna mała o maślanej sierści i lekko czerwonej grzywie, źrebak. Druga była większa, dobra postura i kowbojski kapelusz. Miała pomarańczową sierść i słomianą grzywę. Były zajęte rozmową między sobą więc cię zobaczyły.
"Nie wiem czy się ucieszą kiedy zobaczą że ktoś wpierdala ich jabłka" usłyszałeś w swej głowie. Cokolwiek to było, mogło mieć rację.
-
Zaczynam się szarpać by się jakoś bronić, choć wiem że to daremne z powodu sił. Instynktownie staram się jakoś obronić.
-
Leciałeś w dół... czułeś wiatr ocierający się o twoją twarz i widok twoich przyjaciół i rodzeństwa które szykuje się do uruchomienia Repursorów. Nat, rozpoczęła ostrzał z góry za pomocą sporego karabinu coś ala mściciel tylko dłuższa lufa i spory magazynek po lewej stronie broni. Ron miał broń którą używali ludzie na Shanxi, nazywał to Karabinem Szturmowym, lecz nie przypominał ci znanych modeli. Twoi kompani uruchomili repursory i wylądowali na paru wrogach i od razu wbiegli za osłonę.
-
Otwieram do nich ogień broniąc Twi własnym ciałem w razie czego. Zginę u jej boku, wiem że to prawda że teraz zginę, ale nie odejdę stąd jako tchórz który błagał o litość, a jako ktoś kto bronił siebie i swoją dziewczynę. Życie było piękne, miałem to na co zasłużyłem. Dziś skończę swój żywot i odejdę do Allaha... jako wojownik a nie tchórz.
-
- Jutro wyruszamy. Na razie potrzebujemy zapasów by przetrwać podróż przez pustkowia. Poza tym trzeba będzie zabrać trochę złomu by można było naprawić sprzęt, w razie uszkodzenia. Ale wiedz jedno, w twojej stajni nie doceniali cię bo cię nie znali, jesteś naprawdę fajną kla... znaczy kobietą. Może nasza znajomość na początku była trudna, ale mam przeczucie że to początek pięknej znajomości...
-
< Zajebisty Avek i sygna >
- Nie wiem... nie znam się na magii. Ale jak dostanę się do stolicy to chyba uda mi się jakoś wywnioskować gdzie one mogą być - powiedziałem jej prosto w twarz. Do tego czasu jest skazana na ciało kuca, żal mi jej nawet. Szkoda że tak to się potoczyło. ale gdyby nie to nie gadalibyśmy sobie uprzejmie a ja dalej byłbym niewolnikiem na jej usługach i bóg wie co bym teraz robił.
-
Staram się doczołgać do Twi i będę bronić jej własnym ciałem starając się znaleźć miejsce krwawienia. Potem... znajduje opaskę i staram się opatrzyć ją.
-
Zaraz się przebiją, ale ja jestem gotowy na to wszystko. Oddam życie by bronić wszystkich w tym pokoju, zabije każdego kto będzie miał wobec nas wrogie zamiary.
- Zaczynają przechodzić...
-
Wciąż czekam na to co się stania jednocześnie sprawdzając jak Twilight się trzyma... trzeba być gotowym na wszystko co się stanie.
-
Kiedy wejdą strzele w pierwszego nieprzyjaciela który tu wbiegnie, ewentualnie szykuje się na granat błyskowy, który tak daje po oczach że ja pierdole.
-
- Cholera... - powiedziałem po czym dobyłem pistoletu i wymierzyłem w drzwi. Musiałem rozbroić ten karabin, kurwa musiałem... durny ja.
[MATURE] "Zaćma, czyli historia po wskrzerzeniu" Ares Prime
w Archiwum RPG
Napisano
Spojrzały po sobie...
- Jesteśmy siostrami. Nazywam się AppleJack a to - wskazała na źrebaka - moja młodsza siostra Apple Bloom - powiedziała duża pomarańczowa klacz. Mała się trochę podeszła, była zaciekawiona twoim umaszczeniem. Ciekawi cię czemu ona się nie boi, bo przedtem wszyscy się dziebie bali, a jedna nawet uciekła na drzewo. Wciąż ci się źrebak przyglądał z zaciekawieniem.