Skocz do zawartości

Zodiak

Brony
  • Zawartość

    645
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Zodiak

  1. Uścisnęła twoją dłoń, swoją pazurzastą i szorstką. Chyba cię zadrapała. I musiałeś jej przyznać, że miała siłę. Przynajmniej w ręce. Następnie klepnęła cię w ramię. - No, a teraz wracamy. Tylko nie prowokuj Agrash'a. Nie gwarantuję, że nie zrobi ci krzywdy, jeśli będziesz mu za bardzo pyskował. Wkurzony jest na ciebie, ale nie martw się, to nie tępy kroganin, który służy jedynie za broń. Wystarczy, że nie będziesz mu wchodził w drogę, a on da ci spokój. Wróciłeś z nią po schodach. Tam czekał już Agrash z gotową strzelbą. - Skończyłaś... Zaraz. co do... No chyba sobie jaja robisz... Chwila, chwila... Kurwa, quarianin?
  2. - Zawsze jest druga szansa - powiedziała i podeszła bliżej. Rozwinęła swoje omni-ostrze, długie chyba na pół metra. Wyciągnęła ostrze w twoją stronę i już byłeś pewien swojego losu... lecz pomyliłeś się. Gdyż ona jedynie ściągnęła ci kaptur z głowy. Spojrzała na twoją twarz ze zdziwieniem. - Ty... Ty nie jesteś człowiekiem. Czym ty... Zaraz. Czy to możliwe... Jesteś quarianinem?
  3. - Już lecisz? Jeszcze nie skończyliśmy! - zawołała za tobą turianka. Wbiegła za tobą na klatkę, ale nie strzelała. Schodziła powoli za tobą. - Nic do ciebie nie mam, człowieku, ale ty pierwszy zaatakowałeś. Chciałam dać ci szansę, ale teraz musisz zostać ukarany. Sięgnęła do pasa i wyciągnęła... granat. Rzuciła go, jednak nie w ciebie. Rzuciła go za ciebie. Wybuch zniszczył zardzewiałe schody, odcinając ci drogę ucieczki. - A może mnie przekonasz, żebym dała ci drugą szansę?
  4. Biotyczna kola uderzyła kroganina w głowę, przez co ten musiał cofnąć się o parę kroków, nie mogąc wystrzelić ze strzelby. Jednak turianka mogła wystrzelić z Falangi. Mało tego. Poczułeś krótki, ale przeszywający ból. Głównie na ręce, gdzie był omni-klucz. Urządzenie zaczęło skrzyć, gdy potraktowała cię przeciążeniem. Zniszczyła ci tarczę i zaczęła strzelać. Jej pistolet się przegrzał, jednak zdążyła jeszcze wystrzelić jeden pocisk, który lekko zranił cię w ramię. Tylko powierzchownie, lecz rana bolała złośliwie.
  5. Turianka rzuciła się w bok, unikając ataku przeciążeniem. Uniknęła też kilka strzałów, za to sięgnęły ją dwa, mocno uszkadzając jej tarczę. Sama zaczęła strzelać do ciebie z falangi, która - po dźwięku i samych strzałach - była ulepszona, jak stwierdziłeś. Nie trafił cię jednak żaden. To jednak nie powód do radości. Zignorowanie krognina było błędem. Szarża cię sięgnęła, a kroganin uderzył głową, wybijając powietrze z płuc. Na szczęście nie spadłeś ze schodów. Zatrzymałeś się jednak boleśnie na barierce,w wgniatając ją. Chyba żadne kości ci nie popękały, ale ból zmusił cię do zgięcia się w pół. Tytanicznym wysiłkiem nie padłeś na ziemię. Jednak wciąż stałeś. I żyłeś.
  6. Postać upadła na ziemię, jej omni klucz trzasnął i się wyłączył. Kroganin poderwał się i chciał strzelić, ale zorientował się, że jesteś za daleko, aby strzał był efektywny. Wycelował broń i nie spuszczał z ciebie oka. Widać, że to nie byle tępak z Krwawej Hordy. Zakapturzona postać wstała i zrzuciła płaszcz. Turianka miała na sobie ciemną zbroję ze złoto-żółtymi elementami i białymi diodami. Na twarzy miała złote tatuaże w fantazyjnym turianskim wzorze. Twój atak nie wyprowadził jej z równowagi, nie wkurzył. Stała spokojnie i patrzyła na ciebie chłodno. - No proszę, przyszedłeś za nami, aż tutaj. A myślałam, że zgubiłam cię w tłumie. Czyżbym zepsuła ci dzień? - Uśmiechnęła się szyderczo.
