Skocz do zawartości

Zodiak

Brony
  • Zawartość

    645
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Zodiak

  1. I wtedy poczułeś mocne uderzenie czymś ciężkim w głowę. Padłeś na ziemię i przyćmiło cię. Jednak nie straciłeś świadomości całkowicie. Poczułeś, jak ktoś obwiązuje ci róg, krępuje kopyta. - Ty, Bastet! - usłyszałeś głos klaczy. - To co z nim robimy? Robimy to tutaj? - Gapił się na moje ulubione graffiti - powiedziała klacz, która to niby płakała. - Zrobię mu takie bobo, że będzie piszczał jak kurak!
  2. Na końcu alejki, obok śmietnika i dwóch koszy, na ziemi leżała klacz, która uciekła z barku. Miała podarte ubranie i chyba krwawiła. Płakała głośno i żałośnie. Wokoło leżały różne bibeloty, które jednoznacznie można było zakwalifikować, jako bibeloty z torebki klaczy. - Proszę... nie... nie...
  3. Po drodze wpadłeś jeszcze na zataczającego się klienta, który zmierzał zostawić syty napiwek. Ulica o tej porze była ciemna i pusta, a latarnie słabo ją oświetlały. Ksieżyc też niewiele pomagał. Klacz jak wyszła, tak zniknęła, bo nigdzie jej nie było. Rozpłynęła się czy co? - Aaaa! Pomocy! Ratunku! - usłyszałeś zza rogu, z bocznej alejki.
  4. - Słyszałam o nich. - Pokiwała głową. - Ludzie o nich gadają, ale ja ludzi nie słucham. Ludzie głupoty gadają, zwłaszcza gawiedź. A chciałabym spotkać takiego... Zobaczyć czy zaczaruje, albo uwiedzie... Czy ślepiami uroku nie rzuci, albo w kamień nie zamieni. Czy duszy nie pożre, ani czarów plugawych nie odprawi. Westchnęła głośno. - Tylko tyle od ludzi się o wiedźminach od ludzi dowiedziałam. A, no i, że zabijają potwory za pieniądze. I wdowi grosz zabierają.
  5. - Można powiedzieć, ze maiłeś szczęście w nieszczęściu. Jeżeli chodzi o mnie... Walki nauczył mnie mój ojciec, po tym jak uciekłam od mężczyzny, który mnie spłodził. Po śmierci mojej matki, chciał sprzedać mnie bogatemu kupcu. Oczywiście, on to ubierał w ładne słówka. Małżeństwo i takie tam... Obleśnemu zboczeńcowi zależało tylko na mojej cnocie, i an tym, żebym prała jego brudne onuce i garbiła się nad miotłą. Uciekłam... zabrałam wszystko, co mogłam i uciekłam... znalazł mnie dobry człowiek i wychował jak swoją córkę. Potem poszłam w jego ślady i też zostałam mieczem do wynajęcia. I wiesz co? Wolę się, kurwa, wykrwawić niż umrzeć jako czyjaś chędożona służka.
  6. Turianka stała nieruchomo z opuszczoną bronią i spuszczoną głową. Kroganin Agrash powoli wycofywał się w waszą stronę, a enigmatyczny salarianin Mordok badał jakiś komputer. - On ma rację, Paraxia - powiedział mechanik pokładowy. - Ta misja nie miała tak wyglądać. - Wiem, kurwa! - syknęła wściekle, odwracając się do salarianina. - Czy tobie się wydaje, ze podoba mi się to lokum?! Musimy stąd... Łańcuch, po którym tu weszliście zaczął nieprzyjemnie brzęczeć i dzwonić,a w końcu pękł. Spadł z góry niczym wąż i tak samo się zwinął. - No to mamy przejebane - powiedział Agrash.
