Wcześniej zasnęłaś o późnej godzinie, więc teraz niedużo czasu zajęło ci zaśnięcie. Następnego ranka zastałaś już złożony namiot i miskę sałatki leżącą koło resztek ogniska.
- Jasne - powiedziała z uśmiechem i przednimi kopytami chwyciła za oparcie wózka. Następnie ruszyła do kuchni.
(chyba mi się pamięć odświeża, bo pamiętam, że twoja postać była już kiedyś w kuchni)
Tym "kimkolwiek" była Ferno. Klacz uśmiechnęła się do ciebie.
- Jasne. Możesz pomóc w kuchni. Niedługo Ventress wróci, a dzisiaj robimy ciasto - powiedziała, karmiąc źrebaki marchewkową papką z łyżki.
Kolejny postój na noc. Kolejne ognisko. Kolejny posiłek czarnej pegazicy śmierdzący śmiercią. Tak to wyglądało. I tym razem Navis jadła smażone mięso z węża. Batty'ego nie wiedziałaś przez cały dzień.
Przeszliście przez miasto bez żadnych kłopotów. Dopiero na końcu jakiś nastolatek podszedł do Navis z pistoletem. Klacz obróciła się w jego stronę i zmierzyła go spojrzeniem chłodnych, turkusowych oczu. Kucyka odrzuciło do tyłu. Pistolet padł rozgnieciony na ziemię. Klacz ruszyła dalej, jakby nic się nie stało.
Navis zdjęła kaptur, ale Poke pokazała ci znak, byś nie robiła tego samego. Czarna klacz wyjęła sztylet i spojrzała na grupę bandytów. Niektórzy wyglądali na naprawdę groźnych. Jednak pokiwali głowami na Navis i rozstąpili się, dając wam przejście.
Na E.F.S. pojawiło się kilkanaście kropek czerwonych. W waszą stronę szło kilkunastu różnej płci bandytów, jednak ani Poke, ani Navis nie wykazały chęci do walki. Powoli z czerwonych kropki zmieniały się w żółte.
Gdy tylko odszedłeś, Shy i Ghost weszli do domku klaczy. W bibliotece było nudno, a Twi czytała książki, które jej wczorajszego wieczora zaniosłeś na górę. Laura i Rarity coś rysowały.