  7. Siedziałeś właśnie w karczmie o wdzięcznej nazwie "Pod Lisem". Mimo, że nie był to zbyt luksusowy lokal to cieszył się w miarę pozytywną sytuacją w stolicy. Gości był o tu dużo, z rożnych stanów, jednak gościli tu głównie mniej zamożni kupcy i rzemieślnicy. W karczmie panował przyjemny półmrok. Zapach piwa, kiszonej kapusty i pieczonego mięsa przyjemnie drażnił nozdrza. Było dość tłoczno, był wieczór. Przy ławach zasiadało mnóstwo ludzi, gawędząc o polityce, pogodzie i podatkach. Dziewki roznosiły jedzenie, chichocząc, gdy ktoś uszczypał je w tyłek i udając, że się opierają. Ty zaś siedziałeś w kącie, sam przy jednym ze stolików. Sączyłeś piwo z kufla i jadłeś pieczoną kiełbasę w kapuście. Podeszła do ciebie niezwykle piersiasta i wcale ładna dziewka, chcąc dolać ci piwa. - Piwa, dobry panie? - spytała z uśmiechem.
  8. Kroganin tak krążył. był znudzony, ale jednocześnie ostrożny i uważny. Lustrował otoczenie wzrokiem, cały czas mając strzelbę w pogotowiu. - Tak swoją drogą - zagadał do tajemniczej postaci - to nie miałaś żadnych problemów z tymi plikami? Orach to jakby nie było jeden z oficerów Arii. Dość szybko zajęło ci... - Ktoś załatwił sprawę za mnie - odparła, rozbawionym tonem. - Ktoś hakował to od dłuższej chwili. Nie przeszkadzałam mu, tylko poczekałam, aż zniesie zabezpieczenia. A wtedy ściągnęłam, co miałam ściągnąć. Musiałam też usunąć wszystkie inne pliki... i kredyty z konta Oracha. - Ha, ha, ha, ha! Chciałbym zobaczyć minę tego drugiego hakera! Ha, ha, ha! I Oracha!
  9. Schody ciągnęły się w górę i ciągnęły. Wyszedłeś na dach tego budynku. Stamtąd można było zauważyć tunel powietrzny, którym śmigały pojazdy. Neony biły po oczach, ktoś gdzieś krzyczał. Kwintesencja Omegi. Kroganin łaził w kółko mówiąc coś do tajemniczej postaci, która siedziała tyłem do ciebie i robiła coś na swoim omni-kluczu. Kroganin miał czarny pancerz z pomarańczowymi diodami, a w rękach trzymał strzelbę - Claymore. - Długo jeszcze będziesz łapać ten zasięg? Tak jakbyśmy nie mogli tego zrobić z jakiegoś lepszego miejsca... - Musimy zachować dyskrecję. Nie chcę ryzykować, że ktoś nam... przeszkodzi - odpowiedziała postać.
  10. Za drzwiami był długi korytarz prowadzący zapewne do części administracyjnej. Na końcu były zepsute rozsuwane drzwi, zza których dochodziły odgłosy rozmowy. Tak, to był twój cel. Z daleka mogłeś rozpoznać gruby, niski krogański głos. Kroganin jednak nie wrzeszczał i nie klął jak to ma w zwyczaju lud z Tuchanki. Drugiej osoby nie mogłeś usłyszeć, pewnie mówiła zbyt cicho, albo kroganin rozmawia przez komunikator. Zbliżyłeś się do drzwi i zauważyłeś, że za nimi nie ma pomieszczenia, a jest klatka schodowa. Odgłosy dobiegały z góry.
