-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
Na twarzy ożywieńca, choć nie mógł wyrażać emocji, przez chwilę trwało coś na kształt konsternacji. - Państwo Polskie? Nice mnie to nie mówi. Komuś co świta? - Naczżeś nas zawezwał? - zapytał inny, stojący nieopodal. I wówczas świadomość wróciła jakby do wszystkich i wszyscy zwrócili martwe głowy w stronę wodnego zamieszania. - O, psie syny. Który go wezwał, wszetecznika? Tyś to, wyrostku, poczynił? - zapytał ten pierwszy. - Nie bluźnij! - Milcz, Haroldzie, z tobą nie mówię! No, odrzeknij rychło! Sacrum Imperium Romanum wspomina, a tak świntuszy? - Niemieckie? - Milcz, mówię!
-
Ożywieńcy wychodzili bardzo szybko, bardzo szybko też ujawniając swoją tożsamość. Niektórzy mieli na sobie pordzewiałe zbroje, inni zaś porwane i przegniłe szaty zakonne. Niektórzy odziani w czerń, inni w ciemną czerwień, ale niemal każdy - czy to na napierśnikach, czy płaszczach, czy też nawet na sztandarach - bo i taki się zdarzył - mieli znak krzyża. I żadnemu oczy nie paliły się na niebiesko, a więc można było poddać dyskusji działanie adeptki nekromancji. Najbliżej stojący nieumarły odwrócił czaszkę w rycerskim hełmie do Adama, a białe punkciki w jego oczach rozbłysły. Trzymał w ręce zniszczoną chorągiew. - Ktoś zacz? - zapytał, głosem niskim i odległym, odbijającym się wewnątrz czaszki. To nie były marionetki, o nie. Prawdopodobnie byli świadomi, a teraz stali na baczność, zwróceni w stronę morza. Z klifu coś spadło do wody. Jako że łowczyni wciąż na nim stała, musiała zapewne być niezadowolona z tego, co zrobiła Julia, której zaś tam już nie było.
-
- Ciekawe czy też nie mogę się zetknąć z promieniami - powiedziała, odchodząc. Kolejne ogromne fale wypłynęły na brzeg. Na horyzoncie pojawiły się cztery wierzchołki, aby zaraz potem zniknąć. Wyglądały jak ostre iglice skalne. Akcja na klifie zaczęła się rozkręcać. Wkrótce okazało się, że towarzyszka Adama również nie mogła sięgnąć łowczyni i więzionej przez nią nekromantki. Cała scena była przesycona pompatycznością. Simone chwyciła Julię za włosy i przyłożyła nóż do szyi, parę razy nią uprzednio potrząsając. Nie chciała złożyć jej w ofierze, na co wyglądało, a raczej do czegoś zmusić. Adam mógł się tylko domyślać, że ów szantaż mógł się udać, bo wokół niego znów zatrzęsła się ziemia, a piasek zaczął się w niektórych miejscach wybrzuszać. Najbliższy od Adama kopiec pękł, wypuszczając z siebie rękę. Szkieletową rękę ze strzępami bordowej szaty. To samo działo się na całej długości plaży.
-
- Idę tam! - oznajmiła dziewczyna z bojowym nastrojem, wstając i maszerując w stronę klifu. Ale zatrzymała się w pół kroku, zamiatając zwisającymi skrzydłami piasek i zerknęła na Adama. - Eee... Też chcesz tam iść? Mogę ci pomóc - oznajmiła, proponując pomocne szpony. Z bulgoczącej toni na sekundę wyłoniło się coś obłego i czarnego jak otaczające skały, ale zaraz potem schowało się z powrotem do wody. Łowczyni z jedną ręką wysuniętą ku niebu zbliżała się do krawędzi klifu, taszcząc za sobą nekromantkę. Plama słońca przesuwała się razem z nią, a więc zjawisko najpewniej nie było naturalne.