  7. Komputery nie zawierały nic interesującego. Ot, oprogramowania do maszyn górniczych, jakieś listy pracowników i tym podobne administracyjne pierdoły. Ale na jednym był wpis głosowy. "Popełniłem błąd, biorąc tą robotę. Powinienem był wiedzieć, że tak duża zapłata za tak pozornie łatwą robotę nie może być bezpieczna... To znaczy... Na początku rzeczywiście tak było. Przylecieliśmy na tę asteroidę, potem zaczęło się wydobycie. Wszystko szło naprawdę gładko i już myślałem, ze się pomyliłem. Ale wtedy... zaczęły się bóle głowy, wymioty i krwawienie z nosa, dziąseł, uszu... To nie tylko ja. To wszyscy, Większość. Kierownictwo tara się to zignorować... Mój Boże... umrę tu. Nie przeżyję. " Potem był kolejny. "Rogers nie żyje... Widziałem go. Widziałem jego twarz.... Jezu, to jakiś koszmar. Nie... nie jestem w stanie tego odpisać. Ale to wszystko przez to miejsce... Ono zmienia.... Wypacza... Wyniszcza... Boję się". I kolejny wpis. "isabnaio bhavbnavbl hvmmm..."
  8. - A żebyś wiedział. Nie wiem, co dziś za okazja, ale pije tu chyba pół miasta. No... napiwki tez są syte, zwłaszcza, że oni nawet nie wiedzą, że je płacą. - Barman uśmiechnął się złośliwie. - A i chyba dziś uda mi się coś zaliczyć. One wręcz błagają, żebym pozwolił im zapłacić w naturze! Ktoś potknął się za tobą i lekko cię trącił, przez co wylałeś troszeczkę piwa na ladę. Barman przewrócił oczami i je starł. Ty odwróciłeś się, żeby komuś nieco podregulować głowę, ale... nie zrobiłeś tego, bo potrąciła cię klacz. Bardzo ładna. Czerwona sierść, granatowa grzywa i cudne złote oczy. Nie była pijana, nie zataczała się, ani nie bełkotała. - Przepraszam - powiedziała szybko jednoróżka i pośpiesznie wyszła z pubu.
  9. -Dobry pomysł! Zwolnij, Luna! Klacz Sophii zwolniła do kłusu, ty też zwolniłeś swoją kasztankę. Mimo iż wiatr nie owiewał ci już twarzy, podróż nadal była bardzo przyjemna. Przejeżdżaliście właśnie przez jakiś mały most, nad równie małym strumykiem, kiedy mała sowa przeleciała nad wami, hucząc. - Więc? - podjęła Sophia. - Skąd jesteś, panie Roger?
  10. Po drodzy o mało nie wpadło na ciebie kilka bardziej zalanych kucyków, bełkoczących lekko i uradowanych jak dzieci. Barmanem był jednorożec o ciemnobrązowej sierści i lekko szarej grzywie o zielonych oczach. Był ubrany w biała koszulę i czarną kamizelkę. Uśmiechał się do każdego, kto podszedł. Za każde zabrane pieniądze. A pijani goście często się mylili. - Co podać? - Kiwnął na ciebie głową.
  11. Canterlot nocą. Stolica, królewskie miasto. Wypchane przepychem, zalane lotem, marmurem i kiczem. Miasto bogaczy i elity społecznej. Ogólnie miejsce z pozoru sympatyczne. Tu się urodziłeś i wychowałeś. To twój dom. Co prawda nie zawsze jest tu tak wspaniale, jak się w Equestrii mówi, ale... Siedzisz właśnie w jakiejś knajpie w dolnych okręgach miasta. Siedzisz przy stoliku, przy oknie i popijasz schłodzonego browarka, ciesząc się wolnością i swobodą. W tle gra miła muzyka, kucyki tańczą i bawią się. Rozochocone panny przystawiają się do nieco wstawionych już ogierów, a ci cieszą się ze swojego powodzenia. Barman ze sperlonym od potu czołem i uśmiechem na twarzy podaje kolejne drinki i kolejki, ciesząc się z zysków tego wieczoru. Chłodny trunek spływa w dół twojego gardła, pieszcząc podniebienie i oczyszczając umysł. Jesteś rozluźniony i wyluzowany. Cieszysz się życiem. A oni chcieli, żebyś był nauczycielem....