  11. Skan nie wykazał żadnych zagrożeń, żadnych min czy pułapek. Albo ich rzeczywiście nie było, albo ktoś je nad wyraz dobrze zakamuflował. Wnętrze było ciemne, widziałeś jedynie kształty sporych kontenerów, które zajmowały większość całego miejsca. Tworzyły coś w rodzaju labiryntu, w którym bardzo łatwo było się zgubić, bo twój GPS nie uznawał go jako drogi. Poruszałeś się bardzo powoli i ostrożnie, spodziewając się pułapek lub zasadzki. Kontenery były stare i zapewne zapomniane. Ciekawe, czy coś w nich było. Klucząc pomiędzy nimi wreszcie natrafiłeś na drzwi, prowadzące wgłąb. Może do innej części magazynu.
  12. Po ominięci kolejnych brudasów, dziwek i innych miłych osobników, zszedłeś do miejsca, gdzie stało kilka pojazdów. Większość była zniszczona, z powybijanymi szybami, obdrapana i zardzewiała. Ale nie ten jeden, który rozpoznawałeś, a który stał sobie spokojnie pośród wraków. Wokół nie było żywej duszy, ani vorchów, ani batarian, ani Arii. Nikogo. To było tym bardziej podejrzane. Oprócz miejsca, z którego przyszedłeś jedyną drogą do wyjścia było... wejście. Wejście do jakiegoś magazynu.
  13. Vorche rzuciły się na pieniądze jak na ścierwo. Oprócz tego ciemnego, który dalej lustrował cię wzrokiem, który mówił wiele brzydkich rzeczy. Wgapiał się i nie wiedziałeś, o co mu chodzi. Zaczął węszyć i już myślałeś, ze nie obejdzie się bez bójki, ale w końcu warknął na swoich, żeby cię zostawili. Wskazał im chorego batarianina. Oni poszli, ale ten ciemny jeszcze przez chwilę na ciebie patrzył. Potem również dołączył do swojej bandy, a po chwili mogłeś usłyszeć przeszywający, bolesny krzyk batarianina. Cel nie był daleko. Dwa piętra niżej i kilkaset metrów na lewo i byłeś na miejscu. Na miejscu zaparkowania pojazdu, znaczy się. Ten ktoś i jego ochroniarz mogli pójść wszędzie.
  14. - Ej ty! - zawołał do ciebie jeden. - Co tu robi? Nasz teren! Zapłaci! Vorch miał skórę ciemniejszą niż jego koledzy, którzy starali się ciebie otoczyć. Jak to vorche charczeli i ślinili się, gapiąc się z dziką żądzą krwi i mordu. Szczerzyli zęby, pazury i łapy im drżały. Nerwowo potrząsali głowami i tylko czekali na pretekst do ataku. - Zapłaci to damy spokój! - charczał ten ciemny. Zauważyłeś, że ma za pasem pistolet. Chyba shuriken, ale nie byleś pewien. Vorch oblizał się i wyciągnął szponiastą łapę. - Dawaj kredyty!
  15. Po chwili usłyszałeś odległy wybuch gdzieś za tobą. Chyba coś popsułeś, ale mniejsza z tym. Sygnał prowadził wgłąb tego... szamba. Od razu dało o sobie znać to miejsce. Vorche siedziały na ulicy, jadły jakieś dziwne mięso i piły coś równie dziwnego. I patrzyły na ciebie z niewypowiedzianą nienawiścią. Tak, z nienawiścią. Takie właśnie były vorche. Niczym zwierzęta. Pragnące jedynie zaspokajać najbardziej prymitywne potrzeby. Żreć, srać i się dupczyć. To jedyne, co te istoty potrafiły. I zabijać. Władcy slumsów. Sygnał prowadził wgłąb. Im dalej w slumsy tym bardziej przerażający widok. Nawet trupy leżały sobie spokojnie na ulicy. Rozszarpane przez vorche. Gdzieś pod ścianą stary batarianin bez nóg charczał boleśnie i pluł krwią. Gdzie indziej banda turian zaciągała do zaułka jakąś asari, która krzyczała rozpaczliwie. A w twoją stronę właśnie szło dobre pięć vorchy. Wspominałem o vorchach?