-
- Tak. Był... Był trudny. Nic bym chyba nie zrobiła, ale zadziałał chyba instynkt i obawiam się, że tamten nie żyje - powiedziała ostrożnie, odwracając się i patrząc z przestrachem na wodę. - Pociągnęłam go za sobą do wody. Nie wiem, ile tam było. Właściwie byłam pewna, że umrę, a potem nagle zrobiło się ciemno. Zdaje mi się, że przeżył sam upadek do wody... Ale później już chyba udało mi się go zabić. Przypadkiem - wyjaśniła z nieszczęśliwą miną i spojrzała na Adama. - Ty krwawisz! Co ci zrobił? - zapytała. Słońce niestety, jak si wkrótce okazało, nie było dobrym zwiastunem. Oboje myśleli, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, ale niestety nie było to prawdą. Łowczyni, cała i zdrowa stała na klifie w promieniach słońca. A ponieważ stała w słońcu, Lars nie mógł się do niej dostać. Trzymała przyciśniętą do siebie za szyję Julię, a bulgotanie wody znacząco się powiększało. W pewnym momencie na morzu zrobił się wir, wolno i leniwie rosnąć. - Oj.
-
Przez chwilę na klifie zrobiło się jeszcze głośniej. Brakowało Irene, a łowca i łowczyni zaginęli gdzieś w ferworze walki pomiędzy wirującą czernią, będącą Larsem. Wszystko zapewne skończyłoby się szybko, gdyby nie słońce. Chmury nienaturalnie szybko rozwiały się i utworzyły przerwę, przez którą przebijało niebo i promienie słoneczne. Po tym zdarzeniu na powierzchni wody setki metrów od lądu pojawiły się bąble, a woda zaczęła się burzyć. Zjawisko było widoczne z brzegu. Na plażę wychynął z wody czarny, kaszlący kształt. Eks-adeptka doczołgała się powoli do Adama, wyraźnie zmęczona i poturbowana. Wlokła za sobą zmoknięte pióra. - Żyjesz, Adam?
-
Reakcja łowcy utwierdziła chłopaka w przekonaniu, że postąpił słusznie. Po rzuceniu piachem w oczy wyprostował się gwałtownie i na ślepo spróbował uderzyć nożem, ale był to ruch czysto instynktowny, a ciosu udało się uniknąć. Ostrze wylądowało więc w piachu, a kamień na czole łowcy, z którego popłynęła wąska strużka krwi. To ogłuszyło mężczyznę, ale ten nie dał jeszcze za wygraną. Wyciągnął nóż i pchnął ponownie, tyle, że ów nie zdążył trafić Adama, bo coś gwałtownie odciągnęło napastnika do tyłu, uwalniając chłopaka. Zakotłowało się, a już po krótkiej chwili łowca leżał na ziemi. Nad nim zaś, ze stopą umiejscowioną na jego brodzie stał Lars. Szybki ruch stopy w eleganckim bucie, nieprzyjemne chrupnięcie i łowca był martwy. Piach pod Adamem nasiąkał jego własną krwią. Zarówno ręka jak i przebity bok bolały niemiłosiernie, utrudniając myślenie o czymkolwiek innym. Były nauczyciel podszedł szybko do Adama i kucnął przy nim. Skierował dłoń chłopaka na ranę i przyłożył do niej. - Uciskaj, to nic ci nie będzie - poinstruował z pełnym spokojem, po czym wstał, aby dołączyć do bitki na klifie. Drżenie ziemi było coraz wyraźniejsze, a powtarzające się, głębokie dźwięki przywodziły na myśl chrapanie czegoś olbrzymiego.
-
Moment nadszedł bardzo szybko. Równie szybko jak to, że ostrze noża dosięgnęło celu i chłopak został dźgnięty w bok. Ból rozszedł się niemal po całym ciele, rozrywający, palący. Kamień również trafił celu - pleców. Uderzenie było mocne, ale choć z pewnością spowolniło, to go nie powstrzymało. Adam dostrzegł nóż znów w jego ręce, czerwony od krwi i wzniesiony w powietrze. Pierwszy cios zapadł. Drugiego raczej nie przeżyje. Czas zwolnił. Łowca siedział okrakiem na Adamie, przygważdżajac go do ziemi.
-
Po raz pierwszy pojawił się ból w ręce. Z początku jako impulsy, które potem przeszły w odczucie podobne uderzeniu czymś bardzo ciężkim, tylko że zwielokrotnione. Ból na początku zamroczył Adama, a wespół z nadchodzącym kataklizmem sytuacja stawała się być cięższa. Łowca chwycił pewniej uchwyt noża, podrzucił go w powietrzu i uśmiechając się spode łba, wolnym, kulejącym krokiem zaczął zmierzać w stronę chłopaka. Nóż lśnił złowieszczo, gdy mężczyzna na ostatnich krokach wybił się ze zdrowej nogi i skoczył bardzo nisko, celując w brzuch Adama. Ręce miał wyciągnięte przed siebie, żeby obronić się w trakcie ataku przed ciosem ze strony chłopaka.