  12. Zsunęliście się po łańcuchu jak po linie. Tylko potem trochę bolały cię uda i dłonie. Na dole zastaliście obraz podobny do tego na górze. Z tym, ze skrzyń było więcej, trupów było więcej, był sprzęt górniczy i kilka laptopów oraz datapadów. Jednak ani śladu gethów. Wszędzie walały się bryłki tajemniczego minerału, a na skalnych ścianach widziałeś jego żyły. Twoi towarzysze wyciągnęli broń i zaczęli się rozglądać. Zaschnięta krew oblepiała truchła, skrzynie i sprzęt. Posoka musiała wylewać się głównie spod hełmów i kasków, jak zauważyłeś. Niektórzy górnicy ewidentnie popełnili tu samobójstwo. Było cicho. Nienaturalnie cicho. I przerażająco.
  13. Ruszyliście traktem prowadzącym na południe, do Oxenfurtu. Mijaliście samotne drzewa, bory, strumyki i pola. Nad wami rozciągało się rozgwieżdżone niebo, skąd drogę rozświetlała wam srebrna moneta księżyca. Noc była stosunkowo ciepła, nie groziło wam zmarznięcie. Wiatr muskał ci twarz i rozwiewał włosy, kiedy galopem pędziłeś przez nocny krajobraz Redanii. Galopowaliście, a świst wiatru był niczym muzyka dla waszych uszu. - Redania jest piękna po zmroku! - radośnie krzyknęła Sophia.
  14. Zeszliście na dół, przez gospodę, a potem do stajni pod miastem. Ty poszedłeś po swojego konia, a po krótkiej chwili Sophia przyprowadziła swojego. Była to kara klacz, którą czarnowłosa nazywała Luną. Wskoczyła na swojego konia i spojrzała na ciebie. - Więc prowadź, o najcierpliwszy z najcierpliwszych - zaśmiała się. - Czekam.
  15. - Bodaj byś oślepł! - usłyszałeś krzyk Sophii. Po kilku kolejnych minutach, czarnowłosa wreszcie opuściła pokój w męskim stroju i skórzanej kurtce z ćwiekami. Z mieczem przewieszonym przez plecy i skórzaną torbą przy pasie. Spojrzała na ciebie poirytowana, ale w żaden sposób zła. - Cierpliwość - powiedziała - jest cnotą.
  16. Jak rażona gromem zaczęła walczyć z koszulą, aż w końcu zdarła ją z siebie, lecz na szczęście (a może nie) nie podarła jej. Poczochrała za to swoje kruczoczarne włosy. Chwyciła za swój nowo nabyty miecz, który leżał przy łóżku, ale zorientowała się, że to ty. - Ty kurwi synu! - wrzasnęła i sięgnęła do swojego buta. Wyciągnęła z niego sztylet i rzuciła w twoim kierunku. Sztylet wbił się we framugę tuż obok twojej głowy. - Wyjdź! Nie widzisz, ze się przebieram?! - Nawet nie zdawała sobie sprawy jak miło wyglądają jej piersi, kiedy się złości i nimi potrząsa.
  17. Wpadłeś do pokoju jak pocisk z katapulty. Pierwszym, co rzuciło ci się w oczy były piersi. Duże, krągłe i soczyste. Mniejsze niż za duże dynie, lecz jednocześnie większe niż byle gruszeczki. Były duże, ale nie przesadnie. Dwa różowe sutki cieszyły oko, mimowolnie wymuszając uśmiech. Różowa skóra naprężała się, kiedy dziewczyna walczyła z koszulą zakładaną przez głowę, była chyba za ciasna i Sophia ugrzęzła z głową pod koszulą. Nie widziała cię ani nie słyszała jak wszedłeś. Mogłeś bezkarnie popatrzeć sobie na jej przepiękne krągłości godne bogini, kiedy podskakiwały i bujały się, gdy Sophia szarpała się z koszulą.