  16. Walka kroganina i elkora przyciągnęła spory tłum. Wszyscy zaczęli kibicować i skandować, a nawet robić zakłady. Tłum gwizdał i krzyczał, kiedy ty namierzałeś swój cel. Otóż pojazd przy najbliższej okazji skręcił z głównego toru lotniczego w jakieś boczne zaułki. Leciał tak stosunkowo długo, chyba przez pół stacji. W końcu zatrzymał się w - o zgrozo - slumsach Omegi. Tak, było coś takiego jak slumsy Omegi. Jakby było mało, ze sama Omega to jedne wielkie slumsy. Brud, smród i ubóstwo to tylko łagodne określenie tego, co tam się działo. Vorche. Pełno vorchy. Samobójstwa, gwałty, kradzieże i masowe mordy. Pasowałeś do Omegi, ale to miejsce... Jednak, chcąc musiałeś tam iść, jeżeli chciałeś dowiedzieć się czegoś o osobie, która spaprała ci robotę. Kroganin powalił elkora na plecy, wlazł na niego i zaczął bić go po mordzie, ze aż podłoga dudniła.
  17. Podążając za tajemniczą postacią trafiłeś na ulicę główną Omegi. Przed Zaświaty. A tam... Neony uderzyły cię po oczach, a głośna muzyka nawet tutaj przyprawiała o ból głowy. Ulica była pełna wszelkiego rodzaju indywiduów. Batariańscy łowcy niewolników, krogańscy najemnicy, młode asari, które robią co im tylko do głowy przyjdzie, salariańscy szpiedzy, hanarscy, voluscy i elkorscy kupcy. W tłumie wypatrzyłeś nawet jedną siostrę z Flotylli. Najpewniej źle trafiła z Pielgrzymką. Pojazdy powietrzne śmigały obok z zawrotną prędkością, co jakiś czas o mało nie powodując kraksy, wpadając do klubu. Jeden kroganin zaczął bić się z elkorem. To był ciekawy widok. Tajemnicza postać mijała wszystkich jak leci, kierując się w stronę jednego z zaparkowanych pojazdów. Problem polegał na tym, że oddzielał was tłum, a przy pojeździe czekał pokaźnych rozmiarów kroganin. Niezrzeszony z Krwawą Hordą. Najpewniej wolny strzelec.
  18. Wbiegłeś schodami na górę, mijając vorcha, który próbował cię zaczepić. No cóż, vorche zbyt rozgarnięte nie są. Wyższa ulica była już bardziej tłoczna, niż ta, w której był terminal. Nie znaczy to, że były tam tłumy. Ale kilku wstawionych batarian śpiewało jakaś sprośną piosenkę, jakaś dziwka asari właśnie gadała z klientem - kroganinem z Krwawej Hordy. Było tu też kilku pomniejszych opryszków, ludzi i salarian. Jednak nikt z tu obecnych nie wydawał się na tyle rozgarnięty, żeby w ogóle próbować przeszkodzić ci w pracy. Z wyjątkiem jednej postaci. Może tylko stwarzała taki pozór, ale jednak... jednak podejrzenia padały na nią. Była ubrana w długi płaszcz z kapturem, więc nie mogłeś stwierdzić nawet rasy. No, wiedziałeś, ze to nie kroganin. Ktokolwiek to był, oddalał się szybkim krokiem w stronę głównej ulicy, gdzie mieściło się wejście do Zaświatów.
  19. Omega. Stolica przestępców, dom fałszerzy, raj dla bandytów, azyl dla morderców i piekło dla wszystkich praworządnych. Miejsce, gdzie prawość i dobro były deptany i opluwane. Każdy, kto próbował się temu przeciwstawić szybko kończył w wyjątkowo niesympatyczny sposób. Tu właśnie mieszkałeś Ty - quarianin odmieniec. Wyrzutek i dziwadło. Pasowałeś tu. Omega była dla ciebie schronieniem, ucieczką. Wystarczyło odrobinę zaradności... Było dość ciemno. Hakowałeś terminal w jednej z bocznych uliczek. Tędy przechadzały się tylko vorche i od czasu do czasu chłystki z jakiegoś gangu. Bardzo rzadko ludzie Arii, co akurat było ci na rękę. Lawina tekstu przewijała się przez wyświetlacz na omni-kluczu, a ty musiałeś wykazać się nie małym sprytem, zręcznością i inteligencją, żeby wychwycić te konkretne, ważne partie tekstu. W ciemności korytarza nikt Cię nie widział, zresztą, w każdej chwili mogłeś włączyć urządzenie maskujące. Przez terminal mogłeś bez problemu włamać się do czyjegoś prywatnego konta, chyba był to jeden z ważniejszych oficerów Arii T’loak. Wyłapywałeś pojedyncze linijki programu i byłeś już bardzo bliski osiągnięcia celu. Odruchowo cofnąłeś głowę, gdy nagle ekran zaczął migać na czerwono. Ściana tekstu zaczęła znikać jak pieniądze w klubie ze striptizem. Ktoś kasował dane. Starałeś się zrobić co mogłeś. Twoje wybitne zdolności hakerskie umożliwiły Ci jednak jedynie wyśledzenie, skąd ktoś psuł ci popołudnie. I było to… dziwne. Osoba ta bowiem znajdowała się niedaleko. W jednej z uliczek nad Tobą.