-
- Potrzebny żeby go uwolnić! Ale jak się obudzi też nie będzie dobrz... - urwała, kiedy dłoń łowczyni wymierzyła jej cios w potylicę i powaliła na ziemię. Obok nieznajomy łowca walczył z Irene i z tego co było widać, działał bardzo agresywnie i z wolna spychał ją w stronę przepaści. Ale Adam miał własne problemy. Łowca czekał cierpliwie. Plama rosła zbyt wolno, by była spowodowana przebitą tętnicą. Szare oczy mężczyzny wbijały się w oczy Adama jak lodowe szpile. Patrzył cały czas w oczy, tylko w oczy. Jedynym ruchem był nieznaczny ruch głowy.
-
- Wspaniałe - mruknęła różowa i zeszła na dół, aż do wyjścia. Maleńki, ciasny ryneczek przed burdelem rozwiewał najjaśniejsze nadzieje na dobrą przyszłość. Cuchnął rybami, moczem i glonami, a ze skał wisiały siatki zapełnione tymi ostatnimi. - Wodorosty - poinformowała Roo. - Te konkretne unoszą się na wietrze podczas większych wichur, więc łapie się je w siatki i je. Może to nie szczyt marzeń, ale na początku były dla kucyków jedynym pożywieniem, póki nie zaczęto transportować z lądu owoców i warzyw. Tu nie ma miejsca na ich sadzenie, a z resztą często jest mgła i pogoda nie sprzyja. Nie ma gleby - powiedziała i ruszyła w stronę wąskich schodków prowadzących na pochyły dach. Praktycznie każdy z domków wokół rynku, wąskich i ściśniętych, w różnych kształtach i zapewne wyblakłych kolorach miał na dachu drewniane deski służące za schody. Czasem od balkoników odchodziły też drewniane mostki linowe. - Nie mamy miejsca na ulice, więc poruszamy się po budynkach. Ci, co nie mają skrzydeł. To tu normalne, nawet nocą - wyjaśniła.
-
Żadne ze słów Adama nie rozsierdziło łowcy bardziej. Więcej: czekał aż ten wykona pierwszy ruch, uparcie nie chcąc atakować. Na udzie powstawała wolno plama krwi, sugerująca, że nieoczekiwane trzęsienie ziemi mogło pomóc Adamowi uszkodzić tętnicę chłopaka. Wtedy przeciwnik miał mało czasu, ale mógłby wykorzystać go na bardziej zajadły atak. Atak kogoś, kto nie ma nic do stracenia. A jednak czekał, a więc rana nie była aż tak poważna, a nóż nie został wyciągnięty z rany. Ziemia znów się trzęsła, a fale rozlewały się już coraz bliżej stóp łowcy i adepta. Teraz już zapewne eks-adepta. W powietrzu rozległ się niski głos, niemal huk, który z początku przypominał szum wiatru. Pod koniec brzmiało to jak ryk, a ziemia niemal od niego zawibrowała. - NIE MOŻECIE SIĘ POZABIJAĆ! - Krzyknęła nekromantka, uskakując przed ostrzem Simone. Oto znalazł się trzeci łowca - jasnowłosy mężczyzna, tym razem bez kasku, próbował spacyfikować Irene. - BO GO OBUDZICIE!
-
Mężczyzna uskoczył, ale ostrze mocno przejechało przez jego udo. Nie wydał dźwięku, bo nie mógł, ale Adamowi pomógł teraz kolejny wstrząs. Łowca na chwilę stracił równowagę, a ostrze zagłębiło się w jego nodze aż po rękojeść i tam utkwiło. Fale wylały się dalej na brzeg. Mężczyzna cofnął nogę i tym samym siebie samego, ale rękę chłopaka puścił dopiero po chwili, zaraz po dziwacznym trzasku. To trzasnęło przedramię Adama, ale on sam nic nie poczuł, choć mógł zobaczyć skutek. Ręka była wykrzywiona pod paskudnym kątem, ale ponieważ Adam wkurzył łowcę, to jeszcze nie przyszedł czas na liczenie strat i zysków. Dobiegały go też dźwięki walki z łowczynią i nekromantką, lecz adept musiał walczyć o siebie. Po odwróceniu się widział łowcę z furią w oczach, który w dłoni trzymał zakrzywiony nóż. Drugi trwał w jego udzie.
