-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Posty napisane przez KougatKnave3
-
-
Podchodzę do drzwi i je otwieram by ekipa mogła wejść do środka zamczyska.
-
- Może nie zostałem ale zdaje sobie sprawę jak obecnie ci smutno - powiedziałem po czym już w ciszy idę za nią, oby to się szybko skończyło.
-
Smucę się to widząc ale jestem pewny że wszystko wróci do normy jak się skończy ta głupia wojna. Wstaję i wychodzę na zewnątrz i staje koło Papillon.
- Wiem co czujesz - rzuciłem kiedy stałem koło niej.
-
- Sporo się zmieniło od czasu twojego zamknięcia. Po incydencie z Dziurką, Chrysalis obwiniła o to Celestie i opuściła Canterlot, a Discord "zaszalał" i stał się coś ala krasnal ogrodowy. Oboje później wrócili ale też ponieśli klęskę, a za trzecim razem Discorda udało się przemienić w dobrego, poniekąd bo wciąż ma ten typowy dla niego humor. Chrysalis do dziś nie została przywrócona na stronę dobra, ale mamy nadzieje że tobie uda ci się przemówić jej do rozsądku.
-
- N... nie... niema - odpowiedziałem jej na pytanie. Kurwa te motyle spierdalają, zaraz rozjebiemy się o ziemie, ja nie chce tak umrzeć roztrzaskując się o ziemie z prędkością światła. Ja chce żyć, i doczekać się potomka.
-
Powoli się uspokajam gdyż wiem że jest ona przy mnie.
- Dziękuje ci - powiedziałem i objąłem ją kopytem wciąż zdenerwowany i mając uczucie że zaraz jebniemy o ziemie z prędkością 300 km/h
-
- Transport nowych pancerzy dla wojska. Nie zauważyli że podpieprzyliśmy im zbroje - Ron się zaśmiał.
- Tak oto je zdobyliśmy - powiedziała Nat po czym odbezpieczyła dziwną broń, taką jaką mieli ludzie na Shanxi.
-
- Nieźle, kim jesteś? - spytałem się mojego oponenta który jak się okazuje jest dobry w skradaniu i szybki gdyż nie zdążyłem zareagować. Mam nadzieje że to jeden z tych których mi matka przysłała do pomocy w celu wprowadzenia tu woli Sithisa.
-
- Nic, po prostu nie lubię latać... - powiedziałem lekko się trzęsąc. Ja się kurwa boje latać, mam tak od małego i kurwa nie wiem czemu.
-
- o... oby - powiedziałem zdenerwowanie łapiąc się czegoś co nie pozwoli mi jak by co spaść.
-
Zaczynam się trząść... zaraz spadniemy.
- Ile zostało jeszcze lotu...
-
Rozglądam się po mojej ekipie i sprawdzam czy tylko oni mają to coś że ten rydwan zaraz jebnie o ziemie. Kurwa mam lęk wysokości...
-
- Mam nadzieje że podjebanie pancerzy od Hierarchi się opłaciło - powiedziała Nat.
- No... dobrze znów być w tym pancerzu, ale czemu mój pachnie gównem? - spytał się Fasster.
- Wcześniej należał do Turianina który nie trzymał zbytnio higieny - odpowiedział mu Ronald.
-
Może ona wie jak się tu odprężyć ale jak mam się odprężyć gdyż wiem że motyle dźwigają ten rydwan. Przyglądam się temu wszystkiemu z mętlikiem w głowie gdyż wciąż nie mogę pojąć jak potrafią unieść ten rydwan.
- Jeszcze sporo muszę się nauczyć o tym świecie...
-
Doobra... to już kurwa przegięcie. Ile tego kurwa tutaj jest? Tuż to cała populacja planety chyba. Czekam cierpliwie aż dolecimy do Canterlotu, ewentualnie też czekam aż ktoś zacznie rozmowę bo ja nie wiem jak zacząć. Głupio się czuję w tym rydwanie.
-
- Potwierdzam - odpowiedział Ron.
- TO co? Gotowi do akcji? - spytała się w końcu Natasha.
-
< jak chcesz to możesz grać, mi tam obojętne >
Dziwnie się czuje... To kurwa wbrew prawą fizyki, by takie małe motyle nas kurwa uniosły a co dopiero cały rydwan. Mój mózg schodzi na psy przez ten świat i jego logikę. Czuje że powoli zaczynam się cofać do poziomu dziecka... a tam żartuje, ale serio to chore tak naginać prawa fizyki... jeśli tutaj są.
-
(Fabuła gry tutaj jedynie się ociera o miliprocenty więc nie jest wymagana wiedza. Iran jest tymi złymi bo do władzy doszło PRL i wywołało wojnę z USA by wyprzeć amerykanów z kraju. O tym mówi mój bohater w sesji ale nie zdaje sobie pojęcia że już w tej chwili PRL praktycznie nie istnieje. Więc nie musisz się zagłębiać w tą grę, bo to nie jest wymagane)
Czyli polecimy rydwanem do stolicy Equestrii? Zaprzęgniętym w motyle? Do tego sam rydwan o kolorach tęczy? Nie zbyt mi się widzi by tam wsiadać ale trzeba się jakoś dostać do stolicy, więc od razu mówię że ta podróż będzie trochę nieprzyjemna.
