Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Kilka godzin później Mistrz wezwał Arfa do siebie. W rękach trzymał metalowy kufer.

    Nie masz zbyt wiele czasu. Niedługo będziemy zmuszeni wracać na Korriban, dlatego też nie musisz szukać części do miecza. Znaleźć należy tylko holokron, który zawiera szczegółowe informacje dotyczące budowy broni. Holokron przechowywany jest poza bazą. Masz pół godziny.

  2. - Jeśli nie będzie mi dane wybaczenie, masz prawo do mojej śmierci. Wszyscy mają do tego prawo - padła odpowiedź. Kobieta krzywiąc się z bólu i zaciskając zęby podniosła obie dłonie na wysokość twarzy Sitha.

    Wokół nadgarstków zaciśnięte były dwie, metalowe obręcze - takie, w jakie zakuł Arfa Syd na Felucji.

    Uśmiechnęła się triumfalnie.

  3. Kobieta stała przez chwilę wpatrując się w ziemię, po czym po raz pierwszy od pierwszego spotkania z Arfem spojrzała wprost w jego oczy. A potem zaczęła się śmiać. Był to wyjątkowo nieprzyjemny śmiech, lodowaty jak cały Hoth, niepokojący i brzmiący tak, jakby właścicielka postradała zmysły już jakiś czas temu.

    Po chwili się opanowała, na twarz przybrała wyraz obojętności i wbiła wzrok w podłogę.

    -Wybacz moją bezczelność, panie.

  4. Przewodniczka wyjęła zza pasa papierową mapę i wręczyła ją Sithowi. Wyjęła jeszcze ołówek i zakreśliła mały okrąg na mapie.

    - Tutaj znajduje się biblioteka. Nie posiadamy zwojów ani ksiąg z papieru ze względu na niekorzystne warunki. Tutaj są pańskie komnaty. Droga jest prosta - odpowiedziała i wręczyła Arfowi kawałek papieru.

    - Datapady w niektórych miejscach przestają działać, dlatego tradycyjny plan bazy. Praktyczniejszy. Ubrania zaraz dostarczę. Czy pomóc w czymś jeszcze? - zapytała.

  5. - Według twojego słowa, panie - odparła. Ruszyła przodem przez korytarze bazy. Niektóre z nich nie były do końca zabudowane i widać było wejścia do naturalnej jaskini, w której mieścił się cały kompleks. Zapewne dlatego panował tam taki nieprzyjemny chłód.

    Co ciekawe, komnaty były znacznie cieplejsze. Drzwi otwierane były za pomocą skanu dłoni. Kwatera składała się z części dziennej, sypialni i całkiem sporej łazienki - była większa i wygodniejsza niż pokój na Korribanie. Podłoga była biała, a ściany pozostały nieobudowane, tylko wygładzone. Co ciekawe, od ciemnej skały nie biło zimno. Apartament był raczej ciemny, oświetlony kilkoma punktami ze sklepienia.

    - Tuż obok łóżka znajdują się przyciski którymi można wezwać służbę. Również mnie. Czy mogę czymś jeszcze służyć? - zapytała.

  6. No bo samo złożenie miecza wyzwaniem nie jest. Wyzwaniem są warunki.

    - Proszę wybaczyć, panie. Nie posiadam imienia - odparła krótko, jeszcze raz się kłaniając.

    Niech zaprowadzi cię do pokoju. Mam kilka spraw do załatwienia.

    Lord Trevi ruszył w znanym sobie kierunku, pozostawiając ucznia w hangarze.

    -Czym mogę służyć? - zapytała kobieta, którą trochę zdziwiło odejście jednego z Sithów.

  7. Tutaj skonstruujesz miecz. Chłód bywa gorszy niż gorąco, więc będzie to też test wytrzymałości.

    Po kolejnych kilkudziesięciu minutach transportowiec był gotowy do lądowania. Zawisł nad płaskimi budowlami wbitymi na trwałe w skały i czekał, aż otworzy się śluza do lądowiska osłoniętego przed wiatrem, który kołysał teraz statkiem. Kiedy już osiadł na płycie, z powrotem zamknęła się, odcinając dostęp zimnego powietrza.

    W środku krzątało się kilku imperialnych żołnierzy, oporządzając pomniejsze statki.

    Do Sithów którzy wyszli poza statek podeszła młoda kobieta o ciemnych, krótkich włosach i jasnej cerze. Miała zielone oczy, wąskie usta i mały nos. Ubrana była w kombinezon chroniący przed zimnem, bo chłód panował nawet w bazie.

