-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Posty napisane przez KougatKnave3
-
-
- ... i właśnie dostałem potwierdzenie zakupu lokalu - pokazałem mu świstek. - Teraz tylko kogoś do dostaw, jakoś ogarnąć i można otwierać.
-
- Za pewnie wam niezapomniany wieczór... - powiedziałem podchodząc do skrzynki i zaglądając do środka by sprawdzić czy coś przyszło.
-
- Ja zakładam własny biznes... skoro wydało się że dobrze gotuje to wychodzi na to że zakładam restauracje. Zapłacone, lokal jest tylko czekać na potwierdzenie zakupu lokalu i znaleźć dostawce, i mogę ruszyć interes...
-
- Więc po mym monologu chyba już nie wrócą. Jak tam w robocie wczoraj?
-
- Proszę stary... - powiedziałem po czym pomagam mu wstać. - Szczerze nie spodziewałem się że cię zwiążą, szczerze mówiąc nie spodziewałem się sznurów z chmury...
-
- Liny z chmur? Ja jestem jednorożcem, ale zrobię co w mej mocy - powiedziałem po czym staram się jakoś go uwolnić, magicznie lub nie.
-
Jestem szczęśliwy że udało mi się zapobiec temu wszystkiemu i jednocześnie smutny że tyle serc zostało złamanych. Mam nadzieje że znajdą tą swą jedyną, a to by się nie stało, nie musiałbym mówić tego monologu gdyby nie Capo, gnida jedna. Podchodzę do Ghosta.
- Chyba już nie będą sprawiać problemu.
-
- Miałem tak samo jak wy... też bałem się jej o tym powiedzieć. Próbowałem jej o tym powiedzieć, ale zawsze gubiłem słowa, a jak udało mi się wreszcie powiedzieć, to nie słyszała bo otwierała wtedy bramę Canterlotu - tu dałem do zrozumienia Twi, że nawet wtedy chciałem jej to powiedzieć. - Proste słowa "Kocham cię" niby łatwe do powiedzenia, ale jak się spotyka tą jedyną to stają się tak trudne do powiedzenia że zamiast powiedzieć te słowa to można przeistoczyć je w czyny. Nie zawsze możemy trafić, ale jak już trafimy to można wiedzieć że ta osoba już nas nie opuści. Też kiedyś miałem tą jedyną... Twilight jest moją drugą dziewczyną. Tamta, piękna dziewczyna była żołnierzem, tak jak ja. Poznaliśmy się w wojsku, z dnia na dzień zrozumiałem że ją kocham, ale ta sama historia jak z Twilight. Bałem się wyznać że stanę się pośmiewiskiem jej znajomych i znajomych jej znajomych. Tak było póki mój DAWNY przyjaciel nie wykrzyczał tego na cały obóz. Złączyliśmy się, byliśmy razem ale nigdy nie było między nami mocnego uczucia. Chcieliśmy się nawet pobrać, ale miesiąc przed ślubem... została zabita. Przez trzy lata ani razu się nie uśmiechnąłem, dopóki nie zawitałem do tego miasta... i poznałem Twilight. Wtedy poczułem to uczucie bardziej niż u Milly, ale po wybuchu wojny, jakieś dwa lub cztery dni później zostaliśmy parą. W Canterlocie zamiast powiedzieć jej że ją kocham to poleciałem na ślepo typu "ryzyk fizyk" i pocałowałem ją w usta. Nie odskoczyła, nie walnęła mnie, nic nie zrobiła prócz zamknięcia oczu. Od tamtego dnia jesteśmy parą, możecie nawet spytać się jej przyjaciółek bo niemal cały czas widziały nas razem. Rozumiem co czujecie, i daje wam słowo że jeśli skrzywdzę lub sprawię że Twilight zapłaczę z mej winy, będziecie mnie mogli własno kopytnie ukarać... - powiedziałem. Niezły monolog się wypowiedziało... i się jednocześnie udupiłem na końcu zdania. Jak Capo rozniesie fałszywą plotkę że mam drugą klacz na boku... jestem martwy.
-
- JA JEJ NIE PRZETRZYMUJE WBREW JEJ WOLI! ONA JEST ZE MNĄ Z WŁASNEJ NIEPRZYMUSZONEJ WOLI. Powiedzcie mi jedno... skoro ją kochacie, czemu wcześniej nie powiedzieliście jej o tym?
-
- CZY WY WIDZICIE CO WY WYPRAWIACIE?! TAK CHCECIE ZAIMPONOWAĆ, TWILIGHT?! OBLIGUJĄC JEJ DOM?! TO NIEDORZECZNE
-
Cholera. Dużo ich... Dobra, czas pokazać że to idiotyczne że to robią.