-
( Jest Prosta... Brat bohatera Faruk i ich przyjaciel Salomon [są antagonistami w grze] giną w trakcie wojny z USA, a podczas nieobecności Allana przejęli Iran. Więc jeśli Allan jakimś cudem wróci [A wróci jeśli celestia nie zezwoli na przemieszczenie tu jego ludzi] dowie się że PRL poszło się jebać)
- Więc znów kilkudniowa podróż przez tą krainie do Canterlotu - westchnąłem - więc w drogę - powiedziałem i zaczynam iść w stronę Canterlotu uważając na wszystko co może nam zagrozić.
-
Zawiodłem się na tym czło... kucu. Miał szansę na pozbycie się wszystkiego co mu zagrażało, ale nie, musiał być taki dobroduszny i oddać tą książkę strażnikom. Jarl Pękniny i Markartu mają swoje książki i są zadowoleni z usług, a Jarl Pękniny dosłownie obsypuje nas złotem za to byśmy usuwali mu żony by mógł więcej zarabiać. Więc nic, wracam do swojego zamku i sprawdzam czy ktoś nie przybył z mojego świata, ktoś kto mi pomoże w misji.
-
< kolejny długi post dla ciebie >
Patrze na nią z smutkiem w oczach. I od razu przypomniał mi się mój ojciec który zginął podczas pomocy sojusznikom z klanu Habar Gidir. Mój ojciec wraz z czterystoma Metalowymi Tygrysami, najlepszymi bojownikami o Wolność Iranu wyruszyli im na pomoc, i po kilkunastu dniach dotarli do miejsca gdzie się ukrywał Mohamed Farrah Aidid, dotarli do Mogadiszu. Byłem tam z nim, mój pierwszy chrzest w ogniu poza granicami naszego kraju, 3 października rozpętała się bitwa która zapisała się na kartach historii ludzi. Nasza grupa utrzymywała północną część miasta i mieliśmy przygotować miejsce ewakuacji kiedy reszta bojowników zapewni osłonę. Abdul Alim Al Bashir, mój ojciec był znany jako Pogromca Zachodu dzięki jego strategią, nasza grupa wytrzymała najdłużej, jednak zawsze coś musi się spierdolić. Po jakimś czasie do Mogadiszu przybyły posiłki ONZ i Malezji, wiedzieliśmy że trzeba się już wycofywać a po jakimś czasie zginął Mohamed. Podczas odwrotu, natknęliśmy się na ostry opór amerykańskich, nie chcieli nas wypuścić. Z całej tej akcji z 400 pozostało 12, mieliśmy już resztki amunicji, ale kula amerykańska trafiła mnie w bok, ojciec podbiegłby mi pomóc i odciągnąć w bezpieczne miejsce. Byłem schowany za filarem i obserwowałem jam mój ojciec zabija każdego napotkanego Amerykanina, nie mając przy tym litości. Jednak i nawet bóg kiedyś może upaść. Mojego ojca zaszedł od tyłu jakiś żołnierz i wepchnął mu nóż w plecy w okolicach serca lub nawet w nie. W akcie zemsty ostatnią kulą z pistoletu zastrzeliłem go strzałem w głowę, mym pierwszym takim strzałem. Kiedy uciekliśmy z miasta pozostało nas tylko trzech. Ja, Salomon i Faruk, dzisiejsza elita PRL, ci co rządzą organizacją by wyzwolić Iran z okupacji USA i odrodzić Imperium Perskie. Wspominając to wszystko z oczu zaczęły mi spływać łzy, nikogo tak wtedy nie kochałem jak ojca, był dla mnie wzorem który do dziś naśladuje ale wszyscy wiedzą że nigdy nie przebije ani nie zbliżę się do jego strategii. W dniu śmierci ojca, przyrzekliśmy że amerykanie zapłacą za to. Opracowaliśmy plan, plan na zniszczenia potęgi głównych państw ONZ, USA, Francji i Londynu. Nie wiem czy te operacje przeszły pomyślnie, ale mam nadzieje że się udały. Wciąż z łzami w oczach idę za Papillon.
-
- Są w szoku. Ja też bym był gdybym zobaczył swojego ojca. Nie przejmuj się nimi, napewno są szczęśliwi że wróciłaś.
-
Wychodzę z ukrycia.
- Niezłą masz reputacje. Aż nawet komentarza na to nie mam - powiedziałem jej z uśmiechem
-
Szepcze do niej na ucho.
- Mogę ci pomóc w zebraniu kasy, i w zemście na twoim szefie. Wystarczy że podasz mi kod do sejfu a postaram się byś dostała swoją część. Co ty na to? Nie będziesz musiała pracować tutaj bo widzę że zbytnio nie lubisz tej roboty.
[Grimdark]Equestria_Battlefield3: Co się stało? (by peros81)
w Nightmare
Napisano
- Nikogo nie ma i nie podoba mi się to - powiedziałem po czym od razu skierowałem się do Sali tronowej. Zaraz się rozpocznie konfrontacja.