-
Zawartość
691 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez kameleon317
-
I on ma jej w to uwierzyć? Sam potrafi świetnie kłamać, a dziewczyna wydaję się szczera. Zaraz nad tym pomyśli. Najpierw musi zająć się nieproszonym gościem. - Możesz pokazać swój łeb w całości - spytał się gówniarza, który od jakiegoś czasu ich obserwował. - Albo lepiej schowaj go i wynoś się stąd.
-
Stanął przed nią z wyciągniętym nożem na wysokości jej gardła i 3 igłami w ręcę. Wyłączył niewidzialność i ściągnął kaptur. - Powinnaś już nie żyć, ale zrobię wyjątek i cię wysłucham. Mam miękkie serce dla pięknych kobiet - uśmiechnął się. - No więc? Co masz tak ważnego mi do powiedzenia przed śmiercią?
-
Centrum handlowe. Nie najlepsze miejsce na zabijanie się. No nic. Młoda łowczyni wysiadła na 37 piętrze. Krasus ruszył za nią powoli. Chcąc wejść na dach zauważył, że dziewczyna stoi przed drzwiami. Wiedzą, że potrafi stać się niewidzialny? W sumie. Polują na niego już ładne parę lat. No nic trzeba to będzie zrobię szybko isprawnie. Wyciągnął igłę i sztylet. Nie długo skończy mu się niewidzialność. Otworzył drzwi przy okazji rzucając igła w nogę celu. Miał nadzieję, że ból odwróci jej uwagę. Sam ruszył w jej kierunku.
-
Krasus stał na przeciwko walącego się budynku. Już od kilku dni był na tropie jednej z łowców. Patrząc na zniszczenia był przekonany, że poluję lub już upolowała jednego z mu podobnych. Zobaczył jak skacze na jeden z budynków. Wszedł w zaułek i stał się niewidzialny. Miał nadzieję, że niedługo zatrzyma się, żeby zregenerować siły i dać mu sznsę ja zabić. Wskoczył na najbliższą budowlę i ruszył za swoją ofiarą.
-
Corwin wyciągnął miecz i postanowił się na niego rzucić. - Popuś krul - krzyknął po czym przebił się aż po samą rękojeść. ((Moja postać postanowiła popełnić samobójstwo będąc świadkiem tego co się tutaj wyprawia. Poza tym nie mam tyle czasu, żeby w święta siedzieć i odpisywać. 40 postów w ciągu kilku godzin. Nie zauważyłem, żeby ktokolwiek w ogóle przejmował się moją postacią(może poza Laizerem, ale i on i ja, wiemy dlaczego). Także, powodzenia. Może nawet skończycie tą sesję))
-
Corwin wstał z fotela. Raven nie pokazał mu swoich ran. Rozkazał strażnikom, aby ruszyli za Somą i Avalon. Sam w jednej ręce z bukłakiem wódki i z fajką w ustach poszedł za nimi. - To odwołujemy bankiet - spytał się poprawiając swój mundur. Widział wychodzącego Laizera. - A tego co ugryzło?
-
Corwin wyciągnął ukryty bukłak wódki. - Nie do mnie należy decyzja. Jestem tylko ciekaw kto jest twoją szefową - spytał lekarz i wziął porządny łyk wódki. Po chwili zaczął czyścić fajkę. Przyglądał się im wszystkim. Co ja tu robię? Miałem tu zaliczyć jakąś szlachciankę, upić się, a przy okazji odnowić znajomości. Zamiast tego siedzę i się nudzę...
-
((Moja postać siedzi obok komnaty księżniczki czy gdzie ją tam zamknęli.)) Corwin wciąż paląc powiedział: - Pokaż się no tu - wskazał na Ravena. Zobaczył, że Cloude wyciąga miecze. - Spokojnie. Nie udało im się wystarczająco szybko wykonać całej operacji. Jeden ze strażników bił na alarm. Za chwilę powinno tutaj być tutejsze wojsko.