    Ukłoniła się nisko.

    - Witam. Zostałam poinformowana o Waszym przybyciu i powierzono mi funkcję przewodnika.

  8. - Jeden kupiec, dzisiaj. Miasto nie leży przy ważnych szlakach handlowych - odparł Przedstawiciel trochę ciszej.

    Pochowajcie ciało.

    Świetlista postać zniknęła, a w jej miejscu znów stał młody mężczyzna.

    - Potrzebujemy miejsca do noclegu. Morderca zostanie odnaleziony w ciągu kilku najbliższych dni.

  9. Zezwolę, kiedy będziemy na miejscu.

    Transportowiec wzniósł się w powietrze i wystrzelił w kierunku stacji na orbicie Korribanu. Nie musiał przez nią przelatywać, ale znajdowała się w drodze na miejsce docelowe - Hoth.

    Hipernapęd został włączony i chwilę później jasne punkty w przestrzeni kosmicznej rozmyły się w świetliste pasy.

    Podróż nie trwała długo, bo i cel podróży znajdował się niedaleko. Już wkrótce po wyhamowaniu i zbliżeniu się do bladej sylwetki planety transportowiec zaczął wchodzić w jej atmosferę.

  10. Wobec takiego obrotu spraw miejscowa ludność nie wiedziała, jaką postawę przyjąć. Gdyby był tylko anioł, można byłoby błagać o wybaczenie i padać na kolana. Gdyby był tylko demon, można byłoby po prostu uciekać i panikować. Ale dwa takie stwory, które w dodatku nie podejmowały żadnych działań prowadzących do śmierci tego drugiego, były czymś nie do końca jasnym. Dlatego też większość ludności postanowiła czekać na rozwój wydarzeń.

    Ilu ludzi w ciągu ostatnich dwóch tygodni opuściło Tristram, bądź wstąpiło do niego?

    - Nikt nie wyjeżdżał, panie - odezwał się Przedstawiciel Miejscowej Ludności, leżąc krzyżem na ziemi.

  11. - Na razie pozwól, że zrobię to sam. Musimy mieć dobre zgranie czasowe. Dam ci znak - odrzekł.

    Zacisnął lewą dłoń w pięść i uderzył z całej siły w swój brzuch. Rozległ się dźwięk podobny do tłuczonego szkła, a spod tuniki zaczęło prześwitywać oślepiające światło. Następne uderzenie - części ciała zaczęły się kruszyć i odpadać, uwalniając jeszcze większe ilości światła. Łańcuch pomiędzy kajdanami został rozerwany, a falujące, świetliste wstęgi wystrzeliły w powietrze.

    W miejscu w którym przed chwilą stał ciemnowłosy mężczyzna, unosiła się teraz istota, której rysy trudno było dostrzec bez mrużenia oczu. Była większa niż ludzie i miała skrzydła. Trudno było dostrzec także jakikolwiek ubiór, bo absolutnie wszystko świeciło. W lewej dłoni stwór trzymał długą włócznię, mieniącą się fioletowym i niebieskim światłem.

    Anioł kiwnął głową do towarzysza, z satysfakcją obserwując reakcję miejscowych. Niektórzy padali na kolana, inni stali jakby byli z kamienia, jeszcze inni tylko rozwierali szeroko usta, niedowierzając.

  12. To samo ukłucie odczuwalne wewnątrz głowy co poprzedniego dnia.

    Czego potrzebujesz?

    Drzwi prowadzące na lądowisko odsunęły się przed nimi. Na zewnątrz panował jeszcze poranny chłód, bo gwiazda nie zdążyła jeszcze całkowicie wyłonić się zza horyzontu.

    Na lądowisku stała pomniejszona wersja transportowca przypominającego nieco X-70B typu Phantom, używanego za czasów Wielkiej Wojny Galaktycznej. Ten z pewnością znacznie różnił się zastosowanymi w środku mechanizmami i nowymi udogodnieniami, oraz kolorem - nie był czarny, a szarobłękitny.

  13. - Nie sądzisz, że to jest odpowiedni czas na przedstawienie? - zapytał Mauriel. - Ja to bym chętnie wywołał wyrzuty sumienia i strach przed karą z niebios. Nie wiem, co o tym myślisz, ale ja dawno nie widziałem tych konkretnych wyrazów twarzy, a mam ochotę - zwrócił się do Lacusa i skierował twarz w jego stronę w całkowitym spokoju.