-
Rzut byłby celny, gdyby nie to, że łowca dał świadectwo swojego doświadczenia. Uchylił się przed ciosem, jakby się spodziewał ataku od tyłu, prześlizgnął pod ramieniem Adama i z niebywałą szybkością chwycił go za rękę, by wykręcić mu ją za plecami. W tym samym momencie Irene dotarła do Simone, rzucając się na jej twarz przy użyciu pazurów. Zatrzęsła się ziemia. Adam mógł dostrzec, że z nieba zniknęły ptaki. Po prostu się ulotniły. - Tak! - krzyknęła triumfalnie Simone, puszczając Julię, żeby obronić się przed młodocianym wampirem. U podnóża klifu zakotłowało się, a łowca usunął z ręki Adama kamień. Miał ułamki sekund na skorzystanie z drugiego narzędzia.
-
[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi
temat napisał nowy post w Arcybiskup z Canterbury
Torn splunął na podłogę i otarł usta przedramieniem. - Parszywość, żeby mi się tu jakieś krwiopijce, pijawki szwendały. Tfu! - rzucił, ale twarz miał już rozpogodzoną. Kryzys zażegnany, przynajmniej ten na płaszczyźnie towarzyskiej. Pozostał jeszcze jeden kryzys - ten wokół nich, zawalony gratami. - Dobra, póki co mam tu te materace, więc jak chcesz się kimnąć to korzystaj - zarządził. -
Kiwnęła głową i ruszyła do przodu, poruszając się już znacznie mniej ludzko. Przy okazji okazało się, że Irene posiada też długi, wąski ogon zakończony grzebieniem piór - kolejne przystosowanie do potencjalnego lotu. Niemy łowca znacznie bardziej zdawał się zwracać uwagę na nią, niż na Adama, toteż kiedy szybko go wyminęła, rzucił się za nią z nożem. Trzeciego wciąż nie było, a Adam został pozbawiony wszelkiej uwagi, w hierarchii ważności ustawiony na ostatniej pozycji. Tak więc Simone trzymała Julię, Irene biegła by zaatakować Simone, a niemy ruszył za Irene. Pozostał Adam ze swoim nożem i kamieniami do pomocy wokół.
-
Rzut oka wystarczył, aby zobaczyć, że łowczyni prowadzi przed sobą Julię z rękami za plecami. Z jakiegoś powodu ta druga wydawała się bardzo zadowolona z siebie i ze spalonego zwoju. Łowca niestety złapał nóż, dzięki czemu Irene w swojej mrocznej wersji wyrwała się i odskoczyła do tyłu. Nie widząc głowy i nóg ktoś mógłby ją teraz wziąć za olbrzymią wronę. - Co robimy? - zapytała, stając w gotowości do ataku. Niemy łowca wykrzywił twarz w paskudnym uśmiechu i chwycił nóż za rękojeść, również gotowy do ataku. - Ilu mamy wrogów? Dwóch czy trzech?
-
Julia odwróciła się plecami do wiatru i zapaliła zapalniczkę, którą z kolei zbliżyła do zwoju, nie przestając obserwować łowczyni. Za Adamem rozległo się głębokie, zrezygnowane westchnienie. Uścisk na ramieniu zniknął, kiedy Simone ruszyła w stronę dziewczyny na klifie, tym samym uwalniając Adama. Przynajmniej spod jej kontroli. W tym czasie zwój zaczął się z wolna palić. Warunki pogodowe nie sprzyjały do takich akcji. W następnej kolejności stało się parę rzeczy w bardzo krótkich odstępach czasu. Irene, leżącą do tej pory spokojnie prócz postępującej transformacji zrobiła użytek ze skrzydeł, żeby z ich pomocą rozerwać łańcuch, skoczyć do przodu i pazurem pociągnąć za łańcuch Adama, który pękł, ułatwiając mu uwolnienie się. - Ha! - sapnęła triumfalnie, ale ów triumf trwał krótko, bo zakończył go łowca, na powrót przygważdżając Irene do ziemi przy pomocy kolana i ręki. Zwój zajął się ogniem i spłonął szybciej niż mógł płonąć jakikolwiek papier. Kiedy Simone dotarła na miejsce, Julia akurat rozdeptała jego szczątki, patrząc na nią bezczelnie, za co została uhonorowana policzkiem od łowczyni. Wyjątkowo niemrawie zbierała się do ucieczki, ale to było mniej ważne. Najważniejsze było by działać.
