Skocz do zawartości

Zodiak

Brony
  • Zawartość

    645
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Zodiak

  1. Sophia siedziała dalej jak struta. Spojrzała na ścianę lasu, westchnęła głośno i dotknęła dłonią policzka. - Twoja kasztanka... ​Fakt. Twoja wierna klacz poległa w odmętach ponurego boru, zabita przez potwory. Była mądrym koniem. I wiernym. W czasach, kiedy człowiek żywi do bliźniego jeno pogardę, miała więcej ludzkich uczuć niż człowiek.
  2. Problem polegał na tym, że żyły były wszędzie. Skaner szalał, a wskaźniki wariowały. Żyły minerału jarzyły się na ciemnofioletowy, wręcz purpurowy kolor zmieszany z czernią. Czuć było od nich emanację jakiejś energii. Złej. Czułeś dreszcze, brnąc dalej w ciemność. Ciała kolejnych górników leżały nieruchome pod ścianami w pozach, świadczących o długim i powolnym zgonie. Na pewno nie zrobiły tego gethy. - Wychodzi na to, że syntetycy przybyli tu dopiero później - powiedział, jakby sam do siebie, Mordok. - Tylko po co?
  3. Naprawić piec Joe... Odwiedzić stryjka... Kupić mleko... Iść do fryzjera... Lyra przyjeżdża do Canterlot. Zaraz... Lyra przyjeżdża do Canterlot! W międzyczasie usłyszałeś rozmowę dwóch klaczy. - Co to ma być? Taki chłód w lecie? - To z pewnością wina tego potwora - Discorda! - Tak! Księżniczka powinna coś z tym zrobić! - Dlaczego ona w ogóle pozwala temu... czemuś łazić na wolności? - To ty nie wiesz? Oni kiedyś podobno... no wiesz.
  4. Zimne powietrze uderzyło cię w twarz z plaskacza, niczym rozjuszona klacz. Temperatura na zewnątrz nie przekraczała 10 stopni. Kucyki chodziły w kurtkach i płaszczach, szalikach i czapkach. Powietrze przeszywał chłód niczym w późnym październiku. Kucyki dyskutowały tylko i jedynie o tym. Temperatura nie schodziła im z ust.
  5. Obudziły cię promienie słońca padające przez ono na twarz. Czułeś się jak na ciężkim kacu. Oczy podkrążone, morda nieogolona, i w dodatku ten niesmak w ustach. Wstałeś ociężale i usiadłeś na łóżku. I od razu miałeś ochotę tam wrócić. Było po prostu... zimno. Dziwne... w końcu to był środek sierpnia. Zmroziło ci kopyta, zad i jajka. Dreszcze przeszły po plecach, a sprzęt się skurczył.
  6. Czarnowłosa wydarła ci butelkę i przechyliła ją, wypijając chyba z połowę. Potem usiadła na trawie ciężko i złapała się za głowę. Luna zaczęła skubać zieloną roślinność trawiastą, parskając od czasu do czasu. Z lasu dobiegło was wycie, które urwało się jak przeszyte strzałą. - Ow... kurwa... - powiedziała Sophia, po czym czknęła.
  7. Przeciążenie rozeszło się po przewodach syntetyka, przepalając je i unieszkodliwiając go. Geth zaczął się trząść, co sekundę jakiś podzespół wybuchał. Koniec końców geth zgiął się w pół. Paraxia zakryła oczy, gdy juggernaut został zniszczony w błękitnym wybuchu. Kroganin i salarianin wrócili, lekko kulejąc. Paraxia rozejrzała się w lewo i prawo, a potem westchnęła. - To chyba koniec... - stwierdziła. - Przynajmniej na razie. Powinniśmy ruszać dalej. I unikać kolejnych starć
  8. Na miejscu byłeś po półgodzinnym marszu przez miasto. Dom jak zwykle zawalony kołami zębatymi, śrubami, rurami, uszczelkami, kluczami, śrubokrętami. A także puszkami i butelkami. Wszystko, co można zakwalifikować jako artystyczny nieład. A to był dopiero salon. Twoja sypialnia z powodzeniem mogła by być podstawą do stworzenia nowego świata, jako, że każda legenda o jego powstaniu mówi: "na początku był chaos". Ubrania, gatki i... kolejne części emchaniczne. I łóżko. Twój najlepszy kumpel.
  9. Paraxie objęła wzrokiem juggernauta i kiwnęła głową. Wystrzeliła z omni-klucza ognistą kulę, która uderzyła w syntetyka. Pancerz zapalił się, zaczął pękać i kruszyć się. Jednak geth jeszcze nie padł. Jeszcze nie. Zamiast tego... zaczął szarżować. Jak kroganin. Paraxia akrobatycznym ruchem odskoczyła w tył, żeby uniknąć miażdżącego ciosu.