  20. ​No i tym samym zapisy uznaję za zakończone. Nabór wznowię, gdy tylko któraś z trzech aktualnie prowadzonych sesji się skończy.
  21. Witajcie, moje robaczki! Witajcie w moim gwiazdozbiorze. Poniżej przedstawiam kilka proponowanych przeze mnie uniwersów. Są to światy, w których czuję się w miarę swobodnie i w miarę je ogarniam. Jednak nie jestem wybitnym znawcą i niektóre szczegóły mogą mi umknąć. Jednak w ogólnym rozrachunku nie powinno być problemów. Zanim się zapiszesz, musisz wiedzieć, ze mam kilka zasad: Primo: Nie toleruję chamstwa, cwaniactwa i tym podobnych zachowań. Traktuj innych tak, jak sam byś chciał być traktowany. Secundo: Nie toleruję odpowiedz zawierających się w jednym zdaniu. Na takie posty, nawet jakbym chciał, to nie potrafię odpowiedzieć. Po prostu wymagam rozpisania się.* Tetrio: Nie lubię leniuchów. O ile nie masz ważnego powodu to staraj się odpisywać w miarę często (ja też chcę się tu bawić). O nieobecnościach lub przerwach obowiązkowo należy mnie powiadomić. Quatro: Ja jestem miły, dopóki Ty jesteś miły/a. Chciałbym się zaprzyjaźnić z Tobą, ale ostrzegam, że robienie mi na złość będzie miało konsekwencje. Quintum: Prowadzę maksymalnie 3 sesje na raz. No... Skoro już ustaliłem moje pięć przykazań i zrobiłem z siebie Imperatora Zła, należy wspomnieć o jednej rzeczy, odnośnie przykazania drugiego. Wiem, ze niekiedy ciężko jest się naprawdę obszernie rozpisać, jest się zmęczonym, ma się zły humor lub nie ma weny. W takim wypadku należy skontaktować się z moi na gadu-gadu. Tam przeprowadzimy dialog między postaciami. Ew, opiszemy hipotetyczne walki. Mój kontakt: GG: 48315123 Skype: lagodzinski5 No... To chyba już wszystko. Czas na karty! Equestria Świat wiedźmina Morda w Kompot [i tu uwaga, będzie to sesja w alternatywnym uniwersum MK9, wasza postać będzie jeszcze jednym wojownikiem, biorącym udział w pierwszym turnieju Shang Tsunga.] Mass Effect Fallout Oczywiście możecie dopisywać inne rzeczy, ja wam tylko proponuję wzory. Kontakt ze mną jest wielce wskazany jeśli macie pytania i sugestie. P.S Świat TES i Gothic zostaną dodane niebawem.
