łuhuhu...
"Chcesz pokoju, szykuj się na wojnę" - ni cholery nie straciło to na aktualności, niestety albo stety. Pobór do woja... ciekawe jest to że za poborem w większości są ci którym ten że nie grozi... ta. Zaryzykuję i napiszę że pobór to głupota, ba! Nawet postaram się wyjaśnić czemuż to tak uważam (chociaż i tak "g" z tego będzie ale mniejsza). Powołujemy do wojska ludzi młodych, którzy w przerażającej większości nie chcą tam być, bo mają lepsze rzeczy do roboty takie jak praca np. Zresztą mało kto ma ochotę strzelać i zabijać (tak mi się wydaję), mamy też ludzi którzy parenaście lat temu odbębnili wojo i... większość zgodnie twierdzi że trzy lata w woju to czas stracony (teraz czekam na "dziadków" którzy będą drzeć paszczę że "wojo rodzi mężczyzn!"), a jeśli w woju było się np. trzydzieści lat temu to... jak by na to nie patrzeć, technika poszła do przodu, zmieniły się założenia taktyczne, strategiczne itp. Więc umiejętności takich ludzi są... nijakie. Jeśli armia to zawodowa, dobrze wyposażona, wyszkolona i dowodzona z wysokim morale, nie musi liczyć milion chłopa bo to nie XIX wiek. Inną kwestią jest obecny stan naszej armii, którego raczej przybliżać nie trzeba.
Militaryzacja społeczeństwa... a co my Rzym? Chociaż nie powiem, jeśli chodzi o dostęp do broni jestem jak najbardziej za ale... no właśnie jest jakieś ale...na spokojnie, bo jakoś nie wydaje mi się że jesteśmy gotowi na odpowiedzialność jaką jest posiadanie broni. W USA, czy Szwajcarii istnieje swoistego rodzaju "kultura" obchodzenia się z bronią, my tego nie mamy, musimy się tego nauczyć. Oczywiście trzeba terz zmienić przepisy które są poronione... ale to raczej nie nastąpi przez najbliższe trzydzieści lat. Z drugiej strony, są strzelnice, kółka militarne itp. zawsze można się pod to podpiąć i nauczyć się trzymać karabin właściwą stroną, ale czy to daje nam podstawę do zabawy w partyzantkę? Wątpię, chociaż to zależy od wielu czynników. Sukcesem nie jest wygrać wojnę lecz nie dopuścić do jej wybuchu... a jeśli to się stanie, to bagnet na broń. O dziwo część moich znajomych (ale nie tylko) którzy mają przysłowiowe "jaja" stwierdziło że... jak co to oni sp**** gdzie pieprz rośnie... słodko. W pracy mamy zatwardziałego pacyfistę, który stwierdził że jeśli wybuchnie wojna to on... będzie protestował, spytałem więc: "Czy gdy rusek przystawi pistolet do głowy twojej matki też będziesz protestował?" odpowiedzi nie otrzymałem a szkoda. To jest też niestety kwestia mentalności...chyba, zresztą nie wiem, co będzie to będzie, bum!