-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
Kiwnęła. - Zaraz wracam - powiedziała i wskoczyła między drzewa.
-
- Chyli... Jak? - zapytała Shy. Ona się boi takich sposobów.
-
Ja tam się cieszę z III miejsca Zwłaszcza, że praca była robiona na szybko, pod presją czasu. Ograniczony czas na lapku. Moja familia. Tak jak raz moja koleżanka dostała najwyższą ocenę w klasie z trudnego sprawdzianu, ale i tak się skarżyła się, że powinna mieć wyższą... Anathiela - bywa
-
- Najlepiej położyć je w bardzo ciepłym miejscu i karmić ciepłymi potrawami... - powiedziała. - Ale w tych warunkach raczej nie jest to możliwe.
-
Pewno już niejednej pomogła... W końcu maluchy zaszczepione się kuliły na ziemi. Ale jak załatwić przeziębienie?
-
Materi zawołała maluchy. Trzyma je skrzydłami i po kolei łapie je za skórę na karku by je podać Shy.
-
Kiwnęła. Tylko jak?
-
Kiwnęła. Shy zabrała strzykawki, ale źrebaki na ich widok pouciekały.
-
Raczej pytanie, skąd tutaj taka pułapka. W końcu przyleciała Shy i zajęła się małym.
-
Otworzyły się, ale kopytko jest w opłakanym stanie i mały piszczy i skomle.
-
Trzeba otworzyć sidła. A mały tak się szarpie, że zaraz sam sobie kopytko urwie.
-
Mały wpadł w sidła na niedźwiedzia i piszczy. Łapkę próbuje wyciągnąć, ale tylko sytuację pogarsza.
-
Wróciliście. Robi się późno, zaraz pewno Shy przyleci. Nagle usłyszeliście głośnie piszczenie zmieszane ze skomleniem.
-
- To ja idę coś zjeść... - rzuciła klacz. Xylyn się zdrzemnie. Można hop w krzaki...
-
Dała ci kolejnego buziaka. Za mało. Ona zarumienona, że się gapią. Dzieciaki już poszły.
-
Night cię pocałowała kilka razy. Za mało. Jeść.
-
- Raczej się nas bali - powiedziała. - I uważali, że jedzenie mięsa daje siłę. A właśnie, zjedz coś, bo zaczyna śmierdzieć.
-
- Przeciętnie do dwustu lat, zawsze - odpowiedziała. Krótko, prosto.
-
- Zależy, co chciałbyś wiedzieć...
-
Plecie warkoczyki z warkoczyków w twoim ogonie. - Jest dobrze, coraz lepiej.
-
- Zawsze się biją. Hierarchia u nich.
-
- Ok - powiedziała. Maluchy się gryzą, biją, a nikt nie zwraca uwagi.
-
- Jak sobie chcesz - odparła. Jej to obojętne. Maluchy robią wielkie bitwy.
-
- To ja polecę do domu... Wieczorem będę z powrotem tutaj, na skrzydłach szybciej - powiedziała. No tak, trzeba szczepić...
-
Shy podeszła do ciebie. - przepraszam za tamto... Gdyby nie ty, te maluchy mogłyby zginąć...