Skocz do zawartości

KougatKnave3

Brony
  • Zawartość

    3487
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez KougatKnave3

  1. - Miałem tak samo jak wy... też bałem się jej o tym powiedzieć. Próbowałem jej o tym powiedzieć, ale zawsze gubiłem słowa, a jak udało mi się wreszcie powiedzieć, to nie słyszała bo otwierała wtedy bramę Canterlotu - tu dałem do zrozumienia Twi, że nawet wtedy chciałem jej to powiedzieć. - Proste słowa "Kocham cię" niby łatwe do powiedzenia, ale jak się spotyka tą jedyną to stają się tak trudne do powiedzenia że zamiast powiedzieć te słowa to można przeistoczyć je w czyny. Nie zawsze możemy trafić, ale jak już trafimy to można wiedzieć że ta osoba już nas nie opuści. Też kiedyś miałem tą jedyną... Twilight jest moją drugą dziewczyną. Tamta, piękna dziewczyna była żołnierzem, tak jak ja. Poznaliśmy się w wojsku, z dnia na dzień zrozumiałem że ją kocham, ale ta sama historia jak z Twilight. Bałem się wyznać że stanę się pośmiewiskiem jej znajomych i znajomych jej znajomych. Tak było póki mój DAWNY przyjaciel nie wykrzyczał tego na cały obóz. Złączyliśmy się, byliśmy razem ale nigdy nie było między nami mocnego uczucia. Chcieliśmy się nawet pobrać, ale miesiąc przed ślubem... została zabita. Przez trzy lata ani razu się nie uśmiechnąłem, dopóki nie zawitałem do tego miasta... i poznałem Twilight. Wtedy poczułem to uczucie bardziej niż u Milly, ale po wybuchu wojny, jakieś dwa lub cztery dni później zostaliśmy parą. W Canterlocie zamiast powiedzieć jej że ją kocham to poleciałem na ślepo typu "ryzyk fizyk" i pocałowałem ją w usta. Nie odskoczyła, nie walnęła mnie, nic nie zrobiła prócz zamknięcia oczu. Od tamtego dnia jesteśmy parą, możecie nawet spytać się jej przyjaciółek bo niemal cały czas widziały nas razem. Rozumiem co czujecie, i daje wam słowo że jeśli skrzywdzę lub sprawię że Twilight zapłaczę z mej winy, będziecie mnie mogli własno kopytnie ukarać... - powiedziałem. Niezły monolog się wypowiedziało... i się jednocześnie udupiłem na końcu zdania. Jak Capo rozniesie fałszywą plotkę że mam drugą klacz na boku... jestem martwy.

  2. Wstaję... mam dość. Moje nerwy dosięgły zenitu i mam ochotę tam wszystkich powystrzelać a później pójść do Capo by jego zajebać. To on jest temu wszystkiemu winien że teraz to się wszystko dzieje, mógłbym im przemówić ale... mam... zaklęcie... tarczy.

    - Kochanie... trzeba im to wyjaśnić inaczej nie pójdą. Ja tu nie widzę innego sposobu. Jak tak dalej pójdzie, to zdemolują dom.

  3. - Co? Jakim kurwa prawem ja żyję? Przecież dostałem w głowę... wszystko było takie realne... Co z niewolnikami? - spytałem się. Ta kurwa to ukartowała, no cóż, potrafię przegrać z honorem apro po honoru. Pokonała mnie więc... cholera nienawidzę tej zasranej zasady... wysługiwać się magią, poszczuć magią kogoś kto nie miał z nią wcześniej doczynienia, więc chyba to jest wyjątek, prawda? Nie kurwa... musi być ale w tym pierdolonym kodeksie. Więc... kurwa nie mogę...

  4. (Sory, poprawie się na przyszłość)

    Kurwa, jak boli... czołgam się by gdzieś się schować... wiem że już po mnie, ale nie wykrwawię się, jeśli chcą mnie ubić to kurwa niech tutaj podejdą i mnie sami zabiją, nie dam się tak łatwo. No cóż... chyba przegrałem tą konkurencje, a ta klacz znając moje zakichane szczęście patrzyła się na to obojętnym wzrokiem jak konam. Nie patrze wszystko straconym wzrokiem, wiem że tak jest, bo już wielu przyjaciół mi tak zrobiło. Z podstawówki, gimnazjum, liceum. WSZĘDZIE gdzie zdobyłem przyjaciół dostawałem od nich kopa w dupę na do widzenia. Przynajmniej niewolnicy są wolni...

  5. Podbiegam do klaczy - Biegiem do stajni... - strzelam dalej. Osłaniam niewolników, strzelając w stronę nieprzyjaciela, dając tym czas na ucieczkę. Co jakiś czas rzucam w tego metalowego kuca granatami, by go rozwalić. Po tym jak się niewolnicy dostatecznie oddalą, biegnę w stronę stajni niekiedy odwracając się i strzelając do goniących mnie nieprzyjaciół.

×
×
  • Utwórz nowe...