  14. Po spożyciu posiłku pozostało ruszyć w stronę holu, bo zapewne tam czekał mistrz.

    I rzeczywiście, stał na drugim piętrze, tuż obok korytarza prowadzącego na lądowiska. Ubrany podobnie jak poprzedniego dnia, skinął głową gdy Arf do niego podszedł i ruszył wprost do wyjścia z Akademii.

  15. Przedstawiciel  Lokalnych Władz skinął na jednego ze strażników który akurat miał pędzić zamykać ostatnią bramę, aby ten zakuł dwójkę niepewnych obywateli w kajdany. Ten podszedł do Lacusa i posłusznie, chociaż niepewnie i z niepokojem założył obręcze na jego dłonie. Drugi strażnik zrobił to samo z rękami Mauriela.

  16. Mauriel spojrzał na towarzysza, jakby zaraz miał go zamordować.

    - Zamykać bramy, szybko! - wrzasnął Przedstawiciel Lokalnych Władz. Kilku wojów rzuciło się aby przesunąć ciężkie wrota i odciąć Tristram od plagi żywych trupów.

    - A teraz dajcie mi proszę powód, dla którego miałbym was nie aresztować - powiedział, mierząc obu wzrokiem. - Zasialiście panikę, sprofanowaliście zwłoki...

  17. - A czemu Tristram miałoby być chętne do współpracy z dwójką szaleńców niewiadomego pochodzenia i równie niewiadomych celów? - zapytał mężczyzna, krzyżując ręce na piersi. Czuć było, że tłum go popierał, a nieufność do Lacusa i Mauriela rosła z każdą sekundą.

    - Proszę ze mną pozwolić - rzekł uprzejmie czarnowłosy mężczyzna. położył dłonie na ramionach mężczyzny i poprowadził go kilka kroków do najbliższej bramy. Stawiał lekki opór.

    - A teraz proszę spojrzeć w stronę lasu.

    Od strony lasu nadciągało kilku innych martwych, którzy podobnie jak poprzednicy nie zdawali sobie sprawy z tego, że nie powinni się poruszać. Charakterystyczny odór towarzyszył im, wyprzedzając kilka metrów.

    - Ile razy w życiu widział pan, jak zmarli wstają z grobów? Pewnie wiele. A zatem musisz wiedzieć też, że nie mają pokojowych zamiarów, śmierdzą, roznoszą choroby, a w dodatku się poruszają. Przyjacielu Lacusie, chciałbyś coś dodać?

  18. - Koniec tego dobrego, Lacus, zostaw pana - krzyknął Mauriel wychodąc z kaplicy. - Ile tu macie bram, wyjść z osady? - zapytał, mając nadzieję, że ktoś z tłumu mu odpowie.

    - Cztery, drogi panie - rzekł postawny mężczyzna, który pojawił się obok niego. Był ubrany w bogate szaty - pewnie jakiś przedstawiciel władz, coś w tym guście.

    - To zamknijcie wszystkie z nich i chcę wiedzieć, kto przyjeżdżał tu i wyjeżdżał przez ostatnie dwa tygodnie.

    - Z jakiego powodu mielibyśmy spełnić twoje rządania i ujawnić te informacje? - zapytał.

  19. - Jakiej znowu sekcji, wy bezwstydne świnie, padalce?! - wrzasnął oburzony jakiś staruszek, wymachując groźnie drewnianą laską. Przez tłum, który błyskawicznie zebrał się przy kaplicy przeszły gniewne szepty. Wdowa zemdlała.

  20. Kiwnął głową i zamknął za towarzyszem drzwi od kaplicy.

    Na zewnątrz, nieopodal budynku ma ławce siedziała matka ofiary i dziewczyna, która najwyraźniej próbowała tej pierwszej dodać otuchy. Kilku innych ludzi oczekiwało na informację, udając że są na miejscu zupełnie przypadkiem.

    Co ciekawe, zmieniła się pogoda. Niebo stało się tak ciemne i przytłaczające, że niemal czarne. Wzmógł się wiatr.

  21. -Możliwe, możliwe - odpowiedział. - Czas otworzyć...

    Skóra na brzuchu została rozcięta i przystąpili do sekcji. Po upływie godziny badania były skończone i mogli ogłosić światu przyczynę śmierci.

    Oboje byli cali we krwi, bo nie przewidzieli, że trup w środku może być w gorszym stanie.

    - A zatem, przyjacielu... Ostatecznie. Ciągnięta po ziemi za szyję, wokół której owinięty był sznur. Zapewne rzucała się, stąd ciosy w brzuch. Bezpośrednia przyczyna śmierci?

×
×
  • Utwórz nowe...