-
Zawartość
1079 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Posty napisane przez Ohmowe Ciastko
-
-
Skoczyłem na nie. Musiałem szybko je ogłuszyć i zabrać im broń. Takie malce nie były groźnymi przeciwnikami bez broni.
-
Sithowie, może uczniowie, może podmieńce. Wciąż zamierzałem je zaatakować, lecz lżej.
-
Teleportowałem się nad atakujących z zamiarem wciśnięcia ich mocą w podłogę. Potem chciałem szybko skoczyć na klacz i ją też uziemić.
-
-Klaczo, od kilku tysięcy lat obrywasz, najpierw od elementów harmonii a teraz od jedi,a nadal chce ci się czynić zło? Nie lepiej odejść na emeryturę. Zostaw ją w spokoju i odejdź stąd. Daj nam w końcu spokój. Już musiałem walczyć z swoim mistrzem, więc nie czuję się najlepiej. Walcz z kimś o swoich umiejętnościach.
Nie pomyślałem,a raczej pomyślałem o innej królowej podmieńców. -
-Znowu ty?-bałem się, że mistrz znalazł kolejnego alicorna. To, że podmieńca, mnie nie obchodziło. Zaatakowałem klacz moimi mieczami.
-
-Mam teraz ciężki czas więc weź się zamknij-krzyknąłem. Otoczyłem Kate i ciało Crystal Sword barierą ochronną , po czym zacząłem walkę.
-
-Kontrolujący. Masz w tej chwili wycofać te wojska, jeśli chcesz je mieć całe-krzyczałem z nadzieją, że ktoś nasłuchuje droidy.
-
Podniosłem miecze leżące na podłodze. Delikatnie uniosłem magią klacze i odstawiłem je do rogu pokoju. -Chroń ją-rzuciłem miecz Kate w jej kierunku-Niech rodzina ma nad czym płakać. Stanąłem z pięcioma mieczami w powietrzu. Czekałem.
-
Szybko pobiegłem pomóc klaczy.
-
Rzuciłem się na dyszącego alicorna. -Crystal, stój!-krzyknąłem z nadzieją, że zrozumie, o co mi chodzi. Chciałem zaatakować wyczerpanego mistrza, nie ją.
-
-Idź, niech cię opatrzą. Nieprzytomna i bliska wykrwawienia nic nie pomożesz Crystal Sword-powiedziałem do Kate-Poradzi sobie. Moc w niej jest silna.
-
-Kate! Jak się cieszę , że jesteś cała. Crystal Sword, daj mu popalić!
-
Wciąż stałem jakby niewzruszony. -Wierzę.
-
Musiałem ją jakoś podbudować. Praktycznie od razu wiedziałem, co powinienem zrobić. Stanąłem w miejscu i wyłączyłem miecze. -Ona nie pozwoli ci nic mi zrobić. Wierzę w jej siłę-udawałem pewność i niewzruszenie. Naprawdę bałem się jak draconequus. Ale miałem nadzieję, że to podziała.
-
Chaotycznie teleportowałem się po pomieszczeniu. Starałem się wybierać miejsca z dobrym widokiem na okolicę. -Klaczo! Wiem ,że wciąż masz odrobinę kontroli nad ciałem. Przejmij je za 3,2,1. Szukałem alicorna. Mój plan zakładał atak kopytami na mistrza w momencie, w którym ponownie przejmie ciało. Ból, jaki dozna, powinien pomóc klaczy na wyrzucenie intruza.
-
Teleportowałem się za źródło głosu i magicznie przyśpieszyłem. Była to prosta telekineza moich butów, które pociągnęły za sobą mnie.
-
-Ok. Wiem już wszystko. Rzuciłem się do ataku. Wysunąłem kopyto do przodu, by trafić mistrza w brzuch, a miecze i kopyto czekało na atak.
-
Czekałem. Nie wiedziałem co zrobić. On przejął ciało tej biednej klaczy, więc nie mogłem z nim normalnie walczyć. Myśl!,powtarzałem sobie,Myśl!
-
-Nie próżnowałeś. Ale ja też się nie nudziłem-wystawiłem przednie kopyto w kierunku mojego mistrza. Było okute w buty, a tuż przy kolanie była bransoleta- Wiele kucy mówiło mi, że biżuteria i buty to domena dam. Lecz mnie to nie obchodziło. To, co widzisz, to but z żelaza mandaloriańskiego. Debiloodporne. A to-spojrzałem na bransoletę-jest mój projekt. Prawie co nie działa-magią coś odblokowałem i bransoleta zmieniła się w płatki blachy, które okryły moją nogę- Ale można nosić i nie bać się, że spadnie. To też jest z żelaza mandoloriańskiego. Chciałem pasma cortosis, ale kowal ze mnie żaden, więc zostałem przy żelazie mandaloriańskim. I to wszystko jest nasycone mocą. Ciężko było dotrzeć do zapisków, jak to czyniono, ale taka jest zaleta członkostwa w liczącym kupę lat zakonie. Jakby się nie spojrzeć, żaden zakon sithów nie miał nawet ułamka lat, które osiągneli Jedi. Te ciągłe wojny domowe nie służą magazynowaniu wiedzy. Ciągle się coś gubi.
-
-Mistrzu, ja już walczyłem z tobą jakieś półtora roku temu i pokonałem cię. Poddaj się, a nic ci się nie stanie. Dobrze wykorzystałeś moją cechę do ściągnięcia mnie tutaj, tu muszę cię pochwalić. Ale teraz się poddaj-wyłączyłem moje miecze. Czekałem na atak. Byłem gotowy do teleportacji. Jeden ruch, a już za nią? Za nim? Tak czy siak, będę za atakującym.
-
-Napewno nie był klaczą.
-
-Nie ma nikogo, z kim spędziłem większość życia prócz mojego mistrza. Ale on obecnie jest w więzieniu Jedi. Nie mów, że jesteś kocykiem. Go też mam prawie całe życie. No i jeszcze mój pierwszy miecz, ale on się popsuł gdy próbowałem zmienić w nim kryształ.
-
Taka silna emocja, że nie pohamował się przed krzykiem
-Koniec tej zabawy. Albo powiedz mi kim jesteś, albo walczmy. Nudzi mnie już to. Czemu nie zaatakowała? Byłem całkowicie rozkojarzony,pomyślałem. -
-Przecież ja ciebie nie zabiłem!-krzyknąłem. Sądziłem ,że chodzi jej o mojego byłego mistrz. Jak na razie był kucem, który otrzymał ode mnie najcięższe rany. Lecz on powinien być teraz w więzieniu Jedi dla sithów. Stanąłem przed nią.
Horse_Wars: Niewolnicy (by PiekielneCiastko)
w Nightmare
Napisano
Miałem dwa miecze więcej niż było źrebaków. I wiedziałem jak walczyć otoczony przez przeciwników. Teleportowałem się nad źrebaki z zamiarem posiniaczenia ich za pomocą wbicia w ziemię.