  22. Cóż, przyznam, ze nie wiedziałem, że jest coś takiego. Nie znam się za dobrze na tego typu rzeczach. Nie, że trzymam się z daleka, bo "szatan mnie opęta". Jakoś... no nigdy się tak bardzo nie zagłębiałem. A co do zakonnicy... No co ja mogę zrobić, oprócz śmiania się razem z Tobą? Jeżeli wg niej buddyzm powoduje opętanie... to równie dobrze powoduje je judaizm, islam, hinduizm, ateizm itp. To właśnie to, o czym mówiłem. Nawiedzeni duchowni, którzy psują opinię całej reszcie. Za takich mogę tylko przepraszać i się wstydzić. A co do Szatana... No widzę, że mamy tu twardą zawodniczkę
  23. Nie deklaruję się jako bojówkarz moherowych beretów, ale tu muszę skontrować. Magia lecznicza i wspomagająca istnieje jedynie w opowiadaniach fantasy, grach, filmach itd. Kościół nie powinien potępiać jej w powieściach, typu HP. (Ale trzeba przyznać, że mimo, ze HP nie nakłania do okultyzmu, to okultyzm jest tam silny [Ja sam nie mam nic przeciwko HP, tak nawiasem mówiąc.]). Kościół potępia paranie się magią w rzeczywistym świecie. Dlaczego jest zła? Bo otwiera Twoją duszę diabłu. I niech mnie tu nikt źle nie zrozumie: ja nie twierdzę, że takie wróżenie z kart dla jaj, albo Halloween jest złe i czyni cię złym. Ale zagłębianie się w okultyzm, w głęboki okultyzm może być niebezpieczne. Uważam, że w większości przypadków niektórzy księża rzeczywiście przesadzają. Sam, jakby nie było, jestem fanem fantasy. Ale jedną rzeczą jest czytanie, granie itd. a konkretne działania.
  24. Wszystko napędza pieniądz. Media wywęszyły, że takie sprawy wzbudzają zainteresowanie i wykorzystują to na potęgę. Nie zajmują się sprawami, które są widoczne gołym okiem, ale wyszukują właśnie sytuacje typu np. ksiądz-pedofil. O niekompetencji rządu się nie mówi. Mówi się za to o mamie Madzi. Tego typu artykuły ukazują ciemnotę 'niektórych' duchownych. Takich ja na przykład ks. Natanek. Owszem, kler popełnia błędy, ale obwinianie Kościoła za całe zło jest... krótko mówiąc lupie i śmieszne. Przede wszystkim to też zwykli ludzie. A generalizowanie wszystkich duchownych jako i pedofilów na podstawie kilku księży to taj jakby powiedzieć, ze wszyscy Niemcy to naziści, wszyscy czarnoskórzy to złodzieje.
  25. Zodiak

    Nabór na MG

    Doświadczenie: Jako gracz ukończyłem jedną sesję, w obecnej chwili w jednej uczestniczę na forum, a w drugiej prywatnie. Prowadzę również prywatną sesję jako MG od pół roku. Jakie INNE realia mógłbyś zaproponować?: Oprócz ukochanej Equestrii? Przede wszystkim uniwersum wykreowane przez A. Sapkowskiego, czyli lore “Wiedźmina”. Poza tym byłby to Mass Effect. Możliwe, że potrafiłbym wykrzesać jakąś sesję na bazie mojej wiedzy o uniwersum The Elder Scrolls. Świat Fallout też jest mi znany, ale w żadnym wypadku nie jestem ekspertem. No i jest jeszcze Morda w Kompot. A, no i Gothic. Dodatkowo bardzo lubię crossoverować świat MLP z dowolnym innym, podatnym na taki zabieg. Dlaczego Ty?: Hm… Pomyślmy. Przede wszystkim mam dużo czasu, więc raczej nie powinna się zdarzyć sytuacja, w której odpowiedzi nie będą przychodzić miesiącami. Jestem też kreatywny i jestem człowiekiem z wyobraźnią. Ponadto mam pewne doświadczenie pisarskie. Fafnik, który piszę zbiera na razie dość wysokie oceny, a i wcześniej zdarzało mi się coś napisać. Staram się pisać jak najpoprawniej, unikając przy tym poważniejszych błędów. Najważniejsze jest to, ze potrafię tworzyć spójne i czytelne zdania. No i lubię gry RPG, lubię wczuwać się w