-
Simone zacmokała w wyrazie zniesmaczenia. - Nie, osoba na motocyklu to łowca, który nekromantki szuka. Niestety, nie chcą z nami współpracować. Nie słuchałeś? - zapytała. - A przecież o tym mówiłam. Niestety, raczej nie przychodzą do nas sami, a że mają drogocenny zwój z inkantacją, musimy się sami pofatygować. I jak na zawołanie okazało się, że nie musieli się fatygować. Nigdzie nie było zmotoryzowanego łowcy, ale na zejściu z klifu do plaży pojawiła się sylwetka w zielonej kurtce przeciwdeszczowej. Adam już kiedy szła rozpoznał białe włosy. Julia przystanęła w odległości około stu metrów od nich. Była zmoknięta, a w ręce trzymała plecak, z którego po chwili wyjęła niewielką tubę, a z niej zwitek pożółkłego papieru. Bez słowa i z wzrokiem wbitym w łowczynię podniosła go manifestacyjnie w powietrze, a z kieszeni kurtki wyjęła zapalniczkę i ją również pokazała. - Nie zrobisz tego - krzyknęła Simone bardzo pewnym głosem. Dziewczyna wzruszyła ramionami, a bezgłosy łowca kopnął szarpiącą się Irene i przygniótł ją ponownie do ziemi, patrząc w stronę adeptki nekromancji i wspomnianego zwoju. Idealne wyczucie czasu. - Na co czekamy? - zapytała dziewczyna. Wiatr zagłuszał nieco jej słowa. Adam zaś mógł spróbować wykorzystać chwilę nieuwagi łowców.
-
[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi
temat napisał nowy post w Arcybiskup z Canterbury
Najbardziej zanietrzeźwiony z łowców legł na brudnym, słomianym materacu w jednym z rogów między połamanymi krzesłami. Ta kwatera miała tylko takie miejsca do spania - były jeszcze cztery takie materace. Krasnolud odwrócił się do Pete'ego z wytrzeszczonymi oczami i zaciśniętymi szczękami. - "Na czas nieokreślony, Torn, no przyjmij mnie, Torn" - powiedział przesadnie wysokim głosem, patrząc głupkowato w górę i składając razem prosząco ręce. - Najpierw drzesz tu ryja, potem mnie obrażasz w mojej własnej karczmie, potem też na mieście i to wszystko podczas przyjacielskiej biesiady! Potem tańczysz jak kretyn wokół jakiegoś krzaka i ja mam to tolerować?! I co ty masz, ja cię bardzo przepraszam, do tego przybytku? Nikt nie narzeka, tylko ty narzekasz, wielki wampir, pan na włościach. Wyżej sra niż dupę ma! I co, ja mam cię tu przyjąć? Pod mój dach?! - wydarł się krasnolud, zaciskając pięści i strzelając dziko oczami. - Dobra, niech będzie - wzruszył ramionami, a twarz prędko straciła wyraz gniewu. -
Roo przyklasnęła entuzjastycznie, a jej pyszczek rozjaśnił szeroki uśmiech. - Idealnie! Wspaniałe! Wrażliwa romantyczka z talentem! O, coś czuję, że będziesz mieć powodzenie na salonach. Jeszcze tylko gdybyś potrafiła budować aurę tajemniczości, oni to uwielbiają. Zdaje się, że pianino stoi w ganku na górze, koniecznie będziesz musiała z niego skorzystać. No, ale wróćmy do tematu kultury. Ubieraj się, to pokażę ci górne rewiry miasta. Ta część do której pójdziemy to Złote Wreckarck. Gotowa?