  10. - Co tu się... Co tu się dzieje, do cholery? - Sophia była blada i przerażona. Ciemność zamykała się nad wami jak całun. Żywe trupy wyrastały pomiędzy drzewami, powstawały z martwych, wracały do życia. Galopowaliście pomiędzy terrorem jak wiatr, byle jak najdalej od tych okropieństw. Las ciągnął się i nie miał końca, myślałeś już, ze to jakaś sztuczka. Ułuda, iluzja. Ale to nie była ułuda. Zaczynało się przejaśniać, złoty okrąg słońca wychodził powoli zza horyzontu. Nieumarli zaprzestali pościgu i zaczęli wracać do ciemności. Wyjechaliście z lasu na jakieś puste pole. [bardzo przepraszam za długą przerwę.]
  11. Szkielet odskoczył do tyłu i sam zaatakował, jednak zablokowanie tego ciosu... no powiedzieć tyle, że było bardzo łatwo. Sophia w końcu zmusiła Lunę do galopu, tratując przy tym szkielety. Wyciągnęła do ciebie rękę, żebyś ją złapał i wskoczył na konia. wskoczyłeś za nią i tak pędziliście przez - zdawało się - nieskończony las. Pędziliście jak wiatr, strzały szumiały nad uszami, a w uszach słyszałeś wycie.
  12. Juggernaut sprzątnął żołnierza szybciej niż ty powiedziałbyś "Keelah". Jednak żołnierz nieco osłabił mu tarczę. Szerego gethów topniały. Żołnierzy było niewiele, łowców kilku, rakietowców ie było już w ogóle. Paraxia i Mordok wręcz tańczyli z gethami za pomocą swoich ostrzy. Agrash wziął sobie za cel juggernauta. Zaszarżował na niego, niszcząc całkowicie tarczę, a potem zepchnął własnym ciałem na ścianę. Uderzył go głową. Mocno nadwyrężyło to syntetyka, jednak nie unieszkodliwiło. Złapał kroganina, uniósł do góry, uderzył w ścianę i rzucił w walczącą Paraxię i Mordoka. Turianka zdołała odskoczyć, ale Salarianinowi zabrakło sekund i kroganin posłał go na ziemię. Wielki geth zaczął kroczyć ciężko, ale szybko w waszą stronę.
  13. Geth z wyrzutnią rakiet obrócił się w stronę juggernauta i wystrzelił. Rakieta trafiła w głowę syntetyka, mocno nadwyrężając jego tarcze i wybijając go z rytmu. Przerwał ostrzał, co wykorzystała Paraxia, odcinając głowę gethowi-łowcy, oraz hakując zwykłego szturmowca. Ten odwrócił się w... twoją stronę i zaczął ostrzał. Ale nie w ciebie. Pociski trafiły w kolejnego getha łowcę, niwelując jego kamuflaż.
  14. Luna zgłupiała na widok chodzących kości, zaczęła wierzgać, mało nie zrzucając z siebie Sophii. Do ciebie biegł szkielet w obdartych łachmanach z uniesionym zardzewiałym toporkiem, aczkolwiek dziwnie błyszczącym na kolor zielony. Żywy trup, chodzący umarły... horror biegł w twoją stronę, i nie miał dobrych intencji.
  15. Tarcza getha padła, a on sam zaczął się telepać po wstrząsie, kilka strzałów ulepszoną bronią posłało go w niebyt. Ale drugi z łowców wystrzelił w ciebie ze swojej plazmowej strzelby. Twoja tarcza niemal padła, gdy ni stąd głowa getha eksplodowała, przy akompaniamencie ogłuszającego wystrzału z claymora. - Ha! Ha! - wrzasnął Agrash i zaszarżował na kolejne gethy. Paraxia i Mordok wyszli z ukrycia. Najpierw turianka zniszczyła tarcze kilku gethom, a potem we dwoje rzucili się na nie z bronią białą. Mordok zniknął. Paraxia cięła pierwszego getha, kolejnego podpaliła. Juggernaut podszedł na zasięg swojego miotacza plazmowego i zaczął prowadzić średnio celny ostrzał w turiankę.
  16. Sophia była zaskoczona atakiem nawet bardziej niż ty, ale sama popędziła Lunę do galopu. Strzały latały nad uszami jak komary, przecinały powietrze i wbijały się w drzewa. Cienie, to cienie strzelały. Mroczne sylwetki pomiędzy drzewami. Dzierżące łuki bestie o ludzkich kształtach. Galopowaliście pod ostrzałem dobrych kilkaset metrów, gdy twoja kasztanka dostała strzałą w łeb. To stało się od razu, klacz przewróciła się, a ty razem z nią. Przekoziołkowałeś parę metrów i uderzyłeś w drzewo. Boleśnie. Z lasu zaczęły nadbiegać cienie z obnażoną bronią. Nie tylko sylwetki mieli ludzkie. Kości też. Bo byli szkieletami.
  17. - Może pogalopujemy przez las? - zaproponowała Sophia. - Im szybciej się stąd wyrwiemy, tym lepiej. Strasznie tu... cuchnie. W istocie, zapach jaki dało się wyczuć do najprzyjemniejszych nie należał. Można go było porównać do smrodu zgnilizny, krwi i czegoś jeszcze. Czegoś, co... Obok ucha zaszumiała ci strzała. Wbiła się w drzewo, mijając twoją głowę o kilka centymetrów.