-
((Fajnie. Cała akcja rozegrana w 2,5 osoby. Moja postać nie zdążyła nawet mrugnąć, a już jest po wszystkim. Spoczko.)) Podczas, kiedy wszyscy biegali jak poparzeni i zabijali kogo popadnie, Corwin zauważył kompletnie zdezorientowanych strażników. Patrzyli na wszystko i nie mogli się ruszyć. Corwin stwierdził, że trzeba coś z tym zrobić. - Ty i ty - wskazał na 2 strażników. - Odbijcie wraz z Ravenem księżniczkę. Ty bij na alarm - wskazał kolejnego strażnika. - Reszta za mną - pobiegł na główną salę. Ze zdziwieniem zauważył, że większość gości nic się nie stało. - Połowa zostaję tutaj i ochrania zaproszonych - krzyknął. Jednak mundur na coś się przydał. Pułkownik armii cesarskiej i do tego z oddziałów specjalnych musiał wiedzieć co robi. Wrócił, aby zobaczyć jak tam idzie Ravenowi z odbijaniem gospodarzy. Zostali odbici. Tyle dobrze. - Zostajemy tutaj - rozkazał. - Życie i bezpieczeństwo księżniczki jest najważniejsze. W końcu to ona była głównym celem napastników - powiedział i porozdzielał ich na odpowiednie stanowiska. Usiadł na jednym z wygodnych foteli i odpalił fajkę.
-
(Nie chce mi się czytać ponad dwóch stron. Może ktoś to streścić? No i nie piszcie we dwóch między sobą. Prowadzicie do przodu historie, a inni nie mogą zareagować i stoją jak głupi tam gdzie stali.)
-
Corwin odwzajemnił spojrzenie i pocałował w rękę Avalon. W kierunku Somy oddał dość łagodny i niewielki ukłon. - Miło państwa poznać - uśmiechnął się słysząc wszystko co mówili o Cielu. - Może poznaliśmy się wcześniej - spytał. - Moim ojcem był Oberon Amber. Swego czasu znany naukowiec. - Spojrzał na Ravena i Laizera. Żarty były na swój sposób zabawne, ale nie przyszedł tutaj, żeby śmiać się ze słabszych. Musi odnowić kontakty i sprawdzić kto popiera nowego cesarza, a kto wręcz przeciwnie.
-
- Poczekajcie. Sam tego alkoholu nie wniosę. Poza tym, czemu to ja musiałem za niego płacić? Raz już stawiałem. To, że jestem bogaty nie znaczy od razu, że mam kasy jak lodu... - spojrzał na nich. - Mam za miękkie serce. Pomóżcie mi i wchodźmy tam jak najszybciej.
-
- To tutaj - powiedziała złodziejka i wskazała drzwi w jednej z wnęk. Corwin usłyszał czyiś bieg w części korytarza, który już przeszedł. Był to jeden ze złodziei ciągnący za sobą wózek. - To alkohole, które zamówili pana znajomi - powiedział i podał konowałowi wózek. - Cały ten wózek - spytał Corwin patrząc na to podejrzliwie. - Jak ja mam to tam po kryjomu wnieść... Zapłacił i wyszedł przez drzwi na zewnątrz. Był dokładnie pod dość sporych rozmiarów rezydencji. Mając nadzieję, że jego kompani jeszcze tam nie dotarli postanowił poczekać przy drodze. Sam tego alkoholu tam nie wniesie.
-
Corwin usiadł czekając na mundur. Złodzieje uznali go za wariata. Nie chcieli się zgodzić. Musiał podać dość wysoka cenę i pokazać odpowiednie papiery. Po jakimś czasie dostał czarny mundur pułkownika. Nic się nie zmieniło. Wyglądał tak samo. - Macie przejście w okolicy rezydencji jakiegoś indyjskiego księcia czy tam króla - spytał się jednego ze złodziei. - Tak, Rose cię zaprowadzi. Lekarz przebrał się w mundur i ruszył za dość egzotycznej urody złodziejką.
-
- No i jesteśmy - powiedział stojąc przed burdelem. - To ja idę na górę, a wy kupcie alkohol. Tylko tyle, żeby starczyło - ruszył szybkim krokiem do burdelu, a później na samą górę po schodach. W malutkiej wnęce ukryta była klapa prowadząca do jednej z kryjówek złodziei. Gdy dotarł już prawie na miejsce musiał uniknąć kilku pułapek i pokazać wręcz niewidzialnemu strażnikowi odpowiedni znak. Wszedł do środka i powiedział. - Potrzebuję tego munduru. Pułkownik oddziałów specjalnych. Możecie dorzucić kilka orderów - uśmiechnął się.