-
Został podprowadzony jeszcze bliżej do łowcy i do Irene. Ta druga miała włosy zarzucone na twarz i ręce skrzyżowane na plecach. - Powinieneś pamiętać, że to nordycki bóg. A pojęcie sprawiedliwości wbrew pozorom potrafi być bardzo względne - odpowiedziała. Wyjęła swój nóż i nakłuła skórę na karku Adama. Nie bolało, ani nie było to groźne... Nie bezpośrednio. - Nie powiedziałam też, że to my was zabijemy. Zrobicie to sami. To, że nie chcemy nikogo skrzywdzić to jedno, ale czasem zwyczajnie trzeba. Dla dobra ogółu. A kiedy już nadejdzie koniec, wszyscy będą wygrzewać się w promieniach wiecznego słońca. Twarz łowczyni ani łowcy nie drgnęła. Ona mówiła to tak spokojnie, jakby miała mówić o planach zawodowych na przyszłość, a on po prostu tam kucał i... Puścił Irene, która nie była już przepasana srebrnym łańcuchem. Zerwała się z ziemi jak oparzona, rozcierając kark. W pierwszej sekundzie była sobą - adeptką, która nie do końca wiedziała co się wokół niej dzieje. W drugiej jej nozdrza rozszerzyły się, a oczy zaszły czernią, wpatrując się wyjątkowo nieprzyjemnie w Adama. Łowca, by jeszcze bardziej ją rozsierdzić, rzucił łańcuch, który skrępował jej nogi i przewrócił na piach. - Prócz tego potrzebujemy słów do rytuału, ale to Benu również przewidział. Niebawem powinna przybyć tu młoda nekromantka - poinformowała bezbarwnym głosem łowczyni.
-
- Najpierw obserwujemy, potem działamy! Mówię: lekcja, nie misja, nie zadanie. Moja droga, widać od razu, gołym okiem, że jesteś tu świeża. Zieloniutka mimo pomarańczowego futra - stwierdziła klacz. - Niby mogłabyś kogoś poderwać, ale od razu wiadomo, że pochodzisz z Equestrii. Oczywiście, nie wszyscy, ale niektórzy mogłoby zostać tym obrażeni. Banda bufonów, powiesz. I ja się z tym zgodzę, ale tak jest i musimy z tym żyć. Dlatego na razie będziesz cicho i będziesz obserwować obyczaje. Ja tak miałam, to standardowy element szkolenia. Zaklęcie zaś uniemożliwia ci mówienie o tym, jaka jest druga funkcja przybytku. To dla twojego i naszego bezpieczeństwa. Nic nie wiesz, jesteś tylko panienką. Nie kasuje ci to pamięci ani nic - wyjaśniła. - Masz jakiś talent poza domniemanym sprytem? Najlepiej coś ze sztuką.
-
[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi
temat napisał nowy post w Arcybiskup z Canterbury
Do dnia było jednak jeszcze daleko, a więc nie nadszedł jeszcze dla wampira czas snu. Uliczka którą szli, jedna z tych wąskich i parszywych, była zupełnie pusta. Jeśli ktoś nawet słyszał ich wybryki, to nauczony doświadczeniem nie odważył się nawet uchylić okiennic, a więc mieli względny spokój. Atmosfera uległa gwałtownej zmianie i w drodze powrotnej nikt nie zamienił z nikim słowa. Nawet Meer zdawało się, wytrzeźwiał nieco i chociaż chybotliwie, dawał radę iść samodzielnie i nawet nadążyć za resztą krokiem. - No, chłopcy, to ja się będę zbierał - oznajmił Albrecht i pozdrowił całą trójkę łowcy i eks-łowców skinieniem głowy i ręką podniesioną w górę. - Pete, miło było poznać. Serwus. I poszedł. Pozostała do obgadania sprawa, z którą wampir przyszedł do karczmy. -
- Benu wie o wszystkim, bo jest bogiem. Nie bożkiem, Adamie. To szczep duszy Ta. Uosobienie słońca, widzi wszystko. Nie chodziło o to, aby was skrzywdzić. Nie chcemy krzywdzić nikogo, on nie chce krzywdzić nikogo. Wysłał nas, abyśmy zdobyli Stowarzyszeniu kolejnego poplecznika. Tu, wśród skał, leży uśpiony, jednoręki Tyr. Tyr jest bogiem wojny, a aby go pobudzić, potrzebna jest przelana krew która w wyniku walki dotrze do jego wielkich nozdrzy. Z bogiem wojny nekromanci nie będą nam straszni, ale nie chodzi tylko o nich. Benu wie dobrze, że jeśli będzie tak stary jak świat, jeśli umrze w momencie w którym umrze Ziemia, to nie zostanie zapomniany i czeka go wieczne życie. Jego i innych starych bogów. Dlatego też potrzebujemy, aby świat skończył się nieco wcześniej niż przewidywany termin - wyjaśniła. - Krew miała pobudzić instynkty Irene. Mieliście walczyć i w walce zginąć. Nie wtedy, to teraz - rzekła i pchnęła Adama w stronę łowcy i adeptki unieruchomionej przy ziemi.