  18. Przeciążenie poraziło getha, niszcząc jego tarcze. Paraxia również użyła przeciążenia na jednym ze szturmowców, a ładunek przeskoczył na kolejnych kilka gethów, wyłączając je na moment z walki. Syntetycy otworzyli ostrzał. Schowałeś się za kilkoma skrzyniami, Paraxia razem z Mordokiem schowali się za wiertłem górniczym, a Agrash powoli wycofywał się do tyłu. Rakiety zaczęły śmigać w powietrzu, rozłupując skały i uszkadzając sprzęty. Pociski z karabinów pulsacyjnych śmigały wam nad głowami i obok nich niczym jakieś natrętne owady. Usłyszałeś zbliżających się łowców.
  19. Jazda borem była nieco upiorna. To miejsce było jakieś dziwne, niezwykłe i straszne. Drzewa były sczerniałe, jakby uschłe, a jednak miały liście. Równie ciemne. Odgłosy lasu były całkowicie inne niż normalnie. Nic nie hukało, nic nie buszowało w krzakach. Żadna wiewiórka, czy lis nie mignął między drzewami. Martwa cisza spowijała miejsce. Martwe, ale jednak żywe. Sophia zaczęła rozglądać się nerwowo dookoła, trzymając rękę na głowicy miecza. - Nazwij mnie tchórzem, ale nie podoba mi się tu... Nie było słychać nawet szumu wiatru, a jedynie kroki koni.
  20. Kroganin spojrzał na nadchodzących syntetyków i tylko prychnął. Paraxia wysunęła swoje ostrze, a Mordok obnażył miecz. Agrash spowił się biotyczną barierą, turianka i salarianin przygotowali też omni-klucze. - Najpierw wyeliminujmy te małe. Jakieś ostatnie rady, ekspercie?
  21. Przez pewien czas rozmawiałeś z oficerem o wydarzeniach dzisiejszej nocy. Pegaz cierpliwie słuchał, kiwał głową i był niebywale wręcz uprzejmy i przyjacielski. Dostałeś wodę, a pegaz pytał czy czegoś ci nie trzeba. Zapewniał, ze wszystko jest w porządku i że już są na tropie dwóch psychopatek. Właśnie wtedy na korytarzu hałasy, jakieś krzyki, jakieś awantury. I do pokoju wpadła... ONA. Twoja matka. - Wrecky? Wrecky! - Jak tylko cię spostrzegła, rzuciła się na ciebie i ścisnęła, że aż ci oczy wylazły. - Mo biedaczek!
  22. - Zaczekaj, nie powinniśmy się... I nim Agrash skończył, w oddali tunelu zobaczyłeś światła. Kilkanaście punktów, jakby lamp. Świeciły na niebiesko i zbliżały się w waszą stronę. I jeden większy, czerwony punkt. Kroki, ciężkie. Zbliżały się gethy w asyście juggernauta. Powoli wyłaniały się z ciemności. Było tam kilkanaście zwykłych szturmowców, kilka z wyrzutniami rakiet i chyba jacyś łowcy. Innymi słowy duża grupa.
  23. - To jest to! - krzyknęła raźnie. - Walka z honorem i zasadami! Cholera, lubię cię, Roger. Jak na takiego gapia to jesteś w porządku. A co do wiedźminów... Chciałabym osobiście się przekonać, jacy to oni są naprawdę. I jechaliście kłusem po trakcie do Oxenfurtu. Po dwóch godzinach spokojnej jazdy i rozmowy o wszystkim i niczym, dotarliście na rozwidlenie dróg. Ciężko to było nazwać rozwidleniem. Od brukowanej drogi prowadziła gruntowa droga polna, która wiodła przez jakiś ciemny bór. Sowy hukały, wilcy wyli, a wy byliście piękni i młodzi. Ach, wiadomym było, że mus jechać tamtą drogą, gdyż opodal stał nadgryzione przez ząb czasu znak drogowy: "Do Aryuik".
  24. Całkowicie zignorował twoje gadżet i spojrzał na papiery leżące na stole. - Złapał cię szalony duet Te klacze... Podobno do niczego nie doszło, jednak wiem, ze takie przeżycie może być traumatyczne. Czy chcesz o tym porozmawiać?
  25. Zabrano cię do koszar pałacowych, gdzie mieścił się także posterunek i areszt. Ciebie zaprowadzono do sali przesłuchań .Czystej, schludnej i białej. Normalnie dano by ci metalowe krzesło i stosowano szereg psychologicznych zagrywek, na które i tak byłeś zbyt mądry. Dostałeś miękkie i wygodne krzesło, a oficerem, który cie przesłuchiwał był szaroniebieski pegaz o blond grzywie i fioletowych oczach. - Jak tam? - zapytał przyjaźnie.
×
×
  • Utwórz nowe...