-
Lekarz cały czas był zamyślony. - Już wiem! Skoczę na chwilę jeszcze do burdelu. Chyba załatwię sobie mundur. Pogadam z złodziejami. Dokumenty mam dalej, więc nie powinno być problemu. To za mną - Corwin wyszedł z domu i ruszył w kierunku burdelu. - No chyba, że mam iść sam? Przy okazji kupimy więcej alkoholu.
-
Corwin wyszedł ubrany w piękne szaty. - Pożyczyłem sobie ciuszki od Jin-kao. Całkiem fajne - spojrzał na Laizera. - Trzeba skoczyć po jakiś alkohol. Skoro ma być podawany co 2 godziny. Bankiety na trzeźwo. Pierwsze słyszę.
-
Corwin podszedł do Ciela. - A u kogo ten bankiet? No i ile osób możesz zaprosić - uśmiechnął się na myśl o darmowym alkoholu. - Swego czasu dość często bywałem na takich bankietach. Ale to stare zamierzchłe czasu. Co nie zmienia faktu, że zachować się potrafię. - No i kobiety. Z wyższych sfer. To nie to samo co burdel. - Nie wiem jak wy, ale ja się zabieram - powiedział po czym ruszył do pokoju, aby się ogarnąć.
-
- Dziękuję ci kochana - powiedział Corwin, a ona dała mu całusa. - Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję się spotkać. W razie czego spotkamy się w bazie. - Lekarz wszedł do domu Jin-kao i wkroczył do jadalni. - Wróciłem moi kochani - wykrzyczał z uśmiechem i spojrzał na zastawiony stół. - Mimo, że już jadłem to nie odmówię posiłku przygotowanego, jak przypuszczam, przez samą księżniczkę - usiadł i nałożył sobie na talerz porcję jedzenia.
-
Corwin wyszedł z burdelu w towarzystwie jednej z pracownic. Po wizycie na najwyższym piętrze i "rozmowie" z kilkoma paniami, okazało się, że jedna z nich to złodziejka. Zgodziła się zaprowadzić go pod rezydencje Jin-kao. Może nawet zostanie na noc? Niby złodziej złodzieja nie okradnie, ale chyba lepiej nie ryzykować.
-
Wyczyścił ostatni bukłak i ruszył w kierunku burdelu. - Siemka - powiedział Corwin do Katariny. - Jin-kao. Wracam za jakiś czas. Będę pod pałacem nad ranem. Odbierz mnie - uśmiechnął się i ruszył na górę. Widać było, że wypił zdecydowanie za dużo.
-
- Ja tam nie wiem - otworzył w końcu ryżówkę. Cały czas trzymał jedno wino przy sobie. Na wszelki wypadek. - Przyszedł i płaczę. Nic nie mówi tylko beczy. Co ja poradzę. Alkoholu nie chciał. A ja muszę to szybko opróżnić, bo nie było mnie jeszcze na górze.
-
- Masz - lekarz podał Cielowi butelkę wina. - Miałem je dać komuś innemu, ale widzę, że już nie będę miał okazji. Poza tym chyba go potrzebujesz. Czy może wolisz coś mocniejszego?
-
Corwin stał na schodach. Każdy wybrał się w swoją stronę. On został sam stojąc jak głupi z alkoholem w rękach. Mógł iść na górę. Równie dobrze mógł przysiąść się do pary przy stole. Pierwsza opcja była kusząca, ale alkohol w rękach ciążył mu niemiłosiernie. Przysiąść się do nich? Nie, pewnie ze sobą kręcą. Nie jest na pałacowej imprezie, żeby wtrącać się w czyjeś rozmowy. Gdzie mógłby się napić? No tak. Ogrody. Zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku zieleni. Usiadł na ławce i otworzył jedną z butelek wina, które miał przy sobie.
-
((Kobieta upita, kobieta zdobyta, dobrze pamiętam?)) - To co? Skoro wszyscy są już w pewnym stanie upojenia - uśmiechnął się. - To idziemy na góre. - Wziął tyle butelek ile mogł i ruszył powoli po schodach. - Zapewne na pierwszym piętrze są przytulne pokoje dla par, na drugim piętrze są kobiety na 3 mężczyźni, a wyżej wszystko naraz tylko lepsze. To gdzie idziemy najpierw?