- CISZA!!!! - czekam aż się uspokoją bym mógł zabrać głos.
-
- No to czas działać - Wziąłem głęboki wdech i wydech stając koło drzwi. Następnie wychodzę naprzeciw tłumu...
-
Wstaję... mam dość. Moje nerwy dosięgły zenitu i mam ochotę tam wszystkich powystrzelać a później pójść do Capo by jego zajebać. To on jest temu wszystkiemu winien że teraz to się wszystko dzieje, mógłbym im przemówić ale... mam... zaklęcie... tarczy.
- Kochanie... trzeba im to wyjaśnić inaczej nie pójdą. Ja tu nie widzę innego sposobu. Jak tak dalej pójdzie, to zdemolują dom.
-
Wszyscy też zaczęli sprawdzać swe uzbrojenie.
- Wszystko sprawne - rzekła Nat.
- Sprawne - odparł Ron.
- Działa - dodał Fasster.
- Mój też - odpowiedział im Sam.
Wszyscy byli gotowi, czekali tylko na znak gotowości do wyjścia.
-
Spokojny wyraz twarzy... serio oni chyba się naprawdę nudzą skoro przyszli tu teraz. A pracować kto będzie? Kurwa nawet poczty zabrać nie zdążyłem.
-
Siadam na swoim miejscu i jem swoją porcje.
-
- Co? Jakim kurwa prawem ja żyję? Przecież dostałem w głowę... wszystko było takie realne... Co z niewolnikami? - spytałem się. Ta kurwa to ukartowała, no cóż, potrafię przegrać z honorem apro po honoru. Pokonała mnie więc... cholera nienawidzę tej zasranej zasady... wysługiwać się magią, poszczuć magią kogoś kto nie miał z nią wcześniej doczynienia, więc chyba to jest wyjątek, prawda? Nie kurwa... musi być ale w tym pierdolonym kodeksie. Więc... kurwa nie mogę...
-
- Wcześnie coś ostatnio wstaje, więc pomyślałem że dziś ja zrobię śniadanie - odparłem z uśmiechem.
-
- Cześć kochanie... śniadanko gotowe... - powiedziałem z uśmiechem. Dzisiaj wyczekuje odezwu w sprawie lokalu, też zaczynam sądzić że mi się uda.
-
(Sory, poprawie się na przyszłość)
Kurwa, jak boli... czołgam się by gdzieś się schować... wiem że już po mnie, ale nie wykrwawię się, jeśli chcą mnie ubić to kurwa niech tutaj podejdą i mnie sami zabiją, nie dam się tak łatwo. No cóż... chyba przegrałem tą konkurencje, a ta klacz znając moje zakichane szczęście patrzyła się na to obojętnym wzrokiem jak konam. Nie patrze wszystko straconym wzrokiem, wiem że tak jest, bo już wielu przyjaciół mi tak zrobiło. Z podstawówki, gimnazjum, liceum. WSZĘDZIE gdzie zdobyłem przyjaciół dostawałem od nich kopa w dupę na do widzenia. Przynajmniej niewolnicy są wolni...
-
Podbiegam do klaczy - Biegiem do stajni... - strzelam dalej. Osłaniam niewolników, strzelając w stronę nieprzyjaciela, dając tym czas na ucieczkę. Co jakiś czas rzucam w tego metalowego kuca granatami, by go rozwalić. Po tym jak się niewolnicy dostatecznie oddalą, biegnę w stronę stajni niekiedy odwracając się i strzelając do goniących mnie nieprzyjaciół.
-
Zatem biegnę do klaczy w stronę którą się oddaliła. Walczyć, można ale trzeba wiedzieć kiedy się wycofać. Po drodze strzelam do wszystkiego co chce mnie zabić i jest handlarzem niewolników... lub tym metalowym gównem.
-
Szkurwa... skończyły się... no cóż, będzie mi to musiał wybaczyć, po śniadaniu z tego co mi zostało, to skocze gdzieś kupić owe błyskotki, gdyż se niedawno przypomniałem że mi zostało sporo z tamtej zapłaty...
-
Kurna... myślałem że do łóżka jej zaniosę. No cóż, może jutro mi się uda. Rozstawiam talerze i sztućce i upewniam czy miska z sałatką dla nas i miska z klejnotami jest na stole.
[Grimdark]Equestria_Battlefield3: Co się stało? (by peros81)
w Nightmare
Napisano
- Oj czeka mnie sporo dorabiania na boku... Jak co mam jeszcze robotę u AJ - odpowiedziałem. Zachowam Kilkanaście wypłat i będę mógł otworzyć już restauracje.