historie, które MG tworzy razem z graczem. Wady, zalety: Rozpiszę je tak: Zalety: - Wspomniana kreatywność - Dostępność - Lubię nawiązywać kontakty, więc w razie czego można się ze mną łatwo dogadać - Jestem ugodowy, zawsze jestem chętny pójść komuś na rękę, byleby była zabawa Wady: - Jestem trochę niecierpliwy - Nie toleruje wielu rzeczy: głupoty, chamstwa czy ignorancji - Bywam leniwy - Normalnie jestem spokojny, ale kiedy ktoś mnie wkurzy to potrafię być złośliwy Kontakt (mail / gg / aqq / skype): Mail: [email protected] GG: 48315123 Skype: lagodzinski5 Przykładowe WŁASNE opowiadanie: Moim własnym opowiadaniem jest chociażby “Wiedźma” A oto opowiadanie pisane na potrzeby podania: Korytarz rozświetlany był jedynie przez wątłe światło lampy naftowej. Ich kroki niosły się echem przez cały zamek. Mijali po drodze przeróżne obrazy kucyków w bogatych, szlacheckich strojach, od czasu do czasu minęli jakąś zbroję. Deszcz bił w okiennice grubymi kroplami, na zewnątrz grzmiało i wył wiatr. Zatrzymali się, kiedy ich droga rozgałęziała się na dwa kierunki: prosto i w lewo. - To był bardzo, bardzo zły pomysł - stwierdził Emerald, wątły kucyk ziemny o pomarańczowej maści i błękitnej grzywie. Oswald, jego towarzysz - czarny pegaz z granatową grzywą, rozglądnął się i jakby zaczął zastanawiać. - Myślę, że powinniśmy iść tam. - Wskazał przejście po lewej. - Jak pójdziemy prosto, zapewne znowu wrócimy do główniej sali. - Przypomnij mi, dlaczego ja się na to zgodziłem? -jęknął Emerald. - Bo mamony nigdy za wiele! Przypominam ci, że się za pół roku żenisz. Nie chcesz wyprawić takiego weseliska, żeby nawet księżniczkom zrzedły miny? Oj, daj spokój! Boisz się duuuchów? - Nie, ale… - Rozejrzał się po ciemnym korytarzu. - Tu jest strasznie. - Weź się w garść! - Oswald klepnął Emeralda w bok. - A teraz podnoś lampę i idziemy! Dwóch przyjaciół skręciło w boczne przejście. Korytarz prowadził prosto do jednego pomieszczenia - biblioteki. Jak to biblioteka - pachniała atramentem, papierem i kurzem. Setki książek na półkach, jeszcze więcej leżących luzem na ziemi. Regałów było mnóstwo i tworzyły niemal labirynt, w którym o zgubienie się było bardzo łatwo. Wystarczyło zagapić się na moment. Księgozbiór zawierał literaturę z niemal każdej dziedziny. Od biologii, przez chemię i fizykę, aż po tajemnicze arkana magii. Nie brakowało też zwykłych powieści i opowiadań. Emerald i Oswald błądzili między regałami jeszcze przez dłuższy czas. Kucyk ziemny zaczynał się coraz bardziej bać. Cisza, jaka tu panowała była zbyt ciężka, jakby nienaturalna. Jego przyjaciel zdawał się tego nie zauważać. Zależało mu tylko na znalezieniu drogi do skarbu. We dwóch zakradli się do opuszczonego zamku na bezdrożach, wiedzeni chęcią łatwego zarobku. W zasadzie to Oswald był nią wiedziony. I przy okazji przywiódł za sobą Emeralda. - Jestem pewien - powiedział pegaz - że gdzieś w bibliotece jest jakieś sekretne przejście. Zawsze jakieś jest w bibliotece. - Oswald… tam chyba coś się rusza… - To poświeć i sprawdź. - Pegaz przewrócił oczami. - Dawaj to! Oswald odebrał lampę od przyjaciela i poszedł we wskazane miejsce. Rozejrzał się, pokręcił głową i wrócił do Emeralda, który właśnie przyglądał się jednemu z regałów. - Ty panikarzu - westchnął pegaz, odkładając lampę. - Chyba miałeś rację. Poświeć tu. Zdziwiony Oswald wziął lampę do pyska i uniósł ją. Emerald właśnie wskazywał na jedną, wyróżniającą się wśród innych, książkę. Połyskiwała w blasku lampy. Oswald