Mój sąsiad... no dobra, ja mieszkam na 4 piętrze, on na parterze, ale to nie istotne. Facet najwidoczniej, zmusza córkę do gry na skrzypcach. Nie idzie jej najlepiej. Wielokrotnie słyszałem jej występy na balkonie czy przechodząc obok ich mieszkania.
Zastanawiam się nad jednym. Czy takie "zachęcanie" do gry, nie wywoła wstrętu do muzyki w przyszłości? "Jezioro Łabędzie" w jej wykonaniu brzmiało jak "rzeźnia w kurniku". Ktoś mógłby powiedzieć - "Triste, to początki". Być może macie rację, ale minęło ponad 1.5 roku, a postępu brak.
Im człowiek bardziej wykształcony, tym głupszy (na swój sposób).
EDIT.
W czasie gdy płyta Lindsey kopiowała się na HDD (po co męczyć nośnik i napęd), przeczytałem "książeczkę". Pomijając smród, znalazłem info, że od zawsze ciągnęło ją do muzyki. Porównajcie "tatusiu ja NIE chcę grać" do "tatusiu ja CHCĘ grać". Nie twierdzę, żeby mała sąsiadka miała mieć 100 milionów wyświetleń na YT, ale po prostu żeby lubiła to, co robi.