  18. Cisza była jedyną odpowiedzią. Mijały kolejne minuty, a Sophia nadal nie wychodziła. Na górę zaczęli przychodzić inni goście, zatrzymujący się w karczmie. Przechodząc, spoglądali na ciebie z mieszanymi uczuciami. Jedni przechodzili obojętnie, inni byli jacyś tacy nieufni, a jeszcze inni mieli ci za złe, że tak sterczysz pod czyimiś drzwiami. Sophia dalej nie wychodziła, a mijały kolejne minuty.
  19. Wróciliście do gospody, która w zasadzie pełna była pijaństwa, które zlazło się na wieczór. Zignorowaliście motłoch i poszliście na górę, po swoje rzeczy. Dziewczyna zniknęła za drzwiami swojego pokoju, prosząc o chwilę czasu. Ty poszedłeś do pokoju. Zebrałeś rzeczy, założyłeś pancerz i byłeś gotowy. Potem wyszedłeś na korytarz, pod drzwi Pophii... i czekałeś. Czekałeś długo... i nic się nie działo.
  20. - Dobra, schodzimy! - zarządziła Paraxia. Następnie wskoczyła na łańcuch, prowadzący wgłąb szybu i zaczęła się po nim ześlizgiwać. Następny był Mordok, który zrobił to bez problemu. Agrsh trochę się wahał, spoglądał na łańcuch i na szyb. - Ech... - westchnął. I sam wskoczył, o mały włos nie spadając.
  21. - Też jestem najemniczką, podróżuję od miasta do miasta. Ostatnio straciłam swój miecz, zaatakowały mnie ghule i musiałam uciekać. A co ty na to... żeby podróżować razem? Przez jakiś czas może, dopóki nie wyjdę na prostą. We dwoje zawsze raźniej, a widzę, że ciężko z tobą o nudę. I chyba jest nam po drodze, sądząc po tym, co mówiłeś.
  22. Kroganin podszedł do kawałka minerału i użyła na nim własnej biotyki. Minerał otoczył się najpierw niebieską, a potem czarno-czerwoną aurą, a skała wokół niego zaczęła czernieć. - Co do.... O kurwa. - Nigdy czegoś takiego nie widziałem - powiedział Mordok. Paraxia rozejrzała się po okolicy, spojrzała na trupy i zaglądnęła do szybu. - Cokolwiek to jest, chcą tego gethy. O to nie oznacza nic dobrego... Coś mi tu jednak nie pasuje.
  23. Minerał był ciepły, nawet bardzo. A twój omni-klucz zaczął po prostu wariować. Odczyt wychodził poza skalę, po czym spadał do zera. Wykrywał jakieś promieniowanie, a potem nic. Sam też zaczął wariować. Zmieniały się data, godzina, ustawienia domyślne... nawet kolor. Po chwili zaczęła cię bolec ręka. d środka, jakby... kość i mięśnie. Skóra zaczęła piec i swędzieć. Nie był to ból nie do wytrzymania, ale był bardzo uciążliwy.
  24. - Myślę, że powinniśmy opuścić miast jeszcze przed brzaskiem. Ten szczurkowaty wyglądał mi na kogoś... ambitniejszego ni oni. I kogoś, kto ma przełożonych. Mam wrażenie, że może zechcieć pójść za nami do gospody. Dość dobrze szło mu chowanie się w cieniach. - Dziewczyna już chciała wracać, ale zatrzymała się, jakby coś sobie przypomniała. - A tak w ogóle to dzięki. Nazywam się Sophia.
  25. - Można spróbować... Ale myślę, że to cholernie zły pomysł - powiedział Agrash. - Cokolwiek tam jest... - Zawartość kontenerów może być szkodliwa, zwłaszcza, że nie mamy specjalistycznych kombinezonów - stwierdził Mordok. Trochę racji w tym było jednak. Możliwe, ze to nie gethy a właśnie tajemnicze minerały zabiły górników. - Zaczyna mi to mocno śmierdzieć... - powiedziała Paraxia, kucając przy jednym z ciał.
×
×
  • Utwórz nowe...