dotknął jej. Była zimna. I twarda. Była z metalu. Pegaz pokiwał z uznaniem głową i spróbował wyciągnąć książkę. Obaj usłyszeli dźwięk otwieranego zamka, a po chwili przesuwania się czegoś ciężkiego po podłodze. Jeden z regałów odsunął się, otwierając przejście schodami na dół. Oswald klepnął Emeralda w bok na tyle mocno, że kucyk ziemny mało się nie przewrócił. - Ty to jesteś jednak mózg! - powiedział z zadowoleniem Oswald, kiedy oddał lampę Emeraldowi. Zeszli schodami na dół. Im niżej schodzili tym robiło się coraz zimniej. Teoretycznie było to normalne. Jednak temperatura spadała na łeb na szyję prawdopodobnie poniżej zera. Oswald szczękał zębami, a Emerald z oczywistych względów szczękać nie mógł. Pomieszczenie, do którego zeszli przypominało salę tronową. Sklepienie podpierały kolumny, a na końcu pomieszczenia stał tron. Oswald był pewien, ze skarb jest gdzieś w pobliżu. Mimo okropnego zimna, uśmiechnął się. Ni stąd ni zowąd zawiał bardzo silny i zimny wiatr, który zgasił ogień w lampie, a Oswalda przemroził do kości. - Ku-ku-ku-kurde… Em-em-em-emerald? Pegaz zaczął szukać przyjaciela po omacku, jednak za nic nie mógł na niego natrafić. Zdziwiło go, że kucyk ziemny nie upuścił lampy, ani nie przeraził się. Choć w zasadzie mógł zemdleć. Pomieszczenie zostało w mgnieniu oka oświetlone przez cztery błękitne kule energii, które pojawiły się znikąd. Oswald najpierw zdziwiony, potem przerażone zaczął szukać Emeralda. Znalazł go szybciej niż się spodziewał. Ale nie tak, jak się spodziewał. Kucyk ziemny siedział na tronie jak gdyby nigdy nic. Zdenerwowany pegaz podszedł do niego z zamiarem zaprezentowania swojego zasobu bluzgów, ale nagle zatrzymał się. Gdy tylko przyjrzał się Emeraldowi. Kucyk ziemny miał spuszczoną głowę. Wpatrywał się w podłogę mętnym wzrokiem, który mógł oznaczać tylko jedno. Emerald był martwy. Oswald zaczął się cofać. Panicznie i w pośpiechu. Bał się. Bał się jak nigdy dotąd. Czuł lęk, zaglądający mu wgłąb duszy i ściskający za serce. Czuł okropne poczucie winy. Emerald wielokrotnie mówił, że chce wracać. Ale Oswald go nie słuchał. Teraz pegazowi niewiele brakowało do zrobienia pod siebie. Cofając się, nadział się na coś. Lub raczej… na kogoś. Krzyknął przerażony i upadł na posadzkę. Odwrócił się, a do oczy napłynęły mu łzy. Chciał płakać ze strachu. Normalnie, gdyby zobaczył jasnoszara klacz jednorożca z przepiękną szkarłatną grzywą i takimi samymi oczami zapewne ucieszyłby się, nabrał pewności siebie i zagadał. Ale nie teraz. - Co się stało, mój kochany? - spytała seksownym głosem. Oswald zaczął czołgać się w tył, ślizgać i jąkać. - Nie cieszysz się na mój widok? Dlaczego? Ja ‘bardzo’ cieszę się, że tu jesteś. Tyle lat byłam taka samotna… A dziś pojawiliście się wy. Twój mierny przyjaciel nie wzbudził mego zaciekawienia… Ty jesteś taki silny, męski… Czarny pegaz dalej wycofywał się bez przeryw, co chwila upadając na zad i ślizgając się. Nie spuszczał klacz z oczu. Choć nie miało to wielkiego znaczenia. Klacz zatrzymała się. Oswald przyspieszył tępo swojej “ucieczki”. Nie uciekł daleko. Natknął się na tron i kopyta martwego Emeralda. Jęknął panicznie, gdy klacz pojawiła się nad nim i złapała kopytami za twarz. Zaczęła głaskać go po głowie, nachylając się nad nim. - Tak… Jesteś idealny. - Uśmiechnęła się, ukazując pokaźne kły. Oswald zaczął jęczeć. - A od teraz będziesz mój… Zniżyła głowę, pocałowała go, a potem szepnęła do ucha: - Na zawsze...
×
×
  • Utwórz nowe...